Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2012-12-30, 01:50 Sprawa trywialna a statystycznie beznadziejna
Czas na moją historię. Niestety dotyczy też ona mojej córeczki.
Półtora roku temu kilka dni po rocznicy ślubu usłyszałam od męża, że nasze małżeństwo nie ma sensu. Było to w przededniu naszego wyjazdu na wspólne wyczekane wakacje. Przed nimi teściowie i moi rodzice zabrali też naszą córkę łącznie na prawie 3 tygodnie, żebyśmy mogli pobyć ze sobą. Mąż odmawiał lub unikał w tym czasie jakichkolwiek wspólnych przedsięwzięć. Odsunął mnie też od siebie fizycznie. W końcu sama pojechałam na tydzień nad morze. Po powrocie w dzień rocznicy chciałam odespać podróż więc nie wstałam na śniadanie, ponadto proszona stwierdziłam, ze samej było mi lepiej, bo nikt mnie nie budził. To stało się spustem dla katastrofy - mąż dwa dni później oznajmił, że chce rozstania. Na wakacjach przeżywałam koszmar. Błagałam o zmianę decyzji, mówiłam o dobru dziecka, o swojej miłości, o sakramencie - mąż trwał przy swoim. Jeszcze z wakacji dałam znać telefonicznie rodzicom i teściom o planach męża, bo ból był ogromny. Po powrocie były rozmowy - nie skutkujące. Teściowie stanęli po mojej stronie. Wyszukali namiary na psychologa - terapeutę par. Mąż poszedł po to, aby powiedzieć to samo, co wcześniej - nie widzi sensu ratowania, małżenstwo (wówczas 6 letnie) od samego początku miało rysy, a na terapię poszedł " bo ojciec mu kazał". Mimo to, powodowana też lekturą tego forum ratowałam związek samotnie - poszłam na własną terapię, brałam leki, które dzięki terapeucie powoli odstawiłam, zaczęłam dbać o dom (wcześniej nie dbałam, bo zarabiałam w większej części na jego utrzymanie - kredyt, wysokie rachunki za gaz, bieżące wydatki, od 2,5 roku przedszkole prywatne dziecka), poszłam do spowiedzi, zaczęłam znowu chodzić na msze, odmawiać różaniec. Może było w tym myślenie magiczne, ale to dawało mi nadzieję. I tak trwało to przez rok. Początkowo mąż był okrutny - starał się dać mi wszystkimi swoimi gestami do zrozumienia jak bardzo nie chce ze mną być. Potem wydawało się, że sytuacja sie normuje. W tle było też jednak podejrzenie romansu z koleżanką z pracy. On tłumaczył, że to tylko przyjaźń. Przyjęłam, że może tak było, chociaż sądzę, że ta przyjaźń zainspirowała męża do podjęcia decyzji o końcu małżeństwa. W kolejną rocznicę ślubu w komórce męża znalazłam zapis rozmowy na gg z kobietą, z podtekstami erotycznymi. Spytałam o to, ale stwierdził, że to jednostronne i wyrwane z kontekstu. Zażądałam, żeby skontaktował się z tą osobą i kategorycznie zakończył te rozmowy, co jak twierdzi zrobił. Pojechaliśmy na wakacje. A po nich mąż wyjechał, za kredyt przeze mnie zaciągnięty do innego kraju na roczny pobyt. Teraz wrócił oczekiwany na święta, szykowałam dla niego dom, pachnący świerkiem i piernikami, szykowali wszyscy, a on wrócił daleki, chłodny i przekonany, że rozwód jest najuczciwszym i najlepszym wyjściem, bo szukał w sobie czegoś, na czym mógłby budować związek ze mną, ale nie znalazł, bo nic już tam nie ma, nie ma miłości. Dla dziecka będzie lepiej, bo "każdy z nas może sobie ułożyć jeszcze życie" , a ona nie będzie widziała spierających siuę rodziców. Z jej życzeń, żebyśmy się nie kłócili (nie było awantur, tylko raczej róznice zdań i obrażanie, chłód emocjonalny i ucieczkowe zachowania męża, za którym ja może głupio goniam ze swoimi staraniami) wywnioskował, że lepiej jej będzie w rozwiedzionej rodzinie. Nie trafiają do niego argumenty dot. dziecka, nie trafiają tez religijne - twierdzi, że się staraliśmy i nie wyszło, że on też się modlił, a nie poczuł wiary w sens walki o małżeństwo. Nie chce się modlić, nie chce modlitwy o uwolnienie - jutro w moim mieście nawet taką odprawiają. Właściwie teraz po tym, jak zniszczył nadzieję na życie w małżeństwie jest odprężony. Ja zaś w jeden dzień straciłam cały zasób siły psychicznej wypracowanej przez ponad rok terapii.
Mam pytanie, czy dobre byłoby poświęcenie się dla tej córki, która już jest i zaproponowanie mu białego małżeństwa w osobnych pokojach, aby dziecko miało dom z obojgiem rodziców?
Na stronie fundacji mama i tata są wyniki badań - 45% małżeństw rozpada się jak moje - nie przez przemoc, czy zdradę, ale przez mityczną "niezgodność charakterów". Dlaczego tak drogo muszę ja, on i córka płacić za naszą dorosłych-niedorosłych głupotę?
Dlaczego mąż nie chciał nam pomóc, ale powiedział o decyzji, gdy było już dla niego za późno na zmianę opinii o nas? Ja go teraz już tylko drażnię.
Czy mam ufać w miłosierdzie i łaskę dla niego, odmiany jego serca, skoro każdy dzień nas oddala - maż znowu wyjeżdza na pół roku? Skoro mam wymagającą, nielubianą pracę, 5 latka w domu, własną depresję, poczucie, że "miałeś chamie złoty róg, ostał ci się jeno sznur". Jak mam to wytrzymać w wierności przysiędze, skoro od co najmniej 2 lat nie zaznałam od mężczyzny miłości, z wyjątkiem kilku nocy przeze mnie inicjowanych?
Jak mam to wytrzymać, skoro każdego miesiąca widzę, jak przechodzi kolejna szansa na drugie dziecko, a mam 35 lat?
Ostatnio zmieniony przez Filomena 2013-01-10, 16:00, w całości zmieniany 1 raz
Renata23 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 10:49
Witaj! trudno mi radzić ale tego jestem pewna musisz odpuścić ,pogodzić się z tym że nikogo do niczego nie zmusisz ,przyjmij do siebie swoją bezradność, uwierz mi wiem co mówię "białe małżeństwo" moje chyba takie jest mąż w osobnym pokoju będący raz w tygodniu pozostałe dni z kochanką to też była koleżanka, tak przyjeżdża jak twierdzi dla dobra dzieci z którymi mało co rozmawia .. ja ma 46 lat ogromnie się boję że na starość zostanę sama ale ostatnio sobie uświadomiłam że tak naprawdę to zawsze jesteśmy sami bo nikt nie pomaga np. nam chorować nie zabierze bólu nawet najlepszy kochanek, mąż, pamiętam jak rodziłam dzieci to ja je rodziłam byłam sama z moimi wewnętrznymi przeżyciami nie pomógł mi nawet najlepszy lekarz bo nie jest wstanie pomóc, operacja tak byli lekarze ale w rezultacie byłam sama ze sobą i jak będziemy umierać to też sami bo nikt za nas tego nie zrobi ważne aby mieć czyste sumienie aby było tak lekko polecam Ci książkę "kochaj siebie a przetrwasz każdy kryzys" właśnie ją czytam po raz piąty i za każdym razem odnajduję w niej inne wskazówki, jestem sama mąż na wyjeździe sylwestrowym z ukochaną ,
Olgucha42 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 12:24
...
Ostatnio zmieniony przez Olgucha42 2013-05-30, 13:42, w całości zmieniany 1 raz
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 15:57
Z twojego postu nie wynika, że mąż chce być z tobą. Nie zabiega o ciebie, o wasze małżeństwo, wręcz przeciwnie, planuje bliżej lub dalej oddalone w czasie odejście. Ja nie zostałabym w takim małżeństwie, bez sensu.. tak jak pisały osoby przede mną. Nie zmusisz go na siłę a tworząc jakąś fikcję małżeństwa w osobnych pokojach sama siebie poranisz. Chciałabyś słuchać jak np. rozmawia z kochanką? Oglądać jak wychodzi w święta i zostawia was same? Żeby wasza córka patrzyła na rozbitą rodzinę? Na chłód emocjonalny, kłótnie? To może lepiej już w ogóle go nie widzieć. Ja też mam taką sytuację, był złoty róg a teraz płaczę.. Za siebie, córki, starszą która przeżywa swoją rozpacz i młodszą, którą porzucił zanim skończyła rok... chciałam mieć trójkę dzieci, taki miałam ładny plan na życie. Mój mąż też nie poinformował mnie o swoich planach. Po prostu za plecami znalazł sobie kobietę, która zainspirowała go do opuszczenia rodziny. A potem okazało się nagle że już nie chce być ze mną, tak po prostu. Nie było co ratować. Kumulował w sobie i po cichu załatwił sobie inne życie. Usłyszałam dużo z tego co napisałaś, to samo. Ale mąż ma rację - dobrze że jestem jeszcze młoda i mam szansę ułożyć sobie życie, z kimś innym. I tą nadzieją żyję od kilku dni żeby się nie załamać się zupełnie, wizją samotnej starości, samotnego życia, z dwójką dzieci, które kiedyś odejdą z domu. Staram się traktować swoją samotność jako etap przejściowy, inaczej człowiek by oszalał ze smutku i poczucia straty.
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 16:50
Cytat:
W tle było też jednak podejrzenie romansu z koleżanką z pracy. On tłumaczył, że to tylko przyjaźń. Przyjęłam, że może tak było, chociaż sądzę, że ta przyjaźń zainspirowała męża do podjęcia decyzji o końcu małżeństwa.
Romans męża był NAJGŁÓWNIESZĄ przyczyną rozkładu waszego pożycia. Odnoszę wrażenie, że ten temat pomijasz, choć jest istotny. Różnicę charakterów mąż dostrzegł później i jest skutkiem owego romansu.
Należy przyjąć z godnością jego odmowę i spróbować żyć tak byś mogła bez niego oddychać.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2012-12-30, 23:26
Mąż twierdzi, że romansu (fizycznego) nie miał. Ja sądzę, że było klasycznie: wiele błędów i egoizmu z obu stron, mąż czuje się wyobcowany, niedoceniony, trafia na pokrewną duszę, zaczyna długie Polaków rozmowy, dochodzi do konkluzji, że to lepsza stymulacja intelektualna, niż żona (zresztą wcale nie mniej wykształcona, niż ta pani), dochodzi do wniosku, że związek nie ma sensu - zdrada tak, emocjonalna, popełniona przez osobę w jej mniemaniu skrzywdzoną.
Ostatnio zmieniony przez Filomena 2013-01-10, 15:57, w całości zmieniany 1 raz
Aniołek5 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-07, 22:53
porzucona_33 napisał/a:
Ale mąż ma rację - dobrze że jestem jeszcze młoda i mam szansę ułożyć sobie życie, z kimś innym. I tą nadzieją żyję od kilku dni żeby się nie załamać się zupełnie,
Porzucona_33, przepraszam że się wtrącam, ale nie wszyscy czytają tematy innych użytkowników, a ja jakoś czuję się odpowiedzialna by sprostować, w kontekście tego, co napisała Olgucha42, że Ty masz troszkę inną sytuację - tj. nie jesteś w związku sakramentalnym, więc masz możliwość ułożenia sobie życia z kimś innym
To tak na wszelki wypadek, by nikt z nowych lub niewtajemniczonych w Twój temat nie pomyślał, że promowane jest tu układanie sobie życia i zakładanie związków pozasakramentalnych
gogol [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-08, 19:57
dziękuję Aniołku za twoje wyjaśnienie dla forumowiczów-czasami inni moga zobaczyć to co chcą.
nie zawsze wchodzący tu pamiętają jakie zasady NAM tu przyświecają wygłaszając swoje zasady.Pozdrawiam.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-10, 09:56
Czy cuda dzieją się, jeśli się prosi w zwątpieniu? Przyjaciółka wspiera mnie w duchu ewangelii. Nie mówi, że to koniec. Zamówiła 9 mszy za nas. Chodzę na nie, ale boję się tego, co będzie - mąż podjął decyzję. Odmawiam modlitwy do św Rity, św Józefa, modlę się hymnem do Ducha Świętego, zawierzam nas Matce Bożej, a w środku ból i zwątpienie. Na modlitwie o uzdrowienie padły słowa - te małżeństwa, które są w separacji uczynią krok ku sobie. Boję się uwierzyć, że to były słowa do mnie.
Terapeuta znając mój światopogląd odesłał mnie do kazania na górze. A ja nie chcę być święta. Chcę normalnego życia w pełnej rodzinie. Kocham męża, a racjonalnie wiem, że spalił za sobą mosty. To jeden wielki chaos. Znam stadia zdrowienia z traumy, a nie chcę zdrowieć. Nie chcę przejść w fazę gniewu na niego. Nie chcę się pogodzić z taką decyzją. Nie chcę udawać, że życie toczy się dalej. Owszem będzie się toczyło, ale już z podciętymi na zawsze skrzydłami.
Ostatnio zmieniony przez Filomena 2013-01-10, 15:56, w całości zmieniany 1 raz
Olgucha42 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-10, 11:53
...
Ostatnio zmieniony przez Olgucha42 2013-05-30, 13:41, w całości zmieniany 1 raz
kenya [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-10, 12:04
Olgucha42 - chylę czoło przed twoją mądrością, naprawdę.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-14, 22:41
Jak radzić sobie z cierniem w sercu, przejmującym smutkiem w chwilach zabaw z córką, w chwilach, kiedy ona się śmieje, przytula, bawi, a ja myślę, że ta radość życia zostanie jej odebrana? Że zawiedli ją ludzie, którzy powinni ją byli chronić?
porzucona_33 [Usunięty]
Wysłany: 2013-01-15, 10:55
Filomena napisał/a:
Jak radzić sobie z cierniem w sercu, przejmującym smutkiem w chwilach zabaw z córką, w chwilach, kiedy ona się śmieje, przytula, bawi, a ja myślę, że ta radość życia zostanie jej odebrana? Że zawiedli ją ludzie, którzy powinni ją byli chronić?
Nie zawiedli. Ty jej nie zawiodłaś, jesteś przy niej i nie obwiniaj się, bo na resztę rzeczy nie miałaś wpływu. Wiem, ja też się martwię ale dzieci z rozbitych rodzin też wyrastają na dobrych ludzi. Dzieci osierocone, z domów dziecka też wyrastają na dobrych ludzi. Rodzina jest bardzo potrzebna ale jak życie pokazuje nie niezbędna do życia. Różne są koleje losu, nie każdemu jest dane wychowywać dzieci w pełnej rodzinie:(. Ze smutkiem chyba można sobie radzić za pomocą pozytywnego myślenia. Że się ułoży, że będzie dobrze. Zaufać Bogu.
Filomena [Usunięty]
Wysłany: 2013-04-18, 19:58
Pomódlcie się za mnie proszę w najbliższych dniach. Myślałam, że już się odbiłam od dna, ale znowu jest źle. Boję się powrotu męża i tego co będzie dalej. Chciałabym cudu, a z drugiej strony nie chcę go takiego, jaki jest teraz w ogóle widzieć, a będę musiała. Najbardziej chciałabym obudzić się i stwierdzić, że ostatnich kilkunastu lat życia nie było.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.