Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
wiem, wybrałam stacjonarne... bo za dużo już internetu i komputera w moim życiu
ale jeśli nie dam rady, to super, że jest taka możliwość
RóżaR [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 12:24
krawędź nadziei napisał/a:
Właśnie mąż powiedział mi, że złości go to, że ja jestem "taka idealna" (oczywiście wcale nie jestem), tak mam wszystko poukładane (no z pomocą Bożą trochę poukładałam, i uchroniło mnie to od zwariowania), że taka jestem dobra, wyrozumiała i miła - im bardziej taka jestem, tym bardziej to go wkurza.
(Dla jasności: ja jestem w tym małżeństwie stroną zdradzoną, a on powracającą po zdradzie).
Tak też zresztą czuję - czuję i widzę, że moje radzenie sobie z sytuacją (nie dobre, ale zaledwie jako takie, bo przecież też momentami też ledwo ciągnę...) działa na niego rozdrażniająco.
Nie dam się tym obciążyć jako winą.
I nie bardzo wiem jak miałabym to zmieniać ... To raczej teraz kolej na jego ruch, nie?
Przecież się nie schowam ze swoją drogą radzenia sobie, bo to go drażni..
Zapewne czuje się winny, może gorszy od ciebie, na gorszej pozycji jako zdradzający.
Ale to on musi sobie z tym poradzić, bo inaczej może byc tak, że cokolwiek ty zrobisz to go będzie drażniło...
Myślę, że ciężko mu będzie odzyskać poczucie wlasnej wartości bez Boga. Jak u niego z wiarą?
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 12:43
RóżaR napisał/a:
Myślę, że ciężko mu będzie odzyskać poczucie wlasnej wartości bez Boga. Jak u niego z wiarą?
Chyba większosc zdradzaczy ma problem z wiarą. Mój mąz też. W końcu stwierdziłam, że będę go olewac, no bo jak inaczej.
U nas jest taka sinusoida. Ciagle cos. A jak jest już ok, to zdarza się mała głupota i awantura gotowa. jestem zmęczona i coraz bardziej dochodzi do mnie, że za dużo poświęciłam dla mojej rodziny.
pasje mam ciągle, są to filmy i klipy azjatyckie. Robię tłumaczenia z angielskiego. Piekne romansidła, niestety przeplatane humorem. I wspaniałe piosenki. Szkoda, że u nas w telewizji puszczają tylko jakieś psychologiczne produkcje lub horrory... I tyle z kina Azji. No i wróciłam do czytania książek. Planuje zacząc cwiczenia... No zobaczymy. Zawsze chciałam grac w tenisa, może zapiszę się do szkółki... mam ją kilka budynków dalej.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 12:46
Cytat:
Myślę, że ciężko mu będzie odzyskać poczucie wlasnej wartości bez Boga. Jak u niego z wiarą?
Na pewno mu ciężko. Doganiają go konsekwencje jego postępowania. To musi być straszne, momentami mu współczuję. A to mi się powinno współczuć ;) raczej chyba..
Nie wybaczył mi (mojego postępowania podczas kryzysu, faktycznie złego), nie wybaczył sobie. Nie pojednał się z Bogiem. Jest więc wciąż wystawiony na pokusy złego i zły szarpie nim ile może.
Mnie boli jak to widzę, i wiem, że mogę się tylko modlić, nic tu za niego nie mogę zrobić.
Z drugiej strony dziękuję Panu, bo przecież widzę, że mój mąż nie zagłuszył w sobie do końca sumienia.
Chodzi ze mną na spotkania do ośrodka pomocy rodzinie przy parafii. Słucha co mówi nam i jemu pani doradczyni-teolożka. Doceniam to bardzo, iluż facetów by parsknęło słysząc taką propozycję. A on chodzi. Coś w nim zostaje z tych spotkań na pewno.
Z wiarą jego jest tak, że był na Mszy św. którą zamówiłam w jego urodziny, w intencji naszego małżeństwa. Zdumiało mnie to, sądziłam, że nie pójdzie.
Więcej na razie nic..
Gdy pytam go czy wciąż sądzi, że poradzi sobie sam (sam, ja sam, ja mężczyzna, ja twardziel itp), to przyznaje, że raczej tak.
Gdy podpowiadam, że mi dopiero ulgę przyniosło gdy uświadomiłam sobie że sama nie dam rady - to słyszę "No bo jesteśmy inni, ty jesteś kobietą"
Gdy pytam czy wie, ile ulgi by mu dało przebaczenie i pojednanie z Bogiem, mruczy "Nic na siłę".
O i tak. I jak tu takiemu pomóc? Nie da się, mogę tylko sama być silna, choćby to go miało drażnić.
(na szczęście przyszedł po rozmowie, przeprosił i przytulił.. po czym poszedł i wiem że taki zryw długi czas się znowu nie zdarzy, nie oczekuję tego, ale ucieszyło mnie to i dało ulgę chyba nam obojgu).
MonikaMaria3 napisał/a:
Zawsze chciałam grac w tenisa, może zapiszę się do szkółki... mam ją kilka budynków dalej.
No to jak nie teraz, to kiedy?? :) :) Dawaj!
Lil [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 13:28
krawędź nadziei uważam, że dobrze postępujesz, trwaj tak dalej, a będziesz widziała kolejne owoce. Tak jak mąż mówi, nic na siłę w jego kwestii, a o siebie dbaj najlepiej jak potrafisz.
Też mi się wydaje, że złości go Twoja postawa, bo nie ma się do czego przyczepić, o co zrobić awantury, jak usprawiedliwić swoje zachowanie i zmusza go to do refleksji nad sobą...
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 13:43
Lil, dziękuję Ci za wsparcie.
Mam nadzieję, że Bóg da, aby spełniły się Twoje słowa o owocach. I aby mi starczyło wytrwałości.
W sobie mam jeszcze duuuuużo do roboty, więc jest nad czym pracować. (M.in. właśnie nad poczuciem, że jestem już taka "do przodu". Hola hola.)
A mężowi chyba faktycznie trudno się do czegoś przyczepić, chociaż oczywiście próbuje cały czas ("Bo ty to masz tak wszystko poukładane!! Tobie się już wszystko wydaje takie proste!!!")
No może i trochę tak jest.
Ja przede wszystkim go nie przestałam kochać a on mnie tak.
Ale to nie wszystko przecież.
"Gdy Bóg będzie na pierwszym miejscu, wszystko będzie na swoim miejscu."
To jest proste, ale nie łatwe. I ciągle mi się wymyka.
Więc jest nad czym pracować.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 13:57
krawędź nadziei napisał/a:
Cytat:
Myślę, że ciężko mu będzie odzyskać poczucie wlasnej wartości bez Boga. Jak u niego z wiarą?
Na pewno mu ciężko. Doganiają go konsekwencje jego postępowania. To musi być straszne, momentami mu współczuję. A to mi się powinno współczuć ;) raczej chyba..
Nie sądze aby wyrzuty sumienia były jego największym zmartwieniem.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 14:00
no to napisz coś więcej Grzegorz, jako żeś facet, to ciekawi mnie Twoje zdanie
nie trzymaj mnie w niepewności :)
edit: no ale konsekwencje to nie tylko wyrzuty sumienia.
to cała masa innych spraw
zresztą ja też się szarpię z czymś podobnym, tylko na dużo mniejszą skalę, bo nie zdradziłam ale za to wcześniej zawaliłam bliskość emocjonalną
ale jakoś sobie lepiej radzę niż on - albo po prostu innym tempem idziemy, lub więcej: innym tempem i innymi ścieżkami..
śmiem mieć nadzieję, że w tym samym kierunku..
Ostatnio zmieniony przez krawędź nadziei 2013-11-21, 14:08, w całości zmieniany 1 raz
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 14:04
krawędź nadziei napisał/a:
no to napisz coś więcej Grzegorz, jako żeś facet, to ciekawi mnie Twoje zdanie
nie trzymaj mnie w niepewności :)
Krawedz
Wrócił do domu, to jego wybór, bo potraktował to jako mniejsze "zło".
Ale przecież nie powiedział, że kochanka była fatalna, beznadziejna itp...?
Przepraszał? Kajał się? Mówił, że wszytsko odbudujecie i bedzie super?
A jak będzie...to sie okaże
Ostatnio zmieniony przez grzegorz_ 2013-11-21, 14:19, w całości zmieniany 1 raz
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 14:18
grzegorz_ napisał/a:
krawędź nadziei napisał/a:
no to napisz coś więcej Grzegorz, jako żeś facet, to ciekawi mnie Twoje zdanie
nie trzymaj mnie w niepewności :)
Krawedz
Wrócił do domu, to jego wybór, bo potraktował to jako mniejsze "zło".
Ale przecież nie powiedział, że kochanka była fatalna, beznadziejna itp...?
Przepraszał? Kajał się? Mówił, że wszytsko odbudujecie i bedzie super?
ha.
jasne że zaliczyliśmy taki etap.
"to było płytkie a to z Tobą jest głębokie"
"życia mi nie starczy by Ci zadoścuczynić"
itp - zdaje się, że to tzw. standardy dżezowe
Wiesz, jak bardzo oboje chcieliśmy w to wierzyć, gdy on to mówił ? Bardzo.
nie wiem nawet czy on nie bardziej niż ja
Wszystko to było robione i mówione na fali ogromnych emocji, emocji tuż-po-powrotowych.
Te emocje opadły, czego mój mąż się zupełnie nie spodziewał. Ja trochę się spodziewałam, ale oczywiście ich odpływ ciężko odchorowałam..
Teraz mierzymy się z tym, co naprawdę jest trudne: z życiem po zdradzie, z budowaniem go od zera. Na czym? No właśnie.
Tak naprawdę to wiem, co mężowi sprawia trudność.
Niemożność pokochania mnie z powrotem tak jak przedtem. Jak przed zdradą.
Chyba myślał, że to będzie łatwe - rzuca jedną, wraca do drugiej, przecież niedawno ją tak kochał, i do przodu z tym koksem.
A tu niestety wypalenie, strach że do końca życia będziemy żyli osobno, strach że to za trudne. Obawa, że nie podoła, że to ogrom jakiejś harówki, nie tak to miało wyglądać.
Nie umie się z tym pogodzić - że trzeba czasu i starań, by pojawiło się coś - ale to będzie być może coś innego niż on i ja znamy..
A na pewno będzie to coś innego niż to co miał z kochanką, prawda?
A jak mi jest z tym ciężko! Toteż staram się nie uzależniać mojego szczęścia od jego możności pokochania mnie na nowo. Stąd moja obecność w tym wątku.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 14:28
krawędź nadziei napisał/a:
"to było płytkie a to z Tobą jest głębokie"
"życia mi nie starczy by Ci zadoścuczynić"
miło i pozytywnie!
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 14:32
no ba!
akurat na miły początek, nie?
na rozruch.
ale na całą trasę nie wystarczy kilka słów i gorący uścisk- chociaż człowiek tak by chciał!
nie ma tak łatwo
czyny nie słowa.
dobrze, że oboje to ustaliliśmy, i to nawet w trakcie tamtej gorącej powrotowej rozmowy
czyny nie słowa
Ostatnio zmieniony przez krawędź nadziei 2013-11-21, 14:34, w całości zmieniany 1 raz
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 14:34
Krawędz nadziei, tak się właśnie zastanawiam nad nami ,kobietami.Zobacz Ty w swoim poprzednim poście wytłumaczyłaś, że wiesz co myśli twój mąż i co sprawia mu trudność. Ale czy na pewno to wiesz? Czy siedzisz w jego głowie? Ja też tak miałam i mam, że tłumaczę mojego męża ,jego postępowanie ,że na pewno on myśli tak i tak . A przecież tak naprawdę to byśmy się chyba bardzo zdziwiły ,gdybyśmy znały te myśli naszych mężów i w ogóle innych ludzi, bo mogą byc chyba diametralnie różne od tych naszych wyobrażeń i stąd się biorą te wszystkie konflikty, trudności i rozczarowania.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-21, 14:37
masz rację bosonia
zgłębiam, może tłumaczę, zastanawiam się
a być może wszystko kulą w płot- i nigdy nie dowiem się jak jest naprawdę
ergo: nie powinnam tracić czasu.
(chociaż akurat z tą niemożnością odnalezienia miłości i czymże ona jest - to powiedział mi sam, i powtórzył to doradcy i psychologowi też. Chce ze mną być ale nie wie jak, nie umie.)
a wiesz, co jest ciekawe?
że ja zastanawiam się nad tym co siedzi w jego głowie (i Ty pewnie też to robiłaś)
natomiast raczej nasi mężowie nie zgłębiają zbytnio tego co się dzieje, czy też działo w nas.
przynajmniej ja się nie łudzę.
dostałam radę "nie mierz jego wrażliwości swoją wrażliwością"
rada dobra, jednakowoż jej realizacja jest trudna..
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.