Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
Skrzywdziłem...
Autor Wiadomość
wagro56
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-16, 19:31   Skrzywdziłem...

Stary facet, po pięćdziesiątce. Po ponad dwudziestu latach małżeństwa...
Trzy lata temu w pracy poznałem kobietę. Najpierw znajomość, potem przyjaźń, coraz bliżej, potem coś co można nazwać romansem. Niestety zakochałem się w niej. Żona interweniowała u jej męża. Też mieli (przynajmniej według jej słów) kryzys. Spotykaliśmy się. W czerwcu 2010 roku upokorzyła mnie wobec moich pracowników. W sierpniu ostatnie spotkanie, miało być bardzo burzliwe, było raczej spokojne. Niestety nie mogłem się z tym pogodzić. Wlewałem w siebie prawie codziennie alkohol. Zaniedbałem dzieci - przygotowywały się wtedy do matury. Zaniedbałem dom. W tym samym czasie, jesienią 2010 zaczęła się choroba. Diagnozowali długo, czerwiec 2011 - ostatecznie zdiagnozowali. Październik 2011 operacja. Teraz o żonie. Najwspanialszej kobiecie. Brała na siebie ciężar rozmów z lekarzami. Pierwsza dowiadywała się, że nowotwór jest w miejscu niedostępnym. Potem wyszło, że to "tylko" przetoka, niedokrwienie rdzenia, niedowład od pasa w dół... Była ze mną, kiedy diagnozowali, kiedy się decydowało co dalej... Wzięła urlop, zamieszała u koleżanki w Warszawie. Potem było nieco lżej. Ale przed operacją do "tamtej" zadzwoniłem. Po operacji jesienią 2011 piłem mniej, ale wciąż piłem. Mogłem chodzić bez kuli, więc po pracy, do sklepu, po piwo było w miarę łatwo. Przyszedł 2012 rok. Już nieco zacząłem odbudowywać się psychicznie. "Tamta" wciąż była w myślach, ale jakby dalej. Powolutku wracałem do swoich hobby. Miałem nawet postanowienie: tak, jak przed laty podczas Wielkiego Postu nie opuścić ani jednej Drogi Krzyżowej. Niestety... W środę popielcową 2012 przyszedł sms: Jestem koleżanką .... ona chce się z panem spotkać, będzie tu i tu. Pojechałem. Oczywiście jej nie było. Podjąłem korespondencję sms-wą i mailową z osobą, której do dziś z imienia nie znam. Podawała takie szczegóły z okresu "romansu", że domyślam się kto to jest. Oczywiście żona natychmiast wiedziała, bo ta osoba przesyłała jej wszystkie informacje o moich reakcjach. Na początku maja postanowiłem z tą anonimową dać sobie spokój. Używając wulgarnych słów i dedykując jej fraszkę Sztaudyngera o "zejściu ekscelencji z drogi" zakończyłem korespondencje. W tym czasie odżyła choroba. Poruszona operacją przetoka rozrosła się zabierając krew z rdzenia. Niedowład postępował błyskawiczne. 9 sierpnia embolizacja (zamknięcie) i całkowity niedowład prawej nogi, jakiś ok. 70 procentowy lewej i wszystkiego(!) od pasa w dół. Kiedy wwozili mnie po zabiegu na oddział, lekko przymulonego, nad głową zobaczyłem dwie najdroższe kobiety: żonę i córkę. Ona znów pokazała klasę. Przemogła w sobie to wszystko i była przy mnie. A potem jeszcze kilka razy w tamtym szpitalu i w innym, gdzie przez dwa tygodnie stawiali mnie na nogi. A potem to już tylko kolejne moje świństwa. Tak się złożyło, że dziewięć tygodni rehabilitacji miało miejsce w kolejnym szpitalu, położonym w mieście, gdzie mieszka i pracuje "tamta". Rozterki straszne. Dwa tygodnie "walki". A potem zgłupiałem. Z jednej strony chciałem - przynajmniej tak myślałem - pojednać się z Panem Bogiem, wyrzucić to wszystko. Był ksiądz. Rozmawiałem z nim zamierzałem się wyspowiadać... I coś mnie podkusiło. Napisałem do tej anonimowej koleżanki sms-a z przeprosinami za te wiosenne wulgaryzmy. Zresztą kiedy po kolei leżałem w szpitalach, to ona niby to przez pomyłkę pisała do mnie, ale nie odpowiadałem, jednak chyba po trzecim czy czwartym napisałem, żeby się odp..., więc też wulgarnie. I tak się zaczął kolejny okres głupiej, nic nie dającej korespondencji. To znaczy nic pozytywnego nie dającej. Moja żona natychmiast o wszystkim się dowiedziała.... Po co ja to piszę...
Problem mam wielki. W myślach wciąż "tamta" jest obecna. Żona codziennie wyrzuca mi to, że zdaje sobie z tego sprawę, że powinienem ja to małżeństwo zakończyć, że ją oszukuję, że nie mamy już wspólnych tematów, że trzeba dzielić obowiązki. Że ja muszę iść do sądu z wnioskiem o separację lub rozwód. Staram się prosić, żeby nie powtarzała tego samego po raz piąty, dziesiąty, może pięćdziesiąty. Po jakimś czasie takiego wyrzucania mi tego wszystkiego zła, które uczyniłem, po kolejnych szyderstwach, że "tamta" wykorzystała mnie (rzeczywiście wykorzystała) i rzuciła, miała gdzieś, wróciła do męża, po takich kolejnych wrzutach puszczają mi nerwy, potrafię użyć wulgarnych słów. Potem żałuję. A potem przychodzi następny dzień i to samo...
Godzę się już z napisaniem pozwu o separację z mojej winy. A jak to zrobić. Jak żonę nazywać pozwaną, przecież to ja zniszczyłem ten związek. Czasami, po kolejnych czterech czy pięciu godzinach wysłuchiwania wyrzutów żony mam "czarne" myśli. Tylko dwoje dorosłych dzieci (bliźnięta) trzyma w jakiejś nadziei wartości życia. Nie umiem sobie z tym poradzić. "Tamta" i spędzone z nią chwile wciąż się gdzieś kołaczą. Poczucie skrzywdzenia rodziny też mocno się dobija. Pretensja do Pana Boga: co chciał osiągnąć stawiając na mojej drodze "tamtą" kobietę. Udowodnił mi, że jestem słaby, że uległem jej wdziękom i jej postępowaniu wobec mnie (a w tym 2009 roku naprawdę ona to zainicjowała, a ja oczywiście chętnie się zaangażowałem). Że nie potrafiłem powiedzieć stop. Że nie wybrałem rodziny. Udowodnił. Pytam się siebie: co Panie Boże z tego masz? Nieszczęście fajnej wartościowej kobiety, mojej żony, dyskomfort, a może też więcej, moich dzieci. O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń. Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć. Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...
 
     
K_
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-16, 21:05   

Piszesz o braku kontroli nad uczuciami, myślami (powtarzający się wątek). To od nikogo innego, tylko od Ciebie zależy, czy masz"haluny" na jawie. I czy w swojej głowie śnisz bajki z kim innym w roli głównej, wyobrażając sobie możliwe sceny z życia. Przestań, a wiele się zmieni. Istnieje tu i teraz.

Trudno mi się oprzeć, aby nie napisać: chłopie weź się w garść, bo się doigrasz.
Weź odpowiedzialność za swoje decyzje.
Nie masz obowiązku składać wniosku rozwodowego! Beznadziejny pomysł, kt do końca Was zniszczy.
Ale To być może ostatnie chwile na radykalną, całkowitą przemianę, bez oglądania się, ani pół minuty, wstecz. Ani pół minuty rozżalania się nad sobą. Ja Ciebie nie oceniam. Chcę tylko zaznaczyć, że radykalne odcięcie się od przeszłości oraz panowanie nad myślami jest możliwe. Czasami też dolegliwości zdrowotne bywają nawet paradoksalnie błogosławieństwem.
Rodzina potrzebuje Ciebie, Twojego honorowego zachowania, Twojej jednoznacznej postawy. Zawalcz, bo masz o co. Ratuj, bo masz co.

Z popaprania można wyjść. A Ty nadal jesteś nieźle 'zakręcony'. Nie pouczam Cię, bo nie jestem lepsza, tylko w innej sytuacji i w innym punkcie, z którego jest dość rozległy widok na skutki różnych działań. Ale to jest Twoje życie. Może jeszcze być wartościowe i piękne, nawet jeśli trudno będzie je wyprostować.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-17, 00:23   

Cytat:
Problem mam wielki. W myślach wciąż "tamta" jest obecna. Żona codziennie wyrzuca mi to, że zdaje sobie z tego sprawę, że powinienem ja to małżeństwo zakończyć, że ją oszukuję, że nie mamy już wspólnych tematów, że trzeba dzielić obowiązki. Że ja muszę iść do sądu z wnioskiem o separację lub rozwód. Staram się prosić, żeby nie powtarzała tego samego po raz piąty, dziesiąty, może pięćdziesiąty. Po jakimś czasie takiego wyrzucania mi tego wszystkiego zła, które uczyniłem, po kolejnych szyderstwach, że "tamta" wykorzystała mnie (rzeczywiście wykorzystała) i rzuciła, miała gdzieś, wróciła do męża, po takich kolejnych wrzutach puszczają mi nerwy, potrafię użyć wulgarnych słów. Potem żałuję. A potem przychodzi następny dzień i to samo...

Twoja zona (zdradzona,skrzywdzona)najzwyczajniej w swiecie woła o pomoc......zobacz,nasze małżeństwo sie sypie ,zrob coś z tym....a Ty....uzywasz wulgaryzmów.

Cytat:
Godzę się już z napisaniem pozwu o separację z mojej winy. A jak to zrobić. Jak żonę nazywać pozwaną, przecież to ja zniszczyłem ten związek. Czasami, po kolejnych czterech czy pięciu godzinach wysłuchiwania wyrzutów żony mam "czarne" myśli. Tylko dwoje dorosłych dzieci (bliźnięta) trzyma w jakiejś nadziei wartości życia. Nie umiem sobie z tym poradzić. "Tamta" i spędzone z nią chwile wciąż się gdzieś kołaczą.


Godzisz sie......czy tylko na tyle Cię stać?
Kto był przy Tobie w najgorszych chwilach,kto Cie wspierał,kto latał po lekarzach.........kochanka,czy żona???
Cytat:

Pretensja do Pana Boga: co chciał osiągnąć stawiając na mojej drodze "tamtą" kobietę. Udowodnił mi, że jestem słaby, że uległem jej wdziękom i jej postępowaniu wobec mnie (a w tym 2009 roku naprawdę ona to zainicjowała, a ja oczywiście chętnie się zaangażowałem). Że nie potrafiłem powiedzieć stop. Że nie wybrałem rodziny. Udowodnił. Pytam się siebie: co Panie Boże z tego masz?Nieszczęście fajnej wartościowej kobiety, mojej żony, dyskomfort, a może też więcej, moich dzieci.

...no jakiż ten Bóg okrutny....wepchnał Ci kobietę w ramiona, unieszczęśliwiajac tym samym żone i dzieci.
...teraz ręce raciera....udowodniłem jego słabość...

Zwyczajnie "sprawdzianowi" poddany zostałeś, jak każdy z nas poddawany jest co dnia.
Oblałeś......i...niczyj w tym udział,niczyja wina(kochanki również)....tylko i wyłącznie Twoja wola i wybór.
Cytat:
O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń. Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć. Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...


....nie chcesz rad,ni pouczeń,tylko kogos kto zdobedzie sie na zduszenie Twoich rozbudzanych ,fajnych uczuć.
No ...proszę Cię.
Jak Ty to sobie wyobrażasz?....nijak nie pojmuje.
Twoje uczucia,Twoje myśli,marzenia.....Twoja sprawa.
Nie potrafisz zdusić ich sam....my tym badziej.

wagro....wspułczuje ci ,że chory jesteś i z całego serca zdrowia Ci zyczę,ale jak dla mnie nie jest to taryfa ulgowa .
Narozrabiałeś.....naprawiaj....prośba o wybaczenie i zadośćuczynienie.

Ponadto i przede wszystkim....naprawa samego siebie,a duzo do naprawy jest.
 
     
laura_33_31
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-17, 08:39   

...
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-12-02, 13:30, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Elżbieta
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-17, 11:24   Re: Skrzywdziłem...

wagro56 napisał/a:
O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń. Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć. Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...

Też tak myślę (pogrubione).
Pamiętam w modlitwie: za Ciebie i Twoją rodzinę.
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-17, 12:04   

Elzbieto...dzięki za pogrubienie...teraz dopiero zrozumiałam sens i aż się dziwię dlaczego wcześniej nijak pojąć nie umiałam

Moja nieuwaga,moj błąd.

Wobec powyższego mój komentarz do ów zdania jest niewłaściwy i nieaktualny.

Wagro....przepraszam.
 
     
laura_33_31
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-17, 12:54   

...
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-12-02, 13:29, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
nagarek
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-18, 11:23   

Nie dokończyłam czytania Twojej wypowiedzi, bo zaczęłam mieć mdłości podczas tej lektury...
Czyli dwóm bogom służysz? Kochankę chcesz mieć na upojne noce, a żonę, by troszczyła się o Ciebie, by biegała do lekarzy, gdy pojawia się Twoja choroba. A gdy stan zdrowia Ci się poprawia, to znowu po Twojej głowie chodzi "tamta" oraz "romans"?!
A dlaczego to Twoja żona, a nie kochanka, troszczyła się o Ciebie podczas choroby?
A dlaczego słowo romans ująłeś w cudzysłów? Nie oszukuj sam siebie. To był romans i to była zdrada.
Czy powiedziałeś żonie prosto w oczy, że jesteś z nią, bo jest Ci z nią wygodnie i z tego powodu, że traktujesz ją jak opiekunkę podczas choroby? a więc, że jesteś z nią dla własnego interesu i dla własnego dobra?
Czy powiedziałeś wprost kochance, że mówisz o niej per-tamta?
Zastanów się, facet, nad swoim zachowaniem i nie usprawiedliwiaj się tak łatwo. Bo na takie świństwo, jakim jest zdrada, nie ma żadnego, absolutnie żadnego usprawiedliwienia.
"Ślubuję ci miłość, WIERNOŚĆ i uczciwość małżeńską...".
To chyba jasne. I nie trzeba mam nadzieję tych słów tłumaczyć z polskiego na nasze.
Jak najszybciej błagaj żonę o wybaczenie, na kolanach ją proś, aby zechciała Ci ponownie zaufać i tego zaufania nigdy w życiu już nie zawiedź!
A "tamtej" (jak Ty o niej mawiasz) powiedz THE END. Bo jej w ogóle nie ma. Nie miało prawa jej być. Szatan Ci babę jako pokusę przed nosem postawił, a Ty do niej poleciałeś, jak pies za kiełbasą. Ale tej kobiety nie ma. Jest tylko jedna jedyna kobieta w Twoim życiu na dobre i na złe - Twoja żona. Więc walcz o jej miłość, zaufanie, wybaczenie i niech Cię Ręka Boska broni od powrotu i od jakiegokolwiek dalszego kontaktu z kochanką.
I idź do Spowiedzi,ale uczciwej, ze szczerym przyrzeczeniem Bogu poprawy.
Z Panem Bogiem.
 
     
wagro56
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-18, 15:22   

Dziękuję wszystkim Paniom za zainteresowanie. No może nie wszystkim równie ciepło i życzliwie. Nagarkowi, która miała mdłości troszkę mniej, ale też dziękuję.

Pewnie chciałbym się otworzyć jeszcze bardziej i napisać coś więcej. Ale po co? Wasz osąd i tak będzie jednoznaczny.

"Trudno mi się oprzeć, aby nie napisać: chłopie weź się w garść, bo się doigrasz.
Weź odpowiedzialność za swoje decyzje.
Nie masz obowiązku składać wniosku rozwodowego! Beznadziejny pomysł, kt do końca Was zniszczy."

Próbuję się wziąć w garść. Wiem, że zaczniecie krzyczeć: nie próbuj, tylko się bierz! Zawsze z boku łatwo jest dawać rady. Wniosku rozwodowego składać nie chcę, ale nie wiem, co będzie dalej...

"Bierz do ręki PIsmo Święte , otwieraj na której kolwiek stronie i czytaj.Nieważne czy rozmiesz co czytasz czy nie, ważne ,że od czegos zaczynasz."

Widzisz Laura_33_31 łatwo wypowiadać opinie na podstawie mojego postu, który z konieczności zawiera tylko fragment życia. Wyobraź sobie, że miałem taki okres w życiu, że Pismo św. czytałem codziennie i przeczytałem je w całości. Redagowałem pismo parafialne, moje teksty były w tygodniku Niedziela. Tym gorzej dla mnie? Tak tym gorzej dla mnie.

"Mam nadzieję ,że nie zdziwi cię nasz tzn. kobiet ton, mężczyźni może inaczej do tego podejdą (...)"

A swoją drogą, to nie napisał żaden mężczyzna...

Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam wszystkie Panie.
Ostatnio zmieniony przez wagro56 2012-11-18, 16:15, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
wiara47
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-18, 15:38   

"Nie dokończyłam czytania Twojej wypowiedzi, bo zaczęłam mieć mdłości podczas tej lektury... "


Jak dobrze , ze Bog patrzy na nas calkiem inaczej !!!!!!!!!!!! :mrgreen:
Jak dobrze , ze nie jest podobny do Nas !
Wargo56 , to co sie z Toba zadzialo , moze byc motorem do zmiany siebie !

Napisales
.... Pretensja do Pana Boga: co chciał osiągnąć stawiając na mojej drodze "tamtą" kobietę. Udowodnił mi, że jestem słaby, że uległem jej wdziękom ....
Że nie potrafiłem powiedzieć stop.
Że nie wybrałem rodziny. Udowodnił.
Pytam się siebie: co Panie Boże z tego masz? Nieszczęście fajnej wartościowej kobiety, mojej żony, dyskomfort, a może też więcej, moich dzieci.
O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić.
Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem.
Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć.
Nie oczekuję rad i pouczeń.
Ja nie potrafiłem. I wciąż nie potrafię...

Duzo w tym co napisales , oceny siebie !
Myslisz , ze Bog "specjalnie" wystawia nas na probe ? Zeby potem "cieszyc" sie naszym upadkiem ?! Mysle , ze nie !!! Apsolutnie nie ! Bo nie jest podobny nam ,
nie mysli jak my , nie jest nam podobny !!!!!!
Latwiej zyc myslac , ze Bog mnie "odrzucil" niz przyjmujac Jego MILOSC
i MILOSIERDZIE ...prawda ? Bo jesli bys uznal , ze Bog kocha Cie nad wszystko ,
musialbys poddac sie tej MILOSCI . A Ona , zmienia , wszystko !
Jezeli Bog dopuscil , bys poznal te wszystkie bezecenstwa rozwiazlosci ,jezeli nie wyslal zastepu aniolow , zeby Cie od tego ustrzec , to znaczy ze mial po temu powody . Poznasz je w niebie.Na razie musisz zadowolic sie tym ze nie bedziesz mial
do Niego zalu , za te zalosnie , zmarnowales kilka lat zycia ! ( ja tez zmarnowalam
jakis okres ).......
I nie zapomnij ze , ze w wielkanocny poranek ,
Jezus zapragnal,aby Maria Magdalena (codzoloznica) ,
aby to ona stala sie pierwszym swiadkiem Jego Zmartwychwstania!
Sw. Augustyn (jak wiesz , nie urodzil sie swiety od razu ) mowi , ze ,
Bog nigdy nie dozwolilby , aby wsrod jego dziel zaistnialo jakies zlo ,gdyby nie byl
dostatecznie potezny i dobry , zeby ze zla nawet wyprowadzic dobro !


..... Może ktoś po przeczytaniu tego powstrzyma się w podobnej sytuacji i zdobędzie się na zduszenie rozbudzanych, fajnych uczuć......


To moze teraz stac sie Twoim powolaniem > sam je odnalazles :lol:
Mozesz byc swiadkiem ! Mozesz swiecic jak latarnia morska , i ostrzegac statki przed
mielizna !

O mnie nie warto mówić. Nie umiem z tym sobie poradzić. Teraz dopiero widzę jak wiele złego uczyniłem. Teraz staję przed koniecznością radzenia sobie bez pomocy, a chodzę o kuli i niedowład wciąż pozostaje. Nie oczekuję rad i pouczeń.

Nie chce Ci dawac rad i pouczen , chce Ci tylko powiedziec , ze bylam podobna
Tobie !
I wiem jak bardzo Bog kocha Ciebie i jak bardzo chce zebys zaczal juz nowe
zycie !
Faktycznie czas bys zaczal zyc , jak nowy, silny mezczyzna , a kula ,ktora musisz
sie wspierac i w tym zyciu juz samemu i w tym zyciu duchowym , niech bedzie
Ci Jezus ! Wargo56 , bo tak naprawde , to On zawsze byl w Tobie , tuz obok ,
calkiem blizko , zawsze !
Jeszcze nie widzisz , ale mozesz zobaczyc , jesli tylko bedziesz chcial. Ja naprawde
nie znam nikogo , kto kochalby Cie bardziej ....
Mocno Cie pozdrawiam i bede pamietac w modlitwie.
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-18, 18:23   

Czasem Pan Bóg dopuszcza nasz upadek, by coś pokazać, no jeszcze człowieku, masz coś do zmiany w sobie na tej drodze do nieba. Jeżeli wykorzystamy to doświadczenie , jakie nas dotyka, i rozpoczniemy swoja przemianę, to wygramy. Zachęcam Cię do przejścia programu 12 kroków. Jak Bóg daje doświadczenie to daje tez pomoc, tylko trzeba chcieć ją wykorzystać, ale to już zależy od nas samych.
 
     
laura_33_31
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-19, 09:59   

:-|
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-12-01, 09:51, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
GregAN
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-19, 14:20   

Wiele słów krytki, zbulwersowania padło pod adres autora postu.
np.
Cytat:
Nie dokończyłam czytania Twojej wypowiedzi, bo zaczęłam mieć mdłości podczas tej lektury

myślę że ta historia dla nas wszystkich jest przesłaniem, że nie należy mówić :
- "ja nigdy"
nawet gdy wydaje nam się że jesteśmy mocno związani z Kościołem, udzielamy się w Kościele...
 
     
laura_33_31
[Usunięty]

Wysłany: 2012-11-19, 15:11   

...
Ostatnio zmieniony przez laura_33_31 2012-12-02, 13:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9