Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Zaczęłam czytać wpisy na forum jakiś miesiąc temu...w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy jest jeszcze sens walczyć o mojego męża....
Pobraliśmy się 8 lat temu...mąż jest dość "trudnym" człowiekiem- bardzo zamkniętym w sobie...nie potrafi rozmawiać o problemach, woli zamiatać je pod dywan...
4 lata temu przeszliśmy poważny kryzys...mąż stał się zupełnie obojętny, nieczuły, wycofał się zupełnie...trwało to kilka miesięcy...próbowałam rozmawiać, ratować sytuację, jakoś do niego dotrzeć, ale On zamknął się w swoim świecie, do którego mnie nie dopuszczał...
W moim życiu pojawił się ktoś inny, kto bardzo mnie zafascynował, kto wydawało się chciał mi dać wszystko, czego wtedy mi brakowało...Zdradziłam mojego męża emocjonalnie. fizycznie nie doszło między nami do żadnych kontaktów. Były tylko rozmowy, spotkania...
To pozornie dodało mi "sił" do tego, żeby coś zmienić...Odeszłam, złożyłam pozew o rozwód...Bardzo wtedy zraniłam mojego męża...Przez ten czas, kiedy byliśmy osobno On próbował mnie zniszczyć na wszelkie możliwe sposoby...mówił bardzo wiele słów, które bolały tak, że pękało mi serce...jak wyznaczono nam termin rozprawy rozwodowej mój mąż pierwszy raz od wielu miesięcy zadzwonił do mnie i zapytał, czy naprawdę to wszystko się kończy....Zaczęliśmy w końcu rozmawiać...we łzach spędziliśmy wiele nocy...po 3 miesiącach zawiesiliśmy sprawę rozwodową i ponownie zamieszkaliśmy razem...I się zaczęło:) trzy najpiękniejsze lata naszego małżeństwa...uwierzyłam w końcu, że mu zależy, że zmienił się w innego człowieka, że w końcu dojrzał...cały zeszły rok spędziliśmy w klinice leczenia niepłodności, bo od 2,5 roku nie mogę zajść w ciążę...Pierwszy raz poczułam, że on jest naprawdę ze mną...poczułam się bezpieczna...
No i szok...mój mąż nie wrócił z imprezy urodzinowej kolegi...szukałam go po szpitalach, na izbie...wrócił wieczorem następnego dnia oznajmiając mi, że w nim się to wypaliło...i mam sobie ułożyć życie z kim innym....
Zaczął się koszmar...próbowałam dowiedzieć się co się stało, rozmawiać, jakoś to wyjaśnić ale on tylko wrzeszczał, że mam mu dać spokój...w tygodniu pracował jak zawsze, wracał do domu a weekendy zaczął znikać...od imprezy do imprezy, jakieś nowe towarzystwo, alkohol, narkotyki...
Tak trwam od 1 września prosząć, żeby się wyprowadził... On mówi, że nie przestał mnie kochać ale teraz potrzebuje czego innego, że jak się wyprowadzi i zostanie sam, to będzie mógł to sobie przemyśleć...
Poprzedni weekend trochę zweryfikował to wszystko...znalazłam biling połączeń telefonicznych i okazało się że od dnia naszego"rozstania" wysłał prawie 1000 smsów do pewnej "pani". Twierdził, że to tylko znajoma...w końcu przyznał się, że zostawił mnie, bo się z nią przespał...
Ta znajomość dalej trwa, nie chce ze mną rozmawiać....
A ja oszukana, zdradzona, upokorzona zastanawiam się kim był ten człowiek, z którym spędziłam ostatnie 3 cudowne lata....
Mąż wykrzyczał mi w złości, że wrócił do mnie, żeby się zemścić za to, co mu wtedy zrobiłam...
Z kim ja żyłam???kogo kocham???
Wiem, że byłabym w stanie wybaczyć mu to, co zrobił...ale on tego nie chce...
Odmawiam Nowennę Pompejańską, wróciłam do Pana Boga...i wierzę, że to wszystko ma jakiś sens...
Wesprzyjcie modlitwą...bo ja wierzę, że mój Mąż jest dobrym człowiekiem...
Nauczcie jak pozwolić mu odejść...
jasmina44 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-19, 10:07
dopóki kochasz warto, zawsze warto :)
ciesze sie ze sie modlisz to naprawde działa i przyosi ukojenie i spokój...
daj sobei czas, zajmij sie soba, swoja psychiką... zreszta czytajac forum napewno natknęłas sie na te same rady ponieważ one si epowtarzaja prawie przy każdej historii..
dac czas czasowi... zadbac os iebie, rozwijac sie.. pozwolić płynąc łzom..
i chyba nie tyle musisz pozwolic mezowi odejsc co zaakceptowac to ze w tej chwili sytuacja wygląda tak jak wygląda.. wtedy przestaniesz sie tak szarpać sama ze osba i ze światem...
mi przynajmniej to bardzo pomogło
zaczełam robic duzo rzeczy dla siebie, chdozic na siłownie, wychdozic ze znajomymi, rysować, modlić sie, skoczyłam nawet ze psadochronem... chodze na terapie.. to wsyztsko razem przynosi powoli efekty, moj kryzys trwa od lutego i tak naparwde to od 2-3 miesiecy jest coraz lepiej, nawet cąłkiem fajnie:)
wsyztsko jest możliwe:)
asienqa [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-19, 10:12
dziękuję:)
Cieszę, się że tu jestem:)
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-19, 10:19
asienqa napisał/a:
No i szok...mój mąż nie wrócił z imprezy urodzinowej kolegi...szukałam go po szpitalach, na izbie...wrócił wieczorem następnego dnia oznajmiając mi, że w nim się to wypaliło...i mam sobie ułożyć życie z kim innym....
powiedział tak, bo zdradził Cię na imprezie
asienqa napisał/a:
Twierdził, że to tylko znajoma...w końcu przyznał się, że zostawił mnie, bo się z nią przespał...
Ta znajomość dalej trwa, nie chce ze mną rozmawiać....
potwierdził to za chwilę
nie chce rozmawiać, bo jest w grzechu cudzołóstwa
asienqa napisał/a:
Mąż wykrzyczał mi w złości, że wrócił do mnie, żeby się zemścić za to, co mu wtedy zrobiłam...
Z kim ja żyłam???kogo kocham???
musi coś powiedzieć
nie wierzysz chyba w te słowa?
mówi tak, żeby się usprawiedliwić
asienqa napisał/a:
Wiem, że byłabym w stanie wybaczyć mu to, co zrobił...ale on tego nie chce...
on nie chce, bo jest po grzechu cudzołóstwa
cudzołóstwo jest czymś przykazanym od Boga > "nie cudzolóż",
niszczy na swej drodze większość rodzin
jest narzędziem szatana do rozbijania rodzin - walczyć chcesz z szatanem bez Boga? Zastanów się nad tym:
Asienqa wspolczuje kolejnego kryzysu. Juz raz udalo wam sie pokonac trudne chwile, moze i tym razem sie uda!
Pomodle sie w Twojej intencji!
Moniczka [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-19, 20:41
Pomodlę się w twojej intencji,o spokój w twojej duszy. Wiem jak boli serce, gdy mąż rani każdym słowem.
asienqa [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-19, 20:57
Wróciłam dzisiaj do domu po długim spacerze i rózańcu...i ze spokojem próbuję patrzeć jak się pakuje...w sobotę sie wyprowadza...wszystko co mogę zrobić to wierzyć w to, ze Bóg nad tym czuwa...
[ Dodano: 2013-11-25, 16:49 ]
Mój mąż wyprowadził się w sobotę... Wczoraj był po resztę rzeczy... Powiedział ze teraz musi pobyć sam a później zastanowi sie co dalej... Tak bardzo się boję.... Nie utrzymuje ze mną kontaktu... Ale jest tamta, druga... Boję się, że przegrałam... ze o mnie zapomni... Że nie będzie chciał o nas walczyć skoro jest dużo łatwiejsza opcja na horyzoncie... Modlę się... Ale są czasem takie dni jak dzisiaj... Ze nie mam siły wstać... Co dalej??? Myślę ze jestem słaba... Że on ma świadomość tego, ze czego by nie zrobił to i tak może wrócić.. Manipuluje mną dając mi nadzieję...
Anka-Hanka [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 22:07
Widzisz, do mnie nie wrócił z poligonu. Wybrał kochankę. Kiedy pierwszy raz nie wrócił z wyjazdu służbowego, myślałam że świat mi runął. Po tygodniu wrócił, ale chyba tylko po to aby po 2 miesiącach odejść. Też łudził, że nie jest pewny, że mu zależy, ale niestety. Kochanka wygrała. Ja zostałam z dziećmi, z którymi nie utrzymuje kontaktu i chorobą. 2 grudnia mam wizytę u lekarza i nadal nie wiem, czy zdecyduję się na zabieg. Mam dość walki.
kiedysbylam [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 09:35
Anka-Hanka - ja kto nie wiesz czy zdecydujesz sie na zabieg???
Moja mama rowniez choruje na raka - amputacja piersi w sierpniu 2011, potem chemia i radioterapia. Pieknie walczyla i walczy nadal. Ciagle cos ze zdrowiem teraz ma ogolnie. W sierpniu odma plucna - pluco przestalo pracowac, stres, nerwy, szpital. TEraz choroba ktora nazywa sie 'roza'. W weekend 40topsni goraczki, reka cala opuchla, czewona jak ogien - ponoc zdarza sie przy zaburzeniach po amputacji piersi i wezlow chlonnnych ale tak naprawde nie wiadomo czy to cos jeszcze nie z zylami i krzepliwoscia krwi. Dzisiaj znowu badania, stres.
Nie wiem dokladnie jaki jest orzebieg Twojej choroby, ale jako corka mamy chorej na raka, powiem Ci jedno - nic nie jest dla mnie wazniejsze niz zdrowie i zycie mojej mamy!! Tak po ludzku - NIC. i pisalam o tym juz wielokrotnie nawet tu na forum, u siebie w watku.
Ty masz dzieci - musisz chciec dla nich zyc!! CZy gdybys byla z mezem teraz i wszystko byloby dobrze miedzy Wami, zy tez nie chcialabys walczyc i zyc? Na pewno by tak nie bylo!!! Wiec co? Przez meza, tracisz checi i sily do zycia??! Tak nie moze byc.
Glowa do gory, musisz miec zabieg - to musisz, jak nie ma wyjscia. Co to za zabieg dokladnie? Odnowilo sie cos?
Lil [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 09:58
Justynko Twoja mama bardzo dużo choruje, a czy wzmacnia jakoś ogólnie swój organizm? Słyszałaś o ziele vilcacora? Albo chociaż o piciu soku z kapusty kiszonej?
kiedysbylam [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 10:10
Lil - dziekuje. Tak, choruje ostatnio bardzo duzo i to dosc powazne sprawy co chwila.
Zanim zachorowala na raka, nie bylo jej NIC, przynajmniej teoretycznie. Byla zdrowa kobieta, dobrze funkcjonujaca i pracujaca.
Cala chemie i radioterapie tez zniosla niewiarygodnie dobrze.
Ale od tamtego czasu, poza stresem zwiazanym z rakiem, kontrolami itd, ciagle cos innego wychodzi. Nie wiem czy to po tej chemii czy ogolnie, ale wlasnie ciagle cos. A ja umieram ze strachu o nia. To jedyne czym sie w sumie martwie w zyciu tak naprawde. Wszystko inne, nawet jesli nie jest super, wiem ze sie pouklada jakos i jakos bedzie. Nawet rozpad malzenstwa....
Powiem szczerze ze jak mama zachorowala to duzo czytalysmy i ogolnie robilysmy w kwestii zdrowego odzywiania, robila i pila duzo dziwnych sokow itd. Teraz w sumie, nadal jakos tam dba o to, co je, ale jakos nic konkretnego w sumie chyba nie robi.
Nie slyszalam o tym ziele vilcacora, soku z kiszonej kapusty tez nie pije....
Lil [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 10:54
To może poczytaj o tym, środki naturalne, warto korzystać...
I oczywiście zdrowie mamy też polecaj Bogu, z zaufaniem Mu oddawaj, byś nie musiała tak drżeć... Jeśli mama nie uczestniczy w mszach z modlitwą o uzdrowienie, to zachęć ją. W Polsce ma duże możliwości. Zdrowie fizyczne to też sfera przez którą Pan objawia swą cudowną moc :)
kiedysbylam [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 11:50
Mama jest osoba bardzo religijna, wierzaca i do tego PRAKTYKUJACA.
Chodzi na MSze regularnie i ogolnie czesto 'daje' na Msze w intencji czyjegos zdrowia itd.
Wiele sie tutaj czyta o tych Mszach o uzdrowienie, ale ja nie wiem do konca o co w tym tak naprawde chodzi, jak to wylgada i ewentualnie jak z takiej Mszy skorzystac. Jakby ktos mogl albo wyjasnic albo podeslac jakiegos linka, bylabym wdzieczna.
jasmina44 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 12:10
http://www.se.neteasy.pl/...w-o-uzdrowienie
tu sa msze prowadzone przez egzorcystów, a tak to w wielu kościołach są msze o uzdrowienie i uwolnienie i trzeba poszukac, nei wiem skąd jesteś ale np w wawie jest ich sporo..
ja byłam do tej pory na 3 takich mszach, po mszy są modlitwy o uzdrowienie całośc trwa jakies 2-3 godziny
idziesz normalnie na msze, a potem te modlitwy... to piekne przeżycie dla mnie za każdym raze cudowne, teraz ide 2 grudnia, a potem 28..
Bardzo polecam.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.