Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
bosonia, masz rację. Ale zajmuję się sobą - ogónie uważam, że mam się naprawdę dobrze jak na taki moment. Bardzo dużo się modlę (jak na mnie..) i czuję namacalne omalże wsparcie w różnych momentach. Spotykam co chwila ludzi, którzy coś dla mnie mają, najcenniejsze rzeczy. Naprawdę ja się zmieniam i otrzymuję wiele.
Przy sobie noszę modlitwę, którą tu znalazłam, na forum. Nazywana jest modlitwą św. Franciszka. Nie wiem czy to on jest autorem, ale w tej modlitwie jest coś niesamowitego, takie odwrócenie naszych ziemskich proporcji. I to odwrócenie daje ogromnie wiele.
Skoro mam tę modlitwę, skoro się nią modlę, i czuję że mi tak pomaga - to po prostu staram się próbować wprowadzać ją czasem chociaż w czyn.
Znacie ją pewnie, ale wkleję:
"O Panie, uczyń z nas narzędzia Twojego pokoju
abyśmy siali miłość
tam, gdzie panuje nienawiść,
wybaczenie, tam, gdzie panuje krzywda,
jedność tam, gdzie panuje zwątpienie,
nadzieję tam, gdzie panuje rozpacz,
światło tam, gdzie panuje zmrok,
radość tam, gdzie panuje smutek
Spraw, abyśmy mogli
nie tyle szukać pociechy,
co pociechę dawać,
nie tyle szukać zrozumienia, co rozumieć,
nie tyle szukać miłości, co kochać.
Albowiem dając otrzymujemy,
wybaczając zyskujemy przebaczenie,a umierając rodzimy się do wiecznego życia.
Amen"
I tylko w tym duchu myślę o mężu i tamtej kobiecie. Skoro jestem w stanie, skoro to otrzymałam, to może właśnie po to.
Ale o sobie też staram się myśleć - może rację masz że pewnie za mało..
martusia_1970 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-18, 15:58
Piękna modlitwa, aż łza się w oku kręci.
Podziwiam Cię bardzo, czytam,czytam i zastanawiam się kiedy u mnie nastąpi taka przemiana.
Ten okres przed świąteczny bardzo na mnie źle wpływa, ciągle te huśtawki nastroju, czasami czuję ogromna miłość do wszystkich i wszystkim chciałabym ja rozdawać bezinteresownie, a czasem chciałabym z łóżka nie wstawać i to wszystko przespać.
Dobrze ze mam dzieci i obowiązki bo inaczej to nie wiem?
mgła1 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-18, 21:22
krawędź nadziei, jesteś mądra i dzielna, pamiętaj o sobie i dbaj o granice w relacjach z mężem. Nie żałuj go, że jest biedny i że to wrak człowieka. Nie skupiaj się na tym, co on teraz pocznie.
Mam wrażenie, że trochę zamroziłaś swoje odczuwanie i boisz się poczuć naprawdę, dlatego idziesz ścieżką rozumienia, tłumaczenia, wybaczania. Nie zrozum mnie źle, to bardzo szlachetne, potrzebne i właściwe. Ale niedobrze jest wg. mnie odcinać ten kawałek siebie, który wściekle się złości i jest zraniony.
Może jeszcze nie czas na to, to szok, co przeżywasz, a takie stany mają swoje następujące po sobie fazy. Jasne, że dbasz przede wszystkim o dzieci, żeby ich smok nie zeżarł (pamiętam tę metaforę, dobre!)
Ale nie bój się czuć, dasz radę, nie jesteś sama.
Pamiętam w modlitwie, śledzę Twój wątek, Błogosławionych Świąt!
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 11:01
martusia_1970 , przytulam Cię mocno. Rozumiem Twoje huśtawki. Ja też je miewam, i też dzieci mi pomagają, dla nich mam być silna.
mgła1, Bóg zapłać za modlitwę i za mądre słowa. Myślę nad nimi.
Masz chyba rację.
Ja się boję złości, bo boję się nienawiści, która idzie za nią krok w krok. Dosłownie tuż za nią.
Smok jest ciągle smokiem. I zagraża bezlitośnie moim dzieciom, całemu ich życiu, wciąż nie mam jak uchronić ich przed jego trującym oddechem.
Z tym, że czasem są momenty, gdy widzę, że ten smok też jest dzieckiem Bożym, tylko znacznie bardziej poranionym i nieszczęśliwym niż ja, tak mi się wydaje. Co nie zmienia faktu, że się go boję i tak po ludzku to mam do niego ogromny żal i daleko mi do przebaczenia..
Ale nie tylko żal i strach, dzięki Bogu nie tylko.
Ostatnio zmieniony przez krawędź nadziei 2013-12-19, 12:21, w całości zmieniany 1 raz
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 11:22
Witaj krawędz nadzei,
Kobieto ile Ty masz w sobie siły! Przeczytałam Twoją historię i nie mogę uwierzyć, bardzo mi przykro. Bardzo zastanawia mnie postawa Twojego męża, takie zawieszenie między między. Nie wiem czy to, co napisze ma sens i w jakikolwiek sposób pomoże, ale ja zrozumiałam sporo po lekturze ksiażki "Miłość wymaga stanowczości". tam spotkałam sie z podobnymi historiami zawieszenia między między. Życze, aby wszystko się ułozyło.
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 11:27
mgła1 napisał/a:
Mam wrażenie, że trochę zamroziłaś swoje odczuwanie i boisz się poczuć naprawdę, dlatego idziesz ścieżką rozumienia, tłumaczenia, wybaczania. Nie zrozum mnie źle, to bardzo szlachetne, potrzebne i właściwe. Ale niedobrze jest wg. mnie odcinać ten kawałek siebie, który wściekle się złości i jest zraniony.
Może jeszcze nie czas na to, to szok, co przeżywasz, a takie stany mają swoje następujące po sobie fazy.
Cytuję ten fragment, który uznałam za bardzo istotny. Dokładnie opisuje to, jak czułam się w trakcie ostrej fazy kryzysu. Oczywiście wielkie emocje wówczas również się pojawiały, ale moje zachowanie było bliskie temu KN.
Pamiętam, jak koleżanka dziwiła się, jak ja to wszystko przyjmuję ze spokojem, że nie widać po mnie emocji.
Po pewnym czasie jednak przyszedł i ten etap - gdy wszystko zaczęło wracać do normy (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to nie do końca prawda) - uwolniły się dodatkowe emocje, które jeszcze gdzieś w głębi mnie były uwięzione. Cieszyło mnie to (choć przyjemne nie było), bo dla mnie to był owoc pracy nad sobą z tego właśnie trudnego okresu.
[ Dodano: 2013-12-19, 11:37 ]
Samboja napisał/a:
Bardzo zastanawia mnie postawa Twojego męża, takie zawieszenie między między.
Mam wrażenie, że taka postawa jest wręcz nagminna.
Niezależnie od szczegółów każdej historii, mężczyźni mają jakiś problem z tymi wyborami...
Mój mąż też trwał w zawieszeniu, czekając aż się samo rozwiąże, albo ktoś to za niego rozwiąże (jednocześnie brnąc w to bagno coraz dalej), albo cud się stanie.
I.... stał się, naprawdę. Jestem przekonana, że Bóg zainterweniował nie mogąc patrzeć na jego (męża) niezdecydowanie, a w momencie kiedy ja zaczęłam słabnąć, odpuszczać...
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 12:32
Samboja, dzięki.
Czytałam Dobsona dość wcześnie, na etapie wierzenia że mój mąż wrócił. To jakby ktoś świeżo wypisany z oddziału onkologii czytał "Jak sobie radzić z rakiem". Czytałam trochę z ulgą, że chyba jestem gdzieś indziej.
Jednak przyszły wyniki i znów jestem na tym oddziale. I teraz czytam ją pilnie od nowa, i teraz widzę że są tam słowa wprost do mnie, dokładnie moja sytuacja nie raz i nie dwa.
Ja_też, pięknie napisałaś mi o tej fali głębokich uczuć. Możliwe, że to we mnie jest.
Udało Ci się odgonić nienawiść? Może to zbyt prywatne pytanie, przepraszam.
Po prostu czuję, że jeśli otworzę drzwi złości, to nienawiść zaraz za nią się wepchnie i zatruje mi życie.
Czytając Dobsona utwierdzam się, że dla mnie jest teraz taki moment chyba kluczowy. Przez to, że jest wyjątkowy czas świąt.
Za trzy czy cztery dni mąż tu się pojawi.
I będzie oczekiwał na pewno "dostępu" do dzieci, zresztą one też marzą o nim od dawna, usychają z tęsknoty. Tego nie będę bronić.
Pewnie będzie też oczekiwał zamieszkania na kilka dni. Uczestniczenia w życiu rodziny.
Tu nie wiem czy się zgodzić.
Mam dylemat pt. gdzie są moje granice w tym momencie. Poradzono mi modlić się do Ducha Świętego o rozeznanie i robię to.
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 14:31
krawędź nadziei napisał/a:
Udało Ci się odgonić nienawiść?
Hmm, wiesz co, tak wracam myślami do tamtych chwil i chyba nie było u mnie nienawiści. Byłam bardzo zła, ba - wściekła (to mało powiedziane), czułam smutek i żal do męża za to co mi robi. Nie mogłam zrozumieć, jak można być tak zaślepionym, jak można nie rozumieć że źle postępuje raniąc mnie tym okrutnie. A z drugiej strony było mi go żal, widziałam jak jest zagubiony w tym co robi, jak coraz bardziej ulega złemu, jak nie potrafi sobie poradzić z tą sytuacją. Na dodatek zrozumienia i pocieszenia szukał też nie tam gdzie trzeba.
Moja sytuacja jest nieporównywalna, jednak myślę, że uczucia mogą być takie same. Dla każdej z nas to co się wydarzyło jest ogromną traumą, która wywarła na nas piętno.
Ostatnio też miałam dylemat co do granic. Męczyło mnie pytanie związane z obecnym funkcjonowaniem, mianowicie czy moja granica, której nie chcę by mąż przekraczał jest wynikiem mojego egoizmu, czy może jednak to on jest nie wporządku przekraczając tę cienką linię? Ciągle modlę się o rozeznanie, jakąś podpowiedź. I chyba ją otrzymuję :)
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 15:05
Cytat:
Nie mogłam zrozumieć, jak można być tak zaślepionym, jak można nie rozumieć że źle postępuje raniąc mnie tym okrutnie. A z drugiej strony było mi go żal, widziałam jak jest zagubiony w tym co robi, jak coraz bardziej ulega złemu, jak nie potrafi sobie poradzić z tą sytuacją.
Tak. Dokładnie ten sam dualizm jest we mnie.
Raz jestem przerażona złem, które się przejawia w jego postępkach.
A raz widzę, że on jest tylko i aż narzędziem w rękach złego. I jest za słaby by uwolnić się z sideł.
Raz chciałabym naprawdę postawić tamę krzywdzie, którą mi wyrządza, choćby symboliczną (bo krzywdził będzie dalej przecież, czy postawię tamę czy nie, a może nawet bardziej). A raz widzę w nim kogoś, kto potrzebuje mojej pomocy.
Ale jakiej? Ba. Pewnie mądrej. A nie na zasadzie: chodź kochanie, wiem że ci ciężko, obciąłeś mi z tej okazji ręce ale ja sobie zaraz przyszyję drugie i dalej Cię będę przytulać...
Poza tym właśnie przed chwilą zadzwonił po tygodniu milczenia. Dokładnie gdy wstałam od kolejnej części nowenny pompejańskiej.
Zadzwonił bo się stęsknił za mną. Czyta, czuje różne "dobre znaki". Pogadaliśmy o dzieciach, opale, itd, ja nie byłam dociekliwa. Pytał czy może przyjechać.
Och ciężka będzie ta rozmowa świąteczna.
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 15:35
Staram się szczerze pomóc, zastanawiałam sie co takiego sprawiła, że zdradzający współmałżonkowie nagle wracają. I zawsze były to radykalne cięcia. Ja przeczytałam tę książkę po tym, jak mąż zerwał z kochanką, nie był jeszcze bardzo zaangazowany, ale upewniłam sie, że moja reakcja była słuszna i jedyna w tej sytuacji: natychmiastowe żądania zerwania wszystkich kontaktów, pod groźba utraty mnie i całej rodziny potężnie wstrząsnęły moim mężem. Harley mówi w swoich książkach, że jesli chcemy, żeby ktoś coś dla nas zrobił prosimy, ale jeśli chcemy żeby przestał musimy żądać.
Potem pytałam męża, co takiego sprawiło, że sie ocknął, bo osoby zdradzane są w stanie silnego uzależnienia (zauroczenia jak zwał): powiedział determinacja w Twoich oczach, poczuł strach, że może stracić dzieci, potem jak sie odewał od źródła uzależnienia zrozumiał, że mnie mógł stracić i mnie. I wiem, że to jest bardzo religijne forum, że nie ma mowy o rozwodach, ale kościół zezwala na separacje ze względu na zdradę. Jeżeli dosłownie grożenie odejściem jest niezgodne z poglądami, to nawet sam kościół pozwala byc osobno, w sensie odchodzić, gdy sprawa dotyczy zdrady. Ale nie ma mowy o rozwodzie, dla kościoła, nie jest sie w grzechu, bo przecież zrobiło sie wszystko, zeby byc z tą osobą, a jeśli ta druga osoba nie chce to jak być. Radykalne cięcia, ale trzeba naprawdę mieć świadomość, że to jedyne wyjście i jedyne, które daje szansę na jakiś wynik. Bo stawianie granic, przesuwanie ich, pobłażanie, zgadzanie się, uleganie, proszenie daje ciągle efekt miedzy miedzy. I widze, że wiele osób tutaj się modli o cud, ale Bóg zapewnie by chciał byśmy walczyli o swoje, tymi osobami należy wstrząsnąć, pokazać, że mogą stracić realne istniejące już rodziny. Jezus widząc handel w świątyni nie prosi grzecznie, ale robi zadymę z tego powodu...ja bym tak zrobiła.
złamana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-20, 01:10
KN, póki co zdajesz się być tą silniejszą. O tym co się będzie działo w czasie świąt Ty zdecydujesz. Na Tobie spoczywa to jak one będą wyglądały. Zrób więc tak jak Ty czujesz. Z czym Ty sobie lepiej poradzisz. Zadaj sobie pytania, czy lepsza dla Ciebie będzie obecność męża w domu, czy też nie. Czy Tobie będzie męża brakowało w te dni przy stole, w pokoju, kuchni, łazience, czy też jego obecność będzie Cię drażniła. Czy więcej wysiłku będzie Cię kosztowało zajęcie uwagi dzieci i swojej gdy męża nie będzie, czy też trudniej będzie Ci rozmawiać, siedzieć, śpiewać kolędy, podawać do stołu, gdy on będzie tak blisko. Czy bardziej zależy Ci na wspólnej rozmowie w czasie świąt czy też na ciszy w temacie. KN to aż święta i tylko święta. Miną. Mam młodsze dzieci w wieku Twoich. Rozumiem więc te buźki w podkówki. Mimo, że ich potrzeby i tęsknoty są bardzo ważne, nie dzieci decydują. Na ich buźki nie można przerzucić ciężaru decyzji. Na ten bardzo trudny moment w życiu, KN tylko Twoje potrzeby w zakresie spędzenia świąt się liczą. A, że masz w sobie ogrom wspaniałych uczuć i empatii jestem pewna, że realizacja tych właśnie potrzeb jest jak najbardziej pożądana. Nie oczekiwania dzieci, męża, innych członków rodziny, ale Twoje potrzeby, granice (jak zwał, tak zwał). Nie patrz na innych, na inne przykłady ale decyduj w zgodzie z sobą. I się nie śpiesz. Daj sobie czas. Za dużo do ogarnięcia na jedną głowę w jednej chwili. Nie jesteś odpowiedzialna za to co zrobił i co powinien zrobić na dziś Twój mąż. Spokoju w te święta życzę.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-20, 16:43
Dziękuję Wam wszystkim za wpisy. bardzo cenne.
złamana , masz absolutną rację. Będę mogła dać z siebie spokój i radość, jeśli tylko będę najpierw mieć je w sobie.
mgła1 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-30, 21:50
KN, jak się miewasz, co u Ciebie?
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-31, 15:10
U mnie kolejny rozdział.
Obiecuję że napiszę Wam i dziękuję z serca za pamięć.
Napiszę, gdy się w tym rozdziale trochę rozeznam - może za parę tygodni.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.