Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Jak...by się udało.
Autor Wiadomość
Lu
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 12:22   Jak...by się udało.

Cały czas zastanawiam się od czego zacząć pisać. Chyba od tego że od pół roku czytam was w każdej możliwej chwili. Jestem wdzięczna Bogu za to miejsce. Dzisiaj postanowiłam odważyć się napisać...
Małżenstwem jesteśmy od 5 lat. Na dniach spodziewam się narodzenia naszego 3 dziecka. Przed ślubem parą byliśmy niecałe 2 lata. Znaliśmy się wcześniej ale nigdy nas do siebie nie "ciągnęło". Oboje nawróciliśmy się do Boga będąc nastolatkami.
Na początku naszego wspólnego życia to ja miałam stałą prace i nas utrzymywałam. Mąż kończył studia i łapał małe zlecenia. Przy narodzeniu sie 1 dziecka to mąż musiał przejąc pałeczkę utrzymywania nas bo w trakcie ciąży firma w której pracowałam ogłosiła upadłość.
Niedługo po ślubie mąż jakby odpuścił sobie dbanie o nasze relacje. Za kase ze ślubu kupił oprogramowanie bez mojej zgody-konsultacji ze mną. Suma za pakiet była znaczna. A kiedy rozmawiałam z nim na temat tego czy mozemy gdzieś wyjechać razem uczcić fakt zawarcia małżeństwa...powiedział że nie ma mowy. Zamarłam. Jakbym dostała młotkiem w głowę... Czas spedzał na nauce programów graficznych co dziś przekłada się na kasę ale ....to nie wszystko. Ciąże miałam zagrożoną. Podczas ciaży miałam dziwne sny że mąż mnie zdradza. Najpierw była to zdrada pod wpływem alkocholu. 2gi sen to było coś takiego że ja zostałam wyrzucona z jego życia i on mieszkał z inną kobietą i to już była swiadoma jego decyzja. A w rzeczywistości było tak że w jakiejś tam naszej szczerej rozmowie wyznał mi że żałował decyzji ślubu ze mną. Że był czas kiedy patrzył na inne kobiety i żałował że już nie może ułożyć sobie źycia z inną....Przez całe nasze wspólne życie staram się być blisko Boga szczególnie w tych trudnych momentach. Przez jakiś czas na początku małżeństwa wspólnie się modliliśmy. Później kiedy maż musiał szybko dorosnąć i zmierzyć się z prawdziwym życiem otarł się o ...depresję. Przynajmniej tak mi się wydaje. Odsunął się ode mnie. Rozmawialiśmy półsłówkami. Komunikacja nigdy nie była naszą najmocniejszą stroną ale kiedy pojawiały się problemy i kiedy prosiłam go o wspólne przyjrzenie sie trudnym tematom nie było takiej moźliwości. Po kłótniach nigdy nie było chwili przy stole.Usiądź porozmawiajmy. Jest kłótnia,pozniej jej nie ma i jest normalnie. Dla niego mi trudno było się po takich momentach otrzasnac. Maż nigdy nie przepraszał. Mnie taki stan nie zadowalał i od początku prosiłam go o rozważenie terapi małżeńskiej bo na takich "zasadach" nic dobrego nie zbudujemy. Nie zgodził się. Mielismy etap mieszkania katem u jego rodzicow. Niestety mimo ze na zewnatrz sa "fajnymi" ludzmi, wewnatrz to totalnie toksyczna relacja. I w tym roku zauwazylam ze niestety powielamy ich zachowania. Mimo mojej wewnetrznej walki. Maz uwaza ze to ze traktuje mnie jak jego ojciec jego matke to normalne... Potrafi wydzierac sie na mnie na ulicy-upokarzajac, miec pretensje...ktore z calym szacunkiem mozna rozwiazac w domu. W domu z kolei epitety ktore ciezko wymazac z serca. Przyczepianie sie o drobiazgi. Maz rzuca skarpetki gdzie popadnie. Nie uslyszal ode mnie pretensji. Zwracam mu uwage ze podloga to nie ich miejsce. On jezeli zostawie noz do krojenia chleba nieumyty potrafi sie na mnie wydzierac dobre kilka minut.Tak ze slysza to sasiedzi z bloku. Nieświadomie uciekłam w opieke nad dziećmi. Nieswiadomie bo dopiero niedawno zrozumialam ze zanedbałam go jako meza. Wieczory zaczelismy szybko spedzac osobno ( w jednym domu) i tak zostalo. On uciekł w pracę. Jest cholerykiem. W odwecie potrafił podrzeć moje książki. Niszczyć moje rzeczy. Mowic : to w takim razie utrzymuj sie sama. Pokazywać drzwi. "To teraz się wyprowadź". Bliższe relacje z facetami urywa jeżeli ktoś odważy się skrytykować jego myślenie/decyze/zachowanie.... Na dzień dzisiejszy to ja walcze z depresją, na każdą rozmowe o separacje zamyka mi drzwi przed nosem bo o takich rzeczach nie bedzie rozmawial. O opiece nad dziecmi rowniez nie potrafi nic powiedziec jak tylko ze bedzie wlaczyl zeby mi je odebrac jak sie odwaze na odejscie od niego... Mimo bólu jaki mi zadał nigdy we mnie nie zakiełkowała myśl żeby mu dzieci odebrać, ojcem jest fajnym ale zupełnie nie szanuje mnie jako kobiete, żonę. Nie potrafi...
Jezeli mu cos nie pasuje...trace kontakt z ludzmi. Odbiera mozliwosc korzystania z internetu, potrafi zabrac "moj" telefon. Mimo tego ze jestesmy malzenstwem mieszkanie jest "jego" bo za nie placi, komputery bo je kupil i wszystko inne itp itd... :( po Takich dniach kiedy czuje sie juz totalnie upokorzona i zaszczuta odwraca sie o 180 stopni i potrafi byc mily, normalny...Kiedy ostatnio poczulam sie pod sciana i zaczelam wykrzykiwac juz ze takiego zycia nie zniose i chce rozwodu jakby sie obudzil i twierdzi ze mnie kocha...traktujac mnie tak samo jak zawsze. Po naszych "powaznych" rozmowach zawsze bylo tak ze moim warunkiem(dla niego) bycia razem jest nasza wspolna albo indywidualna terapia...do dzis tematu nie ma, a do meza z ksiazka podejsc nie moge bo nie lubi czytac.... W miedzyczasie od wielu znajomych, wierzacych slyszalam ze musze od niego odejsc, ze nie potrfie wyjsc z roli ofiary. Trudno zyci i byc radosnym pelnym energi kiedy twoje malzenstwo sie rozpada. Na palcu jednej reki mage policzyc tych ktorzy sie modla zeby nam sie udalo. Maz odszedl od Boga. Nie modli sie. Nie jest tak jak kiedys ze chcial stawiac go na pierwszym miejscu...Nie chodzi do Kościoła. Bo praca, bo chce odpocząć. Z dziećmi modle sie ja i uświadamiam mu fakt ze dla naszej najstarszej corki jest juz to wazne... Proszę o modlitwę...
 
     
Karolina12
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 13:39   

Lu napisał/a:
W miedzyczasie od wielu znajomych, wierzacych slyszalam ze musze od niego odejsc, ze nie potrfie wyjsc z roli ofiary.


mi też wydawało się iż nie będę mogła nigdy wyjść z roli "ofiary" ........... z sycharkami jestem od 2010 r. ............... dobrze że tu trafiłaś to kopalnia wiedzy..........
rozumiem ze nie jest Ci lekko ale mimo wszystko nie rezygnuj z małżeństwa
jeżeli mąż nie chce iść na terapię to powinnaś iść sama , zadbać o siebie.......
zmiany zacząć od siebie .............na to co robi mąż nie masz wpływu, ale masz wpływ na własne postępowanie......... zrób "COŚ" dla siebie
życzę Ci Pogody Ducha ............. jeżeli masz ochotę to pisz do mnie na priw
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 14:07   

Droga Lu, wyobrażam sobie jak trudna to dla Ciebie sytuacja, jak podle musisz się czuć zwłaszcza że masz malutkie dzieci i oczekujesz następnego nie mając żadnego wsparcia od męża i na dodatek ani krzty poczucia bezpieczeństwa z jego strony.
Jego zachowanie jest karygodne najkrócej rzecz ujmując, nieludzkie wprost.
Owszem, wzorce wyniesione z domu rodzinnego męża automatycznie przekładają się na jego zachowanie, ale z drugiej strony byle jakie to usprawiedliwienie, przecież to dorosły mężczyzna, ojciec dzieci zatem należałoby oczekiwać zupełnie innej postawy.
Wygląda na to że mąż wtrącił Cię w rolę ofiary ale Ty Lu na to pozwoliłaś i dobrze byś była tego świadoma.
Wszelkie zachowania wyrażające się presją psychiczną, ograniczaniem dostępu do mediów, zabieraniem telefonu, odgrażaniem się że zabierze Ci dzieci są typową postawą przemocowca przyporządkowaną do osobowości zaburzonej, jak zaburzonej - tylko profesjonalista może to określić.
Piszesz, że w rodzinie męża funkcjonują toksyczne relacje, zatem pytanie do Ciebie - jakie relacje panują w Twojej rodzinie?
Bardzo często jest tak, że "wybieramy" partnerów, którzy fundują nam podobne emocje, jakie mieliśmy w swoich relacjach z najbliższymi. Oczywiście nie jest to wybór w pełni świadomy, raczej podświadomy, ponieważ nikt przecież świadomie nie wybiera trudności.

Czy masz Lu jakiekolwiek wsparcie ze strony Twojej rodziny?

Nie sądzę, żeby stosując prośbę by poddać się wspólnej terapii dotarły do niego jakiekolwiek argumenty na tym etapie. Najpierw trzeba sobie zdać sprawę, że jest się przyczyną problemu, on widać nie rozumie tego.
Obawiam się, że Twoj mąż potrzebuje jakiegoś "wstrząsu" na początek.
Dobrze by było także byś wsparła samą siebie najpierw profesjonalną terapią, jak to jednak zrobić kiedy przed Tobą poród i opieka nad dziećmi.
Potrzebujesz Lu kogoś kto da Ci wsparcie moralne, napełni siłą i odciąży w obowiązkach.
Najpierw sam siebie powinnaś wzmocnić i zrozumiec pewne mechanizmy które funkcjonują w Waszych relacjach.
Pozdrawiam :-)
 
     
Lu
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 14:08   

dzieki za odpowiedz Karolina 12...teraz juz jestem zdeterminowana. Stopuje mnie tylko moj stan fizyczny. Kazda ciaza na podtrzymaniu ...:( ale juz niedlugo, juz za chwile... Ten krzyk to byla desperacja. Ale co dzien wewnetrznie pragne kochac swojego meza, miec pragnienie poznawania go... bo jak sie znac kiedy sie od lat zyje obok? tak naprawdę... I uczę się go kochać na nowo, pomimo....tego ze ogien prawie zgasl przydeptany naszymi poblemami....

[ Dodano: 2013-11-12, 14:22 ]
@Kenya...

z rozbitej. najkrocej.
niestety wiem ze wybieramy sobie partnera pod przeszlosc jaka mamy. Mimo wszystko mialam nadzieje ze u nas tak sie nie stanie...naiwnosc...

moi rodzice rozstali sie jak mialam 6 lat.
ojciec jest alkocholikiem. kiedys byl artysta. tanczyl w balecie. alkochol, podroze po swiecie i kobiety...
mama miala dosc i wyprowadzila sie z nami, akurat ulozylo sie tak ze do mieszkania jej siostry...
moja mama wychowala sie w domu dziecka...żyła sama dopóki my nie ułoźyłyśmy sobie życia...
normalnych wzorcow na codzien nie mialam...

no i niestety nigdy nie poszlam na terapie, co wiem ze bardzo by mi pomoglo...
nawet po silnej depresji, leki, weszlam w zwiazek, stwierdzilam teraz juz mi lekow nie potrzeba, pozniej poznałam Boga, Jezusa nawrócilam sie, skonczylam szkołe zaczełam pracować...żyłam "sama" do poznania męża.

no a teraz fakt mam rękę w nocniku...
 
     
Karolina12
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 19:38   

Lu napisał/a:
bo jak sie znac kiedy sie od lat zyje obok? tak naprawdę... I uczę się go kochać na nowo,


Lu ja żyłam obok mojego męża prawie 7 lat......... kiedy tu na forum ktoś mi mówił abym zaczęła od siebie , abym siebie zmieniała bardzo się buntowałam .........dlaczego ja mam się zmieniać? , przecież to mój mąż się nade mną znęca , niech On się zmieni , nie ja......... nic bardziej mylnego ........... byłam tak pogrążona w moim bólu że nie widziałam i nie chciałam widzieć nic wokół mnie.............. wiedziałam jednak że tak dalej żyć nie mogę i nie chcę ............. w końcu doszłam do wniosku że spróbuję........ a co mi tam.....
poszłam na terapię to był początek mojej drogi, drogi krętej, ciężkiej........... drugim moim posunięciem była decyzja o przystąpieniu do grupy 12- krokowej ..........
zaczęłam robić "Coś" dla siebie......... czyli ciężką i mozolna pracę nad sobą...........
teraz zbieram żniwo .......... zaczynam częściej się uśmiechać, nie dopatruję się w każdej wypowiedzi męża podstępu............ zaczynam widzieć w moim mężu , faceta w którym się zakochałam , a nie drania za jakiego Go uważałam przez ostatnie lata.........
zaczęłam "słyszeć" co do mnie mówi , a nie tylko "słuchać" .............. zaczęłam doceniać nawet drobne starania , zaczęłam okazywać mężowi uczucia (dawniej różnie z tym bywało) ............. przestałam każde Jego słowo rozbierać na czynniki pierwsze
nie znaczy to że teraz u mnie "sielanka" , ale wiem jednocześnie że jestem na najlepszej drodze do uzdrowienia swojego małżeństwa.........
 
     
oaza
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 20:09   

Witaj Lu,na terapię nigdy nie jest za późno i to najlepiej u specjalisty,który pracuje z ofiarami przemocy.Musisz to zrobić przede wszystkich dla siebie,ale i dla trójki swoich dzieci.
Na pewno w sytuacji,gdy za chwilę pojawi się noworodek,nie będzie Ci łatwo.Jednak pamiętaj,że dziecko patrzy na swoich rodziców,od nich uczy się,a później przenosi te zachowania dalej...Robi tak jak rodzice,bo inaczej nie umie...A jakie wzorce przekaże nawet najlepszy ojciec,jeśli nie szanuje matki? Jeśli dobrze pamiętam,to bł. o. H. Koźmiński powiedział takie słowa: "Daremne są twoje nauki,których czynami nie potwierdzasz"

Lu,trzymaj się i ...szczęśliwego rozwiązania Ci życzę....
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 20:16   

Karolina pisze:
Cytat:
zaczynam widzieć w moim mężu , faceta w którym się zakochałam , a nie drania za jakiego Go uważałam przez ostatnie lata.........


Czyżby z tego wynikało, że postrzeganie przez Ciebie Twojego męża było tylko i wyłącznie tworem twojej wyobraźni?
Nie było ku temu żadnych podstaw?
Jak można racjonalizować i wreszcie nie odbierać negatywnie czyjegoś zachowania jeśli ono ewidentnie uderza w czyjąś godność i poczucie wartości?
Można sobie powiedzieć, że tylko mi się wydaje, że to nie tak i że nie dość jestem dobra i się staram skoro partner jest taki jaki jest?
Z twojej wypowiedzi Karolino wynika, że jeśli Lu zmieni się, to i partner się zmieni automatycznie czyniąc ją odpowiedzialną za jego zachowanie. To chyba zbyt duży ciężar do uniesienia w sytuacji Lu, zadbać o swój stan emocjonalny, zadbać o dzieci i jeszcze zająć się psychiką męża.
Poza tym, kiedy do głosu dochodzą przemocowe zachowania w związku to zmianie i terapii powienien się poddać przede wszystkim ten który przemocy się dopuszcza. I bywa, że żadna terapia nie przynosi skutecznego rozwiązania.
Sugerowane Lu 12 kroków, aczkolwiek pomocne, nie są panaceum na wszystko a Ci którzy tak myślą - są w błędzie.
Owszem, także twierdzę że Lu potrzebuje terapii lecz jako wsparcia dla siebie by się wzmocnić, podbudować, otrzymać siłę i wiedzę potrzebną do zrozumienia a nie żeby nauczyć ją jak siebie samą zaczarować i przekonać że to co jest - tylko jej się wydaje.
 
     
Karolina12
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 23:27   

kenya napisał/a:
Czyżby z tego wynikało, że postrzeganie przez Ciebie Twojego męża było tylko i wyłącznie tworem twojej wyobraźni?


nie............. ja byłam przez mojego męża bita, gwałcona , nękana psychicznie
byłam współuzależniona , nie potrafiłam przez lata tego przerwać .............to tu znalazłam wsparcie i to tu zaczęłam swoją drogę ku "Uzdrowieniu"

kenya napisał/a:
Jak można racjonalizować i wreszcie nie odbierać negatywnie czyjegoś zachowania jeśli ono ewidentnie uderza w czyjąś godność i poczucie wartości?


uwierz mi że można............ moje poczucie własnej wartości było równe zeru a moja godność była wręcz wdeptana w ziemię............. mimo tego ja byłam "żoną bluszczem"

kenya napisał/a:
Z twojej wypowiedzi Karolino wynika, że jeśli Lu zmieni się, to i partner się zmieni automatycznie czyniąc ją odpowiedzialną za jego zachowanie.


ja zaczęłam zmiany od siebie ponieważ nie miałam wpływu na to co robi mąż......... kiedy ja stałam się silniejsza , kiedy mąż przestał widzieć mnie ciągle zalęknionej , wystraszonej, kiedy ja zaczęłam stawiać granice , kiedy nie pozwoliłam za kolejne uderzenie mnie........ mąż że tak powiem wy-stopował.......... traktował mnie tak jak ja Mu na to pozwalałam ........... a na to wszystko patrzyła dwójka dzieci.........

kenya napisał/a:
To chyba zbyt duży ciężar do uniesienia w sytuacji Lu, zadbać o swój
stan emocjonalny, zadbać o dzieci i jeszcze zająć się psychiką męża


właśnie mi o to chodzi .......... o to aby w pierwszej kolejności zadbała o siebie i dzieci
ja nie zajmowałam się psychiką męża od tego są Profesjonaliści........... ja zadbałam o bezpieczeństwo swoje i dzieci..........

kenya napisał/a:
Poza tym, kiedy do głosu dochodzą przemocowe zachowania w związku to zmianie i terapii powienien się poddać przede wszystkim ten który przemocy się dopuszcza.


a słyszałaś o czymś takim jak "Współuzależnienie"? nawet od przemocy!............. ja coś na ten temat wiem bo sama jak już pisałam przeżyłam przemoc w swoim małżeństwie............ i to nie jest prawdą że przede wszystkim przemocowiec powinien się poddać terapii ............. również osoba która jest ofiarą przemocy ........... powiem więcej przede wszystkim Ona po to aby nabrała pewności siebie , aby nabrała sił do dalszych działań........ osoba która używa przemocy potrafi też w piękny sposób manipulować swoją ofiarą....... po to właśnie potrzebna jest terapia aby ofiara przemocy potrafiła uwolnić się z niej..........

kenya napisał/a:
Sugerowane Lu 12 kroków, aczkolwiek pomocne, nie są panaceum na wszystko a Ci którzy tak myślą - są w błędzie.


nie wiem czy byłaś na krokach, a może jesteś teraz ........... ja mówię o sobie............
nie powiedziałam że załatwiają wszystko......... ale prawda jest taka że bardzo pomagają ........... ja odnalazłam siebie......... pomogły mi uporać się z wieloma problemami............ poznałam wspaniałych ludzi , którzy byli i są gotowi w każdej chwili przyjść mi z pomocą .............. sam fakt że są jest dla mnie nieocenionym skarbem ....... wiem że nie jestem sama......

kenya napisał/a:
Owszem, także twierdzę że Lu potrzebuje terapii lecz jako wsparcia dla siebie by się wzmocnić, podbudować, otrzymać siłę i wiedzę potrzebną do zrozumienia a nie żeby nauczyć ją jak siebie samą zaczarować i przekonać że to co jest - tylko jej się wydaje.


ja nie uważam abym była zaczarowana wprost przeciwnie teraz dopiero zaczynam "Twardo stąpać po ziemi".......... chyba nie do końca zrozumiałaś mój przekaz
ja nie przekonywałam siebie że to co się działo w moim życiu to "Iluzja" .........
ale również nie skreśliłam mojego męża............ owszem był taki czas kiedy uważałam Go za "Drania" który zniszczył mi życie.......... ale czy to oznacza że powinnam Go zostawić?........... przestać walczyć o nasze małżeństwo?................
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 23:41   

Karolina12 napisał/a:
kenya napisał/a:
Czyżby z tego wynikało, że postrzeganie przez Ciebie Twojego męża było tylko i wyłącznie tworem twojej wyobraźni?


nie............. ja byłam przez mojego męża bita, gwałcona , nękana psychicznie
byłam współuzależniona , nie potrafiłam przez lata tego przerwać .............to tu znalazłam wsparcie i to tu zaczęłam swoją drogę ku "Uzdrowieniu"
ale czy to oznacza że powinnam Go zostawić?........... przestać walczyć o nasze małżeństwo?................


Jednak chyba nie zrozumiem nigdy kobiet.
Nie mogę zrozumieć jak można żyć z kimś kto latami bił, gwałcił i nękał...
 
     
Karolina12
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 23:43   

grzegorz_ napisał/a:
Jednak chyba nie zrozumiem nigdy kobiet.
Nie mogę zrozumieć jak można żyć z kimś kto latami bił, gwałcił i nękał...


to jest właśnie "Współuzależnienie" .............. jeżeli ktoś to przeżył to wie o czym ja piszę
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 23:45   

Karolina
ja rozumiem co to jest współuzależnienie
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...
 
     
Karolina12
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-12, 23:51   

grzegorz_ napisał/a:
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...


wiesz , zmiany nastąpiły również u mojego męża.......... to nie jest tak że "koszmar" nadal trwa a ja biernie się temu przyglądam............. mój mąż zaczął się zmieniać , a ja zaczęłam to doceniać............... podobnie mogłabym zapytać czy osoba zdradzona potrafi być z tą która zdradziła?..........

[ Dodano: 2013-11-13, 15:33 ]
LU co u ciebie Kochana?, jak się czujesz?
 
     
Lil
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-14, 10:14   

grzegorz_ napisał/a:
Karolina
ja rozumiem co to jest współuzależnienie
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...

Grzegorzu, wg mnie wynika z tego, że nie rozumiesz przebaczenia...
Ale wiesz, że Jezus może Ci pomóc je pojąć, prawda?
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-11-14, 11:08   

Lil napisał/a:
grzegorz_ napisał/a:
Karolina
ja rozumiem co to jest współuzależnienie
ale dziwuje się, że teraz gdy sie współuzależnienia pozbyłaś i myślisz już trzeźwo
potrafisz żyć z człowiekiem, który Cię bił, nękał, gwałcił...

Grzegorzu, wg mnie wynika z tego, że nie rozumiesz przebaczenia...
Ale wiesz, że Jezus może Ci pomóc je pojąć, prawda?


Rozumiem, ale ...
Przebaczyć to jedno, a wchodzić w bliskość z krzywdzicielem to drugie.
Nie krytykuję Karoliny.
Jeśli czuje, że nie jest współuzależniona i mimo tego co się stało jest w intymnym (bliskim) związku z meżem to tylko sie cieszyć.
W sumie po czytaniu historii z tego forum...to człowieka już nic nie powinno dziwić...
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 10