Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
O wpół do szóstej różaniec do Matki Boskiej, o szóstej msza. Kwadrans po siódmej początek misterium. W ciszy słychać uderzenia o podłogę bazyliki Świętego Wojciecha. Zaczynają się omdlenia. To jest nabożeństwo, na którym każdy człowiek czuje obecność demona.
Najpierw upadła starsza kobieta stojąca w tłumie przed głównym ołtarzem. Runęła prosto na posadzkę, aż zadudniło. Nikt jej nie pomógł, nikt nie podał ręki, bo w takiej chwili nie należy pomagać. Najlepiej w ogóle nie reagować. Sama wstanie. To potrwa kilka sekund. Nawet nie wiadomo, czy zemdlała. Kościół w Wąwolnicy, wiosce graniczącej z Nałęczowem, wypełniony po brzegi. Ludzie siedzą w ławkach, stoją w przejściach, w kruchcie, a ci, którzy się nie zmieścili, marzną na zewnątrz.
Temperatura spadła wieczorem do minus dziewięciu. Jest ostatnia sobota lutego. Kobieta wstaje, poprawia długi wełniany płaszcz. Uśmiecha się, nic jej nie jest. Zaczyna powtarzać ze wszystkimi: – Módlmy się za osoby doznające udręczeń ze strony mocy ciemności. Boże, który mocą swej łaski zechciałeś wspomniane osoby uczynić dziećmi światłości, spraw, prosimy, by nie otoczyły ich mroki demonów, lecz niech blask wolności od ciebie otrzymanej zawsze się w nich objawia. Przez Chrystusa Pana naszego. Amen.
I jeszcze psalm trzydziesty piąty: – Walcz, Panie przeciw tym, co walczą ze mną. Uderz na wrogów moich. Chwyć puklerz i tarczę, i powstań mi pomóc.
Kiedy ksiądz Jan Pęzioł rusza do wiernych, żeby kłaść ręce na ich głowy, zaczynają się kolejne omdlenia. Mężczyzna w kruchcie, kobieta w lewej nawie, dziewczyna w przejściu między ławkami, chłopak stojący obok niej. Leżą, nie wstają. O ile to omdlenia. Na pewno chwilowa utrata równowagi. Mija trzecia godzina nabożeństwa. Poszczególne rytuały od lat powtarzane w tej samej kolejności. Zawsze w ostatnią sobotę miesiąca. O wpół do szóstej różaniec do Matki Boskiej, o szóstej msza zwykła. Mniej więcej kwadrans po siódmej początek misterium. W ciszy słychać wyraźne uderzenia o podłogę bazyliki Świętego Wojciecha. Ksiądz Pęzioł idzie dalej. Pokazuje, żeby nie podnosić upadających. Nic im nie będzie. Jeszcze nikt, upadając w czasie mszy, nie wyrządził sobie krzywdy. Zresztą zaraz wstaną. Jak zwykle. To jest nabożeństwo, na którym każdy człowiek czuje obecność demona. Modlitwa jest po to, by się od niego uwolnić. A uwalnianie sprzyja dziwnym reakcjom organizmu. Choćby takim jak chwilowe osłabienie.
Ktoś intonuje hymn do św. Michała Archanioła: – Święty Michale Archaniele, wspomagaj nas w walce, a przeciw niegodziwości i zasadzkom złego ducha bądź dla nas obroną. Aby go Bóg pogromić raczył, pokornie o to prosimy. A ty, wodzu niebieskich zastępów, szatana i inne duchy złe, które na zgubę dusz ludzkich po tym świecie krążą, mocą Bożą strąć do piekła. Amen.
Ciszę między modlitwami przerywają stęknięcia, westchnienia, płacz, od czasu do czasu stłumiony, radosny śmiech. Wszystko jednocześnie. Jakby ktoś rozdał role wiernym. Ale ksiądz Pęzioł nie nadaje się na reżysera. Prosi, żeby opanować emocje. Nie krzyczeć, raczej modlić się w skupieniu. Parę minut po dziewiątej błogosławi znakiem krzyża. Ludzie wychodzą z kościoła, wsiadają do samochodów, autokarów. Rejestracje lubelskie, mazowieckie, łódzkie, podlaskie. Są dwa autobusy z województwa zachodniopomorskiego.
Wierni musieli pokonać nawet 700 kilometrów, żeby uczestniczyć w wydarzeniu, które jest tylko raz w miesiącu. Niektórzy idą spać do domu pielgrzyma, inni powoli opuszczają plac przed bazyliką. Na dziś koniec. Jeszcze kilka osób prosi księdza o prywatną rozmowę. Ksiądz jest już bardzo zmęczony, ale przyjmuje każdego. Choćby na chwilę, żeby się umówić na później.
To są obowiązki księdza Pęzioła. Dziesięć lat temu był jeszcze proboszczem w Wąwolnicy. Dziś kanonik, infułat. Za rok skończy osiemdziesiąt lat, ale wygląda na sześćdziesiąt, ma głos młodzieńca, donośny i ostry, chodzi szybko, trzyma się prosto. Szczupły, niewysoki. W Wąwolnicy uważany jest za człowieka o cechach anielskich, bo w wieku osiemdziesięciu lat rzadko kto tak dobrze wygląda, a jeszcze rzadziej ma taką jasność umysłu.
Ksiądz Pęzioł jest egzorcystą. Dzięki niemu mała lubelska wieś stała się w ostatnich latach jednym z najczęściej odwiedzanych w Polsce miejsc pielgrzymkowych. W ubiegłym roku w egzorcystycznych comiesięcznych mszach uczestniczyło prawie 100 tys. pielgrzymów z całego kraju. Na stronie internetowej parafii ksiądz Pęzioł wpisał niedawno swoje kredo: „Cywilizacja laicka przełomu XX i XXI wieku wypłukuje z wielu ludzkich sumień wartości duchowe. Obok dobrych wartości istnieją także złe. Współczesny człowiek, często nie uświadamiając sobie ich obecności, nie zabezpiecza się przed nimi, co więcej – otwiera się na nie beztrosko. Zło wchodzi w życie człowieka i czyni wielkie spustoszenie duchowe, psychiczne i fizyczne. Kościół, działając mocą Chrystusa, idzie z pomocą tym ludziom, ogarniając ich troską duszpasterską. Jedną z form takiego duszpasterstwa jest Nabożeństwo o uzdrowienie duchowe i uwolnienie od wpływów złego ducha”.
Wąwolnica, mimo że najchętniej odwiedzana, nie jest wyjątkiem. Takich nabożeństw – zbiorowych egzorcyzmów – jest w Polsce więcej. Jeszcze nie tak dawno księża przerzucali sobie tę specyficzną posługę z rąk do rąk jak gorący kartofel. Dwadzieścia lat temu było w Polsce zaledwie kilku egzorcystów. Dziesięć lat później już około czterdziestu. Kościół nie informuje wprawdzie o dokładnej liczbie księży egzorcystów, ale od niedawna w każdej diecezji jest przynajmniej jeden mianowany przez biskupa specjalista od walki z demonem. W niektórych diecezjach dwóch, trzech, nawet czterech. Wszystkich diecezji jest w Polsce 41, można się więc spodziewać, że liczba egzorcystów przekracza setkę.
To jedna z odpowiedzi Kościoła na laicyzację społeczeństwa i coraz większą rzeszę świeckich przeganiaczy diabłów (w samej Warszawie jest ich kilkuset), którzy „psują” rynek zmonopolizowany kiedyś przez księży. Katolickie społecznościowe portale internetowe – choć nie robi tego Episkopat Polski – publikują nawet listy egzorcystów diecezjalnych, zastrzegając za każdym razem, że są niepełne. Zawierają jednak oprócz nazwisk także adresy, a nawet numery telefonów egzorcystów. Można zadzwonić, umówić się na wizytę. Jak w przychodni lekarskiej. Lub u psychologa.
Egzorcyści wymieniają się doświadczeniami na konferencjach organizowanych każdego roku w Niepokalanowie. W czasie ostatniego spotkania, kilka tygodni temu, jezuita z Krakowa ojciec Aleksander Posacki dał wykładnię, jak współczesny Kościół katolicki rozumie powołanie egzorcysty: – We współczesnym świecie wiele jest demonicznych zagrożeń – mówił ojciec Posacki. – Obserwujemy dziwną fascynację złem, mrokiem, satanizmem, poszukiwaniem mocy, poza pojęciem moralności. Zagrożenia wynikać mogą z amoralizmu, konsumpcjonizmu, przedwczesnej seksualizacji młodzieży czy fałszywej duchowości wynikającej z pomieszania pojęć choćby wtedy, gdy myli się religię z magią. Analizujemy te zagrożenia, czyniąc to w świetle racjonalności, w otwarciu na współczesne badania naukowe.
Z kolei w najnowszym, marcowym numerze jezuickiego miesięcznika „Przegląd Powszechny”, w całości poświęconego demonologii i egzorcyzmom, na temat współpracy Kościoła z naukowcami rozmawiają egzorcysta z podwarszawskiej Magdalenki, ksiądz Andrzej Grefkowicz, i psychiatra, doktor Włodzimierz Szyszkowski. Obaj przyznają, że wiele razy konsultowali między sobą przypadki, co do których nie byli pewni, jak je zakwalifikować: czy jako chorobę psychiczną, czy diabelskie opętanie.
– Kościół i nauka zmierzają w gruncie rzeczy do tego samego, czyli do wyleczenia – ocenia profesor Janusz Rybakowski, jeden z najwybitniejszych polskich psychiatrów. – Baza teoretyczna w obu przypadkach jest jednak inna. Kościół opiera swoją naukę na wierze w duchy dobre i duchy złe, psychiatria – na zaburzeniach czynności mózgu. Doceniając starania i metody Kościoła, jako psychiatra muszę jednak powiedzieć, że w duchy nie wierzę.
Za to Kościół wierzy coraz bardziej w zdobycze nauki. Dlatego w 1999 roku Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów zmieniła używany od prawie czterech wieków Rytuał Rzymski (Rituale Romanum) w punktach opisujących egzorcyzmy na osobach opętanych. Nowa wykładnia przepisów zaleca dokładne, a nawet wielokrotne konsultacje z lekarzami psychiatrii, by ponad wszelką wątpliwość wykluczyć chorobę psychiczną osoby, wobec której planuje się zastosowanie egzorcyzmu. Bardzo często mylono kiedyś opętanie ze schizofrenią lub rzadką chorobą zwaną zespołem Tourette’a, czyli wrodzonym zaburzeniem neurologicznym charakteryzującym się występowaniem tików ruchowych, werbalnych, połączonych z koprolalią, patologiczną skłonnością do wypowiadania przekleństw i obraźliwych słów.
Reszta Rytuału wygląda niemal dokładnie tak jak cztery wieki temu: pokropienie wodą święconą, modlitwa, recytacja psalmu, czytanie ewangelii, nałożenie rąk i dmuchnięcie w twarz osoby dręczonej przez demona, wyznanie wiary, ukazanie krzyża, wypowiedzenie formuły zaklinającej diabła do odejścia. Mniej więcej w takiej kolejności toczy się też wąwolnickie nabożeństwo. Nie zmienił się także zestaw głównych znaków mających świadczyć o opętaniu: mówienie obcymi językami, ujawnianie przez opętanego nieznanych mu tajemnic, ponadnaturalna siła oraz niechęć przed wodą święconą i odrzucanie Chrystusa.
W Wąwolnicy nikt nie słyszał, by osoby poddające się egzorcyzmom mówiły językami, których nie znają. Nie spotkano się też z przypadkiem ujawniania tajemnic, których opętany nie mógł znać. Parafialne archiwum roi się jednak mimo wszystko od podziękowań ludzi, którzy przeszli przez ręce księdza Pęzioła, a na forach internetowych, nie tylko katolickich, uczestnicy sobotnich nabożeństw wymieniają się wrażeniami z pobytu w bazylice.
„Najpierw poświęcenie wody, soli i lekarstw – opisuje swoje przeżycia młoda dziewczyna, Beata Chmielewska, na portalu www.wiadomosci24.pl. – Potem egzorcyzmy zbiorowe. Modlimy się o uzdrowienie i uwolnienie od wpływów złego ducha. Wnętrza uniesionych dłoni księdza mają barwę jasnozieloną, wokół nich aura błyszczy bielą. Zdenerwowanie zaczyna we mnie narastać, bo nie wiem, czego mam się spodziewać. Mój chłopak mówi, że już ktoś upadł. Nagle, tuż przede mną, upada starsza kobieta. Wygląda, jakby spokojnie spała. Serce bije mi szybciej i mocniej. Trzymamy się za ręce z przyjaciółką, wymieniając jednocześnie przestraszone spojrzenia. Egzorcysta kładzie ręce na głowie mojego chłopaka. Stoję tuż za nim, dlatego czuję bijący od niego lęk i niesamowitą falę gorąca. Zachwiał się lekko, ale nie upadł. Ma zmienioną twarz, jest oszołomiony, lecz po kilku minutach dochodzi do siebie. Kolej na moją przyjaciółkę. Stoi blada, patrząc się w skupieniu na księdza. Teraz ja. Zamykam oczy, czując jednocześnie gorące dłonie kapłana na mojej głowie. Widzę migotliwe tło i wyłaniający się z niego krzyż. Nagle zaczynamy się chwiać. Czuję te dłonie na głowie i lekkość delikatnie upadającego ciała. Nie tracę jednak świadomości jak przy omdleniu. Czuję się lekko i swobodnie, mam świadomość, że JESTEM, choć przez chwilę zupełnie nie wiem gdzie! Otula mnie świetlista biel... I wszystko znów powraca. Doskonale słyszę modlących się ludzi, ale jeszcze nie mogą otworzyć oczu, nie mogę wstać. Jeszcze chwila. Podnoszę się. Jestem oszołomiona. Przyjaciele prowadzą mnie do ławki, ktoś ustępuje mi miejsca”.
„Szkoda, że egzorcyzmy w Wąwolnicy są tylko raz w miesiącu. Za każdym razem, gdy stamtąd wyjeżdżam, czuję się silniejszy, moje lęki słabną, wracam do życia. Lekarze mi nie umieli pomóc, a ksiądz – wystarczy, że ręce położy na mojej głowie” – wyznaje na forum www.katolik.pl czterdziestoletni mężczyzna z Przemyśla.
Ksiądz Pęzioł nawet gdyby chciał, nie jest w stanie prowadzić więcej niż czterech nabożeństw w miesiącu (trzy zwykłe i w ostatnią sobotę miesiąca główne, o uwolnienie). Do tego trzeba dodać prywatne spotkania z ludźmi potrzebującymi pomocy, indywidualne egzorcyzmy w całej diecezji, częste wyjazdy w teren. Tak jak teraz do Orłowa Murowanego koło Krasnegostawu na przedświąteczne rekolekcje. W Orłowie od dawna czekali na księdza. Kościół nabity po brzegi. Wszyscy wiedzą, kim jest. Ale egzorcyzmów w Orłowie nie będzie. Ksiądz przypomina o Polsce, o Polakach. Że tracą wiarę. O mediach, że ulegają potrzebom rynku, zamiast kształtować charakter. O rodzinie, że przeżywa głęboki kryzys.
Po rekolekcjach na plebanii ksiądz Pęzioł siada przy stole. Ostatnio ma takie dziwne myśli. Jakby coś się miało stać. Ksiądz nie jest prorokiem i nie chce nim być. Chodzi raczej o zdarzenie ważne dla Polski i Polaków. – Mam w głowie konkretny dzień – mówi ksiądz Pęzioł. – Matki Boskiej Zielnej. Piętnastego sierpnia. Między dziesiątą rano a południem. Prawdopodobnie jakiś znak. Nic złego się wtedy nie stanie. Będziemy się tylko musieli wobec tego znaku określić. Czekam na ten dzień, nie wiedząc, co będzie. A może tylko mi się zdaje. Poczekam. Zobaczę.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.