Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Juana, tak jakbym czytała we własnych myślach....
Jestem zła na SIEBIE za to że ciągle czekam, że wyglądam, że interpretuję rzeczywistość w kierunku zmian w nim, w jego zachowaniu. A kiedy przychodzi do rozmowy, ostre słowa i złe oczy sprowadzają mnie na ziemię..... Gorzej, wtrącają w taki dół dołów, że kilka dni się wygrzebuję na powierzchnię.
Niby znam wniosek - unikać rozmów. Ale to takie trudne gdy 20 lat rozmawiało się "od serca", szczerze (teraz okazuje się że nie) i w większości spraw dogadywało bez problemów.
Ponieważ TEN temat jest dla mnie najważniejszy, ciśnie się sam na usta i kojarzy niemal ze wszystkim.....
Bywalec - mądre słowa. Tylko jeszcze powiedz mi skąd brać siłę i czas - pracuję przeważnie od 8 do 20 (z przerwą na zakupy i obiad dla dzieci) a w weekendy studiuję (taka ułańska fantazja na starość - drugi fakultet). Kiedy decydowałam się na studia mąż był cały "za". Pamiętam jak kilka miesięcy temu gdy wróciłam w niedzielę po 18 z wykładów powitał mnie słowami "jak tu pusto było bez Ciebie"..... A teraz ..... ech.... i jak tu się uśmiechać?
Pozdrawiam cieplutko wszystkie mądre i wytrzymałe kobietki Sycharki
[ Dodano: 2013-11-24, 18:41 ]
Moniko Mario - pozwól mi powiedzieć że jestem pełna podziwu dla Ciebie, za to że tak dzielnie do tej pory wszystko wytrzymałaś.
Ale popieram poprzednie wypowiedzi - chyba mąż przekroczył wielokrotnie przesuwane granice.
Ty już zrobiłaś bardzo dużo - teraz kolej na niego.
Takie pytanie mam, ponieważ nie znam Twojej historii w całości - czy masz jakąś przyjaciółkę do której możesz ZAWSZE zadzwonić żeby zająć czymś myśli kiedy Ci bardzo źle?
Także żeby Twój mąż wiedział że masz w kimś oparcie?
Bo mam wrażenie że on jest bardzo bezkarny.
A jego "kontakty" jeszcze w tej bezkarności go podbudowują.
Przytulam Cię mocno i polecam w dzisiejszej modlitwie.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 21:42
aatka napisał/a:
Takie pytanie mam, ponieważ nie znam Twojej historii w całości - czy masz jakąś przyjaciółkę do której możesz ZAWSZE zadzwonić żeby zająć czymś myśli kiedy Ci bardzo źle?
Także żeby Twój mąż wiedział że masz w kimś oparcie?
Bo mam wrażenie że on jest bardzo bezkarny.
Mam takich osób wiele. Ale mam też 7latke w domu no i nici z towarzystwa, bo trzeba poświęcac czas dziecku. Wiec na klachy idę wtedy, jak mała w szkole lub z nią. Ewentualnie klachamy w pracy.... czasami.
A najwieksze oparcie chyba mam w Sycharze, bo moje koleżanki już dawno mówią a kopnij go w d... bo facet ci życie marnuje.
Co do jego bezkarności, nawet gdy jego mama go ochrzaniała, on pokiwał głową i to olał. Zero reakcji, tylko złośc, że komuś o tym mówie, co między nami. Więc dla niego nie liczy się nikt, oprócz jego koleżanki, niedoszłej pani psycholog, która tak mu doradza, że nasze małżeństwo już po raz kolejny jest w dole i chyba z tego dołu nie wyjdzie. Ale to nic. Wytrzymam.
aatka napisał/a:
a w weekendy studiuję
Aatko to cudowne. Ja też chcę iśc na studia. od stycznia powtórki z biologii, bo pielęgniarstwo się kłania. jak zaliczę egzaminy wstępne, będzie cudownie. I potem " tylko" 3,5 roku nauki. Ale to moje marzenie.
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 21:50
aatka napisał/a:
Tylko jeszcze powiedz mi skąd brać siłę i czas -
ja ci tego nie powiem... wiem jedno za to
- raz to nie ilość a jakość czasu jest ważna
- dwa to uzmysłowienie sobie priorytetów ważności, inaczej mogę utracić bądź przeoczyć coś na co nie poświęciłam, lub za mało poświęcałam czasu kosztem innych spraw
- trzy bez mojego udziału i zaangażowania mogę stracić coś co na pewnym etapie można jeszcze zrobić.
Piszę tak, bo napisałaś....: "Dla mnie najpiękniejsze były słowa: "nie potrafiłem przestać Cię kochać"! Postanowiłam już nigdy nie dopuścić do tego by czuł się niekochany. "...
Moje zaangażowanie się w to co robię świadczy też o mnie na czym mi zależy, bo temu poświęcam najwięcej czasu. Fajnie gdy po ma przełożenie na równowagę, na zadowolenie moje i innych.
..."Choć modląc się, mam wrażenie że jeśli chciałby pomóc mojemu mężowi to rzeczywiście uwolniłby go ode mnie"....
może to też w jakiś sposób wpływa na twoje zaangażowanie, brak wiary, iż wasz związek może przeżyc drugą młodość, ciekawe tylko jakie przekonanie utwierdzasz w sobie, że gdyby Go uwolnił od ciebie, to dla niego by było dobre.... pomijając sam fakt, że dla ciebie dziś nie jest to dobre.
spokojnej nocy
awe59 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 22:27
Monika Maria3
Wiele starałam się poprawic w swoim zachowaniu, ale im bardziej byłam wyrozumiała i próbowałam byc dobra, miła, powstrzymywac się ciągle od pytań i komentarzy tym tak naprawdę było gorzej. Wystarczyło 1 zdanie, w którym sprzeciwiłam się meżowi i awantura gotowa. Jedno moje pytanie, jedna uwaga.... Według niego powinnam byc cicho, akceptowac go całego i byc gotowa na każde jego skinienie.
ja też tak miałam, to była naiwność, głupia miłość!!!
aż wstyd i żal wspominać
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 22:42
Awe
przesłuchaj ks Marka Dziewieckiego - fajnie tłumaczy akceptacje
aatka [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-24, 23:28
Bywalec - otwierasz mi oczy na tyle problemów! Dziękuję.
Cytat:
ciekawe tylko jakie przekonanie utwierdzasz w sobie, że gdyby Go uwolnił od ciebie, to dla niego by było dobre.... pomijając sam fakt, że dla ciebie dziś nie jest to dobre.
tu nie bardzo wiem, co miałaś na myśli ;-/
Wiesz, ja przyjęłam a'priori że skoro przez prawie dwadzieścia lat byliśmy szczerzy wobec siebie (potem okazało się że jednak nie do końca) to jeśli mąż zachęcał mnie do studiów, a wieczorne kursy są niezbędne żeby starszy syn zaczął studia, to te wspólne decyzje do czegoś zobowiązują..... Niestety, uczymy się drugiego człowieka przez całe życie..... Możliwe, że znów czegoś "nie dopowiedział" albo przestało mu być z tym wygodnie.
Czemu nie powiedział mi o tym? Czemu mnie nie przyszło to do głowy?
Ech.....
W każdym razie dzięki za spostrzeżenia. Z boku jednak lepiej widać .....
[ Dodano: 2013-11-24, 23:31 ]
Uuuups, wkleiła się moja wypowiedź jako cytat, nie bardzo jeszcze umiem się poruszać na tym forum ;-/
Ostatnio zmieniony przez 2013-11-25, 08:26, w całości zmieniany 1 raz
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 08:29
Aatko, poprawiłam Twój post, mam nadzieję, że chciałaś aby tak właśnie wyglądał
Ja korzystam przed wysłaniem postu z tej opcji "Podgląd", tam widać jak post będzie wyglądał, i przed wysłaniem jestem w stanie poprawić wszelkie cudawianki, które mi wskoczyły podczas pisania A nawet jak wyślesz już post, to jest jeszcze opcja "Edycja" - zawsze możesz wyedytować własne posty.
aatka [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 08:36
Dziękuję pięknie I miłego dnia życzę.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-25, 08:39
I Tobie również dobrego
aatka [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 15:36
Chcę się z Wami podzielić radosną nowiną. Dziś dowiedziałam się że moja przyjaciółka (chora na nowotwór) pierwszy raz od tygodni ma na tyle dobre wyniki badań, że wkrótce wyjdzie ze szpitala Co prawda tylko na dwa tygodnie przerwy, ale to bardzo dużo dla jej psychiki.
Dlaczego o tym piszę?
Bo w ubiegłym tygodniu stanęłam przed takim dylematem: gdy już doszłam do wniosku że może będę miała dość sił żeby zacząć Nowennę Pompejańską i dotrwać do końca, pojawiła się myśl że może nie modlić się w intencji uczuć/postawy mojego małżonka jak początkowo zamierzałam, tylko właśnie w intencji przyjaciółki?
Wydaje się że egoistyczne pytanie, ale ja byłam wtedy w stanie rozpaczy od rana do nocy, nie jadłam, nie mogłam pracować, w głowie dudniła jedna myśl - zabierz mnie Panie stąd a jedynym lekiem wydawał się powrót emocjonalny męża. Więc nie była to łatwa decyzja.
Nie wiem jakim cudem przełamałam egoizm i zaczęłam się modlić za przyjaciółkę.
I wiecie co? Dziś gdy usłyszałam tą pierwszą po tygodniach strachu i bólu dobrą nowinę, pomyślałam od razu - dziękuję Maryi bo mnie wysłuchała.
A zaraz po modlitwie dziękczynnej przyszła myśl: co ty tam sobie przypisujesz, to przypadek, za grzeszna jesteś żeby akurat ciebie Maryja wysłuchała. Dlaczego tak jest????? Dlaczego boję się uwierzyć że mogę (a nawet powinnam) liczyć na skuteczność mojej modlitwy? Dlaczego?
A tak się cieszyłam przez chwilę.....
Kari [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 15:59
Aatko! Jesteś bardzo ważna dla Matki Bożej! Dlaczego nie miałaby sprawić Ci radości?
Aga6025 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 16:13
aatka napisał/a:
A zaraz po modlitwie dziękczynnej przyszła myśl: co ty tam sobie przypisujesz, to przypadek, za grzeszna jesteś żeby akurat ciebie Maryja wysłuchała. Dlaczego tak jest????? Dlaczego boję się uwierzyć że mogę (a nawet powinnam) liczyć na skuteczność mojej modlitwy? Dlaczego?
A tak się cieszyłam przez chwilę.....
Absolutnie tak nie mow. Ja od kilku tygodni modle sie za chlopca, u ktorego wykryto potwornego guza - raka. Mlody dzieciak, ktorego nie znam - syn znajomej znajomego... I wiesz, ja mu nie do konca dawalam szanse, sprawa wygladala tak paskudnie, ze przy kazdej informacji spodziewalam sie konca. Ale tak bardzo sie mylilam, jest coraz lepiej. Chemia dziala, on zaczyna rozrabiac - wraca do zywych. Modlilo sie za niego mnostwo ludzi, nie biore kredytu, ale stal sie cud moim zdaniem i jakis tam udzialik w nim mialam.
Moglabym wypisywac jeszcze kilka innych przykladow, ale powiem krotko modlitwa dziala. Musisz liczyc na skutecznosc swojej modlitwy.
Pozdrawiam.
aatka [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 16:31
Kari, Aga - dziękuję Wam. Ciągle pytam i czekam aż ktoś odgoni moje wątpliwości. Najwyraźniej słabiutka ta moja wiara, ale ważne że rośnie!
Ten strach który we mnie siedzi, to asekuranctwo, że uwierzę a się nie uda, muszę zwalczyć.
Jeszcze nie wiem jak, ale muszę.
bywalec [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-26, 19:28
aatka napisał/a:
tu nie bardzo wiem, co miałaś na myśli ;-/
chodzi o ten cytat:..."Nie potrafi zapomnieć.
Ja nie potrafię z tym żyć.
Pomóżcie.
Wspomnijcie w modlitwie, bo tylko Jezus może mi pomóc. Choć modląc się, mam wrażenie że jeśli chciałby pomóc mojemu mężowi to rzeczywiście uwolniłby go ode mnie.
Więc już sama nie wiem. "...
uruchomiłaś jakiś mechanizm obronny, by przystosować się do sytuacji w jakiej się znalazłaś.
Jaki, to już temat do pracy z terapeutą, bo w twoim przypadku utrudnia ci funkcjonowanie i prawidłowe postrzeganie rzeczywistości w jakiej się znalazłaś.
Forum nie jest miejscem do takiej analizy i może być bardzo niebezpieczne dla prawidłowego wychodzenia z tej pułapki myślenia.
Na forum możesz otrzymać wsparcie ale poznanie pierwotnych przyczyn swojego postrzegania zachowań, przekonań jest nieświadomy i ukryty pod właściwymi potrzebami jakie tłumisz.
Dlatego jeszcze
aatka napisał/a:
Jeszcze nie wiem jak, ale muszę.
i masz świadomość chęci zmiany tego.
Życzę powodzenia i zachęcam do skorzystania z profesjonalnej pomocy.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.