Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witam forumowiczów. Jak wielu piszę będąc tu nowym i jak wielu przybywam tu nie bez powodu. Jesteśmy z żoną już ładnych pare latek po ślubie i jeszcze 2 wiecej od poznania się, dochowaliśmy się wspaniałych dzieci i jakoś to niby idzie, niby z wierzchu wszystko OK, po prostu kolejne przecietne małżeństwo. <wyciety nadmiar tresci>. Żona od kilku lat ma kolejne romanse z "przyjacielami" z pracy[roznich miejscach] o narastajacych z kazdym pozimach zazylosci (od sms i czułuch słówek po kontakty fizyczne ). Próbowalem za kazdym razem cos poprawic w naszym zwiazku bo wierzylem ze to moje niedostatki to powoduja, po pierwszym w ramach przyplywu msciwej szczerosci wyznałem że przed ślubem ale kiedy juz sie spotykalismy (poczatki znajomosci) miałem intymny kontakt z przypadkowa dziewczyna (bez sexu ale ona w to nie wierzy, zreszta nie dziwie sie jej). Później każdy koleny romans uzasadniała moim wyznaniem. Sytuacja sie pogarsza, z wierzchu jest ok, w tle pelno niedomowien, coraz mniej nas, podwojne zycie. Próbowałem proszenia, rozmawiania co poprawic, zmian w swoim zachowaniu (z roznym skutkiem), krzyczałem, odsuwałem sie na kilka dni. Ona powtarza ze sie oddalilismy i w zasadzie gdyby nie dzieci to nic by nie bylo i ze tylko dlatego nie ma wyboru.
Nie wiem już co robić żeby się coś zmieniło i finalnie, nie wiem czy dobrym pomysłem jest sie wyprowadzać ze wspolnego domu, żeby dać nam szanse na dotarcie do tego czy właściwie razem chcemy dalej iść przez życie. Wiem że to ryzywkowne i może odnieść przeciwny skutek, choć z drugiej strony może "zdrwowszy" niż ciagłe nibyżycie razem.
Ostatnio zmieniony przez jrg 2013-12-16, 09:01, w całości zmieniany 1 raz
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 08:44
A gdzie w tej Twojej opowieści jest Bóg. Ja jak pojawiły się kłopoty to pierwsza rzecz spowiedź. Był taki okres że codziennie chodziłem do kościoła. Oczywiście upadałem, ale wierzę że to zbliżenie do Boga ma znaczenie. Bracie, bez Boga ani rusz. Nie da się w dzisiejszych czasach. Kto się z żoną nie modli rano i wieczorem ten dureń i kręci bicz na własne plecy.
jrg [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 09:34
Orsz: dobrze podejrzewasz i to prawda Boga bylo coraz mniej i mniej. Oczywiście w chwilach trwogi nie raz wybierałem się do kościoła i modlilem o dobre dezycje i muszę przyznać że już kilka razy uratowałe mnie to od złych decyzji, wierzę że to nie był zbieg okoliczności jakie mnie wtedy słowa spotykały w kościele. Musze przyznac ze od kilku lat roznie to bywa z moim praktykowaniem, taka ot sinusoida, ostatnio nawet kiedy w niedziele nalegam żeby iść do kościała żona wymyśla prekteksty aby nie isc i uswiadomilem sobie ze z cicha na to przyzwalalem, ona jest w jeszcze glebszym kryzysie niz ja (tak mi sie wydaje) ze wzgledu na sytuacje jaka ja ostatnio dotyka (choroba i po latach walki smierc ojca i to że nie może sie z tym pogodzić i obwinia Boga).Staram sie ja wspierac w tej sytuacji(niezaleznie od jej "drugiego" zycia bo czuje ze to moj obowiazek jednak) tłumaczyć że nie powinna patrzeć w takich kategoriach na to co ja spotkało. Nie bez powodu jednak znalazłem sie akurat na tym forum. Poważnie traktuje moja przysiege.
Pytam jednak o to czy wogole takie wyprowadzenie sie moze cokolwiek pomoc, czy wrecz przeciwnie, odowlujac sie do doswiadczenia forumowiczow.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 10:15
Witaj
jrg napisał/a:
Nie bez powodu jednak znalazłem sie akurat na tym forum. Poważnie traktuje moja przysiege.
Jeśli tak jest, to posłuchaj sobie (moze wspolnie z zona) tego
Pisałes, że przyznałessie zonie do pewnego "incydentu" sprzed ślubu Zona poczuła sie z tego powodu bardzo zraniona. Mozliwe ze tak wlasnie jest,. Jednak stosowanie zasady "oko za oko", nie jest chyba najlepszym sposobem poradzenia sobie z tym. Na forum jednak pojawiłeś się Ty , a nie małzonaka. zapytam wiec ciebie. Czy, powiedziałeś zonie, że tego załujesz, przeprosiles ja i poprosiłes o wybaczenie? Czy byłeś z tym u spowiedzi? Czy powiedzialeś żonie, że przeszłości zmienić nie mozesz, możesz jedynie pracować nad teraźniejszością i faktycznie to robić zacząłeś? Jeśli tak, to, moim zdaniem, sprawa powinna być zamknieta. Jeśli jednak zona wciąż sobie ztym poradzić nie może, to powinna chyba udać sie po pomoc do psychologa (najlepiej katolickiego) lub dobrego ksiedza.
Pytasz, czy wyprowadzk to dobry pomysł. Moim zdaniem jest to ostatecznośc. Mysle, że zanim sie na nia zdecydujesz, to warto najpierw zacząć wprowadzić w swoim malżeństwie granice. zanim to jednak zrobisz przeczytaj sobie "Granice w relacjach małzeńskich ( http://www.vocatio.com.pl...&product_id=292 ) oraz "Miłośc potrzebuje stanowczości" Dobsona (chyba tylko na chomiku dostepna). Wyprowadzka to ostateczność, jak sam widzisz, dość ryzykowna.
Pomodlę się za Twoje małżeństwo
Pozdrawiam
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 10:40
zenia1780 napisał/a:
Czy, powiedziałeś zonie, że tego załujesz, przeprosiles ja i poprosiłes o wybaczenie? Czy byłeś z tym u spowiedzi? Czy powiedzialeś żonie, że przeszłości zmienić nie mozesz, możesz jedynie pracować nad teraźniejszością i faktycznie to robić zacząłeś? Jeśli tak, to, moim zdaniem, sprawa powinna być zamknieta.
Szanowne Panie,
Zdaję sobie sprawę, że większośc kobiet jest tutaj zranionych przez facetów, ale bez przesady z takimi radami.
Autor wątku za przeproszeniem rysuje sufit porożem (sorry za dosadność, ale trudno to inaczej nazywać), a Wy mu radzicie aby przepraszał, za to co było ileś tam lat temu, przed ślubem?
Czy wyprowadzka to taki zły pomysł? Nie wiem. Może to coś co wstrząśnie żona i pokaże jej że jesteś zdecydowanym facetem, a nie kimś kto dla tzw miłości i sakramentu zrobi wszystko, czyli przymknie oko nawet na zdrady.
Poczytaj na forum inne wątki, przekonasz się do czego prowadzi udawanie w imie "miłosci"
że się nie widzi kłamstw, zdrad.
Z kolei Orsz...radzi w tej sytuacji wspólną modlite;)
Jak ma to wygladać? Żona wraca od kochanka, a mąż mówi "kochanie, może zmóimy rózaniec razem"?
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 11:58
jrg napisał/a:
Pytam jednak o to czy wogole takie wyprowadzenie sie moze cokolwiek pomoc, czy wrecz przeciwnie, odowlujac sie do doswiadczenia forumowiczow.
- wyprowadzając się, porzucasz rodzinę.
Działanie w stylu " na złość mamie odmrożę sobie uszy"
Strzelnie sobie w stopę
Jesteś w domu dla rodziny, dla dzieci.
To żona chce się z niej wypisać lub "dopasować" swoje prawa i obowiązki wedle jej pomysłu, nie Ty.
Chcesz zmienić zachowanie żony ??
Prędzej zmienisz siebie.
A właściwie tylko siebie możesz zmienić.
Postaw granice.
Poczytaj Dobsona - "Miłość wymaga stanowczości".
Bądź konsekwentny, nie pozwalaj zonie krzywdzić Was ( Ciebie i dzieci) - oczywiście nie możesz spowodować żeby tego nie robiła, ale nie dawaj jej na to przyzwolenia, określ jakie jej zachowań nie akceptujesz.
Istnieje w ostateczności separacja, istnieje rozdzielność finansowa, istnieją alimenty na dzieci.
Ale przede wszystkim istnieje modlitwa, kościół, duszpasterz (prawdziwy), istnieją rekolekcje małzeńskie.
Paleta zachowań o wiele wieksza niż tylko... "zabieram swoje zabawki i idę do drugiej piaskownicy"
grzegorz_ napisał/a:
Z kolei Orsz...radzi w tej sytuacji wspólną modlite;)
Jak ma to wygladać? Żona wraca od kochanka, a mąż mówi "kochanie, może zmóimy rózaniec razem"?
to by nawet mogło wyglądać na akceptację tego co robi, wspólna ekspiacja po jej wyprawach
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 12:37
grzegorz_ napisał/a:
Szanowne Panie,
Zdaję sobie sprawę, że większośc kobiet jest tutaj zranionych przez facetów, ale bez przesady z takimi radami.
Autor wątku za przeproszeniem rysuje sufit porożem (sorry za dosadność, ale trudno to inaczej nazywać), a Wy mu radzicie aby przepraszał, za to co było ileś tam lat temu, przed ślubem?
Nie wim, grzegorzu, co przeczytałeś w mojej odpowiedzi ( i czy całą ją przeczytałeś), ale ja tam wyraźnie napisałam, że jeśli to zrobioł (co tam napisałam), to tematu już być nie powinno i tego powinien być świadomy zarówno autor wątku (po to aby żona nie "grała" na Jego poczuciu winy), jak i jego żona ( z tych samych powodów). Jeśli żona faktycznie czuje się w jakiś sposób "zraniona", to powinna sobie poradzić z tym w inny sposób, a nie poprzez znajdowania "innych znajomości" ( ), tłumacząc się rzekomą zdradą męża sprzed ślubu.
Dlatego tak istotne są granice.
jrg [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 12:52
zenia1780: A jak myslisz? przepraszalem, tłumaczyłem itd, wszystko to juz bylo, jednak ona zyje przeszloscia (taki typ, nie tylko w tej sprawie).
grzegorz_: trudno to przyznac ale widac masz racje. Co do dzialan to taka jest moja intencja, ale obawiam sie przeciwnych sktuktów.
GregAN: moje intencje sa odmienne, nie chodzi o ucieczkę. Ostatni raz kiedy zareagowałem ostro, kiedy widziałem że jest źle i jej zanojomosc z kolega nabiera rozpędu wykrzyczałem, rozmawialem, powiedziałem że ma skonczyć z tym, ona ze to nic takiego ot zwykla przyjazn i rozmowy bo on "lepiej mnie rozumie a z toba nie potrafie rozmawiac". odsunełem się fizycznie, jednak ze wzgledu na sytuacje z tesciem staralem sie byc wsparciem, kilka cichych dni i sie do mnie zblizyla, przyjelem ja, zaczeła byc miła itp. dalem szanse probowalem zrozumiec, wiedzialem ze sie z nim jeszcze kontaktuje, ale stwierdzilem ze powiedziałem A to trzeba konsekwentnie iść dalej i ratowac co sie da. Jednak nic sie nie zmieniło, ona znów kompensuje sobie braki w znajomosciach w pracy. Obawiam się że zostajac w jednym domu, nie bede mogl sie skutecznie odsunac kiedy bedzie zle (znam siebie), za to bede komunikował, niewazne co mi robisz i tak tu bede. Ona spedzi z nim wieczor a pozniej jak gdyby nigdy nic przyjdzie do mnie do łóżka.
Ostatnia znajomosc po wykryciu mimo stawiania sytuacji jasno albo My albo wy nadal trwa (przynajmniej tak mi sie wydaje bo zauwazam tego oznaki, mimo ze stala sie milsza i niby mowi o tym ze musimy sprobowac ze wzgledu na lata razem, z drugiej strony robi swoje dalej, powiedzialem jednak ze do swiat zadnych ruchow nie robie, nie chce teraz dzieciom robic masakry). Mam wrażenie że Ona uznaje ze jesli nie mam dowodow to sa tylko rozmowy a przeciez nic zlego nie robi tylko rozmawia wiecej z jakims kolega. Nic co do tej pory robilem tego nie zmienialo, na proby rozmow o tym co ja laczy z tymi facetami reaguje nerwowo i zawsze tak samo "nic sie nie stalo" a zreszta ty przeciez mnie zdradziles, ja nic zlego nie robie. Mam wrazenie ze nie traktuje mnie powaznie, nie liczy sie z tym co czuje i wie ze mi zalezy, sama nie raz rzucala propozycjami rozwodu.
Postaw granice - a jak niby mam je egzekwowac/nie dawac przyzwolenia masz propozycje? jak piszez nie moge jej zmusic ona musi tego chciec, ale po co skoro jest wygodnie jak jest? Masz racje paleta jest szersza i już różnych probwalem, szukam skuteczniejszych. Narazie widzę że ona chce sie zblizyc, cos razem robic, z drugiej strony utrzymuje z nim relacje, wiec nie wiem czy to szczere czy tylko robienie zasłony dymnej, mam wrazenie ze odpowiada jej takie podwojne zycie, ja tego jednak nie akceptuje.
Wybaczcie pisanie bez ładu, ma ktos te ksiazki w wersji elektronicznej?
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 14:07
jrg napisał/a:
sama nie raz rzucala propozycjami rozwodu.
tym bardziej, odchodząc z domu dajesz jej podstawę do orzeczenia rozwodu z Twojej winy.
A tego chyba chcesz uniknąć ?
wersji .pdf nie można przesłać przez PW.
znajdziesz na chomiku.
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 14:13
jrg napisał/a:
Ostatnia znajomosc po wykryciu mimo stawiania sytuacji jasno albo My albo wy nadal trwa (przynajmniej tak mi sie wydaje bo zauwazam tego oznaki, mimo ze stala sie milsza i niby mowi o tym ze musimy sprobowac ze wzgledu na lata razem, z drugiej strony robi swoje dalej, powiedzialem jednak ze do swiat zadnych ruchow nie robie, nie chce teraz dzieciom robic masakry).
A czy poza mówieniem również coś w tym kierumku robi?
Może na kanwie tego co powiedziała, zaptoponuj jej wizytę w poradni małżeńskiej albo
Spotkania Małżeńskie (może lepsze, bo forma wyjazdowa, bez dzieci).
Daj jej okazję (i powiedz o tym) aby słowa zamieniła w czyn, bo same słowa nic nie znaczą.
jrg napisał/a:
na proby rozmow o tym co ja laczy z tymi facetami reaguje nerwowo i zawsze tak samo "nic sie nie stalo" a zreszta ty przeciez mnie zdradziles, ja nic zlego nie robie.
To jest to oczym pisałam. Powiedz żonie jasno, że Ty wyznałeś to przed Bogiem (o ile tak było), On ci odpuścił, przyznałeś się przed nią, przeprosiłeś i zadośćuczuniasz (jeśli tak jest), robisz więc wszystko co w Twojej mocy aby być jak najlepszym mężem, więc nie życzysz sobie aby wyciągała ów argument jako usprawiedliwienie i przykrywkę do jej zachowań, bo to świadczy tyko o jej niedojrzałości, a osoba dorosła powinna brać odpowiedzialność za własne czyny. Jeśli jednak nie potrafi sobie z tym poradzić, to po to między innymi ta poradnia bądź Spotkania Małzeńskie. Po za tym stwierdzenie "nic złego nie robię", niczego nie tłumaczy, bo zdrada emocjonalna jest również zdradą.
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 22:27
Pozwolę sobie coś jeszcze wtrącić, ale pojadę po bandzie.
Piszecie że autor wątku wyznał, wyspowiadał się i zostało mu odpuszczone. Ale jedna uwaga. To było przed ślubem. Czy to ma znaczenie? Ja gdybym dowiedział się o czymś takim sprzed mojego ślubu uznałbym, że zostałem w małżeństwo zwabiony podstępem. Co innego po. Tu nie ma wyboru, bo ślubowało się bezwarunkowo w odniesieniu do przyszłości, a nie przeszłości. Dla jednych przeszłość kandydata na małżonka może mieć znaczenie, dla innych nie. Ta kwestia nie jest banalna. Mam obawy.
No jak z tym jest, bo chciałbym coś jeszcze napisać, podpowiedzieć, ale bez wyjaśnienia tej sprawy nie ma to znaczenia.
Przykro mi pisać to co piszę. Intrymność bez seksu też może być drastyczna. Bracie, czemu nie powiedziałeś jej o tym przed ślubem? Nie znam Was, ale coś takiego może ranić.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 22:59
Orsz napisał/a:
Pozwolę sobie coś jeszcze wtrącić, ale pojadę po bandzie.
Pojechałeś rzeczywiście po bandzie.
Gdyby w dzisiejszych czasach faceci szukali dziewic na żonę, to rodzaj ludzki by szybko wyginał
Orsz [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-16, 23:11
To źle świadczy o mężczyznach, a nie o kobietach.
jrg [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-17, 00:15
GregAN: bardziej niż o formalnym rozsztrzygnieciu myśle o tym co może być lub nie być między nami pomijajac kwestia urzedu stanu cywilnego, jeśli będzie chciała rozwodu to i bez mojej wyprowadzki moze do niego dazyc.
zenia1780: niby robi, jest czulsza, zalewa mnie seria wyrzutów co ja tak bolalo(zawsze wychodze jako winny), proboje wiecej rozmawiac o nas, co mozemy zrobic, proponuje wspolny czas dla wyjasnienia sobie spraw (nigdy jednak nie zrywa znajomości z przyjacielem - robi sie taki ciagnacy sie lancuszek, bo dobrze sie z nimi rozmawia). Pewnie bede staral sie o wspolny czas na wyjasnienie sobie, o co trudno na codzien, jednak widze ze bez wsparcia z zewnatrz sobie nie poradzimy raczej. teraz niby jest miło, spedzamy razem wieczory, atmosfera sie ociepla, jednak wiem że kiedy jedzie do pracy spotyka sie z nim.
Orsz: zadne to po bandzie w tym kontekście, bo to samo juz wiele razy slyszalem, dla Niej ma to takie wlasnie znaczenie, boli, boli i mnie ze tak sie niedojzale i egoistycznie zachowalem z perspektywy czasu nie wiem dlaczego. Byc moze wtedy by mnie zostawila raz a skutecznie(jakos zawsze w kryzysach bylem tym walczacym o przetrwanie, moze bylo to zbyt egoistyczne dzialanie) i nie witał bym tu teraz, czasu nie cofne jednak. Pewnie dlatego staram sie tłumaczyć jej działania i przymuje je z mysla ze sobie zasluzylem, jednak powoli wymiekam. Bedzie chciała mnie zostawić to i to zrozumiec bede musial, nie byłem fair, spapralem ludziom wokol tymi decyzjami zycie, nie radze sobie tylko w aktualnej sytuacji, takiej dwulicowosci i podwojengo zycia, odbija sie to we wszystkich obszarach zycia. Ja nie potrafie sie od tego odciac, spokojnie pracowac czy bawic sie z dziecmi, jednak bez walki tez sie nie poddam. Jak wspomniałem pierwsze nasze kryzysy z facetami z zewnatrz zaczeły się juz przed slubem, po slubie wiele zalu do mnie ciagle miala i w koncu pierwszy facet o ktorym wiedzialem po slubie, dopiero wtedy wyznalem jej co sie wydazylo. Nie wiem na ile chodzi tu o zemste a na ile o kompensacje braków i dowartosciowanie się (ma spore problemy z zamoakceptacja z czym od poczatku znajomości próboje walczyć, dowartosciowywac ja etc.).
Czas pokaże jak to się skończy. Wiem że dopuki nie powie mi przekonywujaco ze to koniec i zyc ze mna nie moze po tym co jej zrobilem bede walczyl.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.