Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-10-18, 21:54 Ona: 14 lat Cię nie kocham!
Nie jestem święty, o nie! Swoje zło w tym związku 2 razy uczyniłem, ale dzięki Bogu i wspaniałomyślności mojej Żony, wracałem, a ona mi wybaczała. Tak mówiła, tak potem żyliśmy. Aż do teraz...
Mniejsza teraz o skutki, ale powodem naszego kryzysu jest błąd wyboru. Moja żona powiedziała mi, że od początku, od 14 lat małżeństwa, mnie nie kochała tak naprawdę. Raczej jakieś swoje wyobrażenie, tłumaczyła sobie, że ja się poprawię, że jestem przecież dobrym człowiekiem, że się dopasujemy itp
Mamy 3 dzieci, ostatnie urodziło się miesiąc po mojej ostatniej zdradzie, w głowie. Naprawdę chciałem odejść. Ale opamiętałem się, przemyślałem, i zostałem.
Wiem, wielu z Was powie, że mi się należało. Pewnie tak jest. Niemniej jednak, od 3 lat jestem inny, nie myślę o 'babach', jestem wierny ciałem i umysłem, staram się. Jak widać za mało. Od tej ostatniej historii, wszystko się wg Żony popsuło, zgniło, wygasło.
Jesteśmy na jej prośbę od 1,5 roku w Domowym Kościele, byliśmy na rekolekcjach dla rodzin, bardzo zbliżyłem się do Boga. Widzę, że starała się coś poprawić, ale nigdy nie rozmawialiśmy o tym jak bardzo jej ze mną źle. Gdyby tak zrobiła, pewnie dzisiaj było by inaczej.
Ona teraz mnie odtrąca fizycznie i emocjonalnie. A ja cierpię tak jak ona przy tych 2 razach, a może mniej, bo faceci nie płaczą. Ja płaczę! Ten rok, od ostatnich rekolekcji w lipcu, jest najwspanialszy w moim życiu. Pogodziłem się z Panem, nawiązałem wspaniałe relacji z dziećmi, wszystkie mnie uwielbiają tak, że Żona żartowała, że jest zazdrosna.
I nagle, przy zwyczajnej, codziennej rozmowie okazało się, że od tych rekolekcji jest zauroczona niedawno spotkanym kolegą z liceum i "wydaje mi się, że go kocham". On ma rodzinę, jest szczęśliwy i spełniony i wiem, że nie interesują go 'takie sytuacje'. Znam go, to też mój kolega, korespondujemy ze sobą. Teraz się oddalił, usunął na moją prośbę o czas na naprawę naszego związku, ale ona codziennie do niego pisze maile, smsuje i wciąż o nim myśli. Mnie traktuje jak powietrze.
Na rekolekcjach oglądaliśmy film "Ognioodporny", wzruszyła się, ale nie powiedziała, że oczekuje tego ode mnie!
Dzisiaj ja oglądam ten film, mam książkę, którą miał Caleb od ojca. Jestem na 4 dniu. Zmieniam się dla niej i dla Boga. Błagam i modlę się o jej miłość, taką, jakiej nigdy nie doświadczyła, o której marzyła. Wiem, że jest wspaniałą kobietą, daje mi siłę i moc bycia ojcem i mężczyzną. Dzisiaj jestem wrakiem, mam myśli samobójcze, skoki nastrojów, euforię i płacz. Nie potrafię bez niej żyć, była zawsze przy mnie. Gdybym cokolwiek przeczuwał to nie byłby to taki szok dzisiaj! Głupi!
Teraz Ona chce "trwać" ze mną dla dzieci, nie chce się wyprowadzać, nie chce specjalnie niczego zmieniać. Chce tylko, abym dał jej spokój i pozwolił robić co chce, byle beze mnie, ale jednak obok. To tak potwornie boli, kiedy siedzi obok przy stole i z uśmiechami pisze do niego...
Jak mam znaleźć siłę? Jak się obronić przed tymi złymi myślami?
Postanowiłem pracować nad sobą, nad testosteronem i dam sobie z tym radę, ale bardzo ciężko jest mi przyjąć Wolę Bożą, boję się chyba... Nie chcę rozwodu, nie chcę aby dzieci cierpiały, ale nie wiem, czy umiem żyć obok niej gdy ona myślami jest z nim...
Co mogę jeszcze zrobić, aby odbudować naszą miłość???
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-19, 07:53
Witaj u nas na forum
Dużo pracy przed Tobą, ale wszystko zaczyna się od pierwszego kroku.
Zajrzyj do działu świadectw, bo wielu z nas już się udało uratować małżeństwo - http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=3
Zajrzyj do działu rekolekcji, tam zwłaszcza ostatnie z ks. Dziewieckim o przysiędze małżeńskiej - http://www.rekolekcje.sychar.org/
Wreszcie - wzmacniaj się w relacji z Bogiem, jako mężczyzna, trochę podpowiedzi tu: http://www.kryzys.org/vie...5680432c43f2ee7
Na koniec - piszesz, że nie chcesz rozwodu, nie chcesz aby dzieci cierpiały.... ale wyżej, że żona nic o rozwodzie nie mówi, że chce aby było jak jest? że to Ty nie wiesz czy wytrzymasz, czy będziesz umiał żyć "obok"? Pracuj nad emocjami, i nie rzucaj hasła "rozwód" nawet w najgorszym dole.
maciunio [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-19, 17:58
Dzięki Nirwanna, wiem, że to dużo pracy. Ale chcę ją wykonać. Jeśli nie uda nam się poprawić relacji, to przynajmniej mnie przybędzie wiary i siły, aby czekać :)
To nie ja mówię o rozwodzie, tylko Jej przyjaciele, o alimentach i strachu. Raczej to nie pomaga.
Nad emocjami właśnie jest mi najtrudniej pracować, ale powiem Ci, że po tym wczorajszym rozpisaniu się, chyba mi się polepszyło. Dzisiaj zabrałem dzieciaki na zaplanowany wyjazd na festiwal nauki. Ale super było! Naładowałem się pozytywnymi emocjami i od 5 godzin nie boli mnie jej obecność :)
Chwilami sobie myślę, że cała ta sytuacja to nawet nie tyle kara za moje grzechy, ale może forma zemsty? Naprawdę sytuacja się odwróciła po latach i myślę, że to szansa dla mnie abym poczuł się jak Ona, zdradzona i tak jak ona wtedy zwrócił się do Boga o pomoc. Zwróciłem się, chyba pomaga, już nie płaczę, zaczynam działać, nie mogę się zatrzymywać, bo wtedy działa na mnie jej (nie)obecność :)
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-19, 20:33
Nie bądź sam w tym wszystkim. Wiesz, że całkiem niedaleko masz Ognisko Sycharu w Skierniewicach?
maciunio [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-20, 05:27
Jestem największym debilem na świecie!!!
Wyrzuciłem żonę z domu i zażądałem rozwodu, przy świadkach, po 7 godzinach rozmów 'mediacyjnych'. Przyjaciele, cholera jasna!
To koniec. Niepotrzebny wątek na forum.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-20, 05:46
Potrzebny potrzebny. Co najmniej do tego, abyś tu właśnie wentylował emocje, a nie w realu.
maciunio [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-20, 08:07
Chyba mam problemy ze sobą. To ja jestem przyczyną problemów. Nie umiem sobie poradzić z emocjami i tymi dobrymi (miłość) i tymi złymi (egoizm). Ten wentyl tutaj, to za mało, większość emocji niestety idzie w nasz 'związek'...
To nie moja żona go rozbiła, to ja...
***
Jest prawie 11ta, Anetka wróciła do domu. Słabo jej jest, wymiotowała, zaopiekowałem się nią, przytuliłem ululałem i teraz śpi.
A ja się chyba pomodlę.
Dorota2 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-20, 18:54
Kod:
...ale bardzo ciężko jest mi przyjąć Wolę Bożą, boję się chyba... Nie chcę rozwodu, nie chcę aby dzieci cierpiały, ale nie wiem, czy umiem żyć obok niej gdy ona myślami jest z nim...
Kiedyś prosząc siostry w Sanktuarium w Łagiewnikach o modlitwę , dopisłam, że może nie powinnam prosić o powrót męża, może Pan Bóg chce inaczej... Jedna z sióstr odpisała mi, że na pewno wolą Pana Boga nie jest rozpad naszego małżeństwa, ale zgoda i miłość... coś w tym rodzaju, bo było to kilka lat temu, a po tym jak padł mi komputer utraciłam zawartość skrzynki pocztowej . Tak więc spokojnie powierz Panu Bogu swój problem i ufaj
awe59 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-21, 19:48
maciunio napisał/a:
ostatnie urodziło się miesiąc po mojej ostatniej zdradzie, w głowie.
to też zdrada,
maciunio napisał/a:
A ja cierpię tak jak ona przy tych 2 razach, a może mniej,
skoro masz okazję przekonać się jak to boli, to ofiaruj to cierpienie za Wasze małżeństwo, za nią, za żonę
pomyśl ile lat twoja żona żyje z tym bólem? módl się aby zechciala z tobą rozmawiać i wyjedźcie może na weekend małżeński!?
przy dobrej woli Was obojga, resztę zrobi BÓG
maciunio [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-22, 06:57
awe59 napisał/a:
maciunio napisał/a:
ostatnie urodziło się miesiąc po mojej ostatniej zdradzie, w głowie.
to też zdrada,
WIEM :( to wtedy była chyba ostatnia kropla, nigdy nie zamknęliśmy tego rodziału, w niej cały czas to siedziało, a ja nie chciałem do tego wracać, chciałem to zakopać i wymazać z pamięci. Prawie mi się udało, ale to był błąd! :(
awe59 napisał/a:
maciunio napisał/a:
A ja cierpię tak jak ona przy tych 2 razach, a może mniej,
skoro masz okazję przekonać się jak to boli, to ofiaruj to cierpienie za Wasze małżeństwo, za nią, za żonę
pomyśl ile lat twoja żona żyje z tym bólem? módl się aby zechciala z tobą rozmawiać i wyjedźcie może na weekend małżeński!?
przy dobrej woli Was obojga, resztę zrobi BÓG
To bardzo dobry pomysł, ofiaruję to co mnie boli za Nas! Codziennie się modlę, aby zechciała rozmawiać o całej tej sytuacji, teraz rozmawiamy tylko o 'logistyce codziennej'.
Dzisiaj kolejna kłótnia, mój egoizm, zazdrość o czas jaki ona chce spędzić z synem. Kretyn!
Moja Ukochana zgodziła się pojechać na takie weekend za 2 tygodnie. Oczywiście, mówi, że to bez sensu, że wyjedzie pierwszego dnia, ale ja wiem, że Bóg da nam szansę porozmawiać o problemach, wrócić do ich źródeł i zacząć od nowa.
JakubekKaz [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-27, 12:08
Kiedy jechałem z Zona na weekend malzenski... to była przyslowiowa "ostatnia deska ratunku". A wlasciwie było gorzej Jechalem pogodzony, ze już po wszystkim i jade tam tylko dlatego, ze chce mieć pewność, ze zrobiłem absolutnie wszystko... Nasz kryzys trwal już kilka lat i było już "pozamiatane" miedzy nami. Malo tego! W zyciu Zony pojawil się ktoś inny niż ja...
Cale kilka godzin podrozy sluchalem slow Zony, ze to bez sensu, strata czasu itd., itp. Ale jednak ze mna jechala
Drugiego dnia stal się CUD! Zona tak po prostu podeszla do mnie, przytulila się i ze lzami w oczach stwierdzila, ze mnie jednak kocha i zaczynamy wszystko jeszcze raz od początku Odnowilismy przysiege malzenska i szczęśliwi wrocilismy do domu!!
No coz... to było ponad 6 lat temu, a trzy miesiące po tamtych rekolekcjach rozstaliśmy sie ale teraz z perspektywy czasu już wiem, ze ten CUD dotyczyl również, a może przede wszystkim mnie!!!
Dziekuje Bogu za tamta ŁASKĘ, która przyjąłem zupełnie nieświadomie. Bez tamtego DOTKNIECIA nie przetrwałbym koszmaru rozwodu i wielu, wielu innych nieprzyjemnych, smutnych a czasem nawet tragicznych chwil. Nie pisałbym tych slow z uśmiechem i pokojem w sercu... To wlasnie wtedy rozpoczal się kolejny krok na drodze mojego nawrócenia i nauka bardzo trudnych dla mnie: cierpliwości oraz konsekwencji. To jest proces a nie "chwila, moment". Wierz mi, ze bardzo bym chciał żeby było inaczej i o wiele szybciej
W czasie weekendu malzenskiego poznaliśmy pare, z która przyjaznie się do dziś. Ich historia była w porównaniu z nasza BEZNADZIEJNA!!!! Oni tez otrzymali Łaskę i w przeciwieństwie do nas od tamtej pory sa szczęśliwym malzenstwem
Pogody DUCHA
maciunio [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-30, 08:07
Dzięki za słowa otuchy. Znów mam Nadzieję! :)
Jak na razie trwam w postanowieniu odnowy wewnętrznej i zewnątrznej, trwam w postanowieniu kochania mojej żony całkowicie bezwarunkową miłością, trwam w każdym jej słowie i geście, które mnie ranią, ale wiem, że tak trzeba. Modlę się za nas codziennie i tylko jak mi smutno i źle to znikam...
[ Dodano: 2013-11-04, 08:40 ]
Rozumiem już ją. Rozumiem, że jej uczucie do mnie poprostu zgasło, bo było, wiem o tym.
Jak ją w sobie rozkochać? Samą miłością do niej? Ona niczego nie przyjmuje, nie chce ze mną spędzać czasu sam na sam, nie chce iśćna koncert, do kina, na spacer, nic! Jak mam się zbliżyć jeśli ona ucieka? Masakra...
[ Dodano: 2013-11-12, 11:00 ]
Cóz... "Weekend małżeński" okazał się całkowitą porażką. Żona po 30 minutach zarządała powrotu do domu. Nie chce niczego ratować, nie chce rozmawiać o uczuciach. Interesuje ją tylko temat unieważnienia małżeństwa. Wróciliśmy następnego dnia rano, ona szczęśliwa, ja raczej wiecie w jakiej formie.
Im dalej od początku kryzysu, tym bardziej Ona utwierdza się w przekonaniu, że mnie nie kocha, nie potrzebuje, nie chce żadnego kontaktu emocjonalnego ze mną. Moje okazywanie miłości, moje modlitwy, tylko ją drażnią, nudzą. Zafiksowała się na zniszczenie tego co było między nami.
Gdzie teraz szukać pomocy? Jak do niej dotrzeć?
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.