Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2013-06-15, 20:20 Ci którzy porzuciliście, czy odczuwaliście siłę modlitwy?
Temat przeznaczony przede wszystkim dla osób, które porzuciły swoich współmałżonków, a które zostały nawrócone i do nich powróciły i które teraz mogłyby sie podzielić swoimi odczuciami mającymi miejsce w trakcie kryzysu. chodzi głównie o to, czy po odejściu od współmałżonka dczuwaliscie moc jego modlitwy?
Mobka [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-08, 16:27
Szkoda że nie ma odpowiedzi w tym temacie, kochani nawróceni napiszcie jak możecie, co się z Wami działo wewnętrznie w czasie, kiedy opuściliście rodziny.
Mój mąż mówi mi że ma ogromne wyrzuty sumienia, że bardzo tęskni za dzieckiem, ale niczego w swoim postępowaniu nie zmienia ... wie że się za niego modlę, dziękuje mi za to i to tyle... może aż tyle...
dorotakm [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-11, 09:02
Ja też zastanawiam sie czy moj mąż, który odszedł, mieszka z kobietą, czuje w jakiś sposób , że sie za niego modlę z dziećmi. Może jest ktoś na forum, kto byl "z tej drugiej strony' i może dać świadectwo tego , co się z nim dzialo. To dla nas, modlących się za swoich błądzących współmałżonkow, bardzo ważne.
Jezu Ty się tym zajmij
katalotka72 [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-11, 09:13
ja wierze w moc Sakramentu i nie wazne jak sie modlimy, ile czasu spedzamy modlac sie, jak szczere i glebokie sa wypowiadane slowa
mysle, ze KAZDY Sakrament "upomina" sie o tego co go przyjal wiec i w naszych malzonkach pracuje i Chrzest, Komunia, Bierzmowanie, a na koncu NASZ Sakrament, ktory polaczyl do ostatniego oddechu
kiedys modlilam sie roszczeniowo, narzekalam, biadolilam, plakalam, teraz wzdycham dziekujac za to co mam, czasem blogoslawie mezowi, a jaki to ma wplyw na niego ?? dla mnie nie wazne, bo nie modle sie dlatego, ze to cudowny srodek do uzyskania celu, modle sie z potrzeby mojego serca.........
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-11, 09:21
katalotka72, super to opisałaś (dałaś świadectwo), bo właśnie myślałam żeby napisać o tym samym :)
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-11, 18:53
Ja niestety sądzę, że to dla tych, którzy prą do rozstania nie ma żadnego znaczenia.
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-24, 22:46
Już jakiś czas się wachalem czy coś by tu nie wpisac, ale ciągle mi głupio i wstyd samemu powiedzieć że rozpadowi mojego malzeństwa winny jestem ja.
Teraz to ja "cierpie " ale jest to słuszna kara ,żeby jak to żona teraz pyta z ironią "teraz wiesz jak to boli" WIEM boli zarąbiście Mocno.
Kiedy przed pierwszą zdradą ,wiedziałem że bedzie bardzo wysokie ryzyko że w końcu nie wytrzymam i mnie przegadają albo co , to modliłem się o siły jeszcze większe niż normalnie.(przez ponad rok , ja tłumaczyłem innym z firmy że źle robią, oczywiście był ogólny śmiech że jakiś nawiedzony katolik- chyba mu na robocie nie zależy) .
Możecie się śmiać , niejeden fuknie nosem, inny powie dobrze mu tak.
Złamalem się i ja, samochody, kasa,lepszy świat itp., po tym jak pierwszy raz byłem z obcą kobietą za pieniądze , czułem sie sam jak zgwałcony. Pamiętam jak koło 3 w nocy , po szkoleniu, wracałem do domu , zatrzymałem sie w leśnym parkingu , i żeby zmienić zapach perfum cały natarłem się pokrzywami, nawet tam na dole i ciężko płakałem. Nie zapomne nigdy chwili kiedy wróciłem do domu, jak okropnie wstyd było mi wsunąć sie do łóżka żony(bo przecież żona nic, nic nie może wiedzieć), małe dziecko obok. Wtedy Bóg powinien mnie zwinąć z tego świata.
Kolejne miesiące , lata to jeden wielki wstyd przed samym sobą, spowiedzi, rozmowy z księżmi- kazdy mówił MILCZ.
Na wiele sposobów próbowaliśmy się porozumieć , ale oboje czuliśmy że coś zdechło.
Jak zawsze przed byłem w 101% szczery z żoną mimo że przez kolejne 7 lat ona ufała mi, nie wiedząc o niczym, ja wiedziałem co wiem. To był tak potworny wyżut sumienia że się w pale nie mieści.
Jak się zaczaliśmy oddalać to ja zaczełem popijać i wziąłem sie za prace nienomratywnie długa i najlepiej w delegacji. Jak wracałem to za wszelką cene chciałem wynagrodzic wszystko, do dziś chcę. Często to nie wychodziło, popijałem jeszcze więcej. W końcu błagałem żonę żeby mi pomogła, zaszyła mnie, wtedy było to jedyne o czym wiedzieliśmy o walce a alkocholem. Ona ciągle pytała czemu i poco pijesz, ja nie mogłem jej powiedzieć.
To były najpiękniejsze 2 tygodnie w zyciu, zakochaliśmy sie od nowa.
Niestety doktorek wszył witamine C.
I świat sie zawalił .Jak zapiłem wszywe żona obrót o 180st. coraz dalej i dalej i dalej.
Próbując znaleźć odpowiedzi czy porady jak naprawić małżeństwo: może brak seksu, moze moja gatka, może ona chora, może ja pijak,może rodzice, może niewiem co, trafiłem na forum, ale na WP, tam fajna wścieła żona innego męża, zaczeła mi fajnie, po babsku, tłumaczyć jak rozkochać żonę co jest źle i wogóle, po wielu godzinach na czacie stwierdziła że nie mam szans na odbudowe tego i powinieniem sią rozstać. tak zaczeło sie spotykanie . I też wiedziałem że strasznie źle robie, też się modliłem, prosiłem żebym to miał siły przerwać, ale wyszło jak wyszło .
I tu mam żal do Boga że w 2010 nie dał mi waszego adresu
Kiedy powiedziałem jej że to koniec i finito bo mimo że żony chyba nie kocham ale to jej ślubowałem że wracam choćby miała mnie niewiem jak bluzgać, usłuszałem że z tego nic nie będzie.
Pech chciał wszystkie tajemnice zaczeli dobrzy znajomi sprzedawać skutecznie i zapieranie się na nie wiele się zdało, nawet ta pani x mi dołożyła do worka.
Teraz mam .
Powiem tylko tym którzy wściekają się że małżonek kłamie do końca że nic nie było. Ja miałem ochotę wtedy na poczatku wyspiewać, ale męska duma i spowiednicy odradzali kategorycznie.
Zona ciągle i przez wiele lat mówiła uparcie, między nami coś nie gra bo coś ukrywasz, ale jak , jej wywalic takie zeczy ,to się nie da, a tymbardziej inny madrzejsi potwierdzają to. Ciągle slysze że mam chora miłość, ale ciągle mam
Teraz żona śmieje sie ze mimo że taki byłem to chodziłem do spowiedzi i komunii, teraz to mnie to boli, bo tylko ja wiedziałem po co, kiedy i z czego się spowiedam i wiem co usłyszłem w komfesjonale. Wiem czemu nie szukam już szczęścia uśmiechnietego tylko szczęscia spokojnego .
Powiem rozumując jej tok rozumowania że chyba Bóg tak chciał , że tak sie porobiło.
Żona i tak dobra bo jak to mówi: niosła ten krzyż przez trzy lata , teraz się poddała i popatrzy czy ja uniosę tak dzielnie jak ona, kiedy ona się szlaja.
Mnie ten krzyż przerasta.
marek12b7 [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-24, 23:00
ale wciąż go możesz nieść
Twoje wybory
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-24, 23:06
Chyba nie potrafie sam. Dlatego tu jestem
ja_tez [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-25, 08:06
Dabo, tak trzymaj, podziwiam Twoją determinację.
Ostatnio zmieniony przez ja_tez 2013-07-29, 10:12, w całości zmieniany 1 raz
Dabo [Usunięty]
Wysłany: 2013-07-25, 19:23
Jeżeli chodzi o pytanie czy czułem albo czuje siłe modlitwy?
-Mojej żony nie, poniewaz jak sama mówiła nigdy nie modliła sie za mnie, ale zawsze za nasze dziecko. Osobiście myslę ze nie mówi prawdy, bo choćby bedąc co tydzień na mszy, zeby jak to mówi porozmyślać sobie o życiu, nie jest w stanie nie pomyślec o mnie - a to jak mniemam już modlitwa.
- Odczuliśmy natomiast przeogromną siłę modlitwy wielu ludzi, kiedy dwa lata temu dowiedzieliśmy się że nasz syn ma wade serca i musiał byc operowany w CZMP w Łodzi. Dla mnie właśnie wtedy nastąpiło jak to się mówi może nie nawrócenie, ale postanowienie PRAWDZIWEJ poprawy, zadośćuczynienia, i przyjęcia wszystkiego najcięższego od życia.
Kiedy kilka dni wcześniej podziękowałem tamtej?? Na bilansie nasz doktorek powiedział mi ze u młodego coś nie gra z serduchem. Potem był jeden specjalista ,drugi i po kilku tygodniach byliśmy w Łodzi. Tak się porobiło że akurat z pracą było krucho, żona mnie zmusiła że jadę z nią, mielismy tam być tydzień byliśmy 4 tygodnie, ale rodzina się zrzuciła i pomogła, ciągle przesuwali terminy operacji. Mieszkając tam w szpitalnym hotelu ,w pokoiku 8m2 dwie obce matki i my, chodząc na zmianę po 2 godziny do młodego na salę, od 8 rano do 21, widząc tą złość dzieci z całej polski, czemu one? czemu one teraz nie mogą sie bawić tylko muszą się leczyć, rozmawiajac z chłopakiem który za pare miesięcy miał skończyć 18lat i mieli mu zabrać leki ,dzięki którym żył, naszego syna który też ani razu nie zapłakał, bo mu wytłumaczyliśmy że tak musi być, że jest najdzielniejszy i najfajniejszy, wtedy czuliśmy że tam u nas w miasteczku dzień w dzień lecą zdrowaśki za niego i za nas.
Wtedy w takiej maluśkiej kaplicy szpitalnej niejako usłyszałem taki wewnętrzny głos: "jeżeli nie chcesz już kochac żony ani jej miłości to ja zabiore ci owoc tej miłości" założyłem się niejako z Panem Bogiem że jak nam odda syna to coby nie było między nami ja zostane i będe trwał. Więc trwam.
W dniu operacji, najgorszy moment w zyciu ,kiedy odwieźliśmy syna i pielęgniarki go nam zabrały, świadomi że możliwe iż widzimy go ostatni raz , wtedy i przez cały czas operacji, splynoł na nas jakiś taki dziwny spokój , my wiedząc o ryzyku, wierzylismy i poprostu się modliliśmy, a najfajniejsze , prawie namacalne, takie jagby cielesne uczucie obecności Boga przy nas .Cała rodzina kilkadziesiąt osób walneła ,na cały dzień na kolana, to było jak walka ze śmiercią ,ale zwycięska. Od tamtej pory nie musze wierzyć czy niewierzyć ,ja wiem że Pan Bóg jest , i kiedy trzeba to jest taki bardziej life, zeby pokazać swoją potęgę.
Wtedy jeden ksiądz mi powiedział że z taką masą ludzi którzy żywo błagają Boga ze łzami w oczach o niewinne dziecko, to nawet piany chirurg się nie pomyli.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.