Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  RSSRSS  BłogosławieństwaBłogosławieństwa  RekolekcjeRekolekcje  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  12 kroków12 kroków  StowarzyszenieStowarzyszenie  KronikaKronika
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  NagraniaNagrania  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki

Poprzedni temat «» Następny temat
koniec bajki czyli kryzys jako początek
Autor Wiadomość
Aga8
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-22, 00:05   

Norbert1 napisał/a:
po to jest kryzys...by
ODKRYĆ PRAWDE


Dziekuję Wam wszystkim za te dyskusję. Dala mi ona do myslenia. Zwłaszcza post Norberta1 uswiadomil mi że jestem w moim kryzysie gdzieś między trwaniem w walce i zaprzeczeniu ,a postawa neoficką. nie potrafie wciąż zrozumiec mojego udziału w kryzysie. Zarzuty męza wydaja sie absurdalne, krzywdzące , a ja uzywam oręża wiary jako sposobu na wykazanie mu że popełnia błąd. Napominam go wykazując swoja wyższość moralną. Widze w tym pułapkę, wiem że muszę mu "pozwolić odejść" . Nie chcę powrotu "starego" bo juz wiem że wiele spraw było dalekich od ideału. Nie umiem jednak wyzbyć się poczucia krzywdy. Nie rozumiem dlaczego mąż uznał że nie ma sensu probowac walczyc o nasze małżeństwo. Jewstem na niego wściekła za oddawanie tego zwiazku walkowerem, za nieuwzglednianie jak to wplynie na nasze dzieci, rodzicow, mnie.
Widze ze bardzo daleka droga przede mną . . .

[ Dodano: 2011-12-22, 00:28 ]
lustro napisał/a:

nie ma drogi powrotu poki nie ma obustronnego zrozumienia
i zadna regolka ani formulka nic tu nie zalatwi
ani groxby, ani prosby, ani placz ani krzyk...poki nie chcesz uslyszec co mowie ( nie ja mowie, a co mowi wspolmalzonek, ktory mial zwyczajnie po liudzku dosc)



Zastanawiam sie czy slysze co moj maz do mnie mowi.
A co więcej czy jestem w stanie zrozumieć i przyjąc to co mówi.
Co zrobić gdy jego zarzuty w mojej ocenie uragają jakiemukolwiek rozsądkowi, wydaja się często wyssane z palca by tylko uzasadnic obecne postepowanie.

Z drugiej strony wiem że to co mowi wynika z jego subiektywnych, wewnetrzynych przemysleń. Skoro był nieszcześliwy to musiala byc tego przyczyna, nawet jesli jej wciac nie dostrzegam i wydaje mi sie absurdalna to nie znaczy ze jej nie bylo i ze nie była przynajmniej czesciowo moja winą.
Byłam slepa skoro wielu rzeczy nie widzialam i chyba wciaz jestem skoro tyle we mnie zaprzeczenia.
Czy oznacza to że powinnam "przyjąc na klatę' wszystko co mówi maż?
Jak pogodzic sie z jego pelnym przekonania stwierdzeniem ze powinien mnie byl zostawić 8 lat temu gdy byłam w ciąży, skoro mam w pamięci wile szcześliwych chwil w ciagu tych 8 lat.
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-22, 01:32   

Aga8 napisał/a:
Nie umiem jednak wyzbyć się poczucia krzywdy.


Witaj,
mnie osobiście pomogło z tym odczuciem zawalczyć podjęcie decyzji o przebaczeniu. Ot tak bezwarunkowo przebaczyć mężowi i sobie nasze wzajemne " grzechy " wobec siebie na wzajem. Od tego momentu to poczucie skrzywdzenia wynikłego z sytuacji zdrady zaczęło klęsnąć.
"Ojciec Święty wyraźnie podkreślał, że przebaczenie nie jest słabością i nie oznacza rezygnacji z prawdy i sprawiedliwości. Żeby przebaczyć, Jan Paweł II wiedział o tym doskonale, trzeba mieć dużo odwagi."
cyt. http://religia.tv/index.p...acjanews&id=539
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-22, 01:58   

Ciekawa dyskusja sie wywiązała.....i dobrze....mysle,że nie jednemu da do myslenia.

Wracając jednak do swojego postu....
Lustro.....źle Cię zrozumiałam,w zwiazku z czym źle się wyraziłam.

Zgadzam sie,że nie zawsze jest tak jak się komu wydaje.
Nie neguję niczego co napisałaś.

Często nie chcemy słuchać,a jesli nawet słuchamy to i tak niewiele słyszymy....jesteśmy głusi na zarzuty, zwłaszcza jesli wiązać by się miały z naszą zmianą.
Jesli zmiany,naprawa to i owszem,ale....partnera,a po latach zdziwko,bo współmałżonek nie wytrzymał.
Masz rację,tak sie dzieje.

Chciałam jedynie zaznaczyć,że bywa równiez inaczej.
Małzonek nie mówi,nie komunikuje...jest mu żle,ale zamyka się w sobie. Pytany nie odpowiada,bądz zbywa....nic się nie dzieje.Szlag Cię trafia,bo widzisz,czujesz,że coś jest nie tak, małżeństwo szwankuje.
Żle Tobie,ale wiesz,że i jemu żle.
Nierozumiesz,niewiesz....szukasz pomocy u psychologów.

Tak jak i Ty opierasz się na swoich doświadczeniach, opieram się i ja.
Przyznaje....na pewne kwestie mogę być wyczulona,ale czy i Ty nie jestes?
Chyba normalne.

moze faktycznie wspolmalzonek nigdy nic Wam nie mowil wczesniej ... moze
ale...lena, mare1966...moj maz ponad rok temu tez tak mowil, jak Wy
nic nie widzialem, nic nie slyszalem, nikt mi nic nie powiedzial...totalny szok i zaskoczenie
i byc moze, gdyby znalazl sie tu maz Agi, leny, zona mare1966...i wiele innych...to tak jak ja wtedy - krzyczeli by NIEPRAWDA !!! NIEPRAWDA!!! NIEPRAWDA!!!
długo trwalo nim dostrzegł to czego nie chcial widziec...tez uwazal, ze kazalam mu zgadywac


Mój mąż tu jest...był.
Zamknął się w sobie, otoczył murem na dobrych parę lat.
.....i tylko o to mi chodziło.....bywa,że nie mówią.

dlatego pisze to co pisze - moze jednak dobrze popatrzec na siebie oczami drugiej strony?
moze z pokorą, na progu, przyjac podzial win 50/50...i uslyszec glos tej drugiej strony...?
zeby cos zmienic, trzeba wiedziec co zmienic...wiec chyba trzeba jednak uslyszec tą drugą strone


Podpisuję się dwiema łapkami,poza jednym.....podziałem 50/50....bywa,ale niekoniecznie.
Moje zdanie niezmienne.....za kryzys odpowiedzialne są obie strony(w róznym stopniu) za zdradę sam zdradzający.
Chciał,czy nie chciał,wybrał i sam dokonał.

mozna zalozyc, ze wykruszyl sie ten slabszy, mniej wart, bez zasad i wartosci ... a pozostalo na placu boju jego przeciwienstwo

W moim mniemaniu słabszy...i tylko tyle.

Lustro....jak dla mnie,jestes jedną z niezbędnych na tym forum,właśnie z racji tej drugiej strony.
Wiele wnosisz,dajesz do myślenia....i absolutnie nic do Ciebie nie mam.


Aga....

Z drugiej strony wiem że to co mowi wynika z jego subiektywnych, wewnetrzynych przemysleń. Skoro był nieszcześliwy to musiala byc tego przyczyna, nawet jesli jej wciac nie dostrzegam i wydaje mi sie absurdalna to nie znaczy ze jej nie bylo i ze nie była przynajmniej czesciowo moja winą.

Nie sądzę,zby ktokolwiek zdradzał,czy odchodził bez przyczyny.
Przyczyna,powód zawsze jest....jakiś?!
Rozumiesz,a to w procesie naprawy/zmiany/wybaczenia najwazniejsze.
 
     
lustro
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-22, 21:56   

lena... nie mialam nigdy wrazenia, ze jestes przeciw mnie :)
a polemika...no coz...czasem tak wychodzi

tak szybko na jednej nodze - bo w przerwie miedzy porzadkami itp...

wiem, ze to pewnie nie jest nigdy tak 50/50 - podzial win
ale na poczatku tak bym przyjela...

bo osoba czujaca sie skrzywdzona zawsze uwaza, ze jest 80/20 na jej korzysc...
a na ogol na poczatku obie strony czuja sie skrzywdzone...i jak beda sie upierac przy swoim nigdy do niczego nie dojdą...
poza tym - tak naprawdde nigdy, poki sie nie wyslucha racji obu stro, nie wiadomo jaki jest podzial win ( gupie - podzial win - brzmi dziwnie, ale niech sobie bedzie..)
moze sie okazac, ze skrzydzony byl, a czasem nadal jest krzywdzicielem...i proporcje sa zupelnie inne...

wiec tak na dobry poczatek - 50/50
na poczatek konstruktywnej rozmowy

PS - przepraszam za bledy...pisanie w biegu
 
     
lena
[Usunięty]

Wysłany: 2011-12-23, 10:27   

...i znowu masz racje :-) , bo przeciez nie o podział win tu chodzi.
Polemizować...kto co i ile?....można do końca życia.
Najważniejsze to wyciągnąć wnioski,przyjąć odpowiedzialność i naprawiać.
 
     
Aga8
[Usunięty]

Wysłany: 2012-01-16, 23:35   

Mój maż postanowił szybko i sprawnie uregulowac swoje sprawy. Oznajmił mi dzis że wysłał pozew separacyjny. Przeciez to formalność, i tak od roku nie mieszkamy razem, choc jeszcze 2 miesiące temu budowaliśmy razem dom w ktorym mieliśmy ponownie razem zamieszkać. 5 miesięcy temu mowił że zrozumiał i poczuł siłe sakramentalnego zwiazku. Dziś chce jak najszybciej miec na piśmie ze jestesmy w separacji mimo ze mamy juz rozdzielnosc majatkową więc zyskuje chyba tylko efekt psychologiczny dla kandydatek na nową kobietę jego zycia.

Jaki był dzis miły i ugodowy. Chce bym dokończyla budowę naszego domu i tam zamieszkala z dziećmi. Proponuje korzystne rozwiązania finansowe, a potem ..BUM .. informacja o pozwie.
Przeciez nie powinnam sie dziwic ani robić zadnych trudności. Wiedział że na rozwód nie wyrazilabym zgody, a przy separacji jej nie potrzebuje. Wszystko krzyczy we mnie z żalu, bólu, wsciekłosci ,tęsknoty.
Mogę odpowiedzieć na pozew wnioskujac o uznanie jego winy.
Nie dał nam szansy, Nie mówił, ukrywał co go boli i trapi. Zamiast powiedzieć, udawał, szukal winy w sobie, uważal że udając ze jest OK spelnia moje oczekiwania. Miał zal i pretensje że sie nie domysliłam, ale pytany wprost czy coś nie jest w porządku zbywał.

Jeżdzi na wakacje ze swoją koleżanką/ wspolniczką z ktora podobno nic go nie łączy poza przyjaźnią. Ona go rozumie bez słów. Powiedział dzis że gdyby zdecydował się jednak zostac ze mną skonczyloby się to jego samobójstwem.
Jak mozna komuś cos takiego poiedzieć? Jak bardzo musiał byc nieszczęśliwy by woleć śmierć niż małżenstwo? Teraz mnie sie nie chce żyć. Wydaje mi się ze gdyby mnie Pan Bog przywolał do siebie choćby dziś przyjełabym to z ulgą.
Wolność jest przed milością i nie ma milosci bez wolności.
Czyli trzeba dać wolnośc obobie która kochamy. Jeśli kocha to wroci , Jesli nie wroci to nigdy nie kochała. Ale właśnie najbardziej boli myśl ze skoro wygląda na to ze może nigby nie wrocić to pewnie nigny nie kochala. A wtedy całe moje życie, wszystkie wspomnienia ktore mnie codziennie dręczą są wilkim klamstwem. Jak cale moję życie które w znacznej mierze wydawało sie szczęsliwe moglo być tylko moja mkonfabulacją?

[ Dodano: 2012-01-17, 01:28 ]
Powinnam spróbowac uslyszec jego "wersję" dostrzec swoj wklad w kryzys, udarzyć sie w piersi i sprobowac zmienić zaczynając od siebie.
Niby to wiem.
Ale czasem to co slysze od niego wydaje się tak absurdalne. Staram sie jednak nnie odrzycac tego co slysze. Staram się milczec i rozwazyć ile może byc racji w jego zarzutach.
Powiedzial niedawno że nie da soba pomiatać tak jak było to do tej pory.
Ii to jest jedna z tych rzeczy których nie rozumiem. Nie przypominam sobie żebym się kiedykolwiek odnosiła bez szacunku do mojego męza, krytykowala go publicznie, uzywala jakichkolwiek obrazliwych określeń.
Kiedy to uslyszałam z jego ust naprawde mnie zatkało. To on sam często powtarzał że patrzylam na niego przez rozowe okulary. być może żyłam bardziej z wyobrażeniem mojego męża niz z nim samym, ale żadna miara nie moge zrozumieć w jaki sposob nim pomiatalam. Co ciekawe wogole nie jestem typem rządzącej się i dominujacej kobiety.
Pomyślalam po chwili że on chyba sam sobą pomiatał podejmując szereg decyzji wbrew sobie. Robiąc rzeczy na ktore nie mial ochoty, bo mu sie wydawało że tak nalezy (zamieszkanie obok moich rodziców, wspolpraca biznesowa jego z moim ojcem). W końcu miarka sie przebrała a pretensje wylal na mnie , bo przeciez robił to przeze mnie i dla mnie a czuł się z tym zle.
Ale tak naprawde u żródla tego kryzysu leży coś zupelnie innego. Przynajmnie tak to teraz widzę. Moj maż nie przeżył żałoby po naszej pierwszej córce. Wiedzieliśmy ze będzie z nami krotko, była 10 dni. W czasie ciaży duzo o niej rozmawialiśmy, po porodzie gdy miała badania i operacje mąż był z nią , a ja musiałam leżeć. Lekarze radzili mu by ograniczał moj kontakt z córeczką. On ja pokochał, opiekowal sie nią na ile wtedy mogł. Ja nie zdążylam. Kiedy zmarla ja się z tym dość szybko uporałam. Cierpiałam, ale czułam wsparcie w moim mężu. Uznalam że Bog tak chciał, że tak miało być i co tu kryć myślę że towarzyszyła nam a może jednak tylko mnie jakas ulga że naszego dziecka nie czeka zycie pełne cierpienia. Chciałam zyc dalej , za jakis czas sprobowac ponownie, zapelnic pustke kolejnymi dziecmi. Może okazałam sie nieczuła. On nie poradził sobie wtedy z Jej smiercią. Gral twardziela, zyl dalej ale "zgasła mu iskierka". W jego swiadomosci małżenstwo pęklo, ale nic nie powiedział. Mial żal że ja tego nie widziałam. Pomyslal że gdybym go kochała to zadałabym sobie pytanie o jego uczucia. Przeciez stracił corkę. Świat powinien stanąc w miejscu a on jak gdyby nigdy nic trwał i życie toczylo sie wokól nas. Oczekiwał wtedy że dostrzegę jego cierpienie, ze mu jakos pomogę a został z poczuciem porzucenia tak jakby nikt nie dostrzegal jaką strate On poniósl. To byla także moja coreczka, także moja strata i zaloba ale przezyliśmy ja zupełnie inaczej.
I co ja mam teraz zrobić ze swiadomością że kompletnie nieswiadomie przyczyniłam się do powstania tej rysy na naszym malzenstwie. Tamten czas zakielkowal w moim mezu przekonaniem że jestem egoistką, nie dbam o jego uczucia, nie buduję poczucia jego wartości. Teraz mi mowi że nie wiąże juz ze mną żadnych planów, że powinnam się nad sobą zastanowić. A on planuje teraz sztukac kobiety dla ktorej będzie mu sie chcialo starać i mowi o tym wprost nie zadając sobie pytania co w ten sposob robi z moim poczuciem wartości i moimi uczuciami, bo to przeciez ja jestem egoistką.

[ Dodano: 2012-02-29, 01:20 ]
Proszę Was gorąco o modlitwę dziś o 12:00. Mam w tym czasie rozprawę separacyjną. paraliżuje mnie sama myśl o niej. O tym ze będę stala naprzeciwko męża ktorego kocham, a ktory tak desperacko i za wszelka cene chce sie ode mnie uwolnić.
Nie będę mu robila żadnych przeszkod. Większość kwestii praktycznych uzgodniliśmy przed rozprawą. Serce we mnie zamiera. Boję sie że wpadne na sali rozpraw w nieopanowalne spazmy. Nie jestem w stanie przewidzieć swojej reakcji.

Pojednałam sie wczoraj z Bogiem, uczestniczylam w Eucharystii i chyba tylko dlatego czuję ze moze dam jakos radę przez to przejść.

Proszę módlcie sie za nas.
 
     
radka
[Usunięty]

Wysłany: 2012-05-25, 21:10   niezwykłe...

Czytam Agnieszko Twoją historię i robię wielkie oczy. Moja wygląda podobnie. Idealne, sielankowe małżeństwo. Mąż po teologii. Oboje bardzo wierzący. Dzieci. I nagle koniec. "Nie mamy o czym rozmawiać" "Zniszczyłaś mnie" "chcę popełnić samobójstwo" "Jesteś egoistką" "Skoro niczego nie zauważyłaś, to tylko o tobie źle świadczy" Koleżanka w pracy, która jako jedyna lubi go bezinteresownie. Nienawiść. Gniew. Odejście od Pana Boga. "Wolę iść do piekła niż być dla ciebie dobry" Wszystkiemu jestem winna ja. Mój mąż nie chciał ze mną rozmawiać. Zamknął się w sobie. Wszytko co usłyszałam było sprowokowane prośbami, płaczem, długimi monologami i zostało mi wykrzyczane w twarz. Miałam wrażenie, że jestem w jakiejś ukrytej kamerze. Absurd. Żyłam w szczęśliwym małżeństwie, jak księżniczka, wspierana przez ukochanego, cudownego męża i nagle go nie poznaję. Żadnych sygnałów, że coś było nie tak, żadnych uwag, rozmów... "Nie pamiętam ani jednej chwili, gdy byłem z tobą szczęśliwi" "Żałuję, że się z tobą ożeniłem"

Piszesz tak, jak bym słyszała siebie. Twój mąż mówił Ci to, co mój. Niezwykłe.

Różni nas to, że mój mąż kazał mi zająć się sobą. Dać mu spokój. Zadeklarowal, że nigdy nie będzie ze mną rozmawiał, nie pokocha, nie pomoże. Mam żyć w jednym końcu mieszkania, a on w drugim. Nie zostawi dzieci, gdyby nie one już by się zabił.
I tak mój mąż traktuje mnie jak powietrze. Nie odzywa się do mnie. Na moje pytania (staram się je ograniczać, by nie miał pretekstu by mnie zranić) odpowiada tak lub nie. Lub wcale, wymijajac mnie w przedpokoju jakbym nie istniała. Sam podejmuje decyzje zwiazane z jego opieką nad dziećmi, nie informuje mnie o niczym. Nie mogę brać udziału w wyjściach jego i dzieci. Żadnych wakacji, obiadów, nic.

Już nie płaczę. No czasami mi się zdarza :) Już nie walczę. Już nie inicjuję rozmów. Zaliczyłam psychologa, psychiatrę, egzorcystę, księdza...

Mój mąż bardzo mnie rani. Chciałam separacji, ale się boję. Mamy dzieci i chcę dla nich jak najlepiej. Raz lepsza jest separacja, raz trwanie w moim piekle.

Zazdroszczę Ci spokoju w domu :)
Jesteś mi bardzo bliska, dzięki swojej historii.

Dziękuję Bogu za nasz kryzys, bo podnobnie jak Wy mieliśmy dobre samopoczucie myśląc, że jesteśy blisko Boga, a było inaczej.
Ciekawe czy dobrze zakończą się nasze historie.
Ściskam Cię serdecznie.

I jeszcze jedno. Cieszę się jak nigdy moimi dziećmi. Stałam się lepszą mamą, szczęśliwszym człowiekiem, bo cieszą mnie drobiazgi, doceniam je. Rano uśmiecham się do Boga, bo piękny dzień, bo jesteśmy zdrowi, bo synek ładuje się ze stażą pożarną do mojego łózka i mówi kocham cię mamo. Nie czuję zmęczenia. Przylgnęłam do moich przyjaciół i zobaczyłam jak dużo jest wokół mnie wartościowych, dobrych ludzi, którzy mnie lubią. Przylgnęłam do Pana Boga. Uczę się miłości z Listu do Koryntian. I mam dziką satysfakcję, kiedy mi się udaje i kiedy nie daję się sprowokować mojemu mężowi, a gdy mnie rani natychmiast moje cierpienie oddaję w jego intencji. Taka jestem sprytna!

Aga! Proszę Cię, nie daj się! Wykorzystaj to trudne doświadczenie. Proś Boga, On Ci wszystko da, bo Cię kocha.
Jesteś cudowną dziewczyną i masz dla kogo żyć! Czyż pomimo wszystko nie jesteś szczęściarą? ODWAGI!

Ostatnio śpiewam "Tak mnie skrusz, tak mnie złam, tak mnie wypal Jezu, byś został tylko Ty, byś został tylko Ty...
 
     
Aga8
[Usunięty]

Wysłany: 2012-05-26, 00:04   Re: niezwykłe...

radka napisał/a:
Twój mąż mówił Ci to, co mój. Niezwykłe.


Czasem wydaje mi sie że nasi męzowie mowiąc nam te wszystkie okropności, wyrzucając z siebie tony zarzutow pod naszym adresem probuja za wszelka cenę udowodnic sobie ze podjeli dobra decyzję, jakby chcieli zakrzyczec wlasne sumienia. Musza sobie dostarczyc argumentów zeby moc potem spojrzec w lustro. Skoro brak realnych argumentow, trzeba je sobie wyprodukować. W moim przypadku okazało się że mozna wyciagnać niemal wszystko z naszej przeszłości , przemnozyc przez 10 i dodac do listy potwierdzającej zasadność rozstania.
ks. Pawlukiewicz powiedział kiedys ze nie ma takiego szelmostwa ktorego mezczyzna nie będzie potrafil sobie uargumentować.

Wydaje mi sie że nalezy z dystansem słuchac tego co mowią do nas męzowie.
Częśc ich komunikatu moze być cenna bo moze nam uświadomic co ich bolało i czego w malżenstwie było brak , ale znaczna część tego co mowią to jak kąsanie na oslep przez ranne dzikie zwierze.
Gryzie , bo sam tak naprawde cierpi, probuje oszukac wlasne sumienie, a ono nie daje spokoju. Nawet jesli twierdzi jak to jest przekonany o słusznosci rozbicia rodziny i jak mu z tym dobrze, to ja tego nie kupuje. Moj mąz zdaje się manifestowac to przekonanie i fakt ze w jego zyciu otworzył sie nowy rozdzial, a ja jestem przeszloscią , ale na szczęsliwego lub choćby zadowolonego nie wygląda.

Kryzysy są po coś.
Moim kryzysem Pan Bog sie o mnie upomniał.
Zmusił mnie do postawienia sobie fundamentalnych pytań.
Dopiero teraz zaczynam rozumiec czym jest milość. Wiem że daleka droga przede mna, ze zmiany w moim zyciu sa długotrwalym procesem, że wielu rzeczy jeszcze nie rozumiem ale wiem że kierunkiem jest Bóg, że tylko w nim nasza siła, że bez niego nic nie mozemy.
dlatego mimo że wciąż zdarza mi się plakac po nocach i użalać nad sobą i nad tym co dotkneło moją rodzinę to w tle czuje przedziwna radość. Wiem ze nie jestem sama, że mam sie do kogo zwrócić i komu zawierzyć.

Uznaję swoja bezsilność i powtarzam "dziej sie wola Twoja" .
Nigdy nie przypuszczalam ,ze utrata kontroli nad wlasnym zyciem moze być zrodlem takiego spokoju.

Bardzo mi pomogly wiosenne rekolekcje sycharowskie w Laskowicach Pomorskich.
Następne będą jesienią. Może się spotkamy.

Mowię "pomogly" ,a tak naprawdę to dopiero początek zmian. Zapisałam się na 12 krokow , odmawiam nowenne o nawrócenie męza , słucham kazań i konferencji ks Pawlukiewicza i staram sie trwać ucząc sie milosci o krórej pisal św Paweł w 1Kor13
 
     
Norbert1
[Usunięty]

Wysłany: 2012-05-26, 07:48   

Aga8 napisał/a:
ks. Pawlukiewicz powiedział kiedys ze nie ma takiego szelmostwa ktorego mezczyzna nie będzie potrafil sobie uargumentować.

Ceniąc słowa ks.Pawlukiewicza...dokładam poprawke....

kobiety matka natura nie obdarzyła zgorzej.... :mrgreen: :mrgreen:
i nie idzie tu o estetyke zewnętrzna....
jeno wewnętrzna

baaaa nawet to niezadowolenie "z"......
podawane to jest wykwintniej i z gracja...
ano...
zgoła inaczej jak w prymitywnej wersji meskiej :-P :-P
taka wersja przemyslana..jak mówia od podszewki............

ale czy to facet..czy kobieta
-bez róznicy....

jak zamysł powstaje..to powstaje...
a jak argumentowac jak brak dowodów ???

prosto....
kiedys w komunie mówiono:

dajcie mi człowieka-a paragrafy na niego to juz znajdziemy

Aga8 napisał/a:
Kryzysy są po coś.

kryzysy sa głownie po to by je rozwiązywac...a nie uciekac przed nimi

choc forma ucieczki jest najłatwiejsza forma(mozliwa)....
a człek uwielbia chodzic na łatwizny..... ;-) ;-)

natomiast bardziej wytrwali wybieraja inaczej

chocby
Aga8 napisał/a:
Zapisałam się na 12 krokow

gratuluje i pozdrawiam
 
     
MonikaMaria3
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-21, 10:19   

Bardzo współczuję Ci Agnieszko. Sama jestem w kryzysie i wiem, jak trudno pozbierac się. Ale wydaje mi się, że na siłę go do niczego nie zmusisz. On po prostu zakochał się. I jest w amoku... Chocbym widziała swojego męża, ale u nas było o tyle lepiej, że z tego, co wiem, tamta koleżanka miała jakieś wartosci. Między nimi doszło do pocałunku i nic więcj. Ale ona odsunęła go. Kazała mu ratowac małżeństwo, nazwała głupim, próżnym i upartym. Powiedziała, że bardzo tego żałuje, co się stało, że nie dopusci do takiej sytuacji, nie kocha go i nigdy nie pokocha. Bo uswiadomił jej, że zaczęła swojego męża doceniac. A mój mąż zauroczył się. Teraz staramy się to naprawic. Choc jest ciężko wrócic do uczuc z początku naszego związku. Ale jedyne, co na niego działało, to kazanie mu odejśc. Spakowałam go i wywaliłam z domu. Przestałam do niego pisac, dzwonic, nie zaczynałam rozmowy póki on nie zacząl. I przygotowywałam się do złożenia pozwu o separację. Co prawda tego samego dnia wrócił do domu, ale nietraktowałam go dobrze. Nie biegałam za nim, choc miałam momenty załamania i zaczynalam o niego dbac. A potem zaczęłam się modlic. Modlitwa pomogła mi.
Dopóki tamta nie odsunie go od siebie, on dalej będzie głupi. I doskonale wie, że robi źle. Ale zagłusza sumienie zwalając winę na ciebie. Gdzieś czytałam, że aby pokazac komuś, że się go kocha, trzeba go ukarac. I było to pismo religijne. Twój mąz jest egoistą. I do tego fanatycznym. Takie jest moje zdanie. Nie szukaj winy w sobie, napraw błędy, ale nie obwiniaj się. On jest wyrachowany. On zgubił Boga i nie odnajdzie Go. I dopóki się nie obudzi sam, albo tamta go w tyłek nie kopnie... A to już niedługo, wierz mi, Ty nie zrobisz nic. Możesz się tylko modlic, a to bardzo dużo. jak poszła sprawa separacyjna? Wierzę, że Wam się uda... Ale sama musisz się zastanowic, czy warto. Takie jest moje zdanie.
 
     
Suchy64
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-21, 13:35   Re: niezwykłe...

Aga8 napisał/a:
Czasem wydaje mi sie że nasi męzowie mowiąc nam te wszystkie okropności, wyrzucając z siebie tony zarzutow pod naszym adresem probuja za wszelka cenę udowodnic sobie ze podjeli dobra decyzję, jakby chcieli zakrzyczec wlasne sumienia. Musza sobie dostarczyc argumentów zeby moc potem spojrzec w lustro. Skoro brak realnych argumentow, trzeba je sobie wyprodukować. W moim przypadku okazało się że mozna wyciagnać niemal wszystko z naszej przeszłości , przemnozyc przez 10 i dodac do listy potwierdzającej zasadność rozstania.
ks. Pawlukiewicz powiedział kiedys ze nie ma takiego szelmostwa ktorego mezczyzna nie będzie potrafil sobie uargumentować. ...

Czasem wydaje mi się że nasze żony mówiąc nam (albo tylko temu drugiemu) te wszystkie okropności, wyrzucając z siebie tony zarzutow pod naszym adresem próbuja za wszelka cenę udowodnic sobie ze podjęły dobrą decyzję, jakby chciały zakrzyczec wlasne sumienia. Musza sobie dostarczyc argumentów zeby moc potem spojrzec w lustro. Skoro brak realnych argumentow, trzeba je sobie wyprodukować. W moim przypadku okazało się że mozna wyciagnać niemal wszystko z naszej przeszłości , przemnozyc przez 10 i dodac do listy potwierdzającej zasadność rozstania.
A ja powiem, że nie ma takiego szelmostwa którego kobieta nie będzie w stanie sobie uargumentować. ...

To nie działa jedynie w jedną stronę. :mrgreen:

Celny tekst. Tylko dlaczego skoro wiemy, że to wszystko możemy spokojnie podzielić przez 10 to dalej tak niszczy nasze poczucie własnej wartości?
 
     
mada27
[Usunięty]

Wysłany: 2012-06-21, 15:04   

Suchy64 napisał/a:
dalej tak niszczy nasze poczucie własnej wartości?


bo to nie jest prawdziwe poczucie wartości tylko jego namiastka

rzecz zewnętrzna nie jest w stanie zniszczyć prawdziwej godności Dziecka Bożego

taką godność ma kazy człowiek
potocznie nazywana jest poczucciem wartości w psychologii

jednak nie każdy ma z nią kontakt

jeżeli rzeczywiście "się odgruzujemy" i dotrzemy do naszego wnętrza, serca i dostrzeżemy tą naszą prawdziwą wartość to nic ale to nic, żadne mężowskie pogadanki ani nic gorszego nie będą w stanie jej zniszczyć

a jak mieć dostęp do tego miejsca do naszej godności?
a to już droga rozwoju duchowego
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group












Stanowisko Episkopatu Polski:

"Metoda in vitro jest niezgodna z prawem Bożym
i naturą człowieka..." – więcej na stronie >>>






To naprawdę bardzo ważna ankieta zwolenników in vitro - włącz się!
Możesz w niej wyrazić swój sprzeciw głosując przeciw petycji...











"Pan naprawdę Zmartwychwstał! Alleluja!

„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6)
"To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b)
"Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)



To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!








Jan Paweł II:

Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.





Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy


W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.

UZASADNIENIE

Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.

Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).

Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.

Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.

Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.

Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.

Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.

Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.



List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny

Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>



Wszechświat na miarę człowieka

Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)



Musicie zawsze powstawać!

Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".

To zbyt trudne?
A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym.
Miłość się staje
Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.

Nie jest umeblowana mieszkaniem,
ale domem do zbudowania i utrzymania,
a często do remontu.
Nie jest triumfalnym "TAK",
ale jest mnóstwem "tak",
które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".

Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

Michel Quoist



Rozważania o wierze/Dynamizm wiary/Zwycięstwo przez wiarę

Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.

Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.

Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.

ks. Tadeusz Dajczer "Rozważania o wierze"


Małżeństwo nierozerwalne?!... - wierność mimo wszystko

„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...

„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".

Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.

Maria

Forum Pomocy "Świadectwa"


Slowo.pl - Małżeństwo o jakim marzymy. Jednym z elementów budowania silnej relacji małżeńskiej jest atrakcyjność współmałżonków dla siebie nawzajem. Może nie brzmi to zbyt duchowo, ale jest to biblijna zasada. Osobą, dla której mam być atrakcyjną kobietą, jest przede wszystkim mój mąż. W wielu związkach dbałość o wzajemną atrakcyjność stopniowo zanika wraz ze stażem małżeńskim, a często zaraz po ślubie. Dbamy o siebie w okresie narzeczeństwa, żeby zdobyć wybraną osobę, lecz gdy małżeństwo staje się faktem, przestajemy zwracać uwagę na swój wygląd. Na przykład żona dba o siebie tylko wtedy, kiedy wychodzi do pracy lub na spotkanie ze znajomymi. Natomiast w domu wita powracającego męża w poplamionym fartuchu, komunikując mu w ten sposób: "Jesteś dla mnie mniej ważny niż mój szef i koledzy w pracy. Dla ciebie nie muszę się już starać". Tego typu postawy szybko zauważają małe dzieci. Pamiętam, jak pewnego dnia ubrałam się w domu bardziej elegancko niż zwykle, a moje dzieci natychmiast zapytały: "Mamusiu, czy będą u nas dzisiaj goście?". Taką sytuację można wykorzystać, by powiedzieć im: "Dbam o siebie dla was, bo to wy jesteście dla mnie najważniejszymi osobami, dla których chcę być atrakcyjną osobą". Nie oznacza to wcale potrzeby kupowania najdroższych ubrań czy kosmetyków. Dbałość o wygląd jest sposobem wyrażenia współmałżonkowi, jak ważną jest dla nas osobą: "To Bóg mi ciebie darował. Poprzez troskę o higienę i wygląd chcę ci wyrazić, jak bardzo mocno cię kocham". Ta zasada dotyczy zarówno kobiet jak i mężczyzn.



"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23)
"Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)


Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)


Modlitwa o odrodzenie małżeństwa

Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:

- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.

Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..

Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!


Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego

Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:

1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.


Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi

Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.

św. Ludwik de Montfort

Pełnia modlitwy



We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 1We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane... (Hbr 13,4a) - konferencja dr Mieczysława Guzewicza (www.mojemalzenstwo.pl), małżonka, ojca trojga dzieci, doktora teologii biblijnej, członka Rady Episkopatu Polski ds. Rodziny - Górka Klasztorna 2007.04.20-22 - część 2Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr PawlukiewiczKapitanie, dokąd płyniecie? - ks. Piotr PawlukiewiczJakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? - ks. Piotr PawlukiewiczOdpowiedzialność za miłość - dr Wanda Półtawska - psychiatra Bitwa toczy się o nasze serca - ks. Piotr PawlukiewiczKto się Mnie dotknął? - ks. Piotr Pawlukiewicz Miłość jest trudna - ks. Piotr Pawlukiewicz
Przebaczenie i cierpienie w małżeństwie - dr M. Guzewicz, teolog-biblistaZ każdej trudnej sytuacji jest dobre wyjście - ks. Piotr PawlukiewiczMłodzież - ks. Piotr PawlukiewiczSex, poezja czy rzemiosloWalentynki - ks. Piotr Pawlukiewicz Mężczyźni - ks. Piotr PawlukiewiczFałszywe miłosierdzie - ks. Piotr PawlukiewiczSakrament małżeństwa a dobro dziecka - ks. Piotr Pawlukiewicz
Ja ... biorę Ciebie ... za żonę/męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci.
Przeciąć pępowinę, aby żyć w prawdzie i zgodnie z wolą Bożą | Tylko dla Panów | Mężczyźni i kobiety różnią się | Tylko dla Pań
Mąż marnotrawny | Miłość i odpowiedzialność | Miłość potrzebuje stanowczości | Umierać dla miłości
Trudne małżeństwo | Czy wolno katolikowi zgodzić się na rozwód?
Korespondencja Agnieszki z prof. o. Jackiem Salijem
W 2002 roku Jan Paweł II potępiając w ostrych słowach rozwody powiedział, że adwokaci jako ludzie wolnego zawodu, muszą
zawsze odmawiać użycia swoich umiejętności zawodowych do sprzecznego ze sprawiedliwością celu, jakim jest rozwód.
KAI
Ks. dr Marek Dziewiecki - Miłość nigdy nie pomaga w złym. Właśnie dlatego doradca katolicki w żadnej sytuacji nie proponuje krzywdzonemu małżonkowi rozwodu, gdyż nie wolno nikomu proponować łamania przysięgi złożonej wobec Boga i człowieka.
Godność i moc sakramentu małżeństwa chrześcijańskiego | Ks. biskup Zbigniew Kiernikowski "Nawet gdy drugiemu nie zależy"

Bitwa toczy się o nasze serce - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kto powinien rządzić w małżeństwie? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Kiedy rodzi się dziecko, mąż idzie na bok - ks. Piotr Pawlukiewicz


Do kobiety trzeba iść już z siłą ducha nie po to, by tę siłę zyskać - ks. Piotr Pawlukiewicz


Czy kochasz swojego męża tak, aby dać z siebie wszystko i go uratować? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Jakie są nasze rzeczywiste wielkie pragnienia? Czy takie jak Bartymeusza? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Miłość jest trudna: Kryzys nigdy nie jest końcem - "Katechizm Poręczny" ks. Piotra Pawlukiewicza


Ze względu na "dobro dziecka" małżonkowie sakramentalni mają żyć osobno? - ks. Piotr Pawlukiewicz


Cierpienie i przebaczenie w małżeństwie - konferencja dr Mieczysława Guzewicza, teologa-biblisty


Co to znaczy "moja była żona"? - dr Wanda Półtawska - psychiatra, członek Papieskiej Rady ds. Rodziny


"We czci niech będzie małżeństwo pod każdym względem i łoże nieskalane" (Hbr 13,4a) - dr M. Guzewicz


Nic nie usprawiedliwia rozwodu, gdyż od 1999 r. obowiązuje w Polsce ustawa o separacji :: Każdy rozwód jest wyjątkowy



Żyć mocniej




Książki warte Twojego czasu ---> książki gratis w zakładce *biuletyn*
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8