Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Monika , czemu tak uczepiłas się tego ciucha (golf) jakby to było w Twoich relacjach z mężem najważniejsze?
golf to chyba taki szczegół, który mówi o tym, że mój mąz bardziej dba o innych jak o mnie. O to chyba chodzi... Innym lubi sprawiac przyjemnośc, o mnie zapomina....
Ale i bez tego golfa wiesz przecież jaki on jest ?
po co sie tak nakrecasz z tym golfem?
To troche z boku wyglada tak:
- maż fajny , wszytsko ok, a tu nagle wpadla z golfem...i tragedia
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 20:40
grzegorz_ napisał/a:
maż fajny , wszytsko ok, a tu nagle wpadla z golfem...i tragedia
No bo trochę to tak jest. On zmienił to i owo, poprawił wiele... Ale mnie strasznie bolą jego kłamstwa. Ja potrzebuję duzo czulości, duzo ciepła, by zaleczyc tę ranę, którą zadał mi swoją zdradą. On niby jest ok, ale potem kłamstwo lub wyzwisko niszczą wszystko. I po co to? Nie mam pojęcia. Nie rozumiem facetów.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 20:42
dodam jeszcze i pewnie inni panowie się zgodzą.........że nic tak nie wnerwia faceta,jak kontrolowanie go............kobieta kontrolująca,wypytująca,nieufająca jest kompletnie nieatrakcyjna......mówi to nam o niej,że jest niepewna siebie,zdesperowana.......jej zachowanie mówi:błagam,zostań ze mną,poniżę się i podepczę godność,ale zostań.......taka żona na pewno nie wzbudza ciepłych uczuć,wręcz przeciwnie...........podejrzewam,że i Ty sama i inne panie,bo chyba nie dotyczy tu płci,też nie lubi kontroli,sprawdzania..........więc co robi mąż złego,to jego,ale Ty zawalcz o swoje poletko..........chęć wyrwania się z takiego bluszcza jest tak silna,że chce się robić i robi się często totalne głupoty........................
[ Dodano: 2013-12-12, 20:47 ]
MonikaMaria3 napisał/a:
Ja potrzebuję duzo czulości, duzo ciepła, by zaleczyc tę ranę, którą zadał mi swoją zdradą.
no ale na siłę?taką wyproszoną czułość?i wydaje mi się,że to nie jest tak,że inni mają być dla nas tacy i tacy,to wtedy będziemy dopiero czuli się dobrze.....jak sama ze sobą nie czujesz się dobrze,jak sama nie potrafisz sobie radzić z problemami (niemartw się,wielu sobie nie radzi,ale od tego są fachowcy,przyjaciele),to oczekiwanie,że inna osoba wypełni u Ciebie ten brak,to prosta droga do uzależnienia....mąż jest miły,mi jest dobrze,mąż niemiły,już jestem nieszczęśliwa...........może być nam smutno, owszem.....ale z tego powodu np.chwiać swoim światopoglądem(wykrzykiwanie o rozwodzie)to już coś nie halo......kiedyś Ci odpowie:no to dobrze,ja też chce rozwodu,to kto składa pozew?i co wtedy zrobisz?
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-12, 21:47
faceci, piszcie wiecej. To bardzo ciekawe, co piszecie...
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 07:45
Czy zajęcie się sobą ma sprawić, że kłamstwa będą bolały mniej? Czy to, że MonikaMaria nie będzie ich węszyć (mimo, że będą istniały) ma spowodować, że będzie udawać że ich nie ma?
Oczywiście macie rację, że ciągła podejrzliwość, pretensje i kontrolowanie nie przyniosą niczego dobrego. Awantury niczego nie zmienią.
Ja poniekąd rozumiem jak ona się czuje, bo mam podobną sytuację. Już dawno skończyłam z takimi zachowaniami o jakich panowie piszą, starałam się być taką żoną o jakiej piszecie, że powinna być. I co z tego? Mąż wrócił do kłamstwa, tylko trochę "mniejszego" (czyli niegroźnego?) i bardziej wyrafinowanego. Nawet ma komfortową sytuację - bo ja nie wypytuję, nie dociekam - czyli nie musi mi nic mówić (kłamać). A jak nie musi mówić, to nie kłamstwo, nie? Taka logika.
Oczywiście nie mam wpływu na jego postępowanie, ale na swoje - jak najbardziej mam. I mogę się nie godzić na to.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 10:09
ja_tez napisał/a:
Czy to, że MonikaMaria nie będzie ich węszyć (mimo, że będą istniały) ma spowodować, że będzie udawać że ich nie ma?
nie....ma nie węszyć,bo węszenie jest słabe....proste:jeśli dotychczasowe postępowanie Moniki nie przynosi żadnego efektu i nie chodzi mi o zachowanie męża MonikiMarii,bo na to ona nie ma wpływu i zresztą tego efektu też nie ma.......ale to zachowanie przecież nie przynosi efektu w postaci spokoju ducha,ulgi,nabierania sił,wzmacniania się duchowego i nie tylko,to po co to robić?jakiś rodzaj masochizmu,drapania rany,jakby to drapanie miało usunąć ranę...nie usunie przecież.........jeśli ktoś zna przypadek,że węsząca,kontrolująca,wypytująca,przesłuchująca żona spowodowala,że lepiej się czuła,zbudowało to w niej spokój i opanowanie,a mąż potulnie przeprosił i wrócił do normalnego życia-dajcie znać............bo inne postawy przynosza owoce,wystarczy poczytać świadectwa na tym forum,albo uważnie czytać niektórych forumowiczów,którzy wyszli z kryzysu....................
ja_tez napisał/a:
Czy zajęcie się sobą ma sprawić, że kłamstwa będą bolały mniej?
oczywiście,że tak.......nawet tu na forum mamy mnóstwo przypadków ludzi,którzy tak się wzmocnili, że chociaż mąż nie zmienił swojego zachowania,odczuwają zadowolenie z życia,coraz częściej czują się szczęśliwi....pomimo trosk......"zajęcie się sobą",to nie salsa....to praca nad sobą,żeby zacząć myślec o sobie pozytywnie,żeby się wzmacniać,żeby nie uzależniać swojego nastroju od innych,żeby nie być niczyim bluszczem,żeby być panem swojego życia,nastroju...........całkowicie smutku z życia nie wyeliminujemy......ale ze wszech miar.....niemądre jest samodzielne i własnoręcznie dokładanie sobie ciężarów i bierność w pracy nad sobą................................
pomyślmy: czy da się przeżyć życie bez zmartwień i smutków?nie.nikt,absolutnie nikt nie ma takiego życia........żyjemy wśród ludzi,wchodzimy w związki,płodzimy dzieci,kochamy,więc jesteśmy mocno narażeni na działania tych ludzi,wzajemne relacje..........nie żyjemy wśród aniołów,tylko wśród ludzi.....ułomnych i błądzących.......ten fakt trzeba przyjąć na klatę(ups,drogie Panie, na klatkę piersiową) i poszukać sposobu,by tak się wzmacniać,by takie zachowania nie raniły..........im mniejsze mam poczucie własnej wartości,im więcej mam kompleksów,traum,im gorsze dzieciństwo mam za sobą,im więcej kiepskich doświadczeń,porażek,im gorsze zdanie o sobie,tym silniej przeżywamy cudze zachowania.....rozwiązywanie problemów dorosłych ludzi nie polega na kontrolowaniu zachowania innych i awanturowania się,jesli ktoś zachowuje się nie tak, jak oczekujemy...........im częściej bedziemy okazywać swoją slabość,swoje niskie mniemanie o sobie,tym częściej odsłaniamy miękki "brzuszek jeża" i narażamy się na kolejne uderzenia..........a węszenie,sprawdzanie,sceny zazdrości,awantury są takim odsłanianiem swojego słabego punktu........i nie przynosi ż a d n y c h skutków...............pytanie więc: po co więc trwać w tej samej postawie latami i oczekiwać,że coś się zmieni??tak na zdrowy rozum...............ja też rozumiem MonikęMarię i co ztego wynika?to coś zmienia?właśnie dlatego,że rozumiem,mogę coś podpowiedzieć.....taj przecież nikt nie musi mnie czytać,słuchać,,może dalej robić po swojemu,w czym problem?pozdrawiam,szymon.
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 10:53
Cytat:
Czy zajęcie się sobą ma sprawić, że kłamstwa będą bolały mniej?
oczywiście,że tak...
Ok, będą bolały mniej. Zajęcie się sobą, a nie cudzym zachowaniem też ok. Można to zrobić.
Mi jednak chodziło o taki kontekst: jak w takiej sytuacji budować bliskość, zaufanie?
Można w ogóle?? Gdy ta druga strona uważa że jest ok (bo w swoim mniemaniu jest, wszak małe kłamstwa to nie kłamstwa) - po tym jak zaufanie zostało wcześniej doszczętnie zniszczone. I na takim fundamencie chce COŚ budować, oczekując ode mnie tego samego... (oczywiście budowania a nie oszukiwania ) ??
Deklaracje są podparte czynami, a jakże (często bardzo efektownymi, z przytupem), a to co za plecami... uznaje się za nieszkodzące małżeństwu...
I nawet nie chodzi o to, CO TO jest, tylko że jest UKRYWANE. Skoro nic złego się nie robi, to z jakiego powodu się to ukrywa? No powiedzmy, że ze strachu przed konsekwencjami (gniewem żony itp.). Ale skoro facet, FACET nie chce (boi się?) przyjąć tego na klatę... a kobieta wszystko powinna?
Ja swoją lekcję zaczęłam pilnie odrabiać, kredyt zaufania dałam, ale zanim zalążki nowego zaufania zakwitły - zostały zdeptane Bo człowiek, który ma szczytny cel "niesienie dobra ludziom" nie zauważa, ile zniszczeń czyni po drodze...
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 11:07
ja_tez napisał/a:
Mi jednak chodziło o taki kontekst: jak w takiej sytuacji budować bliskość, zaufanie?
Można w ogóle?? Gdy ta druga strona uważa że jest ok (bo w swoim mniemaniu jest, wszak małe kłamstwa to nie kłamstwa) - po tym jak zaufanie zostało wcześniej doszczętnie zniszczone. I na takim fundamencie chce COŚ budować, oczekując ode mnie tego samego... (oczywiście budowania a nie oszukiwania ) ??
a wiesz....ja jestem przeciwnikiem utrzymywania jakiegoś stanu na siłę.....i nie chodzi mi o rozwód czy coś takiego......ale np. separację już tak, w takich sytuacjach,kiedy jedna z stron nagminnie łamie zasady współżycia w rodzinie..........bo z kim budować tę bliskość,skoro jedna osoba nie chce?woli kłamać,oszukiwać? wiem,że nie zawsze jest proste.....są dzieci,kwestie fiansowe,mieszkaniowe.......ale prędzej optowałbym za podejściem:nie zgadzam się na takie życie........boli mnie to,to,to i tamto......nie pogodzę się z tym i tym, nie tak miało być,kochanie,rób,co chcesz,ale ja się na takie życie nie pisałem........odcinam się......przyjdź do mnie,jak stwierdzisz,że jesteś gotowy na życie w uczciwości,wierności,to zapraszam....nie chcę byle jakiego życia,przykro mi.....i odcięcie się,nie ma innej możliwości,bo albo się zgadzam na życie w trójkącie,albo żyję sam(i tak przecież żyję sam,skoro małżonek ma gdzieś uczciwość wobec mnie)......................problem w tym, że wiele osób boi się być samotnymi...........strach przed samotnością jest tak wielki,że godzą się na wszystko.....a ponieważ puszczają im nerwy,więc dochodzi do awantur itd...........a strach przed samotnością będzie wtedy,kiedy nasze towarzystwo,nasze własne towarzystwo uznamy za niefajne,nie lubimy siebie,nie mamy o sobie wysokiego zdania.....
i jeszcze dodam,że udowodnione jest, że otoczenie odbiera nas najczęściej tak,jak sami siebie odbieramy......czyli nie szanują nas,bo sami siebie nie szanujemy,poniżają,bo się sami poniżamy,oszukują,bo łatwo wierzymy w obiecanki-cacanki,używają przemocy,bo nic z tym nie robimy,sądząc,że to był ostatni raz itd itd przykładów mozna możyć...............trzeba szukać rozwiązania.pozdrawiam serdecznie wszystkie wspaniałe Panie z tego forum.szymon.
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 11:16
Dziękuję Szymon za Twe słowa. Jeśli chodzi o mnie, samotności się nie boję. Wiem jedynie, że to wielka odpowiedzialność. Jestem w stanie ją ponieść w momencie gdybym podjęła taką decyzję.
Ja chcę budować, mąż też (wierzę w to i widzę starania) tylko... no właśnie... dla mnie warunkiem niezbędnym do tego jest absolutna szczerość i uczciwość w tym do czego się zabraliśmy...
A tu mam dylemat (i bunt wewnętrzny) z drugim podejściem do "wyzwania". Bo jeśli zacznę, to po to, żeby doprowadzić do końca - nie podejmuję pochopnie takich kroków...
zenia1780 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 14:11
Ja-tez, myślę, że Szymon odpowiedział już na większość wątpliwości. Piszesz, ze chcesz podjąć "wyzwania" i doprowadzić je do konca. Ta ksiązka nosi tytuł Miej odwgę kochać, jednak kluczem, do jej realizacji jest miłośc do samego siebie, to o czym pisał Szymon i jaj wczwśniej. Musisz wiedzieć, że stawianie granic takim zachowaniom wspołmałzonka, które są sprzeczne z Twimi wartosciami i Waszymi wczesniejszymi ustaleniami, też jest okazywaniem miłosci zarówno sobie jak i małzonkowi. Moze zanim zaczniesz na nowo przerabiac wyzwania przeczytaj sobie Granice w relacjach małżeńskich ( http://www.vocatio.com.pl...&product_id=292 ) i dopiero z ta wiedzą zacznij nad nimi pracować.
Pozdrawiam
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 16:56
Wiec tak, zasmiecam temat Juanki, ale chyba mnie nie udusi...
Dostałam Mikołaja. Z butów wypadł mi tusz do rzęs, no niekoniecznie taki jak lubię, ale liczy się gest. I dostałam go nie wtedy jak suszyłam męzowi głowę, ale jak pogodziłam sie z brakiem prezentu.
Zeniu czytam Twoje posty, podobnie jak Twoje krasnobar i dochodzę do wniosku, ze madrzy jesteście. Niby o tym wiem, niby rozumiem, niby stosuję... Ale ciągle chciałam zmieniac męża, nie siebie. A ja kurcze fajna jestem. taka jaka byłam kiedyś, nie ta maruda co teraz.
Samotności się nie boję. Nie o to mi chodzi.
Wiec z czystym sumieniem podjęłam na nowo wyzwanie. I dzień 1 się kończy, a ja dopełniłam go do tej pory całkowicie.
krasnobar [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 18:41
pewnie,że fajna jesteś!i też jesteś mądra................nos do góry.....i aby nie opadał,kiedy przyjdą trudniejsze chwile....wzmacniaj się........masz moją modlitwę, pozdr.s.
juana [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-13, 23:00
hihi Monika no problem! Ciesze sie, ze temat zyje! A jeszcze bardziej, ze ktos znow sie wzial za wyzwanie.
Tylko tak jakos kiedys mi przyszlo do glowy, ze brak w nim swiadectw osob, ktore podjely wyzwanie i to zmienilo ich malzenstwo na +, tzn. ze nie zmienili tylko siebie, ale i ich malzenstwo ozdrowialo i zyli dlugo i szczesliwie ;)
hmmm widocznie tak bywa tylko na filmach
bomnieniema [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-14, 01:15
Mnie się wydaje, że z zadaniami ognioodpornego jest jak z modlitwą. Te 40 dni to początek tylko dawania miłości bezwarunkowej, bez względu na efekty, a czym to dawanie jest i co za nim idzie zalezy bardzo od prawdziwości w człowieku. I to jest głównym przekazem filmu, a nie wątki, fabuła i postawa życzeniowa jak coś ma wyglądać wg. nas i czego konkretnie oczekujemy.
A dlatego odnoszę do modlitwy, ponieważ często zdarza się , że ludzie tak traktują modlitwę. Odklepię coś i powinienem dostać to co sobie życzę aby było, bo odklepałem. A skoro odklepałem to czemu nie spełniają się moje zyczenia? ... Bo odklepałes...
Modlitwa to także: Bądz wola Twoja. To św Augustyna - módl się nie o to, aby Bog uczynił co ty chcesz, ale abys ty uczynił co Bog chce od Ciebie.
Ognioodporny to pozbywanie się własnego egoizmu, którego wszyscy mamy trochę za dużo, to zobaczenie drugiego, chociażby z wadami, ważniejszego niż my, to bycie ponad własne skrzywdzenie i logiczną ludzką rację. To praca nad sobą, bo nawet jak nam się wydaje, że jesteśmy tacy fajni, to wcale tak nie jest do końca. A 40 dni i codzienne zadania to uzmysłowienie, że w tym wszystkim musimy budować się co dzień, budować mimo przegranych, systematycznie i wytrwale.
Późniejsze zadania ognioodpornego, w filmie nie są opisane w żaden sposób z dnia na dzień. Słyszałam że jest książka które te zadania opisuje. Fakt - nie czytałam jej, ale myślę, że te zadania późniejsze to musimy w sobie do nich dojśc, w zależności od tego z czym się stykamy. Stykamy w nas, w drugim, w okolicznościach zewnętrzynych.
To uczenie się miłości, to także uświadomienie sobie czym miłość jest a czym nie jest. Bo jak okazywać miłośc, jeżeli do końca sobie nie uświadamiamy czym ona jest?
Polecam wykład w 9 odcinkach na youtube ks. Marka Dziewieckiego http://www.youtube.com/watch?v=aoxr7EI-KuU
Dla mnie "ognioodporny" był bardzo ważnym filmem, kiedy szłam swoją ciemną doliną. Można by powiedzieć , że realizowałam w jakimś sensie zeszycik 40 dni, ale tak jak widziałam to w swojej sytacji, wg głownego przekazu filmu, by uczyc się miłości bezwarunkowej i uczyć się ją okazywać każdego dnia.
Czy to dało efekt w moim życiu? Tak. Może nie taki jak oczekiwałam, może nie to co wtedy życzyłabym sobie, ale dużo piękniejszy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.