Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-12-12, 17:10 A TERAZ NIE POTRAFIĘ ŻYĆ
TO PRZYKRE, ALE NIE MAM NAWET Z KIM O TYM POROZMAWIAĆ.
MAŁŻEŃSTWO 7 LAT DWÓJKA DZIECI. JA PRACA DOM, DZIEWCZYNY (CÓRKI), MŁODSZA PROBLEMY ROZWOJOWE A CO ZA TYM IDZIE PROBLEMY W ŻYCIU CODZIENNYM, PRZEDSZKOLU ITP.
OD RANA DO PÓŹNEJ NOCY OBCIĄŻONA OBOWIĄZKAMI. BEZ WOLNYCH WEKENDÓW BO ZAWSZE COŚ DO ZROBIENIA. CIĄGLE SAMA I MOGĄCA LICZYĆ TYLKO NA SIEBIE. MĄŻ, KTÓRY CIĄGLE WYMAGAŁ ODE MNIE WIĘCEJ. NASZE UCZUCIA PRZYGASŁY. STAŁ SIĘ OZIEMBŁY A CZUŁY KIEDY CHCIAŁ
MĄŻ MA TAKĄ PRACĘ, ŻE GO ZASADNICZO NIE MA W DOMU. W TRWAJĄCYM 7 LATY MAŁŻEŃSTWIE PODUMOUJĄC JEGO CZAS BYCIA W DOMU TO MOŻE JAKIEŚ 1,5 ROKU.
POZNAŁAM MĘŻCZYZNĘ, W POCIĄGU KTÓRY TAK JAK JA DOJEŻDŻAŁ DO PRACY. STARSZY 10 LAT. BARDZO DOBRZE NAM SIĘ ZE SOBĄ ROZMAWIAŁO, ROZUMIELIŚMY SIĘ. JA NIGDY NIE MIAŁAM PRAWDZIWEGO PRZYJACIELA. ALE TEGO CZŁOWIEKA ZA TAKIEGO UZANŁAM. ZAWSZE MOGŁAM NA NIEGO LICZĆ. PROBLEM W TYM, ŻE ON SIĘ ZAKOCHAŁ. JA NIESTETY TEŻ COŚ POCZUŁAM. JAKIEŚ POCAŁUNKI, PRZYTULENIA. I STAŁO SIĘ. DOSZŁO DO STOSUNKU. A RACZEJ DO JEGO POCZĄTKU, BO NATYCHMIAST GO PRZERWALAM I ODEPCHŁAM PRZYJACIELA. OD TAMTEGO DNAI NIE POTRAFIĘ SOBIE WYBACZYC. NASTĘPNEGO DNIA BYŁAMM U SPOWIEDZI. WYSPOWIADAŁAM SIĘ Z GRZECHU CUDZOŁUSTWA. DOSTAŁAM ROZGRZESZENIE. PROBLEM W TYM ŻE NIE UMIEM SOBIE WYBACZYĆ. CIĄGLE PORÓWNUJE SIEBIE DO INNYCH MAŁŻEŃST, ŻE MOJE TEŻ MOGŁO BYĆ DOBRE GDYBYM JA TEGO NIE ZNISZCZYŁA. NIE POTRAFIĘ ŻYĆ NORMALNIE, CIESZYĆ SIĘ TYM CO JEST. NIE WIEM CO ROBIĆ. CORAZ CZĘŚCIEJ ZŁE MYŚLI O ZAKOŃCZENIU ŻYCIA. PRZYJACIEL TWIERDZI ZE Z JEGO STRONY NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO. NADAL SZANUJE, KOCHA. POWIEDZCIE CZY JEST W TYM ŻYCIU JAKAKOLWIEK SZANSA DLA TAK UPADŁEGO CZLOWIEKA JAK JA.
Moniczka [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 20:47
Witam Cię na forum.
Jeśli 1983 to rok twoich urodzin to miło mi , bo jesteśmy rówieśnikami.
Nie upadaj na duchu...
Życie jest darem, największym darem...
Samobójstwo jest najgłupszym rozwiązaniem...
Masz dzieci, masz dla kogo żyć...
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 22:18
Pusia,
Pewnie jestes kolejną kobietą na tym forum, która z jednej strony nie może sobie wybaczyć i popada w jakies mega poczucie winy, a z drugiej w sumie to pragnie czegoś więcej niż tego w czym zyje dotychczas i stad...rozdarcie
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 18:10
Witaj pusiaaa 1983.
Wydzieliłam Ci osobny watek abyś mogła w nim pisać w swojej sprawie.
Dobrze, ze jesteś tutaj. Rozejrzyj sie trochę po forum, poczytaj co inni pisza w w swoich (i nie tylko ) watkach. Posłuchaj rekolekcji polecanych przez naszą wspolnote
Sama wiesz co zrobilas i czujesz się z tym źle. Wyznalas to juz Bogu i pojednałaś się z Nim, to bardzo wazne. Nadal jednak czujesz się z tym źle, może więc warto udać sie po pomoc do katolickiego psychologa (czesto mozna znaleźć diecezjalne poradnie rodzinne), albo popros duchownego o pomoc ( rozmowę, prowadzenie) w tej kwestii.
Zapytaj sie siebie, dlaczego "szukałaś" wsparcia (myslę, ze głównie emocjonalnego) w osobie trzeciej, dlaczego swoich rozterek, watpliwości i tych wszystkich rzeczy, ktorymi dzieliłaś sie z tym człowiekiem nie zawierzyłas męzowi? Dlaczego oddaliliscie się z męzem od siebie i co z tym mozna zrobic. Zastanówcie sie nad tym wspólnie z męzem. Zapros go do takiej rozmowy, do swojego swiata i posłuchaj jakie sprawy mąż przezywa... Komunikacja to podstawa kazdego zwiazku, dlatego warto nad tym pracowac i uczyć się tego.
Wspomnę w modlitwie.
Pozdrawiam.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 18:38
i ja wspomnę w modlitwie....dodam tylko,.....żebyś nie nazywała przyjacielem tego człowieka poznanego w pociągu.........żaden przyjaciel nie będzie ciągał mężatki na manowce,namawiał i doprowadzał do grzechu,ryzykował,że jej życie może ulec zniszczeniu,życie jej dzieci....którym zagroził rozpad rodziny........sama powiedz,czy przyjaciel tak robi?rozumiem,że mógł się zakochać,zauroczyć,ale miłość,przyjaźń kazałaby mu zostawić Cię w spokoju........Bóg Ci wybaczył, ukarałaś się wyrzutami sumienia.....postaraj się więc zadośćuczynić mężowi,będąc dla niego jeszcze lepszą żoną.....a może wybralibyście się na wspólne małżeńskie rekolekcje?zdrada zdradą,ale jeśli w małżeństwie brak bliskości, porozumienia,szacunku,....to trzeba coś z tym zrobić.....pozdrawiam Cię serdecznie,szymon.
pusiaaa1983 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-17, 00:14
dziękuję za wsparcie, za podpowiedź zrozumienia. Staram się stanąc na nogi, dla córek, dla przetrwania tego małżeństwa, rodziny, może nawet dla siebie samej. Trudne to jest bo ciągle to powraca. Gryzę się z tym i mam w myślach jedną odpowiedź "ale przecież ludzie tak nie robią, nikt z moich bliskich tak się nie zachował, tylko ja tak upadłam". Może trzeba sięgnąć w życiu jakiegoś dna, żeby przeżyć w sposób bardziej godny kolejny jego etap. Moim dnem jest zdrada małżeńska, tyle, ze ja gdzieś na tym dnie przycupnełam i nie umiem się odbić, uwierzyć, że jeśli się bardzo postaram, to za sprawą Boga dam radę uratowćać to gasnące ognisko małżeńskie.
prosząc o modlitwę...
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-17, 00:34
pusiaaa1983 napisał/a:
dziękuję za wsparcie, za podpowiedź zrozumienia. Staram się stanąc na nogi, dla córek, dla przetrwania tego małżeństwa, rodziny, może nawet dla siebie samej. Trudne to jest bo ciągle to powraca. Gryzę się z tym i mam w myślach jedną odpowiedź "ale przecież ludzie tak nie robią, nikt z moich bliskich tak się nie zachował, tylko ja tak upadłam". Może trzeba sięgnąć w życiu jakiegoś dna, żeby przeżyć w sposób bardziej godny kolejny jego etap. Moim dnem jest zdrada małżeńska, tyle, ze ja gdzieś na tym dnie przycupnełam i nie umiem się odbić, uwierzyć, że jeśli się bardzo postaram, to za sprawą Boga dam radę uratowćać to gasnące ognisko małżeńskie.
prosząc o modlitwę...
Pusia
Piszesz , że nikt z Twoich bliskich się tak nie zachował...
Skąd wiesz? Myślisz, że ludzie chwalą się swoimi grzechami?
Myślę, ż Twoim problemem nie są wbrew pozorom wyrzuty sumienia, ale to, że
przez chwilę poczuałaś, że relacje mogą być inne (niestety z przyjacielem)
prawda?
pusiaaa1983 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-17, 07:02
Wywodzę się z środowiska wiejskiego i wydaje mi się, że tam zdrady i rozpady małżeńskie sa dużo rzadziej spotykane niż w miastach. Albo po prostu tak mi si tylko wydaje. Wyrzuty sumienia sa ogromne. ale wiem ze nie moge sie poddawac bo nie tworze tylko zwiazku malzenskiego, tworze rodzine i jestem odpowiedzialna takze za corki. To ze pojawila sie osoba trzeci w moim zwiazku jest tez chyba efektem tego ze w pewnym momencie zabraklo czegos miedzy nami. Zrozumienia, komunikacji, wspolnych przezyc dnia codziennego. Wiem ze na nowo musze uwierzyc w siebie jako czlowieka, ktory nawrocil sie przez spowiedz z Bogiem. PROBUJE...
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-17, 14:06
Witaj. Na początku nie chciałem nic pisać. Pomyślałem sobie, o kolejna kobitka, która zasłużyła na swoją dolę. Ale po chwili uświadomiłem sobie, że tak nie mogę myśleć. To niesprawiedliwe, grzeszne i zwyczajnie głupie. Nade wszystko, Bóg Cię kocha kochać Cię będzie nawet jak podtrzymasz tę znajomość. Cokolwiek nie zrobisz będzie Cię kochał i czekał na Ciebie. A od siebie powiem Ci, że jesteś taką o wiele bardziej pozytywną wersją mojej żony.
Zdrada to przeokropna rzecz, w szczególności dla kogoś takiego jak ja. Zniszczona radość z jedności i integralności cielesno-duchowej, zawiedzione zaufanie, zburzony, zbrukany obraz ukochanej, choć niestety niedocenianej i w codziennych gestach zaniedbywanej.
Ból, klęska życiowa, dramat, złość, załamanie. To stan normalnego mężczyzny w obliczu zdrady. Jak św. Józef przeżywał domniemywaną niewierność swojej ukochanej?
Przed tą prawdą nie powinnaś uciekać, ale ma też znaczenie fakt, że się otrząsnęłaś. Lepiej zawsze wcześniej niż później. Ma to ogromne znaczenie i doskonale świadczy o Tobie. Naprawdę wiem co mówię. Doświadczyłem tego.
Jest jeszcze jedna sprawa. Pisałem o św. Józefie aby odnieść się do pewnego ideału związku między kobietą, a mężczyzną oraz zaprezentować istotę dramatu zdrady. Ta istota złą zdrady musi być odnoszone do owego ideału. Bez tego traci dużo na swoim znaczeniu. Bo jeśli mówimy o zdradach w wolnych związkach lub zdradach między ludźmi, którzy mają swoje za uszami, sprawa się rozmywa, traci swoją wyrazistość. Jakby szlachetny ból dramatu, jego doniosłość ulegał profanacji, dewaluacji, może nawet stawał się czymś na kształt groteski. Tak to czuję. Mój dramat też ma tę skazę, choć w życiu miałem tylko jedną kobietę i ona była w zasadzie jedyną moją miłością.
Sytuacji Waszego związku nie znam. Ale to wszystko powinnaś rozważyć. Poznać prawdę o sobie, mężu, o małżeństwie. To trzeba oddać Boga, zawierzyć się Matce Bożej, jako ideałowi dobra i czystości. Z każdego zła Bóg jest w stanie wyprowadzić dobro, a że kosztem naszego dobrostanu. To jest tajemnica i konsekwencja grzechu pierworodnego.
Potrzebujesz dobrej pomocy duchowe. Sama możesz sobie nie dać rady.
Powiem Ci jeszcze coś takiego. Tego życia sprzed zdrady już nie masz. Zapomnij o nim. Jesteś skazana wejść na nową drogę. Jesteś wrażliwa i dobra, z tego co zauważyłem. Nie dasz rady okryć tego maską cynizmu i obłudy. Musisz wejść na drogę oddania się całkowitego Panu. Takie sytuacje to wymuszają. I musisz też pociągnąć w tę stronę męża.
Tylko bez pochopnych prób mówienia mu o tym co się stało. Spokojnie, przyjdzie na to czas. Musisz powierzyć to Duchowi Świętemu. Musisz wypłynąć na głębie.
jrg [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-18, 08:53
pusiaaa1983, Ja jestem po przeciwnej stronie, tylko ze u mnie to juz trwa jakis czas. Nie znam Was i nie zamierzam oceniac bo kazda sytuacja jest inna. Jednak w mojej opinii jesli myslisz powaznie o dalszym zyciu z mezem to odetnij sie od kontaktow z tym gosciem, myslisz ze Co on Ci powie?, dla niego to może być wygodna sytuacja (znam takich co maja podejscie: po co mi nazeczona, mam dwie meżatki, każda myśli że on zakochany i tak dobrze je rozumie itp.), bedzie Cie kusił i w czasach kryzysu chetnie zostanie Twoim "oparciem". To moja refleksja, nie wiem czy u Ciebie ma zastosowanie, ale miej swiadomość ze nie brakuje facetow ktorzy z przyjemnoscia wykorzystaja wasza drogie panie slabosc.
Zbłąkana dusza [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-18, 18:51 Re: A TERAZ NIE POTRAFIĘ ŻYĆ
pusiaaa1983 napisał/a:
OD TAMTEGO DNAI NIE POTRAFIĘ SOBIE WYBACZYC. (...) NIE POTRAFIĘ ŻYĆ NORMALNIE, CIESZYĆ SIĘ TYM CO JEST. NIE WIEM CO ROBIĆ. CORAZ CZĘŚCIEJ ZŁE MYŚLI O ZAKOŃCZENIU ŻYCIA.
Pusiu, doskonale rozumiem co czujesz. Ja też zdradziłam, byłam bliska samobójstwa ale ludzie z tego forum bardzo mi pomogli. Ten ból, który teraz czujesz, on po samobójstwie nie zniknie. Tylko się spotęguje przez kolejny grzech - i taka będzie wieczność. Nie chcesz tego!
Ja nadal sobie nie wybaczyłam, nie wiem czy będę umiała, ale żyjąc postaram się zadośćuczynić. Póki co chodzę na terapię z psychologiem. Tobie też polecam. Naprawdę wiem jak Ci źle, ale dla każdego jest jeszcze szansa.
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 10:30
Witaj Pusia1983,
Jestem na forum od niedawna, ale podobnie poszukuje pomocy dla siebie, chciałabym jednak podzielić się czymś z Tobą. Ja także kiedyś zdradziłam mężczyznę, którego kochałam, teraz zdradzono mnie. Paradoksalnie będąc po obu stronach wiem teraz, że łatwiej wybaczyć innym niż sobie. Ale jest to możliwe. Jesteś człowiekiem, masz swoje uczucia, potrzeby, weszłaś w związek małżeński w nadziei, że z tą drugą osobą będziesz czuła się szczęśliwa. Zamiast tego, z tego co piszesz od życia dostałaś bardzo w kość. Zostałaś sama, Twój mąż był gdzie indziej emocjonalnie, bo z tego co piszesz wynika, że nie mogliście sie wspierać (dużo pracował, Ty też miałaś na głowie całą resztę, dzieci). Zdrada w małżeństwie nie jest czynem dotyczącym tylko tego, który zdradza, jest wynikiem poważnego kryzysu w małżeństwie - to pierwsze co ja zrozumiałam i co tez musisz zrozumieć. Oczywiście nie ulega wątpliwości, że oblewa sie egzamin z lojalności, ale to błąd, który zawsze można naprawić, zostając z mężem i starając się wspólnie naprawić małżeństwo, wzmocnić więzi tak, aby nigdy żadne z Was nie miało potrzeby szukać pocieszenia u innych osób.
Popełniłaś błąd, przyznałaś się do niego, ale możesz jeszcze wszystko naprawić, macie dzieci jesteście rodziną, dla tego warto żyć, bo możesz zmienić Twój los na szczęśliwe życie z mężem, tak jak zapewne było na początku. Przyjdzie czas, ze wybaczysz sobie. Po pracy jaką włożysz w uzdrawianie siebie i waszego związku, zobaczysz, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś i znów będziesz szczęśliwa. Jeśli znasz angielski wejdź na Youtubie na Marriage Builders, tam jest wywiad - seria programów z dr Harleyem dotyczącym tego, jak wzmacniać swoje małżeństwo, jak wychodzić na przeciw swoim potrzebom, czego unikać w związku by sie od siebie nie oddalać. Po tych programach zrozumiesz, że w waszym małżeństwie jest wiele do naprawienia, ale jest to możliwe.
Staniesz także przed wyborem czy powiedzieć mężowi o tym. Usiądz spokojnie i rozważ to bardzo dokładnie, wielokrotnie. Mężczyźni są mniej skłoni wybaczyć niz kobiety to jedno i widze to po znajomych, jak kończą sie ich historie. Druga sprawa, to zastanów sie co tym osiągniesz: obarczysz męża ciężarem do końca życia, przez długi czas będzie musiał sie z tym uporać, narazisz Wasze małżeństwo na jeszcze większe cierpienie, bo nie wiesz, czy nie dostarczy Ci pozwu o rozwód, bo w gniewie i bólu nie będzie widział przyczyny, tego, że byłas nieszczęśliwa, co oczywiście nie usprawiedliwia czynu, ale pokazuje dlaczego coś sie stało. Ujawnienie całej sytuacji wpłynie tez na dzieci, bo uwierz mi, emocje siegają zenitu. Twój mąż może nie znaleźć w sobie siły na to, aby pomimo gniewu i bólu nie odejść, Ty możesz, bo sama wiesz, jak bardzo chcesz naprawić błąd. Myślisz pewnie, że nie mówiąc mu oszukujesz go. Moim zdaniem jeśli jest w Tobie szczera intencja zachowania prawdy, aby go nie ranić nią a równocześnie wielka siła by to naprawić, wykazujesz się potężną miłością do niego i waszych dzieci, bo dla nich sama zniesiesz ten ból i cierpienie.
Przed Tobą wybór: życie w bólu, smutku, cierpieniu, pogrążając się w przepaść rozpaczy nie bacząc na tych, których kochasz dzieci i Twojego męża lub życie z wiarą, nadzieją i miłością, że jest dla Ciebie szansa, ale wtedy tylko gdy będziesz chciała naprawić swój błąd i pracować nad sobą i małżeństwem, ta droga kończy się szczęściem i radością.
Ja wybrałam drugi.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 12:44
Droga Samboja. uwierz mi, że chciałbym Ci z miłością coś powiedzieć. Choć emocje jednak są. Jeśli chcesz możemy porozmawiać prywatnie, a tu chciałbym dać odpór pewnym tezom, które zaprezentowałaś.
1. Nie wiesz co znaczy wybaczyć zdradę, gdy zdradzony jest ktoś, kto sam mniej lub bardziej ale jednak pozostał lojalnym i to przez całe swoje życie, także przed poznaniem tzw. obecnego partnera. Wiem że termin zdrada przez niektórych jest rozmywany, ale tu na forum powinniśmy wiedzieć, że nie cudzołóż to znaczy nie współżyć, tak lub inaczej. Zdrady emocjonalne, pożądanie też są istotne, ale są mniejszej wagi. Kolejność przykazań 6 i 9 ma chyba znaczenie. Jestem przekonany, że poziom wrażliwości znacznie spada jeżeli miało się doświadczenia z innymi osobami. Jest się już innym człowiekiem. Czy mam starać się tę tezę udowadniać? Czy jest ona zrozumiała?
2. Zdrada nie jest egzaminem z lojalności. Jest ruiną całej duszy. Owijać w bawełnę tego faktu nie można. Jest zbrukaniem świętego związku małżeńskiego. Jest podważeniem fundamentu rodziny. Masz racje, że po czymś takim wszystko może runąć i nie tak łatwo naprawić, ale...
3. Kłamstwo do niczego nie prowadzi. Jestem przekonany, że tylko w prawdzie człowiek może doświadczyć godności Dziecka Bożego. Brzmi to może górnolotnie, ale tak to czuję. Czy gdybym ja się nie dowiedział o zdradzie mojej żony miał bym ułatwioną drogę do Nieba? Bzdura totalna! To jest wyzwanie mojego życia. Ja teraz muszę stać się zupełnie nowym człowiekiem. Stoję na ostrzu noża, po jednej stronie piekło, po drugiej niebo. Muszę się szybko decydować. Dawny JA nie istnieję. Bóg mnie wziął za fraki i wyprowadził mnie z tego schematu życiowego z którego nic nie było w stanie mnie wyrwać. Właśnie, tylko to mogło być dla mnie takim wstrząsem który obudził mnie z letargu.
Boska ekonomia zbawienia jest nam nie znana. Nie możemy po ludzku tych spraw oceniać tak jak to Samboja zaprezentowałaś. Jednak nie będę zaprzeczał, ze trzeba być ostrożnym z tym mówieniem prawdy. To nie może polegać na zrzuceniu własnych wyrzutów sumienia na druga osobą. Najpierw samemu trzeba przylgnąć do Boga, zdać się całkowicie na niego i tylko z Duchem Świętym razem, stanąć w prawdzie przed małżonkiem. Nie wierzę, że komukolwiek Bóg zabroni powiedzieć prawdę o zdradzie. Nic nie dzieje się przypadkiem, a małżeństwo jest jednością. Ja nie rozumiem inaczej uczciwości małżeńskiej jak życia w prawdzie. Trzeba zdać się na Boga, zaufać mu, a nie kombinować by było nam łatwiej tu na ziemi. Oszukiwanie jest łatwizną. Nie można tak istotnych faktów zatajać jednocześnie nie oszukując, nie spuszczając oczu, nie milknąc, nie odsuwając się od małżonka. Tak się nie da żyć. No chyba, że ktoś jest wyjątkowym bezwstydnikiem, obłudnikiem, cynikiem. Wówczas da radę przejść przez życie robiąc w konia ukochaną osobę.
Szczęście rodzinne nie jest najważniejsze. Z tego też trzeba sobie zdać sprawę. Najważniejsze jest zbawienie własne, zbawienie męża, dzieci. Nie nam oceniać jaka droga do tego celu jest najlepsza. Nie można wykluczyć, że pozorne rozbicie rodziny właśnie do tego najważniejszego celu prowadzi. Nie możemy wykluczać, że po zdradzie i takie cierpienie trzeba ofiarować Bogu. Jeśli z ludzkiego wygodnictwa uciekamy przed nim, to nie mówmy, że z tym cokolwiek wspólnego ma Bóg. Skąd mamy wiedzieć czego Bóg od nas oczekuje. Prawda zawsze jest prawdą, a kłamstwo kłamstwem. Bądzcie sobą, zdejmijcie maski, nie udawajcie kogoś innego niż jesteście. Czemu tak często słyszę takie zdania, a zaraz potem by oszukiwać pierwszą po Bogu osobę mojego życia?
I na tym zakończę.
Jeszcze tylko jedno. Pan Bóg kocha Was, którzy zdradziliście małżonków. Ja też staram się kochać moją żonę. Ale nie mogę kochać kogoś kto jest mi obcy. Teraz oprócz zdrady muszę także żonie wybaczyć to, że uległa takimi namowom jak Wasze, jak Twoje Droga Sambojo. Były to też namowy księży. Ona chciała mnie oszukiwać, oszukiwała, wyprowadzała w pole, robiła ze mnie durnia. To jest dokładanie grzechu do grzechu.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 14:52
Orsz
Nie zawsze trzeba na świat patrzeć przez pryzmat swojej krzywdy.
Kazda sytuacja jest inna, a i świat nie jest taki czarno-biały
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.