Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Nie, Grzegorzu, mam na myśli całość historii, dlatego podlinkowałam cały rozdział.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-15, 17:21
Czy Abraham nie miał kontaktu ze swoim synem Izmaelem?
Myślę, że miał. Także jego syn Izaak musiał się kontaktować z przyrodnim bratem Izmaelem.
"A gdy Abraham dożył lat stu siedemdziesięciu pięciu, 8 zbliżył się kres jego życia i zmarł w późnej, lecz szczęśliwej starości, syt życia, i połączył się ze swoimi przodkami. 9 Izaak i Izmael, synowie Abrahama, pochowali go w pieczarze Makpela na polu Efrona"
TEOR [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-15, 21:10
Witajcie,
jak zwykle temat nieślubnych dzieci rodzi wielkie emocje i nie ma w tym nic dziwnego, bo problem chyba jest po ludzku nie do rozwiązania - jakby nie postępować to i tak źle i tak nie dobrze. Rzadko wypowiadam się na Forum, bo uważam, że dawanie komuś rad jest bardzo odpowiedzialne i czasami może przynieść więcej szkody niż pożytku. Staram się więc, zamiast innych pouczać, umoralniać i „pisać, co ślina na język przyniesie” (patrz wypowiedzi typu: „i Twoim zdaniem to jest fair? możesz być szczęśliwą żoną WIEDZĄC, że tamto dziecko nie ma ojca??? a co, gdyby to z Twoim nie chciał utrzymywać kontaktu???” lub też: „Nie rozumiem takich facetów. Rozumiem, że można sie odciąć od matki dziecka, bo trudno być z dwoma kobietami jednocześnie, jeśli sie nabroiło, ale nie chcieć zobaczyć swojego dziecka?”) odzywać się tylko w kwestiach, w których mam coś do powiedzenia. Dorotakm (Dorka) zwróciła się do Forumowiczów z pytaniami: „Czy ktoś z Was był w takiej sytuacji/ Jak sobie radziliście? Czy powinnam powiedzieć prawdę swoim dzieciom?”. Odpowiedziałam na te pytania, bo uznałam, że są adresowane „do mnie”, czyli do osoby, która znalazła się w konkretnej – takiej jak pytająca - sytuacji. Ja nie napisałam, jak Dorka ma postąpić, opowiedziałam jedynie, jak sytuacja wygląda u mnie – na zasadzie przykładu z życia wziętego. Przykładu, pewnie jednego z wielu różnych, nie wiem nawet, czy dobrego, czy złego, ale rzeczywistego, a nie jakiegoś wydumanego, hipotetycznego, czy też wyimaginowanego i oderwanego od rzeczywistości. Teraz wywołana do odpowiedzi przez AJA i zainspirowana wypowiedzią Grzegorza_ odniosę się do ich zacytowanych wyżej wątpliwości:
1. Moim zdaniem to nie jest fair, ale nie fair byłoby też gdyby mój mąż miał jednocześnie dwie rodziny, a utrzymywanie kontaktów z nieślubnym dzieckiem, to właśnie taka sytuacja.
2. Tak jestem szczęśliwą żoną, chociaż mój mąż i jego była kochanka wyrządzili mi ogromną krzywdę. Jestem szczęśliwa, bo udało mi się przebaczyć, nie mam nic na sumieniu, niczego złego nikomu nie zrobiłam i niczego złego nikomu nie życzę.
3. AJA, może nie słusznie, ale wydaje mi się, że próbujesz obarczyć mnie winą za to, że nieślubne dziecko mojego męża nie ma ojca? Po pierwsze – każde dziecko ma ojca (biologicznego). Czy to dziecko ma ojca, który je wychowuje, nie wiem. Mam nadzieję, że tak i tego mu z całego serca życzę. Po drugie – jeśli ktoś jest odpowiedzialny za sytuację nieślubnego dziecka, to z pewnością są to jego biologiczni rodzice, a nie ich małżonkowie!!! Wypadałoby o takim drobnym szczególe pamiętać.
4. A na pytanie: co by było gdyby... odpowiadam: Każdy człowiek ma wolną wolę i wymuszanie pewnych zachowań u innych, choćby w dobrej sprawie, nigdy nie jest dobre, ani też skuteczne. Tak więc, gdyby nie chciał, to byłby jego problem i też jego strata.
5. Grzegorzu_, a ja nie rozumiem Ciebie? Jak można się odciąć od matki dziecka i utrzymywać kontakty z dzieckiem, które jest noworodkiem, niemowlęciem, malutkim dzieckiem???
6. Gdzie w mojej wypowiedzi było napisane, że mój mąż nie chce „zobaczyć swojego dziecka”? To, że nie utrzymuje kontaktów, wcale nie znaczy, że tego nie chce!!! Czy Ty zawsze masz wszystko, czego chcesz???
7. Teraz, jeśli chodzi o cytaty z Biblii. No właśnie: to ...” Bóg ulitował się nad Hagar”, a nie Abraham. Czy to nie oznacza, że niewierny małżonek, powinien powrócić do rodziny (żony i dzieci z prawego łoża), a opiekę nad nieślubnym dzieckiem powierzać Bogu w modlitwie?
8. Co do wypowiedzi: „Czy Abraham nie miał kontaktu ze swoim synem Izmaelem?
Myślę, że miał. ..... Izaak i Izmael, synowie Abrahama, pochowali go w pieczarze Makpela na polu Efrona" A moim zdaniem Twój wniosek wyciągnięty wyłącznie na podstawie przedstawionego fragmentu jest nieuprawniony, bo to, że Izmael pochował Abrahama wcale nie musi oznaczać, że miał z nim kontakt.
Kończąc ten mój trochę przydługi wywód, z góry przepraszam za moje „szorstkie” wypowiedzi i proszę nie oceniajcie i nie krytykujcie nie znając sytuacji!!! AJA, Grzegorzu_ czy na pewno wiecie, co czują osoby (nie Wy), których małżonkowie mają nieślubne dzieci zrodzone w trakcie trwania małżeństwa? Czy na pewno wiecie, jak Wy postąpilibyście, gdyby się okazało, że Wasi małżonkowie mają nieślubne dzieci zrodzone w trakcie trwania małżeństwa? Czy jesteście w stanie powiedzieć z całą pewnością, że Wasze postępowanie byłoby tym najwłaściwszym?
Pozdrawiam, Teor
AJA [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 09:56
ja się wypowiadam z perspektywy kobiety porzuconej, która została z dzieckiem, kobiety, która widzi jak Dziecko tęskni za ojcem...[b]
kobiety, która nie ma pewności, że jej małżeństwo sakramentalne jest ważne... a jeśli nie, to co... moje dziecko też z automatu stanie się "gorsze"???
tak, każde dziecko ma biologicznego ojca,
no właśnie... czy bycie biologicznym ojcem = tylko alimenty???
ja myślę, że to sakramentalnym żonom jest dużo łatwiej, gdy mąż nie kontaktuje się z drugą rodziną, z drugim dzieckiem...
a to [b]dziecko JEST - i dlaczego TO ONO ma ponosić konsekwencje???
czy to dziecko jest "gorsze" od sakramentalnego???
w moim odczuciu z Waszych katolickich wypowiedzi - tak jest... do tego te wszystkie cytaty z biblii, które "umywają ręcę"...
a dla mnie wszystkie dzieci mają prawo do tego, żeby mieć kontakt ze swoimi rodzicami,
i jakoś wierzyć mi się nie chce, że Bóg "woli" jedne od drugich... skoro BÓG JEST MIŁOŚCIĄ... acha... i darujcie sobie wypowiedzi typu, że dla tego dziecka tak jest lepiej... bo każde dziecko kocha rodziców miłością bezwarunkową... miłością za nic i mimo wszystko... i myślę, że właśnie takiej miłości to my od nich powinniśmy się uczyć...
co do Twojej winy - ja tylko chciałam wiedzieć, czy dla Ciebie jako dla matki tak jest OK...
a skoro mówimy o winie, to pozwalanie na zło, nie jest złem???
Ja uważam, że brak kontaktu z ojcem jest po prostu ZŁE. Jest to MOJA opinia. Tak, wiem, nie zgodna z większością Waszych... czasem tylko mam odczucie, że zasłaniamy się "przepisami biblii i wykładniami księży, bo nam to pasuje, bo tak naprawdę to jest dla nas korzystne... i czujemy się super katolikami... a mnie w tym wszystkim brakuje tego, co dla mnie w Bogu najważniejsze... potrafimy kochać małżonków, którzy zdradzają, biją itd. a nie potrafimy kochać dziecka, które nie jest niczemu winne... we mnie nie ma na to zgody...
acha... i nie piszcie mi, że "kocha, tylko nie utrzymuje kontaktu"...
Grzegorz, dziękuję że masz odwagę dyskutować pod prąd ))
Ja, w przeciwieństwie do niektórych, nie uważam, że mam monopol na rację, ja tylko czuję i pytam i się zastanawiam...
[ Dodano: 2013-11-17, 10:01 ]
TEOR napisał/a:
Jak można się odciąć od matki dziecka i utrzymywać kontakty z dzieckiem, które jest noworodkiem, niemowlęciem, malutkim dzieckiem???
Można... można nie kochać matki, nie chcieć być z nią, odciąć się od niej emocjonalnie i na każdej innej płaszczyźnie... i za jej pośrednictwem utrzymywać kontakt z dzieckiem... i to mówię, z perspektywy porzuconej kobiety, która została z 2-latkiem (no chyba, że to się już nie mieści w definicji "malutkiego"
[ Dodano: 2013-11-17, 10:05 ]
i na zakończenie w temacie dzieci... wiele tu piszemy o naszych bólach, problemach itd... ja osobiście najtrudniej znoszę porzucenie i rozwód jako MATKA, mimo tego, że moje dziecko ma dość szeroki kontakt z ojcem, na którym zależy im obojgu... mnie zależy na tym, żeby być dobrą matką... i wiem, że do tego muszę pozwolić synkowi na jak najlepszy kontakt z ojcem, na nie przelewanie na synka własnych żali za całą tę sytuację, bo to on, w niczym nie popełniając błędu ponosi konsekwencje błędów rodziców...
JOHAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 14:24
kobiety, która nie ma pewności, że jej małżeństwo sakramentalne jest ważne... a jeśli nie, to co... moje dziecko też z automatu stanie się "gorsze"???
AJA punkt po punkcie..czy uważasz ,że Bóg dopuściłby z automatu przegraną pozycję twojego dziecka ze względu na błędy rodziców-cóż by to był za SPRAWIEDLIWY Bóg?
nie tędy droga w rozumowaniu-małżeństwo ważne?nie ważne-dziecko ma prawo do startu w życie BEZ OBCIĄŻEŃ rodziców-bez ich grzechów...
[ Dodano: 2013-11-17, 14:33 ]
czy możliwe jest w ideologii Kościoła,aby dzieci miały lepszy lub gorszy start w życie ze względu na postępowanie rodziców?
czy możliwe są negatywne konsekwencje dla dziecka za błędy rodziców?
a co dziecko winne...
a Bóg sprawiedliwy
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 16:46
TEOR napisał/a:
Witajcie,
1. Moim zdaniem to nie jest fair, ale nie fair byłoby też gdyby mój mąż miał jednocześnie dwie rodziny, a utrzymywanie kontaktów z nieślubnym dzieckiem, to właśnie taka sytuacja.
a czy jest fair, że dziecko zostało skazane na wychowanie się bez ojca ?
To nie jest jego wina, że powołali go na świat rodzice którzy zbłądzili.
Jesteś szczęśliwa żoną ojca nieszczęśliwego dziecka.
Coś w tym łańcuszku przekazywania miłości szwankuje... Nie uważasz ?
Współczuję Ci, to bardzo trudna sytuacja w której się znalazłaś.
Jednak, czy sposób jej rozwiązania,
nie pomija zobowiązań wobec dziecka które spoczywają na mężu ?
To porzucenie dziecka, jego potrzeb.
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 17:22
GregAN napisał/a:
a czy jest fair, że dziecko zostało skazane na wychowanie się bez ojca ?
To nie jest jego wina, że powołali go na świat rodzice którzy zbłądzili.
Jesteś szczęśliwa żoną ojca nieszczęśliwego dziecka.
a ja uważam że ojciec biologiczny bardzo dobrze robi, zgodnie z tym co powiedzieli na ten temat np ksiądz Drzewiecki, dzięki temu też daje szanse byłej kochance na poznanie kogoś wolnego z kim będzie mogła ułożyć sobie życie a kto pokocha tamto dziecko i podejmie się jego wychowania wspólnie z matką/partnerką
te kobiety=kochanki żonatych mężczyzn muszą się liczyć z tym że kiedy zajdą w ciążę może okazać się że zostaną samotnymi matkami, ta kobieta takie ryzyko podjęła a teraz ponosi tego konsekwencję i nie zwalam całej winy na kochankę-o nie! z pewnością taki niewierny mąż też poniósł konsekwencje a życie z taką przeszłością też do łatwych zapewne nie należy...
Karmel [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 17:23
Niedawno wysłuchałam rekolekcji ks. Dziewieckiego m.in. w temacie nieślubnych dzieci. Myślę, że to dobre źródło czerpania wiedzy jak się odnieść do tej kwestii.
Na forum jest link do tego kazania. Chyba nawet ktoś go w tym temacie już zamieszczał. Może dobrze jest szukać odpowiedzi na łonie kościoła...ludzie czasem tworzą własną moralność...
Ostatnio zmieniony przez Karmel 2013-11-17, 17:27, w całości zmieniany 1 raz
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 17:26
grzegprzu czy Ciebie ta sytuacja dotyczy? czy Twoja żona ma dziecko z kochankiem może?
łatwo jest dawać rady kiedy samemu ten problem jest obcy...
GregAN [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 17:40
landis85, odniosłaś się tylko do pierwszej części wypowiedzi.
W jaki sposób skomentujesz dalszą :
Cytat:
Coś w tym łańcuszku przekazywania miłości szwankuje... Nie uważasz ?
Współczuję Ci, to bardzo trudna sytuacja w której się znalazłaś.
Jednak, czy sposób jej rozwiązania,
nie pomija zobowiązań wobec dziecka które spoczywają na mężu ?
To porzucenie dziecka, jego potrzeb.
Ojciec biologiczny zostawiając swoje dziecko, dobrze czyni ??
Czy tak samo powinna postąpić matka, mężatka - zostawić dziecko do wychowania ojcu biologicznemu ?
Szanowne panie, coś mi w Waszych wypowiedziach pachnie hipokryzją, tworzeniem teorii na własny użytek, po trupach do celu, bezwzględnie.
Co do zostawienie matki nieślubnego dziecka jako forma ukarania jej za grzech - to nie jest przywilej ludzki.
Z kolei jako forma dania jej szansy na ułożenie sobie życia z kimś innym... co ma piernik do wiatraka ???
Lepiej powiedźcie szczerze, wprost:
Uważacie że należy poświęcić to dziecko, w imię zapewnienia sobie spokoju w małżeństwie.
Nakazanie mężom porzucenia jego dziecko wyłącznie w obawie przed wpływem matki tego dziecka na męża.
Mnóstwo teorii po to żeby zagłuszyć sumienie, usprawiedliwić fakt że swoją postawę wyrządzana jest krzywda niewinnej osobie.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 18:02
To się wszystko w teorii ładnie układa.
Zdradzający, który ma nieślubne dziecko okazuje się osobą dojrzałą i utrzymując kontakt z dzieckiem, trwa w wierności małżonkowi.
Małżonek okazując się osobą dojrzałą, akceptuje konieczność kontaktu rodzica z dzieckiem i obdarza byłego zdradzającego koniecznym zaufaniem.
Kochanek/kochanka nie wykorzystuje sytuacji w celu odbicia byłej zdobyczy, okazując się również osobą dojrzałą.
Rodzeństwo przyrodnie, nie będąc nastawianym przeciwko sobie przez dojrzałych dorosłych żyje z wiedzą o sobie i wiedza ta mu nie ciąży.
Tyle, że do tego potrzeba spełnienia warunków brzegowych: dorośli, którzy popsuli, nagle stają się dojrzali...
Mało prawdopodobne.
Natomiast w drugą stronę patrząc - dla mnie rodzic, który nie utrzymuje kontaktu ze swoim dzieckiem też jest niedojrzały. Zazwyczaj motywacja jest taka: obecna partnerka/żona i nasze wspólne dzieci to rodzina, dziecko z innego związku to nie rodzina. Najsłabszymi ofiarami są tu dzieci. One przyjmują rzeczywistość emocjonalnie, nie racjonalizują sobie - mój tata ma sakramentalną rodzinę, więc płaci alimenty, ale się do mnie nie zbliża i jest to OK.
Dzieci z obu matek ponoszą konsekwencje. Rolą dorosłych jest te konsekwencje minimalizować - wszystkich dorosłych z trójkąta, nie tylko zdradzonego małżonka, czy rodzica, który zdradził.
Chociaż nie wątpię, że dla ochrony małżeństwa lepiej jest uciąć całkowicie kontakt z byłym kochankiem/kochanką.
Oczywiście my sobie teoretyzujemy, podobnie jak ks. Dziewiecki.
Dla mnie w pamięci trzeba mieć natomiast, że na koniec zdamy sprawę z tego, jak kochaliśmy - nie tylko męża, żonę, dzieci, ale też innych, a w szczególności niewinnych i bezbronnych.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 18:09
Greg
Nie dziw się.
Każdy myśli o sobie, takie prawa na świecie rządzą.
Aby oddalić wszelkie wątpliwości trzeba poszukać odpowiedniego cytatu
z jakiejś wypowiedzi księdza najlepiej albo ze starego testamentu.
Ps. landis, moja żona nie ma dziecka z kochankiem. Nie zmienia to jednak faktu, że uważam, że ojciec , który dla świetego spokoju (aby ślubna zoną mu nie marudziła)
nie utrzymuje żadnych kontaktów ze swoim dzieckiem jest .....
(nie powiem dosadnie).
Wcześniej czy później to dziecko się zapyta, dlaczego się mnie wyrzekłeś....i co odpowie?
dlatego, że jesteś poczęte z grzechu?
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 18:24
Filomena napisał/a:
Oczywiście my sobie teoretyzujemy, podobnie jak ks. Dziewiecki.
Z tego co pamiętam, to ksiądz Dziewiecki nie teoretyzował i nie wymyślał tej historii, tylko pisał o konkretnym przypadku, który znał osobiście.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-17, 18:30
Teoretyzuje w tym znaczeniu, że sam takich emocji nie przeżywał.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.