Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Czy wierzysz w uzdrowienie Twojego sakramentalnego małżeństwa?
TAK
85%
[ 256 ]
NIE
14%
[ 43 ]
Głosowań: 299
Wszystkich Głosów: 299
Autor
Wiadomość
ania z belgii [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-03, 23:49 Właśnie się dowiedziałam/łem, że...
Przeważnie dowiadujesz się nagle, jakiś zaplątany liścik, dziwny telefon, mail...
Czasami on/ona zwyczajnie Ci mówi, że już Cię nie kocha, że potrzebuje wolności, że go ograniczasz. Wydaje Ci się wtedy, że to koniec, świat wali się na głowę, często nawet nie masz siły by płakać...
To nie jest koniec, to początek nowego etapu w Twoim życiu, bardzo trudnego etapu.
Pamiętaj nie jesteś sam/sama, tu znajdziesz zrozumienie, wsparcie i pomoc. Podziel się swoim bólem, żalem i złością. Tu nikt Cię nie wyśmieje.
Pamiętaj, że Bóg kocha bardziej niż człowiek i nigdy nie zdradza...
Imię małżonka/i: Kama
Wiek: 31 Dołączył: 22 Mar 2006 Posty: 345 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2006-04-11, 01:10 Wielka nadzieja na uzdrowienie
Chrystus uzdrawiając niewidomych na ich błaganie spytał ich:
"Wierzycie, że mogę to uczynić? Oni odpowiedzieli Mu: Tak, Panie! Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: Według wiary waszej niech wam się stanie! I otworzyły się ich oczy..." (MT 9, 27-31)
A przecież tak jak niewidomych Chrystus może uzdrowić każde chore małżeństwo - nawet po rozpadzie! Podstawą jest wiara w boską moc Jezusa, dla którego nie ma przecież nic niemożliwego. Jezu, Ty się zajmij moim małżeństwem!
_________________ "Módl się tak, jakby wszystko zależało od Boga, a działaj, jakby wszystko zależało tylko od ciebie" (Święty Ignacy Loyola)
"Najpierw modlitwa, potem przebłaganie, dopiero na trzecim miejscu - daleko "na trzecim miejscu"- działanie" (Święty Josemaria Escriva)
„Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (List św. Pawła do Filipian 4:13)
„I nie uczynił tam wielu cudów z powodu ich niewiary” (Ew. Mateusza 13:58)
"Przysięga małżeńska i jej konsekwencje" - ks. dr Marek Dziewiecki www.sychar.org ::: www.skype.sychar.org ::: www.rws.sychar.org
Grzechu [Usunięty]
Wysłany: 2006-04-16, 01:21 WIELKA NOC
Zycze wszystkim spotkania ze ZMARTWYCHWSTAŁYM -niech przemienia nasze zycie, nasze problemy; ci dwaj z Emaus rowniez byli slepi a jednak ich przemienil a zatem wszystko jest mozliwe...
alibea [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-28, 18:26
chcialabym byc po kryzysie..ale zaczynam w to wątpić , ze kiedys to sie stanie...jestem w ciazy ..maz nie zaakceptowal tego faktu, gdy sie dowiedzil zażadal rozwodu i aborcji...nalegal kilka razy..nie zgodziłam sie ...teraz wykancza mnie psychicznie...nie odzywa się, nie je tego co ugotuje, nie odp na telefon ani na sms, traktuje mnie jak powietrze, nawet nie potrafi zwyklego "czesc" mi powiedziec, zabiera nasza coreczzke i nawet nie powie gdzie ani o ktorej wróci..kompletnie nic...jestem u kresu wytrzymalosci..powinnam miec teraz spokoj wewnetrzny a ciagle czuje niepokój, boje sie rozwodu-którego nie chce...boje sie ze on nigdy nie pokocha tego dzieciatka , ktore urodzi sie w grudniu( bo przeciez kazal mi je zabic)....nie wiem jak mam dalej postepowac....naprawde nie wiem....
wabona [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-28, 19:37
Alibea, proszę Cię, nie załamuj się. Nosisz pod sercem życie. Twoje dzieciątko wszystko czuje - bądź więc spokoja. Wiem, że to ciężko. Mi jest ciężko, choć nie jestem w ciąży, a Twoja sytuacja jest taka straszna. Tak nie może być - zło nie może zwyciężyć, zwłaszcza, jeśli chodzi o te malutkie dzieciątko. Tak bym chciała, by Twój mąż zrozumiał, jakie to krzywdzące skazywać na śmierć kogoś, kto się jeszcze nie narodził. Łączę się z Tobą w cierpieniu. Modlę się za Ciebie i Twoje jeszcze nienarodzone dziecko.
Tadeusz [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-30, 10:30
Alibea nosisz w sobie największy cud na świecie. Pamiętaj, że przy Tobie zawsze są dwa Anioły Twój i Twojego dziecka. Dużo rozmawiaj z nimi. Jak chcesz coś powiedzieć mężowi to powiedz to najpierw swojemu Aniołowi a on zaniesie to do Anioła stróża Twojego męża i trochę pomiesza mu w głowie i może się otworzy. Jak masz trudną sprawę to spróbuj tą metodę wykorzystać. Ciesz się szczęściem bez względu na wszelkie trudności. W niebie już panuje wielka radość z powodu istnienia Twojego dziecka. Ja mam dwóch synów i mam ciche pragnienie mieć jeszcze jedno dziecko bez względu jak będzie trudno. (kredyty, ciężkie warunki mieszkaniowe), ale żona już nie chce. Ale jak by się zdarzyło to bym ją chyba wycałował od najmniejszego paluszka u nogi po sam czubek głowy i kochał, kochał to maleństwo bez względu na trudności. Rozmawiaj z Aniołem stróżem on jest przy Tobie .
Agnieszka2 [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-30, 10:39
Ja bym tez bardzo chciała mieć drugie dziecko. Mąż nie chce. Jesteśmy w kryzysie, to zrozumiałe. Jeszcze przed tym wszystkim planowaliśmy, że będzie drugie. Może kiedyś będzie.... Nie zapominaj, dostałaś wielki dar od Boga. Choć rozumiem, jak Ci ciężko. Jestem z Tobą w modlitwach. Zapisałaś się w kolejce do modlitwy tygodniowej. Zrób to, bo inaczej ja to zrobię za Ciebie
Anula [Usunięty]
Wysłany: 2006-05-30, 11:01
Moje drugie dziecko zostało wymodlone - po 10 latach urodził się synek . Ale już w ciaży zaczął się kryzys małżeński. Potem po urodzeniu mąż poświęcił mi jakiś miesiąc. I się rozkreciło na dobre. Praktycznie sama wychowuję ten cud życia od początku /w sumie dwoje dzieci bo jest jeszcze dwunastoletnia córka/. Rozpaczałam będąc w ciąży jednoczesnie prosząc Boga, by mi nie zabrał tego dziecka. Pragnęłam go jak niczego na świecie. Mąż też chciał tego dziecka - przynajmniej tak mówił, gdy się o nie staraliśmy. Potem to już sam Pan Bóg wie, co się działo w jego glowie. Chciał sprostać zadaniu ojca, zarobić dużo kasy, ale wyszło tak, że siedzi po uszy w długach, a ja przy okazji ja razem z nim. Nie mieszkamy razem i nie jesteśmy już ze sobą od siedmiu miesięcy. Nie wiem jak będzie dalej - wiem, że mój synek - to cud. Dziecko wiecznie uśmiechnięte, oddający mi tyle czułosci i miłosci, że nie jestem w stanie opisać tego słowami. Cała rodzina szalała ze szczęścia, gdy się urodził. A mój mąż jakby na przekór... Wiem jedno: Nie możesz poddać się zgubnym myślom. Myśl o dzieciatku, o tym że popadając w rozpacz budujesz już świat emocjonalny swego maleństwa. Ono wszystko czuje... Mąż w każdej chwili moze zmienić zdanie, w każdej chwili moze wrócić... Bóg może tego dokonać. Ale Ty musisz myśleć teraz o dziecku i o sobie.
Ostatnio zmieniony przez 2006-05-30, 11:09, w całości zmieniany 1 raz
rot [Usunięty]
Wysłany: 2006-07-13, 18:44
ania z belgii napisał/a:
Pamiętaj, że Bóg kocha bardziej niż człowiek i nigdy nie zdradza...
I Bóg o nas zapomniał... czytałaś ?? Nie ?? Przeczytaj...
nie pamiętam autora tej książki. Właśnie zagłosowałem na TAK.
Nie wiem jak kocha Bóg i czy akurat nie zajął się innymi sprawami, wiem że ja kocham i wiem jak kocham. Modlę się, owszem, ale nie liczę tylko na cud... już nie. Liczę na moją wytrwałość, dojrzałość, rozmowę.
Sprawdziłem, jeśli kogoś zainteresuje : autor - Andrzej Kalinin
pestka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 00:19
Nawet nie wiecie, że wczoraj rano miałam zanieść pozew rozwodowy do sądu. Po południu znalazłam tą stonę w necie. Po północy KTOŚ każe mi trwać. Może się uda?
Rob_71 [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 14:51
Pestka - to nie przypadek . Ja też trafiłem "przypadkiem" na tą stronę i dzisiaj pomału odbudowuję moje małżeństwo.
pestka [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 16:53
Nie wiem tylko czy sił mi wysarczy. Chcę odbudować nasze relacje, ale wciąż mam w sobie zbyt dużo buntu. To chyba źle.
Pozdrawiam
Rob_71 [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 17:45
Tobie SAMEJ nie starczy sił - nie miej złudzeń. Pomoze ci TEN, który czeka na twoją zgodę, zeby ci pomóc.
Tak przy okazji: bunt - każdy z nas go ma .
żona od 27 lat [Usunięty]
Wysłany: 2006-08-22, 22:16
Jesteśmy małżeństwem od 27 lat. Zawsze obserwując inne małżeństwa byłam przekonana, że nasze jest wyjątkowe. Mamy czworo dzieci (trzy dorosłe córki - 2 zamężne i małego dziewięcioletniego syna). Uważałam, że naszej wzajemnej miłości napewno wystarczy nam do końca życia. Owszem zdarzały się nam trudne chwile ale zawsze sobie z tym radziliśmy. Udało nam się nawet pokonać chorobę alkoholową mojego męża (przywiezioną jako jedyny dorobek pobytu mojego męża w USA w latach 1991-1993). Od 9 lat mój mąż jest niepijącym alkoholikiem. Myślałam,że już nic złego w naszym małżeństwie nie może się wydarzyć.
Niestety, od około 3 lat zaczęłam zauważać jak mój mąż oddala się ode mnie i zamyka się w jakimś dziwnym świecie. Przestał ze mną rozmawiać, znikał z domu tłumacząc, że musi dopilnować swoich podwładnych na budowie itp. Okazało się, że spotyka się z kobietą, całymi godzinami przesiadując u niej w pracy. Na każdą moją prośbę żeby z tym skończył reagował złością i tłumaczył, że on jej tylko pomaga. Zaczął pilnie strzec swojego tel.kom., pisać sms-y będąc w toalecie itp. Próbowałam rozmawiać z tą kobietą (pracuje w pobliskim sklepie, zna mnie i wszystkie nasze dzieci i wnuczki, ma swoją rodzinę - męża i dwoje dzieci, chodzi do tego samego kościoła co my i dość często widzę ją przystępującą do Komunii Świętej) też wszystkiemu zaprzeczała.
Moje dorosłe córki mówiły mamo skończ z tym, on cię oszukuje, a ja wierzyłam w to w co chciałam wierzyć. Aż do 01.08.06. W tym dniu chyba diabeł zaprowadził ich w to miejsce i o tej godzinie kiedy ja wracam z pracy. Zobaczyłam jak mój mąż wjeżdża z tą kobietą do lasu. Nawet nie zauważył, że z przeciwnej strony jadę ja (nie byłam sama, wracałam z pracy z koleżanką i dwojgiem młodych ludzi - kolega i koleżanka moich córek). To co zobaczyłam w tym lesie przeszło moje najczarniejsze oczekiwania. Nie mieści się do dziś w mojej głowie, że mając lat 50 można tak nisko upaść (i ona matka i żona). Nie potrafię teraz ocenić czy dobrze postąpiłam mówiac o tym córkom, ale wolałam żeby dowiedziały sie ode mnie niż od kogoś innego.
Moją pierwszą myślą było żeby go natychmiast spakować i wyrzucić z domu. Potem jednak postanowiłam jeszcze raz rozmawiać, jeszcze próbować ratować małżeństwo, próbować zaoszczędzić wychowywania sie w rozbitej rodzinie mojemu kochanemu syneczkowi. Dziś wiem, że to był mój błąd. Już nie wierzę w uratowanie naszego małżeństwa. Mój mąż mówi co prawda, że chce być ze mną, że chce wychowywać syna, ale tylko mówi. Nie okazał choćby najmniejszej skruchy, nie żałuje tego co zrobił, nadal nie chce ze mną na ten temat rozmawiać. Proponowałam żebyśmy poszli do psychologa lub poradni rodzinnej, ale nic z tego mówi, że z nikim na ten temat nie będzie rozmawiał i nikt nie bedzie go pouczał. Telefon nadal jest strzeżony. Pracę ma w terenie. Ja nie jestem w stanie uwierzyć w zadne jego słowo, zbyt długo mnie oszukiwał i to mnie najbardziej boli. Wiem, że nikt poza Panem Bogiem nie jest w stanie mi pomóc. Nie umiem już żyć.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.