Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Bardzo trudna sytuacja - zdrada
Autor Wiadomość
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-10, 15:22   

krawędź nadziei napisał/a:

Gdy wraca sumienie i empatia, to wraca możliwość rozeznania się gdzie się jest.
Tak jak napisała ja_też.


oczywiście i osoba "powracająca" może spokojnie się zastanowić i stwierdzić, że:
- odbudowa zwiazku ma szanse powodzenia
- odbudowa nie jest możliwa
- warto życ obok siebie, bo sakrament, bo ludzie, bo dzieci

Często pada dużo górnolotnych słów....odpowiedzialność, sakrament, empatia, sumienie,
obowiązek, właściwa postawa, ale tak naprawdę...każdemu chodzi o MILOSC. Nie ma się co czarować. Nie ma sie też co czarować i mówić...jestem altruistą i chcę męża/żonę "uratować.
Każdy chce kochać i być kochany, a nie zbawiać małżonka i świat przy okazji.
 
     
Swallow
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-10, 17:34   

Grzegorzu, a Ty wiecznie o tej wyimaginowanej miłości w fazie zakochania.
Nie wiem, czemu nie dochodzi do Ciebie, że ta faza mija ZAWSZE.
Zawsze, jest to biologicznie uwarunkowane, bo w przeciwnym razie trwanie w takim stanie biochemicznym organizmu, umarlibyśmy z wyczerpania po kilku latach.
Poszperaj, poczytaj w materiałach na ten temat.

Związek, małżeństwo trwa dalej, jeśli poza tym krótko trwającym zauroczeniem jest coś jeszcze - przyjaźń, szacunek, lojalność, podobny światopogląd, podobne priorytety, przyjemność z przebywania z taką osobą (np. poczucie humoru, wspólne pasje, dystans do siebie samego, podziw).

I Bóg. Przede wszystkim Bóg.

A u Ciebie jest tak. Bóg Bogiem, Pieśń nad Pieśniami Pieśnią nad Pieśniami, a miłość romantyczna, zakochana i zauroczona musi być i koniec.

Kolejny raz podważasz sens i wartość powrotu małżonka z powodu wyrzutów sumienia.
A czemu uważasz, że to niewłaściwa motywacja? Wyrzuty sumienia kształtują człowieka, uczą go, co jest dobre, a co złe, otwierają oczy na cudzą krzywdę. Dzięki takiej podstawie jest wtedy duża szansa, że dana sytuacja się nie powtórzy i nie będzie kolejnej krzywdy - a nad romantyczną stroną związku mogą wtedy popracować oboje.

Serio myślisz, że udany powrót jest możliwy tylko wtedy, kiedy nagle dopada kogoś ponowne zakochanie? Wiesz, co, to będzie smutne - nie znam ani jednego takiego przypadku.
A znam kilka udanych i szczęśliwych małżeństw (w tym swoje) po powrocie od kochanki/kochanka. Cud? A może dojrzałość?

Jeśli mija zauroczenie, a wzrasta niechęć do danej osoby, do tego stopnia, że nie chce się z nią być, jest obojętna - to po prostu od początku żadnej miłości nie było. Chemia przeminęła, a tu brak wspólnych zainteresowań, różnice w sposobach spędzania czasu, inne podejście do używek, znajomych itd. Brak wspólnych modlitw, brak obecności Boga w życiu. To jak mają trwać te związki?

Więc zgodne małżeństwo to kwestia dojrzałości, a nie trwania w zakochaniu. Dojrzałości, która każe zrozumieć, że miłość to nie zakochanie.

Tyle już jesteś na forum i nadal nie pasuje Ci nic do tej układanki?
My tu wszyscy, setki osób wzięliśmy śluby z rozsądku?
Nie, wszyscy byliśmy zakochani, szczęśliwi, pragnący małżonków.

I co - wszyscy mieliśmy takiego pecha?

Większość z nas dopiero z czasem nauczyła się kochać i rozumieć miłość.

A te osoby, nasi zdradzający małżonkowie, którzy potrzebują ciągłego motylkobrzuszkowego zakochania do tego, by być z kimś, są po prostu niedojrzali, dziecinni. I nie bardzo nadają się do dojrzałego związku.

Grzegorz, kiedy napiszesz coś o Twojej sytuacji?

Czy wynosisz jakąś korzyść z tego forum? Czy po prostu lubisz sobie polemizować, tu wsadzić szpilkę, tu komuś dołożyć, tu przyciąć skrzydła?

Pozdrawiam. :)
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-10, 20:12   

Swallow napisał/a:
Grzegorzu, a Ty wiecznie o tej wyimaginowanej miłości w fazie zakochania.
Nie wiem, czemu nie dochodzi do Ciebie, że ta faza mija ZAWSZE.
Zawsze, jest to biologicznie uwarunkowane, bo w przeciwnym razie trwanie w takim stanie biochemicznym organizmu, umarlibyśmy z wyczerpania po kilku latach.
Poszperaj, poczytaj w materiałach na ten temat.


Nie wiem dlaczego po raz kolejny imputujesz mi, że dla mnie
miłość = zakochanie, albo namiętność ???
Czy ja coś takiego napisałem kiedykolwiek?



Związek, małżeństwo trwa dalej, jeśli poza tym krótko trwającym zauroczeniem jest coś jeszcze - przyjaźń, szacunek, lojalność, podobny światopogląd, podobne priorytety, przyjemność z przebywania z taką osobą (np. poczucie humoru, wspólne pasje, dystans do siebie samego, podziw).

To oczywista oczywistość, te elementy i kilka innych jeszcze składają się na MIŁOSC

I Bóg. Przede wszystkim Bóg.
A u Ciebie jest tak. Bóg Bogiem, Pieśń nad Pieśniami Pieśnią nad Pieśniami, a miłość romantyczna, zakochana i zauroczona musi być i koniec.

Kolejny raz podważasz sens i wartość powrotu małżonka z powodu wyrzutów sumienia.
A czemu uważasz, że to niewłaściwa motywacja?

Nie uważam, że to zła motywacja, ale uważam, że jeśli głównym motywem bycia razem są wyrzuty sumienia i zważanie na to "co ludzie powiedzą" to nie jest żadna miłość.
Jest to co najwyżej litość, a jak się domyślam, żadna z kobiet z tego forum nie chciałaby chyba aby mąż był z nią "z litości"


Wyrzuty sumienia kształtują człowieka, uczą go, co jest dobre, a co złe, otwierają oczy na cudzą krzywdę. Dzięki takiej podstawie jest wtedy duża szansa, że dana sytuacja się nie powtórzy i nie będzie kolejnej krzywdy - a nad romantyczną stroną związku mogą wtedy popracować oboje.

Owszem

Serio myślisz, że udany powrót jest możliwy tylko wtedy, kiedy nagle dopada kogoś ponowne zakochanie? Wiesz, co, to będzie smutne - nie znam ani jednego takiego przypadku.
A znam kilka udanych i szczęśliwych małżeństw (w tym swoje) po powrocie od kochanki/kochanka. Cud? A może dojrzałość?

Żaden cud, widocznie Twój maż Cię kochał i kocha i chwilowo na skutek róznych problemów pewnie (nie wnikam) miał skok w bok.

Jeśli mija zauroczenie, a wzrasta niechęć do danej osoby, do tego stopnia, że nie chce się z nią być, jest obojętna - to po prostu od początku żadnej miłości nie było. Chemia przeminęła, a tu brak wspólnych zainteresowań, różnice w sposobach spędzania czasu, inne podejście do używek, znajomych itd. Brak wspólnych modlitw, brak obecności Boga w życiu. To jak mają trwać te związki?

Więc zgodne małżeństwo to kwestia dojrzałości, a nie trwania w zakochaniu. Dojrzałości, która każe zrozumieć, że miłość to nie zakochanie.

Po raz kolejny trudno mi tłumaczyć się z tego czego nie powiedziałem.
Mądre teorie mówią o 3 przenikających fazach zwiazku : Namiętność - intymność -przywiązanie dokładnie w takiej kolejności.
W prawidłowym związku w kazdej z tych faz możemy mówić o MIŁOSCI !!!


Tyle już jesteś na forum i nadal nie pasuje Ci nic do tej układanki?
My tu wszyscy, setki osób wzięliśmy śluby z rozsądku?
Nie, wszyscy byliśmy zakochani, szczęśliwi, pragnący małżonków.
I co - wszyscy mieliśmy takiego pecha?
Większość z nas dopiero z czasem nauczyła się kochać i rozumieć miłość.


Trudno komentować, bo co to znaczy MY ? Każdy na forum jest inny. Jest odrębną jednostką.

A te osoby, nasi zdradzający małżonkowie, którzy potrzebują ciągłego motylkobrzuszkowego zakochania do tego, by być z kimś, są po prostu niedojrzali, dziecinni. I nie bardzo nadają się do dojrzałego związku.

Grzegorz, kiedy napiszesz coś o Twojej sytuacji?
Czy wynosisz jakąś korzyść z tego forum? Czy po prostu lubisz sobie polemizować, tu wsadzić szpilkę, tu komuś dołożyć, tu przyciąć skrzydła?

Myślę, że coś na pewno wynoszę.
U mnie nie jest jeszcze "Pozamiatane" (rozwód/separacja).

Czy komuś podcinam skrzydła? Nazwałbym to raczej głosem sceptycznego rozsądku.
Można każdemu mówić NA PEWNO BĘDZIE DOBRZE, tylko czy czasami takie mówienie nie przedłuża czyjegoś cierpienia ?
Swallow , bazując na swoim przypadku wlewasz w ludzi nadzieję.
Problem w tym, że Twój mąż jest idolem tego forum (nawrócony ze złej drogi), ale inni mężowie tacy nie są, co chyba nietrudno zauważyć czytając wpisy ?
Myślę, że niejedna osoba z tego forum miałaby już choc trochę kryzys za sobą, gdyby nie była mamiona złudnymi nadziejami.


Pozdrawiam. :)
 
     
nutka
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-10, 23:10   

To nie o złudną nadzieję chodzi, tylko o wiarę w nawrócenie tego "krzywdzącego" (zdradzającego, opuszczającego rodzinę czy cokolwiek innego). Tylko co można zrobić - jak dotrzeć do tych w amoku, aby te wyrzuty sumienia w końcu pokazały, gdzie mieszka dobro, gdzie zło ... Jak nisko i jak długo muszą doświadczać tego "nowego życia", aby dojrzeli. I co my mamy/możemy robić, aby choć te wyrzuty sumienia wskrzesić, aby do nawrócenia było bliżej? Modlić się oczywiście, zaufać Bogu - jak najbardziej, ale czy stać bezczynnie czy jednak działać, tylko jak? Wypominać, przypominać, upominać - oczywiścei, ze tego nie chcą słyszeć, a jak się czują winni to tym bardziej. Kajać się i przepraszać za swoje winy, bo przecież też je mamy w każdym kryzysie, prosić w kółko o powrót i obiecywać cokolwiek ? Poradźcie Ci, u których powrót małżonka się udał, choćby po to, aby nadziei nie tracić NIGDY!
 
     
krawędź nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-10, 23:42   

nutka ja nie wiem czy u mnie można mówić o udanym powrocie, to dopiero 2 mce.

To co ja zrobiłam, to było pełne zaangażowanie w ratowanie rozpadającego się małżeństwa. Tylko że to ratowanie było:
a) spóźnione o rok
b) oparte o fałszywe dane - tzn. mąż zaprzeczył że jest w relacji z osobą trzecią i ja mu uwierzyłam (szczyt naiwności i wyparcia faktów, gdyż akurat był w szczycie tej relacji, był w niej po uszy). No i zabrałam się do ratowania.

Moja determinacja była tak duża jak moja naiwność.
Zawiesiłam zarzuty i wymagania, odbudowałam sferę intymności i czułości.
Mąż przekonał się, że mi zależy i to bardzo.
Zmienił swoje nastawienie do mnie i w efekcie zdecydował się na skończenie podwójnego życia i powrót do mnie i do rodziny.
Efektem we mnie są głębokie rany - ponieważ wystawiłam się na ciosy podwójnie i otrzymałam je właśnie podwójnie mocno. Bo oczywiście w międzyczasie dotarła do mnie prawda, sufit spadł mi na głowę i okazało się, że byłam okłamywana na każdym etapie.

Nie jestem pewna czy to jest coś, co można dawać jako przykład.
 
     
Swallow
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 07:23   

Złudna nadzieja?

Jeśli złudna, to może chciejstwo, a nadzieja? Łatwo pomylić te dwie sprawy.

Bóg jest Nadzieją, a Bóg nie jest złudny. Przynajmniej dla osoby wierzącej.

Nasza moc, Twoja Grzesiu, moja - jest jak orzeszek w kosmosie przy Mocy Boga.

Nasza zdolność kochania, miłości jest jak ziarnko piasku w kosmosie przy Miłości Boga.

Jego wiara w nas jest jak ocean.

Czy nie stoisz więc gdzieś na górce i nie pokrzykujesz z góry, ferując wyroki? To się nie uda, to tak nie będzie, nie o to chodzi, łe tam powrót z powodu wyrzutów sumienia, miłość romantyczna to jest to, a to się nie powtarza, po co się łudzić itd.

Dla osoby stojącej z Bogu, obdarzonej łaską wiary w Boga i Jego moc, to nawet zabawnie wygląda, taki pokrzykujący na górce Grzegorz, usilnie trzymający stery swojego życia, byle nie dać się ponieść wierze, nadziei, zrozumieniu.

To jest kwestia rozumienia Boga i Jego słów.

I kwestia zrozumienia, że pesymizm, podcinanie skrzydeł, sprowadzanie kogoś do parteru, deprecjonowanie cudzych wysiłków to wszystko nie pochodzi od Boga. Myślisz, że komu zależy, by Cię zdołować takimi myślami, sączyć jad, pisać czarne scenariusze?

Bóg daje w Biblii wyraźne obietnice. Da WSZYSTKO, o co go poprosimy. Ale prosić trzeba umieć (nie wyliczać Bogu, co ma zrobić, wyznaczać mu terminy, tylko poprosić: "prowadź mnie Boże" "ufam Ci Jezu" i lecieć śmiało! A nie stać na górce, samemu nic nie robić i żądać, w dodatku z powątpiewaniem. Niby tak, niby modlimy się, ale i tak nie wyjdzie, więc po co się łudzić. No z takim podejściem, to ciężko będzie cokolwiek zmienić.

Grzegorz, w tej chwili chyba najpotrzebniejsza Tobie jest sama łaska wiary, przy której pesymizm ucieka, uciekają roszczeniowe modlitwy z listą życzeń, a przychodzi zgoda na cokolwiek, co da Bóg. A wtedy dzieją się rzeczy niesamowite wręcz.

Pogody Ducha. :) I miłego weekendu. :)


nutka napisał/a:
I co my mamy/możemy robić, aby choć te wyrzuty sumienia wskrzesić, aby do nawrócenia było bliżej? Modlić się oczywiście, zaufać Bogu - jak najbardziej, ale czy stać bezczynnie czy jednak działać, tylko jak? Wypominać, przypominać, upominać - oczywiścei, ze tego nie chcą słyszeć, a jak się czują winni to tym bardziej. Kajać się i przepraszać za swoje winy, bo przecież też je mamy w każdym kryzysie, prosić w kółko o powrót i obiecywać cokolwiek ? Poradźcie Ci, u których powrót małżonka się udał, choćby po to, aby nadziei nie tracić NIGDY!



Od początku romansu meża wiedziałam, że napominanie, ciosanie kołków na głowie, przypominanie, pouczanie to będzie kula w płot. Po pierwsze - kim ja jestem, żeby pouczać? Po drugie - czyżbym uważała się za ideał bez wad? Po trzecie - ależ ja nie chciałam, żeby wrócił do domu, bo "mu kazałam". I co by było potem? To o to chodzi, żeby mężczyzna był w domu, stały jego kapcie i żel do golenia? No przepraszam, takiego poziomu desperacji na szczęście nie sięgnęłam. Owszem, z kamienia nie jestem i nie byłam. Swoje wypłakałam, wykrzyczałam Bogu, wyżaliłam się, swoje lęki musiałam ogarniać - głównie w tego powodu, że kompletnie nie byłam przygotowana na taką opcję. Ale nigdy żadnym słowem nie chciałam w taki sposób przywracać "normalności". Cały wysiłek skupiłam na przystosowaniu się do sytuacji, w imię Boga. Czyli puszczenie męskiego rękawa: leć, skoro chcesz, a jednocześnie swoją postawą jasno dawałam mu do zrozumienia, że no akceptacji dla cudzołożenia nie będzie. Żadnych kawek, pogaduszek, udawania normalności. To robiłam dla dzieci. Nie wiedziałam, czy to potrwa 10 lat, czy 15, czy może już do końca naszego życia - trzeba było więc dbać o to, by one najmniej ucierpiały duchowo, przyjmując za normę chorą sytuację. Oczywiście, w tamtym czasie mąż uważał, że to moja postawa była chora. On uważał, że ludzie się rozstają i zaczynają nowe związki i że "tysiące ludzi się rozwodzi i jakoś żyje". No cóż. Argumenty uczniaka w krótkich gatkach. A nie dojrzałego, odpowiedzialnego mężczyzny.

Cały wysiłek i modlitwy skupiłam na jednym: Boże, pozwól mi to przejść, pozwól mi zaakceptować Twoją wolę, Boże działaj po swojemu, ale ześlij mi spokój ducha. Absolutnie nie prosiłam Boga o powrót męża, bo w takiej postaci, jakiej był - ja go już nie chciałam. Jeśli moje modlitwy dotyczyły męża, to prosiłam o to, by mąż dostrzegł łaskę wiary, jeśli się Bóg zdecyduje męża nią obdarzyć. I błogosławiłam mężowi.
Uznałam, że no trudno. Tak jak pisał to Jan Paweł II - czasem trzeba się pogodzić, że niektóre małżeństwa są ważnie zawarte, ale są po prostu nieudane. I na mnie to trafiło.

Po rozmowach z mężem doszłam do wniosku, że gdybym napominała, wcieliła się w rolę mentorki, która chce go zmiażdżyć, kogoś lepszego, dla kogo on sam jest nic niewartym draniem, wątpię, że chciałby wrócić do mnie po rozstaniu z kochanką. Możliwe, że po prostu byłby sam. Z tego, co mówił mój mąż, moja postawa chłodu, opanowania i jednocześnie wierności zasadom była czymś, do czego chciał wrócić, co docenił, co w konfrontacji z kochanką nie dało mu cienia wątpliwości, na co chciał zasłużyć (a mężczyźni uwielbiają zadania, wyzwania).

Wiem, że łatwo mi mówić, bo mąż zechciał prawdziwie budować na nowo naszą rodzinę, z Bogiem, na skale. Ale ja skupiłam się na uzyskaniu spokoju ducha, w sprawy męża nie wnikałam, nie narzucałam mu swojego poglądu na życie. Bóg też nam niczego nie narzuca, daje wolną wolę i prawo do popełniania błędów, niby czemu miałabym być bardziej boska od Boga? :mrgreen:


Ale to nie był przypadek. Sposób, w jaki go wybudzono z duchowej śpiączki i stan mojego pogodzenia się pomimo trudnej sytuacji musiało pochodzić od Boga.

Tak to wyglądało u nas, post mojego męża znajdziesz w wątku "Co czuje zdradzający mąż", o ile dobrze pamiętam.

Pozdrawiam serdecznie. :)
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 07:42   

Swallow
Lepsze jest realne spojrzenie na sytuacje , zamiast tkwienie w złudzeniach.
Uświadomienie sobie smutnej prawdy pozwala odbić się od dna, w miejsce dreptania
w miejscu i myślenie ....może jutro stanie się cud.
A co do romantyzmu Swallow, w innych wątkach kreśliłaś obraz mężczyzny
który zabiega o kobietę, przynosi kwiaty, stara się cały dzień, aby otrzymać nagrodę wieczorem , zatem twoja wizja zwiazku aż taka racjonalna i przyziemna nie jest;)

ps. a tak nawiasem Twoja postawa w czasie kryzysu jest bardzo godna pochwały.
Zaryzykowałaś, "wypuszczając męża z klatki" i wygrałaś, bo wrócił.
 
     
nutka
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 08:21   

Chwała Panu, dobre kobiety za Waszą postawę. Dziękuję, że dzielicie się informacjami, bo to ważne... dla mnie teraz szczególnie! Jak się zachować, aby nie narobić błędów, albo, aby znów taj jak teraz nie mieć wyrzutów, że za późno się za to zabrałam (tak teraz mam, że czuję się winna, że w czasie upadania nie byłam tą mądrzejszą, która dźwignęłaby to wszystko, wtedy wydawało mi się, że ja już nie mam siły, że tyle razy i nic, i że to ta druga strona powinna coś zrobić, zabrakło wiary, nadziei i miłości, po prostu zabrakło mi Boga i żywej relacji z nim, a bez niego ani chęci, ani sił tylko to wyzierające zewsząd zło ...)

krawędź nadziei napisał/a:
Zawiesiłam zarzuty i wymagania, odbudowałam sferę intymności i czułości.
Mąż przekonał się, że mi zależy i to bardzo.


Co do pierwszego - to jasne... choć trudne, wiesz, że grzeszy, wiesz, że robi źle i nie chodzi o potępianie człowieka - każdy błądzi, ale o karcenie grzechu, bo poczucie krzywdy potrafi się jednak odezwać w najmniej oczekiwanym momencie jeśli jeszcze ni udało nam się tak do końca przebaczyć. Ale jak na odległość udało Ci się odbudować sferę intymności i czułości - listy, smsy ? czy jakoś inaczej?

Swallow - niech Ci/Wam Bóg błogosławi. Dzięki za Twą postawę, do mnie dociera co piszesz. Fajnie to ujmujesz.
Ale czy w sprawie błędów popełnianych wobec dzieci przez "męża w amoku" też byłaś taka łaskawa, bez napominania, niech robi co chce - spotyka się raz na dwa tygodnie - to też OK? mimo, że inaczej to przedstawiał? Tu bez wymagań ... bez zasad - czy jednak z podpowiedzią kiedy to mógłby łaskawie się zająć, czy sztywno ustalone reguły? Ach... też już chciałabym tak móc udzielać rad :-) , ale tak jak piszesz, trzeba tę troskę zostawić Panu, on ma swój plan.
 
     
krawędź nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 10:04   

nutka
Cytat:
"wiesz, że grzeszy, wiesz, że robi źle i nie chodzi o potępianie człowieka - każdy błądzi, ale o karcenie grzechu, bo poczucie krzywdy potrafi się jednak odezwać w najmniej oczekiwanym momencie jeśli jeszcze ni udało nam się tak do końca przebaczyć. Ale jak na odległość udało Ci się odbudować sferę intymności i czułości - listy, smsy ? czy jakoś inaczej?


Gdy do niego docierałam, NIE WIEDZIAŁAM że robił źle. Tzn. uwierzyłam w kłamstwo, że nie zdradził. Dlatego docierałam.
Wiem że to zagmatwane.

No i skoro uwierzyłam w brak zdrady, to łatwo mi było wejść na całość w intymność. Sądziłam, że odzyskuję wiernego męża.

Gdy uświadomiłam sobie, że odzyskiwałam zdrajcę, że otworzyłam się przed kłamcą, że mąż otrzymał ode mnie wszystko i wziął to jak sobie należne, mimo że mu się już nie należało - no to ból był chyba gorszy od samej zdrady.
Jednocześnie to zasiało w nim ziarno zmiany i umożliwiło mu zobaczenie kim jestem.

Chyba jestem antywzorem jeśli chodzi o postępowanie z wiarołomnym małżonkiem :roll: .
 
     
nutka
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 10:31   

A ja Ciebie postrzegam jako wzór i niedościgniony ideał, bo teraz tym bardziej mam wrażenie, że z kolei swoimi wyobrażeniami - jakimiś przypuszczeniami i kłamstwami w drugą stronę, że ma kogoś - potem, że nie ma, ale potem w rozmowie myli moje imię z nią (choć nie wiem gdzie jest prawda nadal, bo mojej sytuacji też nikt nie rozumie - ani ja, ani dzieci, ani pani psycholog syna, więc chyba i sam porzucający rodzinę też nie) - nie potrafiłam się zdobyć na odbudowywanie czegokolwiek - byłam gotowa, temu dawałam wyraz - ale oczekiwałam ruchu z tamtej strony - że chce, że nikogo nie ma - jakiś zapewnień, prób choćby na wspólne życie - a tam był i nadal jest jeden wielki mur i agresja, gniew, złość ... i nie potrafi mi powiedzieć na co, bo to, że na mnie to nie da się ukryć, nawet przed dziećmi.... to dorosła córka powiedziała kiedyś - Mnie tak boli, że nie mogę patrzeć w jaki sposób on się do Ciebie zwraca, jak na Ciebie patrzy - z taką pogardą ... i nie wiadomo za co? nie zdradziłam, nie okradłam, nie oszukałam ... choć oczywiście swoja winę widzę, ale taką nieświadomą, za obopólną zgodą, że ja go zdominowałam ...

[ Dodano: 2013-10-11, 11:33 ]
więc jak dotrzeć? jakie metody? rozmowy, przymilanie się, listy - co??? i z czym ? listy miłosne ? wybaczające? dowartościowujące?

[ Dodano: 2013-10-11, 11:37 ]
Mam wrażenie, że teraz już wiedziałabym jak to robić, gdyby tylko był z nami ... Ale widać Pan ma dla mnie inny plan, może jeszcze nie jestem gotowa ? .... Tylko, że dzieciak cierpi... chodzi i mówi "z czego się mam cieszyć?" - jest smutny, przed ewentualnością wizyty u taty dostaje temperatury, źle się czuje, głowa, brak czasu, lekcje - wszystko naraz ... Nie chce się wiązać z "tamtym" mieszkaniem, wypiera rzeczywistość i wręcz chyba ma mi za złe jak widzi u mnie akceptację tej sytuacji, jakąś pogodę ducha we mnie ... to uważa, że ja się nieodpowiednio zachowuję, bo jakbym tego chciała, żeby taty nie było ...

[ Dodano: 2013-10-11, 11:39 ]
no i oczywiście, że chodzi o miłość !!!
 
     
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 10:53   

krawędź nadziei napisał/a:
Chyba jestem antywzorem jeśli chodzi o postępowanie z wiarołomnym małżonkiem :roll: .

To jest Twoje doświadczenie, które w Twoim przypadku miało taką a nie inną formę, taki a nie inny skutek. Ja przytaczając swoje mogłabym powiedzieć to samo co Ty - a jednak uważam, że tylko dzięki takim, a nie innym działaniom mój związek przetrwał. Nie roztrząsam, nie analizuję, nie gdybam. Bo normalnie to zachowałabym się zupełnie inaczej. Wyszłam ze swojego schematu myślenia i zachowań. I do dzisiejszego dnia nie wiem, dlaczego tak, a nie inaczej postępowałam.
Oczywiście, że chciałam uratować związek, ale dałam prawo wyboru mężowi. Powiedziałam, że może odejść, a ja nie będę go zatrzymywać na siłę. To nim wstrząsnęło, później nawet pytał czy tak naprawdę myślałam i tak bym zrobiła. I chyba przestraszył się tego, co mógłby stracić, bo do stracenia miał wiele, a do zyskania - piekło. I dobrze o tym wiedział. Jednak przeciągał wszystko w czasie, bo jest człowiekiem, który nie lubi brać odpowiedzialności, woli żeby zrobili to inni, żeby w razie czego ktoś inny był obarczony winą, żeby zawsze móc być "czystym". I kolejny raz życie samo mu pomogło rozwiązać problem, podsunęło mu jak na tacy "bezkolizyjne" wybrnięcie. Nie twierdzę, że było mu łatwo i nie musiał się trochę pomęczyć wewnętrznie, jednak znów wyszedł z sytuacji patowej - prawie bez szwanku. Mało tego - wykorzystał to, aby przedstawić siebie (dla wszystkich wokoło) w roli bohatera. I tak też jest postrzegany...
Gdyby napisał swoje świadectwo na forum, jestem pewna że przebiłby męża Swallow, wzbudziłby duży podziw i uznanie dla swego postępowania. A że potrafi czarować słowem, dobierać argumenty i odpowiednio interpretować (żeby nie powiedzieć dosadniej) fakty - to jest więcej niż pewne.
 
     
nutka
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 11:12   

hmmmm.... jakież to dziwne. Typy naszych mężów tak po wstępnej analizie jakże podobne - wszystko robił i się zachowywał, abym to ja podjęła decyzję - wywaliła z domu, spakowała rzeczy, podjęła decyzję za niego, a ja się zawzięłam, że to musi być jego decyzja i że daję wolną rękę, choć pokazywałam, jak bardzo mi zależy, aby jednak pozostał, ale uciekł, wybrał to łatwiejsze dla niego rozwiązanie bez pracy nad sobą, nad związkiem (może dlatego, że dopadł go kryzys wieku średniego i inne takie wątpliwości natury psychologicznej, mnie sprzedał bajkę, że jestem dla niego za dobra, a on ma dosyć, że wszyscy myślą, że sobie beze mnie nie poradzi, ale dzieciom powiedział, że to mnie ma mnie dość, bo jestem taka a taka - i tu nie było mowy o dobroci). A teraz to ja jestem ta zdeterminowana, aby się nawrócił do Pana, pojednał z Bogiem i ze mną, bo to taki po prostu "letni" człowiek, wszystko jest niby w porządku i wszystko poprawnie, z grzecznością i kulturą - a w środku jeden wielki gniew i niepozbierane emocje sięgające zenitu ... i właśnie zawsze ofiara (teraz też, bo przecież nie miał wyjścia) albo bohater (ile on musiał wycierpieć, i jak się poświęcał). Och... ciężko tak. A jednak ufamy, walczymy ... o nich? nie, chyba o siebie, o swoją godność w przymierzu z Panem? o miłość, a nie zakochanie...
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 11:22   

ja_też pisze:

Cytat:
Oczywiście, że chciałam uratować związek, ale dałam prawo wyboru mężowi. Powiedziałam, że może odejść, a ja nie będę go zatrzymywać na siłę. To nim wstrząsnęło, później nawet pytał czy tak naprawdę myślałam i tak bym zrobiła.


Otóż to!
Takie puszczanie wolno niewiernego otwiera mu znacznie częściej oczy niż desperackie czepianie się zdradzającego.
Nosi także w sobie jakże istotną informację: zdradzona osoba mimo druzgoczących wydarzeń czuje swoją wartość, kocha siebie a nie jak często się zdarza że kocha zdradzającego bardziej niż siebie, lub co gorsze ZAMIAST SIEBIE.
Wobec takich słów musi nastąpić jasna i czytelna deklaracja zdradzającego, który czuje, że podejmuje decyzję - jego własną.
Nie ma nałogowego lgnięcia, ubranego w ideę chciejstwa, wszystko jest jasne- oboje naprawiają.
 
     
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2013-10-11, 11:30   

nutka napisał/a:
A jednak ufamy, walczymy ... o nich? nie, chyba o siebie, o swoją godność w przymierzu z Panem? o miłość, a nie zakochanie...

Ja mogę powiedzieć za siebie. Odkąd uświadomiłam sobie, czym naprawdę jest sakramentalny związek i jak ważne były wypowiedziane przeze mnie słowa ślubowania, zmieniłam swoje myślenie związane z tym wszystkim. Jako człowiek upadam i błądzę, często poddaję się swoim (ludzkim) słabościom. Gdy zaczęłam naprawdę wierzyć, że to wszystko ma głębszy sens i - nie bez pewnych obaw - ale jednak zaczęłam oddawać powoli wszystko w ręce Jezusa - wiele rzeczy zaczęło się układać w niezwykłą układankę. Zadziwia mnie to i raduje, a przede wszystkim umacnia w tym, że ON wie lepiej ode mnie... :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9