Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie byłabym w stanie uwierzyć w nic, co mówi, jakby mnie okłamał czy ukrywał cokolwiek w tak ważnej kwestii. On o tym wie, dlatego mi wszystko mówi.
czym innym jest spowiedź małżonkowi o zdradzie,jeśli już jest romans zakończony,kwestia przemyślana,przerobiona,są wyrzuty sumienia i chęć do życia już dalszego w czystości małżeńskiej, zadośćuczynianie.....wierność......a czym innym taka sytuacja jak u Ciebie,że ta zdrada przecież ciągle trwa.........pod przykrywką bla-bla-bla o szczerości i zaufaniu,że niby taki szczery i Ci ufa mąż pastwi się nad Tobą,miast po męsku zakończyć relację........celowo nie piszę jaką relację...... za chwilę z męża zrobisz wielce uczciwego i szlachetnego człowieka,bo szczerze i uczciwie mówi Ci,że zdradza Cię z innym mężczyzną(i nie chodzi mi tu o sam seks,ale o samą relację emocjonalną z kimś innym,której to relacji,jak dobrze pamiętam,mąż nie skończył)....
powtarzam:w kwestii zdrady są dwie opcje: jeśli romans trwa i ma trwać,to natychmiast powiedzieć.......jeśli romans trwa,relacja jest podtrzymywana i zdradzacz nie ma zamiaru przestać-prawda małżonkowi się należy jak psu buda i niech ten małżonek decyduje,czy chce trwać przy zdradzaczu,czy podejmie inne kroki......ale jeśli romans się zakończył,a zdradzacz wypełniony poczuciem winy i wyrzutami sumienia postanawia,że odtąd będzie już wierny-nie mówić......bo sensu to nijakiego nie ma,poza zniszczeniem drugiego człowieka.................pozdrawiam,szymon.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-28, 23:53
Dabo
O ile dobrze zaczaiłem o co Ci chodzi to jest mi to bliskie. Ja mam podobne obawy. Miłość potrzebuje bliskości. Ale właśnie jaka miłość? Nie ma jednego rodzaju miłości. Przecież można kochać każdego człowieka, całą ludzkość, ofiary huraganu na Filipinach. Jest to jednak zupełnie czymś innym niż miłość do żony. Z kolei miłość do żony różni się od miłości do dzieci. Na pewno zupełnie inne są formy wyrażania tej miłości i jej odczuwania.
Człowiek nie może być sam. Nie może być pusty uczuciowo, emocjonalnie. Potrzebuje jakiś doznań które tę pustkę mu wypełnią. A Ty Dabo piszesz chyba o takiej pustce. Choćby na przykład pornografia jest chyba imaginacją egoistycznej relacji której źródłem są, wydaje mi się, jakieś deficyty i wynaturzenia. Propozycją daną od Boga w życiu doczesnym dla człowieka jest przede wszystkim relacja kobiety z mężczyzną. Pomimo przeciwieństw charakterologicznych tak jesteśmy skonstruowani że choćby nie wiem co się działo to osobę jednej płci ciągnie do drugiej. Człowiek jest w stanie pozbawić się samego siebie byle tylko dać upust tej instynktownej żądzy. Przecież tak wygląda współżycie płciowe. Mało kto jest wówczas sobą. Zrzuca się wszelkie konwenanse, maski, oddaje się po prostu rozkoszy. Ubranie też jest formą maski i też ma ogromne znaczenie. Nikt mi nie powie, że nie jest to szczególna relacja i znacząco różna np. od mówienia czułych słówek, czy pocałunku choćby w postaci najpotężniejszej pompy ssąco-tłoczącej. I teraz ja tę relację poskromić, nieokiełznaną niczym energia gwiazd, niczym wybuch supernowej. Może to uczynić szczególna relacja miłości. Tym bardziej szczególna iż musi być ponad rozkosz współżycia seksualnego. I Pan Bóg dał nam coś takiego. To czuje każdy normalny chłopiec i dziewczyna w wieku dorastania, w okresie swojej niewinności. Nazwałbym to czystą miłością romantyczną. Ona wyzwala szczególna energię, czasem skłania nawet do odbierania sobie życia. Tego Bożego daru nie wolno lekceważyć zagłuszać trywializować deprecjonować. To nie jest żaden naiwny idealizm. To jest głos serca dorastającego dziecka otwartego na Bożą Miłość i nie zagłuszonego jeszcze obrzydliwościami świata ludzi dorosłych. Mam wrażenie, że niszczenie właśnie tego elementu zasługuje jedynie na ów ‘kamień młyński’ z przestrogi Chrystusowej. Tymczasem dzisiejszy świat w sposób niemal doskonały jest nastawiony na obśmiewanie i jak najwcześniejsze pozbycie młodego pokolenia jakichkolwiek złudzeń co do sensu i wzniosłości porywów młodzieńczego serca. A zamiast tego nie ma nic, no bo co? Hedonizm? Zgorszone dzieci, młodzież nie mają już raczej szans na szczęście. Szanse na zbawienie też statystycznie wydaje mi się, istotnie maleją. Nie ma już kontroli, reakcja łańcuchowa wyzwolona przez hormony musi wziąć górę. Myślę, że nawet wiara nie za wiele jest w stanie uczynić. To muszą być chyba bezpośrednie ingerencje Boga, który w swoje wszechmocy jest w stanie uczynić to czego ludzki umysł nie ogarnia. Ale liczenie na nią jest kpiną z nakazu dbania o te formy naszej aktywności, które Bóg powierzył nam w bezpośredni zarząd. Chodzi mi o rozum, o oceną rzeczywistości na podstawie związków przyczynowo skutkowych.
Czym jest ta szczególna forma miłości między kobieta a mężczyzną? Jest esencją życia człowieka. Jest ponad wszystko inne co doświadczamy w doczesności, poza oczywiście świadomości, że jesteśmy dziećmi bożymi. Jest też jedyną i chyba niepowtarzalną formą ziemskiej miłości która w szczególny sposób przysposabia nas do życia wiecznego i doskonałej formy miłości po śmierci. Wyrzeknięcie się tej miłości musi być katastrofą w wymiarze wiecznym. Takiego daru nie wolno niedoceniać.
To co pisze o tej miłości romantycznej jest wyrazem mojego przekonania, że tylko ona jest w stanie w naszej ziemskiej egzystencji zaważyć o zwycięstwie doznań z pogranicza duszy nad ekstazą czysto fizyczną jaką jest tzw seks. Czyli nawet podczas współżycia ważniejsza będzie ta osoba niż jej ciało i rozkosz fizyczną jaką daje. Ponadto brak współżycia cielesnego nie spowoduje zerwania więzi. Często może być wręcz przeciwnie. Może spowodować jeszcze gorętsze fale miłości, dowodów miłości, nieraz wręcz heroicznych. Kogo z dorosłych zblazowanych typów jest na to stać? Pewnie są wyjątki...
Nie można zapominać, ze ta miłość pochodzi od Boga i jako taka jest podporządkowana prawdzie o Bogu. Ma też służyć zbawieniu, ponadto musi być podporządkowana regułom, które z racji niedoskonałości tego świata, trzeba przestrzegać. Czyli przykazania, przede wszystkim ‘nie cudzołóż’ i te konwenanse o których kiedyś tam wspominałem.
A jak tak się wczuć w to co czują młode, romantyczne zakochane dusze? Nie widza świata poza sobą i chcą by tak było zawsze. I to jest właśnie TO! To trzeba pielęgnować i tylko poddać prawidłowościom tego świata, który jednak wymaga pewnych poświęceń. Wiadomo o co chodzi, ślubowanie miłości wierności, uczciwości aż do śmierci. Chodzi tylko o to by ktoś tym ludziom pomagał i poważnie potraktował ich postanowienia (to ks. Drzewiecki).
Potem już są dzieci i dobra starość w gronie najbliższych. To są te relacje, a nie ta atomizacja o której napisał Dabo.
Na koniec już tylko śmierć, człowieka bogatego w doświadczenie miłości otrzymywanej i dawanej. Jak tak sobie pomyślę o tej idealnej relacji małżeńskiej to ona moim zdaniem jest nawet w stanie zastąpić mistyczne poznanie Boga. Tak wspaniała może być relacja między kobieta i mężczyzną. Taki to jest DAR. Rzeczywiście dar jedności na ziemską ułomną miarę jedności Trójcy Przenajświętszej ( o tym chyba Jan Paweł II wspominał). Więc dobre małżeństwo jest w zasadzie autostradą do Nieba.
Warto tego nie psuć, no nie?
Tylko nie ma tu miejsca na zdrady, na wielość partnerów.
Taki jest ideał, są też potknięcia. Nie chce mi się po raz kolejny omawiać znaczenia skali tych potnieć. Zapewne pojmowanie tego zagadnienia zależy od skali własnych potnieć i zranień. Mam dość kruszenia kopii o to.
Kenya
Pytałaś się czy po śmierci też dusze cierpią zdradę. Wydaje mi się, że słusznie zadajesz to pytanie. Rzeczywiście może tak być, że i po śmierci będzie się to rozpamiętywać, ale to oznacza znalezienie się w piekle. I rzeczywiście zdrada jest niebezpiecznym zakrętem i można z niego wypaść. Ale zakręt pozwala też na otrzeźwienie z amoku prędkości życia, bylejakości życia, przerwania nonszalanckiej formy jazdy do kresu życia. Po zdradzie ciężko kochać, a warto się tego nauczyć by agonię przyjmować ze spokojem. Jeśli się mimo wszystko uda kochać, cóż może być lepszego? Ale do tego jest potrzebna nadzwyczajna pomoc Boża. Po ludzku to niemożliwe. Jednak jadąc po woli chyba łatwiej patrzeć w niebo.
Szkoda tylko, że przeważnie po tych zakrętach życiowych jest tunel. Czy on się w końcu skończy?
Mare1966
Nie masz racji, że rogami nie szoruje się sufitu. Kiedyś ludzie się pojedynkowali, teraz ksiądz każe wybaczać, a w prawie karnym każda wyeliminowana sztuka dwunożna liczy się tak samo . To oczywiście żart.
Nie wiem dlaczego twierdzisz, ze zakochanie mija? Ja na przykład żonę zawsze kochałem tyle, że jej tego nie okazywałem . I chyba właśnie dlatego jej nie zdradziłem. Z wartościami w związku masz rację, ale nimi jest tylko właściwie i poważnie pojmowany Bóg.
Wiesz co. Ja tuman jestem, Tyle osób mówi, że miłość to postawa, a zakochanie to uczucie. Ja tego nie rozumiem. Przecież można mieć właściwą postawę bez miłości, tak zupełnie na sucho, na przykład z poczucia obowiązku, honoru. Dla mnie jednak miłość to jest doskonalszą formą zakochania bo uzupełnioną o właściwą hierarchię wartości. A postawa może być czasem ułomna, wynikająca z ludzkiej niedoskonałości. Piszę to bo się tłumaczę. Moja postawa względem żony nie była idealna a miłość była i pomimo wszystko cały czas jest. Jest pragnienie dobra dla niej. Ale może nadinterpretowuję swoja podłość.
Art23
Do jednego tylko się przyczepię. Czy od słów można dostać orgazmu? Nawet jeśli tak, to trzeba bardzo namacalnie odwoływać się w nich do współżycia cielesnego. A może nie wiesz czym jest rozkosz, czym jest nagość i dotyk, czym jest bliskość bez żadnych barier i czym jest pełna spontaniczność w przeżywaniu ekstazy? Tego się słowami nie wyrazi. Więc jak, doświadczyłeś tego, czy nie? Nie widzisz różnicy? Czym jest całkowite oddanie siebie, a czym częściowe? Całkowite oddanie ciała jest całkowitym oddaniem duszy. Wyrazem duszy w naszym ziemskim życiu jest nasze ciało. Oddając duszę trzeba oddać ciało. Ten kto w jakimś kontrakcie na ziemi przyjmuje samą duszę, bez ciała jest naiwnym frajerem.
Bardzo ładnie to ujął Mare1966 pisząc o portkach.
GregAN
Wytłumacz mi co, powstrzymuje człowieka przed zdradą fizyczna podczas takiej zdrady emocjonalnej? To co opisałeś przedstawiając zdradę emocjonalną nie jest przyjemne bo z potworem źle się żyje, ale to wszystko może minąć. Można zadośćuczynić, wynagrodzić.
Piszesz, piszesz, a nie odnosisz się do argumentów. Takie tylko stanowisko by zrelatywizować.
Zdrada fizyczna chwilowa... Zastanów się nad tym. Największa rozkosz jaką tylko można mieć, całkowite oddanie się... Ile kobiet miałeś, że tak to traktujesz? Dla Ciebie to bułka z masłem. Przepraszam, ale tak to wygląda.
Honor rodziny to pycha....piszesz. Honor Twojej Matki to byłaby tylko pycha? Zastanów się! Pewnie Ci się pięści zaciskają... Honoru nie mozna utożsamiać z pychą, choć przyznam, łatwo się pomylić.
Zdrada emocjonalna u mężczyzny nie jest niczym pięknym. Jest wyrazem zwykłej głupoty, egoizmu, cynizmu, prymitywizmu. Jest co potępiać, a przede wszystkim wyśmiewać głupotę, że sobie nie pobzykał . Bo co mu to wszystko dało? Pić herbatkę z jakąś głupią babą? Też mi frajda! Wole już siedzieć przy komputerze i pisać te wydumki.
Wobec kobiet jestem bardziej wyrozumiały w tym względzie, a nawet je podziwiam jeśli nie zdradzą fizycznie.
Miodzio63
Z jakiej strony wziąłeś ten wklejony tekst? Co to za psychologia bezbożna?
W każdym razie pominąłeś punkt 12. (dzięki Nirwano)
Cytat:
12. Spędzanie czasu sam na sam to jest znak ostrzegawczy, że może dojść do przekroczenia granicy między platoniczną znajomością a romansem. To zwykle tylko kwestia czasu, żeby tak się stało.
Czyli co jest najgorsze? Czyżbyś wkleił tylko to co pasowało do Twojej teorii?
Marto86
Odnośnie Twojej wiary w miłość. Mi się zdawało, że moje małżeństwo jest idealne. Nawet sobie nie wyobrażasz jakie może być wielkie zaślepienie i niedostrzeganie problemów w pustej męskiej łepetynie. Nie ma kochających się małżeństw bez Boga. Wydaje mi się, że zapobiegać zdradom można, ale tylko w głębokiej więzi z Bogiem. Im więcej Boga tym lepiej.
No i chciałbym coś powiedzieć o tej kwestii mówić czy nie mówić. Ostatnio ją dokładnie przemyślałem. Ale już nie mam siły pisać
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 07:50
Orsz napisał/a:
Miodzio63
Z jakiej strony wziąłeś ten wklejony tekst? Co to za psychologia bezbożna?
W każdym razie pominąłeś punkt 12. (dzięki Nirwano)
Cytat: 12. Spędzanie czasu sam na sam to jest znak ostrzegawczy, że może dojść do przekroczenia granicy między platoniczną znajomością a romansem. To zwykle tylko kwestia czasu, żeby tak się stało.
Czyli co jest najgorsze? Czyżbyś wkleił tylko to co pasowało do Twojej teorii?
Co ty za dziwne sprawy piszesz człowieku???
całkiem cię już z żalu oslepiło???
Rozumiem że facet bez kobiety może zwariować...rozumiem że facet bez miłości żony jest w stanie sfiksować.....
co w tych punktach jest bezbożne???
te punkty pokazują dokładnie czym jest z pozoru niewinna zdrada emocjonalna
a punkt 12 -przypadkiem mi się nie skopiował
i nie dlatego że mam jakieś teorie...bo chyba raczej -one tworzą się w twojej głowie
Ogarnij się Orsz bo zakręciło cię już na maxa
Czy zdrada emocjonalna...czy zdrada fizyczna....
bez różnicy!
Jedno i drugie to ZDRADA....jedno i drugie to oddalenie emocjonalne....jedno i drugie to utrata współmałżonka....jedno i drugie to już wspólne: pasje, tematy, zamiłowania
z kim innym.
W jednym i drugim przypadku ktoś drugi staje się bardziej cenny niż my.
Z jednego i drugiego przypadku można powrócić, jeden i drugi przypadek można zakończyć.
Pytanie tylko powstaje jedno...
JAK MY SOBIE Z TYM PORADZIMY....
i zamiast pisać dyrdymały -odpowiedz sobie sam
dlaczego w twoim pojęciu:
zdrada emocjonalna to wersja light......
a
zdrada fizyczna to wersja hard
i ewentualnie dlaczego nie umiesz sobie z czymś poradzić
to tyle w temacie
a następna razą zadaj zwykłe proste pytanie, zanim zaczniesz coś dziwnego tworzyć we własnej głowie
[ Dodano: 2013-12-29, 08:08 ]
Orsz napisał/a:
a nawet je podziwiam jeśli nie zdradzą fizycznie.
Bo nigdy być może nie byłeś w tej sytuacji, bo zapewne personalnie to cię nie dotykało
i napisze wprost i brutalniej
bo być może w twoim przypadku był tak wielce istotny tylko punkt 12.....(bez pozostałych).
Ale uszanuj to że innych
ta zdrada emocjonalna ma prawo tak samo bolec jak (zakładam)ciebie fizyczna- patrz cielesna.
I nawiasem mówiąc.....jeżeli już tak bardzo spekulujemy Orsz
.... to że jesteś mężem własnej żony,
nie oznacza że jesteś właścicielem jej ciała
Bo pojęcie "i stali się jednym ciałem "
to przenośnia...metafora
i wcale nie oznacza że zona to moja własność
A pojęcie tego do zazwyczaj już spory krok ku przebaczaniu
Natomiast co do twojego podziwiania....
podziwiasz bo nie masz pojęcia jak to jest.....
Moja zona Orsz
8-lat temu odeszła emocjonalnie (całkowicie)
rozumiesz to???
jest w domu jej ciało(wciąż przechodzi obok mnie)
-a brak jej ducha.....
i nawet nie wiesz jaka to katusza czasami jest
gdy w tym wszystkim brak tej personalizacji
(patrz innego osobnika tej samej płci -co ja)
jaka zapewne w twoim przypadku jest
problemem.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 12:12
Miozdio63
nie chciałem Cię urazić. Ale nie wczytałeś się chyba dokładnie w to co ja napisałem. Napisałem m.in że ciężko jest żyć z potworem. To jest koszmar i rozumiem Twój ból, jednak nie porównuj go do mojego. Ty masz ból zęba i jesteś na bezludnej wyspie, a mi urwało dwie nogi i dwie ręce jednak lecę helikopterem ratunkowym i wszystko będzie dobrze .
Wyobraź sobie, że Twoja żona nie dość, że Cię traktuje tak jak traktuje, to sypia jeszcze z tym mężczyzną przez którego tak Cię lekceważy. Byłoby Ci to obojętne, nie pogłębiłoby znacząco Twojego złego samopoczucia? A może Ci jest źle w zwykłej ludzkiej egzystencji, nie kochasz swojej żony, nie jesteś już przywiązany do jej ciała. Doskwiera Ci dramat codzienności, zwykłego życia, samotność?
Zrozum. Ja poszukuję u Ciebie przyczyn tego co jawi mi się jako całkowity absurd. Brak zazdrości o ciało żony. To jest dla mnie jakieś koszmarne skrzywienie normalnych męskich instynktów samozachowawczych. Już nawet na tym poziomie rozpatrując, zwykłego byka, który przepędza konkurentów. O duszy pisałem. Ale jakbyś tego nie dostrzegł.
Propagujesz zło. Nie wolno lekceważyć zdrady fizycznej. Ja jestem ofiarą właśnie takiego podejścia jak Twoje. Ono przeniknęło moją żonę. Ona dopiero teraz widzi w jakim złu tkwiła. Widzi to po mnie. Dlatego wybacz, ale ja będę tępił tego typu absurdy, na ile tylko sił mi starczy. Bo Ty chcesz zniszczyć, oczywiście niechcący, wiem to, ale jednak, moje dzieci, moich synów, córki. Na takie przyzwolenie tylko czekają miliony wahających się. Skoro zagraliśmy w warcaby to możemy i pójść do łóżka. W końcu to takie nic, najgorsze co sę stało to już się stało. Takie absurdy głosisz.
A poza tym Ci współczuje, choć nie wiem ile w tym Twoje winy. Nie znam Cię, nie znam Twoich doświadczeń choćby w zakresie tak lekceważonej cielesności.
A ciało żony jest moim ciałem. To kolejna bzdura.
Mężowie dbajcie o swoje żony jak o własne ciała. Wybacz, ja nie chciałbym by mnie posiadł jakiś facet. Ale to juz taki głupi żart.
Podsłuchaj sobie ks. Drzewickiego co mówi on o rozdzielaniu ciała i duszy. I przestań bajdurzyć nie znając elementarza, który został zapodany na samym początku.
Przepraszam za dosadność sformułowań i tę bezpośredniość, szczerość.
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 14:34
Orsz napisał/a:
Wyobraź sobie, że Twoja żona nie dość, że Cię traktuje tak jak traktuje, to sypia jeszcze z tym mężczyzną przez którego tak Cię lekceważy. Byłoby Ci to obojętne, nie pogłębiłoby znacząco Twojego złego samopoczucia?
Bezzasadne pytanie
wiesz czemu???
bo skoro sypia to i tak traktuje- jak traktuje-czyli ma za nic.
To bardzo proste gdy się kogoś szanuje to się go nie SKALECZY...
Może to i brutalne co powiem -ale dla mnie to dodatkowy szczegół, bo tak czy siak oznaczało to że skoro zdecydowała się na to to nic do mnie nie czuła miała za nic.....
Orsz napisał/a:
Brak zazdrości o ciało żony. To jest dla mnie jakieś koszmarne skrzywienie normalnych męskich instynktów samozachowawczych.
Widzisz może jesteś zbyt zazdrosny....a zazdrość ma formy chorobliwe, a w tej chorobie widzisz jeno formę zazdrości.....
chora formę zazdrości-właśnie typu byka o jakim piszesz
jak ktoś śmiał mieć w objęciach ciało mojej żony, nie zastanowisz się nad przyczyną
ty wolisz niwelować skutki, rozpędzać , rozwalać, zabezpieczać, zakopywać.
A prawda taka Orsz-gdyby nie było przyczyn...to by czegoś nie było(bądź jak wolisz nie doszło)
Orsz napisał/a:
Propagujesz zło. Nie wolno lekceważyć zdrady fizycznej. Ja jestem ofiarą właśnie takiego podejścia jak Twoje. Ono przeniknęło moją żonę. Ona dopiero teraz widzi w jakim złu tkwiła.
Po pierwsze nie propaguję -jeno tłumaczę że trzeba to zrozumieć....
co i dlaczego doprowadziło....
ty wolisz trzymać krzyż w ręku i wymachiwać żonie jaki zło uczyniłaś.....
A do tego prawo ma Bóg...ty Orsz jeno dziękuj Bogu za to że dał zonie np.opamietanie.
Orsz napisał/a:
Widzi to po mnie
Kochasz ten stan tak???
ile lat jeszcze będziesz dreczył siebie...zonę ..dzieci tym co było
az wszystkich zameczysz!
Orsz napisał/a:
Bo Ty chcesz zniszczyć, oczywiście niechcący, wiem to, ale jednak, moje dzieci, moich synów, córki. Na takie przyzwolenie tylko czekają miliony wahających się. Skoro zagraliśmy w warcaby to możemy i pójść do łóżka. W końcu to takie nic, najgorsze co sę stało to już się stało. Takie absurdy głosisz.
Bzdury piszesz i proponuje ci popracować nad swoja psychiką...tyle albo az tyle
Orsz napisał/a:
Mężowie dbajcie o swoje żony jak o własne ciała.
To chyba tobie brakuje podstaw i weryfikujesz wiare na własne potrzeby
dbajcie jak o własne ciała
znaczy....nie krzywdzić..nie kaleczyć..nie ranić....
a nie zakazywać....bo każdy jest właścicielem siebie
porozmawiaj człeku z jakims księdzem tylko naprawdę z dobrym podejściem...i niech wypleni z ciebie ułomności
jakie sa w tobie i je serwujesz na tym forum
Orsz napisał/a:
A poza tym Ci współczuje, choć nie wiem ile w tym Twoje winy
Moje winy sa zapewno podobne do twoich
wiesz czemu???
Gyby każdy z nas był tym wspaniałym idealnym.kochanym mężem
to by nas tu nie było
i nie odpisuj więcej bo naprawdę nie chce mi się bzdu r tłumaczyć
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 14:40
Orsz napisał/a:
Ja poszukuję u Ciebie przyczyn tego co jawi mi się jako całkowity absurd. Brak zazdrości o ciało żony.
czyli dążenie do stanu,w którym byłaby zazdrość uważasz za stan prawidłowy?o ile dobrze pamiętam katechizm,zazdrość jest jednym z grzechów głównych.......Orsz.....a jaka jest Twoja obecnie sytuacja?żona nadal Cię zdradza?nie wyspowiadała się?nie chce budowy,pojednania?nie uważasz więc,że Twoje katowanie psychiczne siebie i jej to jest właśnie absurdalna,chora postawa?skoro cytujemy Biblię,to cytujmy....miłość nie pamięta złego,nie unosi się gniewem.....negujesz rozróżnienie zdrady fizycznej od emocjonalnej jako dwóch całkowicie różnych zdrad i optujesz,by zdrada fizyczna była tą najpodlejszą..........każdy odbiera to inaczej,po co oceniać,jaki kto jest,skoro każdy inaczej odbiera pewne sprawy,niż Ty...........w pierwszych postach na tym wątku pisałeś: jak ja bym chciał,by moja żona była zakochana platonicznie......zaraz potem pisałeś,że przegapiłeś ten moment,kiedy od rozmów przez internet,przeszło do zdrady fizycznej i dziwi mnie niepomiernie,że nadal bagatelizujesz zdradę emocjonalną,która była wstępem do zdrady fizycznej.........jakoś nie widzę agencji towarzyskiej dla kobiet,gdzie mężczyźni czekaliby na pragnące seksu kobiety...........może i są jacyś tam żigolacy na telefon,ale to w porównaniu do setek agencji towarzyskich na całym świecie mało znaczący okruch....................i nadal twierdzisz,że nie ma nic,co różni patrzenie na te sprawy nas mężczyzn i kobiety?facet nie musi się zakochać,by być fizycznie z kobietą.....ba!często nimi gardzi,płaci za seks,co jej poniża,a mimo to potrafi być gotowy do współżycia...............kobieta musi się zakochać,co oznacza,że najpierw musi dojść do zdrady emocjonalnej..............nie rozumiem więc,czemu pomimo tego mechanizmu,nadal twierdzisz,że gdyby nie było zdrady fizycznej,to wszystko można bvłoby odbudować..........skąd to wiesz? bo C i e b i e by mniej bolało?
wybaczenie żonie zdrady fizycznej nie ma nic wspólnego z brakiem zazdrości o nią.......Ty piszesz o zazdrości o jej ciało(cóż za uprzedmiotowienie),pisząc wcześniej,że nie miałbyś nic przeciwko temu......wręcz chciałbyś.....by żona tylko platonicznie Cię zdradzała.......czyli nie ma w ogóle u Ciebie....idąc Twoim torem....zazdrości o duszę żony..........teraz zapytaj siebie,czy to nie jest absurd,że tak to oddzielasz i tak jesteś przywiązany do ciała,że lekceważysz duszę...........jeśli żona wyspowiadała się i odbyła pokutę,to u Boga ma czystą kartę...........przykre,że stawiasz się wyżej nad Pana Boga i tej czystej karty dać jej nie potrafisz.......to się nazywa zatwardziałość.............oczywiście mnie taki stan nie dziwi,sam go miałem swego czasu..............ale sorry,nie latami.............gdzieś w pewnym miejscu pękł balonik pychy i zrozumiałem,że po spowiedzi żona byłaby innym człowiekiem, odnowionym, nawróconym.....i ten inny człowiek,ta nawrócona żona nigdy mnie nie zdradziła.....zdradzała mnie ta sprzed spowiedzi............może tak na to spójrz...........
nie chcę być złym prorokiem,ale tak samo jak Ty nie jesteś pewien,czy nie dochowałbyś wierności fizycznej,tak i można przypuszczać,że swoją zatwardziałością możesz doprowadzić do tego,że i żona się podda.........skoro przeszłości wymazać nie może,czasu cofnąć też nie,a nawrócenie i zadośćuczynianie nic nie dają,to jaki sens być dalej razem?co żona ma zrobić?co Twoim zdaniem może zrobić,byś przestał ją rozliczać za to,co zrobiła?by zaczęło Ci bardziej na duszy żony, a nie na ciele?jeśli dusza będzie dla Ciebie najważniejsza,masz 100% pewności,że do zdrady fizycznej nie dojdzie.........nie znam ani z forum,ani z grupy Sychar,ani z innych znajomych przypadku,że żona choć była kochana i chołubiona, to tak jej brakowało seksu,że poszła to robić z innym...........zawsze,ale to zawsze była najpierw opuszczona emocjonalnie.......uprzedmiotowana, lekceważona.......szukała więc wsparcia emocjonalnego u kogoś innego,co wiadomo,zazwyczaj kończy się seksem,taki nasz męski punkt widzenia na związki,do tego dążą ci,którzy za nic mają zasady..............
facet może być kochany i chołubiony w domu,on idzie do agencji po całkiem inne rzeczy,niż rozmowa czy wsparcie emocjonalne............lekceważenie potrzeb emocjonalnych kobiety,jej poszukiwań wsparcia zazwyczaj kończy się tragedią............Pulikowski pisał,że za zdradę żony w dużym stopniu odpowiada jej mąż......zgadzam się z nim..........ja za zdradę swojej odpowiadam...........gdybym nie patrzył na nią przez pryzmat ciała jedynie......gdybym zainteresował się jej pasjami,którymi chciała się ze mną dzielić,nie szukałaby bliskości u innego..........zanim doszło do zdrady fizycznej,mogłem dziesięć razy ją (nas) uratować...........pycha mnie zgubiła.......i u Ciebie tej pychy za dużo,Orsz......dlatego tak się ciskasz i dlatego tak Cię to boli..........................sorry,że tak ostro........ale i podobne rozmowy na forum prowadziliśmy już onegdaj i na priv,a u Ciebie zero przemyśleń,tylko utwierdzanie się na swojej pozycji......a jakoś lepiej się z tym nie czujesz.....może jednak czas zmienić taktykę?pozdrawiam,szymon.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 14:51
Kurcze panowie, ale piekna dyskusja. Szkoda, że mój mąz raczej tego nie przeczyta. Zdrowych, męskich spojrzeń....
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 15:06
MonikaMaria3 napisał/a:
Zdrowych, męskich spojrzeń....
Bo to sa MonikoMario3 odrobione lekcje
tak jak Krasnobar napisał o swoich...wiele razy ja pisałem o swoich
identico.....gdybym nie robił z siebie BYSIA głupka Ferdynada i brał na rogi wszystko co na drodze do żonki stało
to bym dziś nie kwęczał na tym forum..
gdybym znał wartość duszy kobiecej-a nie zaślepiał się cielesnością żony
to bym zrozumiał jej kobiece problemy......
Ale przynajmniej dziś wiem ze rozum jaki dostałem od Boga...jest tak należycie używany jak tego pragnie....
LEPIEJ PÓZNO NIZ WCALE.........
tiliana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 15:32
krasnobar napisał/a:
tiliana napisał/a:
Nie byłabym w stanie uwierzyć w nic, co mówi, jakby mnie okłamał czy ukrywał cokolwiek w tak ważnej kwestii. On o tym wie, dlatego mi wszystko mówi.
czym innym jest spowiedź małżonkowi o zdradzie,jeśli już jest romans zakończony,kwestia przemyślana,przerobiona,są wyrzuty sumienia i chęć do życia już dalszego w czystości małżeńskiej, zadośćuczynianie.....wierność......a czym innym taka sytuacja jak u Ciebie,że ta zdrada przecież ciągle trwa.........pod przykrywką bla-bla-bla o szczerości i zaufaniu,że niby taki szczery i Ci ufa mąż pastwi się nad Tobą,miast po męsku zakończyć relację........celowo nie piszę jaką relację...... za chwilę z męża zrobisz wielce uczciwego i szlachetnego człowieka,bo szczerze i uczciwie mówi Ci,że zdradza Cię z innym mężczyzną(i nie chodzi mi tu o sam seks,ale o samą relację emocjonalną z kimś innym,której to relacji,jak dobrze pamiętam,mąż nie skończył).....
To niby co mam zrobić? Zabronić mu się z kimkolwiek przyjaźnić, już na zawsze? Bo tu przecież były tego typu głosy - że jeżeli mężczyzna znajduje sobie przyjaciółkę, to zwykle rodzi sie z tego zdrada emocjonalna, jak kobieta znajduje przyjaciela - to istnieje równie duże ryzyko. Z tego wynika, że mój mąż nie może mieć w ogóle przyjaciół, bo u niego niezależnie od płci drugiej strony może się wytworzyć "chemia".
Nie chce i nie mam zamiaru uzależniać męża od siebie i zakazywać mu bliższych znajomości z kimkolwiek w imię właściwie czego? Głupiej zazdrości? Czy ryzyka? Jakoś kłóci się to zupełnie z moim pojęciem zdrowej relacji ze współmałżonkiem i z całą moją postawą życiową.
Nie czuję się zdradzona emocjonalnie, bo nie ulega wątpliwości, że mąż mnie kocha bardziej i na mnie dużo bardziej mu zależy, jego relacja z przyajcielem inaczej wygląda, niż ze mną i widzę wyraźnie te różnice. Póki nie obawiam się odejścia męża do kogoś innego, a o to jestem raczej spokojna, nie będę ingerować. W końcu mi też wolno mieć przyjaciółki.
No i hipotetyzując - zawsze mężowi mówiłam, że o zdradzie wolałabym wiedzieć, bo wolę żyć w najboleśniejszej prawdzie niż w najsłodszym kłamstwie. Może dlatego teraz o wszystkim wiem i nie muszę się martwić, że mąż mnie będzie okłamywał i oszukiwał.
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 16:15
tiliana napisał/a:
Nie byłabym w stanie uwierzyć w nic, co mówi, jakby mnie okłamał czy ukrywał cokolwiek w tak ważnej kwestii. On o tym wie, dlatego mi wszystko mówi.
Tiliana zabronić nic człowiekowi nie zabronisz, przeciwdziałać też nie ma sensu.
Ludzie są różni- dla jednych przyjaciel/przyjaciółka ...to tylko przyjaciel/przyjaciółka....
dla innego gdy jeszcze sprzyja ku temu brak zrozumienia partnera.. lub inne
sytuacje ma szansę być to krok do nowych relacji emocjonalnych.
I przyjmij może-a nie musi....
Natomiast co do twoich słów na samym początku, nie wiem jak to jest w relacjach małżeńskich.
Ale znam dużo rodziców jacy się zjedli na tym ....
moje dziecko mi wszystko mówi i o wszystkim....
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 17:45
tiliano, przykro to czytać....to co piszesz, to objawy silnego współuzależnienia i takiego relatywizowania zasad,że uznajesz je za normę,dostosowałaś się do nich.....to,że mąż mówi Ci o przyjacielu,nie oznacza,że mówi Ci o wszystkim,co myśli o Tobie,o małżeństwie,o sobie.....miłość nie krzywdzi,nie rani............jeśli mąż jest taki wspaniały,Tiliano,to co tu robisz na forum kryzysowym?skoro tak wszystko jest w porządku,"uczciwie, szczerze i prawdomównie",to czemu logujesz się na forum dla małżonków w kryzysie?wiesz......znam kobietę,która uważała za normę,że jej mąż ją poniża przy jej dzieciach......nie widziała w tym nic zdrożnego,byliśmy w szoku z moją siostrą(bo to jej koleżanka),jak mąż do niej mówił nieprzyjemne rzeczy i wyśmiewał ją przy dzieciach,a ona później to bagatelizowała i była na nas zła,że wymyślamy coś,bo przecież to są normalne rozmowy małżeńskie..........no,jeśli ojciec mówi do córki,że broń Boże,żeby była taka jak matka,bo nikt takiej głupiej dziewczyny nie zechce za żonę i to jest według niej normalne,to nie mam pytań.........Twoja sytuacja też nie jest normalna.....małżeństwo to mąż i żona......potem długo długo nic, jeśli chodzi o obce osoby,a dopiero potem przyjaciele................jeśli Ty nie widzisz w tym nic zdrożnego,że mąż ma przyjaciela, z którym się spotyka, że mąż ma ciągoty homoseksualne,to masz niestety poważny problem......zauważ,piszesz:
tiliana napisał/a:
jego relacja z przyajcielem inaczej wygląda, niż ze mną i widzę wyraźnie te różnice. Póki nie obawiam się odejścia męża do kogoś innego, a o to jestem raczej spokojna, nie będę ingerować.
naprawdę nie widzisz niczego niepokojącego,że stawiasz przyjaciela męża na równi ze sobą,do tego stopnia,że porównujesz ich relację do relacji małżeńskiej?żyjesz w trójkącie i pasuje Ci to............sorry,ale to jest jednak chore,moim zdaniem oczywiście.........wydaje Ci się,że masz nad wszystkim kontrolę,a to mąż wytworzył granice i normy w Waszym małżeństwie,Ty się do nich dostosowałaś i wmówiłaś sobie,że to jest normalne,dobre dla Ciebie..........chciałabyś,by córka miała takiego męża?szczerze.chciałabyś?zrób mały eksperyment,zabroń mężowi kontaktów z tym przyjacielem.........zobaczysz jego reakcję i zobaczysz,jak złudne jest Twoje poczucie kontroli........Tiliano,czy jesteś pod opieką jakiegoś terapeuty?pozdrawiam,Szymon.
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 19:48
Orsz napisał/a:
GregAN
Wytłumacz mi co, powstrzymuje człowieka przed zdradą fizyczna podczas takiej zdrady emocjonalnej? To co opisałeś przedstawiając zdradę emocjonalną nie jest przyjemne bo z potworem źle się żyje, ale to wszystko może minąć. Można zadośćuczynić, wynagrodzić.
Piszesz, piszesz, a nie odnosisz się do argumentów. Takie tylko stanowisko by zrelatywizować.
Zdrada fizyczna chwilowa... Zastanów się nad tym. Największa rozkosz jaką tylko można mieć, całkowite oddanie się... Ile kobiet miałeś, że tak to traktujesz? Dla Ciebie to bułka z masłem. Przepraszam, ale tak to wygląda.
Honor rodziny to pycha....piszesz. Honor Twojej Matki to byłaby tylko pycha? Zastanów się! Pewnie Ci się pięści zaciskają... Honoru nie mozna utożsamiać z pychą, choć przyznam, łatwo się pomylić.
Zdrada emocjonalna u mężczyzny nie jest niczym pięknym. Jest wyrazem zwykłej głupoty, egoizmu, cynizmu, prymitywizmu. Jest co potępiać, a przede wszystkim wyśmiewać głupotę, że sobie nie pobzykał . Bo co mu to wszystko dało? Pić herbatkę z jakąś głupią babą? Też mi frajda! Wole już siedzieć przy komputerze i pisać te wydumki.
Wobec kobiet jestem bardziej wyrozumiały w tym względzie, a nawet je podziwiam jeśli nie zdradzą fizycznie.
Orsz,
większość odpowiedzi na Twoje pytania do mnie, zostało odpowiedzialnych w postach miodzi63 i krasnobara.
Co do bułki z masłem - zasmakowałem w jednej, i wystarczy
Traktowanie zdrady emocjonalnej w oderwaniu od fizycznej i na odwrót, to z reguły rozpatrywanie sytuacji jak dla "stanu idealnego" w fizyce - wydumany, mało realny ale potrzebny po to żeby zrozumieć zasady zachodzące w rzeczywistości.
Większość zdrad emocjonalnych kończy się zdrada fizyczną. Gdzieś czytałem że 80%, ja myślę że nawet więcej.
Co powstrzymuje tych 10% - 20% ?
Może 5% z powodu "zasad", reszta ?
chyba tylko z braku możliwości. Wszelakich.
Idealna zdrada fizyczna bez emocjonalnej ?
Częściej dotyczy mężczyzn, rzadziej kobiet.
Jednaka, kobietom czasami emocjonalne zaangażowanie potrzebne jest jako wytłumaczenie, usprawiedliwienie przed samą sobą tego co zaszło. (przecież to "miłość" była)
Chociaż ostatnio, wraz z rozwojem rewolucji seksualnej, nawet te wytłumaczenia przestają być potrzebne. (np. układy na seks "bez zobowiązań" )
Co przemijania cierpień w czasie zdrady emocjonalnej - tak, o ile czas zauroczenie osobą trzecią minie.
A to że minie, nie jest z kolei oczywiste. Uzależnienie emocjonalne jest znacznie silniejsze niż tylko fizyczne i często kończy się tragicznie dla małżeństwa, albo trwa latami.
Nawet, jeżeli minie - to zadra w sercu pozostanie. Tak samo jak w zdradzie fizycznej - można, nawet trzeba wybaczyć, ale zapomnieć się nie da.
Nie bagatelizuję, zdrady fizycznej.
Jeżeli jednak, dotyczy zdrady tylko fizyczne i tylko jednorazowej - to jej wpływ na współmałżonka jest ograniczony do poczucia bólu z powodu utraty intymności seksualnej małżonków, oraz kwestia "honoru" w przypadku mężczyzn.
Kwestia honoru - to kwestia pychy.
Intymność seksualna - jest ważna tak samo jak intymność emocjonalna.
Jej utrata boli tak samo.
Łatwiej jest wybaczyć, kiedy ma się świadomość że była następstwem chwilowej słabości. Ty bardziej łatwiej, kiedy widać poczucie winy, skruchę, szczerą chęć naprawy.
Nie wprowadzaj porównań do relacji dzieci - rodzice, lub dziadkowie :)
Zdrada, dotyczy małżonków.
Co do mojego braku odnoszenia się do argumentów - przepraszam, jeżeli coś pominąłem. Jeżeli są dla Ciebie istotne - proszę przypomnij mi.
krasnobar,
co do odpowiedzialności męża za zdradę żony:
- przypomina mi tłumaczenie dlaczego mąż zdradza żonę - bo maż jest niedobry, a dlaczego żona zdradza męża - bo mąż jest niedobry :)
nie zgadzam się. Kobieta, mężczyzna są stworzone jako istoty posiadające wolną wolę. Same decydują o swoim postępowaniu. O zdradzie też.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 20:15
Dwie zupełnie oddzielne kwestie.
Moja droga życiowa i zagadnienie istoty zdrady. Niestety w moim przypadku splecione ze sobą. Wgryzam się w temat bo staram się odkryć co we mnie siedzi. Jest to taki mój sposób radzenia sobie z bólem. Rodzaj psychoterapii. Ból uświadomiony w którym widzi się sens chyba łatwiej znieść i stawić mu czoła. Cóż poradzić że zdrada fizyczna jest dla mnie całkowita katastrofą. Mógłbym opowiadać o niuansach w jaki perfidny sposób wiedza o tym co się stało do mnie dotarła i w jaki dziwny sposób ominęły mnie wszelkie obawy o nasze małżeństwo gdy najgorsze się działo. Nie będę się rozwodził. W każdym razie nigdy nie doznałem jako faktu teraźniejszego, trwającego, zdrady emocjonalnej. No może raz, ale to szczegół i nie miałem problemu z wybaczeniem. W końcu, mniemałem wówczas, nic złego się nie stało. Żadnej zdrady fizycznej nie było. W rzeczywistości była ale to już kwestia mojej naiwności i niemal nadprzyrodzonego ówczesnego sprytu i przebiegłości mojej żony.
Tak więc nie wiem co to trwoga o małżeństwo, strach i upokorzenie opuszczenia, zostania samym. Teraz wiem, że takie niebezpieczeństwo było. Jakimś cudem mnie to ominęło. I musze się zgodzić, że taka sytuacja jest najtrudniejsza życiowo. Ale i w takim przypadku można rozważyć przypadek, że żona odchodzi na przykład do swojej mamy i nie ma żadnego faceta. No przecież jest to cudowna i komfortowa sytuacja by odbudowywać. Facet dostaje takiego uczciwego pstryczka w nos od wspaniałej kobiety. I wtedy ma impuls by gołymi rękoma wyłapać dla niej wszystkie aligatory z bagien Florydy. Po przeciwnej stronie tego medalu jest gdy żona ma faceta z którym ... no właśnie. Tu jest pies pogrzebany. Rozumiecie panowie?
Tak Krasnobar, cały czas będę bagatelizował zdradę emocjonalną jako zła samego w sobie. Oczywiście zdradę, która była i której nie ma, minęła. Czegoś takiego, załamania emocjonalnego nawet bym nie nazywał zdradą. Odejścia do mamy tez bym nie nazywał zdradą. Bo kobieta cały czas jest tylko moja, jej ciało jest moje i dusza jest moja pomimo pewnych potknięć. Ciało i dusza to na ziemi jedność. Jeszcze raz to podkreślę bo to jest fundament.
Pytasz się skąd wiem, że bez zdrady fizycznej można odbudować. Z powyższego. Bo dusza mojej żony cały czas jest tylko moja. Przecież o gwałt nie byłbym zazdrosny. Podczas gwałtu tracę ciało żony a duszy nie. mało tego, dusza jej jest mi jeszcze bardziej bliska bo przepełniać mnie powinno współczucie. Czy nie wydaje Ci się Krasnobar że o ten fałszywy w moim przekonaniu dualizm dusza-ciało się spieramy? Konsekwencje tego dualizmu są katastrofalne i rodzą to o czym pisałem w odpowiedzi do miodzo63, czym on się tak zbulwersował. Tak, uważam to za karygodny błąd prowadzący do szerzenia demoralizacji.
Czy mam Ci tłumaczyć, że zazdrość o ciało z odrzuceniem owego dualizmu nie jest żadnym uprzedmiotowieniem? Pisałem wcześniej, że zdrada duszą nie wyrażona ciałem jest w gruncie rzeczy fikcją, czymś nieistniejącym. Gdy następuje otrzeźwienie z chorych emocji cały ciężar potencjalnego ryzyka czyli utraty ciała i duszy w zdradzie fizycznej znika. Otwiera się miejsce na pojednanie i rzeczywiste wzmocnienie związku. Uszczerbku nie ma.
Uszczerbek jest, jest nawet zniszczenie małżeństwa gdy jedność między małżonkami znika.
Albo ta jedność jest, albo jej nie ma. Logika zero-jeden. Pan Bóg stworzył ich jako parę, a nie jako trójkąt, czy czworokąt. Stąd jednoznaczne przykazanie nie cudzołóż. Pokuta nie ma tu nic do rzeczy. Sakrament pojednania z Bogiem daje życie wieczne i wcale nie oznacza likwidacji konsekwencji grzechu na ziemi. Po przyjęciu Eucharystki HIV nie znika z automatu choć czasem zapewne może mieć to miejsce. Tak samo jest z jednością małżeńską. Małżonek może wybaczyć, rana się zabliźnić, można żyć, ale blizna jest i pobolewać może. To jest owa natura która nie wybacza NIGDY. A małżeństwo nie było w zamyśle Boga stworzone do tego by dawać ból, lecz jedynie radość, to co pisałem wcześniej. Ma być autostradą do Nieba. Jestem o tym przekonany.
miodzio63 napisał/a:
ty Orsz jeno dziękuj Bogu za to że dał zonie np.opamietanie.
Masz rację. Rzadko to czynię. To musi się zmienić.
[ Dodano: 2013-12-29, 20:29 ]
GregAN napisał/a:
Nie bagatelizuję, zdrady fizycznej.
Jeżeli jednak, dotyczy zdrady tylko fizyczne i tylko jednorazowej - to jej wpływ na współmałżonka jest ograniczony do poczucia bólu z powodu utraty intymności seksualnej małżonków, oraz kwestia "honoru" w przypadku mężczyzn.
Toż właśnie bagatelizujesz. Powiem więcej. Sporą grupę mężczyzn wręcz zachęcasz. A kobiety uwierzą Ci na słowo, jak je tak zbajerujesz na jakimś wyjeździe integracyjnym
Ja mówię inaczej. Każdy mężczyzna i każda kobieta została stworzona przez Boga do bycia tylko z jednym osobnikiem płci przeciwnej. Ma to być ukochany małżonek. I nikogo więcej. Autostrada do Nieba. Chyba, że wolisz kocie łby?
Intymności emocjonalnej nie ma, to jakaś paralela, która odrywa nas od rzeczywistości. Chyba, ze chodzi o emocje podczas współżycia
No i zdrada nie dotyczy tylko małżonków. Swoim życiem świadczymy w rodzinie i w świecie. Jesteśmy też przecież odpowiedzialni za dzieci. Ty zdradzisz, czego możesz wymagać od własnych dzieci? Pismo święte przestrzega przez brzemienną córką w ojcowskim domu. To jeden z większych męskich dramatów obok niewiernej żony.
To nie ja wymyśliłem!
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-29, 20:41
Orsz napisał/a:
To jest owa natura która nie wybacza NIGDY.
Nie to jest Orsz jaki nie wybacza ..a jak będzie tak dalej szedł to nie wybaczy NIGDY.....
i zakończmy ta dysputę na forum...i nie rozmiękaj Orsz na nim....
nie biadol....nie umieraj....nie rób z siebie nieszczęśliwca....
Masz Orsz jak każdy drogi do wyboru
1.praca nad sobą ,przebaczenie żonie i rozwój rodziny
2.wieczna płachta nieboraka i pociągniesz wszystkich na dno.......
My sami mamy możliwość wiele w sobie zmienić...to nam Bóg ukazuje drogi...to nam błogosławi
Ale jak Orsz nie zabierze się za zmianę -to całe życie będzie szukał przyczyn własnego nieszczęścia.....
Zatem ostatni raz i wołami
ORSZ ODPOWIADA ZA TO CO MOŻE SIE W NIM ZMIENIC...TO ORSZ MOŻE POKONAĆ WŁASNE LĘKI....TO ORSZ MOŻE POKONAC WŁASNE OGRANICZENIA....
TO ORSZ MA SZNSE WYLECZYC SIĘ Z OBAW.....TO ORSZ MOŻE UWIERZYĆ ŻE WRESZCZIE ZMIENI SIE WASZE ŻYCIE.............
A żona Orsz może ci tylko mówić że nie zrobi tego co było i w miarę jak potrafi to okazywać..........
a uwierz mi .......
ŻE PIEKIELNIE TO TRUDNO-SZCEGÓLNIE GDY KTOS DRUGI NIE CHCE W TO UWIERZYĆ
zatem masz zarazem odpowiedz komu tak naprawdę zależy byś nie wierzył w zonę
ano on cię podchodzi -a sprytny jest i potrafi nawet głosami aniołów przemawiac
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.