Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak namówić Żonę do powrotu???

Anonymous - 2013-10-08, 16:32

No widzisz, to jednak coś się dzieje. Oby tak dalej.... :mrgreen:
Anonymous - 2013-11-03, 23:34

Drodzy Forumowicze,
Od mojego ostatniego wpisu minęło już trochę czasu. Przez ostatni miesiąc starałem się podczas podróży z córką do szpitala rozmawiać z Żoną. Za każdym razem jak rozmawialiśmy czy to w samochodzie czy u niej w mieszkaniu prawie zawsze miała łzy w oczach i mówiła że nie chce rozmawiać bo się zaraz denerwuje itp.... Patrząc na ostatnie dni widzę że co zrobię jednak krok do przodu to zaraz robię dwa w tył. Co mi się tylko udało to zaciekawiłem żonę książkami p Jacka Pulikowskiego o ratowaniu małżeństwa itp. Czy czyta - hmm nie wiem, a ona też mi nie chce do końca powiedzieć. Problem jednak na dzień dzisiejszy jest największy z tym ze brakuje mi pomału sił do walki o to wszystko. Tak na prawdę mam przeciwko sobie zarówno mojej żony koleżanki a także przede wszystkim psychologa z Niebieskiej Linii z którym wiem że żona raz na jakiś czas rozmawia. Na przykład ostatni tydzień pokazał że przed rozmową z nim mogliśmy porozmawiać o naszym małżeństwie, zgodziła się że być może w niedzielę przyjedzie zobaczyć skończony nasz dom a już w środę (wiem że po rozmowie z psychologiem z NL) była zmiana o 180 stopni - traktowanie z góry, stawianie kolejnych barier kiedy i gdzie możemy rozmawiać o małżeństwie a kiedy nie.... I tak na prawdę zauważyłem wtedy że żonie nie zależy na odbudowaniu małżeństwa. Dziś gdy odwoziłem syna po weekendzie do żony słowo do słowa powiedziałem jej o swoich odczuciach na temat tego psychologa i tego co się dzieje... Moja żona cały czas powtarzała że nic nie rozumiem że ona miała przemoc w domu ze mnie nie kocha, że nie wróci a jak ja zacząłem mówić co to za psycholog który dąży do rozbicia rodziny to powiedziała mi że psycholog powiedział jej że takich związków sie nie ratuje!!! Kochani doradźcie co robić bo mi już ręce opadły jak to usłyszałem. Oczywiście w przypływie złości mam pokazywane otwarte drzwi i słyszę że mam wychodzić. Na prawdę sam już nie wiem co robić. Też się martwię ponieważ pomimo ciągłej pracy nad sobą też mi pomału puszczają nerwy.... Proszę pomóżcie...

Anonymous - 2013-11-04, 11:17

Mogę tylko poradzić tyle, co mnie pomogło.
Prośba do Boga aby pomógł Ci w tej trudnej sytuacji. Aby był obok Ciebie podczas rozmowy. To jest ogromne wsparcie, ogromna siła.
Aby obdarzył Cię łaską zrozumienia tego, co i jak trzeba powiedzieć. I żebyś Ty znalazł w sobie spokój i abyś umiał uspokoić własne nerwy.

Mój mąż który się waha, podczas rozmów jest niespokojny, rozdrażniony i już przed rozmową widzę jaki jest spięty, jakie to dla niego trudne.
Ja dzięki łasce Boga znalazłam w sobie ocean spokoju na te rozmowy.
I czuję, że to jest to co można zrobić.

Anonymous - 2013-11-04, 16:55

dziwne ze terapeuta sie zachowuej w ten sposób... chodziłam do kilku i zaden w ten sposób sie nie zachowywał. nikt nigdy mi nie mówił co mam zrobic i jak zyc... nie na tym polega terapia.
Anonymous - 2013-11-04, 17:26

Tomek słyszy tylko o wnioskach z terapi jakie wyciąga jego żona,
a nie to co mówi terapeuta.
Psycholog nie powie zrób to czy to.....chyba, że ma do czynienia z przemocą w rodzinie,
czy tez z alkoholizmem, wtedy zapewnie radzi uciekać z takiego chorego zwiazku

Anonymous - 2013-11-04, 17:29

"pomyślała o powrocie do pracy dopiero po 4,5 roku siedzenia w domu" ,
"moja siedziała w domu 20 lat"- drodzy panowie ,pozwólcie ,że wetknę trochę szpilkę,ale jak słyszę takie teksty, że zona "siedzi w domu " to trochę mnie ponosi, może byście sie spróbowali zamienić i też "posiedzieć" w domu ,ciekawe ile byście wytrzymali .. :-|

Anonymous - 2013-11-05, 00:27

Kochani,
Dziś znowu miałem okazję by porozmawiać z Żoną. W większości jest to niestety jednak monolog z tym że czasem słyszę że nic nie rozumiem itp. Widzę podczas rozmowy że być może coś dociera do niej, że się zastanawia nad tym wszystkim. Mówię o dzieciach o ich przyszłości, o nas, o Bogu w naszym małżeństwie, ale ciągle słyszę na koniec że co się taki świątobliwy nagle zrobiłem i że nie kocha mnie i nie wróci..... a i na żadną terapię małżeńską nie pójdzie bo podjęła już taką decyzję i koniec.
Problem jest jeszcze innej natury - niestety o ile o małżeństwo walczyć należy do końca o tyle trudności w tym nie brakuje. Tak jak już pisałem wcześniej wybudowaliśmy dom. Jest on praktycznie gotowy (na tyle żeby dało się tam zamieszkać) ale jak dom jest gotowy to niestety nie ma kto się tam przeprowadzić. Problem jest w tym że dom jest na kredyt. Zostałem ze wszystkimi naszymi zobowiązaniami tak na prawdę sam. Na dodatek teraz przyszło jeżdżenie na rehabilitację no i oczywiście ustalone kontakty z synem gdzie wiadomo czas z Nim jest czasem tylko dla Niego. Pracę mam taką że pomimo luźnych godzin wymaga ona dużego poświęcenia czasowego. I teraz przez tą rozłąkę zrobiło się tak że przez to wszystko nie mam za wiele czasu na pracę a wydatków sporo więcej ( jeden wyjazd na rehabilitację to w sumie 100km). Co za tym idzie sam po prostu nie dam rady tego wszystkiego tak dalej ciągnąć.
Zaraz okaże się że że starać się będę o rodzinę a tak na prawdę zaraz nie będziemy mieli naszego domu bo albo go trzeba będzie sprzedać a jak się nie uda to grozi to komornikiem. Niestety te argumenty nie docierają do mojej Żony.
Dziś usłyszałem tylko czy w tym miesiącu prześle pieniądze na dzieci, kiedy i dlaczego ostatnio przesłałem tak mało. A tak na prawdę to na własne życzenie moja Żona opłaca czynsz za to mieszkanie i próbuje jakoś utrzymać siebie i dzieci (do tej pory mieszkanie było wynajmowane, czynsz się spłacał a i jeszcze jakieś pieniążki z tego pozostawały)
Mówiłem o tym wszystkim żonie, pisałem jeszcze w smsach ale w odpowiedzi słyszałem tylko:
- Moja decyzja jest ostateczna, nie chcę być już twoją żoną, nie chcę tego domu
- Tomek jest już za późno...
Dziś dałem żonie telefon do poradni diecezjalnej zachęcając ją do zapisania się na poradę. Powiedziałem jej że sam też zapisałem się na wizytę i że moglibyśmy tam chodzić na terapię ale jak dałem kartkę z telefonem to została gdzieś rzucona oscentacyjnie. Poza tym zauważyłem że zaraz po naszych rozmowach o małżeństwie żona ma przez długi czas zajęty telefon (wyszło to jakoś przy okazji....) tak jakby każda poważniejsza rozmowa między nami była z kimś omawiana...
Ciężko cokolwiek tutaj więcej powiedzieć. Jak widzicie sprawa jest ciężka a sytuacja bardzo trudna.
Wracając do tematu psychologa z Niebieskiej Linii to będąc oskarżanym o stosowanie przemocy psychicznej (tak jak pisaliście chcę iść i spróbować porozmawiać z kimś z niebieskiej linii by ten psycholog poznał też drugą stronę medalu, żeby usłyszał relacje drugiej strony). Powiem Wam szczerze - jestem świadomy swoich wad, ale nie uważam się za nie wiadomo jakiego kata rodzinnego. Oczywiście były nieporozumienia i kłótnie rodzinne wynikające z różnych spraw, ale nigdy nie podniosłem ręki na Żonę czego akurat w drugą stronę nie mogę powiedzieć że było tak samo..... Nie wiem co było opowiadane na tej NL? Jednak czytając od deski do deski stronę internetową niebieskiej linii a także forum NL zobaczyłem jak wiele osób będących jej współpracownikami wypowiada się skrajnie nieodpowiedzialnie. Dodatkowo na kilkunastu tych pracowników NL znalazłem jednego który na prawdę chciał ratować rodzinę a podobno właśnie to jest jednym z zadań statutowych niebieskiej linii. Na koniec przytoczę słowa wypowiedziane na forum przez współpracownika - o nicku dynamika - dotyczące słowa "kocham cię" przez osobę stosującą przemoc (porada dla osoby szukającej odpowiedzi i porady na forum):
- "Słowo Kocham Cię w związkach przemocowych są jeszcze jednym kłamstwem i oznaczają chęć sprawowania kontroli nad drugą osobą..."

Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za słowa otuchy i wsparcia. Oczekuję także słów krytycznych bo i na takie jestem otwarty. A odpowiadając krawędzi nadziei mogę tylko powiedzieć że własnie modlitwa, zawierzenie mojej rodziny Jezusowi miłosiernemu pozwala mi jakoś funkcjonować i radzić sobie z tymi wszystkimi trudnościami. Zachęcam też do tego moją żonę ale na razie bez skutku... Jeszcze gdy byliśmy razem wyraźnie oddalała się od Boga a ja kompletnie nie miałem na to wpływu (nie da się kogoś zmusić o modlitwy czy też wspólnej mszy św.)

Anonymous - 2013-11-05, 09:49

Tomku Twoja historia jest bardzo zbliżona do mojej ...

Mój mąż też mnie nie chce, mówi, że już za późno na naprawę, milczy podczas rozmów, na pewno się z nikim nie spotyka, coś w nim pękło, coś się przelało, coś skończyło ....
Też mamy gotowy do zamieszkania nowy dom, na szczęście bez kredytu.
Nie mamy dzieci.

Ale Twoja sytuacja bardzo przypomina mi moją. Też walce juz od 6 tyg, nie poddaje się i ciągle nie trace nadziei, że będziemy razem, że to jakieś chwilowe załamanie u mojego męża, że przemyśli i wróci.

Polecam modlitwę:

Kochany Ojcze!
Stwórczym aktem powołałeś do istnienia małżeństwo.
Chciałeś bowiem zapewnić nam najlepszy sposób wypełniania przykazania miłości.
Po okresie ludzkiej niemocy i egoizmu,
posłałeś na świat swego Syna Jezusa Chrystusa, aby przywrócił nam dar miłości.
Odtąd małżonkowie mają moc do realizowania miłości małżeńskiej.
Proszę Ciebie, Dobry Ojcze i Stwórco, obdarz nasze małżeństwo miłością.
Panie Jezu, który jesteś wcieleniem Boskiej miłości i prawdy,
uchroń nasze małżeństwo przed utratą pierwotnej miłości.
Maryjo i Józefie, Święci Małżonkowie,
wstawiajcie się za ślubującymi sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską.
Proszę Ciebie, Jezu Chryste, aby nasze małżeństwo obdarowane było cudem przemiany.
Przemieniaj nasze urazy w przebaczenie,
oziębłość w żar miłości ofiarnej,
szorstkość w delikatność,
słowa przykre w pełne czułości,
oddalenie w bliskość,
smutek w radość,
obojętność w pragnienie bycia razem.
Oby w naszym małżeństwie objawiła się Twoja Boska miłość i Twoja chwała.
Tobie i Twojej Matce zawierzamy nasze szczęście małżeńskie i rodzinne.
Amen




Ojcze, który nas kochasz, któryś nas ukochał
Zanim dałeś nam życie.
Tobie powierzam wszystko,
Co mam najdroższego, mój Skarb, mojego męża/żonę
Najbliższą mi osobę.
Ty kochasz więcej niż ja jestem w stanie pokochać
Ufam Twojej miłości
Otocz ukochanego mojego swoja opieką
I chroń od wszelkiego złego.
Niech Twój Anioł czuwa nad nim i niech Go strzeże
Spraw, by było mu dobrze, zachowaj go w zdrowiu
Dodaj sił i napełnij radością.
Niech go otacza ludzka życzliwość,
Niech na swej drodze spotyka serdeczne
Uśmiechnięte twarze
Opatrzności Boża, Tobie się oddajemy w opiekę
Osłaniaj nas
Doprowadź nas szczęśliwie znowu do siebie
Pomóż nam, Panie, odbudować dom,
w którym Ty zamieszkasz z nami na zawsze.
Wiem, że ludzkie marzenia o szczęściu
Złym zrządzeniem losu mogą obrócić się w niwecz.
Ale ufam Ci i mocy Sakramentu, w którym nas połączyłeś
Ty, który nie zapominasz o liliach polnych i ptakach niebieskich
pamiętaj o nas.
Wierzymy Twojej Miłości
Niech wola Twoja wypełnia się nad nami i w nas

Amen

Anonymous - 2013-11-05, 12:56

Dziękuję i Tobie również życzę powodzenia na tej drodze.
Anonymous - 2013-11-05, 16:16

Martwie się, że tych sił mam coraz mniej. Ale póki co będę walczyć, bo nigdy z ust męża nie usłyszałam, że nigdy nie będziemy razem. Nasze małżeństwo było naprawdę dobre. Mąż najczęściej mówi, potrzebuje czasu, ale to było jakiś miesiąc temu. Od tamtej pory nasze rozmowy są raczej służbowe i mam wrażenie, że nic się w nim nie zmienia.

Niestety nie jest jakoś mocno wierzący, więc nie mogę liczyć na to że sakrament ślubu będzie miał dla niego znaczenie, tym bardziej rekolekcje.

U mnie też sytuacja jest taka, że nasze rodziny są już mocno zaangażowane - wszyscy próbują z nim rozmawiać - nie wiem czy to dobrze - ale próbują pomóc. Nie mogą patrzeć jak cierpię, szczególnie ze zawsze stawiani byliśmy za wzór, jak małżonkowie powinni się do siebie odzywać, jak się szanować, jak okazywać uczucia.

Ale mój mąż jest nieugięty. Chyba. Nikt nie wie co mu siedzi w głowie, dlaczego każdy się bardzo dziwi ... dlatego podejrzewany jakiś dół psychiczny, depresje.

W czwartek IDE do psychologa, mam nadzieję, że coś mi pomoże. A poza tym zostaje mi modlitwa.

Anonymous - 2013-11-05, 17:58

Kurczę - u mnie jest dokładnie tak samo. Tylko dochodzi jeszcze to że nasz syn prosi moją żonę o to że chce chodzić do starego przedszkola bo tam uczył sie literek, miał dodatkowo taniec i angielski.... Ale to ją też nie rusza. Jeszcze dziś usłyszałem od niej że dziecko ma się dostosować. Po każdej naszej rozmowie jest konsultacja z koleżankami i tak na prawdę człowiek walczy o małżeństwo ale walczy też z fałszywymi doradcami oraz chorym psychologiem....
Tak na prawdę gdyby nie modlitwa i wiara w to że będzie dobrze zwariowałbym już dawno a tak trzeci miesiąc zaczęty....

Anonymous - 2013-11-05, 21:07

Wspołczuję Ci tego, że oprócz rozstania z żoną Cierpisz jeszcze z powodu dzieci.
Ja dziś rozmawialam z teściowa - kobieta jest kłębkiem nerwów, wskoczyłaby za moim mężem w ogień i nie może znieść tego, jak on się teraz zachowuje. Jak mnie traktuje.

Rozmawialam też z mężem ponad przez telefon - powoli trace nadzieję. Dochodzą do wniosku, że muszę mu pozwolić odejść. Z miłości. Skoro nie jest szczęśliwy ze mną, to niech będzie z kimś innym. Muszę mu na to pozwolić skoro go kocham. Łzy mi lecą ciurkiem jak to piszę, ale to chyba jest jedyne rozwiązanie. Mój mąż mnie już nie kocha i tyle.

Anonymous - 2013-11-06, 06:45

smutna ona napisał/a:
Skoro nie jest szczęśliwy ze mną, to niech będzie z kimś innym

Dajesz pozwolenie na zło, i uważasz, że to z miłości? :shock: Miłość nigdy nie daje pozwolenia na zło, w tym przypadku cudzołóstwo. Oboje macie prawo do separacji (w skrajnych przypadkach), ale bez możliwości związania się z kimś innym.
Ja teraz nie piszę o tym, co zrobi Twój mąż. Ma swoją wolną wolę, nikt nie wie jak ją wykorzysta. Piszę o Twojej postawie. Takie rozumienie miłości jakie teraz pokazujesz, jest bardzo współczesne, tolerancyjne, ale nie ma nic wspólnego z miłością, którą ślubowałaś w przysiędze małżeńskiej. W dalszej perspektywie zwyczajnie opłaca się - tylko ta druga :-)
Polecam rekolekcje ks. Dziewieckiego o przysiędze małżeńskiej: https://archive.org/details/przysiega-malzenska

Anonymous - 2013-11-06, 07:58

Nie chodzi o przyzwolenie na zło, a o pozwolenie na odejście. To taka wewnętrzna zgoda na to żeby małżonek sam podjął decyzję, jakakolwiek by ona nie była. To pogodzenie się z tym, że nie mamy na niego wpływu. Puszczamy usilnie ściskane linki, puszczamy wolno.
Wbrew pozorom (pomimo bólu i cierpienia), taka zgoda daje względny wewnętrzny spokój. I najczęściej jest bardziej skuteczna niż usilne działania nie przynoszące oczekiwanych efektów.

To tak ogólnie, bo jeśli w tym przypadku rzeczywiście chodzi o chorobę, to raczej nie należy zostawiać chorego samemu sobie. Trudna sytuacja, potrzeba dużo wyczucia i delikatności...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group