Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Chciałabym poznac wasze opinie, czy mieszkając z mężem, w częstych pretensjach, awanturach, zazdrości, wzajemnej złosliwości i częstych upadkach udało się komuś poskładac małżeństwo? Czasami myslę, że lepiej było tym, od których mąż się wyprowadził. Ale z drugiej strony wciąż mieszkając z mężem można bardziej mu udowadniac, że człowiek się zmienia.
Nie jest lekko. Kazdy z nas ma swoje przywary, z którymi walczy. Najbardziej boli, kiedy mąż kłamie w sprawie koleżanki, najzwyklejszych głupotach i czesto mój wypracowany spokój jest burzony. I boli strasznie, kiedy mąż mówi, że z taką jak teraz nie chce miec nic wspólnego, a potem, że to ja uciekam ( kilka razy poszłam do mamy mieszkac na kilka dni) najpierw mówi, że nie chce nic ratowac, potem, że to ja nie chcę a on nie wie co ma jeszcze robic. i jak się starac... Ma mi ciągle za złe, że wypominałam mu złą pracę, a potem niby przytula i próbuje szukac innej...
To straszna emocjonalna huśtawka. Kilka dni dobrze, kilka źle... Przestał pisac z koleżanką, o którą byłam zazdrosna, ale okłamał mnie twierdząc, że jej nie było u nas kiedy byłam w pracy, a wiem, że była. Przyjechała po niego, bo miał ich z meżem zawieśc na wycieczkę i potem korzystac z ich auta na wekend. To, że była u nas sama i mój mąż był sam nie podoba mi się to. Ale przełknęłabym, bo wiem, że do niczego nie doszło, ale sam fakt kłamstwa... Po co kłamac?
I czy przyjaźnie damsko męskie są wogóle możliwe, skoro znamy się w 4 a mój mąż i mąż tej kobiety też się kolegują? Nie wiem, mam mętlik w głowie... jak mieszkac z mężem, znosic tą huśtawkę i życ normalnie? A w dodatku ratowac małżeństwo? Bo mąż gdyby chciał odejśc, zrobiłby to dawno. A on jest, stara się choc częściej mu nie wychodzi jak wychodzi, a za swoje porażki obwinia mnie i reaguje kłamstwem lub złością. Czy da się to wogóle poskładac? Najgorsza ta niepewnośc. Mąz zawsze twierdzi, że w gniewie mówi to, co popadnie. I odpowieada na moje warczenie o wyprowadzce lub separacji... Racja, za dużo mordką kłapię, choc i tak mniej. No i te jego czeste powroty nad ranem po wódeczce. A najsmutniejsze stwierdzenie, że na moje pytanie o nas stwierdzi, że mu to obojetne. nawet straszenie separacją nie pomaga.
jak to ugryźc? Mąż jest niesamowicie upartym facetem, jest niczym jak głaz i naprawdę nie wiem, jak z nim rozmawiac by do niego dotarło cokolwiek.
Czy mieszkając z mężem, będąc w kryzysie, w czasie, gdy on woli rozmawiac z koleżanką, jak z żoną da się coś poskładac? ja naprawdę próbuję, zmieniam w sobie wiele... Ale czasami mysle, że to tak, jakby walic głową w mur. A może ja po prostu to źle rozgrywam?
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-07, 22:36
MonikaMaria3 napisał/a:
To, że była u nas sama i mój mąż był sam nie podoba mi się
Oj osobiście to bym dymu narobił
MonikaMaria3 napisał/a:
Ma mi ciągle za złe, że wypominałam mu złą pracę, a potem niby przytula i próbuje szukac innej...
Innej pracy czy kobiety?,
MonikaMaria3 napisał/a:
I czy przyjaźnie damsko męskie są wogóle możliwe
Dobre, ha, ha
MonikaMaria3 napisał/a:
Racja, za dużo mordką kłapię
A tym tekstem to dałaś mi spory usmiech - fajnie powiedziane
[quote="MonikaMaria3"]No i te jego czeste powroty nad ranem po wódeczce.
To się nie łudź ze bedzie inaczej, niech obowiązkowo zajrzy do AA, musisz to wumuc choć koty na tobie powiesi. Inaczej będziesz czekac aż ten głaz sam się stoczy.
MonikaMaria3 napisał/a:
Mąż jest niesamowicie upartym facetem, jest niczym jak głaz
Powiem ci trochę o pracy w kamieniołomach- wiesz od wieków najcięzsza i najgorsza. Teraz głazy się nawierca co pare centów ,na tyle jaki blok jest potrzebny, w ten otwór wtyka się trotyl, zalewa woskiem albo uszczelniaczem i szybko zmyka samemu...... i ktoś inny robi Bummm!!!
Kiedyś głaz się powoli drązyło w żadszych odstępach wbijało kołek drewniany i podlewało go wodą, żeby napęczniał, każda skała pękała- tylko to było czasochłonne, ale nie było Bumm!!
Możesz użyć trotylu zrobić bumm i zmykać, albo jak to fajnie napisałaś "pokłapać "jak ten kołek drewniany który z czasem każda skałe rozsadzi.
niezapominajka8 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 08:20
Czy da się poskładać? Na podstawie siebie powiem nie.
Moniko ja zaczynam od nowa nowe życie. Jestem nowym, innym człowiekiem, żoną. Nowe jest moje małżeństwo, inne. Tamto stare i złe próbuję raz na zawsze zakopać i zdjąć już kir żałobny, bo ileż można trwać w żałobie.
Opiszę Ci co mi się ostatnio przytrafiło. Mieszkam w małej miejscowości i przydarzyło nam się takie szczęście i zaszczyt, że w naszej małej wiejskiej parafii od piątku gościmy relikwie siostry Faustyny Kowalskiej Dziś biskup zabiera je i leci do USA.
Pojechałam w piątek z mamą na Msze. Za tydzień obchodzimy 5 rocznicę ślubu i postanowiłam się wyspowiadać.
Dziwna ta spowiedź była. Mamy nowego wikarego. Nie zna nas w ogóle, a zadał mi banalne pytanie jakby mnie znał najlepiej na świecie.
Czy jestem szczęśliwa?????
Rozryczałam się.
Myślałam długo o tym. I wiesz nie jestem
Całą Msze wycierałam ukradkiem łzy. A moje uszy jak nigdy dotąd chłonęły każde słowo wypowiedziane przez kapłana...
Refren psalmu
Przyjdźcie z radością przed oblicze Pana...
Czułam, że za sprawą Św. Faustyny dostałam niesamowitą łaskę. Chrystus prosił, abym przestała płakać i smucić się. Powierzchownie jestem pogodna i zadowolona, ale gdzieś w środku wyję przeokropnie....
Od niedawna systematycznie odmawiam Tajemnice szczęścia. Jest tam zawarte rozwazanie męki Pańskiej.
Wczoraj ryczałam cały czas. Jezus tak cierpiał, tyle miał ran... A jedynie czego pragnął to zbawić każdego człowieka...
A co ja robię? Użalam się nad sobą, rozdrapuję, czasami pisze scenariusze...
Ileż we mnie pychy, że ja taka biedna i nieszczęśliwa... A czy oby na pewno spotkało mnie takie wielkie nieszczęście???
Zaczynam patrzeć, że to łaska, bo Bóg pokazuje mi jak bardzo mnie kocha.
Może mój krzyż to wielka łaska? Może powinnam cieszyć się z tego?
W tym miejscu pragnę podziękować Elżbiecie za umieszczenie Kwadransu przed Najświętszym Sercem Pana Jezusa. Ela nigdy tak z Bogiem nie rozmawiałam. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela...
Jestem nieliczną na forum, która jest w kryzysie, a małżonek swoim życiem i postawą pokazuje, że zrozumiał swój błąd i naprawia go solidnie z uśmiechem i pogodą na twarzy.
Wiem, że wielu z was na forum chciałoby takiego małżonka. A co ja z tym robię. Tu się cieszę, ale gdzieś w środku boję się, że wszystko wróci. W końcu i takie historie były...
Wniosek. Na pewno za mało ufam Bogu. A może wcale mu nie zaufałam?
Hmmm...
Zdecydowanie w tym kryzysie mam problem ja i to nie z mężem, ale sama ze sobą. Z relacją z Bogiem. Tyle się modlę i cóż z tego???
Mój spowiednik powiedział "Popatrz na krzyż i powiedz Jezu nie rozumie. Nie rozumie czemu umarłeś? Nie rozumie czemu mnie to spotkało? Patrz możesz nic nie mówić."
I tak myślę, że za dużo tych formułek. Czas zacząć rozmawiać z Bogiem i opowiadać mu o sobie.
Od ponad dwóch tygodni przestałam czekać na męża. Czekałam przez 5 lat na słowo kocham, buziaka, przytulenie... Teraz jest mi to obojętne. Owszem jak mąż okaże mi czułość cieszę się, ale przestałam wisieć na nim emocjonalnie. Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy
A co do Ciebie Moniko to tak jak mądre głowy naszego forum mówią zacznij od siebie ratowanie małżeństwa. Najpierw trzeba wyszkolić ratownika
Razem? Osobno?
Myślałam podobnie jak ty, że może łatwiej osobno.
Trudne pytanie. Musisz to sama rozważyć. Musisz nabrać dystansu.
A może ty powinnaś dołączyć do Al-anon?
Może to Bóg o ciebie się upomina?
Osobiście nie wierzę w przyjaźnie damsko-męskie. Teraz mój mąż mówi, że on też nie wierzy.
Pozdrawiam
landis85 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 09:31
ja na swoim przykładzie też napiszę że nie nie udało
mój mąż dobrowolnie się nie wyprowadził, żyło mu się wygodnie, z kolei robił takie rzeczy że dalsze życie pod jednym dachem było już nie możliwe
ja długo nie dopuszczałam myśli o tym aby mąż mógł się wyprowadzić, chciałam mieć resztkę kontroli nad nim...takie dziwne myślenie uzależnionej osoby
po jego wyprowadzce nie uratowaliśmy małżeństwa, wręcz posypało się do końca-myślę teraz że tak miało być, swojego małżeństwa nie budowaliśmy na dobrych fundamentach...
nie mam wpływu na to co robi mój mąż, modlę się za niego i za jego kochanki
ale widzę też plusy tego że nie mieszkamy razem :)
stałam się spokojniejsza, mam więcej czasu dla dzieci, przestałam tak obsesyjnie myśleć gdzie jest mąż , co robi (jak z nami mieszkał to moje życie głównie kręciło się wokół tego) mam czas dla siebie, poznanie swoich potrzeb, zbliżyłam się do Boga itp
myślę że to było mi potrzebne
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 14:40
niezapominajka8 napisał/a:
Od ponad dwóch tygodni przestałam czekać na męża. Czekałam przez 5 lat na słowo kocham, buziaka, przytulenie... Teraz jest mi to obojętne. Owszem jak mąż okaże mi czułość cieszę się, ale przestałam wisieć na nim emocjonalnie. Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy
A co do Ciebie Moniko to tak jak mądre głowy naszego forum mówią zacznij od siebie ratowanie małżeństwa. Najpierw trzeba wyszkolić ratownika
Razem? Osobno?
Myślałam podobnie jak ty, że może łatwiej osobno.
Trudne pytanie. Musisz to sama rozważyć. Musisz nabrać dystansu.
A może ty powinnaś dołączyć do Al-anon?
Myslałam też o Al-Anon.
I tak jak Ty ja za sprawą mądrych rad Swallow i Mirakulum zaczynam ratowac siebie, wciąż nie zapominając w modlitwie o sobie, mężu i jego koleżance. Ani o jej mężu i o wszystkich na forum. Więc widzę efekty... We mnie. I w mężu też się przejawiają. Samo to, że Pulikowskiego wysłuchał o przyjaźni damsko męskiej poza małżeństwem dużo dla mnie znaczyło.
No, ale to, że panna była u nas jak mnie nie było, to nie jest właściwe. I jestem o tym przekonana, choc często kłócę się z bratem, który regularnie czyta Biblię i on nie widzi w tym nic złego. Ale to student jest, nie miał jeszcze dziewczyny.
Zobaczymy co dalej. Ja powiedziałam stanowczo zarówno mężowi jak i jej co o tym myślę. Jeszcze nigdy do niej nie byłam taka stanowcza. To ja ustępowałam i się korzyłam przeświadczona, że moja zazdrośc mnie niszczy, a ona choc młodsza traktowała mnie całkowicie bez szacunku. Najbardziej rozwaliło mnie to, że jak napisałam jej, żę sobie nie życzę jej samotnych wizyt w naszym domu, to ona mężowi, nie mi, napisała, żę nie mam wstępu do jej auta, które mężowi pożyczyła. Jakby mi na tym aucie zależało....
Ale jestem spokojniejsza, modlę się dużo i uniezależniam od męża. Oby tak dalej, choc kusy nie śpi.
[ Dodano: 2013-09-08, 14:42 ]
Dabo napisał/a:
Możesz użyć trotylu zrobić bumm i zmykać, albo jak to fajnie napisałaś "pokłapać "jak ten kołek drewniany który z czasem każda skałe rozsadzi.
Oj dabo, żebym to ja wiedziała jak lepiej.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 17:50
niezapominajka8 napisał/a:
Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy
dokładnie tak
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 19:05
Mirakulum napisał/a:
niezapominajka8 napisał/a:
Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy
dokładnie tak
Mozna mówic, że Boga nie ma, że zapomniał, że uciekł. Ale prawda jest inna, On o nas ciągle pamięta. To my uciekamy.
Czy Bóg jest moim przyjacielem? Nie wiem, bo nie śmiem o takim przyjacielu marzyc. Ale teraz choc czasami boli jakby rozdzierali mi serce, dzieki modlitwie szybko przychodzi ukojenie. Nachodzą głupie mysli, a modlitwa je odgania. I w środku jestem spokojniejsza, choc nie zawsze mi się udaje opanowac. No i usmiecham się częściej, a w świecie jakoś ładniej i jaśniej.
Czy będę z mężm, nie wiem. Dalej jest ciągła huśtawka nastrojów. Ale ja próbuję walczyc, tak jak mówiłaś mi Mirakulum, walczyc o siebie.
awe59 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-08, 21:53
Najpierw trzeba wyszkolić ratownika
pięknie niezapominajko!!! wszystko nie tylko to co cytuję i podziwiam mądrość, gdybym ja wiedziała wcześniej to co teraz???? wierzę że tak właśnie miało sie stać
[ Dodano: 2013-09-08, 21:55 ]
Jesteś w grupie centrum a więc blisko
[ Dodano: 2013-09-08, 22:03 ]
"Może mój krzyż to wielka łaska? Może powinnam cieszyć się z tego? "
krzyż jest zawsze łaską tylko nam sie wydaje że dostaliśmy za ciężki.
Jak tak patrzę wstecz na swoje życie to zauważyłam, że Bóg mnie przygotowywał do krzyża tylko ja tego wtedy nie widziałam np. przez kilka kolejnych lat przy rozważaniu drogi krzyżowej dostawałam 5 tajemnicę-i kiedyś sie z tego śmiałam a teraz?
majuska_a [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-09, 16:20
Tak się zastanawiam, czy pragnienie bycia z osobą, którą się kocha to uzależnienie. Nieważne jakbym się starała układać sobie życie sama, to przychodzi dziecko i się pyta "mamo gdzie tata". A ja się zastanawiam jakim prawem on sobie wiedzie komfortowe życie gdzieś tam, imprezy, wolne wieczory, zero obowiązków rodzicielskich...podczas gdy my tu tak bardzo tęsknimy a ja nie mam nawet nocki przespanej ze względu na małe dziecko.
Jeżeli to uzależnienie to nie potrafię się z niego wyleczyć, a pozostają mi tylko wypełnione płaczem wieczory i poranki i brak chęci żeby w ogóle zacząć dzień.
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-10, 17:46
majuska_a napisał/a:
Jeżeli to uzależnienie to nie potrafię się z niego wyleczyć, a pozostają mi tylko wypełnione płaczem wieczory i poranki i brak chęci żeby w ogóle zacząć dzień.
Rozumiem Cię, ale w tej sytuacji, którą mam teraz to chciałabym, by mój mąż odszedł. Ty kochasz i cierpisz. Nic w tym dziwnego, że tak mocno. Z czasem będzie lżej.
Ja dzisiaj znowu nie wytrzymałam. Mąz po raz kolejny prosił o doładowanie konta orange. Doładowałam. Przyszłam do domu, znowu pisał z kimś. Podejrzewam, że z koleżanką. Powiedziałam tylko, że mówiłeś, że nie piszesz. Dostał szału. Wyzywał mnie, rzucił czymś tam... ja byłam spokojna. Patrzyłam jak się miota... I nadeszła jego siostra. Była mimowolnym świadkiem jego wyzwisk do mnie, kiedy kazał mi i dziecku wy............., że jestem je......, że to, że siamto, że chore mam wymysły...
Siostra meża nie wierzyła, że on taki potrafi byc. Teraz zobaczyła i usłyszała to na własne oczy. Stanęła w mojej obronie, on poszedł do pracy, a mi pociekły łzy... Ale nie z żalu jego, tylko, że muszę mieszkac z takim baranem. Pani Boże daj mi siły... Już się uniezależniłam.... I Tobie się uda Majusko
Ostatnio zmieniony przez 2013-09-10, 18:33, w całości zmieniany 1 raz
twardy [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-10, 18:31
Moniko - rozumiem, że były to dla Ciebie trudne chwile, ale to nie usprawiedliwia używania na naszym forum takich słów jakich użyłaś. Postaraj się w przyszłości jednak zapanować nad swoim językiem.
Pozwoliłem sobie wykropkować te dwa wyrazy w Twojej wypowiedzi.
Mirela [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-10, 20:16
MonikaMaria3 napisał/a:
Mirakulum napisał/a:
niezapominajka8 napisał/a:
Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy
dokładnie tak
Mozna mówic, że Boga nie ma, że zapomniał, że uciekł. Ale prawda jest inna, On o nas ciągle pamięta. To my uciekamy.
Czy Bóg jest moim przyjacielem? Nie wiem, bo nie śmiem o takim przyjacielu marzyc
Co o tym myślisz?
"„Nie nazywam już was sługami, gdyż sługa nie wie, co czyni pan. Nazwałem was przyjaciółmi, bo oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Mojego Ojca. Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i postanowiłem, abyście szli i przynosili owoc, i aby wasz owoc był trwały, żeby Ojciec dał wam to, o co prosicie w moje imię. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.”
Na miłości opiera się też przyjaźń z Bogiem. On jest naszym Przyjacielem dzięki autentycznej i stałej miłości do nas. My stajemy się Jego przyjaciółmi, kiedy kochamy Go „całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12,30)
pozdrawiam+
MonikaMaria3 [Usunięty]
Wysłany: 2013-09-10, 20:46
twardy napisał/a:
Moniko - rozumiem, że były to dla Ciebie trudne chwile, ale to nie usprawiedliwia używania na naszym forum takich słów jakich użyłaś. Postaraj się w przyszłości jednak zapanować nad swoim językiem.
Pozwoliłem sobie wykropkować te dwa wyrazy w Twojej wypowiedzi.
Przepraszam, masz rację. Ale ja już po prostu czasami nie daję rady. Gdybym tylko mogła odejśc, znalazła tanie mieszkanie, bo on się nie wyprowadzi. To nie jest facet z rzędu tych co mają honor, niestety. Wiele razy i bolesnie przekonałam sie, że w jego sercu już dawno nie ma uczucia do mnie, ani do dziecka, które przecież jest jego.
Cierpię bardzo, cierpienia ofiaruję za dusze w czyścu, ale naprawdę jestem już zmęczona. I nie daję rady.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.