Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - w którą stronę teraz iść... ?

Anonymous - 2013-09-22, 14:12
Temat postu: w którą stronę teraz iść... ?
Drogie Sycharki, Drodzy Sycharowie,

postanowiłam napisać tu po wielu dniach spędzonych na czytaniu Waszego forum. Wiem, że profil tego forum jest nieco inny ale jednak ja znalazłam tu swoje emocje, swoje uczucia i dużo mądrości. Chciałabym zaczerpnąć z Waszego doświadczenia.

Zakończył się niedawno mój ponad 4 letni związek z mężczyzną, który jak myślałam zostanie moim mężem. Nie jestem mężatką. Kiedy się poznaliśmy ja byłam bardzo młoda, miałam 21 lat, on już 30+. Początkowo środowisko nie było zachwycone ale po jakimś czasie zaakceptowano nas, choć może z uwagi na wiek, z zewnątrz pasowaliśmy do siebie jak kwiat do kożucha to jednak dogadywaliśmy się świetnie. Dużo podróżowaliśmy, rozwijaliśmy się naukowo i zawodowo. Na początku on bardzo się starał, potem trochę mniej ale myślałam, że to taki etap związku. Byliśmy zawsze przede wszystkim wspaniałymi przyjaciółmi i to dawało mi ogrom satysfakcji, poczucia bezpieczeństwa. On nie jest łatwym człowiekiem, nie zaznał w domu zbyt wiele miłości, sporo przeszedł i życie mocno go pokaleczyło. Wiedziałam o tym i starałam się być delikatna, powoli uczyć go miłości, uczuć których nigdy nie potrafił okazywać. Nigdy nie powiedział mi że mnie kochał. Podobno nigdy nikomu tego nie powiedział. Wierzyłam że moja mądra miłość, moje zaangażowanie i delikatność, wytrwałość i przykład nauczą go czym jest miłość i związek. Wiedział, że chcę założyć rodzinę, wyjść za mąż, mieć dzieci. Sam też (raczej zapytany niż sam) deklarował podobne pragnienia.

Pierwsze poważne załamanie było rok temu. Zostawił mnie. Stwierdził, że nie jest w stanie założyć ze mną rodziny, że nie chce. Miałam wrażenie, że chce mi powiedzieć, że jestem za mało dojrzała dla niego. Bardzo to przeżyłam. Nie wiedziałam jeszcze wtedy jak przeżywa się stratę. Nie ma sensu tutaj tego opisywać. Było bardzo źle ze mną jednak to doświadczenie bardzo mnie ubogaciło, bardzo dorosłam, bardzo wiele sobie uświadomiłam i bardzo mocno wczepiłam się w Pana Jezusa. Runęłam w przepaść i powiedziałam Bogu „złap mnie”. Złapał.

Bardzo wyraźnie słyszałam wtedy od Pana, że to nie jest koniec. Że to etap, który musimy przejść. Że mam czekać. Czekałam. Wróciliśmy do siebie.

Ten rok był piękny. Byliśmy naprawdę bardzo bliskimi ludźmi dla siebie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że teraz to już na zawsze. Ja po studiach znalazłam dobrą pracę i nieco w niej już okrzepłam, on zaczął myśleć o zakupie większego mieszkania, wspieraliśmy się gdy było źle, świętowaliśmy gdy było dobrze. No więc czekałam na pierścionek. Z mówieniem o uczuciach nadal było słabo ale myślałam – ten typ tak ma.

Kilka miesięcy temu zostawił mnie. Nie potrafił do końca powiedzieć dlaczego. Powiedział że nie czuje się dobrze. Że nie czuje aby mógł założyć ze mną rodzinę. Że on chce mieć rodzinę ale ze mną nie potrafi iść dalej.

Teraz już wiem jak przeżywa się stratę. Nie zamknęłam się zupełnie przed światem, praca i ludzie dookoła zmuszają mnie do tego aby codziennie wstać z łóżka. Rok temu nie było to takie oczywiste. Jest ciężko ale żyję dzień za dniem. Kto jak kto ale Wy wiecie co oznacza żałoba po stracie. Tylko, że ja nie wiem co dalej. On nie jest moim mężem. Wiem, że miał prawo do takiej decyzji. A jednak mam takie poczucie, że to tak nie powinno było być. Po tylu latach mojego zaangażowania nie mam nic oprócz mojego poszarpanego serca.

Wiem że bardzo wiele dałam mu od siebie. Nauczyłam jak „działa” dziewczyna, kobieta. Widzę (niestety z uwagi na różne względy widzę) jak on teraz obraca się w środowisku kobiet. Jak powoli nawiązuje relację. Tak strasznie to boli. Wiem, że szuka żony.

Ja wychodzę do świata. Spotykam, poznaję ludzi. Ostatnio jakiś chłopak zaczął się mną interesować. Ale dla mnie nikt nie jest dość zaradny, dość inteligentny, dość dobry. Każdy ma podstawową wadę – nie jest nim. Nie chcę nikogo skrzywdzić a zarazem nie chcę być sama. Mam 25 lat (choć czasem czuję się znacznie starsza) i boję się że jeżeli to wszystko potrwa jakiś czas, nie założę rodziny. Nie potrafię sobie z tym wszystkim już poradzić.

Najpierw czułam że ten kryzys jest mi potrzebny aby znowu zbliżyć się do Boga, aby przemyśleć siebie, aby zająć się sobą. Stałam się. Potem czułam, że to jeszcze nie jest koniec tej naszej historii, że ten czas jest też jemu potrzebny aby poukładał siebie. A teraz już nie wiem co mam o tym myśleć. Po ludzku sytuacja jest beznadziejna. On nie kocha mnie i nie chce być ze mną. Racjonalnie myśląc powinnam zająć się sobą i przestać rozgrzebywać przeszłość bo to powoduje, że moje rany nie mogą się zagoić. Ale we mnie gdzieś tam w środku jest ciągle ta cholerna nadzieja i to poczucie, że on jest właśnie Tym Człowiekiem. Że to jest Prawdziwa Miłość. Czyste Dobro. Że ten Krzyż mój obecny jest po to, abyśmy jeszcze mogli być razem. I... że będziemy. Choć racjonalnie to bez sensu. Co gorsze – ta nadzieja, to poczucie, nie pozwala mi pójść dalej, zatrzymuje mnie. Jestem teraz w takim miejscu swojego życia, że po prostu nie wiem co dalej.

Anonymous - 2013-09-22, 14:51

Póki nie jesteś jego żoną, uchwyć się swojej racjonalności i naucz się żyć sama ze sobą. Dostałaś dwa razy wyraźny sygnał, że on ma inny pogląd na Wasz związek. Dobrze, że teraz, a nie po ślubie.

Wiem, co mówię, bo mój mąż dwa razy mnie zostawiał przed ślubem i dwa razy wracał. Teraz usłyszałam, że ślub na nim wymusiłam. Pobraliśmy się po 7 latach znajomości, będąc ze sobą w trakcie tego okresu przez lat 5, w narzeczeństwie przez półtora. Też wierzyłam/wierzę, że to miłość na całe życie, ten jedyny, druga połówka. I co? Obie strony muszą w to wierzyć.

Dosadniej rzecz ujmując - wiesz już, że ten pies gryzie, nie daj się pogryźć trzeci raz, nawet jeżeli z zewnątrz jest puszysty.

Anonymous - 2013-09-22, 15:31

Filomeno, czy gdybyś teraz jeszcze raz była w tym momencie w którym po raz drugi się rozstaliście, postąpiłabyś inaczej? Zajęła sobą i nie chciała aby Wasze drogi znowu się zeszły?

Czytając Wasze forum i rozmawiając ze starszymi koleżankami bardzo mocno zdaję sobie sprawę że małżeństwo nie jest wcale końcem [problemów] ale raczej początkiem jakiejś drogi która wcale nie musi być łatwiejsza. Z drugiej strony czy Wy żałujecie swoich decyzji o małżeństwie? Bycie przez całe życie samemu jako panna/kawaler wcale nie jest łatwe. A decyzja o byciu z kimkolwiek zawsze jednak niesie ze sobą ryzyko że nie będzie różowo. Nie macie pewności czy gdybyście wybrali innego męża/żonę związek byłby aż po grób. Czego się trzymać jeśli nie swoich uczuć ?

Anonymous - 2013-09-22, 18:50

Witaj na Forum
Anielko, Twój partner wydaje się,że ma problem z tym by sie zdecydować na małżeństwo, Ty wierzysz, ze jak będziesz sie starać więcej to go zmienisz , nic błędnego. To musi być jego decyzja i jego odpowiedzialność w wolności, a nie jako wynik Twoich starań. Twoja postawa, trochę przypomina mi współuzaleznienie, to znaczy, ze trwasz uporczywie w sytuacji, która wyraźnie ci nie pasuje i ci szkodzi ale za to ze jest źle, winisz siebie, to znaczy gdybym sie bardziej starała to by było lepiej, a to nieprawda. Nie wiaże Cię z tym człowiekiem żadne zobowiązanie, więć oderwij sie od czegoś co Ci nie służy. Czy w domu była podobna relacja jakaś trudna w której trzeba było funkcjonować i tak sie już nauczyłaś , zę tak ma być.

anielka napisał/a:
Ostatnio jakiś chłopak zaczął się mną interesować.


Więc nie masz sie czego obawiać. Masz prawo wybrać taka relację w której będzie Ci dobrze.

Anonymous - 2013-09-22, 19:23

Czesc, facet Cie wykończy taką huśtawką.
Anonymous - 2013-09-22, 19:30

anielka napisał/a:
Czego się trzymać jeśli nie swoich uczuć ?

Uczucia mają to do siebie, że są zmienne, więc akurat trzymanie się wyłącznie uczuć może być zgubne. Uczucia są ważne, uczucia mówią o ważnych rzeczach, ale nie do nich należy decyzja. Decyzja należy do rozumu, który bierze pod uwagę zarówno uczucia, jak i realne spojrzenie na życie, jak i powierzenie się opiece Pana Boga. Czy modlisz się o rozeznanie w tej kwestii?

Anonymous - 2013-09-22, 19:52

anielka napisał/a:
Czego się trzymać jeśli nie swoich uczuć ?


Uczucia niestety zawodzą! , nie tylko w takiej sytuacji, w kazdej!
przy wyborze męża potrzeba jeszcze trochę rozsądku. Ty masz wyraźne sygnały na co czekasz? później bedzie tylko gorzej

Anonymous - 2013-09-22, 20:08

anielka napisał/a:
Filomeno, czy gdybyś teraz jeszcze raz była w tym momencie w którym po raz drugi się rozstaliście, postąpiłabyś inaczej? Zajęła sobą i nie chciała aby Wasze drogi znowu się zeszły?


Anielko, nie chcę jednoznacznie odpowiadać na to pytanie. Rozum mówi, że nie powinnam była ulec uczuciom - naiwnym, wierze w miłość na całe życie, wierze, że skoro wraca, to znaczy, że jest mi przeznaczony. Wierzyłam mu jak nikomu na świecie, uważałam za dobrego, uczciwego, honorowego człowieka, który mnie nigdy nie skrzywdzi. Owszem, była we mnie zadra ze względu na jego wcześniejsze odejście, może ta zadra coś dalej spowodowała? Nie wiem, bo też możliwe, że widziałam w nim to, co chciałam widzieć.

Inna rzecz, że mam wspaniałą córkę, którą razem poczęliśmy.

Ale Ty jesteś na początku drogi, jeżeli teraz się wycofasz, to automatycznie będzie mniej wspomnień, punktów zaczepienia dla emocji. Osiągniesz równowagę. Jeżeli on będzie chciał naprawdę, to Ciebie i tak znajdzie. Zgadzam się ze zdaniem powyżej - nie możesz budować związku na założeniu, że jak będziesz się bardziej starać, to on będzie chciał być z Tobą. To niszczy, a wynika z lęku przed porzuceniem. Na lęku nie powstaje dobre małżeństwo.

Anonymous - 2013-09-22, 21:51

Anielko pytasz w którą iść stronę teraz - sugeruję TYLKO w swoją stronę.

Nie przyjmujesz do wiadomości, że nastąpił koniec waszego związku, stąd to samopoczucie.
Ja natomiast uważam, że powinnaś partnerowi PODZIĘKOWAĆ i to z całego serca, że był na tyle odpowiedzialny by nie doprowadzać do małżeństwa, łudząc Cię obietnicami, jednocześnie wiedząc, że rodziny z Tobą nie chce stworzyć a jego uczucia się już wypaliły.
Właściwie to już dwukrotnie, całkowicie jasno wyraził swoje obawy i swoje stanowisko, mało tego opuścił Cię - zatem nie rozumiem dlaczego chciałabyś kontynuować coś, co nie ma żadnych podstaw by istnieć.
Co on miałby jeszcze zrobić byś definitywnie zrozumiała, że to nie ten mężczyzna na całe życie? Słowo NIE znaczy tylko NIE, nic innego - to chyba aż nadto oczywiste.
Okaż mu raczej wdzięczność za rozsądek którym się wykazał, podziękuj za wspaniałe chwile razem, zachowaj je w pamięci jak wspaniały podarek od losu ale zacznij żyć własnym życiem, tak po prostu.

Anonymous - 2013-09-22, 23:03

Cytat:
Co on miałby jeszcze zrobić byś definitywnie zrozumiała, że to nie ten mężczyzna na całe życie?


Może nie jeździć ze mną oglądać mieszkań "dla nas" na trzy miesiące przed rozstaniem. Nie wyjeżdżać ze mną na weekendy za miasto w ostatnim miesiącu przed rozstaniem. Nie prowadzić ze mną długich rozmów "o wszystkim" niemal każdego wieczora przed rozstaniem. Nie dorabiać mi brakującego klucza do mieszkania gdy już zaczynaliśmy się rozstawać. Słowem, nie rozstawać się ze mną w momencie w którym naprawdę było fajnie. Usiąść i powiedzieć mi, że nie możemy być razem bo to i tamto. Nie odpowiadało mi to i to. Tu i tu nie czułem się dobrze. Powiedzenie komuś po ponad czterech latach bycia razem, że nie chcę być z Tobą i zakładać z Tobą rodziny bo nie to trochę za mało. Nie jesteśmy dziećmi które nie chcą się z kimś bawić w piaskownicy bo NIE. Właściwie poważnej długiej rozmowy wcale nie było. To też boli.

Anonymous - 2013-09-23, 10:01

anielka napisał/a:
Właściwie poważnej długiej rozmowy wcale nie było. To też boli.

Boli na pewno. I to bardzo. Jednak ja również skłaniałabym się ku temu, co napisała kenya. Pomimo formy zakończenia związku, jest to na pewno duuuużo lepsza sytuacja niż miałoby to nastąpić już po zawarciu małżeństwa. Bo wówczas, zwłaszcza z upływem czasu, byłoby coraz trudniej...

Anonymous - 2013-09-23, 17:57

Cytat:
Z mówieniem o uczuciach nadal było słabo ale myślałam – ten typ tak ma.


- mężczyzna nie mówi o uczuciach a Ty Anielko uważasz, że one są, lecz on nie potrafi.

Cytat:
Kilka miesięcy temu zostawił mnie. Nie potrafił do końca powiedzieć dlaczego. Powiedział że nie czuje się dobrze. Że nie czuje aby mógł założyć ze mną rodzinę. Że on chce mieć rodzinę ale ze mną nie potrafi iść dalej.


- najbardziej oczywisty sposób by wycofać się.

Fakt, że między pierwszym a drugim rozstaniem wydawało Ci się, że wszystko jest na dobrej drodze może świadczyć o Twoim subiektywnym postrzeganiu tej sytuacji lub o tym, że on próbował lecz ostatecznie stwierdził, że jednak to nie jest to o co mu chodzi.

Ty natomiast oczekujesz konkretów pt. co jemu w Tobie nie pasuje żebyś mogła to sobie poprawić/dostosować się. To jeden z najfatalniejszych pomysłów.
Pewne rzeczy się wie, on nie chce kontynuować bo tak czuje. Ubieranie tej decyzji w zarzuty pod Twoim adresem wg mnie pozostawiłoby tylko niesmak na koniec a przecież tak być nie musi.

Anonymous - 2013-09-28, 13:11

Bardzo Wam dziękuję. Za dużo mądrości i prawdy. Dawno nikt mi tak po prostu nie pomógł. Zwykle to ja daję.

Zauważyłyście bardzo istotną rzecz dla mnie, której nie widziałam do tej pory i która mnie uderzyła. Że chcę się dostosować, naprawić. A to ma opłakane skutki. Bo w tym wszystkim coraz mniej jest mnie. Muszę się jeszcze zastanowić co z tym zrobić i jak się za to zabrać.

On ostatnio zaczął się odzywać. Nie wiem o co w tym chodzi. Pozostawiam to jednak czasowi a siebie opatrzności Bożej.

Anonymous - 2013-09-28, 16:57

takie naprawianie siebie, dostosowywanie się może spowodować, że zaczniesz funkcjonować jak marionetka, ty sama po kilku latach poczujesz się "zurzyta", taka "wypruta z sił", a on i tak znudzi się, bo jak mówi przysłowie - daj palec ....
Dobrze, że nie zostało to uwięczone ślubem, takim związkiem można się bardzo umęczyć.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group