Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
majola, mogę sobie wyobrazić co czujesz...
Zwłaszcza że sama nie jestem wcale tak daleko od tego. Tzn. wydaje mi się, że daleko, ale w zasadzie nie wiem nic na pewno.
I tak myślę, że to chyba naturalne, że jest w nas, ludziach, ogromny bunt i sprzeciw wobec tego, że Boży plan, Boski zamysł może być dla nas (lub dla zostawiającego nas małżonka) tak bardzo niewidoczny, zatarty, nieobecny przez lata - przez dziesiątki lat.
I objawić się na przykład dopiero po upłynięciu większości czasu danego nam na tej planecie. Lub dopiero w momencie śmierci. Lub dopiero po śmierci.
Podczas gdy my chcielibyśmy żeby objawił się już! Teraz! W przyszłym miesiącu, najdalej w przyszłym roku..
To jest trudne. Nie da się tego ot tak zaakceptować z dnia na dzień.
Ale myślę, że upływający czas jest sprzymierzeńcem.
Ściskam Cię ciepło.
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-19, 20:01
Dziewczyny modlitwa mi pomaga i to bardzo, chwała Panu!. Dzisiaj mam trochę lepszy dzień. Właśnie czytam książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" Tylko dlaczego jej wcześniej nie przeczytałam
[ Dodano: 2013-09-23, 21:26 ]
Nadchodzą długie jesienne wieczory,które spędzę sama,długie zimowe wieczory,które spędzę sama.Samotne weekendy..życie towarzyskie toczące się obok, bo ja już tylko zawsze będę na doczepkę..Będę patrzyła na szczęśliwe rodziny i będę wyła w poduszkę.A mój mąż -zdrajca nie obarczony dziećmi, problemami będzie radośnie spędzał weekendy i wieczory ze swoją kochanicą i patrzył na mnie z politowaniem i szyderczym uśmiechem.Napisał mi kiedyś w smsie ....a wy wariatki się módlcie.. (to o mnie i mojej mamie). Ciężko żyć, ciężko przestać myśleć.Zniknęła gdzieś radość życia."Otworzyłam klatkę" i ptaszek wyfrunął, już chyba na zawsze....
[ Dodano: 2013-09-25, 04:25 ]
Czy można już bardziej pokazać, że się kogoś nie kocha,on mi pokazał, wybierając inną.Czy jest sens modlić się o powrót? Co robić, skąd wiedzieć jakie myśli ,działania są dobre, które podpowiada Bóg ?!!!!
[ Dodano: 2013-10-01, 21:15 ]
Jak uwolnić się od tych myśli -dlaczego on mi to zrobił, jak mógł- cały czas myślę tylko o tym, niby robię coś innego, ale to jest jak w transie ,czy ja już zwariowałam, czy jestem blisko jakiegoś obłędu!!? pomocy ,co mam robić, jak wyrzucić te myśli i zająć głowę czymś innym?!!!
[ Dodano: 2013-10-16, 07:52 ]
Nic się nie zmienia, jestem w czarnym dole. całkowita destrukcja rodziny, jak można ......Boże daj chociaż cień nadziei !!!!!! Jak żyć ?!! Przez pół życia byłam żoną, teraz czuję się jakby odcięto mi nagle połowę ciała. Czy kiedyś się z tego otrząsnę . Nic mnie nie cieszy,żyję jak automat .Boże pomóż!!!!!!!!!!!!!!!
[ Dodano: 2013-10-16, 15:52 ]
Błagam pomóżcie!!! nie daję rady !!!!
[ Dodano: 2013-10-21, 22:31 ]
Powiedzcie mi, dlaczego tak jest, przecież to nie ja zdradziłam, nie ja odeszłam, skoro ja mam Boga po mojej stronie, dlaczego czuję się tak podle, dlaczego jestem taka przybita, zdołowana...??Czemu nie mogę odzyskać wiary w siebie?Czemu mąż wydaje sie być szczęsliwszy??A ja miotam się i rozpaczam, chociaż powinno być odwrotnie.??!!Na rekolekcjach było wspaniale, chłonęłam każde słowo, ale po powrocie trzeba zmierzyć się z rzeczywistością, wszystko wraca.Jak pomyślę o męzu, jak widzę samochód kochanki przed blokiem (on nim jeździ),to robi mi sie słabo.nie wiem jak sie pozbyć tych okropnych, poniżających uczuć ??
Anita37 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-11, 10:00
quote]Jak pomyślę o męzu, jak widzę samochód kochanki przed blokiem (on nim jeździ),to robi mi sie słabo[/quote].
Rozumiem , co czujesz. Mój mąż, także samochodem kochanki jeździ, a swoją 'wypasioną furę' oddał w użytkowanie tej właśnie kochance. Zastanawia mnie, po co oni tak się zamienili. Ciśnienie mi się podnosiło, jak widziałam ten samochód, gdy przyjeżdżał po dzieci. Choć muszę przyznać, że z upływem czasu coraz mniej mnie to obchodzi i boli. Daj czas, czasowi...
Elżbieta [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-11, 13:14
bosonia napisał/a:
Dziewczyny modlitwa mi pomaga i to bardzo, chwała Panu!. Dzisiaj mam trochę lepszy dzień. Właśnie czytam książkę "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy" Tylko dlaczego jej wcześniej nie przeczytałam
[ Dodano: 2013-09-23, 21:26 ]
Nadchodzą długie jesienne wieczory,które spędzę sama,długie zimowe wieczory,które spędzę sama.Samotne weekendy..życie towarzyskie toczące się obok, bo ja już tylko zawsze będę na doczepkę..Będę patrzyła na szczęśliwe rodziny i będę wyła w poduszkę.A mój mąż -zdrajca nie obarczony dziećmi, problemami będzie radośnie spędzał weekendy i wieczory ze swoją kochanicą i patrzył na mnie z politowaniem i szyderczym uśmiechem.Napisał mi kiedyś w smsie ....a wy wariatki się módlcie.. (to o mnie i mojej mamie). Ciężko żyć, ciężko przestać myśleć.Zniknęła gdzieś radość życia."Otworzyłam klatkę" i ptaszek wyfrunął, już chyba na zawsze....
[ Dodano: 2013-09-25, 04:25 ]
Czy można już bardziej pokazać, że się kogoś nie kocha,on mi pokazał, wybierając inną.Czy jest sens modlić się o powrót? Co robić, skąd wiedzieć jakie myśli ,działania są dobre, które podpowiada Bóg ?!!!!
[ Dodano: 2013-10-01, 21:15 ]
Jak uwolnić się od tych myśli -dlaczego on mi to zrobił, jak mógł- cały czas myślę tylko o tym, niby robię coś innego, ale to jest jak w transie ,czy ja już zwariowałam, czy jestem blisko jakiegoś obłędu!!? pomocy ,co mam robić, jak wyrzucić te myśli i zająć głowę czymś innym?!!!
[ Dodano: 2013-10-16, 07:52 ]
Nic się nie zmienia, jestem w czarnym dole. całkowita destrukcja rodziny, jak można ......Boże daj chociaż cień nadziei !!!!!! Jak żyć ?!! Przez pół życia byłam żoną, teraz czuję się jakby odcięto mi nagle połowę ciała. Czy kiedyś się z tego otrząsnę . Nic mnie nie cieszy,żyję jak automat .Boże pomóż!!!!!!!!!!!!!!!
[ Dodano: 2013-10-16, 15:52 ]
Błagam pomóżcie!!! nie daję rady !!!!
[ Dodano: 2013-10-21, 22:31 ]
Powiedzcie mi, dlaczego tak jest, przecież to nie ja zdradziłam, nie ja odeszłam, skoro ja mam Boga po mojej stronie, dlaczego czuję się tak podle, dlaczego jestem taka przybita, zdołowana...??Czemu nie mogę odzyskać wiary w siebie?Czemu mąż wydaje sie być szczęsliwszy??A ja miotam się i rozpaczam, chociaż powinno być odwrotnie.??!!Na rekolekcjach było wspaniale, chłonęłam każde słowo, ale po powrocie trzeba zmierzyć się z rzeczywistością, wszystko wraca.Jak pomyślę o męzu, jak widzę samochód kochanki przed blokiem (on nim jeździ),to robi mi sie słabo.nie wiem jak sie pozbyć tych okropnych, poniżających uczuć ??
Bosonia, spokojnie, teraz jest czas dla Ciebie - po to, abyś wreszcie zabdała o siebie.
Dziś rozmawiałam z pewną dawną Sycharką - jej małżeństwo cudownie uzdrowione - mąż bardziej nawrócony niż kiedykolwiek
- ona potwierdza te słowa - zajmij się sobą, bo nie dbasz o siebie (piszę oczywiście ogólnie do kobiet/żon/matek)...
Zrób sobie wreszcie prezent. Uzależniłaś swoje życie od męża-bozka, czas to zmienić. Wróć do Chrystusa - to ZŁOTA RADA i chyba jedyna, jak na początek. Pana Jezusa postaw w miejsce bożków. Pamiętaj - Twoje emocje to też może być bożek - więc zadbaj o swoje emocje. Wycisz się, zaufaj Panu Bogu, odzyskaj swoją wiarę, wiarę w uzdrowienie SIEBIE.
Aga6025 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-11, 22:09
Jak sobie z tym poradzić? Chciałabym zadać to pytanie, choć moje życie jest kompletnie inne. Bo to ja chcę odejść, nie odejść do kogoś innego ale uciec od życia z człowiekiem, z którym nic mnie po 15 latach nie łączy. Nie umiemy ze sobą rozmawiać. Każda poważniejsz, czy konkretna rozmawa kończy się kłótnią, której świadkami są nasi synowie. Mieszkamy razem, śpimy w tym samym łóżku, ale nic nas nie łączy. Nie widzę sensu życia razem. Unikamy się na wzajem. Różnimy się w zasadzie pod każdym względem od banalnych codziennych spraw, po poważniejsze decyzje, czy sposób wychowania dzieci. Do tego dochodzi kompletny brak szacunku ze strony męża dla mnie, w jego oczach jestem nikim i niczym.
Modlę się od lat – o cierpliwość, o umiejętność postępowania, o drogowskaz na życie… ale jednocześnie popadam w co raz większą dziurę, nie widzę możliwości odbudowania naszego związku. Ja nie czuję nic do męża poza żalem. Zastanawiałam się, dlaczego nie umię mu wybaczyć. Ale żeby coś wybaczyć, osoba krzywdząca nas musi uznać swój błąd, przeprosić, a przede wszystkim zmienić swoje postępowanie. Mój mąż nie widzi jak ogromnie mnie krzywdzi, a ja już nie mam siły tłumaczyć jakie jest moje odczucie i dlaczego jego postępowanie jest złe. Prosiłam aby znaleźć jakąś terapię, poradę psychologa, czy kogoś zajmującego się rodzinami w kryzysie. Nie zgadza się na to.
Mój mąż nie chce się rozejść. Choć nic do mnie nie czuje, choć jestem mu obojętna, choć nic ode mnie nie oczekuje – nie pozwoli na nasze rozstanie. On poświęca się dla dobra naszych dzieci. A ja nie widzę nic dobrego w wychowywaniu dzieci w chorej rodzinie. Tak nasza rodzina jest bardzo chora.
Czytam od tygodnia forum i inne publikacje, wysłuchałam kilku audycji, kazań i czuję się coraz bardziej zagubiona, coraz bardziej niewarta miłości Bożej.
Jak sobie z tym poradzić? Jak chcieć być z mężem? Jak odnaleźć uczucie do niego? Jak uzdrowić naszą rodzinę?
Ostatnio zmieniony przez Aga6025 2013-11-24, 15:31, w całości zmieniany 1 raz
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-11, 23:42
Przyszło mi do głowy abyś spróbowała przeczytać ten tekst:
Dziękuję za odpowiedzi na moim wątku. Ten lik otworzyłam, ale jest tego sporo, będę pomału go czytać. Staram sie zajmowac sobą, nie jest to łatwe, bo wydaje mi się, że przecież nigdy nie zaniedbywałam siebie, mam na myśli wygląd ,czy zainteresowania.Tylko nie umiem się pogodzić teraz ze zmianą życia, że jesteśmy wciągnięci w to bagno. Mąż dwa razy już zawiózl dzieci do kochanki, na sobotę, i nie widzi w tym nic złego, ja powiedziałam,że nie zgadzam się na to ,więc on powiedział ,że nie będzie mi dawał pieniędzy....Chyba jestem zmuszona do założenia sprawy o alimenty... Zapisałam się do psychologa, modlę się o nawrócenie męża, staram się jakoś żyć....
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-12, 09:34
Aga6025 napisał/a:
Ale żeby coś wybaczyć, osoba krzywdząca nas musi uznać swój błąd, przeprosić, a przede wszystkim zmienić swoje postępowanie. Mój mąż nie widzi jak ogromnie mnie krzywdzi, a ja już nie mam siły tłumaczyć jakie jest moje odczucie i dlaczego jego postępowanie jest złe.
Wiesz co Ty jesteś w błędnym kręgu. Przerwij ten krąg. Kiedyś Swallow pokazała mi ciekawy link. Oto on:
http://rodzina.opoka.org....ledny_Krag.html
Czy działa? Działa. Jeżeli starasz się to zrozumiec.
Mój mąż mnie również krzywdzi. Raz mocniej, raz mniej. Ale przecież i ja krzywdzę jego. Więc choc ciężko, próbuję zmienic siebie. I czasami to kojarzy się z jakąś dziwną potulnością, to tak nie jest. Ten kto pierwszy przepraza nie poniża się. On jest mądrzejszy. Co nie znaczy, że i ja czasami nie przesadzam. Że za dużo ustępuję, a to też złe.To takie lawirowanie na cienkiej linie. Ale dzieki temu tekstowi zrozumiałam wiele. i ciągle się uczę, bo miewamy lepsze, gorsze i bardzo złe dni.
[ Dodano: 2013-11-12, 09:38 ]
bosonia napisał/a:
Mąż dwa razy już zawiózl dzieci do kochanki, na sobotę, i nie widzi w tym nic złego, ja powiedziałam,że nie zgadzam się na to ,więc on powiedział ,że nie będzie mi dawał pieniędzy....Chyba jestem zmuszona do założenia sprawy o alimenty...
To najczystszy szantaż. I to bardzo, bardzo zły z jego strony. Czemu od razu nie wystąpiłaś o alimenty? na samym początku wątku trzeba było to zrobic.
Zbieraj dużo rachunków, za zakupy, za mieszkanie, za dzieci. Im więcej tym lepiej. Mąż naraża Cię na poważne straty materialne. Brzydko napiszę: uwal go. Jesteś w stanie to zrobic. Zachowanie mojego męża to malutka gorzka kropla przy tym, co robi Twój.
Zastanawiałam się, dlaczego nie umię mu wybaczyć. Ale żeby coś wybaczyć, osoba krzywdząca nas musi uznać swój błąd, przeprosić, a przede wszystkim zmienić swoje postępowanie. Mój mąż nie widzi jak ogromnie mnie krzywdzi, a ja już nie mam siły tłumaczyć jakie jest moje odczucie i dlaczego jego postępowanie jest złe.
"(...)Powiedzmy, ze jakaś bardzo ważna dla was osoba popełniła wielki błąd. W rezultacie czujecie się skrzywdzeni lub zranieni. Decydujecie, że to, co ta osoba zrobiła, było tak złe, że nie możecie jej przebaczyć.Ta decyzja blokuje waszą zdolność do miłości i wyłącza z działania dużą część waszego serca. Nawet jeżeli będziecie próbować zapomnieć o tej osobie, to, dopóki jej nie wybaczycie, będziecie wciąż dawać jej siłę, zdolność do ciągłego ranienia was. Wybaczenie oznacza uwolnienie od rany, od krzywdy.Przebaczenie pozwala znów dawać miłość i pomaga otworzyć się, żeby dawać, a także otrzymywać miłość. Jeśli pozostaniemy zamknięci, tracimy i jedno, i drugie.
Wybaczenie nie tylko uwalnia nas, byśmy mogli znowu kochać, ale pozwala także wybaczyć sobie samemu, ze nie jesteśmy doskonali.(...)
John Gray"
Przebaczenie nie jest łaską z naszej strony dla osoby przez którą czujemy sie skrzywdzeni, ale dla nas. Jest potrzebna nam, dla naszego własnego uzdrowienia...
Aga6025 napisał/a:
Modlę się od lat – o cierpliwość, o umiejętność postępowania, o drogowskaz na życie…
A ja modlę się o to, aby Bóg pomógł mi zobaczyć i kochać męża, tak jak On go widzi i kocha...
Agatko, długie lata oboje pracowaliście na "stan" Waszego małżeństwa (wykasowałś swój pierwszy wpis, ale ja go pamiętam, moja sytuacja była bardzo podobna), nie spodziewaj sie tego, ze teraz w kilka chwil uda sie to naprawić. Mąż nie chce... I cóż z tego? Na początek wystarczy, aby jedno z Was chciał i coś zaczęło robić... Mój też nie chciał, bo tak naprawdę nie widział sensu ani szansy na zmianę... I co? I chyba nadal nie chce, ale ja przestałam tego od niego oczekiwać... Rezultat? Ja sie zmieniam i jest mi z tym dobrze (odkrywam zupełnie nową dla mnie osobę), małżeństwo oddalam Bogu (w najlepsze z możliwych "ręce"), uczę się kochać męża i okazywać mu to w sposób "zrozumiały" dla niego...A mąż?... Zmienia się tak "mimowolnie". Bardzo powoli, ale jednak...
Mnie Bóg pozwolil stanąć w prawdzie o sobie w kilku kwestiach, a zwłaszcza w tej dotyczącej kryzysu w moim małżeństwie...
Kryzys w moim małżeństwie...
Czułam się bardzo skrzywdzona i zawiedziona... Najbardziej tym, ze mąż nie próbował ( ), nie zadał sobie, w moim mniemaniu, trudu "ratowania"... Wyrzucałam mu to często jak i to, że sam również przyczynił się do takiego stanu rzeczy (nie omieszkałam podać przykładów)... Chciałam wytykając mu jego błędy, a oględnie tylko wspominając o swoich, sprawić ażeby zmienił swoją "decyzje"...
Az Bóg pokazał mi tę prawdę o mnie(bardzo dla mnie wstrząsająca)
I wtedy zobaczyłam w moim mężu nieszczęśliwego człowieka ( ), któremu życie i małżeństwo nie do końca potoczyło się tak jak tego chciał, który nie wierzy w to ze cokolwiek można jeszcze zmienić... Zobaczyłam, ze jego decyzje i zachowania są niemym krzykiem bezradności, niemocy i zawodu wobec zaistniałej rzeczywistości... Zrozumiałam pewne prawdy... O nim... O mnie... O naszym małżeństwie...
Smutne prawdy...
Próbowałaś spojrzeć kiedyś na Wasze małżeństwo z "perspektywy" męża
Zadaj sobie pytanie, czy chcesz aby Wasze małżeństwo się zmieniło? Jeśli tak, to zacznij nad tym pracować. Nie uzależniaj swojej decyzji i pracy od chęci męża... Zajmij sie swoją częścią, tym co sama zmienić możesz...
Do tych ksiązek, które Ci już polecałam proponuję jeszcze "Granice w relacjach małżeńskich" Henry Cloud, John Townsend
ps
Bosonia, przepraszam, ze w Twoim wątku odpowiadam Agacie.
Agatko, pisz proszę nadal w swoim watku...
Pozdrawiam i otulam modlitwą.
bosonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-11-12, 20:10
Nie szkodzi,dobre rady zawsze warto poczytać
[ Dodano: 2013-11-13, 11:42 ]
założyłam sprawę o alimenty, bo mąż zaczął straszyć mnie policją, jak nie zgodzę się na wyjazdy dzieci do kochanki....Mam już tego dość. Ja nie chciałam, nie chcę tego całego bagna, ale co mogę zrobić? po prostu jeden wielki koszmar...
[ Dodano: 2013-11-23, 19:03 ]
Właśni dzisiaj dowiedziałam się ,że mam etat tylko do końca roku, potem jak chcę mogę dalej pracować na umowę -zlecenie......Czy to już wszystko co mnie czeka w tym roku?!!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.