Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
czy warto uciekać ze złotej klatki...?
Autor Wiadomość
iskra-nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-14, 12:14   czy warto uciekać ze złotej klatki...?

Postanowiłam napisać, ponieważ od długiego czasu borykam się z kryzysem w małżeństwie... Czytałam już wiele razy o Waszych problemach i za każdym razem opuszczałam forum z ogromnym poczuciem współczucia, ale też... poczuciem, że chyba nie mam prawa tu być. Jednak dziś, kiedy po raz kolejny przelała się czara goryczy, kiedy po raz kolejny uciekłam od męża i siedzę sama, zalana łzami, z poczuciem potwornej beznadziei, odważyłam się spróbować.

Może na początek trochę o sobie... Od kilku lat chodzę na terapię dla dorosłych dzieci alkoholików, borykając się z przeszłością, która rzutuje też na teraźniejszość. Zerowe poczucie własnej wartości, które wyniosłam z domu, nie pozwala normalnie funkcjonować. Powoli wychodzę na prostą na polu osobistym, ale to niestety pociągnęło za sobą jasno określony kryzys małżeństwa. Zaczęłam się zmieniać i przestałam tolerować poniżanie przez męża. On przestał tolerować mnie, bo zamiast pokornej, wiecznie smutnej trusi, stanęła przed nim kobieta potrafiąca (słabo, aczkolwiek wyraźnie) powiedzieć - przestań mnie ranić.

Głupio mi było zacząć, ponieważ mój mąż nie pije, nie bije mnie, nie zdradza... Pozornie wszystko jest w porządku. Ale tak też wydawało mi się, kiedy funkcjonowałam w rodzinie alkoholowej - inni mają gorzej, więc ty nie masz prawa się żalić. Nauczyłam się przyznawać, że choć w moim domu przemoc fizyczna była znikoma, to towarzyszyła mi inna, znacznie gorsza - psychiczna. Podobnie czuję się w moim małżeństwie.

Mąż nie jest złym człowiekiem, jest podobnie jak ja poraniony przez pewne schematy wyniesione z domu rodzinnego. Różnica polega na tym, że ja postanowiłam zawalczyć ze swoimi demonami, a on te wszystkie ciemne strony przenosi na mnie. Ma sporo kompleksów, ale walczy z nimi tylko poprzez ubliżanie mi i degradację wszelkich moich osiągnięć. Ma problem z zaufaniem, ale jedyne co robi, to powtarza mi codziennie, że kłamię, oszukuję, wynajduje setki pozornie bzdurnych spraw, gdzie wydaje mu się, że nie jestem z nim szczera. On pracuje zawodowo, ja się uczę i dorabiam, więc stale przycina mi pod kątem finansowym. Zabrał wszystkie nasze pieniądze ze ślubu i tylko nieustannie powtarza, że ja jestem nieodpowiedzialna i wydałabym je na głupoty. Staram się prowadzić dom w miarę możliwości, łączę studia, dorabianie ze sprzątaniem mieszkania, gotowaniem, praniem... ale to wszystko zawsze mało. Nie przeprasza, zawsze walczy, usiłując pokazać, jak bardzo się mylę czując. Więc już nie mówię o tym, co czuję, płaczę po kątach lub uciekam na kilka godzin gdzieś, gdzie mogę w spokoju popłakać.

Zdaję sobie sprawę, że to wszystko, co piszę, to tylko kilka wyrwanych z kontekstu słów, ale tak ciężko zacząć... Tak ciężko też przekazać, że jest coś, co tak boli, że jest problem, który ciężko rozwiązać. Mimo że na pierwszy rzut oka wyglądamy na szczęśliwe małżeństwo, czuję się całkiem nieakceptowana przez męża, boję się go, boję tych wszystkich słów, którymi mnie katuje, gdy jesteśmy sami. A może to ja jestem chora, może faktycznie moje DDA nie pozwala mi normalnie funkcjonować, może nie powinnam w ogóle zawracać Wam głowy tym wszystkim. Rozpaczliwie szukam pomocy, a nawet nie potrafię dobrze określić problemu poza tym, że czuję, jak umiera we mnie nadzieja na normalne życie. Przepraszam...
 
     
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-14, 12:28   

Iskro nadziei, to co piszesz jest mi bliskie, bo ja też doświadczałam/doświadczam złotej klatki. Mój mąż nie pije, nie bije, nie pali, ma zawód zaufania publicznego, dba o siebie, mieszkam w domu z ogrodem przeze mnie doprowadzonym do pięknego stanu ze stanu zaniedbania, kiedy się tu wprowadzałam, blisko parku, ale...

z mąż domu wyniósł wzorzec, w którym kobiety nie mają potrzeb, system małżeństwa pan-niewolnik. Niewolnika utrzymuje się przy sobie poprzez zmienne bodźce - akceptacji i odrzucenia. W fazie akceptacji niewolnik uważa, że pan jest dobry, w fazie odrzucenia zastanawia się, czym zawinił.

Bezustanna krytyka, kontrola, obwinianie o drobiazgi, wyszukiwanie poważnych win nie świadczą o dobrze funkcjonującym małżeństwie.

Ty chodzisz na terapię, on nie. Pewnie na tej terapii będziesz się uczyła jak nie szukać zawsze winy w sobie i jak zadbać o siebie samą. Jak rozumiem DDA często są nadodpowiedzialni, przesadnie lojalni nawet za cenę ochrony swoich wartości i swojego ja.

Ty będziesz coraz więcej dostrzegać, on zapewne coraz więcej wypierać i racjonalizować.

Pytasz, czy warto uciekać ze złotej klatki - jeżeli to jest złota klatka to tak. Nie zachęcam do rozstania. Po swoim doświadczeniu wiem jednak, że faktycznie człowiek może zmienić tylko siebie, ale korzystne to jest wtedy, kiedy przestrzegasz w stosunku do siebie przykazania miłości i chronisz swoją godność dziecka Bożego.

Św. Paweł napisał: "ku wolności wyswobodził nas Chrystus". Miłość kwitnie wtedy, kiedy oboje małżonkowie czują się wolni wobec drugiego, będąc za drugiego odpowiedzialnymi. Przemoc emocjonalna i kontrola jednej strony oraz naturalny odruch ucieczki z drugiej pokazują, że ten warunek dojrzałej miłości spełniony nie jest. Ty możesz siebie wzmocnić, a wtedy okaże się, czy mąż potrafi dostrzec swoje winy.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-14, 20:10   

Witaj na forum.
Czy na terapii nie pracujesz nad asertywnością jak bronić się przed przemocą psychiczną ze strony męża? Może też warto poruszyć te zarzuty jakie ma mąż do Ciebie na terapii warto je rozpracować by albo zmienić siebie albo umieć odpowiedzieć mężowi jeżeli są niesłuszne.
 
     
iskra-nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-14, 22:13   

Droga Filomeno,

bardzo dziękuję za Twoje słowa. Przykro mi, że i Ty doświadczyłaś złotej klatki. Czy udało Ci się wyłamać ze schematu pan-niewolnik? Czy mąż w końcu zauważył Ciebie, Twoje potrzeby, Twoją wartość? Jeszcze jakiś czas bardzo wierzyłam, że się uda... ale teraz czuję, że opuszcza nawet nadzieja. Straszny to stan, tak jakby brakowało powietrza. Ogarniam Cię modlitwą i jeszcze raz z całego serca dziękuję, dodałaś mi odwagi, by, zamiast nieustannie winić siebie, poszukać pomocy.

Tereso,

oczywiście, praca nad asertywnością to częsty temat na terapii. Dużo nauczyłam się już w sytuacjach dnia codziennego (uczelnia, znajomi, praca), jednak na tym polu brak mi sił. Do pewnego momentu staram się rozmawiać z mężem, walczyć o siebie, o nas, ale on wygrywa. Wiem, że to nie jest dobre słowo, nie chciałabym porównywać tego, co jest między nami, do gry lub jakiegoś turnieju, gdzie ktoś ma wygrać, choć często czuję, że tak to właśnie wygląda. Długo szukałam winy tylko w sobie i - choć to pewnie głupio zabrzmi - bardzo chciałam, żeby ona była tylko tam. Siebie zawsze łatwiej zmienić. Jednak sytuacja napięcia między nami wciąż się zagęszcza, miałam nadzieję, że tego nie widać, ale coraz więcej znajomych, którzy przebywają z nami dłuższy czas, pyta mnie jak wytrzymuję takie traktowanie. Otóż nie wytrzymuję, starałam się to tylko chować do wnętrza, nie chciałam źle mówić o mężu, nie miałam odwagi się skarżyć. Chciałam, żebyśmy to rozwiązali między sobą, ale tyle już było prób rozmowy, które za każdym razem kończyły się tak samo - mnie brakowało już siły, emocje brały górę, płakałam, on krzyczał, wysuwał argument o mojej niedojrzałości wynikającej z tego, iż pochodzę z rodziny, gdzie był problem alkoholowy. A ja czułam się tak marna, tak nic nie warta, zalana łzami, opuchnięta, brzydka, niezdolna do dalszej rozmowy, niezdolna do dalszej walki... Gdybym mogła złapać się realnych konkretów, gdyby rozmowa między nami polegała na tym, że możemy powiedzieć sobie wzajemnie co dokładnie nas boli i starać się nad tym pracować... Jednak z tych rozmów wynika tylko, że mąż całą winą obarcza mnie i mój bagaż doświadczeń, więc musiałabym zmienić całą siebie. Tylko gdzie tu wtedy miłość i akceptacja, gdzie wzajemne zrozumienie? Wszystko to bardzo ciężkie i bardzo bolesne...
 
     
Filomena
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-14, 23:14   

Iskro nadziei, maz musi kochac i chciec pracowac nad malzenstwem, inaczej nie przelamiecie schematu. Albo niewolnik musi nie widziec lancuchow - wtedy malzenstwo trwa. Ty widzisz klatke, wiec nie bedziesz nieswiadomym niewolnikiem. Moja sytuacja jest o tyle inna, ze to maz chce rozpadu. Ja widzialam schemat sle chcialam ratowac i przegrałam na chwilę obecną, więc teraz muszę zająć się sobą i córką.
 
     
oaza
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-15, 06:44   Re: czy warto uciekać ze złotej klatki...?

iskra-nadziei napisał/a:
Czytałam już wiele razy o Waszych problemach i za każdym razem opuszczałam forum z ogromnym poczuciem współczucia, ale też... poczuciem, że chyba nie mam prawa tu być.


Głupio mi było zacząć, ponieważ mój mąż nie pije, nie bije mnie, nie zdradza...

Rozpaczliwie szukam pomocy, a nawet nie potrafię dobrze określić problemu poza tym, że czuję, jak umiera we mnie nadzieja na normalne życie. Przepraszam...


Iskierko,a z co Ty przepraszasz? Za to,że żyjesz? Każdy ma prawo do życia i ...do bycia tu na forum.
U mnie sytuacja jest odwrotna.To mąż pochodzi z rodziny alkoholowej, i do momentu rozwodu....twierdził,że moja jest idealna,a potem na rozprawach "opowieści dziwnej treści",a swojej nic nie miał do zarzucenia.
Dobrze,że szukasz pomocy.Nie zapominaj,że przemoc ma różne oblicza: to nie tylko czyny,ale też słowa i sprawy finansowe.
Zgadzam się z Tobą,że najbliższy człowiek potrafi nasze poczucie własnej wartości wdeptać w ziemię.Mój mąż,gdy kilka lat po ślubie dorobił się ogromnych pieniędzy przestał się ze mną liczyć zupełnie.W pewnym momencie przestał mi dawać pieniądze,potem doszła zdrada i do przemocy psychicznej(której nie zauważałam) i ekonomicznej, sporadycznie fizyczna.
Przez kilka ostatnich lat robił zakupy spożywcze:pieczywo,wędlina,mięso ziemniaki.Przestał na kilka miesięcy przed kryzysem.
Wszyscy mi zazdrościli. Według ludzi ideał.Zawsze pomocny dla swojej najbliższej(i dalszej też)rodziny rzucał wszystko.Znajomi też mogli na niego liczyć.Odbywało się to kosztem moim i dzieci.
Też się nie skarżyłam.Do momentu,gdy pijany wpadł w furię (gdyby nie pomoc syna i dorosłego naszego wspólnego chrześniaka nie wiem,co by ze mną było).Wtedy siostrzeniec męża powiedział;"ciociu,ale ty nigdy nie powiedziałaś na wujka złego słowa".
Iskierko,miałam skończone dwa kierunki studiów magisterskich(mąż zawodówkę),cały czas pracuję,jestem osobą publiczną,a moje poczucie własnej wartości było zerowe,ale "schowane"głęboko przed ludźmi.
Trafiłam do OIK-u,a potem skończyłam studia podyplomowe z socjoterapii. Nauczyłam się,jak pomagać innym w kryzysie,ale przede wszystkim pomogłam sobie. No i najważniejsze,to dzięki modlitwie przetrwałam te okropne chwile.
 
     
iskra-nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-15, 10:19   

Filomeno, tak mi przykro... Mimo to cieszę się, że masz siłę walczyć o siebie i córeczkę. Obiecuję modlitwę za Was.

Oazo, dziękuję za ciepłe słowa. Wiem jak jest trudno odzyskać poczucie własnej wartości, mimo iż obiektywnie nie ma powodów do tego, by tak siebie poniżać. Wiem też, jak ciężko funkcjonować ze schematami wyniesionymi z rodziny alkoholowej, ale wiem także, że można z tym walczyć. Chodzę na terapię czwarty rok, ale tak naprawdę dopiero ostatnie miesiące przyniosły mały przełom, porozmawiałam z rodzicami, przebaczyłam im, zaczęłam przełamywać obrazy, które funkcjonowały we mnie jako pewnik, ponieważ był jedynymi, jakie znałam. Ciężko jest się przyznać przed innymi, ale też przed samym sobą, że ma się problem, którego nie da rady się samemu rozwiązać. I że przez ten problem rani się swoich bliskich. Zaczęłam chodzić na terapię dla innych - dla męża (wtedy jeszcze narzeczonego), który twierdził, że nie da się tworzyć ze mną normalnej relacji, bo jestem DDA, dla taty, bo wierzyłam, że może pomogę mu zrozumieć jego problem, także dwóch niezależnych spowiedników zasugerowało mi podjęcie terapii. Ale początkowo to wszystko było dla innych i dla świętego spokoju. Dopiero po długim czasie zaczęłam się otwierać na przemiany, burzyć gmachy swojego dziwnie poukładanego świata i próbować wychodzić z ram, które nie pozwalały mi normalnie żyć. Było trudno, ale wiedziałam, że warto, dla innych, ale też dla siebie.

Na terapii dużo mówiłam o tym, jak ciężko ze mną żyć, jak ranię innych. Wtedy też usłyszałam, że DDA to nie jest wypalone piętno, że są też pozytywne strony, pewna wrażliwość, empatia, o jakie ciężko innym, bezpiecznie dorastającym dzieciom. Usłyszałam także, że to, co mówi mąż, jest nieprawdziwe i krzywdzące. Że oskarża mnie o wszystko, a tymczasem sam nie potrafi uporać się ze swoimi problemami. Dużo rozmawialiśmy, nawet zaczął też chodzić na terapię. Wtedy było lepiej, ale po kilku miesiącach zrezygnował i wszystko wróciło do normy. Mówił, że to terapeutka zakończyła pracę z nim, a ja uwierzyłam - ciężko nie wierzyć i ciągle podejrzewać, kiedy się kocha... Kiedyś wyszło na jaw, że mnie okłamał. Okłamywał mnie często, w wielu sprawach, jednak zawsze w próbie rozmowy zamiast zastanowić się nad swoim postępowaniem, wyciągał tylko moje brudy, chwile, kiedy rzekomo ja go okłamałam. Większość z tych oskarżeń była nieprawdziwa, ale ja, zamiast bronić się, słuchałam i popadałam w rozpacz przygnieciona myślami, jak on może tak o mnie myśleć. A mimo to wciąż działał schemat, że to ze mną jest coś nie tak, że on jest poraniony, a ja nie potrafię sprawić, żeby był przy mnie szczęśliwy, że tylko niepotrzebnie budzę jego demony. Godziłam się na to, a w rzeczywistości to on trzymał mnie za wszystkie moje lęki, które powierzyłam mu w zaufaniu. Tak ciężko mi było opowiedzieć mu, jak było w mojej rodzinie, jednak jeszcze ciężej było znosić to, jak on wykorzystywał później moje największe słabości i zranienia.

Wiedziałaś, że Twój mąż ma problem i chciałaś walczyć. On też wiedział, choć pewnie ciężko było mu to przyznać przed samym sobą. Pod tym kątem go rozumiem, ale nie potrafię pojąć, dlaczego odrzucił pomoc widząc, jak mocno Cię rani. Tego też nie rozumiem w moim małżeństwie. Widząc, że ranię męża, chciałam zrobić wszystko, by to naprawić. Szkoda, że to działa w jedną stronę... szkoda, że u Ciebie też tak było. Może jako kobiety po prostu widzimy i czujemy bardziej, dlatego jesteśmy bardziej wrażliwe na cierpienie. Ale nie wierzę, że mężczyźni go nie dostrzegają, dlatego tym bardziej ciężko mi zrozumieć, dlaczego tak się dzieje, dlaczego pozwalają nam zatapiać się w rozpaczy, bólu, beznadziei... Ściskam Cię mocno, mam nadzieję, że Bóg obdarzy Cię mocą i dobrymi ludźmi, którzy pokażą Ci Twoją wartość, żebyś mogła to wszystko poukładać i odzyskać wiarę w siebie.
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-15, 10:33   

Dziękuję Ci iskierko nadziei

Wiele kobiet nie ma świadomości co się dzieje, przez lata potrafią żyć w poczuciu winy i tej winy ciągle szukać w sobie. Niestety różnie się to kończy , nie zawsze pozytywnie, dlatego terapia jest bardzo ważna, ponieważ w sposób obiektywny pozwala spojrzeć na trudne sprawy i uczyć żyć w nowej przestrzeni świadomości.
Pozdrawiam bardzo serdecznie:)
Niech błogosławieństwo Boga Ojca i Syna i Ducha Św. spocznie na Tobie i Twoich bliskich pozostając na zawsze.+
 
     
Estera
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-15, 22:42   

Ja też dziękuję za to co napisałaś...myślę że to b.często spotykana sytuacja, jakoś mam wrażenie, że łatwiej mężczyznom niż nam przychodzi poniżanie i obwinianie, niestety..z własnego doświadczenia znam takie sytuacje i myślę, że warto się bronić i stawiać granice, bo jeżeli mężczyzna chce odejść to i tak odejdzie, choćby się wszystko znosiło.Mój mąż odszedł pomimo tego, że bardzo się bałam rozpadu i starałam się robić wszystko co on zaproponował i wybaczyć mu wszystko, również przemoc fizyczną..dziś wiem, że to nie była dobra droga, trzymałam się każdej najmniejszej nadzieji..i on na pewno to wiedział i wykorzystywał.wg,niego to JA JESTEM WINNA, JA MIAŁAM PROBLEM. Niezależnie od wszystkiego trzeba przezwyciężyć lęk i STAWIAĆ GRANICE.wiem, że to trudne, szczególnie gdy nie wyniosło się tego z domu..ja też nie wyniosłam. Ojciec despotyczny, zero możliwości wyrażania własnych potrzeb i własnego zdania..jak budować poczucie własnej wartości? Jak stawiać granice, skoro ktoś je regularnie przekracza i nie szanuje? Tak jak ty, tak jak wy, uczę się tego w dorosłym życiu i NIE CHCE ŻEBY KTOŚ MNIE PONIŻAŁ LUB WPĘDZAŁ W POCZUCIE WINY.mój bagaż i tak już jest ciężki. Dziewczyny, dlaczego kochamy mężczyzn,któży nas niszczą????
 
     
katalotka72
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-16, 06:55   

to sie nazywa wspoluzaleznienie...........
 
     
sylwia1975
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-27, 18:39   

o tak pochodzimy maz i ja nie z alocholickei rodziny ale obydwoje z dmu dysfunkcji ja bez ojca umarl jak mniala 2 latka na chorobe alkocholowa,mama byla sama znami bylam jej oczkiem w glowie mniala wedlug siebie swoje wizje ,juz mi zycie chciala pokuladac w pieluchach zaborcza nadopiekuncza mama,maz ojciec tyran ,byl tarcza obrona dla matki siostr,gdy mnial 15 lat oddal w koncu ojcu dobitnie ,ten mnial szyta glowe,od tej pory juz ich fizycznie ojciec nie ruszyl,maz za to w malozenstwie pelni role pijaka nie zaawansonowego,i przemocowca,ja szukalam takze Bohatera,teraz pracuje nad soba tu i w AAL_ANONIE szczesc BOZE,uklady ciezko jest przelamac lecz idzie.............powolutku. :-o
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9