Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-10-04, 10:51 cała prawda o sakramencie małżeństwa?
zastanawiając się z jakich przyczyn ludzie trafiają na stronę internetową Sycharu mam takie domysły,że najczęściej są to osoby doświadczające kryzysu małżeńskiego-czyli doświadczający bólu,niemocy,zagubienia w chorobie ,która zaatakowała ich małżeństwo
na chorobę ludzie szukają leku,chcą uleczyć niezdrową dla nich sytuację,szukają porady i tu ją znajdują
każdy jednak wie ,że lepiej nie dopuścić do choroby,niż ją leczyć...
co zatem robić,by skala problemu była mniejsza,by małżonkowie sakramentalni nie wpadali jak śliwka w kompot w kłopoty związane z kryzysem(najczęściej powodowanym zdradą)?
mnie osobiście wydaje się,że cała prawda o nierozerwalności małżeństwa sakramentalnego jest właśnie studiowana głęboko,gdy już do kryzysu dojdzie-mleko się rozlało-szukamy pomocy
to dowodzi jak bardzo nieświadomi konsekwencji zawarcia małżeństwa są (lub byli-bo ich inni już TU oświecili ) ludzie popadający w kryzys małżeński
Jak myślicie?Czy gdyby Kościół zaczął intensywną akcję uświadamiającą konsekwencje zdrady-zarówno dla zdradzanego jak i zdradzającego,konsekwencje opuszczenia współmałżonka i chęci zmiany na "nowszy model",gdyby na naukach przedmałżeńskich OBOWIĄZKOWYM tematem był ewentualny kryzys,gdyby wreszcie księża z automatu na naukach przedmałżeńskich podawali link do tej strony to-
1.poprawiłoby to sytuację tych,którzy doświadczyliby w przyszłości takiego kryzysu w małżeństwie(większa wiedza-mniejsze rozczarowanie)?(wiem w co się "pakuję,ale jednak się "pakuję" )?
2. pogorszyłoby tylko wskaźnik zawieranych małżeństw w Kościele,który i tak nie jest wysoki -czyli lepiej nie odstraszać bo słabe statystyki jeszcze się pogorszą?
[ Dodano: 2013-10-04, 12:03 ]
może od razu ja dam swoją odpowiedź -zawierano by jeszcze mniej małżeństw w kościele w obliczu obaw o taki negatywny scenariusz
[ Dodano: 2013-10-04, 12:09 ]
ale,ale ...tu jest problem wiary a nie statystyk!
taka jest nasza wiara
[ Dodano: 2013-10-04, 12:21 ]
a niedoszli małżonkowie mówilibywtedy tak--a to takie trudne może być zostać samemu,tak jak piszą na "ścianie płaczu" na forum Sycharu
nie masz odwrotu,bo sakrament nakazuje...
a tak-trach,trach-szybka zmiana-jedziemy dalej
ostały by się SAME SKAŁY
ilu ich by było?
[ Dodano: 2013-10-04, 12:29 ]
czy Kościół powinien być zainteresowany szeroką akcją uświadamiającą konsekwencje odejścia współmałżonka dla obojga z nich...?
[ Dodano: 2013-10-04, 12:54 ]
... i jeszcze mi takie porównanie przyszło do głowy...
weźcie umowę bankową o kredyt-
gdyby bankier mocno,grubymi literami wyeksponował zagrożenia wiążące się z zaciągnięciem tego kredytu,a nie jak często to bywa-ukrył je drobnym drukiem na samym dole strony-jak myślicie?sprzedałby dużo takich kredytów?a przecież z tego żyje
no co,prawdę w umowie napisali tylko część zagrożeń małym drukiem-ALA JEST
tylko bank to bank...
Jarek70 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-04, 21:04
Chcialbym te 10 lat temu wiedziec i rozumiec tyle co teraz...
Ale mysle ze kosciol z jednej strony jest dzisiaj tak osmieszany i negatywnie przedstawiany w mediach, ze zostaje tylko kto ma uszy do sluchania niech slucha.
Sam niedawno myslalem o tym zeby wspolnie napisac cos dla tych, co dopiero zamierzaja wstapic w zwiazek malzenski. Ale jak dzis slysze to na nauki przedslubne przychodza juz z nastawieniem, ze przeciez jak cos nie wyjdzie, to sie rozstaniemy i po sprawie.
koniczynka [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-04, 21:22
A ja z mężem zamiast na tradycyjną "Prekanę" zdecydowaliśmy się na "Wieczory dla Zakochanych" (no dobra ja zdecydowałam ) i tam wspominali o konsekwencjach, nawet pamiętam taką symboliczną scenkę, gdzie trzy osoby trzymały się za ręce. Symbolizowały one małżonków (po bokach) i Jezusa (w środku). Potem jedna z tych "bocznych" osób się oddaliła puszczając rękę "Jezusa" co miało symbolizować odejście małżonka, ale drugi małżonek wciąż trzymał "Jezusa" za rękę. Było o nierozerwalności, o trwaniu mimo odejścia współmałżonka (no o tym akurat tylko wspomniano, tak jakby od niechcenia ) wszystko było. Tylko takim dwudziestoparolatkom szaleńczo zakochanym, którzy wierzą tylko w to, że "ich miłość wszystko zwycięży, ich to nigdy nie spotka bo przecież oni się TAK kochają itp" to można...
Może gdyby małżeństwo zawierano w wieku 40 lat po 20 latach narzeczeństwa ...
Na Sychara trafiłam krótko przed ślubem (małżeństwo znajomej się wtedy sypało i szukałam pomocy dla niej) i jestem wdzięczna Bogu, że właśnie wtedy. Nie odstraszyło mnie, a wiedza i mądrość tego forum z której czerpię od lat "pracuje" w moim małżeństwie od początku. Wiele wartościowych lektur, filmów, artykułów i po prostu mądrych ludzi
Dziękuję
maryniaa [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-04, 21:27
koniczynko
Chwała Panu !!!
nutka [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-05, 13:16
A może powinno być tak - że z obowiązku co 5 lat małżonkowie powinni przechodzić takie szkolenia, takie małżeńskie rekolekcje, ku przypomnieniu, ku pokrzepieniu serc, które wraz z wiekiem małżeństwa będą coraz bardziej docierać do zainteresowanych, o co w tym wszystkim chodzi, kiedy już miłość nie jest jak przez różowe okulary. Szczególnie przed kryzysem wieku średniego Obowiązkowo !!! Tylko jak ich do tego zachęcić, zmusić, dopóki sytuacja nie jest tragiczna - wydaje się, że przejdzie jak grypa ... ale nie przechodzi ... tylko wirus się rozwija i szaleje i sieje spustoszenie. Podziwiam tych, którzy wcześniej szukają pomocy u Boga, bo tam się szerzy choroba małżeńska, gdzie Jego zabrakło w żywej relacji z Nim i między małżonkami.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-05, 13:56
nutka napisał/a:
A może powinno być tak - że z obowiązku co 5 lat małżonkowie powinni przechodzić takie szkolenia, takie małżeńskie rekolekcje, ku przypomnieniu, ku pokrzepieniu serc,
Ja bym poszła krok dalej, a mianowicie nie tylko obowiązkowe, ale i przymusowe, a zdradzaczy najlepiej do ciemnicy i o chlebie i wodzie robic im pranie mózgu puszczając o nierozerwalności małżeństwa
Prawdę mówiąc uważam, że tak powinno byc. gdyby zdrada była karalna, może byłoby inaczej... nie wiem.
koniczynka napisał/a:
Na Sychara trafiłam krótko przed ślubem (małżeństwo znajomej się wtedy sypało i szukałam pomocy dla niej) i jestem wdzięczna Bogu, że właśnie wtedy. Nie odstraszyło mnie, a wiedza i mądrość tego forum z której czerpię od lat "pracuje" w moim małżeństwie od początku. Wiele wartościowych lektur, filmów, artykułów i po prostu mądrych ludzi
Żałuję, że ja nie miałam takiej łaski... Tak wiele lat niszczyłam systematycznie uczucia męża, ąż w końcu on chciał zniszczyc nasze małżeństwo. Tak wiele błedów popełniłam, tak wiele on popełnił... A teraz mój mąż jest daleko od Boga. I doskonale wiem, że dopóki do Boga nie wróci, nic się nie poprawi tak naprawdę. Bo teraz niby oboje się staramy, ale to jakieś puste, jałowe, bez tego, co było kiedyś....I coraz bardziej boję się o siebie. Że ja uciekne. Ale póki co trwam i staram sie. Modlę się dużo, bardzo, bardzo dużo... Pilnuję by byc w Łasce uswięcającej i choc często upadam, to podnoszę sie jak najprędzej. Ale czasami jet po prostu ciężko. Za duzo wokoło tych pochwał konkubinatu, za dużo wulgarnego seksu, za mało prawdziwych, chrześcijańskich wartości...
Więc zróbmy przymus dla zdradzaczy: rekolekcje, ciemnica i wogóle więzienie... Albo 100 tysięcy kary w gotówce
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-05, 14:16
A ja z mężem zamiast na tradycyjną "Prekanę" zdecydowaliśmy się na "Wieczory dla Zakochanych" (no dobra ja zdecydowałam ) i tam wspominali o konsekwencjach, nawet pamiętam taką symboliczną scenkę, gdzie trzy osoby trzymały się za ręce. Symbolizowały one małżonków (po bokach) i Jezusa (w środku). Potem jedna z tych "bocznych" osób się oddaliła puszczając rękę "Jezusa" co miało symbolizować odejście małżonka, ale drugi małżonek wciąż trzymał "Jezusa" za rękę. Było o nierozerwalności, o trwaniu mimo odejścia współmałżonka (no o tym akurat tylko wspomniano, tak jakby od niechcenia ) wszystko było.
koniczynka!
przeczytałem Twój post gdzieś na polu podczas spaceru z psem,parę kilometrów od domu(taka piękna pogoda-przynajmniej u mnie w lubelskim,że zachęcam do spaceru ) i stwierdziłem,że ta scena,o której piszesz jest WSPANIAŁA!
tak wymowna w swojej prostocie ,że powinni ją "grać" na każdych naukach
ja bym jeszcze dołożył do tego możliwość grania w dwóch wersjach
1-wersja "melodramat"-taka jak opisałaś powyżej
2-wersja "horror"-oczywiście dla CHĘTNYCH ,w której dołożyłbym czwartą osobę...
jedno z kandydatów na małżonków odczepiałoby się od księdza-Pana Jezusa -i cichutko siadałoby na krzesełku obok TEJ CZWARTEJ
...a ksiądz w komentarzu wyjaśniałby istotę sprawy
hmmmm,starałem się właśnie przypomnieć sobie swoje nauki-było to dokładnie 20 lat temu(...a imię jego 40 i 4 ),księdza pamiętam doskonale,treści niestety nie,ale
nie wymagajmy za wiele...
Jarek 70 napisał...
Ale mysle ze kosciol z jednej strony jest dzisiaj tak osmieszany i negatywnie przedstawiany w mediach, ze zostaje tylko kto ma uszy do sluchania niech slucha.
Jarku-ja sobie przypominam jak syna zapisywałem do gimnazjum i były juz profile-szumnie to brzmiało-klasa informatyczna(2 godziny zamiast jednej w tygodniu )i los chciał,że w sekretariacie zamieniłem na ten temat dwa słowa z panią dyrektor
ona powiedziała mniej więcej coś takiego jak Ty....jak syn będzie chciał się tej informatyki uczyć to,czy w tej czy w innej klasie i tak się nauczy
ja byłem już wtedy "nauczycielem" z paroletnim stażem-wiedziałem dobrze,że czego NAUCZYCIEL dokładnie nie wyłoży,nie wzmocni,nie przerobi z uczniami-nie może liczyć na to,że w klasie będzie miał samych SAMOUKÓW
SAMOUKI się zdarzają to prawda-ale więcej jest tych co im to trzeba jasno i konkretnie powiedzieć-wiem ,bo robię to od 15 lat
[ Dodano: 2013-10-05, 15:22 ]
MonikaMaria3
100 tysięcy za jedną zdradę? Ale byłbym bogaty-szejk arabski nie miałby żadnych szans
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-07, 10:32
Myślę, że nie ma metody na uniknięcie błędów i niepowodzeń w życiu. To byłoby za proste:) A żeby zrozumieć pewne rzeczy, trzeba je samemu doświadczyć. Możesz tłumaczyć dziecku, tłumaczyć a dopiero jak samo coś przeżyje to wtedy zrozumie. Bo nawet jak widać coś u innych chyba każdy pomyśli: mnie to nie dotyczy:) Obserwując rozwiedzione małżeństwa parę lat temu pomyślałbyś że ciebie to spotka?
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-07, 11:34
porzucona_33 napisał/a:
Myślę, że nie ma metody na uniknięcie błędów i niepowodzeń w życiu. To byłoby za proste:) A żeby zrozumieć pewne rzeczy, trzeba je samemu doświadczyć. Możesz tłumaczyć dziecku, tłumaczyć a dopiero jak samo coś przeżyje to wtedy zrozumie. Bo nawet jak widać coś u innych chyba każdy pomyśli: mnie to nie dotyczy:) Obserwując rozwiedzione małżeństwa parę lat temu pomyślałbyś że ciebie to spotka?
Masz rację oczywiście. Ale naszła mnie taka myśl - dziecko popełnia błąd, doświadcza na własnej skórze wszelkich konsekwencji - mimo upomnień i ostrzeżeń rodziców. To nieuniknione, chyba mało jest ludzi, którzy uczą się na cudzych błędach
Ale ja tu widzę szansę - popełniwszy ów błąd dziecko (w tym przypadku) ma w głowie (bo to zawsze zostawia swój ślad), to co mówili, czego uczyli i przed czym przestrzegali rodzice. Ma możliwość - przy wyciąganiu własnych wniosków z własnego błędu - wziąć pod uwagę i wspomóc się tym, co rodzice próbowali przekazać aby ochronić swe dziecko, tym co wpajali i przekazywali. A ileż to razy powtarzaliśmy w życiu: mama/tata/rodzice mieli rację
To może być fundamentem tego, by sposób myślenia/postępowania związany z popełnionym błędem nabrał odpowiedniego kierunku...
koniczynka [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-07, 21:29
MonikaMaria3 napisał/a:
A teraz mój mąż jest daleko od Boga. I doskonale wiem, że dopóki do Boga nie wróci, nic się nie poprawi tak naprawdę. Bo teraz niby oboje się staramy, ale to jakieś puste, jałowe, bez tego, co było kiedyś....I coraz bardziej boję się o siebie. Że ja uciekne. Ale póki co trwam i staram sie. Modlę się dużo, bardzo, bardzo dużo... Pilnuję by byc w Łasce uswięcającej i choc często upadam, to podnoszę sie jak najprędzej. Ale czasami jet po prostu ciężko. Za duzo wokoło tych pochwał konkubinatu, za dużo wulgarnego seksu, za mało prawdziwych, chrześcijańskich wartości...
Mój mąż nigdy nie był blisko Boga tak naprawdę. Miałam wiele pomysłów jak by go do Boga zbliżyć. Byłam pełna lęku, że jeśli on się nie nawróci to prędzej czy później wszystko się skończy, upadnie. Efekt był dokładnie odwrotny do zamierzonego. Mój mąż coraz bardziej oddalał się od Boga. Dziś przede wszystkim zabiegam o własne nawracanie się każdego dnia, bo potrzebuję go nie mniej niż mąż. A jego zostawiam w rękach Jezusa.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.