Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
tak widzisz jak się miota, wychodzi z telefonem, mówi że ona zadzwoniła do niego przez pomyłkę, a to trwa i trwa....... mówi po jakimś czasie że dobrze mu się z nią rozmawia ale nie wie gdzie mieszka nawet nie wiedział (podobno) jak ma na imię - dziwne, teraz jest trochę lepiej, ale siedzi zamyślony jak mówi w nicości.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 11:16
MonikaMaria3 napisał/a:
ja mam inne podejscie: Wolałabym, żeby facet nie budował bliskości z jakąkolwiek kobietą a raz poszedł do łózka.
Ja chyba już też. Po tym co mnie spotkało (półroczne budowanie więzi za moimi plecami, pod przykrywką "Ależ nam się tylko świetnie pracuje zawodowo!" - od porozumienia zawodowego, przez wszystkie iskry i płaszczyzny erotyczno towarzyskie, aż do regularnej pełnej zdrady i opuszczenia domu pod pretekstem wyjazdów zawodowych z tą kobietą).
I najpierw są pytania: Jak mógł mi to zrobić?
A potem dochodzi inne smutne ważniejsze pytanie: czym właściwie dla mojego męża było nasze małżeństwo, skoro w chwili kryzysu (u nas kryzys rozwijał się niestety nieleczony ok. dwa lata i oboje jesteśmy temu winni) - dlaczego w takiej sytuacji uznał że małżeństwo jest NIEWARTE NAPRAWY?
On mi to wyjaśnił: moje odrzucenie go i jedna rozmowa w której (w bezsilności prób dotarcia do niego) zagroziłam separacją lub rozwodem. Mąż twierdzi, że te słowa były dla niego traumą najgorszą w życiu, że przeżył szok. Od tego momentu on uznał że małżeństwo zmarło i nie ma co reanimować. I dał sobie pełne prawo do zdrady, ku mojemu niedowierzaniu....
A podejrzenia o kontynuację kontaktów - tak, to też trudne.
Wyprzeć się ich nie da. Ale nie można ich podsycać przecież, to chore.
Ja czekam aż mój mąż rozstanie się z tą kobietą zawodowo. Wtedy może będzie mi łatwiej usunąć ją wreszcie z mojej głowy.
Na początku miałam straszne ataki strachu, gdy np. on jechał na zlecenie i zupełnie przypadkiem ona też się tam pojawiała, mimo że miała być 300 km dalej (jej się cały czas coś roi i robi takie akcje, a może po prostu bawi się dalej).
Jednak powoli uczę się już mu ufać - ale jedynie pod warunkiem, że on tego rodzącego się zaufania nie nadszarpnie np. nie dzwoniąc i nie informując o spóźnieniu 2h. To go obciąża, wiem, ale bez tego nie umiem. Może się jeszcze nauczę, na razie za wcześnie.
Na tym etapie doceniam np. że on jedzie w miejsce gdzie jest jakaś niewielka szansa, że może ją spotkać, i dostaję od niego smsa "Czysto!"
Ogromnie mnie to buduje - czuję wtedy taką nić między nami..
Poza tym powiedział mi wprost: "przecież jak bym CHCIAŁ to i tak bym się z nią spotkał".
Ciężko mi było to przyjąć, ale takie są fakty.
Bardziej chyba obawiam się tego, że może tego zachcieć w przyszłości, gdy będziemy mieli gorszy okres.
Kontakt do niej (a nr telefonu nawet jeśli wykasuje to może przecież błyskawicznie znaleźć z powrotem, jest facebook itp) może być dla niego taką pokusą jak nałożenie pierścienia dla Frodo - że się posłużę taką fabularną przenośnią.
Musimy zawczasu się z taką pokusą nauczyć rozprawiać - nadzieja we wspólnej terapii którą przechodzimy.
Neurony w mózgu odpowiedzialne za drogi nerwowe powstałe przy okazji nowych bodźców (czyli wszystkie pozytywne odczucia na widok tej osoby, pomimo szczerej decyzji o rozstaniu) obumierają podobno około dwóch lat. Jeśli są nieużywane.
Potwierdzała mi to osoba "z drugiej strony" - która sama postanowiła zerwać kontakty z kochankiem, aby wrócić do męża.
Bardzo trudno było jej przyjąć, że nie mogą być "tylko przyjaciółmi". W końcu z pomocą terapeuty zrozumiała to i z trudem wprowadziła w życie - zero kontaktów. I przyznała, że to wszystko wybrzmiało w niej i wyblakło tak zupełnie dopiero po około półtora roku.
To trochę przerażające, ale chyba lepiej to wiedzieć.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 11:34
MonikaMaria3
Cytat:
ja mam inne podejscie: Wolałabym, żeby facet nie budował bliskości z jakąkolwiek kobietą a raz poszedł do łózka. Wiem, że to może dziwne podejscie, ale bólu, który zadaje u kobiet zdrada psychiczna, emocjonalna partnera nie da się porównac z niczym innym. Siedzisz obok i patrzysz jak się zamyśla i zastanawiasz się, czy mysli o niej. Przychodzi sms... Czy to znowu ona? Spóźnia się z pracy... Może ją odwozi? No tragedia po prostu.
Twoje podejście nie jet dziwne , tylko chyba typowe
dla większości kobiet .
U facetów jest dokładnie tak samo ( o ile nie gorzej )
tylko dotyczy do zdrady fizycznej
i owszem nie da się porównać z niczym innym .
Tyle , że facet nie zastanawia się czy "ona o nim mysli"
tylko co oni robili ,
gdzie robili , jak robili , ile robili
a wyobraźnia pracuje .
Nawet raz wystarczy - tego się nie da wymazać z pamięci .
Nawiasem , całe zycie byłem przekonany
( to wydawało mi się wynikać z natury kobiety , naturalnych barier ochronnych - fizycznych i psychicznych )
że właśnie dla kobiety zdrada fizyczna
( gdzy sama zdradza i jest zdradzana )
jest boleśniejsza .
Wychodzi jednak , że to UCZUCIE
kieruje działaniem kobiety .
uczucie- rozum -uczucie DECYZJA
U facetów raczej :
rozum-uczucie-rozum DECYZJA
Nie oceniam , w końcu to bóg tak "zaprogramował" .
Tym niemniej "zdrada emocjonalna" ( to moje odczucia )
jest dość trudna , czasem trudno ustalić jej granice .
Jeżeli mąż tańczy z tą panią juz 3 taniec - to zdrada emocjonalna ?
Dla jednych poważna sprawa , dla innych nic takiego .
Przyjmując jakieś ekstremum trzeba by segregację płciową wszędzie wprowadzać ,
bo spojrzał , bo coś powiedział , bo się uśmiechała jak kawały mówił .
Mąż ( prawdopodobnie ) nie poczuwa się do rzadnej zdrady ,
bo jej nie było w jego męskich odczuciach .
Więcej , może oczekiwać nawet swego rodzaju wdzięczności od Ciebie,
że tak się musiał starać , żeby nie zdradzić .
( no chyba , że to ta pani była na tyle uczciwa )
On mi to wyjaśnił: moje odrzucenie go i jedna rozmowa w której (w bezsilności prób dotarcia do niego) zagroziłam separacją lub rozwodem. Mąż twierdzi, że te słowa były dla niego traumą najgorszą w życiu, że przeżył szok. Od tego momentu on uznał że małżeństwo zmarło i nie ma co reanimować. I dał sobie pełne prawo do zdrady, ku mojemu niedowierzaniu....
Dla mnie bardzo nielogiczne wytłumaczenie .
Raczej głupawe tłumaczenie siebie .
Ty jesteś winna jego zdrady bo przecież "zagroziłaś" separacją czy nawet rozwodem .
A ponieważ te słowa wywołały w nim taką "najgorszą w zyciu traumę" , znaczy tak się tym przejął , przeląkł .......... to "dał sobie pełne prawo do zdrady" .
Szczerze - po mojemu za takie "usprawiedliwienie"
powinien dostać w ....... ( niedomówienie )
Oczywiście , nie znaczy że Wam się nie uda
ale jego tłumaczenie wyjątkowo durne
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 12:26
mare1966 napisał/a:
Tym niemniej "zdrada emocjonalna" ( to moje odczucia )
jest dość trudna , czasem trudno ustalić jej granice .
Jeżeli mąż tańczy z tą panią juz 3 taniec - to zdrada emocjonalna ?
Dla jednych poważna sprawa , dla innych nic takiego .
Przyjmując jakieś ekstremum trzeba by segregację płciową wszędzie wprowadzać ,
bo spojrzał , bo coś powiedział , bo się uśmiechała jak kawały mówił .
Mój mąż ma zawód powiedzmy w branży "show", tzn. jego praca to wiele wyjazdów, występów, imprez, podróży i spotkań towarzyskich mocno zakrapianych. Przez 10 lat jeździliśmy razem. Potem gdy urodziłam dzieci, zostałam w domu. Wiedziałam co robi (sporo kontaktów z kobietami w grupie, masa lasek do niego się klejących a on nie mnich bynajmniej tylko kawał przystojniaka, do tego frontman grupy). I mieliśmy zawsze nasze nieprzekraczalne granice. On opowiadał mi zawsze gdy się zdarzyło mu do tych granic zbliżyć. Ja to doceniałam i dawałam mu dalej kredyt zaufania.
I to było kurde takie piękne!
Tego mi najbardziej szkoda.
mare1966 napisał/a:
Dla mnie bardzo nielogiczne wytłumaczenie .
Raczej głupawe tłumaczenie siebie .
Ty jesteś winna jego zdrady bo przecież "zagroziłaś" separacją czy nawet rozwodem .
A ponieważ te słowa wywołały w nim taką "najgorszą w zyciu traumę" , znaczy tak się tym przejął , przeląkł .......... to "dał sobie pełne prawo do zdrady" .
Szczerze - po mojemu za takie "usprawiedliwienie"
powinien dostać w ....... ( niedomówienie )
Oczywiście , nie znaczy że Wam się nie uda
ale jego tłumaczenie wyjątkowo durne
Wiem.To jego próba ulżenia swemu sumieniu. Niedojrzała jak cała jego postawa..
Oczywiście była we mnie gotowość (!) na przyjęcie tego ciężaru w zasadzie bez większych sprzeciwów. A jakże, dałabym się wkręcić! To też coś mówi o mnie :/
Ale prowadzi nas sensowna pani terapeutka i ona twardo mówi:
"Oddzielamy dwie rzeczy: kryzys za który jesteście odpowiedzialni oboje. I zdradę oraz oszustwo, za które odpowiedzialny WYŁĄCZNIE jest mąż, i dopóki on tej odpowiedzialności nie będzie gotowy wziąć na siebie bez zrzucania na Panią, to się nie uda".
Mój mąż pierwszy miesiąc uparcie łączył te dwie rzeczy. W nim to przebiega bardzo bardzo powoli, ale ufam że przebiega.
Poza tym chyba jak to chłop - jest w nim opór "nie będzie mi baba mówiła co i jak". Tzn. on tego nie formułuje wprost, bo przecież sam się zgodził na terapię i się zgadza że jej potrzebujemy - ale gdzieś tam ma potrzebę najpierw się obowiązkowo najeżyć, a dopiero po dwóch tygodniach uznaje że to przetrawił i to ma sens.
OK, czekam.
Co do durności ;): cóż od początku zachowywał się durnie, nie mogę oczekiwać że jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zmieni się w mędrca i wzór cnót, muszę doceniać to co się dzieje nawet powoli. Ale oczywiście musi wyjść poza swoje durne usprawiedliwienia!
edit: co do dania w pysk.
Dostał. Naprawdę uderzyłam go w twarz, pierwszy raz w życiu coś takiego zrobiłam. W dodatku nie jest mi wstyd. I to wcale nie zrobiłam tego od razu (chociaż taka idiotyczna potrzeba dość wcześnie po ujawnieniu zdrady wjechała mi do głowy). Zrobiłam to w momencie gdy się nie spodziewał, jakoś 2 tygodnie po, gdy mi się w konkretnej sytuacji nalge przelało w głowie od wspomnień i bólu, a on nie był świadomy co się dzieje w tej mojej głowie, bo też mu nie komunikowałam tylko się gotowałam.
Niestety albo niewłaściwy moment, albo niewłaściwy pysk ;) W każdym razie przyjął to jak najgorzej. I tę dość straszną chwilę też zapamiętam na zawsze, skupiającą jak soczewka nasze problemy ze zdradą.
Ostatnio zmieniony przez krawędź nadziei 2013-10-03, 13:56, w całości zmieniany 1 raz
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 12:30
krawędź nadziei napisał/a:
ale jego tłumaczenie wyjątkowo durne
Musiał chłop znaleźć jakieś usprawiedliwienie... i znalazł
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 12:33
tak, usprawiedliwienie jako metoda poradzenia sobie ze swoją winą
bardzo ludzkie i też to znam
ale nie mogę teraz na to pozwalać
znowu wjechałam komuś w wątek ze swoimi dylematami ;)
Ania65 napisz jak się trzymasz!!!
martusia_1970 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 12:45
krawędź nadziei napisał/a:
I najpierw są pytania: Jak mógł mi to zrobić?
A potem dochodzi inne smutne ważniejsze pytanie: czym właściwie dla mojego męża było nasze małżeństwo, skoro w chwili kryzysu (u nas kryzys rozwijał się niestety nieleczony ok. dwa lata i oboje jesteśmy temu winni) - dlaczego w takiej sytuacji uznał że małżeństwo jest NIEWARTE NAPRAWY?
On mi to wyjaśnił: moje odrzucenie go i jedna rozmowa w której (w bezsilności prób dotarcia do niego) zagroziłam separacją lub rozwodem. Mąż twierdzi, że te słowa były dla niego traumą najgorszą w życiu, że przeżył szok. Od tego momentu on uznał że małżeństwo zmarło i nie ma co reanimować. I dał sobie pełne prawo do zdrady, ku mojemu niedowierzaniu....
U mnie było podobnie tyle tylko że na początku ja tego kryzysu nie chciałam widzieć, za każdym razem po jakiejś sprzeczce się rozwodziłam i mówiłam po co się męczyć - to było takie moje głupie gadanie, bo ludzie w chwilach złości wygadują sobie różne rzeczy - szybko mi przechodziło wracałam do rzeczywistości. A w głowie mojego męża zapisywały się obrazy te negatywne z moim udziałem na pierwszym planie. Teraz to wiem bo tyle mądrych książek przeczytałam, starałam się go zrozumieć chociaż częściowo.
Dla mnie było to niezrozumiałe dlaczego nie naprawia, tylko wyrzuca, bo tak mu lepiej, łatwiej, prościej bo lubi mnie ranić, albo che się na mnie odegrać .
Poszukać sobie kogoś do rozmów bez bagażu przeżyć jakich ze mną doświadczył.
........ i wiecie co wydaje mi się że ten kryzys był po coś, bo jak nam się uda wrócić do siebie tak na 100% to na pewno będzie inaczej, lepiej, będziemy się bardziej starać ( pod warunkiem że będzie nam zależało)
[ Dodano: 2013-10-03, 13:16 ]
...............teraz po tak długim czasie tych wszystkich złych emocji, pytań, obwiniań, już nie jestem taka zła na mojego męża - może pomogła mi w tym modlitwa, szczera wiara, ogromna chęć naprawy. Wola walki o nas. Nie powiem że nie mam chwil załamania, ale nauczyłam się z tym walczyć nie dokładać oliwy do ognia, nie nakręcać się negatywnie.
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 13:59
martusia_1970 napisał/a:
Dla mnie było to niezrozumiałe dlaczego nie naprawia, tylko wyrzuca, bo tak mu lepiej, łatwiej, prościej bo lubi mnie ranić, albo che się na mnie odegrać .
Poszukać sobie kogoś do rozmów bez bagażu przeżyć jakich ze mną doświadczył.
[...]
...............teraz po tak długim czasie tych wszystkich złych emocji, pytań, obwiniań, już nie jestem taka zła na mojego męża - może pomogła mi w tym modlitwa, szczera wiara, ogromna chęć naprawy. Wola walki o nas. Nie powiem że nie mam chwil załamania, ale nauczyłam się z tym walczyć nie dokładać oliwy do ognia, nie nakręcać się negatywnie.
Fantastycznie, że po tym pierwszym zdaniu (o niemożności zrozumienia decyzji męża), jednak da się napisać coś takiego jak w tym drugim akapicie!
Wlewasz nadzieję w moje serce! :)
Aha przypomniało mi się jeszcze: mój mąż na moje słowa o rozwodzie i wielomiesięczne odrzucenie zareagował pogrzebaniem małżeństwa także dlatego, że był pewien że powtórzę drogę mojej mamy.
Która odrzuciwszy mojego ojca przez kolejne 20 lat radziła sobie i radzi bez niego, tzn. są małżeństwem ale żyją zupełnie osobno udając że to jest OK. Mój mąż był pewien że właśnie do tego dążę, siłą genów i wzorca.
Ja się jednak wyzwoliłam, nie wiem jakim cudem, na pewno dzięki BOGU :)
I się chłopak zdziwił, a że zniszczył po drodze wszystko, no to teraz jest jak jest.
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 15:49
Cytat:
Która odrzuciwszy mojego ojca przez kolejne 20 lat radziła sobie i radzi bez niego, tzn. są małżeństwem ale żyją zupełnie osobno udając że to jest OK. Mój mąż był pewien że właśnie do tego dążę, siłą genów i wzorca.
No faktycznie , antywzorzec .
Na szczęście jabłko potoczyło się daleko , daleko od jabłonki .
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 15:58
Te wzorce mają znaczenie, tylko się nie docenia ich roli. Człowiek się broni przed tym, że siłą rzeczy ciąży ku temu by iść drogą własnych rodziców.
Myśmy oboje mieli słabo z wzorcem.
Moi rodzice od zawsze anty-wzorzec. Nigdy nie widziałam ich okazujących sobie uczucie. Ten obrazek jest dla mnie czymś totalnie abstrakcyjnym.
Z kolei mój mąż od kiedy skończył 8 lat został półsierotą, tata mu zmarł nagle zupełnie. Duża trauma dla chłopca, mimo nadopiekuńczej totalnej miłości matki, mimo obecności starszego brata. Późniejsze nieudane związki mamy, kolejni "wujkowie".
To wszystko ma znaczenie.
Dlatego tak bardzo chcemy teraz z tego wyjść. Dla nas - ale i dla dzieci! Straszne jest być w spirali złych wzorców i wciągać do nich swoje własne dzieci.
Ale przecież się da wyrwać! Musi się dać.
Panicz25 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 16:03
Dokładnie, dwójka kochających rodziców to podstawa dla dobrego rozwoju dziecka i nadania mu odpowiednich wzorców. Szczególnie jest to widocznie u kobiet wychowanych bez ojca albo z patologicznym ojcem, które nie są w stanie stworzyć szczęśliwego związki w dorosłym zyciu
mare1966 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 16:28
Cytat:
Te wzorce mają znaczenie, tylko się nie docenia ich roli.
Kolosalne
w dużej mierze jesteśmy zlepkiem naszych rodziców ,
w tym ich wad
Tak , to straszne
Relacje małżeńskie zaobserwowane z domu
przenosimy niejako niezauważalnie
do naszych własnych małżeństw .
"Krawędź nadziei" - osobliwy nick ,
czego to kobieta nie wymyśli ?
__________________________________________
Cytat:
Dokładnie, dwójka kochających SIĘ ( SIEBIE NAWZAJEM ) rodziców to podstawa dla dobrego rozwoju dziecka i nadania mu odpowiednich wzorców.
Staż 55 ( nawet sprawdziłem profil ) - nie pomyłka
nie wiem , gratulacje czy współczucie
no ale "już po kryzysie" - TO GRATULACJE
Tu nie wszyscy stażu 5 potrafią "dociągnąć" .
krawędź nadziei [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 16:35
mare1966 napisał/a:
"Krawędź nadziei" - osobliwy nick ,
czego to kobieta nie wymyśli ?
Hm, biorąc pod uwagę, w jakim stanie psychicznym i emocjonalnym znajdowałam się w momencie rejestracji na forum, to i tak nieźle mi wyszło!
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-03, 16:37
Mare,
Ale też przyznasz chyba, że teraz jakaś "moda"
na to aby wszystko "zrzucać" na dom rodzinny.
Wszelkie niepowodzenia, depresje, kryzysy tłumaczymy "rodzinnie", a to DDA, a to ojciec na matkę w domu rodzinnym krzyczał, a to.....
To oczywiste, że rodzina i czas dzieciństwa ma wpływ na dorosłe życie, ale
jak sie ma 40 lat to trudno obarczać porażkami matkę czy ojca.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.