Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Kążdy Aja ma własna drogę i każdy kiedyś będzie z niej rozliczany i każdy będzie wysłuchany
wiem... każdy ma prawo szukać i błądzić... ale wiem też, że życie w niezgodzie ze sobą nie przynosi nic dobrego... może właśnie stąd mój "?"
miodzio63 napisał/a:
a sam daje sobie ogranicznik że nie potrafię naprawić starego.
ja nie potrafię, bo do tanga trzeba dwojga... a co dopiero do małżeństwa i naprawiania... ja już albo może jeszcze nie mam co naprawiać... oprócz siebie... ale własny rozwój osobisty to coś, nad czym pracuję nie po rozstaniu tylko od wielu lat...
[quote="miodzio63"]że nie zraża mnie byle co na drodze....[quote="miodzio63"]
jak dla mnie rozwód i nowe dziecko sakramentalnego w drodze to nie jest byle co,
nie mam już nawet cienia nadziei, więc nie chcę tkwić w pustce z oczami zwróconymi na przeszłość... na dziś taki jest mój wybór... i zbieram się w sobie żeby sprawdzić ważność malżeństwa sakramentalnego... bo być może nie mam tak naprawdę czego się trzymać...
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 10:33
ja nie potrafię, bo do tanga trzeba dwojga... a co dopiero do małżeństwa i naprawiania... ja już albo może jeszcze nie mam co naprawiać... oprócz siebie... ale własny rozwój osobisty to coś, nad czym pracuję nie po rozstaniu tylko od wielu lat...
jak dla mnie rozwód i nowe dziecko sakramentalnego w drodze to nie jest byle co,
nie mam już nawet cienia nadziei, więc nie chcę tkwić w pustce z oczami zwróconymi na przeszłość... na dziś taki jest mój wybór... i zbieram się w sobie żeby sprawdzić ważność malżeństwa sakramentalnego... bo być może nie mam tak naprawdę czego się trzymać
-------------------------------------------------------------------------------------------------
Aja pragne wytłumaczyć że nie oceniam tego co wybierasz,a jedynie mam świadomość jak czasami jest to trudny wybór, mimo nawet tego jak się nam wydaje.. czy nie wydaje.
Ja pisałem o mojej drodze...
choć na niej identycznie targają mnie przekonania
że do tego trzeba dwoje, że to tylko mój wybór, że.. że
i wiele jest takich że...
Takich pod wpływem jakich przychodzą choćby i dni zwątpienia i szukania zasadności w tym co robię
pozdrawiam
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 10:43
miodzio63 napisał/a:
nie oceniam tego co wybierasz
nie czuję się przez Ciebie oceniana, tylko właśnie zrozumiana - i za to bardzo dziękuję...
i za to, że pokazujesz mi swoją drogę... bo bez pokazywania różnic, nie ma miejsca na rozwój, na zmianę... dobrze mieć poczucie, że to wszystko wcale nie jest trudne tylko dla mnie, że nie tylko ja mam wątpliwości... dobrze widzieć czyjąś prawdziwą siłę, która przezwycięża wątpliwości i słabości...
chciałam się chyba od Was "zarazić wiarą i taką postawą"...
ale to też jak widać wcale nie takie proste
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 11:15
miodzio63 napisał/a:
Gdy nie pozwolimy ludziom poszukiwać tego co naprawdę chcą a wkładamy w ich serca i ręce nasze nawet najbardziej zaszczytne cele i działnia
jakie nie były:
czy z pod znaku wielkiego krzyża.. czy z pod znaku olbrzymiej moralności
to tak naprawdę nie szanujemy i nie rozumiemy tych ludzi
a co za tym idzie:
nie uznajemy Boskiego prawa do jednostki, niezależności i wolności......
Bóg pragnie by każdy odpowiadał tylko za własna rolę, to my stajemy przed Bogiem i rozliczamy siebie....
Nie bliźniego...tylko siebie
To są bardzo ważne spostrzeżenia.
Jednak trudno je zastosować do kogoś, kto krzywdzi innych. Zwłaszcza jak się jest krzywdzonym, lub jak się jest matką/ojcem niewinnie krzywdzonych dzieci.
Trudno uszanować i zrozumieć decyzję pt. wolę Was skrzywdzić niż zmienić swoje postępowanie.
Trudno. I nie wiem czy w ogóle szacunek to jest to, czego szukam w sobie gdy mnie taka sytuacja dotyka.
Chyba nie.
Takie decyzje jak odejście w nowy związek są czymś, co kosi wokół siebie szeroki krąg ludzi.
Trudno mi znaleźć szacunek dla decyzji, której istotą jest brak szacunku - dla drugich, dla własnej przysięgi sprzed lat, itp.
Może wiele jeszcze przede mną....
Ale niebezpiecznie blisko chyba od takiej postawy do tego, co powiedziała jakaś świecka psycholog mojej znajomej. Znajoma zapytała dlaczego mimo długiej terapii u tejże pani, jej mąż dalej ucieka od małżeństwa i wskakuje do kolejnych łóżek coraz młodszych dziewczyn.
Odpowiedź brzmiała bardzo wyrozumiale: "Proszę pani, mąż szuka po prostu sensu życia..."
Myślę, że mamy prawo do nieakceptowania zła, zwłaszcza jeśli dotyczy ona naszego współmałżonka.
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 12:45
krawędź nadziei napisał/a:
To są bardzo ważne spostrzeżenia.
Jednak trudno je zastosować do kogoś, kto krzywdzi innych. Zwłaszcza jak się jest krzywdzonym, lub jak się jest matką/ojcem niewinnie krzywdzonych dzieci.
Krwędż nadziei
nie kierowałem tych słów w kontekście osób krzywdzących -jak to okresliłas (wspólmałżonków i własnych dzieci..itd)
Choc i zapewne im się nalezy zrozumienie(jakies) ich postawy
ot prozaicznej jak napisała psycholog (o jakiej wspomnialas)
"poszukujących sensu życia"
Ktos kto poszukuje sensu życia-tak naprawde może byc niegotowy na przyjęcie jakiegokolwiek życia
czemu??
bo wciąz pałeta się między tym co ma-a tym co by chciał mieć...
Przecież większośc z ludzi chocby dlatego trafia tu na forum że poszukuja sensu zycia i tego z czym się musza zmierzyć.
Czyż w tej wersji nie jest to sensem życia Bóg???
Ktoś kiedys powiedział człowiek czy chce czy nie musi w cos wierzyc....
dla jednych jest to nasza wiara...dla innych inna wiara ..jeszcze inni wierza w materie itd...
Ale własnie ta wiara daje motor do zycia
dla ludzi na forum jest to Bóg..dla innych poza forum będzie to cos innego.
Lecz nie zapominajmy że sa i tacy jacy jeszcze nie odnalezli włąsnego sensu.
Zatem waracjąc do początku wypowiedzi słowa swoje raczej kierowałem do tych pośród nas ,do tych na forum.
By czasami uznać to co czuja inni,że zwątpili,że pragna bliskości,że czuja się jeszcze na tyle młodo -by nie kłąśc sie za zycia do trumny i czekac az przyjdzie kostucha.
krawędź nadziei napisał/a:
Takie decyzje jak odejście w nowy związek są czymś, co kosi wokół siebie szeroki krąg ludzi.
Trudno mi znaleźć szacunek dla decyzji, której istotą jest brak szacunku - dla drugich, dla własnej przysięgi sprzed lat, itp.
Wiadomo że trudno zrozumiec decyzje innych -szczególnie jak sa dalekie od naszych odczuć.
Krawędz nadziei pisałem pare wypowiedzi powyżej pewna wypowiedz jaka kilka lat temu dostałem od mami....
Ją tak naprawde można przyłożyc do wiekszości sytuacji z zycia
czyli nasze pojete dobro-przez drugiego wcale nie musi byc odbierane jako dobro.
Własnie dlatego że ten ktos ma własne odczucia-nawet jak sa skrajne do naszych odczuć.
A cała reszta jak powstaje wokól tego -to nic innego jak nasz brak zgody i akceptacji tego co sie wydarzyło.
Kiedys już to przerabiałem-co tak naprawde boli mnie w tej sytuacji???
Czy to że żona powtarza niezmiennie od lat słowo NIE.....
czy to że to słowo Nie jest niezgodne ze mna i z tym co ja bym chciał usłyszeć.
Niestety wniosek jest prosty TO DRUGIE
i to drugie powoduje nerwy,ból,żal,frustrację życiem,niezgodę,poczucie krzywdy.
Nie było wyboru krawędż nadziei jak zweryfikowc siebie i wkońcu to zmienić
krawędź nadziei napisał/a:
Myślę, że mamy prawo do nieakceptowania zła, zwłaszcza jeśli dotyczy ona naszego współmałżonka
Tak
tak samo jak mamy prawo wyrazic to
winniśmy wiedzieć że:
,nie nękac wciąz o tym słownie,nie wprowadzac w poczucie krzywdy,nie moralizowac,nie manipulowac chocby wiara.
Wyrazić i na tym kończy się zazwyczaj nasza rola.
Bo to co ktoś z tym zrobi-to juz jego ogródek
a my raczej nie winnismy do tego ogródka wkraczac,przekopywac grządek bo tak my to widzimy i tak według nas powinno być
pozdrawiam
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 13:00
Muszę jeszcze przemyśleć co mi napisałeś, a na razie nie mam na to spokojnej chwili.
Na szybko napiszę tylko, że nie sądzę by to co robię w zakresie zasad moralnych i zasad Kościoła wobec mojego męża było manipulowaniem.
Oczywiście, że wszystko się koncentruję wokół mojego "chcę" - chcę przemiany nas obojga, położenia nowych Bożych fundamentów, dobrego Bożego życia i rodziny która da sensowny przekaz dzieciom.
No i z tego "chcę" robię takie akcje jak:
- świadectwo, że dla mnie przysięga małżeńska ma przetrwać wszystko - obecnie trwam przy niej mimo zdrady i deklaracji braku miłości męża
- otwarte informowanie męża, że się za niego modlę (a on twierdzi, że to czuje, powiedział m.in. że jego zdaniem moje błogosławieństwo przed wyjazdem na trasę uratowało mu życie, bo uniknął cudem śmiertelnego wypadku tego dnia)
- otwarte informowanie męża, że w jego urodziny nie mam innego prezentu tylko msza św. zamówiona w intencji jego i małżeństwa (o dziwo poszedł)
- propozycja pracy z terapeutą małżeńskim opartym o naukę Kościoła, z ośrodka przy parafii (chodzi)
- wręczenie mu obrazka św. Michała Archanioła (który wziął na wyjazd)
Nie wiem czy manipuluję. Z punktu widzenia osoby np. niewierzącej, to na pewno! :)
Ale robię to z serca - bo Bóg mnie przemienia i otwiera mi stopniowo oczy, i daje wiele. Tego samego chcę dla mojego męża - bo on sam mówi że jego życie nie ma sensu, jest totalnie poplątane i nie wie jak wybrnąć.. To jego słowa, ja mu tego nie wmawiam.
Zresztą rozmawiałam przed chwilą z jego przyjacielem, który powiedział mi że już rok temu mój mąż w szczerej rozmowie z nim okazywał objawy totalnego zagubienia. Takiego życiowego.
Że to się mogło skończyć albo zdradą, albo alkoholem, albo inną ucieczką. Jakby pokazał mi inny wymiar tego problemu - że to człowiek wołający o pomoc.
Edit: też to ładnie pokazuje, jakie ja miałam przed rokiem pojęcie o człowieku, który jest moim mężem. Dopiero po roku ktoś mi to uświadamia. Wtedy to mnie jakoś nie obchodziło... a miałam go pod jednym dachem...
Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że co innego lata po rozwodzie a co innego tuż przed ew. separacją.
Ostatnio zmieniony przez krawędź nadziei 2013-12-04, 14:02, w całości zmieniany 1 raz
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 13:14
I jeszcze jedno
tak się dzisiaj zastanawiałem bo 4.12 bo Barbary(przy okazji wszystkiego naj Barbarom)
czy zadzwonić do tesciowej bo to jej dzień ...
z jednej gdzies tam tłuk sie żal...a z drugiej pojawiała sie myśl czemu mam w zasadzie ten żal....
I przypomiały mi się słowa teściowej kierowane do mnie pół roku temu na moje imininy....
Norbert zycze ci wytrwałości i cierpliwości....zaczynałeś kiedyś z dalekiego miejsca,wszedłes na trase przyspieszyłeś wyprzediłes A..... na trasie
i jestes teraz na mecie.
Daj jej by w swoim tempie zobaczyła to co ty,doszła do wniosków jak ty i znalazła sens...
A ciebie tylko prosze poczekaj na nią na tej mecie.....
Zrozumiałem krawędz nadziei że przeciez nie rzyczy nam żle tylko jest tak samo bezsilna
jak i ja od lat jestem
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 13:18
No to mądrze Ci powiedziała.
Wiesz, że dokładnie to samo powiedział kilka dni temu ksiądz Paweł Dubowik na rekolekcjach ogniska opolskiego?
Tylko ostrożnie z tą metą, z tymi laurami ;) Sama też muszę uważać.
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 13:39
krawędź nadziei napisał/a:
No i z tego "chcę" robię takie akcje jak:
- świadectwo, że dla mnie przysięga małżeńska ma przetrwać wszystko - obecnie trwam przy niej mimo zdrady i deklaracji braku miłości męża
- otwarte informowanie męża, że się za niego modlę (a on twierdzi, że to czuje, powiedział m.in. że jego zdaniem moje błogosławieństwo przed wyjazdem na trasę uratowało mu życie, bo uniknął cudem śmiertelnego wypadku tego dnia)
- otwarte informowanie męża, że w jego urodziny nie mam innego prezentu tylko msza św. zamówiona w intencji jego i małżeństwa (o dziwo poszedł)
- propozycja pracy z terapeutą małżeńskim opartym o naukę Kościoła, z ośrodka przy parafii (chodzi)
- wręczenie mu obrazka św. Michała Archanioła (który wziął na wyjazd)
piękne jest to wszystko co robisz i piękne jest to, że Twój mąż to przyjmuje... "mój sakramentalny ateista" wyśmiał przysięgę i poradził mi, żebym sobie ten ślub unieważniła, skoro mam z tym problem...
W moim odczuciu, jesteś blisko, ale nie nachalnie blisko i trzymam za Was kciuki ))
A Twój Mąż daje Ci odczuć, że to co robisz jest dla niego ważne, co pewnie daje Ci siłę,
cieszę i czuję, że Twoja historia będzie miała inne niż moja zakńczenie...
[ Dodano: 2013-12-04, 13:41 ]
miodzio63 napisał/a:
Norbert zycze ci wytrwałości i cierpliwości....zaczynałeś kiedyś z dalekiego miejsca,wszedłes na trase przyspieszyłeś wyprzediłes A..... na trasie
i jestes teraz na mecie.
Daj jej by w swoim tempie zobaczyła to co ty,doszła do wniosków jak ty i znalazła sens...
A ciebie tylko prosze poczekaj na nią na tej mecie.....
piękne...
niestety czasem ktoś zmienia trasę tak to czuję odnośnie swojego przypadku...
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 14:04
krawędź nadziei napisał/a:
Wiesz, że dokładnie to samo powiedział kilka dni temu ksiądz Paweł Dubowik na rekolekcjach ogniska opolskiego?
Zapewne cos w tym jest-biorąc pod uwagę że z Opola do Otwocka w mazowieckim jest kawalek
Przeczytałem to co npisałaś powyżej o męzu i pomyslałem czy nie warto podzielic się swoim.
No cóz małzeństwo nasze trwa 21 lat(z górami i dołami)
mysle że w naszym małzeństwie od początku coś żonę uwierało,choć sam poczatek gdzies tam był romantyczny i chyba była miłość.
Z czasem coraz głośniej słyszałem że się dusi w domu,brak swobody,brak wolności,brak tempa.
Gdzies tam pobładziły nasze postawy do zycia..
moja -ze człowiek winien wyszumiec sie za młodu ,by potem poświęcic się rodzinie.
żony-myślę że włąsnie było brak tego szumienia.
Nie ukrywam że majac atrakcyjną zonę-pojawiała się nuta zazdrości,jaką wydaje mi sie że zona znosiła dośc cięzko.
Tu znów nie potrafilismy sie zrozumiec w naszych postawach
moja-skoro kocham kogoś nikt inny mnie nie interesuje i tak kieruję własnym życiem by nie krzywdzic partnera i stwarzac pola do podejrzeń
żony-wydaje mi się że najzwyczajniej nie czuła w tym nic złego że jest adorowana.
Dobrze że pszyszedł czas w mojej karierze tu forumowaj i nie tylko że sparwdziłem w sobie poprzez psychologów jaka to zazdrośc :
zdrowa czy chora.
I wyszło że zdrowa -skoro kogos kocham i jest dla mnie atrakcyjny to normalnym jest ze jest zawsze nutka zazdrości,a gdy w rzeczywistości faktycznie sa potencjalni rywale
a nie jest to wynik chorej wyobrazni to wszystko gra.
Myślę że tak powoli rozchodziły się nasze drogi i nasze -każdego z osobna potrzeby.
Przełomem była choroba zony i tu zapewne po niej nastapiło poszukiwanie sensu zycia.
Nie ukrywam że gdzies tam siadła, rozpisała za i przeciw i pod wpływem wyniku podjela decyzję.
Decyzje były dla mnie trudne-zresztą kto nie był z nas w sytuacji gdy nagle cały swiat sie wali,gdy w nasze miejsce wkracza przyjaciel,gdy nasze miejsce zajmuja komunikatory,gdy z nami sie mało rozmawia a inni maja coraz więcej,gdy wypadamy złoża bo nagle jestesmy be.
Nie ma sensu się ani wybielac ani usprawiedliwiac ale walkę o nas (patrz małzeństwo)rozpoczynałem nieczysto,nie była ona rozwazna,spokojna,nie zawsze miała sens poszanowania.
To doprowadziło mnie do przykrych wniosków zony na mój temat.
Od tamtej pory stałem się osoba używajaca przemoc psychiczną.
Cóz ???
Nie dziwię się skoro ktoś się tak zachowuje-mozna to tak widziec,mimo ze wielokrotnie chciałem inaczej roztargane emocje nie pozwalały mi na nic innego.
Coraz wiecej za było w rekach żony..coraz mniej w moich.
Droga moja rozpoczynała się od 12 kroków...pirwszy spokój,pierwsze zrozumienia,dalej skrupulatne notwoania problemów jakie widzi lub widziała żona.
i psychologowie kolejno od problemów..przemocy,zazdrości i wszelkich innych problemów jakie widziała żona.
Robiłem to głównie krawędz nadziei dla siebie
wiesz czemu???
Od samego poczatku nie czułem sie tym ..czymś ochydnym(katem) wiedziałem że popełniłem wiele błedów jakie mogły byc tak a nie inaczej odczytane,chciałem to za wszelka cene zmienić.
I zrobiłem to:
ale jak to bywa w życiu żone mało to interesowało czy interesuje.
Weszła w swój świat,nauczyła się życ bez męża,nauczyła się życ tak jak chce
i dlatego wciąz w rozmowach tkwimy w miejscu w jakim ja ją zostawiłem.
Czyli przeszłości, czyli wciąz wytykania mi jaki byłem,czyli wciąz obarczania mnie że nie może nic w sobie zmienic -bo przeciez ja taki byłem.
Ma swój swiat,ma swoją wolnośc-czy radośc(nie wiem jak to nazwać)
jest jej w tym dobrze
zatem
-ktos zmieni cos jak jest mu dobrze???
raczej nie.
tkwię na tej mecie i czekam aż...
chyba wiesz co mam na myśli.???...
bo kiedy człowiek cos zmienia???
-zmienia wówczas jak.....
Mam pojęcie że nie jest to zbyt chwalebne dla człeka -czekac az sie komus noga.......
ale z drugiej wiem że przeciez tylko to moze byc jedyna alternatywa.
No i najwazniejsze !
zaczynam się uczyc zycia na tej mecie,bo wiesz takie oczekiwanie i wypatrywanie czy ktos tu juz nadbiega-wykańczało i wprowadzało niepotrzebne nerwy
pozdrawiam
p.s mam nadzieje że nie zasmieciłem tematu
[ Dodano: 2013-12-04, 14:19 ]
AJA napisał/a:
niestety czasem ktoś zmienia trasę tak to czuję odnośnie swojego przypadku
To fakt dlatego nigdy nie ma pewnosci
Pozostaję tylko to:
czekam...lub nie czekam....
I to jest nasza decyzja-zazwyczaj cięzka,nie jest to takie siup i juz jak moze się wydawac.
Bez względu jaka to decyzja trzeba uszanowac że napewno powstawała z wielkim trudem
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 15:13
Czasami się po prostu nie da.
Człowiek to nie tylko rozsądne myślenie niestetety.
Nie jesteśmy w stanie przecież logicznie wytłumaczyć dlaczego jedną osobę lubimy, a inna nas denerwuje.
Poza tym ciągną się za nami ogony przeszłości, przeżyć, leków, ...
Ktoś pisał miłość to postawa (rozumiem, że postawa to nasz wybór).
Jeśli tak to jeśli ktoś po opuszczeniu cierpi bo nie zaspokaja swej miłosci (partner odszedł i nie wróci) to czemu nie zmieni postawy? Zmienić postawę, przestać kochać i od razu lepiej....ale żeby to było takie proste
miodzio63 [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 15:31
grzegorz_ napisał/a:
Zmienić postawę, przestać kochać i od razu lepiej....ale żeby to było takie proste
Grzegorzu próbowałem:
ale na to niestety nie ma odwyku,nie ma prochów,nie ma terapi
a kiedy jeszcze w człeku jest takie wewnetrzne poczucie-odpowiedzialności
to jest niemozliwym stwierdzienie...
co tam nie ta to inna....
pozostaje wówczas świadomośc że sa ludzie jacy tak potrafią
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-12-04, 15:38
Miodzio
Chciałem powiedzieć przez to, że tak jak nie można zmusić kogoś aby kochał,
tak samo nie potrafimy zmusić siebie aby przestać kochać.
Z tym, że .... przestać kochać to kwestia czasu (krótszy lub dłuzszy w zależności od osoby), natomiast pokochanie na nowo...cóż...podobno czasem się udaje, ale jaki to %?
Czasem też myślę, ile w tej wielkiej miłości osób porzuconych jest miłości, a ile strachu przed samotnością, w obliczu (o ile chcą życ wg zasad kk) alternatywy :
- albo odzyskam męża/żonę
- albo będe życ kolejne lata w samotności...
Ludzie po smierci małżonka czesto podnoszą się szybciej niż po rozstaniu, bo mają "czystą kartę", mogą ułozyć sobie z kimś życie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.