Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Witam wszystkich, Ja już wcześniej pisałam w temacie jak pozbierać się po tym wszystkim i ile trwa wychodzenie z amoku. Teraz piszę w nowym temacie. Próba ratowania mojego małżeństwa trwała 3 i pół roku, dawałam i dałam z siebie wszystko!! Mój mąż niestety NIE! Wczoraj po raz kolejny wpadł przez swoją głupotę i brak umiejętności zacierania za sobą śladów. Pisał z kochanicą na czacie wyznając jej słowa jak to bardzo ją kocha i widocznie coś go spłoszyło bo zamknął a nie wylogował laptop. Ja wzięłam laptop bo chciałam zerknąć co się dzieje na mojej poczcie i po otworzeniu się strony natrafiłam na czat z nią. Wyczytałam jak to się kochają i tęsknią za sobą i wszystko już wiem, a tak się oboje wypierali.. Znowu krzyk i awantura , ale powiedziałam że przekroczył już wszelakie granice i żeby nas opuścił , niech będzie szczęśliwy z nią skoro nie był szczęśliwy z nami . Nie zabrał swoich rzeczy, ale od wczoraj nie ma go domu , gdzie spał? nie wiem i nawet go już nie żałuję , tyle razy dawaliśmy mu szanse a on ja marnował. Pewnie teraz zrozumie co miał! Przed chwilą napisał do mojej córki sms-a " Kocham Cię córeczko bardzo", córka mu odpisała: gdybyś mnie kochał nie skrzywdził byś mnie, mamy i moich braci. czy ma wyrzuty sumienia? nie wiem , teraz to już on ma największy problem . Nie powiem ja też kończę się nerwowo i psychicznie Ciśnienie mam 180 /110 od wczoraj a zawsze byłam nisko- ciśnieniowcem, serce mi się tłucze, kolejna nieprzespana noc i tak właśnie wygląda moje życie po 28 latach ślubu i 32 latach spędzonych razem! szok i niedowierzanie i pytanie czy taki człowiek wyrządzając krzywdę i cierpienie najbliższym może być szczęśliwy? Ja w to nie wierzę! teraz dopiero zacznie się szarpanina niewyobrażalna. Dzieci mnie pocieszają że razem damy radę, ale ja czuję się jak wrak psychicznie wykończony. Nie mam siły oddychać. Proszę Was o wsparcie i modlitwę
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-27, 11:22
Loniu pamiętam w modlitwie
Trzymaj się mocno sukni Pana Boga.
I Bogiem Ty i dzieci dacie radę.
tereska [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-27, 12:14
Choćbym przechodził przez ciemną dolinę zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną./Psalm 23/
Szukaj wsparcia, nie bądź sama w tym doświadczeniu.
Bety [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-27, 13:16
Rozumiem co przezywasz- miałam podobnie.
Ja na poczatku chciałam odsunąc od siebie cierpienie- szamotałam się, trwało to kilka dni, duzo sie modliłam (nie mogłam spać, więc nawet w nocy po kilka razy klekałam do modlitwy)- i przyszło do mnie ukojenie i taki wewnetrzyny głoś: a jeśli tak ma być i to jest dobre?
Uciekamy od cierpienia, ale sw.Faustyna pisze, że gdybysmy wiedzieli jaką wartość ma nasze cierpienie i ZGODA na cierpienie- dziekowalibysmy Bogu za nie.
W "Dzienniczkach" Pan Jezus mówił Faustynie, aby przez 3 dni tylko dziekowała Bogu za wszystko (wiemy, ze ona nie miała łatwo)- pomysłam, cos w tym musi być.
Wbrew sobie zaczełam dziekować i uwielbiać Boga za to, że doprowadził mnie do takiego momentu w zyciu. Na poczatku cięzko szło, ale mówiła sobie: dzis tylko dziekuję, o nic nie proszę, tylko dziekuję. I tak robiłam cały dzień.
Przyszło ukojenie, spokoj i radość.
Skoro wyczerpały się wszystkie środki, aby naprawic małżenstwo- trzeba zaufać, ze tak jak jest- jest dobrze.
Modiltwa uwielbienia i dziekczynienia ma wielką moc. Od niej zaczynają się wszystkie modliwty o uzdrowienie i uwolnienie.
Poczytaj Katarinę Rivas jak pisze o Mszy św.- Pan Jezus smuci sie, ze tak mało ludzi Mu dziekuje i mówi Mu, że Go kocha.
Sw. Faustyna pisze: "Wierne poddanie się zawsze i wszędzieWoli Bożej, we wszystkich wypadkach i okolicznościach zycia, oddaje Bogu więlką chwałę; takie poddanie się woli Bożej większą ma w Jego oczach wagę niz długie posty, umartwienia i najsurowsze pokuty".
Maryja powiedziała swoje TAK w ciemno, bez pytania (może sie lekko zdziwiła )
Dzis jest niedziela- w czytaniach na dzis mamy - nie smucćie sie, ale sie radujcie. To mówi Pan- Żywy, Prawdziwy, Który Jest...
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-27, 13:38
Loniu, wspieram Ciebie duchowo, z Bogiem dacie rade.
A i tez duzo jest prawdy tym co napisala Ci Betty: boli to co sie stalo, ale oddaj ten bol Jezusowi i powiedz Mu ze tylko On Ciebie prawdziwie kocha i dziekujesz Mu za to, ze Ciebie nigdy nie opusci.
Izka [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-28, 10:57
Bety napisał/a:
Sw. Faustyna pisze: "Wierne poddanie się zawsze i wszędzieWoli Bożej, we wszystkich wypadkach i okolicznościach zycia, oddaje Bogu więlką chwałę; takie poddanie się woli Bożej większą ma w Jego oczach wagę niz długie posty, umartwienia i najsurowsze pokuty".
Własnie zaczęłam czytać ,,Dzienniczek św. Faustyny" serdecznie polecam
reginak1313 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-28, 12:07
trzymaj się...pamiętam w modlitwie
GosiaH [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-28, 13:25
Lonia, masz moją modlitwę.
A tak po ludzku, to, co napisałaś o swoich uczuciach przechodzi większość z nas. Jeśli nie wszyscy. Każdy z nas potrzebuje innego (swojego) czasu by się z tym uporać, jakoś podnieść z kolan.
Mi to zajęło prawie 1,5roku!
Daj czas czasowi! I nie uciekaj z tego forum, naprawdę jest wielkim wsparciem
cyś [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-28, 22:43
Witaj
Dlaczego tak zatytułowałaś swój wątek?
Nie Ty upadłaś tylko on.
Zresztą jak wiesz za słowami Muńka "przewracam, podnoszę się"
Staram się wczuć w Twoją sytuację. Z tego co mogę wywnioskować jesteś bliżej 50-tki ( przepraszam za rzucanie liczbami w tej kwestii ). Czego się teraz obawiasz - samotności ?, reakcji otoczenia?
Na kanwie wielu wypowiedzi ludzi związanych z tym forum można przytoczyć Biblijne słowa że nie znamy ni dnia ni godziny. Jednych taki los spotyka w 1 roku, innych po 2, 5, 10 , 20, 30 etc latach małżeństwa a innych za sprawą opatrzności ( albo prawdziwej i szczerej miłości ) zdrada ominie.
Taka sytuacja jakiej doświadczyłaś musi być szokująca. Człowiek żył z drugą osobą tyle lat i nagle doświadcza od niej takiego zawodu. Życzę Ci spokoju, zdrowia i cierpliwości. Znajdziesz oparcie w Dzieciach i Bogu.
Lonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-29, 16:57
Tak ja do 50 -tki mam niewiele a przez te wszystkie wydarzenia straciłam siłę i zdrowie bo stres utrzymujący się przez 3 i pół roku a przez ostatnie pól roku miałam tak potężny stres niepozwalający funkcjonować, że straciłam zdrowie.. Wszystko powierzyłam Bogu, Boże Ty się tym zajmij przez ból zadany i ciągle zadawany straciłam siłę całkowicie Po sobotniej awanturze jak mój mąż wsiadł w samochód i pojechał . Przespał noc w hotelu ale ja już wszystko miałam gdzieś, pomyślałam że teraz muszę być silna bo mam jeszcze najmłodsze dziecko na utrzymaniu i wychować muszę. Mąż wystawiony za drzwi i dzieci które nie odezwały się ani słowa ale trzasnęły mu drzwiami przed nosem, noc spędzona w hotelu z daleka od rodziny, kochanica która go nie przyjęła bo nie ma warunków bo ma męża i dziecko , to wszystko wpłynęło na "myślenie " mojego zakochanego męża i dopiero po tych wydarzeniach okazał skruchę... Zadzwonił do mnie następnego dnia z pytaniem czy znajdzie się jeszcze miejsce w domu dla niego? Odpowiedziałam mu że miejsce dla niego zawsze było i jest ale nie z kochanicą w tle. Dopiero teraz doczekałam się skruchy.. Usłyszałam słowa na które tyle czasu czekałam: wybacz, błagam ,już nigdy was nie skrzywdzę, wszystko zrozumiałem, wcześniej jeszcze nie byłem gotowy, teraz chce mieć tylko Was itp. Na pewno nie będzie łatwo ale może i nam się uda... szkoda tylko że kosztem naszego zdrowia. ja na wskutek długotrwałego stresu z niskociśnieniowca stałem się wysoko ciśnieniowcem, tętno bardzo wysokie, serce się tłucze, wydawało mi się że bez prochów dam radę ale nie dałam rady i poszłam do lekarza biorę leki na uspokojenie i serce. Mężowi dałam szansę ale mam też wątpliwości , czy zrobiłam dobrze?, czy nie zawcześnie dałam mu szansę?Ponoć kochanica też dała mu kopa , być może to go otrzeźwiło! Czy kiedykolwiek będzie dobrze? nie wiem , czas pokaże. To dzięki Wam można żyć i oddychać:-)[/quote]
cyś [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-29, 17:28
Cześć
Takie sytuacje do zdrowych nie należą. Ja też łykałem proszki bo miałem ściśnięty żołądek z tego całego stresu i ciągłe bóle brzucha.
Co do obecnej sytuacji ?? - z "dziwnych pozytywów" to powiem Ci że lepiej że zdarzyło się to teraz niż po 2-5 latach małżeństwa bo wtedy ludziom wali się wszystko a brak "stażu" definitywnie zamyka nie jeden związek. Ja będąc paręnaście wiosen młodszy i mając dużo krótszy staż małżeński żyję od 2 lata z brakiem zaufania i takim sakramentalnym obowiązkiem trwania w tym co jest + dla dzieci.
Dobrze że mąż się odezwał i wyznaje winę.
Powodów skruchy może być pewnie kilka:
- dostał kopa od najbliższych,
- przejrzał na oczy i zorientował się że nie zawsze będzie sprawny i zdrowy i że lata uciekają,
- doznał prawdziwego objawienia dotyczącego swoich win, które chce teraz zmyć.
Co do danej mu szansy to postąpiłaś słusznie, nakreśl mu teraz jasne reguły waszego wspólnego życia po tym całym jego balangowaniu. Mąż musi wiedzieć że to jest jego ostatnia szansa a później to będzie np. separacja. Tylko w Twoich rękach i słowach leży teraz możliwość dotarcia do jego wnętrza. Powodzenia
Lonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-28, 20:13
Od tych ostatnich traumatycznych przeżyć minęło 4 miesiące... Jest różnie, raz jestem spokojna,innym razem duszę się i wydaje mi się, że nie jestem w stanie się uporać z tymi przeżyciami i brakiem zaufania
Nie kłócę się , staram się nie wypominać mężowi tego co narobił, nie sprawdzam go, okazuję taką trochę obojętność, Czy to dobrze ? a może źle?, nie wiem uczę się na własnych błędach... Mój mąż nie nadskakuje, zachowuje się tak jakby się nic nie stało, tak jak by nie zawinił, być może tak to ma wyglądać? Choć ja czuła bym się zdecydowanie lepiej gdyby on okazywał że żałuje i że mu zależy na naprawie tego wszystkiego. Nie podoba mi się to,że on nie okazuje czułości i że stał się oziębły, dlatego też nie ufam mu.
Jedno co wiem to to ,że nie było nam to potrzebne, ja cierpię, dzieci cierpią,jest inaczej..
Zastanawiam się kiedy wreszcie ten ból minie, kiedy odzyskam spokój i równowagę ?
Obserwuję Go i zastanawiam się czy faktycznie zakończył znajomość z tą Panią?
To jest ostatnia szansa jaką mu dałam, czekam na to co się wydarzy ale chwilami brakuje mi tchu i nie mam siły..
Marina533 [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-29, 11:48
Loniu,
ksiądz Drzewiecki, który prowadził rekolekcje dla naszej Wspólnoty mówił, że..
trzeba się bronić!
Aby właśnie - jak pisałaś wyżej - emocje nie odbijały się na zdrowiu.
Tutaj bronić przed czym - przed nieuczciwością "Ślubuję Ci uczciwość.."
Ojciec Pio mawiał "Gdzie jest moja broń, gdzie jest moja bron?"
A chodziło mu - ku zdumieniu obserwatorów - nawet nie o różaniec, ale o zwykły mały
dziesiątek różańca.
Żeby ratować małżeństwo, musisz ratować przede wszystkim ..siebie!
Widzieć siebie piękną, tak jak z kolei uczy ksiądz Pawlukiewicz (jego prelekcje
o kobiecości do wysłuchania są na youtube - "Ile uwierzysz, tyle dostaniesz")
Życzę Ci tego z serca:)
I dołączam 10-ątek, taki babski, nawiedzenie Świętej Elżbiety
Lonia [Usunięty]
Wysłany: 2013-05-29, 12:39
Marino dziękuję Ci serdecznie za słowa otuchy , a przede wszystkim za ten cenny dla mnie dziesiątek różańca. Bronię się z całych sił, najlepiej jak potrafię, choć tak naprawdę nie zawsze mi to wychodzi... Nieraz ból paraliżuje mnie całą.. Na szczęście jestem silną kobietą i jakoś tam daję radę, nie straciłam poczucia własnej wartości ani godności a to w tej sytuacji bardzo ważne. Mam wsparcie moich kochanych dzieci, one cały czas martwią się o mnie i patrzą czy daję radę, czy nie płaczę , czy jestem wesoła. Często przed nimi udaję ,że jest wszystko ze mną OK bo nie chcę ich martwić. Marzę o dniu kiedy ten potężny ból i żal minie...Wiem ,że do tego potrzeba czasu i spokoju, a przez te ostatnie lata spokoju nie miałam bo mój mąż niby z nią kończył a tak naprawdę nie kończył. Co doszłam odrobinę do siebie to on z czymś nowym wpadł i ciągle się wypierał, a ja dawałam szansę jedną, następną i kolejną. Sama sobie się dziwię że aż tyle wytrzymałam.. Próbujemy tą odbudowę mam nadzieję że obydwoje, bo przez ostatni czas ja odbudowywałam on burzył i tak w koło aż do dnia kiedy wszystkie podejrzenia się potwierdziły na 100%. Modlę się i to daje mi ukojenie i pozwala funkcjonować. Pozdrawiam
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.