Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
www.malzenskiedrogi.pl
Opiekę duszpasterską mają jezuici,a spotkania obywaj asie w Laskach k/W-wy.
Pogody Ducha
bettina [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 14:21
zamiast być lepiej po powiedzeniu PRAWDY jest coraz gorzej, wnikanie w szczegóły tych zdrad pokazywanie mi co mogłam robić. ... Czy mam jeszcze szanse aby kiedyś spojrzał na mnie bez odrazy, obrzydzenia, pogardy? wyzywa mnie od k.... i szmata to najdelikatniejsze określenie mojej osoby.
Dziś jak krzyczał na mnie jedyne co mogłam robić to w myślach modliłam się za niego. Dziś odwiedzałam się ,że jestem odpowiedzialna za wszystko co złe się wydarzyło w naszym życiu. I że igram z Bogiem, i że do Kościoła to powinni chodzić tylko dobrzy ludzie ,dla mnie nie ma miejsca. Najgorsze ,że zdjął krzyżyk który nosił ( dziś), obrączkę zdjął już tydzień temu i mówi że ja nie mam prawa nosić swojej bo ja skalałam. Myślałam, że może mu oddam swoją i powiem, że jeśli będzie chciał ratować NAS to mi ją odda. Sama nie wiem.
Czytałam na forum różne posty. Mam na prawde mieszane uczucia. Byłam na spotkaniu Sychar - jak przedstawialiśmy się , zrozumiałam, że jestem jedyna osoba na tym spotkaniu która nie była zdradzona tylko ona zdradzała (sama) były jeszcze pary ale jako osoba byłam sama. siedziałam wśród kobiet których mężowie odeszli do innych, kobiet zdradzonych. Czułam się tak jakby to, między innymi, przeze mnie tak cierpiały. Czułam się tak bardzo sama, tak po ludzku sama.
JakubekKaz [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 17:04
Przez Twojego męża przemawia zraniona i podeptana MĘSKA AMBICJA. To nie jest usprawiedliwienie zachowań męża - to informacja dlaczego tak się dzieje.
Jak dodasz do tego pozostałe kłopoty, o których pisałaś... to wynik jest tylko jeden: Twój mąż po prostu jest rozbity na całe mnóstwo huśtających nim emocji, których nie może sam ani poskładać, ani uspokoić, ani kontrolować - NIESTETY.
Zapewniam Cię, że to minie... ale bez pomocy z zewnątrz nie wiadomo co jeszcze może się wydarzyć. Współczuję Ci, bo wiem z autopsji, że może być naprawdę nieprzyjemnie.
Ostatnio usłyszałem, że Bł. JPII ma teraz wyjątkowe względy u Pana Boga... a jest specjalistą od kryzysów małżeńskich
Nurtuje mnie myśl o ciągłym obwinianiu się za błędy z przeszłości. Miałem też duży problem w tym temacie. I w końcu wbiłem sobie do głowy i serca dwie rzeczy: jeśli przebaczył mi Bóg, to nie mam się co martwić o ludzi, i że wczoraj już było, więc jeśli ciągle będę się tym dołował to stracę energię na DZISIAJ
kinga2 [Usunięty]
Wysłany: 2011-06-01, 18:30
bettina napisał/a:
Dziś odwiedzałam się ,że jestem odpowiedzialna za wszystko co złe się wydarzyło w naszym życiu. I że igram z Bogiem, i że do Kościoła to powinni chodzić tylko dobrzy ludzie ,dla mnie nie ma miejsca.
(13) Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników .
(Ew. Mateusza 9:13, Biblia Tysiąclecia)
(15) Gdy Jezus siedział w jego domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim. (16) Niektórzy uczeni w Piśmie, spośród faryzeuszów, widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego uczniów: Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami? (17) Jezus usłyszał to i rzekł do nich: Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników.
(Ew. Marka 2:15-17, Biblia Tysiąclecia)
bettina napisał/a:
Czułam się tak bardzo sama, tak po ludzku sama.
Daj Bogu i sobie czas. Wszystko zacznie się prostować, gdy On prowadzi.
bettina [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 00:12
Dziś 30.06.2011 ostatnio byłam tu prawie miesiąc temu. I cóż nadal jestem na etapie PRAWDY przez bardzo duże P . Dalej żąda prawdy . tylko co ja mam mu jeszcze powiedzieć jeśli już powiedziałam całą prawdę. Dziś zaczęłam się zastanawiać czy nie skłamać ,że go był ktoś jeszcze i to wtedy kiedy on uważa ,że był. może pokrętnie ale tak sobie pomyślałam, że skoro tyle lat go kłamałam ,że nic nie było wcześniej to może teraz dla dobra - skłamie wezmę na siebie winę której nie mam , może powinnam to zrobić? Wiem to głupie a może nie? Już nie wiem naprawdę co zrobić. wiem, wiem czas ...czas... ale ..
Może moja wiara jest za słaba, co dzień modle się za mojego męża. I dziękuję wieczorem Bogu za dzień który minął mimo, że znów po ludzku cierpiałam.
Wujt [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 00:32
Kłamanie, że coś się zrobiło złego czego się nie zrobiło jest na pewno głupie.
Andrea [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 00:56
bettina napisał/a:
... Już nie wiem naprawdę co zrobić. wiem, wiem czas ...czas... ale ..
Bardzo Wam współczuję . Napisałaś "czas ... czas", chyba w domyśle, że leczy rany, a gdy tak się zastanowię, to sam czas nie ma takich leczniczych właściwości. Można latami żyć w rozpaczy, rozpamiętywać, etc. Ale można spróbować ... pomóc sobie, żeby tak nie cierpieć. Tylko jak, gdy wszystko boli, ciemność i beznadzieja, chwile wytchnienia podczas modlitwy czy jakiegoś absorbującego zajęcia ? Gdy podobnie się czułem i nie wiedziałem co robić, wsiadłem w samochód i pojechałem na Skaryszewską, do Warszawy. Czułem, że szansą dla mnie jest jakieś realne spotkanie z kimś z Sychara, nie tylko wirtualne, i nie zawiodłem się, bo jedna rozmowa czy zwyczajna obecność kogoś zyczliwego, więcej może zdziałać niż dziesiątki postów, dyskusji, etc. Może, gdyby w maju, ktoś nie tylko napisał do Ciebie, tak jak przykladowo:
K_ napisał/a:
..........
Nie musisz tego mówić, ale musisz wiedzieć: nie należy nawet próbować mówić mężowi "jak Bogu". To bardzo mnie zaniepokoiło w Twoim opisie. To niebezpieczna wiwisekcja, która niczemu dobremu nie posłuży. Bóg do końca rozumie Twoje serce i intencje, dobre i złe. Mąż jest tylko człowiekiem i nie umie tak w to wniknąć. Wyobraża sobie coś, zlepia z kawałków w swój obraz, czasem bardzo inny od tego czym to było. A im bardziej jest zraniony, tym bardziej pozlepia po swojemu, w sposób wykrzywiony. I nie wytłumaczysz, ani nie przekonasz. Próbujesz mówić szczerze, a tylko dowiesz się być może, że jesteś zakłamana. Wiesz, że było zło. Ale wiesz też kiedy dobro w Tobie było. Nawet między bliskimi jest pole nie zrozumienia - nie do przekroczenia. Ta różnica między człowiekiem, a Bogiem...
ale i powiedział - nie mówiłabyś Ty ?
Dni kolejnych dobrych życzę,
Andrzej.
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 01:51
...miałam juz iśc spać,ale...przleciałam nieczytane posty i ......normalnie aż mna wstrząsnęło.
mój mąz uzasadniał potzrbę tego abym powiedziała całą prawdę. Pwiedział "jesteśmy i tkwimy w tej sytuacji( chodzi o finanse i bark jego pracy) dlatego, że ty kłamiesz i nie powiedziłaś mi całej prawdy o zdradach" .
.........a co za przeproszeniem do holery jasnej ma dzisiejszy brak pracy i finansów do zdrad/y(bo nie doczytałam) sprzed ośmiu lat????
Jak mozna przez osiem bitych lat wałkować jeden i ten sam temat???
Jaki tego efekt?.....a no taki ,że prawda zamienia się w kłamstwo.....spekulacje póki co.
ŻAL....jak to młodzi mówią.
Bettino...weź do serca ,ale tak naprawdę te wszystkie powyższe wypowiedzi,bo jak narazie to tylko czytasz i puszczasz bokiem.
Nie niszcz siebie, nie niszcz dzieci,nie dokładaj gwożdzia do waszego małżeństwa.
Twój mąż ma problem i musi chcieć go rozwiązać.
Ty możesz być bezsilna, ale mąz nie jest bezradny.
Czas przestać biadolic,obwiniać, być ofiarą....czas ...najwyższy czas wziąć odpowiedzialność za siebie i rodzine.
Bettino chyba zapomniałas ,że jestes człowiekiem i dzieckiem Bożym.
bettina [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 02:33
lena, dziękuję
ku wyjaśnieniu nie puszczam bokiem tych wszystkich rad. Staram się czasem wychodzi czasem nie.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 08:21
bettina napisał/a:
tylko co ja mam mu jeszcze powiedzieć jeśli już powiedziałam całą prawdę. Dziś zaczęłam się zastanawiać czy nie skłamać ,że go był ktoś jeszcze i to wtedy kiedy on uważa ,że był. może pokrętnie ale tak sobie pomyślałam, że skoro tyle lat go kłamałam ,że nic nie było wcześniej to może teraz dla dobra - skłamie wezmę na siebie winę której nie mam , może powinnam to zrobić? Wiem to głupie a może nie? Już nie wiem naprawdę co zrobić. wiem, wiem czas ...czas... ale ..
Bettino hmmm???
obsesje(depresje) typu maniakalnego leczy się ,a nie wspiera...to jest moje zdanie.
Czy dokłądnie zastanawiałaś sie nad tym co chcesz wykonać???
sądzisz że kolejne wymyślone kłąmstwo rozwiąze problem -tak???
a co jak potem kolejne..kolejne..kolejne itd...
ile ich będziesz jeszcze wymyslać???
Bettino wiesz jak ja to widze??
dobrze by - przy byle jakim pretekście miał szanse zerknąc na twego męża
FACHOWIEC........od psychiki
zaufania do drugiego człowieka ,oraz poczucia bezpieczeństwa nie osiągnie się porzez nieosiągalne gwarancje drugiej strony.
to często pracochłonna droga, poparta specjalistami..wiarą ..i własną siłą wewnętrzną
i choćby lekami zwanymi "stabilizatory"
pytanie tylko czy mąż chce sobie pomóc???
....i tyle w tym temacie
pozdrawiam
Dak78 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 10:47
bettina napisał/a:
Dziś zaczęłam się zastanawiać czy nie skłamać
Bettina.
Jestem zdania, że nawet najgorsza prawda jest lepsza od pocukrowanego kłamstwa.
Budować kłamstwo,....żeby mąż dał Ci spokój. PO CO.
Myślę, że już wiesz kto jest mistrzem kłamstwa, mistrzem manipulacji. Kusy.
Jeśli już masz takie myśli - żeby niepotrzebnie kłamać - to niemal na pewno, źródłem tych myśli (ojcem tych myśli) jest kusy . Dodatkowe kłamstwa. PO CO
Teraz oboje potrzebujecie wyciszenia emocji.
JakubekKaz napisał/a:
Twój mąż po prostu jest rozbity na całe mnóstwo huśtających nim emocji, których nie może sam ani poskładać, ani uspokoić, ani kontrolować - NIESTETY.
Zapewniam Cię, że to minie
Dokładnie tak samo myślę jak JakubekKaz. Spokój płynący od Mistrza Spokoju od Jezusa Chrystusa. Bóg pomorze uspokoić nawet MOŻE niespokojnych myśli. Zaufaj Mu. Szukaj ciszy. Napełniaj się ciszą w modlitwie.
Norbert1 [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 11:11
Dak78 napisał/a:
Dokładnie tak samo myślę jak JakubekKaz
JakubekKaz napisał/a:
Zapewniam Cię, że to minie
Oczywiście że minie ..ale bez fachowego wsparcia to narazie trwa to już 8...lattttttttttt....
Bóg..modlitwa alez owszem!!!!
..ale do tego jeszcze DZIAŁANIA
pozdrawiam
lena [Usunięty]
Wysłany: 2011-07-01, 13:31
Minie jesli zainteresowany będzie chciał,żeby minęło.
Cudu nie bedzie,zmian nie będzie,nic się samo nie rozwiąże i nie polepszy jeśli sam nie zacznie działać.
Ma wybór....albo porzuca role ofiary i bierze odpowiedzialnośc za siebie, albo.....tkwi w swojej bezsilności i ograniczeniach,obwiniając,oskarżając i cierpiąc do końca zycia.
Jego zycie i to on musi dokonać wyboru co z nim dalej zrobić.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
„Dlaczego szukacie żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwstał!” (Łk 24,5-6) "To się Bogu podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia" (1 P 2,20b) "Na świecie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat” (J 16,33)
„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!” (Mk 16,15)
To może być także Twoje zmartwychwstanie - zmartwychwstanie Twojego małżeństwa!
Jan Paweł II:
Każdy z was, młodzi przyjaciele, znajduje też w życiu jakieś swoje „Westerplatte". Jakiś wymiar zadań, które trzeba podjąć i wypełnić. Jakąś słuszną sprawę, o którą nie można nie walczyć. Jakiś obowiązek, powinność, od której nie można się uchylić. Nie można zdezerterować. Wreszcie — jakiś porządek prawd i wartości, które trzeba utrzymać i obronić, tak jak to Westerplatte, w sobie i wokół siebie. Tak, obronić — dla siebie i dla innych.
Dla tych, którzy kochają - propozycja wzoru odpowiedzi na pozew rozwodowy
W odpowiedzi na pozew wnoszę o oddalenie powództwa w całości i nie rozwiązywanie małżeństwa stron przez rozwód.
UZASADNIENIE
Pomimo trudności jakie nasz związek przechodził i przechodzi uważam, że nadal można go uratować. Małżeństwa nie zawiera się na chwilę i nie zrywa w momencie, gdy dzieje się coś niedobrego. Pragnę nadmienić, iż w przyszłości nie zamierzam się już z nikim innym wiązać. Podjąłem (podjęłam) bowiem decyzję, że będę z żoną (mężem) na zawsze i dołożę wszelkich starań, aby nasze małżeństwo przetrwało. Scalenie związku jest możliwe nawet wtedy, gdy tych dobrych uczuć w nas nie ma. Lecz we mnie takie uczucia nadal są i bardzo kocham swoją żonę (męża), pomimo, iż w chwili obecnej nie łączy nas więź fizyczna. Jednak wyrażam pragnienie ratowania Naszego małżeństwa i gotowy (gotowa) jestem podjąć trud jaki się z tym wiąże. Uważam, że przy odrobinie dobrej woli możemy odbudować dobrą relację miłości.
Dobro mojej żony (męża) jest dla mnie po Bogu najważniejsze. Przed Bogiem to bowiem ślubowałem (ślubowałam).
Moim zdaniem każdy związek ma swoje trudności, a nieporozumienia jakie wydarzyły się między nami nie są powodem, aby przekreślić nasze małżeństwo i rozbijać naszą rodzinę. Myślę, że każdy rozwód negatywnie wpływa nie tylko na współmałżonków, ale także na ich rodziny, dzieci i krzywdzi niepotrzebnie wiele bliskich sobie osób. Oddziaływuje również negatywnie na inne małżeństwa.
Z moją (moim) żoną (mężem) znaliśmy się długo przed zawarciem naszego małżeństwa i uważam, że był to wystarczający czas na wzajemne poznanie się. Po razem przeżytych "X" latach (jako para, narzeczeni i małżonkowie) żona (mąż) jest dla mnie zbyt ważną osobą, aby przekreślić większość wspólnie spędzonych lat. Według mnie w naszym związku nie wygasły więzi emocjonalne i duchowe. Podkreślam, iż nadal kocham żonę (męża) i pomimo, że oddaliliśmy się od siebie, chcę uratować nasze małżeństwo. Osobiście wyrażam wolę i chęć naprawy naszych małżeńskich relacji, gdyż mam przekonanie, że każdy związek małżeński dotknięty poważnym kryzysem jest do uratowania.
Orzeczenie rozwodu spowodowałoby, że ucierpiałoby dobro wspólnych małoletnich dzieci stron oraz byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego. Dzieci potrzebują stabilnego emocjonalnego kontaktu z obojgiem rodziców oraz podejmowania przez obie strony wszelkich starań, by zaspokoić potrzeby rodziny. Rozwód grozi osłabieniem lub zerwaniem więzi emocjonalnej dzieci z rodzicem zamieszkującym poza rodziną. Rozwód stron wpłynie także niekorzystnie na ich rozwój intelektualny, społeczny, psychiczny i duchowy, obniży ich status materialny i będzie usankcjonowaniem niepoważnego traktowania instytucji rodziny.
Jestem katolikiem (katoliczką), osobą wierzącą. Moje przekonania religijne nie pozwalają mi wyrazić zgody na rozwód, gdyż jak mówi w punkcie 2384 Katechizm Kościoła Katolickiego: "Rozwód znieważa przymierze zbawcze, którego znakiem jest małżeństwo sakramentalne", natomiast Kompendium Katechizmu Kościoła Katolickiego w punkcie 347 nazywa rozwód jednym z najcięższych grzechów, który godzi w sakrament małżeństwa.
Wysoki Sądzie, proszę o danie nam szansy na uratowanie naszego małżeństwa. Uważam, ze każda rodzina, w tym i nasza, na to zasługuje. Nie zmienię zdania w tej ważnej sprawie, bo wtedy będę niewiarygodny w każdej innej. Brak wyrażenia mojej zgody na rozwód nie wskazuje na to, iż kierują mną złe emocje tj. złość czy złośliwość. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nie zmuszę żony (męża) do miłości. Rozumiem, że moja odmowa komplikuje sytuację, ale tak czuję, takie są moje przekonania religijne i to dyktuje mi serce.
Bardzo kocham moją (mojego) żonę (męża) i w związku z powyższym wnoszę jak na wstępie.
List Episkopatu Polski na święto św. Rodziny
Warto jeszcze raz podkreślić, że u podstaw każdej rodziny stoi małżeństwo. Chrześcijańskie patrzenie na małżeństwo w pełni uwzględnia wyjątkową naturę tej wspólnoty osób. Małżeństwo to związek mężczyzny i niewiasty, zawierany na całe ich życie, i z tej racji pełniący także określone zadania społeczne. Chrystus podkreślił, że mężczyzna opuszcza nawet ojca i matkę, aby złączyć się ze swoją żoną i być z nią przez całe życie jako jedno ciało (por. Mt 19,6). To samo dotyczy niewiasty. Naszym zadaniem jest nieustanne przypominanie, iż tylko tak rozumianą wspólnotę mężczyzny i niewiasty wolno nazywać małżeństwem. Żaden inny związek osób nie może być nawet przyrównywany do małżeństwa. Chrześcijanie decyzję o zawarciu małżeństwa wypowiadają wobec Boga i wobec Kościoła. Tak zawierany związek Chrystus czyni sakramentem, czyli tajemnicą uświęcenia małżonków, znakiem swojej obecności we wszystkich ich sprawach, a jednocześnie źródłem specjalnej łaski dla nich. Głębia duchowości chrześcijańskich małżonków powstaje właśnie we współpracy z łaską sakramentu małżeństwa. więcej >>
Wszechświat na miarę człowieka
Wszechświat jest ogromny. Żeby sobie uzmysłowić rozmiary wszechświata, załóżmy, że odległość Ziemia - Słońce to jeden milimetr. Wtedy najbliższa gwiazda znajduje się mniej więcej w odległości 300 metrów od Słońca. Do Słońca mamy jeden milimetr, a do najbliższej gwiazdy około 300 metrów. Słońce razem z całym otoczeniem gwiezdnym tworzy ogromny system zwany Droga Mleczną (galaktykę w kształcie ogromnego dysku). W naszej umownej skali ten ogromny dysk ma średnicę około 6 tysięcy kilometrów, czyli mniej więcej tak, jak stąd do Stanów Zjednoczonych. Światło zużywa na przebycie od jednego końca tego dysku do drugiego - około 100 tysięcy lat. W tym dysku mieści się około 100 miliardów gwiazd. To jest ogromny dysk! Jeszcze mniej więcej sto lat temu uważano, że to jest cały wszechświat. Okazało się, że tak wcale nie jest. Wszechświat jest znacznie, znacznie większy! Jeżeli te 6 tysięcy kilometrów znowu przeskalujemy, tym razem do jednego centymetra, to cały wszechświat, który potrafimy zaobserwować (w tej skali) jest kulą o średnicy 3 kilometrów. I w tym właśnie obszarze, jest około 100 miliardów galaktyk (czyli takich dużych systemów gwiezdnych, oczywiście różnych kształtów, różnych wielkości). To właśnie jest cały wszechświat, który potrafimy badać metodami fizycznymi, wykorzystując techniki astronomiczne. (Wszechświat na miarę człowieka >>>)
Musicie zawsze powstawać!
Możecie rozerwać swoje fotografie i zniszczyć prezenty. Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia i próbować dzielić to, co było dla dwojga. Możecie przeklinać Kościół i Boga.
Ale Jego potęga nie może nic uczynić przeciw waszej wolności. Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go, by zobowiązał się z wami... On nie może was "rozwieść".
To zbyt trudne? A kto powiedział, że łatwo być
człowiekiem wolnym i odpowiedzialnym. Miłość się staje Jest miłością w marszu, chlebem codziennym.
Nie jest umeblowana mieszkaniem, ale domem do zbudowania i utrzymania, a często do remontu. Nie jest triumfalnym "TAK", ale jest mnóstwem "tak", które wypełniają życie, pośród mnóstwa "nie".
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić! Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść. I nie wolno mu odebrać życia, które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.
Klasycznym tekstem biblijnym ukazującym w świetle wiary wartość i sens środków ubogich jest scena walki z Amalekitami. W czasie przejścia przez pustynię, w drodze do Ziemi Obiecanej, dochodzi do walki pomiędzy Izraelitami a kontrolującymi szlaki pustyni Amalekitami (zob. Wj 17, 8-13). Mojżesz to Boży człowiek, który wie, w jaki sposób może zapewnić swoim wojskom zwycięstwo. Gdyby był strategiem myślącym jedynie po ludzku, stanąłby sam na czele walczących, tak jak to zwykle bywa w strategii. Przecież swoją postawą na pewno by ich pociągał, tak byli wpatrzeni w niego. On zaś zrobił coś, co z punktu widzenia strategii wojskowej było absurdalne - wycofał się, zostawił wojsko pod wodzą swego zastępcy Jozuego, a sam odszedł na wzgórze, by tam się modlić. Wiedział on, człowiek Boży, człowiek modlitwy, kto decyduje o losach świata i o losach jego narodu. Stąd te wyciągnięte na szczycie wzgórza w geście wiary ramiona Mojżesza. Między nim a doliną, gdzie toczy się walka, jest ścisła łączność. Kiedy ręce mu mdleją, to jego wojsko cofa się. On wie, co to znaczy - Bóg chce, aby on wciąż wysilał się, by stale wyciągał ręce do Pana. Gdy ręce zupełnie drętwiały, towarzyszący Mojżeszowi Aaron i Chur podtrzymywali je. Przez cały więc dzień ten gest wyciągniętych do Pana rąk towarzyszył walce Izraelitów, a kiedy przyszedł wieczór, zwycięstwo było po ich stronie. To jednak nie Jozue zwyciężył, nie jego wojsko walczące na dole odniosło zwycięstwo - to tam, na wzgórzu, zwyciężył Mojżesz, zwyciężyła jego wiara.
Gdyby ta scena miała powtórzyć się w naszych czasach, wówczas uwaga dziennikarzy, kamery telewizyjne, światła reflektorów skierowane byłyby tam, gdzie Jozue walczy. Wydawałoby się nam, że to tam się wszystko decyduje. Kto z nas próbowałby patrzeć na samotnego, modlącego się gdzieś człowieka? A to ten samotny człowiek zwycięża, ponieważ Bóg zwycięża przez jego wiarę.
Wyciągnięte do góry ręce Mojżesza są symbolem, one mówią, że to Bóg rozstrzyga o wszystkim. - Ty tam jesteś, który rządzisz, od Ciebie wszystko zależy. Ludzkiej szansy może być śmiesznie mało, ale dla Ciebie, Boże, nie ma rzeczy niemożliwych. Gest wyciągniętych dłoni, tych mdlejących rąk, to gest wiary, to ubogi środek wyrażający szaleństwo wiary w nieskończoną moc i nieskończoną miłość Pana.
„Ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że ciebie nie opuszczę aż do śmierci" - to tekst przysięgi małżeńskiej wypowiadany bez żadnych warunków uzupełniających. Początek drogi. Niezapisana karta z podpisem: „aż do śmierci". A co, gdy pojawią się trudności, kryzys, zdrada?...
„Wtedy przystąpili do Niego faryzeusze, chcąc Go wystawić na próbę, zadali Mu pyta-nie: «Czy wolno oddalić swoją żonę z jakiegokolwiek powodu?» On im odpowiedział: «czy nie czytaliście, że Stwórca od początku stworzył ich mężczyzną i kobietą? Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i będą oboje jednym ciałem. A tak nie są już dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela»"(Mt 19, 3-5). Dwanaście lat temu nasilający się kryzys, którego skutkiem byt nowy związek mojego męża, separacja i rozwód, doprowadził do rozpadu moje małżeństwo. Porozumienie zostało zerwane. Zepchnięta na dalszy plan, wyeliminowana z życia, nigdy w swoim sercu nie przestałam być żoną mojego męża. Sytuacje, wobec których stawałam, zda-wały się przerastać moją wytrzymałość, odbierały nadzieję, niszczyły wszystko we mnie i wokół mnie. Widziałam, że w tych trudnych chwilach Bóg stawał przy mnie i mówił: „wystarczy ci mojej łaski", „Ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata". Był Tym, który uczył mnie, jak nieść krzyż zerwanej jedności, rozbitej rodziny, zdrady, zaparcia, odrzucenia, szyderstwa, cynizmu, własnej słabości, popełnionych grzechów i błędów. Podnosił, nawracał, przebaczał, uczyt przebaczać. Kochał. Akceptował. Prowadził. Nadawał swój sens wydarzeniom, które po ludzku zdawały się nie mieć sensu. Byt wierny przymierzu, które zawarł z nami przed laty przez sakrament małżeństwa. Teraz wiem, że małżeństwo chrześcijańskie jest czym innym niż małżeństwo naturalne. Jest wielką łaską, jest historią świętą, w którą angażuje się Pan Bóg. Jest wydarzeniem, które sprawia, „że mąż i żona połączeni przez sakrament to nie przypadkowe osoby, które się dobrały lub nie, lecz te, którym Bóg powiedział «tak», by się stały jednym ciałem, w drodze do zbawienia".
Ja tę nadzwyczajność małżeństwa sakramentalnego zaczęłam widzieć niestety późno, bo w momencie, gdy wszystko zaczęto się rozpadać. W naszym małżeństwie byliśmy najpierw my: mój mąż, dzieci, ja i wszystko inne. Potem Pan Bóg, taki na zasadzie pomóż, daj, zrób. Nie Ten, ku któremu zmierza wszystko. Nie Bóg, lecz bożek, który zapewnia pomyślność planom, spełnia oczekiwania, daje zdrowie, zabiera trudności... Bankructwo moich wyobrażeń o małżeństwie i rodzinie stało się dla mnie źródłem łaski, poprzez którą Bóg otwierał mi oczy. Pokazywał tę miłość, z którą On przyszedł na świat. Stawał przy mnie wyszydzony, opluty, odepchnięty, fałszywie osądzony, opuszczony, na drodze, której jedyną perspektywą była haniebna śmierć, I mówił: to jest droga łaski, przez którą przychodzi zbawienie i nowe życie, czy chcesz tak kochać? Swoją łaską Pan Bóg nigdy nie pozwolił mi zrezygnować z modlitwy za mojego męża i o jedność mojej rodziny, budowania w sobie postawy przebaczenia, pojednania i porozumienia, nigdy nie dał wyrazić zgody na rozwód i rozmyślne występowanie przeciwko mężowi. Zalegalizowanie nowego związku mojego męża postrzegam jako zalegalizowanie cudzołóstwa („A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę (...) a bierze inną popełnia cudzołóstwo, I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo" (Mt,19.9)). I jako zaproszenie do gorliwszej modlitwy i głębszego zawierzenia. Nasza historia jest ciągle otwarta, ale wiem, że Pan Bóg nie powiedział w niej ostatniego Słowa. Jakie ono będzie i kiedy je wypowie, nie wiem, ale wierzę, że zostanie wypowiedziane dla mnie, mojego męża, naszych dzieci i wszystkich, których nasza historia dotknęła. Będzie ono Dobrą Nowiną dla każdego nas. Bo małżeństwo sakramentalne jest historią świętą, przymierzem, któremu Pan Bóg pozostaje wierny do końca.
"Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy" (Mk 9,23) "Nie bój się, wierz tylko!" (Mk 5,36)
Słowa Jezusa nie pozostawiają żadnych wątpliwości: "Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie" (J 6, 53). Ile tego życia będziemy mieli w sobie tu na ziemi, tyle i tylko tyle zabierzemy w świat wieczności. I na bardzo długo możemy znaleźć się w czyśćcu, aby dojść do pełni życia, do miary nieba.
Pamiętajmy jednak, że w Kościele nic nie jest magią. Jezus podczas swojego ziemskiego nauczania mówił:
- do kobiety kananejskiej:
«O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak chcesz!» (Mt 15,28)
- do kobiety, która prowadziła w mieście życie grzeszne:
«Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!» (Łk 7,37.50)
- do oczyszczonego z trądu Samarytanina:
«Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Łk 17,19)
- do kobiety cierpiącej na krwotok:
«Ufaj, córko! Twoja wiara cię ocaliła» (Mt 9,22)
- do niewidomego Bartymeusza:
«Idź, twoja wiara cię uzdrowiła» (Mk 10,52)
Modlitwa o odrodzenie małżeństwa
Panie, przedstawiam Ci nasze małżeństwo – mojego męża (moją żonę) i mnie. Dziękuję, że nas połączyłeś, że podarowałeś nas sobie nawzajem i umocniłeś nasz związek swoim sakramentem. Panie, w tej chwili nasze małżeństwo nie jest takie, jakim Ty chciałbyś je widzieć. Potrzebuje uzdrowienia. Jednak dla Ciebie, który kochasz nas oboje, nie ma rzeczy niemożliwych. Dlatego proszę Cię:
- o dar szczerej rozmowy,
- o „przemycie oczu”, abyśmy spojrzeli na siebie oczami Twojej miłości, która „nie pamięta złego” i „we wszystkim pokłada nadzieję”,
- o odkrycie – pośród mnóstwa różnic – tego dobra, które nas łączy, wokół którego można coś zbudować (zgodnie z radą Apostoła: zło dobrem zwyciężaj),
- o wyjaśnienie i wybaczenie dawnych urazów, o uzdrowienie ran i wszystkiego, co chore, o uwolnienie od nałogów i złych nawyków.
Niech w naszym małżeństwie wypełni się wola Twoja.
Niech nasza relacja odrodzi się i ożywi, przynosząc owoce nam samym oraz wszystkim wokół. Ufam Tobie, Jezu, i już teraz dziękuję Ci za wszystko, co dla nas uczynisz. Uwielbiam Cię w sercu i błogosławię w całym moim życiu. Amen..
Święty Józefie, sprawiedliwy mężu i ojcze, który z takim oddaniem opiekowałeś się Jezusem i Maryją – wstaw się za nami. Zaopiekuj się naszym małżeństwem. Powierzam Ci również inne małżeństwa, szczególnie te, które przeżywają jakieś trudności. Proszę – módl się za nami wszystkimi! Amen!
Modlitwa o siedem Darów Ducha Świętego
Duchu Święty, Ty nas uświęcasz, wspomagając w pracy nad sobą. Ty nas pocieszasz wspierając, gdy jesteśmy słabi i bezradni. Proszę Cię o Twoje dary:
1. Proszę o dar mądrości, bym poznał i umiłował Prawdę wiekuistą, ktorą jesteś Ty, moj Boże.
2. Proszę o dar rozumu, abym na ile mój umysł może pojąć, zrozumiał prawdy wiary.
3. Proszę o dar umiejętności, abym patrząc na świat, dostrzegał w nim dzieło Twojej dobroci i mądrości i abym nie łudził się, że rzeczy stworzone mogą zaspokoić wszystkie moje pragnienia.
4. Proszę o dar rady na chwile trudne, gdy nie będę wiedział jak postąpić.
5. Proszę o dar męstwa na czas szczególnych trudności i pokus.
6. Proszę o dar pobożności, abym chętnie obcował z Tobą w modlitwie, abym patrzył na ludzi jako na braci, a na Kościół jako miejsce Twojego działania.
7. Na koniec proszę o dar bojaźni Bożej, bym lękał się grzechu, który obraża Ciebie, Boga po trzykroć Świętego. Amen.
Akt poświęcenia się Niepokalanemu Sercu Maryi
Obieram Cię dziś, Maryjo, w obliczu całego dworu niebieskiego, na moją Matkę i Panią. Z całym oddaniem i miłością powierzam i poświęcam Tobie moje ciało i moją duszę, wszystkie moje dobra wewnętrzne i zewnętrzne, a także zasługi moich dobrych uczynków przeszłych, teraźniejszych i przyszłych. Tobie zostawiam całkowite i pełne prawo dysponowania mną jak niewolnikiem oraz wszystkim, co do mnie należy, bez zastrzeżeń, według Twojego upodobania, na większą chwałę Bożą teraz i na wieki. Amen.