Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak namówić Żonę do powrotu???

Anonymous - 2013-09-18, 09:52

Tylko z tymi sektami to nie jest taka prosta sprawa........
Drodzy Forumowicze, czy może ktoś z Was zna dobrą poradnię małżeńską w Warszawie?

Anonymous - 2013-09-18, 10:05

Tomek36 napisał/a:
Tylko z tymi sektami to nie jest taka prosta sprawa........

Oczywiście, że nie jest prosta. Gdyby to okazało się prawdą... musisz mieć wiele siły na walkę (w takim przypadku to może być naprawdę trudna walka).
Ja nie jestem z Warszawy, więc co do poradni się nie wypowiem.
Na dzień dzisiejszy nie przestawaj modlić się za żonę, błogosław jej i módl się o łaski dla niej.

Anonymous - 2013-09-18, 10:08

uderz do Sychara na Skaryszewskiej to na pewno Ci podadza konkretne namiary
Anonymous - 2013-09-18, 10:35

[quote="Tomek36"
Drodzy Forumowicze, czy może ktoś z Was zna dobrą poradnię małżeńską w Warszawie?[/quote] Wysłałam Ci wiadomość prywatną. Pozdrawiam

Anonymous - 2013-09-18, 10:46

Tomek
Nim uczepisz się całkowicie myśli "to wszystko przez sektę"
spójrz na to jakie były Wasze relacje z żoną i to najlepiej z terapeutą, bo sam na to obiektywnie nie spojrzysz w obecnej sytuacji

Anonymous - 2013-09-19, 00:21

Dziś po raz pierwszy od trzech tygodni udało mi się spędzić 3 godziny z Synem. Odebrałem go z przedszkola i pojechaliśmy do mnie (nie wspomnę już jak się ucieszył jak zobaczył dziadków) W końcu mogliśmy sie pobawić i spędzić wspólnie czas. Jednak zauważyłem jak przez całą sytuację szybko dorósł. Chodził po swoim dotychczasowym pokoju, szukał jeszcze jakichś zabawek a później usiadł smutny na łóżku i mówi: Tatuś i co sam śpisz teraz w pokoju? mówię: no tak, zostałem sam to i sam śpię w pokoju a On na to: Tata, chciałbym żebyś z nami nocował....... tylko na razie Mama się nie zgodzi... itd...
Ile to dziecko potrafi zrozumieć. Oczywiście przyjechaliśmy (niestety z aż pięciominutowym opóźnieniem ;-) na klatce czekał już komitet powitalny czyli Żona i jej koleżanka z telefonem w garści nagrywającym naszą rozmowę. Syn chciał jeszcze iść na chwilę pograć w piłkę na boisku obok bloku. Prosiliśmy i wyprosiliśmy aż 20min. Wracamy z powrotem a na dole moja Żona mówi: no jak to, miałeś wrócić o 18 a jest 18.30, ja mam dwójkę dzieci do wykąpania! jest późno, dziecko zmarzło..... Koleżanka obok, nagrywa rozmowę, syn patrzy jak na wariatów. Zdążyłem tylko powiedzieć że sama pozwoliła na trochę dłużej ale już tylko plecy zobaczyłem.....

Powiem Wam szczerze że jest mi żal mojej Żony, już nawet nie jestem na Nią zły za to co zrobiła bo widzę że pod wpływem koleżanki robi się coraz bardziej dziwna....

[ Dodano: 2013-09-19, 00:30 ]
Oglądałem wczoraj już po raz drugi film "Próba ogniowa" Film jak wiecie jest super. Tak jak bohater tego obrazu powiedziałem sobie już jakiś czas temu że będę walczył o Żonę. Tak jak pisałem już wcześniej - wiem że nasze Dzieci będą najbardziej szczęśliwe jak będą żyły w szczęśliwej rodzinie. Powiecie pewnie że nie ma na co liczyć..... Ja jednak spróbuję....
Nie będę porównywał - bo to też jest inna sytuacja, ale powiem Wam szczerze, że tak jak bohater filmu był zaskakiwany negatywnymi posunięciami żony tak i u mnie dziś było.
Idę dziś do sądu, mam dobre nastawienie, czytam akta i co widzę? Moja Żona napisała pismo do akt:
"Zwracam się z uprzejmą prośbą o przyspieszenie trybu rozpatrzenia wniosku (o ustalenie miejsca pobytu oraz ograniczenie praw rodzicielskich) ponieważ mój mąż wykazuje objawy rozchwiania emocjonalnego i muszę spotykać się z nim w obecności policji, ponieważ obawiam się o życie i zdrowie swoje oraz dzieci"

Komentarz chyba będzie zbędny..... :shock:

Anonymous - 2013-09-19, 08:03

Tomek36 napisał/a:

........... już nawet nie jestem na Nią zły za to co zrobiła bo widzę że pod wpływem koleżanki robi się coraz bardziej dziwna....

Ja swojego czasu byłem wściekły na żonę za jej oskarżenia będące dla mnie wyssanymi z palca wymysłami. Usiłowałem zrozumieć o co chodzi, ale nie potrafiłem. Ślepa wściekłość mojej żony doprowadzała mnie też do furii i złośliwości...... topionej w alkoholu. Po pewnym czasie zrezygnowałem z walki słownej i nic nie dających przepychanek i udowadniania czegokolwiek. To tylko pogarszało sytuację... "dolewanie oliwy do ognia..." W tamtym czasie zająłem się "łataniem dziury budżetowej"... i piciem alkoholu. Bo jak już trochę połatałem to musiałem się nagrodzić... No i ukoić skołatane nerwy... "bo ta wredna żona"....
Po dłuższym czasie sprawa sie uspokoiła i wyjaśniła. Nie będe tu naświetlał szczegółów o życzliwej koleżance żony.... bo sam nie byłem bez winy złośliwie prowokując żonę do brnięcia jeszcze dalej.... takie głupie.... prowokowałem do czegoś, czego nie chciałem. Ale złość mnie zaślepiała. I moja urażona duma była ważniejsza... niż wszystko inne.
Dziś żona drugi raz jest osobno z dziećmi. I drugi raz nie rozumiem. A właściwie wydaje mi sie, że rozumiem, ale może mi się wydawać :)....
I dziś staram się nie prowokować żony... chociaż napięcie jest we mnie i drażni mnie ta sytuacja. Bo to nie tak miało być.... wg mnie :) ... niespełnione oczekiwania....
Tomek36 napisał/a:

"Zwracam się z uprzejmą prośbą o przyspieszenie trybu rozpatrzenia wniosku (o ustalenie miejsca pobytu oraz ograniczenie praw rodzicielskich) ponieważ mój mąż wykazuje objawy rozchwiania emocjonalnego i muszę spotykać się z nim w obecności policji, ponieważ obawiam się o życie i zdrowie swoje oraz dzieci"
Komentarz chyba będzie zbędny..... :shock:

A moje nadęte przeświadczenie, że żona obraca kota ogonem jeszcze bardziej mnie rozsierdzało i zaślepiało.
Dziś widzę parę rzeczy związanych z moim "odwracaniem kota ogonem"...
Wtedy belki w swoim oku nie widziałem, bo przeświadczenie o mojej doskonałości i niewinności podlewane alkoholem prowadziło mnie coraz dalej ... i dalej....

Anonymous - 2013-09-20, 11:37

Witam. Jak namówić Żonę do powrotu??? Też zadaję sobie to pytanie. Na początku napominałem żonę niewiele zmieniając w sobie. To ona przecież mnie zdradza. Potem próbowałem zagajać rozmowy na temat ratowania naszego małżeństwa. Rozmowy te kończyły się zawsze atakiem na mnie. Ja nadal nie pracowałem intensywnie nad sobą. Teraz już nie namawiam żony do powrotu choć mażę o tym.

Myślę że jedyne co mogę zrobić to prawdziwie zacząć naśladować Chrystusa. Starać się postępować to jak on tego chce. To że znaleźliśmy się w takiej sytuacji też jest częścią jego planu. Trudno to czasem pojąć ale tak właśnie jest. Widzę dopiero w tym naszym kryzysie jak mało było Boga w moim sercu. Jak mi czasem jego obecność przeszkadzała. Co z tego że byłem „praktykującym” katolikiem skoro często mój katolicyzm był czysto deklaratywny nie szły za nim czyny. Myślę, że Jezus chciał mi w końcu powiedzieć Marcin czas działać, czas pokazać jak być moim uczniem - ZACZNIJ PRAKTYKOWAĆ. Nie wystarczy byś był na mszy świętej w niedzielę i zmówił paciorek NAŚLADUJ MNIE. Najdziwniejsze jest to, że o to prosiłem swoje dzieci. Mówię im by zawsze postępowały dobrze. W każdej trudnej sytuacji zastanowiły się co na ich miejscu zrobiłby Jezus? Co jemu będzie miłe? Zapominałem jednocześnie, że to przecież dotyczy mnie.

Nie powiem niczego odkrywczego chyba twierdząc, że muszę przede wszystkim zmieniać siebie, modląc się jednocześnie o powrót żony do Boga. Wiem bowiem, że kiedy oboje będziemy żyć w zgodzie z Nim zapanuje zgoda między nami. Nie namawiam Żony do powrotu do mnie. To nic nie da. Nie potrafiłem dać jej szczęścia przez szesnaście lat czemu więc miała by do mnie wrócić? Szkoda czasu na jej namawianie. Namawiam Boga by dał nam szansę, wiem, że może się okazać, iż On ma inny plan względem mnie i nie uda mi się go namówić. Przyjmę jego wyroki z pokorą i radością. Ten kryzys jest dla mnie błogosławieństwem bo wreszcie chcę bezkompromisowo naśladować Chrystusa. Tak oporny materiał jak ja wymaga obróbki twardymi i ostrymi narzędziami. Bóg wybrał dla mnie odejście żony by wykrzesać ze mnie trochę więcej wiary.

Anonymous - 2013-09-25, 22:44

Witam Was drodzy Forumowicze.

Od ostatniego mojego wpisu zmieniło się to że trochę więcej widuję się z Synem a i z Córką też byłem na krótkim spacerze w niedzielę. Generalnie udaje mi się z Żoną zamienić kilka zdań jak odprowadzam Syna do Niej, ale na razie nie ma za dużych chęci by porozmawiać o Nas.
Rozmawiałem wczoraj z psychologiem. Rozmawialiśmy tak na prawdę o moim Synu - jak z nim rozmawiać, co robić by się jakoś odnalazł w tej sytuacji w jakiej są jego rodzice...
Pani psycholog powiedziała jedną ważną rzecz - nad którą tutaj debatowaliśmy - czy czekać aż przejdzie trochę mojej Żonie, nie narzucać się, tylko pracować nad sobą. Pani psycholog powiedziała, że jeśli tak jedno czeka na drugiego ruch to z czasem jest coraz gorzej i małżonkowie oddalają się od siebie. Powiedziała, że jednak powinno się okazać to że się kocha tą drugą osobę i że mi na Niej zależy. Ciężko powiedzieć co robić już w tej sytuacji.
Wiecie, moi drodzy, nie jest tak łatwo naprawić cokolwiek jeśli ta druga Strona jest zamknięta na rozmowę. Na dodatek jest jeszcze non stop koleżanka która stoi jej nad głową i namawia w dalszym ciągu do rozstania, sprawy sądowej i w konsekwencji do rozwodu. Pozostaje tutaj faktycznie tylko modlitwa, próba rozmowy, i przemiana siebie....

Coraz cięższe są jednak rozmowy z Synem. Ma prawie 7 lat i z czasem (np dziś) wydaje mi się że w ekspresowym tempie dorósł i rozumie dużo więcej niż mi sie wydawało. Serce mi się dziś krajało jak spędzając razem czas zadawał takie trudne pytania i łapał każdą chwilę którą razem spędzaliśmy. Widziałem jak bardzo mu zależało by jak najbardziej efektownie wykorzystać czas, który mieliśmy dla siebie....
Obiecałem mu że będę walczył o to byśmy mogli być ze sobą razem tak jak jeszcze do niedawna.... Ciężka sprawa, po odwiezieniu go do Żony nie mogłem w ogóle dojść do siebie. Nieraz człowiekowi brakuje już siły do tego wszystkiego chociaż wiem że to tak na prawdę początek walki o Rodzinę....

Anonymous - 2013-09-28, 11:17

Tomku, jestem w podobnej sytuacji, ale z z dłuższym stażem małżeńskim. Żona wyprowadziła się z domu podczas mojej nieobecności, kiedy byłem z dziećmi na wyjeździe wakacyjnym. Mówi, że nie ma nic, co ja mogę na to poradzić, żeby wróciła. Unika spotkań i nawet rozmów telefonicznych. Meble i rzeczy dzieci zabrała do wynajętego przez siebie domu. Dzieci niby płakały na początku, ale teraz żyją swoim normalnym nastoletnie życiem i nawet nie dzwonią do mnie prawie nigdy. Mówią mi, żebym się cieszył tym co mam: zdrowiem i jedzeniem. Żona zabrania im rozmawiać o powrocie do naszego domu, bo wtedy ona przestanie się nimi zajmować, i one się tego boją.
Żony rodzice i brat odmówili mi pomocy w nakłonieniu jej do powrotu. Słucha rad swoich dwóch koleżanek. Koleżanki też odmawiają mi pomocy. Ja jej mowię, że przemyślalem nasze życie i już wiem, jak mamy się komunikować w przyszłości. Ona na to, ze nie da się przerobić psa na kota, albo na odwrót, i że mi nie wierzy. Twierdzi, że modli się do Boga o siłę do przetrwania rozwodu, o który sama wystąpiła przez wynajętych przez siebie adwokatów.
Pozostaje tylko modlitwa o cud przemiany jej serca. Módlmy sie dalej do św. Józefa, patrona rodzin. Także do św. Rity i św. Judy Tadeusza.

[ Dodano: 2013-09-28, 05:28 ]
Zgadzam się w pełni z Marcinem. U nas w domu nie było żadnej przemocy, zdrady, czy nadużywania alkoholu. Kochamy nasze córki i one nas. Za bardzo przejąłem się rolą jedynego żywiciela rodziny i zbyt często wyjeżdżałem w dalekie podróże za chlebem. Żona chciała więcej bycia razem, ale teraz już dla niej na to za późno.
Jednego tylko nie rozumiem, jak żona może modlić się o "dobry" rozwód?

Anonymous - 2013-09-28, 11:31

Kurcze, może ja powinnam odejśc od męża by tak wpaniale jak Wy zaczął o mnie walczyc? W końcu tego chce każda kobieta, zaintereowania i czułosci :mrgreen:
A tak poważniej, to mysle, że koleżanka żony chce Cię całkowicie wyzyskac, a potem Twoją zonę wyrzucic z domu. Nagrywa rozmowy, sprytna. Idź najpierw do prawnika i konkretnie pomów o rozdzielności majątkowej, bo z tego, co mi się narzuciło po przeczytaniu tego wątku, to chodzi głównie o kasę, a nie o małzeństwo. Nie z twojej strony Tomek, tylko podejrzewam ze strony koleżanki. Znalazła słabą kobietę a ona widac jest bardzo silna psychicznie.
Kurcze mój mąż też Tomek, a jaki inny, no. Mam nadzieję, że też się obudzi. Bylabym przeszczęsliwa gdyby budował nasz dom, a tymczasm woli spędzac cale dnie w pracy jako dostrawca telepizzy za 900 zł, bo fajne mam tam koleżenstwo, a tymczasem wszystko na mojej głowie.
Rozumiem twoją zone, że było jej ciężko. Ale przecież ma swój rozum, wiedziała, że dzieci to nie przelewki. ja nie spałam przez 3 lata i pracowałam zawodowo i musiałam dbac o dom. Niektóre baby, że się tak brzydko wyrażę, mają jak pączek w maśle i im się naprawdę w głowach przewraca, bo chcą jakiś uniesień. Brak słów...

Anonymous - 2013-09-28, 23:30

M.S.
Dziękuję za Twój wpis. Z ostatnim zdaniem Twojego wpisu jest tak jak z pismem mojej Żony do sądu. Napisała Ona, że pragnie stworzyć swoim Dzieciom, szczęśliwy, spokojny i bezpieczny dom. Jeśli taki dom to dom bez ojca to nic tylko współczuć takiego myślenia. Tak też u Ciebie jest z tą modlitwą o dobry rozwód.
U mnie to sytuacja poza kłopotami małżeńskimi jest podyktowana przez koleżankę. Pisałem już wcześniej do czego doprowadziła i do czego to dalej prowadzi... I tu się zgodzę z Moniką.. ponieważ z zebranych przeze mnie papierów na tą panią wynika jasno że to naciągaczka (będę szedł w kierunku wytoczenia jej sprawy karnej) ażeby odseparować Dzieci od Niej - mój syn jak dziś był u mnie powiedział że cioci nie lubi.
A Żona jak Żona.... staram się, walczę ale ciągle mi odpisuje że mnie nie kocha, że rozmawia ze mną tylko ze względu na dzieci, że z nami już koniec itp....
Nie wiem co o tym wszystkim myśleć.. piszę jej o dzieciach, że lepiej dać naszemu małżeństwu szansę i nie zaprzepaszczać 11 lat znajomości i żeby Dzieci wychowywały się w normalnej rodzinie. A Ona jak mantrę powtarza nie kocham, nie wrócę...
Nie wiem jak to się ułoży wszystko...... Kocham moją Żonę i chciałbym by sie to wszystko dobrze ułożyło, ale widzę że to bardzo długa droga przede mną. Postępy niby są, bo chociaż pisze smsy i jak odprowadzam syna to trochę ze mną rozmawia. Jednak do domu nie chce mnie wpuścić przez co nie mam kontaktu z Córką.
Ciężka sprawa... tym bardziej że nie wiadomo co robić. Dom trzeba by dokończyć (wsadzić jeszcze trochę pracy i pieniędzy) a z drugiej strony jak ma byc jakby coś sprzedany to po prostu szkoda.....
Człowiek żyje w takim zawieszeniu. Rozmawiałem z Panią psycholog to powiedziała żeby walczyć, starać się i okazywać uczucia, a tu odbija się wszystko jak od ściany a z drugiej strony to nie ja uciekałem i praca nad sobą powinna być po obu stronach....
Jednak po wymianie korespondencji z Żoną widzę że bez mediatora się nie da nic zrobić. Musi być ktoś z boku, wysłuchać obie strony i poradzić.
Zobaczymy jak to się wszystko potoczy. A puentując wypowiedź Moniki to tak jakoś zauważyłem że ludzie się jakoś tak dobierają że jak jedno w porządku to drugie świruje, jak jedno dba o wszystko tak drugie kładzie przysłowiową laske na wszystko. Widać taki juz porządek Boży i równowaga jakaś musi być.....

[ Dodano: 2013-09-28, 23:37 ]
Poza tym z wymiany zdań z Żoną mogę stwierdzić że dla niej miłość małżeńska kojarzy się chyba wyłącznie z zauroczeniem, które jest zaraz po ślubie. Ona nie wie co to jest dojrzałe małżeństwo i na czym polega..... Tutaj nie obchodziło ją za dużo rzeczy a jak zacząłem dawać coraz więcej do zrozumienia by wniosła jaki wkład w to wszystko to teraz okazuje się że w ten sposób wykazywałem przemoc psychiczną......
Niby w domu w którym mieszkaliśmy wszystko było takie złe, budowa naszego sie przeciągała a Żona pomyślała o powrocie do pracy dopiero po 4,5 roku siedzenia w domu..... To albo jest źle i wszystkie ręce na pokład albo jest dobrze i sielanka a ponarzekać można...

Anonymous - 2013-09-29, 00:20

Moja żona siedziała w domu aż 20 lat, niedawno poszła do pracy. Byłem jedynym żywicielem 5-osobowej rodziny, teraz w pozwie sądowym przez swoich wynajętych adwokatów pragnie zabrać dla siebie cały nasz dobytek. Nie chcę jej niczego żałować. Też mówi, że już nie kocha. Ja jej na to, że jeśli teraz nie kocha, to raczej nigdy nie kochała, była tylko zauroczona. Żadne argumenty do niej nie przemawiają. Ręce mi opadają..
Anonymous - 2013-10-08, 15:11

Witam Was Drodzy Forumowicze.

Moja małżeńska sytuacja ostatnio nieco się zmieniła. Z synem widzę się już bardziej regularnie a i z Córką też. Zadawałem Wam jeszcze jakiś czas temu co zrobić żeby móc jakoś dotrzeć do Żony. Bóg jednak czuwa chyba jakoś nad nami bo okazało się że moja Żona poprosiła mnie o to bym pojechał z Nią i naszą córką do szpitala na wizytę u chirurga. Okazało się że nasza córka musi być przynajmniej do roku czasu być rehabilitowana - na początku nawet 3 razy w tygodniu. Co za tym idzie: Jeździmy do szpitala razem, mam dużo większy kontakt z córką a i z Żoną możemy więcej porozmawiać w czasie podróży. I jak tu nie ufać Bogu Najwyższemu.
Zostałem już nawet 2 razy zaproszony do mieszkania Żony, moglismy trochę więcej porozmawiać, ja mogłem zająć się Córką, mogliśmy tak na prawdę spędzić trochę więcej czasu razem. Żona oczywiście jak mantrę powtarza że do mnie nie wróci, żebym nie robił sobie nadziei itd... Ale widzę też że jak poruszam temat powrotu i tego że lepiej ratować małżeństwo aniżeli zaprzepaścić 11 lat znajomości to widzę że nieraz łza jej sie w oku zakręci. Pracuję cały czas nad sobą, chciałbym mieć możliwość okazania tych zmian i zapewnienia Zony o swojej miłości do Niej. Ciężko jest mi powiedzieć czy idzie to jednak w dobrym kierunku.....
Proszę Was o poradę czy np mogę w jakiś sposób dać Żonie Broszurę Sycharowską, którą ja chyba zaraz będę znał na pamięć. Może to skłoni Ją do spojrzenia na nasze małżeństwo bardziej od strony wiary???


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group