Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Po roku strasznych błędów. Czy wytrwamy.. boję się.
Autor Wiadomość
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-11, 20:54   

ponury napisał/a:
ad krawędż nadziei
napiszę ci z własnego doświadczenia że terapia za bardzo nie dociera do nas mężczyzn!!!
jeden weekend na rekolekcjach małżeńskich znaczył dla mnie więcej niż pół roku jeżdżenia na wspólną terapię do psychologa.
polecam ci www.spotkaniamalzenskie.pl


Ponury
Jak od razu założysz ze nie dociera to na pewno nie dotrze.
Terapia i rekolekcje to dwie różne sprawy.
Na rekolekcjach słuchasz, a na terapii głównie mówisz i czasem słuchasz.
To jakbyś porównywał leczenie lekami i modlenie się o zdrowie (jedno drugiego nie wyklucza, tak nawiasem)
 
     
ponury
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-11, 21:09   

ad Grzegorz
nie teoretyzuję tak jak ty.nie masz pojęcia o rekolekcjach małżeńskich!!! piszę na podstawie własnych doświadczeń
 
     
kenya
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-11, 21:34   

iskro nadziei,
wzniosłe to wszystko o czym piszesz, życzę jak najlepiej,

ALE weź pod uwagę parę kwesti proszę,

pierwsza rzecz jaka jest istotna przy ratowaniu małżeństwa to widzieć rzeczy takimi jakimi są a nie takimi jakimi chciałoby się widzieć, to podstawa.

Mąż pojawił się w domu, z zamiarem naprawy waszego małżeństwa nie sam od siebie lecz po odkryciu przez Ciebie jego podwójnego życia, które trwało mimo że od jakiegoś czasu wkładałaś sporo starań w naprawę waszych relacji.
Tu należy skupić się na motywacji zdradzającego do powrotu do rodziny.

Dodam jeszcze, że nie sprawdza się niestety w rzeczywistym świecie układ, w którym po zdradzie stara się głównie zdradzony i zdradzony kocha podwójnie - za siebie i za zdradzającego.
Taki układ ma b. krótki czas tzw. "połowicznego rozpadu" a wiara w to, że moc naszej wielkiej miłości może wypełnić miłością takąż samą, tą drugą/niewierną połowę jest budowaniem złudzenia, którego korzenie mają podłoże w naszych głebokich potrzebach.

Następna sprawa.
Seks zaraz po powrocie zdradzającego- to rodzaj podświadomej konkurencji z kochanką.
Świadczy o panice zdradzonego.
 
     
grzegorz_
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-11, 23:02   

ponury napisał/a:
ad Grzegorz
nie teoretyzuję tak jak ty.nie masz pojęcia o rekolekcjach małżeńskich!!! piszę na podstawie własnych doświadczeń


Za to mam pojęcie o terapii u psychologa i irytuje mnie gdy na forum
odradza się ludziom chodzenie do pscyhologa, gdy tego potrzebują.
Czy taka osoba odradzająca wizytę u psychologa zdaje sobie sprawę, że
są osoby którym te wizyty być może ratują życie.
Lepiej sie zastanowić i mieć trochę odpowiedzialności za słowa.
Co to za pisanie, że "taka terapia nie dociera do mężczyzn"?
Do Ciebie Ponury co najwyżej nie dociera
 
     
nunana
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-12, 12:23   

kenya napisał/a:


Dodam jeszcze, że nie sprawdza się niestety w rzeczywistym świecie układ, w którym po zdradzie stara się głównie zdradzony i zdradzony kocha podwójnie - za siebie i za zdradzającego.


A jak "sprawdza" sie uklad drugiej skrajnosci, kiedy to zdradzony nie czuje milosci, nie kocha nawet za siebie, nie stara sie ?
Od roku jestem w takim stanie i nic sie nie zmienia, siedze w swoim bunkrze oblozona bolem, oziebloscia, zalem, gniewem. Mur ktory wokol siebie wybudowalam jest tak solidny i pancerny ze on nie ma szans na dzis sie przez niego przebic do mnie.
Jednoczesnie nie moge powiedziec ze jest mi obojetny, bo nie jest.

Zaraz po tym jak sie dowiedzialam o zdradzie mialam podobna postawe, moze nie az tak skrajna jak Twoja krawedz nadziei, bo ja nie kochalam za dwoje, ale jednak okazywalam uczucia, bo wtedy je jeszcze czulam. Trwalo to moze 2-3 miesiace po czym zaczelo sie zmieniac. Moze tak wlasnie zaczelam przechodzic przez zalobe po stracie, kiedy dotarlo do mnie w calej okazalosci co on zrobil...
Do mojego meza rowniez z czasem, powoli docieral ogrom zniszczen ktorych dokonal w naszym malzenstwie. Stad tez sie brala zmiana jego zachowania. Nie byl taki jakbym tego oczekiwala, zyczyla sobie po tym co mi zrobil. Odczytywalam to jako jego watpliwosci, brak uczuc i tego typu rzeczy.
Po czasie okazalo sie ze to jego reakcja na sytuacje, ktora go przerosla.
Dowiedzialam sie od niego ze ta zdrada zniszczyl takze siebie jako czlowieka, ze nie da sie ot tak przejsc w normalny tryb kiedy sumienie zabija, kiedy widzi sie przeogromny bol w oczach najblizszej osoby i ma sie swiadomosc ze jest sie jego sprawca.
I powstal paradoks: w momecie kiedy powinien, kiedy chcial okazywac milosc, jednoczesnie nie potrafil.
Krawedz nadziei, moze tak byc i u Ciebie, ale moze tez byc tak jak pisala kenya.
Moze byc roznie. Zdystansuj sie troche i obserwuj. Zrob mu troche miejsca aby mogl Cie zdobywac na nowo. Nie przyspieszaj i nie staraj sie szybko i za wszelka cene wrocic do tzw. normalnosci. Najpierw zobacz z czym on do Ciebie wrocil.
 
     
krawędź nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-12, 13:09   

kenya napisał/a:
iskro nadziei,
Mąż pojawił się w domu, z zamiarem naprawy waszego małżeństwa nie sam od siebie lecz po odkryciu przez Ciebie jego podwójnego życia, które trwało mimo że od jakiegoś czasu wkładałaś sporo starań w naprawę waszych relacji.
Tu należy skupić się na motywacji zdradzającego do powrotu do rodziny.
.

Ściśle rzecz biorąc chronologia mi przedstawiona była taka:
- pogrzebanie naszego małżeństwa i plany nowego życia z nową kobietą
- mój zwrot i moje wyciągnięcie ręki i moja akcja reanimacyjna (podjęta w nieświadomości) -> wtedy jego sumienie się przebudziło
- trzy tygodnie później podjął decyzję że wraca i przeprowadził rozmowę kończącą romans
- dzień przed jego powrotem ja odkryłam bloga kochanki i ogrom zdrady
To, że decyzja zapadła w nim zanim ja się dowiedziałam i rozpętałam wśród rodziny i znajomych ogromną burzę, jest dla niego samego czymś, co chyba pozwala mu na zachowanie resztki szacunku do siebie samego. Że nie zrobił tego przymuszony groźbą wyprowadzki, wymeldowania, itp. Że decyzję podjął wcześniej, sam.

kenya napisał/a:
Dodam jeszcze, że nie sprawdza się niestety w rzeczywistym świecie układ, w którym po zdradzie stara się głównie zdradzony i zdradzony kocha podwójnie - za siebie i za zdradzającego.

Możliwe. Ale nie umiem nad tym zapanować, wymaganie abym panowała nad tym wydaje mi się w mojej sytuacji, że to jak piórko na grzbiecie wielbłąda, ja już tego nie dam rady unieść. Może terapeuta to wychwyci i pomoże mi tym pokierować...

kenya napisał/a:
Następna sprawa.
Seks zaraz po powrocie zdradzającego- to rodzaj podświadomej konkurencji z kochanką.
Świadczy o panice zdradzonego.

Ba! I to jeszcze jak. Fatalna świadomość, że gdzieś tam z tyłu głowy cały czas chcę konkurować. To jest jak jakiś atawizm. A przejawia się także w innych aspektach. Jest u nas ogromnie z tym wszystkim splątany problem pasji-zawodu. Ja z tej pasji wyszłam dwa lata temu, i ONA weszła na moje miejsce. Trochę od tego się wszystko zaczęło. Była dla mojego męża tym, czym byłam dla niego ja 10 lat temu. "Ona była tobą".
I teraz ja postanowiłam, że wracam do tej pasji... nie wiem - dla siebie, czy dla nas.
Ale wracam, i w tym akurat wiem, że jestem lepsza i mogę z powrotem zająć należne mi miejsce i udowodnić sobie i jemu jak bardzo się pomylił biorąc ją za mnie..
Coś w tym rodzaju. Niewątpliwie terapeuta będzie miał z nami sporo pracy.

Co do terapii vs rekolekcji.
Mąz nie był gotowy ani na jedno ani na drugie gdy wracał. Klasycznie sądził, że problem został zamknięty. A przecież on się dopiero rozpoczął...
Stopniowo dotarła do niego konieczność terapii, a nawet po kilku dniach zaciął się i powiedział że dopóki nie pogadamy z "kimś z zewnątrz, fachowcem" to on na razie zawiesza rozmowy. I faktycznie wznowił je dopiero po spotkaniu z terapeutą.

Co do rekolekcji sprawa jest trudniejsza. Jest daleko od pojednania z Bogiem. Chyba dalej niż ja. I jeśli by teraz poszedł na rekolekcje, to bez wewnętrznego przekonania. Ja chcę by to przekonanie też w nim się narodziło i umocniło. Możliwe że najpierw na rekolekcję pojadę sama. W każdym razie on nie jest na to gotowy. Mam nadzieję, że będzie, ale pewności miec nie mogę.


Dzięki nunana za Twoją opowieść. Uświadomiła mi, że tak naprawdę to co czujemy i robimy to wciąż jest tak świeże, tak niepewne, część z tego to mogą być ruchome piaski, to się może zupełnie zmienić za pół roku..
 
     
Swallow
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-12, 13:10   

nunana napisał/a:
Zdystansuj sie troche i obserwuj. Zrob mu troche miejsca aby mogl Cie zdobywac na nowo. Nie przyspieszaj i nie staraj sie szybko i za wszelka cene wrocic do tzw. normalnosci. Najpierw zobacz z czym on do Ciebie wrocil.


Droga Krawędzi ;-)

Podpisałabym się pod słowami Nunany. Jak rozumiem, Twoja chęć na zbliżenia, bliskość z mężem, czułość i bliskie kontakty są niewymuszone, niewykalkulowane i szczere. Może to i dobrze, ale we mnie rodzi się nieśmiałe pytanie: czy aby ten rodzaj bliskości ciał jest właściwy, kiedy duchowo trochę się rozłazi. Właściwy, a nawet zapytałabym, czy zdrowy. Nie jestem psychologiem rzecz jasna, piszę to, co gdzieś podświadomie mi się ułożyło, kiedy czytałam Twoją historię i czytam na bieżąco. Bo jeśli miłość rzeczywiście bezinteresowna do męża podpowiada Ci takie zachowania, to skąd te wątpliwości i pytania, skąd obawy, że mąż daleko myślami, że nie odpowiada tym samym itd. Pod znakiem zapytania staje więc bezinteresowność, a właśnie jakieś oczekiwanie na odzew. Kenya pisała o konkurencji z kochanką, dokładnie też tak to odebrałam.

Ja nie wpuściłam męża do ogrodu, ale nie dlatego, żeby mu coś pokazać, czy udowodnić, czy ukarać. Po prosto nie chciałam i nie mogłam go mieć jeszcze w tym ogrodzie, nie byłam gotowa. Myślę, że mojemu mężowi dzięki temu łatwiej było wybaczyć sobie i zacząć od nowa, zadośćuczyniać, kiedy zostało przed nim postawione zadanie, kiedy nie było za prosto. Musiał się postarać, a mężczyźni tego pragną: zadań, wyzwań. Czy nie jest tak? Trochę więc rozumiem konfuzję Twojego męża, który w zasadzie wydaje się być jeszcze bardziej pogubiony (zakładając, że jego chęć naprawy jest szczera i nie stoi za tym jakiś zakamuflowany dalszy ciąg ciemnych spraw). Pogubiony, bo zrobił świństwo i nie ma kary, nie ma konsekwencji. No nie ma. I nie ma szans na to, by te konsekwencje były, bo żona jest wręcz ideałem. Myślę, że to jest coś na zasadzie otrzymania czegoś niezasłużonego. Odrzucić nie można, bo jest to cenne, ale cieszyć się z tego też nie ma jak, bo nie zasłużyło się na to. I jest niesmak, kac moralny, zawstydzenie i ucieczka od tego tematu. Tak więc stąd mogą wychodzić te niespójności u Twojego męża.

Piszesz, że lgniesz do męża. Pięknie napisane. Jeśli jednak wiemy, że mąż jest/był krzywdzicielem, to lgnięcie już jest zastanawiające. Naturalny ludzki odruch jest taki: dystans od krzywdziciela, rezerwa, obawa, poczucie żalu, poczucie obcości osoby krzywdzącej. I to na każdej płaszczyźnie przecież, czy to w pracy, czy w rodzinie dalszej, bliższej, czy na płaszczyźnie rodzicielskiej. Wdrukowany schemat zachowania każe nam może czasem przywdziać krzywy uśmiech na twarz, ale w sercu mieć dystans. U Ciebie tego dystansu nie ma...pytanie: czemu. Trochę to tak, jakbyś męża stawiała wyżej niż siebie, a trzeba postawić go na równi ze sobą. Według mnie.

Co sądzisz o tym?

Pozdrawiam Cię serdecznie. :->

[ Dodano: 2013-09-12, 14:23 ]
W międzyczasie dopisałaś:

krawędź nadziei napisał/a:
Co do rekolekcji sprawa jest trudniejsza. Jest daleko od pojednania z Bogiem. Chyba dalej niż ja. I jeśli by teraz poszedł na rekolekcje, to bez wewnętrznego przekonania. Ja chcę by to przekonanie też w nim się narodziło i umocniło. Możliwe że najpierw na rekolekcję pojadę sama. W każdym razie on nie jest na to gotowy. Mam nadzieję, że będzie, ale pewności miec nie mogę.



Wiesz, kiedy męża romans jeszcze kwitł, prosiłam Boga o pogodę ducha i siłę na wytrzymanie tego bólu, cierpienia, smutku. Zabierał ode mnie bardzo szybko te niepotrzebne bagaże. Doprowadził od stanu: byle mąż tylko chciał wrócić do postawy: chwileczkę, to, że będzie chciał wrócić, nie oznacza, że będzie dobrze. było źle, popsuło się, bo:

i tu była odpowiedź moja

Bo daleko byliśmy od Boga, jako małżeństwo. Nie było wspólnych modlitw, wspólnego chodzenia na msze, nie było zaangażowania, a jedynie rytuały.

Kiedy dowiedziałam się, że mąż mieszka gdzieś u ludzi, nie jest z nią, oczywiście czułam jakiś dziwny impuls, że coś się zaczyna dziać. Przygotowywałam się na taką ewentualność, że mógł odejść od kochanki, ale wcale nie do mnie, nie do rodziny. Mógł zrezygnować ze mnie niezależnie od tego, z kim akurat jest lub nie jest. Wtedy zrozumiałam, że samo zakończenie romansu nic nie daje. Romanś - śromans. Mógł być jeden, mogłobyć kilka, co z tego? Mąż otrzymał komunikat, że oczekuję czegoś więcej, niż wierności, bo to żaden wyczyn. Ja byłam i jestem wierna i co - gdzie nagrody, oklaski, wyróżnienia? :-P Powiedziałam mu, że chcę męża opokę, drzewo. Męża mądrego i dobrego, budującego na skale (Bogu). I to mąż przyjął, zwłaszcza, że miał szczęście otrzymać wsparcie od osoby duchownej.

No ale to my. Zdaję sobie sprawę, że różnie wygląda kwestia zaangażowania w wiarę innych ludzi.

Módl się o to, by Twój mąż dostrzegł Łaskę, jeśli go spotka. Ja się o to modliłam swego czasu i jak zwykle, Bóg nie zawiódł.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-12, 16:12   

krawędź nadziei napisał/a:
Możliwe że najpierw na rekolekcję pojadę sama.


dobry pomysł
 
     
krawędź nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-14, 20:56   

Swallow,
.
Cytat:
czy aby ten rodzaj bliskości ciał jest właściwy, kiedy duchowo trochę się rozłazi. Właściwy, a nawet zapytałabym, czy zdrowy

Nie wiem. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Wiem, że rozum jest przeciwko, ciało za. A serce - samo nie wie, i rzuca się na łeb na szyję, aby zaraz się przerażone własnym działaniem zatrzymać.
Czy w ogóle ta wspólnota dusz wróci? Chyba tylko z pomocą Boga, bo po ludzku to niemożliwe.
W każdym razie odwlekanie momentu "pełnego powrotu" w sensie fizycznym uspokaja mnie. Więc na razie odwlekam, czekam.

Cytat:
" Musiał się postarać, a mężczyźni tego pragną: zadań, wyzwań. Czy nie jest tak? Trochę więc rozumiem konfuzję Twojego męża, który w zasadzie wydaje się być jeszcze bardziej pogubiony (zakładając, że jego chęć naprawy jest szczera i nie stoi za tym jakiś zakamuflowany dalszy ciąg ciemnych spraw). Pogubiony, bo zrobił świństwo i nie ma kary, nie ma konsekwencji. "

Doskonale rozumiem o co Ci chodzi.
Mnie się wydaje, że jego wyzwaniem które mu stawiam jest: tak zakończ zawodową relację z ex-kochanką, abym ja w to uwierzyła - twoja sprawa jak to zrobisz.
I oczywiście nie wytrzymuję, i podpowiadam mu drogi rozwiązania.
Nie wiem dlaczego. Pewnie z niewiary że sam sobie z tym poradzi. To dość smutne, że mu w tym pomagam. Ale nie umiem - boję się że sam nie podoła. Nie dlatego, że nie chce (bo chce, widzę to), ale dlatego że nie rozumie. Nie rozumie jaka to dla mnie jest trauma. Klaruję mu to, klarowała mu to terapeutka ("To jakby Pan został dotkliwie i niespodziewanie pobity na ulicy którą pan dobrze zna. Jakby pan przeżył wypadek samochodowy i musiał chwilę po tym prowadzić auto. To są mechanizmy nie do ominięcia i nie do przyspieszenia, pana żona ma ogromną traumę"). Mówię mu i pokazuję to samo. Aby rozegrał to tak, bym ja po prostu dała radę to przejść. I mam wrażenie, że on nie tyle rozumie w sensie wczuwania się, tylko jakby pojmuje w sensie wyuczenia się. Że on tego nigdy nie zrozumie do końca, ale może uszanuje gdy pojmie zakres i mechanizm.

Więc dla mnie sprawdzianem jest:
- przejście ze mną terapii i wspólne rozwikłanie tego, co nas wprowadziło w przepaść
- takie rozegranie spraw zawodowych aby mnie utwierdzać a nie zadręczać wątpliwościami. A to u nas zajmie ok. 3 mcy.
- czyny nie słowa


Cytat:
Jeśli jednak wiemy, że mąż jest/był krzywdzicielem, to lgnięcie już jest zastanawiające. Naturalny ludzki odruch jest taki: dystans od krzywdziciela, rezerwa, obawa, poczucie żalu, poczucie obcości osoby krzywdzącej."


Chyba to jest jednak wyparcie. Ja tak chcę o tym zapomnieć. To tak boli.
To jak cierpieć fizycznie i mieć pod ręką na stoliku ketotifen. Nie uleczy, tylko przygasi na chwilę ból. I ręka sama sięga po tabletkę....
Tak samo mój umysł wypiera, wypiera, tak jest łatwiej.
Ale to wróci.
Dlatego terapia. Żeby to wykopać, przeżuć, wyrzygać i wreszcie zamknąć.
Tak mi się wydaje, ale też mogę się mylić.
Co do rekolekcji, to po prostu jeszcze nie wiem jak mają działać bo nie byłam. Ale mam już namiary i daty, zbieram się.

Na razie mamy mnóstwo wspólnej pracy i decyzji do podjęcia na teraz. Bo zjednoczył nas wspólny wróg - ex-kochanka. Jest osobą bez zasad, wyrachowaną i ma niesamowity tupet.
Na wspólnym spotkaniu omawiającym finansowe warunki rozstania zawodowego była bezczelna.
Prosto w oczy wywaliła że obecne ograniczone kontakty z mężem są absurdalne, ona nie akceptuje prób ograniczenia i zmniejszenia zakresu ich współpracy (co jest oczywistym warunkiem odbudowy naszego małżeństwa) bo przecież mają nadal współpracować jak dawniej. A jak nie, to szantaż finansowy i to otwarty. A niestety nie można jej wywalić z dnia na dzień.

Chyba nawet łatwiej gdy ona się tak zachowuje - po prostu podle.
Choć co jest bardziej podłego niż wjechanie w osłabioną rodzinę bo facet przystojniak i można spróbować z jego menedżerki stać się jego partnerką życiową? Kto by patrzył na małe dzieci... (Nie żebym wybielała męża, o nie, zachował się jak degenerat moralny i tego nigdy nie pojmę, ale trzeba przyznać wybrał dość specyficzną osobę - i konsekwencje poniesie bolesne, bo ona mu naprawdę zaszkodzi.. i nam jako rodzinie niestety też.. Ale trudno, już powiedziałam że wolę stracić te cholerne pieniądze a zachować rodzinę)

Oddaję to wszystko Bogu, to dość poplątane. Ale wierzę i wiem że Bóg tu działa...
 
     
ja_tez
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-16, 12:14   

krawędź nadziei napisał/a:
Oddaję to wszystko Bogu, to dość poplątane. Ale wierzę i wiem że Bóg tu działa...

I tego się trzymaj. Odkąd zaczęłam zawierzać Bogu moje małżeństwo, powtarzać w modlitwach "Jezu ufam Tobie, Ty się tym zajmij" - On naprawdę się zajął, nie zostawił mnie samej z tym wszystkim...
 
     
krawędź nadziei
[Usunięty]

Wysłany: 2013-09-16, 15:43   

ja_tez
dzięki. Masz rację. Trzeba koniecznie ustawić Boga na pierwszym miejscu - trwale, a nie tylko na moment rozpaczy, chwilę przerażenia..

Byłam wczoraj u nas w parafii i oprosiłam o modlitwę wstawienniczą za nas, w naszej obecności. Nawet udało mi się podczas tej prośby nie rozpłakać, chociaż w zakrystii byli akurat wszyscy księża i trochę ich przeraziłam swoim stanem. Ale nieistotne - teraz muszę poprosić męża aby przemyślał pójście tam ze mną razem. Mam nadzieję, że coś to da. Taki pierwszy maleńki kroczek, a może nie tak maleńki? Przecież ta modlitwa ma moc.

No i słucham co jakiś czas "Modlitwy o wschodzie słońca". A także śpiewam dzieciom na dobranoc.
http://www.youtube.com/watch?v=-_uZ4S7YAzs
I patrzę ile tej pogardy i nienawiści we mnie jeszcze jest. Czasem nie ma ich wcale.
Ale pewnie niemożliwe jest ich wyrugowanie z serca bez Eucharystii.

[ Dodano: 2013-10-18, 12:02 ]
Walczymy dalej, choć momentami idzie to opornie.
Ja walczę jak lwica dalej, słabo mi idzie odpuszczanie.
Chociaż staram się odsuwać w kluczowych momentach i czekać na jego ruch.

On działa opieszale i bez przekonania. Nie umie się znaleźć w sytuacji gdy nie może mnie pokochać tak jak kochał przedtem. Często się oddala gdzieś w swoje światy. Szarpie się.

Jutro kluczowa rozmowa z ex kochanką - na której mąż ma wreszcie nie unikać konfrontacji i rozstać się z nią ostatecznie, tzn. zakomunikować jasno i jednoznacznie, że nie jest już jego menedżerką i on już nie chce aby sprzedawała jego produkt (a ta laska zamiast się wycofać i zająć czymś normalnym, to uparcie sprzedaje z wszystkich sił jego produkt, organizując nową kampanię bez uzgodnień...i teraz jemu będzie jeszcze trudniej się od niej wyzwolić, o co być może jej chodzi, chociaż sama ma już nowego mężczyznę zdaje się)
Bardzo się boję tej rozmowy. Mąż wciąż uważa, że poniesie straszne koszty finansowe tego rozstania (co nie jest prawdą, tylko efektem jego zmanipulowania..). To był bardzo wygodny układ, tylko że przeżarty gangreną zdrady.
Teraz oboje bardzo chętnie by do niego wrócili, jak gdyby nic się nie stało. Na to nie mogę pozwolić.

Wiem, że jeśli on wybierze podsunięty mu pod nos wygodny układ z ex, a nie rodzinę, to będzie koniec dwumiesięcznych prób. Bo tego się nie da pogodzić.
Ale nie wierzę by mógł być tak słaby.
Jest osłabiony ale aż tak?
Na razie ustnie zdeklarował się że da radę.

Jeśli rozmowa pójdzie ok, i przejdziemy przez ten próg, to będziemy kleić wszystko dalej. I czekać aż coś się wyjaśni w świecie męskich emocji.
Jeśli nie, to nie zostanie spełniony mój podstawowy warunek powrotu - na który sam się przecież zgodził. I będę wtedy musiała poprosić go o ... sama nie wiem o co. O wycofanie się, wyprowadzenie się od nas na jakiś czas.. Ech czarne myśli...

Na razie na 30 października na jego 39 urodziny planuję zamówić plakietkę mosiężną wymiaru karty kredytowej, aby miał ją np. w dokumentach (jeśli zechce oczywiście).
Z trzema datami:
*nasz ślub
*dzień urodzin córki
*dzień urodzin syna
i słowa "pamiętaj, tylko to jest ważne - od żony dla męża na 39 urodziny"
albo jakieś inne, dumam właśnie.
I różaniec.

Mam nadzieję, że będę mu to mogła wręczyć jako mężowi walczącemu o rodzinę.
A nie jako temu, kto odpuścił tę walkę.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9