Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-09-30, 20:44 maz ktory nie panuje nad gniewem pomocy!!!
Witam, jestem kilka lat po ślubie. Z mężem uzupełniamy się doskonale, bardzo mi jest dobrze z nim, na codzień est troskliwy, pracowity, nie imprezuje.Tylko jest pewien problem, on nie potrafi panować nad gniewem. Takie sytuacje zdażają się prawie od miesiąca po slubie. Najpierw było najgorzej potrafił mnie zwyzywać od pie*** onych c**p, ku**, szmat itp. Ja stałam i płakałam próbowałam go uspokoić on nic, potrafił tak przez pare godzin. Czasem zdażało się że wyrzucał mnie do innego pokoju, nie pozwalał mi spać w sypialni, czasem kazał mi się pakować i jechać do rodziców. Prosiłam go żeby się uspokoił on kazał się wynosić, po paru godzinach mu mijało i przepraszał, ja jak idiotka z samochodem całym w bagażach wracałam. Za każdym razem obiecywał sobie i jemu, że jeśli to się powtórzy to odchodzę. Ale potem jak przyszło co do czego to zastanawiałam się czy nie ma w tym mojej winy, często mu coś dogryzałam, byłam uparta, lubiłam postawić na swoim itp. Wtedy postanawiałam ze daje drugą szanse. Nastepnie było cudownie, a po kilku miesiacach powtorka. Powiedzcie co mam robic tydzien temu znowu mnie wyrzucił z domu, ale jak sie widzielismy to wiem ze on beze mnie nie da sobie rady, ani finansowo ani jakoś życiowo, bo w pewnym kwestiach jest strasznie neizaradny. Nie wiem co robić Cały czas go kocham choć czuje już niechęć do niego i zmęczenie całą sytuacją.
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-30, 21:52
malutka25 napisał/a:
ale jak sie widzielismy to wiem ze on beze mnie nie da sobie rady, ani finansowo ani jakoś życiowo, bo w pewnym kwestiach jest strasznie neizaradny
piszesz tak jakby Twój maz był malym, bezbronnym chłopczykiem
on nie jest dorosłym i odpowiedzialnym za siebie facetem ????
odetnij się i daj mu wreszcie dorosnac
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-30, 22:16
Witaj na Forum.
Powodów takiego zachowania Twojego męża może być wiele. Nie jestem specjalistą w tym temacie, więc nie podam Ci gotowej recepty na Twój problem. Uważam, że dobrym rozwiązaniem dla Waszego małżeństwa byłaby terapia, choć pewnie Twój mąż nie będzie chciał o tym nawet słyszeć. A może się mylę i jednak by się zgodził?
Polecam Ci do przeczytania książkę "Miłość potrzebuje stanowczości" Dobsona.
Dowiesz się z niej jak stawiać granice mężowi, jego zachowaniu - bo Ty musisz je postawić. Nie możesz pozwalać nadal tak się traktować.
To forum to kopalnia wiedzy. Znajdziesz tu wiele informacji o książkach, które warto przeczytać, filmach które warto obejrzeć i wiele innych ważnych informacji które pomogą Ci w Twojej obecnie trudnej sytuacji.
Jeśli jest tak jak piszesz, że mąż niezaradny życiowo, to pewnie ma kompleksy i jest to klasyczny przypadek. Frustracja, kompleksy , obok żona na której można się od czasu do czasu wyładować i jeszcze poczuć się kimś lepszym niż ona.
Mało to takich małżeństw?....
Zresztą sytuacja w drugą stronę też się zdarzają...
Nie rozumiem tylko dlaczego osoba krzywdzona wierzy, ze samą miłościa i ustępliwością zmieni przemocowca.
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-30, 23:02
Mlutka, Twój mąż może sobie nie zdawać nawet sprawy jaki ból sprawia Tobie potrzebne są stanowcze działania z Twojej strony. Nie wiem czy sobie zdajesz sprawę ale jesteś niszczona psychicznie i fizycznie. Tak dalej nie możesz pozwalać się traktować. Jeżeli to będzie konieczne to nawet powinnaś odejść od męża do czasu aż nie zacznie pracować nad sobą i nie zobaczysz efektów pracy jego nad własną słabością. Zacznij powoli tak jak doradza Tobie Twardy, zacznij od rozmowy
lavieestbelle [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-30, 23:08
kochana,maz nie moze cie tak krzywdzic,nikt nie ma takiego prawa,nawet jesli bys zawinila!Przeciez nikt z nas nie jest doskonaly,nikt nie robi wszystkiego dobrze,ale musi byc podstawowa zasada - szacunek do drugiego.Nie ma innej drogi.To przemoc na ktora nie mozesz sie zgodzic,bo ona cie zniszczy.
bede pamietac w modlitwie
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 08:50
Moja droga, miałam podobnie. I jakos, póki co, jest trochę lepiej. Przede wszystkim modlitwa i praca nad sobą. Poczytaj sobie o Św. Ricie, odmów do Niej nowennę. Naucz się panowac najpierw nad sobą i nie dowalaj mężowi.
Inna kwestia mój robił tak samo. teraz jest tak: mąż zaczyna coś marudzic, zaczyna przeklinac, moja reakcja jest taka: Nie chcę byś tak się do mnie zwracał. Nie robię ci na złośc, ale jak się nie uspokoisz wyjdę. I jesli dalej to trwa, wychodzę. Za kilka minut sms lub telefon: Przeprazam, poniosło mnie, wróc porozmawiamy na spokojnie. O nie... Nie wracam od razu... I jest spokojna rozmowa. Z każdym dniem mąż stara się coraz bardziej, choc lekko nie jest. Pamietaj, Ty okreslasz granice. Jak szanujesz samą siebie, mąż będzie szanował Ciebie również.
grzegorz_ [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 10:01
MonikaMaria3 napisał/a:
Moja droga, miałam podobnie. I jakos, póki co, jest trochę lepiej. Przede wszystkim modlitwa i praca nad sobą. Poczytaj sobie o Św. Ricie, odmów do Niej nowennę. Naucz się panowac najpierw nad sobą i nie dowalaj mężowi.
MonikaMaria, co ty piszesz?
Toż to syndrom ofiary. Ofiara szuka winy w sobie i zaczyna się zastanawiać, czy nie prowokuje przemocowca.
"niepotrzebnie wyraziłam swoje zdanie, więc może miał rację wyzywając mnie od k...w".
Ps.
św Rita była zmuszona do małżeństwa, a potem wiele lat znosiła obelgi, przemoc fizyczną, zdrady męża. Tak teraz naucza kościół, że kobieta ma cierpieć w milczeniu?
malutka25 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 19:37
Dziękuje wszystkim za odpowiedzi, wiem że najrozsądniej byłoby się rozwieść, ale nadal go kocham. Poza tym, boję się, że wielu jego wybuchom mogłam zapobiec np. nie krytykując go za coś, albo nie upierając się przy czymś itp. Na codzień jest naprawdę cudowny, ale ma takie napady co parę miesięcy. Rozmawialiśmy już ze sobą wiele razy, że jeśli się to powtórzy to odchodzę ale jakoś nie potrafię. Boję się też zmian i samotności. Jednak obawiam się, że on się nie zmieni, zwłaszcza, że jego ojciec ma podobne zachowania.
Nirwanna [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 19:48
Malutka, co Ty piszesz? Kto tu mówił, że najrozsądniej się rozwieść? Przecież czego innego dotyczyły te rady powyżej. Stop przemocy nie oznacza z automatu rozwodu, natomiast oznacza postawienie granic. Sobie i osobie stosującej przemoc. Zaczynasz od siebie, od tego:
malutka25 napisał/a:
jeśli się to powtórzy to odchodzę ale jakoś nie potrafię. Boję się też zmian i samotności
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 20:35
malutka25 napisał/a:
wiem że najrozsądniej byłoby się rozwieść
To jest najgorsze ze wszystkich rozwiązań. Nigdy nie myśl o takiej możliwości jako o ratunku. Rozwód doda tylko utrapienia i niczego więcej.
malutka25 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 20:50
Tylko że to się ciągnie już ponad 3 lata. W tym roku było i tak lepiej niż wczesniej, ale i tak parę tygodni temu wściekł się o coś, nawet do końca nie wiem o co i kazał mi się wynosić z domu. Wrzeszczał, że albo się spakuje w parę minut i zniknę, albo wyrzuci moje rzeczy za okno. Nie jestem tam zameldowana. Przez kolejne kilka dni odzywałam się do niego i uspokajał. Dopiero przedwczoraj ochłonął i jakby nigdy nic chce, żeby znowu przyjechała
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 20:52
kobito Ty masz syndrom ofiary i wspoluzaleznienia
rob cos z tym poki czas, bo im dalej tym będzie trudniej, gorzej, boleśniej
teraz jeszcze możesz wszystko - dopóki mezowi na Tobie zależy............
Tolek52 [Usunięty]
Wysłany: 2013-10-01, 21:46
malutka25 napisał/a:
Dopiero przedwczoraj ochłonął i jakby nigdy nic chce, żeby znowu przyjechała
To bardzo dobrze postaw teraz granice i swoje warunki albo leczenie w poradni albo nie wracasz do czasu aż zdecyduje sie na leczenie. to są pierwsze kroki do zdrowienia, mów jemu o tym ze spokojem nie z nerwami i nie wymawiaj tego co zrobił złego on musi sam dojść do tego.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.