Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-06-03, 15:54 Dzieci cierpią najbardziej
Bardzo to smutne, kiedy słyszy się, że kolejne dziecko w czyjejś rodzinie cierpi z powodu kryzysu rodziców, rozwodu. To wielka trauma dla dziecka, wielka krzywda, czasem małżonkowie nie potrafią widzieć dziecka, bo wiele emocji nimi szarpie i dziecko jest na drugim planie, siłą rzeczy.
Jak można pomóc dzieciom w trudnych czasach kryzysu w rodzinie?
Znam jeden sprawdzony sposób, czekam na więcej odpowiedzi w tym temacie.
Jeden sprawdzony - z dziada pradziada - polecany przez... siostry zakonne (!) - to nasza modlitwa za dziecko, za dzieci! TU i TERAZ, od razu, do Anioła Stróża i nie tylko.
Jedna [Usunięty]
Wysłany: 2013-06-03, 17:51
Nawet w naszej wspólnocie i na naszym forum w wielu opowieściach dzieci są na drugim planie albo zlewają się z tłem. W książce, którą piszę o Sycharze, jest rozdział o dzieciach, który został sprawdzony merytorycznie przez psychologa Komitetu Ochrony Praw Dziecka. Pozwólcie, że wkleję tutaj fragment tego rozdziału, może komuś się przyda choć jedno zdanie:
"Jeśli masz dzieci, przyznasz zapewne, że w takiej trudnej sytuacji rodzinnej zasługują one na osobny rozdział. Nie ma sposobu na to, aby uniknęły niepokoju i smutku, ale trzeba zrobić wszystko, by spotkało je jak najmniej zła. Na rynku wydawniczym jest kilka poradników, po które można sięgnąć m.in. „Rozwód,
a co z dziećmi?” J. Wallerstein, S. Blakeslee, „Rozwód. Jak ratować dzieci” A. Hart. Za darmo dostępny jest także poradnik w wersji PDF na stronie internetowej Biura Rzecznika Praw Dziecka (www.brpd.gov.pl). W tych świeckich publikacjach denerwować może cię kilka zagadnień:
- zakładana wspólna decyzja rodziców o rozstaniu,
- akceptacja dla nowych związków rodziców i ich nowych partnerów,
- założenie, że czasem rozwód jest dobrym wyjściem i pominięcie instytucji separacji.
Jednak z tymi zastrzeżeniami warto poradniki przeczytać lub rozpocząć współpracę z psychologiem dziecięcym, ponieważ pewne zasady zachowania wobec dzieci są uniwersalne. Oto najważniejsze:
1. Nie izoluj dziecka od drugiego rodzica (chyba, że rodzic zagraża dziecku), podtrzymuj ich kontakt.
2. Zapewnij je, że nie jest winne problemom rodziny, że ono nie ma nic wspólnego z wyborami dorosłych.
3. Nigdy nie mów źle o współmałżonku w obecności dziecka.
4. Nigdy nie stawiaj dziecka w sytuacji konfliktu lojalności. Nie każ mu w żaden sposób wybierać pomiędzy mamusią a tatusiem.
5. Nie wypytuj dziecka o sprawy drugiego rodzica, ono nie jest twoim detektywem.
6. Pozwól dziecku okazywać przy tobie trudne uczucia, pomóż mu je nazywać.
7. Nie obarczaj dziecka nadmierną odpowiedzialnością i swoimi kłopotami, ono nie jest twoim partnerem i nie ma zastąpić ci małżonka.
8. No i oczywiście zapewniaj je o miłości i nieustannie ją okazuj.
Powiedz sobie z ufnością, że macie przewagę nad rodzinami, w których Bóg jest nieobecny. Możesz prosić Ducha Świętego o pomoc w postępowaniu wobec dzieci, w trudach samotnego rodzicielstwa. Możecie razem modlić się za tatę czy mamę. Ważne, aby z maluchami modlić się o „wszystkie potrzebne łaski” dla nieobecnego rodzica. To znaczy, aby modlitwa była sformułowana pozytywnie."
Dalej będzie jak już się uda w wersji drukowanej, jeśli taka Boża wola...
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2013-06-04, 17:03
Jedna napisał/a:
W tych świeckich publikacjach denerwować może cię kilka zagadnień:
- zakładana wspólna decyzja rodziców o rozstaniu,
- akceptacja dla nowych związków rodziców i ich nowych partnerów,
- założenie, że czasem rozwód jest dobrym wyjściem i pominięcie instytucji separacji.
O tak...
bardzo może denerwować. Zwłaszcza ta "wspólna decyzja", tak... u katolików co jest jakimś pokręceniem w myśleniu ~~~~...
Wiem, że piszesz książkę, czekam z niecierpliwością. Dziękuję za cenny głos.
Karmel [Usunięty]
Wysłany: 2013-08-27, 22:13
Dzieci w sytuacji kryzysu a tym bardziej rozstania się rodziców przechodzą przyspieszony kurs dojrzewania .Po 5 miesiącach od odejścia męża i ojca moja młodsza córka stwierdziła dzisiaj, że doznała olśnienia i zobaczyła z całą wyrazistością, że to co jej tata ( ukochany) robi teraz ( zdradza i aluzje w tym temacie wrzuca przy każdej okazji gdy się widują) jest wstrętne i niedopuszczalne. To jej słowa. Do tej pory była skupiona na sobie i na tym co przeżywa w związku z całą tą sytuacją. Teraz zaczęła oceniać. Jak to się odbije na jej dorosłym życiu...?Żal mi wszystkich naszych porzuconych dzieci. One zasługują na najlepszych ojców a nie na to by wyczekiwać tak jak moje na ewentualne spotkanie raz na miesiąc lub i rzadziej....Trudno z tym się pogodzić. Ja nie umiem.
Andzik [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-03, 03:18
Ja dzis znow uslyszalam, ze nastawiam synka przeciwko niemu. A to byly wlasne slowa synka "nie lubie tatusia, kocham go ale nie lubie". Ja mu tego nie powiedzialam. Tak, dzieci, rowniez te male, widza i rozumieja wiecej niz nam sie wydaje. Jeszcze wiecej wyczuwaja.
Ostatnio wlasnie powiedzialam mezowi, ze jego terapia i porzadne leczenie to moj warunek. Nie wiem na ile zrozumial. Ale po dzisiejszej probie wmieszania, ktora na szczescie udalo mi sie powstrzymac w zarodku, nie wiem czy jutro nie przeprowadze rozmowy o wyprowadzce jednak... ale to nie moj temat....
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-03, 12:03
Cokolwiek się nie wydarzy w życiu rodziny, najważniejse dla dzieci, by poznały Chrystusa - tego skarbu nikt im nie odbierze.
Nie wolno tracić wiary w żadnej sytuacji, a drogę do Jezusa warto dzieciom pokazać - nie ma co się martwić na zapas, trzeba zawierzyć dzieci Jezusowi, a dzieciom Jezusa pokazywać nieustannie! On ich ustrzeże przed złem. Macie taką wiarę w Pana Jezusa?
Oto zadanie najbardziej wartościowe dla rodzica, który ma dzieci pod opieką.
www.rozaniecrodzicow.pl
Podzielcie się doświadczeniami jak tłumaczycie i wypełniacie dzieciom brak zainteresowania ze strony ojca? Jak wpoić dzieciom przekonanie, że one SĄ warte miłości, uwagi i zainteresowania i z ich strony nie ma żadnych przyczyn tego, że są porzucone przez jednego rodzica. Ciekawa jestem ile potrzeba kochających i serdecznych dla dzieci osób (a jest takich wiele wokół nas) żeby jakoś zakleić dzieciom dziurę po tacie.
annezcka [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-05, 08:30
nie potrafię zaakceptowac obecnosci kochanki w kontaktach męża z moimi dziecmi tzn nmi:) nie mogę uporac się ze swoimi emocjami kiedy wiem e idą razem na bsen, corka prynosi ubrania i zabawki po jej dziecku, a teraz jeszczr sytuacja po wakacjach kiedy mieli jeden wspolny pokoj pomimo tego iż mąż zapewniał że będzie inaczej. Dodam ż e będzie inaczej. Jak to rozwiązac, dzieci mają 4 i 2 lata a mążnie widzi w tym problemu
Dwa lata temu, był to główny przekaz naszej kampanii www.rozwodprzemyslto.pl i dzisiaj nie ukrywamy satysfakcji, kiedy dokładnie to samo można przeczytać w wywiadzie z brytyjską pisarką Rachel Cush w wysokieobcasy.
Wklejamy większy fragment bo cały tekst jest w części płatnej.
__________________________________________
Jak pani myśli, co tych ludzi tak naprawdę rozsierdziło?
Zdanie, które najczęściej słyszę od czasu rozwodu, brzmi: „Dzieci są bardzo odporne i sobie poradzą”. Moje dzieci również słyszą podobne komunały, na przykład: „W dzisiejszych czasach wszyscy się rozwodzą, więc to, co się wam przytrafiło, jest OK”. Córka mi powiedziała ostatnio: „Mamo, to trochę tak, jakby się miało raka i ciągle byś słyszała taki komunikat: » Wielu ludzi ma raka, więc się nie przejmuj «”. Mam wrażenie, że dorośli w ten sposób pozbywają się poczucia winy, tworząc kolejną nieprawdę. A prawda jest taka, że dzieci wcale nie są odporne, są niezwykle delikatne, rozwód nie jest OK, rozwód jest wielką krzywdą im wyrządzoną. Dałam to do zrozumienia w książce i myślę, że właśnie to najbardziej wkurzyło czytelników. Zresztą widzę, co się dzieje, kiedy spotykam się ze znajomymi. Gdy powiem na przyjęciu: „Rozwód to jest najgorsza rzecz, jaka może się przytrafić dziecku” - o mój Boże, gdyby pani mogła tylko zobaczyć ich reakcje! Ludzie, którzy mnie lubią i szanują, zamieniają się w jeden wielki kłąb wykrzyczanej złości.
Rozumiem, że pani uznała, iż rozwód jest wielką krzywdą dla pani dzieci. Jak się z tym żyje?
Ciężko, bo całą winę bierze się na siebie, ale uważam, że nie da się tego zrobić inaczej. Myślę, że w kulturze, która daje takie przyzwolenie na rozwód, ważne jest, żeby był ktoś, kto jest gotów na to, by usłyszeć od swoich dzieci, że wcale nie mają się dobrze. Myślę też, że dzięki temu, iż dzieci widzą to, że ja również cierpię, ale nie macham ręką i nie mówię, że nic się nie stało, że nie lecę na miasto szukać sobie nowego partnera, pozwala im cierpieć mniej. A nawet dystansować się do tego, co je spotkało.
Nasza narracja dzisiaj jest taka, że owszem, rozwód to okropne doświadczenie, ale ostatecznie się przez nie przechodzi, jak przez grypę, i się zdrowieje. To chcemy słyszeć. A wie pani, co ja usłyszałam ostatnio od swoich studentów na uniwersytecie?
Co?
Prowadziłam akurat zajęcia na temat pisania wspomnień dla pierwszego roku. Na sali było około stu osób, sami młodzi ludzi, mieli po 18, 19 lat. Zapytałam ich, czym dla nich jest pisanie pamiętników. Wszyscy zgodzili się, że po pierwsze, nie ma sensu ich pisać, jeśli nie jest się szczerym, a po drugie, że dobrze by było, żeby dotyczyły one czegoś, o czym ludzie zwykle kłamią albo na temat czego milczą. Zapytałam każdego z nich, o czym sami by napisali. Nieznaczny procent, około 15, wymienił jakieś wyjątkowe doświadczenia, np. dorastanie w obozie dla uchodźców, ale pozostali - mówię tu może o 85 proc. - powiedzieli, że napisaliby, uwaga, o rozwodzie swoich rodziców!
Pamiętam szczególnie studentkę, która wstała i powiedziała: „Najgorszą rzeczą, jaką usłyszałam od swojej matki, było zdanie: » Wszystko będzie dobrze, to się przytrafia wielu ludziom «” - bo to jej odebrało prawo do cierpienia. Ona uważała, że gdyby umiała to opisać, to by w jakiś sposób przywróciło jej to prawo. Kiedy to usłyszałam, chyba po raz pierwszy i ostatni pomyślałam, iż bardzo się cieszę, że napisałam tę książkę, że w pewnym sensie napisałam ją w ich imieniu.
trojka [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-13, 11:37
Przeczytałam wypowiedzi w tym temacie. Dziękuję za rady, które wypunktowała Jedna. Jakoś intuicyjnie je stosuję od dawna. Denerwuje mnie to, ze inni wokół pytają mnie co dzieci mówią po pobycie u taty. Jakby wypytywanie było czymś naturalnym i właściwym. A ja nie pytam. Czasem same coś powiedzą, ale nie komentuję tego, ważne jest dla mnie to, że wracają uśmiechnięte i następnym razem nie protestują gdy mają iść do taty.
Mam ostatnio problem z dorosłymi wokół, którzy mimo, iż deklarują się katolikami usiłują mi wmawiać, ze jestem złą matką, że nie myślę o dzieciach tylko o sobie, bo powinnam się z kimś związać -wg nich lepszy nowy związek cudzołożny, ale z mężczyzną niż samotna matka która NA PEWNO sama sobie nie poradzi i jeszcze przekaże dzieciom niewłaściwy model rodziny. Bo wg nich szczęście to mezczyzna i kobieta dla dzieci, a nie tylko mama. Czy Wy tez spotykacie się z takimi sytuacjami? Jak sobie z nimi radzicie?
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-23, 16:48
Ja też nie umiem poradzić sobie z myslami,że moje dzieci być może będą widywać się z tą kobietą, że tatuś widzi je raz na tydzień 15 min.,że nie mogę z nimi o tym porozmawiać ,bo one o nic nie pytają, nie wiem czy zaczynać rozmowę, tak ni z tego ni z owego..Te rady w punktach są dobre, ale to chyba trzeba być ideałem ,żeby się do nich stosować, kiedy człowiek jest tak skrzywdzony,że logicznie nie myśli...
Karmel [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-27, 19:21
Rozwód czy choćby tylko wyprowadzenie się męża i odcięcie od żony jest dla dzieci w każdym wieku wielkim złem. Bo co z tego, że moje córki są już metrykalnie dorosłe. Rany, które ojciec im zadał swoim odejściem są wielkie i ciągle nie mogą się zagoić.Reakcje na tą sytuację są nieprzewidywalne i nie ma dobrych słów aby jakoś pomóc dzieciom przez to przejść.
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-29, 08:49
Karmel napisał/a:
Rany, które ojciec im zadał swoim odejściem są wielkie i ciągle nie mogą się zagoić
"rany są wielkie i ciągle nie mogą się zagoić"
Czy wierzysz, że rany mogą się zagoić? Chodzi mi o to, czy w to wierzysz. Bo jeśli wierzysz w to, że rany dzieci mogą się zagoić, to już dobrze, to nastepny krok powierzyć to Bogu. Wydaje mi się, że naprawdę innej drogi nie ma jak prosić Boga o wspólpracę ze sobą w pomocy własnym dzieciom. Tak naprawdę Ojcem naszych dzieci jest Bóg i do Niego one należą. Czy znają Boga?
Ważne jest, czy dzieci znają Boga i ważne jest jaka jest nasza wiara - reszta przyjdzie sama - jako OWOC TYCH dwóch wypadkowych.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-22, 17:06
annezcka napisał/a:
nie potrafię zaakceptowac obecnosci kochanki w kontaktach męża z moimi dziecmi tzn nmi:) nie mogę uporac się ze swoimi emocjami kiedy wiem e idą razem na bsen, corka prynosi ubrania i zabawki po jej dziecku, a teraz jeszczr sytuacja po wakacjach kiedy mieli jeden wspolny pokoj pomimo tego iż mąż zapewniał że będzie inaczej. Dodam ż e będzie inaczej. Jak to rozwiązac, dzieci mają 4 i 2 lata a mążnie widzi w tym problemu
Doskonale rozumiem. I nie wiem, ile pracy i wysiłku potrzeba aby wyzwolić się z tego. Nie wiem ile, ale wiem, że bez pomocy Ducha Świętego po prostu jest to zupełnie niemożliwe.
Oddaję to wciąż Bogu, to mój przylądek Horn.
Mąż do mnie wrócił, choć jest to rodzaj powrotu na próbę. Z kochanką rozstał się 3 mce temu. Zostało z nią kilka spraw do załatwienia, to się ciągnie.
Po powrocie dwa razy wziął dzieci na spotkanie z ex-kochanką (spotkania niezbędne dla zakończenia wiążących ich spraw zawodowych) traktując je jako zabezpieczenie dla mnie. Pomijając fakt, że moim zdaniem "używanie" sześcioletniej dziewczynki jako kogoś, czyja obecność ma mnie uspokoić, ma być "przyzwoitką" - po prostu jest jakimś absurdem i brakiem szacunku.. pomyłka. Już zakomunikowałam mu, że nie akceptuję takiego "zabezpieczenia".
Ale pomijając ten fakt, to ja po prostu nie mogę zdzierżyć świadomości, że dzieci były u niej 20minut, że dała im kanapkę z serem, itp. .. One ją oczywiście znają od roku, zawsze ją lubiły i dalej ją lubią, jest taka fajna, ta ciocia znajoma taty.
Sól na moje rany. I straszne oszukiwanie dzieci.
Gdy wyobrażam sobie moje dzieci u niej w domu, to widzę dosłownie taki obrazek: ojciec podsuwa maleńkie dzieci aby bawiły się tuż koło strasznego czarnego smoka, w jego trującym oddechu. Smok ma na łbie maskę uśmiechniętej dziewczyny i dzieci się do niego śmieją.
Nie śmiejcie się ze mnie, wiem, że to wyolbrzymianie, że to absurd, że przecież się rozstali itp itp - ale naprawdę właśnie tak w głowie widzę relację tej kobiety do moich dzieci. Była (a kto wie czy nadal nie jest) dla moich dzieci ogromnym zagrożeniem. Nie tylko ona, bo głównie postawa ich taty. Ale ona też...
Weszła w naszą rodzinę rok temu, zaczynając od odwiedzin domowych jako współpracownik mojego męża. Widziała nasz dom. Widziała z kim wchodzi w relację: z ojcem dwojga maluchów, który istotnie miał ciężką sytuację w małżeństwie (tu mojego 50%). Ale ona świadomie rozjechała walcem te dzieci, osłabioną rodzinę... To nie była niunia czarowana przez nieznajomego, udającego że się już rozwiódł. Ona widziała wszystko od samego środka i nie miała skrupułów, nie wiem jaka to musi być znieczulica i egoizm.. (oho już osądzam..). Przespała się z przystojnym chętnym tatuśkiem, why not? A potem też się nie zatrzymała, niby dlaczego?
Wiem, że to nie w tej trzeciej jest esencja problemu. Wiem.
Ale wciąż widzę czarnego smoka nad główkami moich dzieci, i smok ten ma twarz miłej cioci, i daje im kanapki z serem.
Normalnie mogę film nakręcić - horror
Mąż w tej kobiecie widzi oczywiście coś zupełnie innego. To zrozumiałe.
Dzieci widzą maskę czyli ciocię..
Tylko ja widzę smoka.
I nie, nie jest taki jak w filmie Jak wytresować smoka.
Raczej taki: http://cdn.obsidianportal...II_BY_KEKAI.jpg
Pracuję nad tym, ale ulgę mi przyniosło już samo to, że to opisałam.
Problem jest we mnie, to pewne, nazywa się "niegotowość na wybaczenie" i "nienawiść".
Już jest przecież w pewnym sensie po wszystkim, laska zostawiona, powinnam ją skreślić.
Wszystko przez te spotkania, wszystko wtedy tak wraca.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.