Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Tak,mam świadomość zła które się dzieje a muszę powiedzieć że długo jej nie miałam.Poczytywałam zło jako dobro(tak samo jak mój mąż).Cieszyliśmy się oboje-ja że mam fajnego faceta z którym ułóżę sobie zycie,on że wreszcie skończył "tę farsę".Zero wyrzutów sumienia,wstydu.Dziś mnie przeraża tamto rozumowanie.Zaczęłam planować nowe życie z nowym "mężem" i postanowiłam że skoro jest taki wspaniały i wybawił mnie od męża tyrana,to dam mu potomka(to jego pierwsze dziecko).Nie mogę sobie wybaczyć swojej głupoty.Teraz myślę że gdyby nie dziecko wszystko było by duzo prostsze,choć pewnie w jego istnieniu tez jest jakis sens.Niedużo brakowało a dziś byłabym po ślubie cywilnym-dostałam od kochanka pierścionek zaręczynowy i przyjęłam go z wielka radością,planując na Boże Narodzenie ślub.Na szczęscie przywróciło mi rozum,o ślubie cywilnym nie ma mowy a pierścionek leży w ładnym pudełeczku(zwróciłam go "narzeczonemu" ).
Elu
Jest we mnie miłośc do męża choć przez jakis czas wydawało mi się ze nie ma po niej sladu.Zrobił mi duzo krzywdy-rękoczyny,wyzwiska,w końcu oszustwo finansowe.
Ale od rozwodu(9 miesiecy) ,a zwłaszcza od 4-5 miesięcy to zupełnie inny człowiek.Muszę powiedzieć ze udowodnił swoja przemianę wiele razy w tym krótkim czasie.Dlatego zdecydowałam się wrócic.Stukilowy chłop przepraszający ze łzami w oczach za wszystkie krzwdy,siedzący wieczorami w domu,gotowy wychowywac obce dziecko...Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.
Jesli chodzi o uczucia do kochanka to cóż-z dawnej fascynacji(byłam przekonana że to miłość
)został tylko szacunek bo dobry człowiek chociaz nie rozumie układu w jakim się znajduje.Niby wierzący ale widocznie"po swojemu" skoro gotów jest łamac do końca zycia 6 przykazanie,nie widząć w tym nic złego.
Tak,kocham męża,przebaczyłam mu wszystko i jestem gotowa zacząć od nowa,mam na to dużo siły.Oprócz tej miłości jest jeszcze coś -uczucie przynależności o którym nie ma mowy jesli chodzi o kochanka.
Właśnie to że wróciła miłość zdecydowało o mojej decyzji o powrocie.Gdyby nie ona to prawdopodobnie byłabym w tym niesakramentalnym związku ze wszystkimi tego konsekwencjami.
Małgosiu
Chętnie zapisałabym sie do tej kolejki ale nie wiem jak to zrobić ;)
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 15:01
Agnes, przyszła mi taka myśl do głowy:
Skoro postanowiłaś odejść od swojego partnera, czy nie powinnaś zrobić tego przed porodem.
Wiem że trudno, ciężko, że niezbyt chętnie do teściów. Ale, jeśli wrócisz do tego człowieka z dzieckiem, pomyśl, ile bólu mu sprawisz. Jeżeli macie z mężem być razem, to mąż powinien być przy Tobie w dniach porodu, to mąż powinien odebrać Cię ze szpitala i przeżywać z Tobą te pierwsze chwile wspólnego rodzicielstwa.
Pomimo wszystko, trzeba brać pod uwagę uczucia tego drugiego człowieka, jego przywiązanie do dziecka, gdy od pierwszych dni będzie uczestniczył w życiu dzieciątka.
Ten człowiek też ma uczucia, nie dość że Ty odejdziesz, zabierzesz mu dziecko - jak paczkę, która do Ciebie należy.
Oczywiście zrobisz tak, jak będziesz mogła, jak warunki pozwolą.
Ale my - porzuceni - wiemy co to jest strata ukochanej osoby, on - chociaż w nieformalnym związku - odczuje to równie boleśnie.
Nam się wydaje że to takie proste: powrót do męża.
Znów ktoś ucierpi.
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 19:19
Jakies to wszytko dziwne i smutne... bardzo współczuję temu nienarodzonemu dziecku i jego Ojcu...
Desdemona [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 19:32
Maria Anna napisał/a:
Jakies to wszytko dziwne i smutne... bardzo współczuję temu nienarodzonemu dziecku i jego Ojcu...
ja też mu współczuję....za tyle dobra tyle zła go teraz spotkało...mam nadzieję, że przynajmniej będzie miał nieograniczone kontakty z dzieckiem
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 20:28
Dziewczyny
Ja doskonale wiem ze muszę odejść przed porodem,nie wyobrażam sobie inaczej.Mam jeszcze 3 miesiące,jeśli mi się nie uda to nawet nie chcę o tym myślec ale chyba będę musiała zostać.
Mnie tez żal i dziecka i ojca sama już nie wiem kogo bardziej.
Czasami mam dośc wszystkiego,próbuję wyłączyć myślenie żeby nie zwariować.A szatan nie próżnuje i wtedy wydaje mi się że wszystko jest ok,że właściwie może zostac tak jak jest.
Czasem wydaje mi się że to sen i nie wierzę że wszystko dzieje się naprawdę.
[ Dodano: 2008-02-24, 20:48 ]
Więc co powinnam zrobić?
Zostac dla dziecka,wziąć ślub cywilny i próbowac jakos funkcjonować?
Pluć sobie w brodę że jednak nie spróbowałam naprawiac tamtego?
Takie życie jak mam teraz zabija mnie.Nie potrafię się niczym cieszyć-Jacek(ten z którym mieszkam)mówi że gdyby postawił mi dom ze złota to i tak bym się nawet nie uśmiechnęła.Widocznie bardzo to wszystko po mnie widac.
No cóz,będę próbowała jakos to rozwiązać.Jeśli nie uda się do narodzin dziecka-chyba zostanę.Wyprowadzki z dzieckiem i zostawienia mu pustego domu pachnącego jeszcze nowonarodzonym maleństwem jakoś sobie nie jestem w stanie wyobrazić:(
Maria Anna [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 21:25
Nie wiem co masz robic.
Wiem tylko, że są kobiety, które nie doceniaja tego co maja i pchaja się jak ćmy tam gdzie źle i tam gdzie spłona ich skrzydełka... Boję się, ze jak wrócisz będzie po jakims czasie powtórka z rozrywki...
A masz dzieci i o nie musisz teraz dbać, im zapewnić dobrą przyszłośc.
Pozdr .
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 22:10
Może i trochę jestem jak ta ćma?
Tez niestety boję powtórki z rozrywki. Na ile może zmienić się człowiek?.Czy całkowicie?Zebym to ja wiedziała.Kiedyś po alkoholu był poprostu niebezpieczny,był taki wieczór że gdyby nie teściowa to dzis mogłabym nie zyc...Smutne ale niestety prawdziwe.Z pewnościa nie wrócę do domu męża bo umarłabym ze strachu gdyby znów wrócił pijany w trupa.A do siebie przynajmniej mogę go nie wpuścić w takim stanie,dlatego narazie nie podejmuję żadnej konkretnej decyzji.
bozka [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-24, 23:30
Cztery miesiące to krótki czas. Weź to pod uwagę! Dobrze rozważ, jakie są motywacje i intencje twojego męża. Miłość do Ciebie odżyła? Nie neguję... Jednocześnie jednak działać może tęsknota za córkami, racjonalne podejście (byłaś - więc np. prałaś mu, dbałaś o niego, załatwiałaś wiele spraw, nie musiał tez płacić alimentów na dzieci). Twój powrót to dla niego może być także podreperowaniem opinii w środowisku (Teraz być może jest tym, którego kobita zostawiła dla innego...). Skoro jest agresywny i porywczy to może gdzieś w głebi jego serca czai się zemsta...
Pamietaj, że męzczyźni nie lubią jak tracą coś, co należało do nich. Twój mąż chce odzyskać swoją kobietę. Nie znaczy jednak, że będzie wytrwały i silny, aby Cię szanoiwać...
Zastanów się, czyTwój mąż nie próbuje manipulować?
Tyle mojego czarnowidztwa!
Dla przeciwwagi dodam, to co wiesz: miłość i wiara mają ogromną siłę!
Trzymaj się agnes! I jeszcze raz proszę Cię rozważ na chłodno swoje położenie. Nie ulegaj urokowi sms - ów męża. Jego zachowania, o których wspomniałaś, mogą ujawniać silne zabużenia emocjonalne.
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 17:52
Bozka
Masz miliard procent racji.Byłam służąca w każdym calu.Do tego stopnia że pan i władca wchodząc do domu rzucał kurtkę na podłoge(żona powiesi).Wychowując małe dzieci pomagałam mu w firmie,dbałam o dom i tysiąc spraw,on wyłącznie pracował.Nie pamiętam żeby choć raz umył gary czy zmienił dziecku pieluchę.
Teraz często wspomina że "ciężko bez kobity",więc pewnie masz racje pisząc że jest to jeden z powodów dla którego znów chce mnie miec w domu.
Sama nie wiem na ile szczere są jego słowa...Od paru miesięcy łazi za mna jak pies(akurat odkąd zaszłam w ciążę).Bez przerwy pisze smsy,nalega na spotkania podczas których przeprasza ze łazami w oczach i prosi żeby wrócic.Według katechizmu powinnam wrócić.
Co do mojego położenia to co tu gadac-jest o niebo lepsze niż w tamtym związku.Jestem kochana,szanowana,doceniana.I moje dzieci tak samo.Pytam nieraz dziewczynki czy chcą zebym znowu była z tata.One jednak wolą tate na odległość."Troche tu ,troche tam"."Ale Jacek będzie płakał jak się wyprowadzimy"."A jak tata znowu będzie się kłócił?"Napatrzyły sie na rózne sceny,zwłaszcza starsza.Jaką mam gwarancję że te sceny się nie powtórzą?
Ano żadnej...
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 17:58
Agnes, współczuję. To trudna decyzja. Może powiedz mężowi o swoich wątpliwościach. Czy zauwazyłaś zmianę w jego zachowaniu? Czy to jego poniżanie odnosiło się tylko do Ciebie, czy wobec wszystkich był taki?
elzd1 [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 20:17
Agnes, piszesz:
".Jaką mam gwarancję że te sceny się nie powtórzą?
Ano żadnej..."
A jaką masz gwarancję, że się powtórzą?
A jaką masz gwarancję, że Twój obecny partner nie będzie robił podobnie?
Życie jest loterią.
agnes [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-25, 21:38
Tak to juz jest,że mamy zagwarantowana tylko śmierć.Gdybym nie miała nadziei że się zmienił to nie myslałabym o powrocie-głównie ze względu na spokój dzieci(swój też).Ale mam nadzieję,kurcze-wierzę w tę zmianę i tyle.
Poza tym przeszkadza mi życie w grzechu ciężkim i niemożnośc przystępowania do sakramentów,szczerze mówiąc męczy mnie to coraz bardziej.
Wanbomko-nikogo specjalnie nie szanował,ale ze mna pozwalał sobie wyjątkowo,może dlatego ze byłam właściwie bezbronna?Zdana na niego i wpatrzona jak w obraz.
Wiem ze nie mogę wrócic do jego domu(dosłownie jego-teściowie sa tam tylko lokatorami) choc szkoda mi pracy którą włożyłam w jego remont i utrzymanie.
Panicznie boję się że powtórza się tam chwile o których wolałabym zapomniec.Zreszta tak jak juz pisałam-do siebie zawsze mogę go nie wpuścić w razie gdyby(odpukac) historia się powtórzyła.
Wiele razy rozmawiałam z nim na ten temat,mówiłam że się boję-zapewnia mnie ze nigdy juz nie podniesie na mnie ręki.
Na poczatku jego "podchodów" już po rozwodzie nie wiedziałam co o tym wszystkim myslec.Najpierw było to tylko wołanie do Boga-nie wiedziałam o co mam się modlic ale wiedziałam że zaczyna byc mi zle.Zaczęłam się modlic za niego,za siebie.Potem przyszła mysl ze własciwie nic nie jest stracone,że może by tak próbowac to posklejać....No i wtedy przyszło wybaczenie a potem świadomośc że przeciez ja go kocham, że jestem częścia niego.Niestety miałam juz pod sercem dziecko które we mnie rośnie.Paradoksalnie własnie wtedy mąż zaczął się starac ze zdwojoną siłą,do dzis nie wiem dlaczego akurat wtedy.
No i tak juz pół roku...Ja naprawdę czasami nie mam siły:(
Trzymajcie za mnie kciuki dziewczyny!Przeciez w końcu kiedys musi nam zaświecić słonce!
Pzdr
JAcekP [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-26, 19:26
Żadko odzywam się na forum, raczej czytam i to nie wszystko z braku czasu. Dla równowagi chcialbym przedstawiś męski punkt widzenia. Pewno narażę się żeńskiej części forum, ale moje słowa będą dość mocne. Z tonu , który świadczył o pewności Twojej decyzji po wypowiedzi Bozki i Anny Marii (ktore w pewnym zakresie wykluczają przemianę Twego męża) przeszłaś do gdybania. Napisałaś:
Cytat:
Mąż zaakceptował to dziecko,chce je wychowywać i byc dla niego ojcem tak jak dla naszych córek.Zapewnia mnie o swojej miłosci której podobno doswiadczył szczególnie po naszym rozwodzie.Jest pełen nadziei.Mówi że bez nas nie da rady.Zyje sam,żadnego związku nie bierze pod uwagę.Pracuje,ma swoje hobby,w weekendy zajmuje się dziećmi-wygląda na to ze rzeczywiście poszedł po rozum do głowy.Pare dni temu prawie się popłakałam ze wzruszenia jak mnie głaskał po brzuchu,wieczorem sms"dbaj o dzidzie".
Muszę powiedzieć ze udowodnił swoja przemianę wiele razy w tym krótkim czasie.Dlatego zdecydowałam się wrócic.Stukilowy chłop przepraszający ze łzami w oczach za wszystkie krzwdy,siedzący wieczorami w domu,gotowy wychowywac obce dziecko...Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.
Weź pod uwagę pewien fakt: mąż wybaczył Ci wielokrotnę zdradę zdradę,mało tego chce wychowywać dziecko sorry ale napiszę ,,obcego'' faceta i traktować je jak swoje i moim zdaniem w tym momencie dywagacje na temat udawania Twojego męża są moim zdaniem nie na miejscu. Piszę to jako facet . Spójrzmy prawdzie w oczy; to Ty związalaś się z obcym facetem ( on żyje sam), zdradzasjąc poczęłaś jego dziecko - a mąż wybacza Ci!!!. Dalej przeczytaj swoje słowa:
Cytat:
Znam go kilkanaście lat i nie sądzę że mógłby udawać.
Jesli chodzi o uczucia do kochanka to cóż-z dawnej fascynacji (byłam przekonana że to miłość
)został tylko szacunek bo dobry człowiek
wiesz, że to nie jest miłość. Kolejną sprawą jak sama napisałaś:
Cytat:
Nie mogę modlić się o małżeństwo śpiąc jednocześnie obok innego mężczyzny choć mam za soba 2-miesięczny okres abstynencji(taka moja ofiara).Tak bym chciała iśc do spowiedzi,Komunii ale póki tu mieszkam nie mogę.Chciałabym tez żeby towarzyszył mi w tym sakramentalny mąż-podpytałam go i jest na tak(choć ostatni raz spowiadał się przed ślubem czyli 7 lat temu).Za rok I Komunia naszej córki...Niebawem urodzi się dziecko które trzeba będzie ochrzcić...Bardzo chciałabym żebyśmy oboje przyjęli Komunię Sw-tak jak na naszym ślubie...
Czasami mam dośc wszystkiego,próbuję wyłączyć myślenie żeby nie zwariować.A szatan nie próżnuje i wtedy wydaje mi się że wszystko jest ok,że właściwie może zostac tak jak jest.
Takie życie jak mam teraz zabija mnie.Nie potrafię się niczym cieszyć
już teraz się męczysz, ponieważ sumienie nie pozwala Ci spokojnie spać. Pragniesz totalnej duchowej przemiany i nie możesz tego ,,technicznie'' wykonać. Katujesz się duchowo co słychać z tonu Twojej wypowiedzi. Z dnia na dzień sorry, że napiszę, ale będzie Ci coraz ciężej. A uzdrowienie może przyjść tylko z jednej strony.
Dalej:
Cytat:
Niby wierzący ale widocznie"po swojemu" skoro gotów jest łamac do końca zycia 6 przykazanie,nie widząć w tym nic złego.
to Twoje słowa - w tym człowieku nie dostrzegasz większych wartości. I teraz chyba najpiękniejsze co napisałaś:
Cytat:
Tak,kocham męża,przebaczyłam mu wszystko i jestem gotowa zacząć od nowa,mam na to dużo siły.Oprócz tej miłości jest jeszcze coś -uczucie przynależności o którym nie ma mowy jesli chodzi o kochanka.
Właśnie to że wróciła miłość zdecydowało o mojej decyzji o powrocie.Gdyby nie ona to prawdopodobnie byłabym w tym niesakramentalnym związku ze wszystkimi tego konsekwencjami.
i dalej
Cytat:
Ja doskonale wiem ze muszę odejść przed porodem
Zostac dla dziecka,wziąć ślub cywilny i próbowac jakos funkcjonować?
Pluć sobie w brodę że jednak nie spróbowałam naprawiac tamtego?
Wiesz doskonale co masz robić moim zdaniem, a na stwierdzenie ,,jakoś funkcjonować'' daj sobie odpowiedź jak te ,,jakoś'' ma wyglądać niby.
I tak to już jest, że się modlimy, prosimy, a gdy to już przychodzi - cofamy się. To nasuwa się pytanie o co myśmy w końcu prosili. czy to nie jest ta szansa, o którą się modlilaś. Przepraszam raz jeszcze za mocne slowa i za taki a nie inny post w postaci syntezy Twoich słów. Trzeba wziąć poprawkę, również na mnie, że mogę się mylić, ale chciałem ukazać moj męski punkt widzenia. Pozdrawiam i łączę się modlitewnie w Twojej intencji.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2008-02-26, 19:39
agnes napisał/a:
Może i trochę jestem jak ta ćma?
Tez niestety boję powtórki z rozrywki. Na ile może zmienić się człowiek?.Czy całkowicie?Zebym to ja wiedziała.Kiedyś po alkoholu był poprostu niebezpieczny,był taki wieczór że gdyby nie teściowa to dzis mogłabym nie zyc...Smutne ale niestety prawdziwe.Z pewnościa nie wrócę do domu męża bo umarłabym ze strachu gdyby znów wrócił pijany w trupa.A do siebie przynajmniej mogę go nie wpuścić w takim stanie,dlatego narazie nie podejmuję żadnej konkretnej decyzji.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.