Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Tobie krasnobarze życzę powodzenia w odkryciu powołania. Jesteś kawalerem na Sycharze, zatem szukasz prawdopodobnie kobiety do sakramentu małżeństwa...
Wszystkiego dobrego
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-26, 13:32
abcd napisał/a:
porzuciwszy teorie sycharowe zaczynam dogadywać się z sakramentalną żoną
A u mnie wręcz odwrotnie
[ Dodano: 2013-09-26, 14:33 ]
abcd napisał/a:
Na rozwód katolik nie może się zgodzić - jak wiadomo - wiedzą na temat sakramentu małżeństwa, punktów z katechizmu, cytatów z Biblii, byłem naładowany. Oczywiście cała ta wiedza była ze stron Sychara
A może w twojej postawie zabrakło tego?
Nirwanna napisał/a:
Starałam się pokazać, że nasze małżeństwo było dobre, a ja wciąż kocham męża, nic ponad to. Podobną postawę prezentowali moi świadkowie
Jeśli wytykałeś żonie, że "musi" być z tobą ze względu li tylko na sakramnet, to nie dziwię się, że od ciebie uciekała. Wtedy żona nie miała prawa do wolnej woli?
Andrzej napisał/a:
I właśnie taki jest kierunek Sycharu - mądra, stawiająca granice złu miłość, dotrzymująca wierności temu co ślubowała przed ołtarzem, która nie ogranicza wolnej woli współmałżonka.
Czy przyjąłeś wtedy taką pstawę wobec żony, czy może postawę wojownika i "obrońcy" samego sakramentu, bez zważania na uczucia i motywy żony, bo przecież ślubowała.
Czy to przypadkiem wtedy ty nie miałeś tej belki w oku, o której tyle wspominacie z miodziem? Dlaczego własne nieumiejętności i ograniczenia (rozumiem, że spowodowane poczuciem skrzywdzenia, odrzucenia bądź niesprawiedlliwości) z tamtego okresu zrzucasz na karb Sycharu? Czy to Sychar odpowiada za twoje wybiórcze przyjmowanie jego przesłań i treści?
Dlaczego wtedy nie przyjąłeś takiej postawy?
abcd napisał/a:
Jak zaakceptowałem stan rzeczy, że żona mnie nie chce - nie martwi mnie to, nie dołuję się tym, nie przypominam jej o tym, że jest sakrament, wspólne dziecko, to....zaczęliśmy normalnie rozmawiać.
Bo "broniłeś" sakramentu, czy dlatego, że nie potrafiłeś zaakceptować faktu, że żona cię nie chciała (jak śmiała, przecież jest sakrament, wspólne dziecko).
Może wypadałoby zrewidować raz jeszcze to wszystko co się stało, swoje postępowanie i postawy z tamtego okresu?
Takiej postawy, jaką ty prezentujesz teraz, ja nauczyłam się właśnie tutaj, tylko, że ja starałam się przyjąć wszystkie treści, nawet te dla mnie niewygodne.
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-26, 14:58
zenia1780 napisał/a:
Takiej postawy, jaką ty prezentujesz teraz, ja nauczyłam się właśnie tutaj, tylko, że ja starałam się przyjąć wszystkie treści, nawet te dla mnie niewygodne
zeniu wszyscy tak tu mówia i wszyscy tak tu opisują swoja postawę(nie jesteś pierwsza i ostatnia)
Nie to co na zewnątrz.. jeno to co wewnątrz.
Zatem poczekamy zobaczymy
pozdrawiam
abcd [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-26, 15:36
Zenia, przy tym co napisałaś poczyniłaś szereg domniemań, jak się zachowywałem, że powoływałem się tylko na teorie itd. Że tylko wymuszałem. Nie przypominam sobie, żebyśmy się znali, zatem nie masz podstawy do czynienia takich przypuszczeń.
Twoje rozumowanie sprowadza się do tego, że:
1. teorie Sychara są bezbłędne
2. jeżeli coś nie wychodzi jak stosujesz teorie Sychara, tzn. że nie stosujesz teorii Sychara
Czyli:
- jak abcd mówi, że nie zgadza się na rozwód, to wymusza
- jak inny Sychar mówi, że nie zgadza się na rozwód, to znaczy, że kocha
zenia1780 napisał/a:
Dlaczego wtedy nie przyjąłeś takiej postawy?
Bo zgoda na rozwód jest według Sychara zgodą na zło.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-26, 23:01
abcd napisał/a:
rzy tym co napisałaś poczyniłaś szereg domniemań, jak się zachowywałem, że powoływałem się tylko na teorie itd. Że tylko wymuszałem. Nie przypominam sobie, żebyśmy się znali, zatem nie masz podstawy do czynienia takich przypuszczeń.
Właśnie dlatego, ze znam cię tylko z twoich postów, a nie osobiście, do takich domniemań doszłam. Po prostu tak brzmią twoje wypowiedzi.
abcd napisał/a:
Twoje rozumowanie sprowadza się do tego, że:
1. teorie Sychara są bezbłędne
Mnie pomogły, więc takie mam doświadczenia. Jednak zanim je zastosowałam przepuściłam je przez filtr własnych możliwości i niedoskonałości. Ty przytaczasz tylko jedną, ale nie jedyną, z teorii (zgoda na rozwód=zło), którą zastosowałeś (bo w tamtym czasie była dla ciebie najwygodniejsza, jak mniema, choć mogę się mylić) i się nie sprawdziła. Ja zastosowałam inną. Skutek taki, ze oboje jesteśmy niemalże w tym samym miejscu jeśli chodzi o relacje ze współmałżonkiem i stosunek do niego, ale moje małżeństwo nie zostało "rozwiązane". Ja zatrzymałam się wcześniej niż ty.
abcd napisał/a:
2. jeżeli coś nie wychodzi jak stosujesz teorie Sychara, tzn. że nie stosujesz teorii Sychara
Jeżeli stosujesz teorie wybiórczo, to możesz się liczyć z tym, że nie wszystko stanie się tak jak sobie tego życzysz
abcd napisał/a:
Czyli:
- jak abcd mówi, że nie zgadza się na rozwód, to wymusza
- jak inny Sychar mówi, że nie zgadza się na rozwód, to znaczy, że kocha
Sam tę kwestię w taki sposób tu przedstawiłeś, jeśli żona otrzymała taki sam komunikat to czego się mogłeś spodziewać?
O tym, że ktoś kocha nie świadczy tylko fakt, ze nie zgadza się na rozwód ale wiele innych czynników, postaw i gestów.
abcd napisał/a:
zenia1780 napisał/a:
Dlaczego wtedy nie przyjąłeś takiej postawy?
Bo zgoda na rozwód jest według Sychara zgodą na zło.
Jak dobrze pamiętam żona w pierwszej wersji nie chciała rozwodu?
A czy przypadkiem Kościół również, po za Sycharem, tak nie uważa?
[ Dodano: 2013-09-26, 23:11 ]
miodzio63 napisał/a:
zeniu wszyscy tak tu mówia i wszyscy tak tu opisują swoja postawę(nie jesteś pierwsza i ostatnia)
I to mnie cieszy, że każdy może z tego skorzystać.
miodzio63 napisał/a:
Nie to co na zewnątrz.. jeno to co wewnątrz.
Jak najbardziej
Jednak nad tym co wewnątrz trzeba "trochę" popracować.
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 07:12
zenia1780 napisał/a:
abcd napisał/a:
porzuciwszy teorie sycharowe zaczynam dogadywać się z sakramentalną żoną
nie wątpię, czyż nie stałeś się taki sam jak ona?
sam wiesz najlepiej jaki byłeś, jaki jesteś i co robiłeś w swoim życiu po rozwodzie....
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 14:40
landis85 napisał/a:
nie wątpię, czyż nie stałeś się taki sam jak ona?
sam wiesz najlepiej jaki byłeś, jaki jesteś i co robiłeś w swoim życiu po rozwodzie....
A ja sobie myślę że to się zmieniło kiedy Jarek zaniechał wywijaniem przed nosem zony SAKRAMENTEM.
I uznał cos takiego...
skoro ja chce być nadal sakramentalnym mężem żony -to mimo nawet czucia tego wszystkiego co czuję i mimo wiedzy jaka posiadam o pobłogosławionym związku.
Uszanuje to abyśmy byli razem na to gotowi i otwarci.
Ale na to landis trzeba spokoju i na pewno przebywania poza grupą jaka wiecznie się nakręca.
To jest moje zdanie
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 14:59
Landis proszę powstrzymaj się od takich komentarzy , reszta na pw
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 16:40
miodzio63 napisał/a:
A ja sobie myślę że to się zmieniło kiedy Jarek zaniechał wywijaniem przed nosem zony SAKRAMENTEM.
I uznał cos takiego...
skoro ja chce być nadal sakramentalnym mężem żony -to mimo nawet czucia tego wszystkiego co czuję i mimo wiedzy jaka posiadam o pobłogosławionym związku.
Uszanuje to abyśmy byli razem na to gotowi i otwarci.
To jest właśnie to o czym ja mówiłam, choć może ty lepiej ubrałeś to w słowa (samo sedno sprawy).
miodzio63 napisał/a:
Ale na to landis trzeba spokoju i na pewno przebywania poza grupą jaka wiecznie się nakręca.
Z pewnością spokój jest niezbędny, ale czy przebywanie poza grupa również? Z tym mogłabym podyskutować. Mnie grupa pomogła, ale nie tylko grupa jako to forum, ale bardziej grupa tworząca ognisko Sychar.
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 17:12
zenia1780 napisał/a:
Mnie grupa pomogła, ale nie tylko grupa jako to forum, ale bardziej grupa tworząca ognisko Sychar.
No to widzisz landis
u mnie było inaczej
najlepszy czas mojego etapu:
to grupa 12 kroków na Skaryszewskiej- zupełnie cos innego niż 12 k na forum, no ale każdy wybiera co chce.
Natomiast z ręka na sercu napisze forum żle działało ,teraz z perspektywy czasu uważam że zbytnio nakręcało.
Zbyt dużo tu problemów, opinii i wniosków, zbyt wiele rad, zbyt wiele takich doktryn zazwyczaj nie dających się urzeczywistnić w realu.
I co tu debatować człek jak cos chce zreperować łapie się jak tonący brzytwy.
Działa to czasami jak przekaz podprogowy mimo że na pierwszy rzut oka czegoś nie słucham i mówię mam swój rozum, z czasem się okazuje że to wchodzi .
Wiesz landis i fakt jest taki gdyby mi to mówił ktoś kto nie pała miłością do forum, gdyby to mi mówiła nawet żona(że jest w tym cos dziwnego).
Rozumiem może być niechęć i dlatego tam mówione
Ale mówili mi to synowie-synowie jacy od początku walczyli o nas i nasze małżeństwo i chcieli dla nas szczęścia.
To od nich słyszałem wciąż tato daj sobie spokój z tym forum-uwierz nam zachowujesz się dziwnie, mówisz dziwnie i wszystko brzmi tak jakby tylko to co tam słyszysz było jedyna mądrością świata.
Trzeba było czasu bym to dojrzał.
I zobacz landis na ile to jest istotne:
w dniu wczorajszym przyłapali mnie chłopcy ze znów tu piszę.
Jakie były pierwsze ich pytanie??
tato chyba nie wróciłeś tam znów-czy to ma oznaczać że znów będziesz dziwny.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 18:26
Miodzio nie bardzo wiem, czy pisałeś do mnie czy do landis.
Jeśli do mnie to powiem ci , że ja mimo, że jestem tutaj od około roku (z racji właśnie pracy na 12 krokach) to forum otwarte zaczęłam czytać dopiero od jakichś 4-5 miesięcy. Wcześniej mój kontakt z Sucharem to spotkania ogniska i rekolekcje (te polecane na stronie i przeżywane na "żywo")
Z tego jednak co zauważyłam moderatorzy witając każdą nową osobę zapraszają ją na spotkania w najbliższych ogniskach, gdzie można skonfrontować swój kryzys z ludźmi w podobnej sytuacji, na rożnych etapach tegoż kryzysu (co uważam za bardzo istotne), gdzie można porozmawiać z księdzem, opiekunem takiego ogniska i uzyskać jego poradę. To, że ktoś się nie decyduje na takowe spotkanie stanowi jego osobisty wybór.
Uważam jednak, że zarzucanie Sycharowi i zrzucanie na niego odpowiedzialności za to, że się wybiórczo zastosowało jego idee programowe jest krzywdzące.
Na forum większość osób jest w początkowej fazie kryzysu, przemawia przez nich zal i gorycz, ból zranienia... W większości nie chcą słuchać, ze powinni przyjrzeć się sobie i własnemu udziałowi w kryzysie, ze powinni zająć się sobą (a nie współmałżonkiem, który na daną chwile zamknął się na niego), odbudować (lub zbudować w ogóle) swoje relacje z Bogiem, sobą i światem... Mnie tego właśnie nauczył Sychar, to mi zaproponował i dał narzędzie do realizacji tego (12 kroków).
Dlatego powtórzę raz jeszcze: zarzucanie Sycharowi i zrzucanie na niego odpowiedzialności za to, że się wybiórczo zastosowało jego "teorie" jest krzywdzące.
Pozdrawiam
Jedna [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 20:01
Jarek cieszę się że cię znów widzę, niezależnie od tego co piszesz. Brakowało mi ciebie, po prostu jako kolegi.
abcd [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 20:57
Dzięki, Jedna
Olga1968 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-27, 22:15
Muszę się odezwać, bo nie mogę spokojnie patrzeć na to co się tu wyrabia. Trafiłam na forum ponad trzy lata temu. Zdrada, porzucenie, rozwód i czarna dziura. Pamiętam doskonale Norberta, pamiętam Jarka, nie raz oberwałam od ich po łbie. Odeszłam jakiś czas temu z forum, bo zostałam niemal zagryziona za to, że odważyłam się napisać, że jestem szczęśliwa, tak po ludzku szczęśliwa, że nie ma możliwości by mąż do mnie wrócił, choćby był ze złota i stał się wzorem cnót wszelakich. Podniosło się wielkie larum, że to mój obowiązek, że to moja powinność jako żony. A guzik, ja nic nie muszę, mogę ale nie muszę. Nie przyjmę człowieka przez którego wiele lat i ja i syn cierpieliśmy na depresję i nerwicę. Wieczne długi, alkohol, hazard i zdrady męza wypruły ze mnie wszystko, zabrały mi zdrowie i to fizyczne i to psychiczne. W trzy lata pozbierałam odwłok i stanęłam na nogi. Nie mam długów, żyję cichutko i spokojnie. Wysypiam się w końcu do bólu boków. Przez 20 lat małżeństwa nie miałam takiej stabilności finansowej jak mam teraz. Syn skończył studia, teraz robi uzupełniające na realizacji dźwięku. Jestem dumną matką, wspaniałego syna. I co? A no to, że usłyszałam, że nie jestem szczęśliwa, ze to ułuda, że nie wybaczyłam mężowi i udaję, że jest mi dobrze. Nic z tego, napisałam, że i owszem wybaczyłam ale nie zapomniałam. Bo tak po ludzku nie da się zapomnieć, nie można zrobić resetu, nie można zrobić defragmentacji mózgu, nie można zrobić reinstalacji systemu. Wybaczyłam ale nie zapomniałam, ale nie karmię się wspomnieniami, bo to bez sensu. Przrażenie mnie ogarnia, kiedy widzę jak skaczecie sobie do gardeł. Bo tu nie może być nic ludzkie, tu wszystko musi byc Boskie. Pytam więc, czy Wasza nienawiść jaka tu aż cieknie z postów też jest Boska? Tym którzy już szykują pytanie po co tu wróciłam, od razu odpowiem. Wróciłam bo tragicznie zmarła jedna z forumowiczek Ewa,która była moją sąsiadką.. Chciałam dodać o niej tu pare słów od siebie i dlatego zarejestrowałam się ponownie. Czasem tu zaglądam, by popatrzeć co się z Wami ludziska wyrabia. To co niektórzy tu prezentują to w czystej postaci fanatyzm. Pozdrawiam Was. Tak po ludzku. Mniej jadu i będzie zdecydowanie lepiej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.