Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - nowe życie

Anonymous - 2013-10-28, 13:09

Cytat:
Dabo, a po co miałbyś listy wywalac?
Czy listy swoich jakichś tam szkolnych miłosci też wywaliłes?
To jakby nie było pamiatka


Ja nie wyrzucam...ale też tam nie zaglądam. To bardzo bolesna pamiątka, bez względu na to jakie było małżeństwo...zabrało ileś tam lat życia i było wiele dobrych, szczęśliwych chwil widocznych właśnie na tych zdjęciach.

Anonymous - 2013-10-28, 13:17

tak ciężko uwolnić się od przeszłości... właściwie, tio nigdy się nie da...
najważniejsze, żeby patrzeć i iść do przodu...

Anonymous - 2013-10-28, 13:42

No właśnie, to jest najgorsze, że ta rysa w postaci rozwodu już na zawsze zostanie w naszym życiu :/ jakby się tak dało to wymazać. udało ci się AJA uzyskać rozwód z jego winy? pisałaś, że wnosiłaś z orzekaniem o winie, nie pamiętam czy coś pisałaś w postach.
Anonymous - 2013-10-28, 15:32

porzucona_33:

nie, nie udało się, jest z winy obu stron... jak mówi mój prawnik, nawet to, że się małżeństwo nie może dogadać jest winą obu stron... mój miał jeszcze to przeciwko mnie, że za dużo pracowałam, nie lubiłam się z jego rodziną, byłam apodyktyczna no i oczywiście nie chciałam z nim sypiać ;-) po urodzeniu dziecka... nieważne że miałam 1,5 roczną depresję poporodową, byłam po operacji kolana i miałam guzka w piersi (na szczęście nie złośliwego)
zostawił mnie, gdy Adaś miał 2 latka, zaraz skończy 4... ;-)
najważniejsze, że to ja mam władzę rodzicielską i że w tej kwestii tylko mnie straszył, ale nie walczył o to, żeby Adaś został z nim...

Anonymous - 2013-10-28, 15:51

moja prawniczka twierdzi, że jak mam dowód zdrady to sprawa wygrana... ale podchodzę sceptycznie. już raz się przejechałam na alimentach. druga strona też ma swoje argumenty i ludzie bywają bardzo kreatywni przed sądem, słyszałam że wymyślają gwałty i inne rzeczy żeby wygrać. zastanawiam się czy jest sens płacić 2tys adwokatowi i wywlekać prywatne sprawy przed sądem. słuchać co mąż ma mi do powiedzenia, on i jego rodzina prawdy nie powiedzą, będą mnie obrzucać błotem, już teraz to robią. Z winy obojga chyba są takie konsekwencje jak bez orzekania o winie? tzn w razie czego płacę mu alimenty przez 5 lat?
Anonymous - 2013-10-28, 16:00

jak masz dowód zdrady - to będzie niewątpliwie jego wina, ale nie koniecznie wyłączna... sądy bardzo rzadko tak orzekają, unikają tego, generalnie zmianyw sądownictwie idą w kierunku zniesienia winy...
tak jak pisałam, niestety jest tak, że nawet 1% Twojej winy, przy 99% jego, to i tak dla sądu wina obu stron... masakra po prostu...
ja wydalam na adwokata ponad 6 tys., mąż złożył pozew w lipcu 2012 r., tyle się to wszystko ciągnęło... ale nie żałuję... będę miała w uzasadnieniu wyroku co moją a co jego winą było, kto chciał walczyć, ratować... może kiedyś pokażę synkowi, jak usłyszę od niego że to wszystko moja wina, że to ja byłam taka niedobra, że tatuś musiał odejść (wersja pesymistyczna, ale nie tak całkiem nierealna)
psychiatra też mnie namawiał, żebym z tego nie rezygnowała, że to jakiś rodzaj szukania sprawiedliwości... że kobiety zwykle godzą się na rozwód bez orzekania o winie, bo chcą mniej cierpieć, nie wywlekać itd., a po czasie zwykle żałują...

[ Dodano: 2013-10-28, 16:02 ]
tak, 5 lat albo do ponownego ślubu (dotyczy obu stron)
a gdybyś wygrała jego wyłączną winę, musiałby w razie czego utrzymywać Cię do końca życia lub ewentulnego nowego Twojego ślubu

Anonymous - 2013-10-28, 18:01

AJA, porzucona33 mam do Was pytanie, bo nie czytałam dość wnikliwie Waszych wcześniejszych postów. Dlaczego chciałyście rozwodu z orzeczeniem winy męża a nie np. oddalenia powództwa w całości i np. separacji?
Anonymous - 2013-10-28, 19:20

Orzeczenie o winie to chyba jest potrzebne dla własnego ego i poto żeby albo kogoś kasować albo być kasowanym do bólu.
Sam się wacham czy by jakichś brudkow i syfków nie powyciagać, bo też mi sie nie uśmiecha kiedyś płacić za żony chulanki i swawole. Mimo że sie dogadaliśmy że robimy separację bez orzekania- tak żeby taniej i szybciej, a dodatkowo że niby w myśl definicji separacji "wspierać sie w niedostatku" ale jakoś dziś trudno mi sobie to wyobrazić. Np. :ja chory żona z typem przywożą mi piżame do szpitala; typ choruje żona bierze nadgodziny i nie wyrabia na leki ,ja dokładam. Fantastyka!!

[ Dodano: 2013-10-28, 19:24 ]
porzucona_33 napisał/a:
Cytat:
Dabo, a po co miałbyś listy wywalac?
Czy listy swoich jakichś tam szkolnych miłosci też wywaliłes?
To jakby nie było pamiatka


Ja nie wyrzucam...ale też tam nie zaglądam. To bardzo bolesna pamiątka,

Od trzech dni mam cieplutko w chalupie , leciały do pieca buty, wczoraj dzinsy(fajną temperature dają ), dziś bluzki i tak jeszcze pare dni. Kamień na kamieniu nie zostanie!!

Anonymous - 2013-10-28, 21:54

:ja chory żona z typem przywożą mi piżame do szpitala; typ choruje żona bierze nadgodziny i nie wyrabia na leki ,ja dokładam. Fantastyka!! .mimo,że to poważna sprawa, ale sie uśmiałam, jak to fajnie sformułowałeś :mrgreen:
Anonymous - 2013-10-28, 22:31

joanna83 napisał/a:
Dlaczego chciałyście rozwodu z orzeczeniem winy męża a nie np. oddalenia powództwa w całości i np. separacji?


mój mąż wniósł pozew o rozwód bez orzekania, nie miał wątpliwości, nie zgadzał się na separację, od samego początku chciał rozwodu... mam przyjaciółkę adwokatkę, powiedziała mi, że teraz sądy orzekają rozwód nawet jeśli jedna strona się nie zgadza... że owszem, mogę wszystko przeciągać w czasie, ale on rozwód i tak dostanie... chciałam żeby wziął odpowiedzialność za swoją decyzję, chciałam pokazać kiedyś dziecku, kto chciał rozwodu... no i zabezpieczyć się na wypadek "popadnięcia w ubóstwo"...

mąż napisał pozew miesiąc po rozstaniu (w kwietniu 2012), złożył pozew w lipcu 2012, wyrok zapadł 23.10.2013, przez ten cały czas powtarzał mi, że jest pewien swojej decyzje, że moje zachowanie tylko go w tym utwierdza, żebym nie nazywała go swoim mężem bo już nim nie jest... jest przekonany, że zrobił to dla dobra nas wszystkich... ma zresztą poparcie całej swojej rodziny i znajomych...

Anonymous - 2013-10-29, 14:27

Cytat:
Orzeczenie o winie to chyba jest potrzebne dla własnego ego i poto żeby albo kogoś kasować albo być kasowanym do bólu.
Np. :ja chory żona z typem przywożą mi piżame do szpitala; typ choruje żona bierze nadgodziny i nie wyrabia na leki ,ja dokładam. Fantastyka!!
Od trzech dni mam cieplutko w chalupie , leciały do pieca buty, wczoraj dzinsy(fajną temperature dają ), dziś bluzki i tak jeszcze pare dni. Kamień na kamieniu nie zostanie!!


Haha, super ale się uśmiałam:D


A odnośnie orzekania o winie: u mnie rozwód to tylko formalność, mąż do mnie nigdy nie wróci, ma nowy związek, definitywnie chce rozwodu i ja już też nie chcę mieć nic wspólnego z tym człowiekiem, tyle zła mi wyrządził. Ale ja nie mam ślubu kościelnego - to inna sytuacja. Nad winą jeszcze się zastanawiam bo jednak obawiam się że ten 1% mojej na pewno się znajdzie, nikt nie jest idealny, nie wiem czy to się opłaca. Myślę o winie bo to jego wina:) zrobiłabym to dla własnego ego ;) i ew. opinii społecznej.

Anonymous - 2013-10-29, 14:58

porzucona_33 napisał/a:
Myślę o winie bo to jego wina:)

moja Przyjaciółka tak mi to ładnie w głowie ułożyła:
może i jesteś współwinna kryzysu, bo wina zawsze po środku,
ale to on podjął decyzję o tym, żeby to zakończyć, to on włożył wiele wysiłku w budowanie swojego nowego życia a nie walki o Was i to on świadomie, przez wiele, wiele miesięcy się do tego przygotowywał - psychicznie i fizycznie"

a ja - mnie ktoś zabrał świat spod stóp... pal licho ja... ale dziecku, które było Jego największym marzeniem, "nic więcej mi do szczęścia nie brakuje, tylko dziacka, mówił"...

[ Dodano: 2013-10-29, 14:58 ]
porzucona_33 napisał/a:
Myślę o winie bo to jego wina:)

moja Przyjaciółka tak mi to ładnie w głowie ułożyła:
może i jesteś współwinna kryzysu, bo wina zawsze po środku,
ale to on podjął decyzję o tym, żeby to zakończyć, to on włożył wiele wysiłku w budowanie swojego nowego życia a nie walki o Was i to on świadomie, przez wiele, wiele miesięcy się do tego przygotowywał - psychicznie i fizycznie"

a ja - mnie ktoś zabrał świat spod stóp... pal licho ja... ale dziecku, które było Jego największym marzeniem, "nic więcej mi do szczęścia nie brakuje, tylko dziacka, mówił"...

Anonymous - 2013-11-07, 18:29

moja Przyjaciółka tak mi to ładnie w głowie ułożyła:
może i jesteś współwinna kryzysu, bo wina zawsze po środku,
ale to on podjął decyzję o tym, żeby to zakończyć, to on włożył wiele wysiłku w budowanie swojego nowego życia a nie walki o Was i to on świadomie, przez wiele, wiele miesięcy się do tego przygotowywał - psychicznie.

I to jest całe sedno także i w moim przypadku....

Anonymous - 2013-11-07, 21:33

bosonia napisał/a:
I to jest całe sedno także i w moim przypadku....

chyba w każdym... moim zdaniem, kryzysy są w każdym związku,
te dobre małżeństwa, pary, potrafią je przejść,
a te słabe - po prostu się rozpadają, bo przynajmniej jedna strona wierzy,
że wystarczy wymienić tę drugą...

niech spadają ;-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group