Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Wysłany: 2011-10-16, 23:00 Jeszcze większy ból po rozwodzie
Witam.
Niestety uległam, nie wytrzymałam presji, poddałam się. 12 lat małżeństwa w lipcu zakończyło się rozwodem.
I niestety nie potrafię z tym żyć. Nadal go kocham. .....
Co dalej ?
JAK MAM WYCHOWAĆ CHŁOPCÓW (7,4,1)? Jak pokazać im, że miłość jest najważniejsza?
Nie sądziłam, że to tak boli.
Czy ktoś wie kiedy przestanie?
Proszę Was o modlitwę i wsparcie
Elżbieta1974 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-17, 08:34
Pod Twoją obronę uciekamy się Święta Boża Rodzicielko....
Anna Teresa [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-17, 16:58
Przykro mi bardzo, ja jestem już też po rozwodzie, może nie z takim doświadczeniem małżeńskim i dziećmi, ale serce bardzo boli, powiedziałabym że u mnie od jakiegoś czasu z dnia na dzień coraz bardziej, też kocham męża pomimo zaistniałej sytuacji tzn. że ma inną kobietę z którą jest już ponad roku i końca nie widać tego chorego związku! A nawet tego, że to ja wnosiłam o rozwód sądząc naiwnie , że przyniesie ulgę, a to tak naprawdę g... prawda! Jaka ulgę?! jak mąż sakramentalny jest mężem aż do śmierci! Nie wiem czy to kiedyś przestanie boleć? Wątpię!!!
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-22, 21:42
Jestem w separacji z moim mezem po raz kolejny pomimo bardzo krotkiego stazu malzenstwa.
Jeszcze niedawno bylam 100 % przekonana ze nie ma sensu walczyc o to malzenstwo, ze za duzo zlego sie stalo, zbyt duzo zranien. Patrzylam na to wszystko bardzo po ludzku zapominajac o tym ze Bog mnie kocha, Bog dziala cuda i przemienia serca ludzkie...
Wnioslam pozew o rozwod bo uwazalam ze to jest najbardziej rozsadne wyjscie z tej sytuacji. Dodatkowo ''doszukalam'' sie przeslanek swiadczacych o niewaznosci tego malzenstwa.
Bylam przekonana ze postepuje dobrze, ze wreszcie po tych wszystkich rozstaniach i zejsciach bez skutku rozwod bedzie najlepszym rozwiazaniem.
Nie wiem, czy moj maz nadal mnie kocha.
NIe wiem co mysli o naszym malzenstwie.
Boje sie zapytac, boje sie uslyszec ze mialam racje z tym rozwodem itd.
Ale wiem dzisiaj ze rozwod by niczego nie rozwiazal. Rozwodzilabym sie zapewne z czlowiekiem ktorego nadal kocham, nie wyczekuje na niego z obiadem, w oknie, ale mimo zranien, kocham...
Z mezem nie widzialam sie juz ponad trzy miesiace.
I nie mam odwagi sie z nim skontaktowac po tym co sie stalo.
Ale modle sie. Wierze ze stanie sie cud. Wierze ze BOG mnie kocha i chce dla mnie najlepiej cokolwiek to znaczy.
Prosze Was o modlitwe za mego meza, za jego uzdrowienie i trwala przemiane serca i o madrosc dla mnie i sile. Za nasze malzenstwo prosze o modlitwe...
Bog zaplac.
Bog jest Miloscia...
[ Dodano: 2011-10-22, 22:43 ]
Dodam ze kilka dni temu wycofalam pozew o rozwod...
I dzieki Bogu za to.
Bog jest Miloscia...
Tyśka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-22, 22:30
Witam
Ja niedługo pewnie też będę po rozwodzie chociaz bardzo tego niechce. Mój sprzeciw pewnie nic niezmieni.Zrobiłam wszystko zeby niedoprowadzic do tego rozwodu.Mąz uwaza ze to ze złosliwosci ale ja wiem i czuje ze to z miłosci cały czas mam nadzieje ze wróci chociaz po ludzku to niemozliwe za daleko to zaszło.On wręcz przeciwnie gnębi mnie zebym zgodziła się na rozwód.
Dlaczego wszystkim się wydaje ze jak bedzie rozwód to ja przestane tesknic cierpiec i kochac.Ja mu dzisiaj powiedziałm ze to nie jest chora ręka którą jak się odetnie to się przestanie czuc.Ludzie po amputacji cierpią więc usuniecie nie zmiejsza bólu.Ja kiedys tez tak myslałam ze jak bedzie po rozwodzie to da mi swiety spokuj i ja nie bede cierpiec ale ja wiem ze to jest bzdura cierpienie bedzie ból bedzie wspomnienia zal i miłosc pozostanie i nic nawet rozwód tego niezmieni.Jezeli ktos mysli ze bedzie inaczej lepiej to jest w błędzie .
izabela1115 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-22, 22:32
Wnioslam pozew o rozwod b
Pozew można zawsze wycofać
Tyśka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-22, 22:52
Ja niestety niemogę na to liczyc mój mąz robi wszystko zeby dostac rozwód dosłownie wszystko dla niego nie ma swiętosci nawet dzieci.
[ Dodano: 2011-10-23, 01:01 ]
Mój mąz niedał nam szansy.
Anna Teresa [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-25, 21:23
Według mnie ROZWÓD TO JEST NAJWIĘKSZE ZŁO jakie może być, teraz coraz więcej małżeństw się rozwodzi, bo media to też kreują w dużym stopniu i człowiek się gubi sam w tym życiu! Dla mnie rozwód to wykończenie człowieka psychicznie, wyniszczenie go całkowicie, to samo zło, nie polecam nikomu!!! Ja nadal kocham mojego męża i najgłupszą i najgorszą rzeczą, którą zrobiłam, to był właśnie rozwód, czego bardzo żałuje i nadal do końca nie mogę się z tym wszystkim uporać. Wiem, że swojego męża nigdy nie wymarzę z pamięci. Z resztą myślę, że męża ma się jednego,pomimo nawet rozwodu. Dla mnie mój mąż nadal jest moim mężem i tak go traktuje,pomimo zaistniałej sytuacji.
Mirakulum [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-25, 21:27
Anna Teresa napisał/a:
ROZWÓD TO JEST NAJWIĘKSZE ZŁO
zgadzam się w zupełności . dzięki Aniu za świadectwo
Pogody Ducha
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-25, 21:47
Agnieshka....to smutne....3 lata małżeństwa,rozstania,powroty,kolejna separacja i "rozwód"
W cudzysłowie ,bo jak dodałaś wniosek wycofałaś.
Bog dziala cuda i przemienia serca ludzkie... to pawda
Może właśnie przemienił Twoje, skoro zmieniłaś decyzje....
Może jeszcze nie wszystko stracone,może jeszcze nie wszystko zrobione...
Może napiszesz coś więcej...może sycharowicze wesprą,coś doradzą...
Nie jesteś sama.
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-25, 22:44
Lena,
nie wiem juz co o tym wszystkim myslec.
Wracalismy do siebie trzy razy, bez zadnych zmian. Maz obiecywal, tak tylko obiecywal terapie (jest DDA) zmiany na lepsze ale tego nie bylo i nie mialo nigdy miejsca. Tylko gadanie...
Najgorsze jest to, ze kiedy sie rozstajemy to ja z dziecmi opuszczam dom nasz wspolny dom ( nie chce i nie bede pisac dlaczego bo to bardzo osobiste i bolesne) a on zostaje w nim, nadal w nim mieszka i uzywa sobie zycia. WIem o tym, bo kiedys bylo tak ze mielismy wspolne konto w banku i wiem w jakim miejscach bywal i co robil tuz po naszym rozstaniu...
Prawda jest to, ze kiedy wychodzilam za meza, na swiecie byla juz nasza coreczka.
NIe wiem co mam o tym wszystkim myslec, bo chcialabym przezyc zycie w dobry sposob, nie nadzwyczajny ale dobry. Chcialabym tez miec pelna rodzine, pragnelabym pelnej rodziny dla naszych dwoch malych coreczek i oczywiscie kochajacego dobrego meza...Fakt jest taki, ze ja w moim malzenstwie bylam zawsze sama bo moj maz jest pracoholikiem i jest niezupelnie tego nieswiadom, wrecz przeciwnie- wierzy ze bardzo dobrym mezem i ojcem.
Zycie przeplywa tak nam a ja musze niestety napisac ze z tych naszych trzech niespelna lat malzenstwa byc moze polowe bylismy razem bo srednio co pol roku moj maz ma kryzys wiary a co za tym idzie kryzys ojcostwa bycia mezem itd. Wtedy wychodza z niego najbardziej okrutne rzeczy bo on sie zmienia nie do poznania.
Pamietam ze wielokrotnie prosilam go aby poszedl na terapie jako ze jest dzieckiem alkoholika. W odpowiedzi natomiast slyszalam ze ja go chce zmienic i ze go nie kocham i nie powinnam mu dawac warunkow.
Szczerze powiedziawszy na dzien dzisiejszy jestem bardzo zmeczona ta sytuacja i zmienianiem adresow ( co najciekawsze za kazdym razem slysze od rodziny meza ze ucieklam z dziecmi).
Zdaje sobie sprawe ze to jest moj maz.
Jednoczesnie mam bardzo wyraznie nakreslone granice i wiem, ze nie pomoge pozwolic na to, aby ta sytuacja sie toczyla dalej bo bez wzgledu na to jak wazne jest malzenstwo w moim przypadku musze rowniez pamietac o tym ze mam dwie male coreczki, ktore potrzebuja spokoju i bezpieczenstwa a niestety pod jednym dachem z ich tata tego nie ma.
I szczerze przyznam, ze na dzisiejszym Rozancu nie modlilam sie za me malzenstwo, a o to, abym umiala byc madra matka.
Pozdrawiam.
Dobrej nocy.
zen77 [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-26, 11:39
Cytat:
.... musze rowniez pamietac o tym ze mam dwie male coreczki, ktore potrzebuja spokoju i bezpieczenstwa a niestety pod jednym dachem z ich tata tego nie ma
"Tego nie ma" czy Ty tego nie masz, lecz zasłaniasz się dziećmi? To spora różnica i myślę, że warto sobie na to pytanie odpowiedzieć.
Piszę jako mąż z którym żona nie chciała zamieszkać i nigdy nie mieszkała (woli z rodzicami). Także mamy małe dziecko i podobnie jak Ty, argumentuje moja żona - że to m. in. dla dobra dziecka musimy się rozwieść. Bardzo mnie taka postawa u żony/Ciebie dziwi.
Nawet na badaniu w RODK orzekli (a nie cieszą się dobrą sławą ludzie tam pracujący), że rozwód byłby przeciwko dobru dziecka. Jednak żona odwołała się od tego stwierdzenia i żąda jego zmiany. Co kobieta musi w sobie przełamać by tak twierdzić?
Na pewno przecież uważasz, że kochasz swoje dzieci? A one potrzebują obojga rodziców - niezależnie jak racjonalnie będziesz argumentować. Fajnie by było, aby się wzajemnie kochali, lecz dziecko nie może być w tej sytuacji kartą przetargową. Niczym nie zawiniło, a cierpi najbardziej.
Wg mnie jest to wprost granie dzieckiem, co jest przeciwko niemu a nie dla jego dobra. Niestety mogę efekty tego obserwować na swoim dziecku. Jest smutne, praktycznie mnie nie zna, bo wizyty są na tyle rzadko, że zdąży zapomnieć o mnie (co 2 tyg. - dziecko za parę miesięcy skończy 3 lata). Niekiedy mówi do mnie "Pan" - cieszy to wtedy bardzo moich teściów, tak że nie potrafią opanować śmiechu. Żałosne lecz prawdziwe - i ja nic nie mogę zrobić. Boli mnie serce gdy widzę jak nasze dziecko jest przez własną matkę okradane z ojcowskiej miłości, bliskości, czasu spędzanego razem - i to wszystko dla jego rzekomego dobra. Wystarczą alimenty.
Dlatego zastanów się co robisz. Gdzieś wyczytałem, że do 3 roku życia dziecko rozwija się najbardziej emocjonalnie i tego czasu nie da się nigdy już nadrobić.
Cytat:
I szczerze przyznam, ze na dzisiejszym Rozancu nie modlilam sie za me malzenstwo, a o to, abym umiala byc madra matka.
Rozumiem, że to brak nadziei na odrodzenie małżeństwa to sprawił? Też tak czasem mam, ale generalnie staram się prosić Boga o duże rzeczy, nie poprzestaję na małych. Powodzenia.
bogusia [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-26, 13:42
Myślę Zen77 że Twoja sytuacja i Agnieshki są zupełnie inne, Ona uciekła od męża pewnie nie bez powodu, pisze że z Nim dzieci nie są bezpieczne A skoro żona od Ciebie nie uciekła tylko nigdy nie mieszkaliście razem to sprawy inaczej się mają.
Agnieshka [Usunięty]
Wysłany: 2011-10-26, 15:25
Zen77,
nie wnikam dlaczego nie mieszkasz z wlasna zona i dzieckiem.
Ale zapewniam Cie ze wiele bym dala za to aby moc stworzyc wlasna rodzine, mysle nie o rodzinie dzieci+ matka/ ojciec a dzieci+ rodzice. Sytuacja jaka ma miejsce nie wynikla z mojego widzimisie, nie ma tez zadnego zwiazku z rodzicami ani mego meza ani moimi. Do wszelkich interwencji naszych rodzicow, o ile mnie pamiec nie zawodzi, nie dochodzilo. Ale, co smutne, dochodzilo do interwencji policji. I wiecej nie napisze na ten temat jako ze nie mam obowiazku ani nie czuje potrzeby tego tematu rozwijac.
Bezwarunkowo rozumiem jaka ogromna role w zyciu i rozwoju dziecka odgrywaja i ojciec, i matka.
Aczkolwiek, mimo zapewnien, ojciec moich dzieci niestety nie widuje sie z nimi i sluch o nim zaginal. Nie wiem dlaczego, nie wnikam. Bardzo kocham moje coreczki i staram sie, pomimo bledow, jakie naturalnie popelniam ( i zapewne jeszcze nie raz popelnie) szukac i kierowac sie ich dobrem. Ale niestety jestem jednoczesnie swiadoma tego, ze do niczego nie moge zmusic mego meza, do bycia ojcem i zainteresowania sie dziecmi rowniez.
Boli mnie ta sytuacja ale nie moge prosic mego meza o to aby wreszcie dorosl i wypelnial swe obowiazki przynajmniej wobec dzieci. Musze nadmienic ze otrzymuje alimenty na dziewczynki ale kiedy skladalam podanie o ich przyznanie otrzymalam kilka bardzo zlosliwych uwag od meza meza droga sms-owa i e-mailowa ( moj maz nie komunikowal sie ze mna w inny sposob nawet wtedy kiedy mieszkalismy razem pod jednym dachem, wysylal mi e-maile), ze jedyne o czym mysle to pieniadze. I owszem, w sytuacji, jakiej jestem, po raz czwarty, mysle o zapewnieniu dzieciom bytu jak i sobie. Natomiast fakt, ze maz ostatecznie ma obowiazek wsparcia finansowego wobec dzieci nie jest niestety niczym niezwyklym.
Czy utracilam nadzieje na odbudowe malzenstwa?
Zen77, uwierz mi, ze chcialabym miec te nadzieje w sobie, to poczucie, ze maz sie zmieni, zacznie pracowac nad soba, pojdzie na terapie, ze ja ulecze w sobie zranienia, przebacze, odbuduje zaufanie i milosc malzenska etc.
Ale ja juz przez to przeszlam wielokrotnie i jedyne na czym sie konczylo to byl nasz nowy adres ( w zyciu trzyletniego dziecka naliczylam ich dziesiec), bo to zawsze ja opuszczalam nasz dom rodzinny, maz mieszkal w nim nadal...
Tak dalej nie mozna. Moj maz, chcacy niechcacy podeptal cala moja godnosc, wiare w siebie itd. Naklamal na moj temat ( oprocz innych o wiele powazniejszych spraw) swej rodzinie, z ktora ja kontaktu nie mam zadnego, bo przeciez zostawilam go, no bo to ja go znowu zranilam...
Zen77, nie porownuj mnie do siebie. NAsze sytuacje sa inne.
I nie pisz ze zaslaniam sie dziecmi. Tym bardziej ze mnie nie znasz i nie znasz mej historii. Moze gdybys poznal, pisalbys inaczej. Ostatnie jednak czego chce to ludzka litosc i wspolczucie. Ja wierze w Boga i wiem, ze ON jest w stanie odbudowac wszystko to w czlowieku co zostalo zniszczone, i ja do NIego chodze prosic o pomoc i sile.
A co do mego malzenstwa, wskutek zdarzen, zaczynam myslec o tym wszystkim i spycha mnie to w kierunku procesu o niewaznosc tego malzenstwa. I szczerze, to jest ostatnia rzecz jakiej chcialabym...Ale rozmawialam z mym spowiednikiem, kanonista, z kilkoma ksiezmi i slyszalam jedno: masz wyrazne przeslanki aby starac sie o niewaznosc...
Ale to nie jest takie proste.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.