Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Przyjęłam wiarołomnego małżonka 2mce temu. Dałam warunki, zadeklarował ich spełnienie. Najważniejszym było zerwanie kontaktów z ex, także zawodowych.
Potem odkrył, że mnie zupełnie nie kocha w taki sposób jak kochał kiedyś. I nie umie z tego wybrnąć. Nie umie mi też przebaczyć moich win sprzed zdrady. Ani sobie swoich.
Ja odkryłam że go kocham, okazywałam mu to i oczekiwałam odpowiedzi, jakiejkolwiek.
Nie było żadnej. To dobijało mnie i jego. Błąd, do którego zrozumienia musieliśmy dojrzeć oboje.
Nie umiał zerwać do końca z ex. Nie umiał bo nie chciał. Zostawił sobie szeroką furtkę współpracy zawodowej mimo moich coraz dobitniej wyrażanych nacisków.
Przyciskany co czuje do niej, mówił "nie wiem, może coś jest na dnie".
Do mnie nie czuje nic.
Ostatnie dni przyniosły przełom.
On chce wyjechać gdzieś na miesiąc czy dwa, bo nie radzi sobie z tym wszystkim.
Gdy pytam, czy może się zobowiązać że to będzie wyjazd samotny (i że nie wróci do niej), odpowiada "nie mogę".
I że nie chce spełniać mojego warunku zerwania kontaktów.
Ale potem (kiedy? nie wie) chce tu znowu wrócić i spróbować itd.
To się nie zgadza, mówię, gdzieś jest błąd.
Nie chcesz się z nią rozstać, ale chcesz wrócić (powiedzmy za miesiąc czy dwa).
ERROR.
O 18 idziemy jeszcze do terapeuty na rozmowę.. Cudu się nie spodziewam. Ale może dotrę gdzie jest error.
Czy jest nim miłość do tamtej?
Jest to trzeci i najpotężniejszy zawód, najpotężniejsze jak do tej pory rozczarowanie.
pierwszy - że nie walczy o małżeństwo
drugi - że nie walczy właśnie dlatego, bo zdradził, i że okłamywał mnie strasznie
trzeci - że mimo otrzymania szansy, bycia z nami przez dwa miesiące, mimo swojej własnej deklaracji (chciał wrócić i sam to zdecydował, sam się z nią rozstał) - to jednak była kolejna iluzja.
Strach, że na tym wyjeździe wróci do niej.
Ból, że tak wiele z siebie dałam nadaremno.
Bardzo mało nadziei.
O 18 idziemy jeszcze do terapeuty na rozmowę.. Cudu się nie spodziewam.
Jedyne co, że nie chce mnie okłamywać. Stąd też taki dojmujący ból.. prawda boli. Ale oczyszcza.
Muszę utrzymać swój warunek. I przyjąć ryzyko wychowywania samotnie dwójki dzieci do końca życia.
Módlcie się za mnie abym Bóg dał mi siłę.
Ostatnio zmieniony przez 2013-11-12, 16:18, w całości zmieniany 1 raz
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-28, 14:07
krawędź nadziei napisał/a:
Muszę utrzymać swój warunek. I przyjąć ryzyko wychowywania samotnie dwójki dzieci do końca życia.
Tak. I powiem Ci, że trzeba liczyć się z taką ewentualnością, warto pogodzić się zawczasu z tym, że tak właśnie może się stać. Bo to daje spokój na teraz, po wcześniejszej karuzeli emocji.
krawędź nadziei napisał/a:
Módlcie się za mnie abym Bóg dał mi siłę.
Zapewniam.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-28, 15:29
jestem
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-28, 16:01
Dziękuję z serca.
Wszyscy dookoła mówią:
niech jedzie, wreszcie Ty go kopnij, wreszcie niech on poczuje od Ciebie niepewność.
(bo wciąż liczę na nawrócenie, tylko nie wiem kiedy..)
W sercu postanowiłam wytrwać jako samotna żona czekająca na niego. Nie wiem czy mi się uda.
Na dziś wydaje mi się to możliwe.
Ale on nie powinien o tym wiedzieć. Chyba.
Chyba powinien mieć świadomość, że może stracić wszystko.
Inaczej będzie mnie dręczył - wracał, odchodził - a ja będę emocjonalnie płacić za jego wahania, bo zawsze poczekam, wierna żona odporna na ciosy.
Powiem mu że jeśli wyjedzie bez gwarancji lojalności, to dla mnie to jest koniec. I doprawdy tym razem ja nic mu nie mogę zagwarantować. Co zastanie po powrocie. Nawet jeśli wróci skruszony. Być może porozmawiam z nim przez furtkę. Być może będę akurat mieszkać u znajomych i nikogo nie zastanie.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-28, 16:52
krawędź nadziei napisał/a:
Inaczej będzie mnie dręczył - wracał, odchodził - a ja będę emocjonalnie płacić za jego wahania, bo zawsze poczekam, wierna żona odporna na ciosy.
to jest ponad nasze siły. Całe życie z krzywdzicielami... czemu im po prostu ciężko nie jest? Modlę się za Ciebie, za siebie i za naszych mężów.
K_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-28, 19:49
Czyli nawet na to kruche odbudowywanie parotygodniowe byliście z kochanką w tle. To jak miał podjąć jakąkolwiek refleksję, ochłonąć, chemia, wyobrażenia... Do naprawy trzeba izolacji od kochanki. Szkoda, że nie mieliście tej parotygodniowej choćby szansy. To czas kiedy dużo się dzieje.. Niech Duch Św. da Ci dobre natchnienia- co robić i co mówić.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-28, 23:39
K.nadziei pisze:
Cytat:
Powiem mu że jeśli wyjedzie bez gwarancji lojalności, to dla mnie to jest koniec.
On sobie nie radzi? A to dobre, naprawdę.
Co to za wyjazdy samotne kiedy małżeństwo z powodu jego zdrady wali się?
Jakie mogą być intencje kogoś kto się chce ulotnić....na miesiąc, może dwa.....a może więcej?
Sama chęć wyjazdu w tak trudnej dla całej waszej rodziny chwili jest jednym wielkim brakiem lojalności i wygląda raczej na "zgrabną" próbą ewakuacji, może czasową a może nawet na stałe.
Cokolwiek by zadeklarował, nie sądzę że w jego obecnym stanie umysłu mogłoby mieć to jakąkolwiek wartość w sensie prawdziwości owych deklaracji.
Nie docenia się zwykle siły tego hormonalnego koktajlu w mózgu zdradzacza. Jego siła nie mija jak ręką odjął z chwilą kiedy "syn marnotrawny" wyrwany siłą z romansu wraca do domu, zwłaszcza gdy ten powrót nie wymusił na nim żadnych refleksji a raczej zdradzacz zastał w starych pieleszach, mimo swoich oczywistych przewinień, środowisko nadwyraz mu przychylne ale jakże znajome i dla niego nudnawe po ekscesach jakie przyszło mu przeżyć.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 00:09
Cytat:
On sobie nie radzi? A to dobre, naprawdę.
Co to za wyjazdy samotne kiedy małżeństwo z powodu jego zdrady wali się?
...tego samego zdania jestem i powiem wiecej......to raczej Tobie w tym wypadku przysłyguje prawo do samotnego wyjazdu w celu "regeneracji",że tak to ujme,odpoczynku i przemysleń.
On siedzieć na d....powinien i naprawiac co zbabrał.
Poza tym.....skoro sobie nie radzi to niech idzie po pomoc do specjalistów,a nie ucieka.
niech jedzie, wreszcie Ty go kopnij, wreszcie niech on poczuje od Ciebie niepewność.
Moze niejasno napisałam.
Rada brzmi: niech jedzie i niech wie że po powrocie pocałuje klamkę.
Że wyjazd = koniec.
Ostatnio zmieniony przez krawędź nadziei 2013-10-29, 09:41, w całości zmieniany 1 raz
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 08:57
Ja właśnie tak to zrozumiałam. I przyznam, że przychylam się do takich opinii.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 09:39
kenya napisał/a:
Nie docenia się zwykle siły tego hormonalnego koktajlu w mózgu zdradzacza. Jego siła nie mija jak ręką odjął z chwilą kiedy "syn marnotrawny" wyrwany siłą z romansu wraca do domu, zwłaszcza gdy ten powrót nie wymusił na nim żadnych refleksji a raczej zdradzacz zastał w starych pieleszach, mimo swoich oczywistych przewinień, środowisko nadwyraz mu przychylne ale jakże znajome i dla niego nudnawe po ekscesach jakie przyszło mu przeżyć.
tak.
z tym, że
a) twierdzi, że decyzję o powrocie do rodziny w sierpniu podjął sam - istotnie ja dowiedziałam się o zdradzie dopiero po podjęciu jego decyzji, chociaż przed fizycznym powrotem.
Chociaz istotnie podjął ją, ponieważ ja zmieniłam swoje podejście do nas, i do niego. Czy to nazwać wyrwaniem siłą z romansu? Nie wiem..
b) sam nie doceniał siły tego koktajlu - sądzil że wróci i pyk! zamknął jedne drzwi, otworzy drugie. Po prostu pokocha mnie dokładnie tak jak dawniej, i wszystko pojedzie na tej emocji. tej emocji nie znalazł i przerażony wycofuje się bo wszystko na niej opierał.
jedyną osobą która w nas wierzy jest doradca który z nami wczoraj rozmawiał (mega zaangażowana dziewczyna z poradni formacji rodziny przy parafii, po teologii).
ale chyba ona nie obejmuje całości - po godzinnym spotkaniu chyba nie udało się przekaząc wszystkich głównych problemów..
Jedyne co dobre, to uzmysłowiła mu to, czego ja nie umiałam. Że miłość to nie emocja. Że to coś więcej. Na wykresie ;)
Zapytałam go potem, czy widzi, że to czego tak rozpaczliwie szuka (miłość do mnie) pojawi się JAKO EFEKT działań, które trzeba podjąć.
Jak efekt, a nie baza tych działań.
Powiedział, że chyba rozumie.
Łapię się takich rzeczy, idiotka...
on tam chce iść znowu do tej teolog ze mną
rozpaczliwie oczekuje, że ktoś (np. ona) mu wytłumaczy czego on się ma zaczepić.
któż to może zrobić?
jeśli on sam tego nie znalazł będąc w domu przez 2 mce
powiedziałam mu już, że wyjazd = koniec
i że zostawienie furtki zawodowej z ex = koniec
i on to wie.
prosi mnie o te trzy dni - że zdecyduje w czwartek
i ja mam teraz spokojnie czekać trzy dni, aż on coś znajdzie albo nie. a raczej nie.
Wiecie? to jak usłyszeć od kogoś: hm.. wynik czy pani ma raka czy nie jeszcze nie gotowy. Niech pani przyjdzie za trzy dni i spokojnie poczeka. Ale ma pani wszystkie objawy.
Ale niech pani poczeka.
Może faktycznie to ja wyjadę. Zaraz.
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 10:07
z takimi wyjazdami w czasie mega kryzysu też miałam do czynienia
mąż pojechał chociaż ja się sprzeciwiałam
po fakcie i przez przypadek okazało się że wyjechał z kochanką...
oczywiście po powrocie tylko utwierdził się że kochanka jest cud miód bo niczego wielkiego nie wymaga a tylko chwali a żona wredna jędza bo ciągle chce jakiś deklaracji, konkretnych działań...
u nas wszystko się rozleciało-ale może tak miało być ,może miało całkowicie upaść to co było złe
póki co nic się nie odbudowało ;) ale kto wie co będzie kiedyś
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 10:12
krawędź nadziei napisał/a:
powiedziałam mu już, że wyjazd = koniec
i że zostawienie furtki zawodowej z ex = koniec
i on to wie.
prosi mnie o te trzy dni - że zdecyduje w czwartek
Dobrze, że jasno i wyraźnie określiłaś jakie będą konsekwencje decyzji męża.
Ja dałabym te trzy dni do namysłu, a potem niech się określi, konkretnie. Ale piszę to z własnej perspektywy, Ty decyduj jak uważasz.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.