Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witam serdecznie,
Na samym początku pragnę powiedzieć, jak bardzo ciesze się, że jest takie miejsce jak to.
Dwa miesiące temu zostałam oszukana przez męża, zdradził mnie z inną kobietą. Zawsze wierzyłam w niego i myślałam, że nie ważne jak źle będzie, zawsze będziemy razem. Myliłam się, a źle między nami było naprawdę. Mamy dzieci małe, kochamy je bardzo. Serce mi pęka, na myśl, że moglibyśmy nie być rodziną przez głupotę mojego męża. Dla mnie rodzina jest świętością oraz małżeństwo, teraz czuje, ze śluby złożone w kościele nie sa już ważne, straciły wartość.
Jesteśmy nadal razem, mąż bardzo żałuje tego co zrobił, powoli dociera do niego ogrom cierpienia jaki mi sprawił, stara się jak potrafi, żeby mi to wynagrodzić, jest zupełnie innym człowiekiem - nie do poznania. Chodzimy na terapie, dużo rozmawiamy. Chcemy na nowo zbudować silny odporny na takie zdarzenia związek. Ponieważ między nami było źle, dużo żalu, gniewu, ranienia się nie jest łatwo, będzie to trwało bardzo długo, ale wierzymy, ze sie uda. Widzimy i zaczynamy rozpoznawać nasze błędy, widzimy, gdzie nie wychodziliśmy na przeciw swoim potrzebom, jak nie dbaliśmy o siebie nawzajem, jakimi oboje byliśmy egoistami, wiem, że zabrakło w naszym życiu Boga. W całym tym naszym wspólnym nieszczęściu, gmatwaninie bólu, mąż stracił nadzieje dla nas, ja nigdy jej nie straciłam, ale nie miałam sił żeby walczyć, nie potrafiłam, sądziłam, ze to samo minie. Mąż zdradzając mnie wciąż mnie kochał, jak twierdzi, ale nie miał juz nadzei, pomimo, ze nie zrobił nic, by nas ratować. Bardzo to nielogiczne, ale tak było. I w zasadzie nie to jest najważniejsze - najważniejsze, ze chcemy byc razem, ze chce mu wybaczyć, a on chce byc moim mężem i zrobi wszystko bym mu na nowo zaufała...w odpowiednim czasie. Kochamy sie i nasze dzieci i chcemy być szczęśliwą rodziną.
Ja przez te dwa miesiące przeszłam przez piekło, bo mimo iż byl to dopiero początek romansu (mąż przez wyrzuty sumienia nie potrafił tego ukrywać i dał się złapać) i niewiele sie zdążyło wydarzyć w sferze fizycznej a raczej emocjonalnej, to i tak bardzo to przeżyłam. Musiałam uporać się z potwornym bólem i nieopisanym gniewem. Teraz ból jest gdzieś w tyłu głowy, gniew nie kieruje mną, teraz dominuje strach...strach o przyszłość, czy aby wystarczająco mocno wzmocnimy nasz związek, aby znów sie to nie stało. Strach o rzeczywistość obecną.
Kochanka mojego męża była jego koleżanka z pracy, pracują w tym samym budynku, widują się przypadkowo w tak zwanym międzyczasie, wspólnej przestrzeni (korytarze, stołówka). Mąż jest jedynym żywicielem rodziny, jest w trackie ważnego projektu i nie mógłby teraz zmienić pracy, bo trudno byłoby mu znaleźć inną, informacja o porzuceniu takiego projektu rozniosła by sie po innych pracodawcach i okolicy nie znalazłby pracy. W tej firmie go docenili, zaszedł wysoko. Podjęliśmy decyzję, że nie odejdzie z pracy, pomimo tego, ze ona tam jest. Robie to dla rodzimy, dla dzieci, bo nie chce narażać nas na kolejne kłopoty związane ze zmiana pracy, nie wiadomo, jak szybko uda mu się ją znaleźć i z czego będziemy żyć. Z początku starałam sie o tym nie mysleć. Ale ona tam jest. Widuje ją. Wiem, staram sie wierzyć, że nie kontaktują się, jego łzy, które mi pokazuje są szczere, mimo to, żyje w strachu. Nie dzieje sie nic podejrzanego, telefony sa czyste, wiem o każdej minucie jego czasu po 16, kiedy to jedzie do domu, w biurze nie ma szans na nic, bo mają ostrą politykę zakazu romansowania - oboje mogli by stracić pracę. Mąż powiedział, że jeśli tak zdecyduje, to on zmieni pracę, ale musimy sie liczyć z tym, że będzie musiał dojeżdżać. Mogę podjąć taką decyzję, jeśli chcę. Przestane zyć strachem, ale narażę naszą rodzinę na niepewność przetrwania. Czuje, że to egoizm. Nie wiem, co mam zrobić. Czuje, że skoro zniosłam te dwa miesiące to zniosę resztę, ale jaką resztę? Reszte życia? Kolejne 10 lat? Chciałabym mieć siłę na pokonanie strachu, wiem, ze to wynika z braku zaufania, ale jak zaufać? Nie potrafię jeszcze, boje się.
Oddaliliśmy się od Boga, mi jest do niego bliżej nić mężowi, nie modlimy się, nie chodzimy do kościoła, myśle o Bogu, mąż mówi, że przeszedł załamanie wiary, że być może dlatego tak upadł. Chciałabym wrócić do Kościoła, wiem, że bez niego niczego nie zbudujemy. Chce odnowy ślubów, mąż nie czuje tego, że musi to być w kościele, nie ma takiego poczucia jak ja, nie jest mu to tak bardzo potrzebne. Nasz terapeuta daje mi do zrozumienia, że to że od nowa sobie przysięgniemy, nie znaczy, ze to się nie powtórzy, bo to nie jest magiczne zaklęcie. Ale ja tego potrzebuje, zabrano mi to. Nie czuje się żoną przed sobą i Bogiem. Wiem, że musimy pracować. Przyjaciółka się o mnie modli. Ja nie wiem, czy potrafię. Mąż powiedział mi, że on pójdzie za mną, jeśli ja będę szła do Boga. Nie powiedział tego wprost, ale takie było przesłanie. Chce podnieść moje oczy ku niebu, ale nie wiem jak...
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-18, 11:19
Samboja napisał/a:
Chce podnieść moje oczy ku niebu, ale nie wiem jak...
Samboja wystarczy spojrzeć ku górze i wiedzieć że On tam jest.
A ze jest i działa zobacz sama-ile już pomógł.
Dał szanse mężowi się opamietac
dał szansę mężowi zadośćuczyniać
dał tobie szanse na zrozumienie dlaczego tak się stało
dał tobie szansę odłożyć gniew na półkę
Czyz nie jest z wami???
czyż nie działa???
Idz do kościoła w wolnej chwili -takiej poza msza ,gdy cicho i pusto.
Usiądz w ławie i dziękuj za to że jest z wami,że pomaga i proś by leczył wasze rany.
Ja kiedyś pierwszy raz nie będąc latami(naprawdę długimi) nieobecny w kościele
dokładnie tak zrobiłem,nawet wstydząc się że idę tu gdzie tyle czasu było mi to niepotrzebne
Usiadłem i dziękowałem za to co pozwolił mi dostrzec,za to że pozwala mi cos zmienić,za to że przygarnia
I wierz mi wysłucha
pozdrawiam
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-18, 13:42
To, że mąż Cię zdradził to przykre i ciężkie. Znam to, znam te emocje, ból i gniew. Ale nie popełnij tego błedu co wiele kobiet popełniło, w tym i ja. Jeżeli mąz żałuje i chce to naprawic, nie niszcz go, nie wypominaj ciągle zdrady, nie bądź zazdrosna jak szalona... Spróbuj wybaczyc i zamknąc ten rozdział. Bo ja już dawno byłabym po kryzysie, gdyby nie to, że sama wciąż rozdrapywałam rany.
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-18, 14:15
MonikoMario, wiem, że rozdrapywanie jest niedobre :( Tydzień temu podjęłam decyzję o unikaniu myśli o tym, i moje życie zmieniło sie od tamtej pory. Poczułam spokój i siłę, dużo łatwiej mi po tym. Ale wciąż jest strach. Mówią, że wszystko musi trwać tyle ile musi trwać, nie wyjdę z tego zanim moje rany sie nie uleczą. Ale tak, nie chce juz do tego wracać, przeszkadza mi tylko czasem, bo nie cały czas ta świadomość, że sama pozwoliłam mu tam zostać...czy to też jest rozdrapywanie?
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 08:41
Samboja, ja prawie zazdroszczę Ci tej sytuacji, Twój mąż opamiętał się na początku romansu, zrozumiał , chce naprawić ,to bardzo dobrze ,myślę ,że Wam się uda, nie zmarnujcie tej szansy.Słuchajcie Pulikowskiego, ks.Pawlukiewica i innych mądrych ludzi. Zyczę Wam wszystkiego dobrego.
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 09:21
Zdaje sobie z tego sprawę, że mogłabym cierpieć bardziej. Czytam forum i widze cierpienie innych. Bardzo wszystkim współczuje. Dziękuje w duchu za to, że wyszłam za mąż za człowieka, który ma sumienie, bo jak sie okazało w czasie romansu miał potworne wyrzuty, a jednak jakaś siła nie pozwoliła mu go zakończyć.
Wiem, że pomimo tego, że popełnił błąd jest dobrym człowiekiem, bardzo tego żałuje, wstydzi się i mówi, że nie wie czy sobie wybaczy. Kiedy to mówił rozmawialiśmy o Bogu, padły słowa, że Bóg mu wybaczył, ja mu wybaczam. Mąż choć o tym nie mówi, bardzo to przeżywa. Stracił do siebie szacunek. Wczoraj wspomniałam, że wybieram się do spowiedzi, zapytałam czy nie chciałby pójść ze mną. Nic nie odpowiedział, ale to nie ważne, ważne, że na pewno teraz o tym myśli. Wiem, że nie moge go naciskać, ale zrobie to, co powiedział. Że pójdzie za mną, jeśli ja pójde. Ja czuje, że chcę. Przed nami święta, chciałabym, aby to byly najpiekniejsze święta w moim życiu razem z moją całą rodziną w komplecie, aby siedzieć w kościele i trzymać męża za rękę. Wiem, że popłyną mi łzy.
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 10:16
Samboja najważniejsze sa teraz wasze postawy...a jesteście w dobrym mijscu
WZAJEMNEGO ZROZUMIENI.....
dacie radę.....
tylko nie rozdrapujcie już tych ran....
jest zasada co było i nie jest nie wpisuje sie w rejestr!!
Nie znaczy że udawac że nic nie było....tylko przyjąc to że było coś,a teraz moze byc inaczej
bo juz rozumiecie,bo juz wiecie
żyjcie terazniejszościa i przyszłością
a przeszłośc postarajcie sie narazie włozyc do albumu ze zdjęciami
a wiesz po co???
Jak juz dojdziecie do pełnej normalności
to zawsze będzie wasza wspominka-tego ze daliście rade,pokonaliście kryzys,że jest to mozliwe
pozdrawiam
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 10:46
Zdaje się, że bezsensowne rozmyślanie o tej kobiecie w biurze jest formą rozdrapywania, bo przez te myśli wciąż wracam do tego. Ponieważ ona tam jest, jest to trudne, ale będę sie starała do tego nie wracać myślami = nie rozdrapywać, w końcu muszę w pełni wierzyć, że to nie ma dla niego znaczenia. A widze, że nie ma. Wierze mu, bardziej niz mniej. Tak bardzo i niezmiennie silnie sie stara :)
Dziękuje za wsparcie wszystkim życzliwym duszom.
aatka [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 12:46
[/quoteDziękuje w duchu za to, że wyszłam za mąż za człowieka, który ma sumienie, bo jak sie okazało w czasie romansu miał potworne wyrzuty, a jednak jakaś siła nie pozwoliła mu go zakończyć.
Wiem, że pomimo tego, że popełnił błąd jest dobrym człowiekiem, bardzo tego żałuje, wstydzi się i mówi, że nie wie czy sobie wybaczy. Kiedy to mówił rozmawialiśmy o Bogu, padły słowa, że Bóg mu wybaczył, ja mu wybaczam. Mąż choć o tym nie mówi, bardzo to przeżywa. Stracił do siebie szacunek]
Samboja, ja też słyszałam te słowa dwa lata temu....
Dokładnie takie same....
I nie potrafiłam się odciąć od przeszłości, myśli powracały, za mało się skupiłam na odbudowie, za bardzo na krzywdzie i błędach, swoich i męża. Ciągle wracało poczucie krzywdy, ciągle wracał strach, rozdrapywałam rany. A jednocześnie byłam taka szczęśliwa że jesteśmy razem....
Mieszanka piorunująca emocji skrajnych....
Dziś wiem, że za mało się modliłam, za mało skupiałam na budowie a za bardzo na rozstrząsaniu przeszłości. Mój mąż doszedł do wniosku że się nie może nam udać zapomnieć, wybaczyć, budować.
Sama sobie to zrobiłam, a tak bardzo chciałam.....
Więc życzę Ci żebyś nie popełniała moich błędów. Kiedy męczy Cię cokolwiek złego - wspomnienia, wątpliwości, przeczucia, cokolwiek, wyobraź sobie do czego Cię mogą doprowadzić. Czy przyniosą COKOLWIEK pozytywnego? I porozmawiaj z Bogiem. Oddaj mu te emocje. Ja uczę się tak robić i czasem się udaje A już na pewno dobrze to wpływa na mojego męża, który jest dla mnie znacznie bardziej serdeczny i zaczął jakby szukać mojego towarzystwa
Pozdrawiam Cię serdecznie i otulam modlitwą.
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 13:50
Aatka, napawa nadzieją, że sie to da zrobić. Minęły dwa miesiące od zdarzenia, nie wiem czy to długo czy krótko, każdy indywidualnie, ale wiem, ze można latami tkwić tam, gdzie juz nawet nie jestem. Ja po prostu boje sie zaufać, nie wiem czego jeszcze potrzebuje, może czasu i ciągłych niezmiennych dowodów.
Ale tak w zasadzie macie racje, wszystko juz wiem, wiem dlaczego nie ma sensu do tego wracać. Jestem gotowa nie wspominać juz o romansie, mogłabym to zrobić, bo w zasadzie niczego to nie przyniesie, a tylko sprawi, że mój mąz czuje się po tym gorzej, bo i tak jest mu z tym źle. Chce żeby sobie wybaczył więc musze mu pokazać, że nie cierpie juz tak bardzo, że ból minął, bo jest naprawde niewielki, w porównaniu do tego na początku i tylko wtedy gdy...drapie. Więc drapać też nie chce.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-19, 16:30
Samboja napisał/a:
Aatka, napawa nadzieją, że sie to da zrobić. Minęły dwa miesiące od zdarzenia, nie wiem czy to długo czy krótko,
Bardzo krótko.
Zarówno ty ja i mąż działacie pod wpływem emocji, zaskoczenia, szoku, strachu...
na refleksję dopiero przyjdzie czas, gdy emocje opadną i właśnie to ten czas będzie decydujący o dalszych losach związku.
Trudny czas przed Wami, mniej dramatyczny, ale trudny, zatem może lepiej z tymi wyrzutami spasować? Mąż też może spasować z tym "nie wybaczę sobie" bo nie w tym główny problem.
Ps, a tak nawiasem poczytaj w wątku Swallow, ona tu była na forum fachowcem od uzdrawiania związku po zdradzie, choć ostatnio jakos nie pisze, nagle zniknęła
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-23, 21:36
Dziękuje wszystkim za wsparcie. Dziś poszliśmy z mężem do spowiedzi, były łzy, poprosiłam, aby mąż ze mną pojechał i nagle sam zdecydował się sie wyspowiadać. Słuchaliśmy też pięknego kazania o miłości z nagran z forum, mąż przez godzine słuchając o miłości szmaragdzie i krokodylu nie zasnął, a zawsze zasypia jak słucha audiobooków. Ja od tamtej pory, od odsłuchania tego kazania jestem spokojniejsza, pełniejsza nadziei, rozumiem to, co się ze mną dzieje, nabrałam sił. Wiem, ze przed nami jeszcze wiele, ale wiem, ze każdy dzień jest darem dla nas jako małżeństwa i rodziny. Dziś wiem, że sie ułoży, ale jeszcze troche przyjdzie nam nad tym popracować. Miłości i zdrowia życze wszystkim w te święte, aby były czasem pokoju dla wielu serce w ich walce.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-24, 11:29
Ja już składałem zyczenia, ale jeszcze raz, życze "Prezenciku" w postaci Miłości.
Co do Twojego Męża....
Musicie chodzić do kościołą nie tylko w Święta, w szczególności zwróć na to uwagę u Męża. Musicie to brzmi brutalnie. Ale taka jest prawda. Choć nawet chodzenie do kościoła niczego nie gwarantuje. Nie chodzenie do kościoła jest deklaracją nielojalności wobec Boga. W wymiarze prywatnym i publicznym. Jest formą bezwstydu w zatwardziałości serca. A Mąż Twoj jest mężczyzną z prawdziwego zdarzenia, z tego co czytam. Tacy to albo z Bogiem, albo przeciw, w sposób wyrazisty i ze wszystkimi tego konsekwencjami. Tym bardziej jak odrzuci tę łaskę której teraz doświadczył. Mam nadzieję, że doświadczył.
Jeszcze raz Wesołych Świąt.
Samboja [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-28, 09:48
Dziękuje Orsz za życzenia. W te święta bylismy nawet dwa razy, i nie stanowiło to problemu, do tej pory oboje z lenistwa nie chodziliśmy, dużo by mówić, oboje mieliśmy swoje powody by sie odwrócić od Boga, jak pisze o nich Swallow (faktycznie bardzo mądra kobieta) okres wierzgania przechodzony od wieku nastoletniego do dorosłego. Jeszcze nie wiem od czego zacząć, jak do tego wrócić wszystkiego w zasadzie zacząć, bo moje pojmowanie Boga było bardzo dziecinne, nic dziwnego kontakt z nim urywam mając 14 lat i od tamtej pory ocieram sie o egzystencjalne pytania, podważam naukowo, szukam sensu, ale pod skórą czułam jego obecność. Od świąt nie rozmawiamy o Bogu...mało rozmawiamy, ja się troche oddalam, pogrążam w smutku. Wiem, że sie gubię i chce przestać. Zaczęłam zwracać sie do Boga o pomoc: Boże daj mi siłę i czuje ulgę...może to tak trzeba małymi kroczkami.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.