Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Trzeżwiejący alkoholik, który ujżał co stracił...

Anonymous - 2013-09-09, 12:16
Temat postu: Trzeżwiejący alkoholik, który ujżał co stracił...
Witam. Jestem alkoholikiem, który od ponad trzech miesięcy trzeźwieje. Chodzę na terapie i na mityngi AA.Właśnie trafiłem na to forum, na którym przeczytałem kilka tematów i jakoś nabrałem lekkiej nadziei, chociaż nie wiem jak to nazwać do końca co poczułem.Jestem z żoną od ośmiu lat po ślubie Kościelnym.Mamy razem małą córkę która w grudniu skończy 4 lata.Od 4 lat mieszkamy we własnym domu, który razem wybudowaliśmy własnymi siłami.Przed zamieszkaniem w domu było wszystko OK rozmowy z żoną, codzienne wspólne problemy i obowiązki rozwiązywaliśmy razem. Praca zajmowała nam większość każdego dnia.Rodzina tzw"przeciętna" Wyrzekaliśmy się praktycznie wszystkich przyjemności w związku z naszym celem jakim było wybudowanie domu. Podczas budowy widywaliśmy się krótko wieczorami, gdyż po pracy jechałem na budowę i tak mijały kolejne dni.W małżeństwie nie było większych problemów, po prostu rozumieliśmy oboje, że aby osiągnąć nasz cel to życie nasze tak na obecną chwilę będzie wyglądało.Dodam od razu, że mieszkaliśmy u rodziców żony.Nadszedł najważniejszy dzień w moim i chyba żony życiu a mianowicie urodziła się nasza córka.Chociaż wtedy jakoś tego nie dostrzegłem, wszystko było tak jak miało być w "normalnej" rodzinie. I wtedy zaczął się mój problem z alkoholem. Na dzień dzisiejszy wydaje mi się,że przerosły mnie obowiązki i to poczucie szarości dnia, codziennie wkólko praca, nieprzespane noce i tak wkoło.Denerwowało mnie to, że trzeba się dzieckiem zajmować.Przeprowadziliśmy się do domu i tu już w ogóle miałem "komfort picia". Wracałem z pracy i do piwnicy na codzienne pijaństwo.
Od roku żona dawała mi sygnały, że coś w niej pękło i jeśli nie zacznę się leczyć, to z nami koniec.Dwa razy obiecałem, że skończę z tym ale jak to alkoholizm nie dałem sam rady.W końcu nadszedł dzień że żona oznajmiła mi, że albo ja albo ona się wyprowadza. Wyprowadziłem się do ojca i jednocześnie zacząłem leczenie.Trwam w trzeźwości już od 3 miesięcy i zacząłem robić coś ze sobą.Nie jestem już tak agresywny,nie popadam w częste depresje, uczę się żyć według przykazań Bożych.W ostatnich dniach odnalazłem Boga, zacząłem wierzyć w Niego na nowo.Chcę żyć według Bożej woli, mam nadzieję że mi się to uda.Odkąd nie piję zacząłem mieć super kontakt z córką i jest ona dla mnie w końcu najważniejszą osobą na świecie.Teraz widzę, że sporo życia straciłem nie zajmując się nią od początku.Jeśli chodzi o żonę ona twierdzi, że za późno już jest na ratowanie małżeństwa bo ona nic nie czuje już do mnie.Dodam, że poznałem jeszcze niedawno dziewczynę o której się żona dowiedziała.Jednak widzę, że ten fakt nią poruszył.Z tą dziewczyną na dzień dzisiejszy już nie utrzymuję kontaktu.Wiem, ze to był mój błąd.Żona teraz umawia się z kimś, wydaje mi się, że mi na złość.Na środę mamy termin do prawnika, żeby dowiedzieć się jak to jest z rozwodem.Ja nie chcę się rozwodzić, uważam, że da się to małżeństwo naprawić.Ona chce za porozumieniem stron i nie wiem co mam zrobić. Nie chce walczyć z nią w sądzie a zgadzając się na rozwód złamię przysięgę małżeńską.Dla mnie to bardzo ważne zwłaszcza, że odkryłem Boga na nowo.Mam żal, że ona nie chce zdać sobie sprawy z tego, że jest współuzależniona i trzeba jej terapii. Nawet o tym nie myśli.Twierdzi, że jak się uwolni ode mnie to ją wyleczy.No i boję się, jak to będzie z moją córką.Nie mieszkając z nią wiem, że nasze relacje nie będą tak dobre jak w tej chwili.Od dwóch tygodni mieszkam z powrotem u siebie w domu. Żona nie wraca na noc, mieszka u rodziców twierdzi, że boi się mnie i ma wstręt do mnie.Nie rozumiem tego po 11 latach znajomości tak się da kogoś nienawidzić i nic nie czuć???

Anonymous - 2013-09-09, 12:50
Temat postu: Re: Trzeżwiejący alkoholik, który ujżał co stracił...
Grzeslaw79 napisał/a:
..................Mam żal, że ona nie chce zdać sobie sprawy z tego, że jest współuzależniona i trzeba jej terapii. Nawet o tym nie myśli.Twierdzi, że jak się uwolni ode mnie to ją wyleczy. No i boję się, jak to będzie z moją córką.Nie mieszkając z nią wiem, że nasze relacje nie będą tak dobre jak w tej chwili.Od dwóch tygodni mieszkam z powrotem u siebie w domu. Żona nie wraca na noc, mieszka u rodziców twierdzi, że boi się mnie i ma wstręt do mnie.Nie rozumiem tego po 11 latach znajomości tak się da kogoś nienawidzić i nic nie czuć???

Mieszkam sam od września zeszłego roku. Staram sie zająć sobą. Poznaję siebie na programie 12 kroków. Ostatnnio kolejny raz sie przekonałem o mojej bezsilności do żony. Ale dopiero dziś zaczynam rozumieć skąd ta bezsilność... Bo ja ją do tej pory starałem się zmianić na swoją modłę. Chciałem, żeby zrozumiała tak jak ja rozumiem. No i poniosłem porażkę. Nawet realizując uzgodnienia z nią zawarte przegrałem.... sam ze sobą. Nie mam sił na kontynuowanie dalej tego samego w kółko. Postanowiłem się "douczyć" zdając się na Siłę Wyższą.

Anonymous - 2013-09-09, 13:14

Witaj na forum.
Piszesz, że w ostatnich dniach odnalazłeś Boga. Trwaj zatem przy Nim i odkrywaj Go coraz bardziej.
Na forum jest trochę osób, które przeszły i przechodzą nadal drogę, którą Ty dopiero zaczynasz na trzeźwo podążać. Na pewno pomogą Ci swoim doświadczeniem.

Grzeslaw79 napisał/a:
Żona nie wraca na noc, mieszka u rodziców twierdzi, że boi się mnie i ma wstręt do mnie.Nie rozumiem tego po 11 latach znajomości tak się da kogoś nienawidzić i nic nie czuć???


To czas abyś zrozumiał żonę! Sam piszesz, że dawała Ci sygnały, że coś jest nie tak.
Wasz problem nie zaczął się wtedy gdy zacząłeś pić. Twoje picie było już efektem wielu innych wcześniejszych zdarzeń, które miały miejsce między wami.
Pomyśl, przeanalizuj swoje wcześniejsze postępowanie. Odpowiedz sobie na wiele pytań, między innymi:
Czy Twoja żona czuła się kochana przez Ciebie? Czy miała w Tobie wsparcie w trudach dnia codziennego?

Dobrze, że zrozumiałeś już swoje błędy (pewnie to dopiero część z nich), ale przed Tobą jeszcze wiele pracy - przede wszystkim nad sobą.
Czytaj to forum, a znajdziesz wiele odpowiedzi na pytania, które same nasuwają się do Twojej głowy.
I pamiętaj, że teraz potrzebna jest Ci wiara, czas i cierpliwość.

Anonymous - 2013-09-09, 13:48

Twardy słusznie pisze. Ja bym jeszcze dodała, że dla Ciebie to nie córka powinna być najważniejszą osobą w życiu, a żona - spośród ludzi. Choć tak naprawdę pierwszą osobą powinien być Pan Bóg, bo jak On stoi na pierwszym miejscu, to wszystko jest na swoim miejscu.
Jacek Pulikowski twierdzi, że "Nic lepszego nie może dać ojciec swoim dzieciom, niż prawdziwie, dojrzale, wiernie, wyłącznie i dozgonnie kochać ich matkę, a matka najlepiej obdaruje dzieci kochając ich ojca".
Zresztą, przeczytaj ten artykuł, tam też jest o rozwodach: http://katowice.gosc.pl/d...rto-kochac-zone

Anonymous - 2013-09-09, 13:58

twardy napisał/a:
Twoje picie było już efektem wielu innych wcześniejszych zdarzeń, które miały miejsce między wami.


Witam !
Chciałam się upewnić , czy dobrze zrozumiałam.
Czy możesz rozwinąć tę myśl?

+

Anonymous - 2013-09-09, 15:50

Mirela napisał/a:

twardy napisał/a:
Twoje picie było już efektem wielu innych wcześniejszych zdarzeń, które miały miejsce między wami.


Witam !
Chciałam się upewnić , czy dobrze zrozumiałam.
Czy możesz rozwinąć tę myśl?



Uważam, że gdy mąż sięga po alkohol zamiast swój czas i zainteresowanie poświęcić swojej żonie, rodzinie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to jest już ucieczka przed żoną - bo z nią źle, bo marudzi, bo każe coś robić w domu lub pomagać przy dziecku, albo przeciwnie, bo żona przestała okazywać zainteresowanie swojemu mężowi, bo nie szanuje go, nie docenia, bo "kupczy" seksem, itp...Taka ucieczka jest oznaką, że relacje między małżonkami nie są już właściwe.
Pisząc, że "picie było efektem wielu wcześniejszych wydarzeń" miałem na myśli właśnie to co napisałem wyżej, a jakie to były wydarzenia to wie najlepiej autor wątku.

Anonymous - 2013-09-09, 16:54

twardy napisał/a:
Mirela napisał/a:

twardy napisał/a:
Twoje picie było już efektem wielu innych wcześniejszych zdarzeń, które miały miejsce między wami.


Witam !
Chciałam się upewnić , czy dobrze zrozumiałam.
Czy możesz rozwinąć tę myśl?



Uważam, że gdy mąż sięga po alkohol zamiast swój czas i zainteresowanie poświęcić swojej żonie, rodzinie, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że to jest już ucieczka przed żoną - bo z nią źle, bo marudzi, bo każe coś robić w domu lub pomagać przy dziecku, albo przeciwnie, bo żona przestała okazywać zainteresowanie swojemu mężowi, bo nie szanuje go, nie docenia, bo "kupczy" seksem, itp...Taka ucieczka jest oznaką, że relacje między małżonkami nie są już właściwe.
Pisząc, że "picie było efektem wielu wcześniejszych wydarzeń" miałem na myśli właśnie to co napisałem wyżej, a jakie to były wydarzenia to wie najlepiej autor wątku.


Czyli dobrze Cie zrozumiałam.
Ja jestem współuzależnioną po terapiach, pewno niejedna przede mną.
Wiele lat temu i często zresztą spotykam myślenie ,że picie męża jest uzależnione ode mnie.
Na tym forum jest mnóstwo kobiet na innym etapie niż ja , które jeszcze nie zdążyły się podnieść, nie dotarło do nich jak powstaje uzależnienie i ciągle docierają do nich tego typu wiadomości nawet na stronie katolickiej, że mają w tym swoją winę , w alkoholizmie męża, bo zupa przesolona, bo gderały , bo takie i owakie, to mąż nieborak cóż miał zrobić...no nie poradził sobie ,tylko te "bo" jest czymś innym...
Można zadać przewrotnie pytanie , dlaczego nie ma alkoholizmu w rodzinach gdzie też są problemy małżeńskie, też żona przesoliła zupę i gderała i inne przypisane treści towarzyszące....?

Bo gdy się wgłębi człowiek w mechanizmy alkoholizmu to wie ,że :
"Etiologia tego typu uzależnień jest związana z czynnikami środowiskowymi (negatywne tradycje i obyczaje, niespójne prawo, lobby proalkoholowe) oraz z czynnikami osobowościowymi, których wpływ jest zwykle decydujący. Do takich czynników należy: błędna hierarchii wartości, niski stopień autonomii, skłonność do wchodzenia w toksyczne więzi, niska odporność na frustrację, obojętność na życie i wartości duchowe, silne kompleksy i bloki emocjonalne. Ludzie podatni na uzależnienia kierują się tym, co łatwiejsze, zamiast tym, co wartościowsze i w sposób kompulsywny odreagowują swoje problemy oraz uciekają od nich, zamiast je rozwiązywać. W konsekwencji dążą do chwilowej poprawy nastroju za pomocą substancji, które zawężają i zniekształcają świadomość i stany emocjonalne, zamiast w pozytywny sposób modyfikować swoje postawy i więzi. Dążenie do przyjemności osiągniętej na drodze chemicznej — zamiast na drodze egzystencjalnej - sprawia, że dany człowiek chce przeżywać taki stan coraz częściej, intensywniej i szybciej. Badania z zakresu biochemii dowodzą, że osiąganie przyjemnych doznań za pomocą chemicznej stymulacji nie tylko prowadzi do uzależnień, ale też do coraz szybszego pojawiania się bolesnych przeżyć."
http://www.opoka.org.pl/b...wa_duchowa.html

Co oznacza to dla alkoholika?
Ma nowa perspektywę rozwoju , ma nowy świat ,ciężką pracę która niesie życie.
Co oznacza dla współuzależnionych?
Ma nową perspektywę rozwoju pomimo męża alkoholika, oraz to ,że to nie jej wina ,że mąż pije. Winą współuzależnionej jest bierna postawa na swoje współuzależnienie.
Tak bardzo ogólnie.

Sytuacje o których wspominasz są niedojrzałe...i mają one swoje korzenie i historię i CHWAŁA PANU ,że JEST KTÓRYM JEST.:) jest nadzieja ZBAWIENIA
Grzeslaw
Niech PAN CIĘ BŁOGOSŁAWI WYTRWAŁOŚCIĄ W ABSTYNENCJI, WIARĄ ,, NADZIEJĄ , MIŁOSCIĄ

pozdrawiam+

Anonymous - 2013-09-09, 21:58

twardy napisał/a:
......żoną - bo z nią źle, bo marudzi, bo każe coś robić w domu lub pomagać przy dziecku, albo przeciwnie, bo żona przestała okazywać zainteresowanie swojemu mężowi, bo nie szanuje go, nie docenia, bo "kupczy" seksem, itp...Taka ucieczka jest oznaką, że relacje między małżonkami nie są już właściwe.
Pisząc, że "picie było efektem wielu wcześniejszych wydarzeń" miałem na myśli właśnie to co napisałem wyżej, a jakie to były wydarzenia to wie najlepiej autor wątku.

Na dziś uważam, że żona była najbliżej mnie i podczas mojego picia stała się moim wrogiem numer jeden dlatego, że przeszkadzała mi w piciu... po prostu. Piłem w sumie 19 lat. Od początku intensywnie i z "lubością"......ostatnie trzy lata mojego picia uzasadniałem tym, że mam wredną, egoistyczną, zawziętą i zawistną ... żonę.
A tak naprawdę to już nie radziłem sobie z życiem i każdy pretekst był dobry, żeby się napić. A żona była zawsze pod ręką.... i dała się prowokować do pretekstów.... do czasu, aż poszła do Al-Anon :)

Anonymous - 2013-09-10, 08:35

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi. Ja już zrozumiałem, że muszę pracować nad sobą i będzie to lekka praca. Cały czas chodzę na terapie i mityngi w miarę możliwości czasowych. Staram się przede wszystkim zbliżyć do Boga gdyż widzę, że mi to bardzo pomaga i tak naprawdę zacząłem Mu ufać. Twardy jeśli chodzi o te pytania czy żona mogła na mnie polegać, mieć wsparcie w trudach codziennego życia i czy czuła się kochana to odpowiedź brzmi niestety "nie". Właśnie głównie z tego powodu zaistniała ta sytuacja. Dziękuję Ci Nirwanna bo to co napisałaś jest dla mnie bardzo ważne. Chcę postawić Boga na pierwszym miejscu w mojej miłości. Twardy jak napisałem wcześniej przerastały mnie obowiązki i ucieczką był alkohol. Poza tym nauczyłem się, że aby zostać alkoholikiem nie trzeba mieć żadnego powodu, tak samo jak np. zostając palaczem tytoniu. Tak twierdzą terapeuci. Piłem od wieku średniej szkoły jak większość "normalnych" kumpli. No i w końcu wpadłem w sidła alkoholu. Przestałem kierować swoim życiem, nie umiałem sam zerwać z nałogiem. Dziś już wiem, że gdyby nie Bóg, który przemówił przez moją małżonkę co prawda w taki drastyczny sposób nadal bym tkwił w nałogu picia.
Wczoraj poprosiłem, żonę aby poszła ze mną na kawę i zgodziła się. Spytałem też czy idziemy w środę do prawnika to odpowiedziała z takim powątpiewaniem, że nie wie. Modliłem się do Św. Rity wcześniej o nasz związek. Zapewniłem żonę, że zrobię wszystko aby się przekonała, że nie musi się mnie bać i chcę dać jej miłość i moje wsparcie, którego od dawna nie czuła. Oczywiście dodałem, że na to trzeba bardzo dużo czasu. Wydaje mi się, że narobiłem sobie od razu zbyt wielkiej nadziei i wpadłem wręcz w taką euforie i radość ze będzie znowu dobrze.
Dziś rano odwożąc córkę powiedziała, że wolałaby żebym nie wstąpił do niej do pracy. Mam teraz urlop i popołudniami odbieram małą z przedszkola i muszę wziąć co dzień fotelik z auta zony. Powiedziała abym wziął zapasowe kluczyki. Powiedziała też że nie wraca raczej na noc. Od razu moja nadzieja na wszystko co było wczoraj umarła.
Zaraz zacznę się modlić, gdyż jest to dla mnie jedyne pocieszenie w tej całej sytuacji. Jako zwykły "szarak" nie poradzę sobie sam z takimi wahaniami uczuć.
Mirela bardzo Ci dziękuję za modlitwę.
Pozdrawiam i dziękuję Wam wszystkim.

[ Dodano: 2013-09-10, 08:37 ]
Miałem napisać że NIE będzie to lekka praca. Przepraszam za "literówke"

Anonymous - 2013-09-10, 11:25

Grzeslaw79 napisał/a:
Poza tym nauczyłem się, że aby zostać alkoholikiem nie trzeba mieć żadnego powodu, tak samo jak np. zostając palaczem tytoniu. Tak twierdzą terapeuci. Piłem od wieku średniej szkoły jak większość "normalnych" kumpli.


hm...
Wybacz mogę się wydać czepialska ...
Chodzi o uwarunkowania..., predyspozycje, obyczaje i inne o których wspomina specjalista w tych sprawach Ks. Marek Dziewiecki.
A powód zawsze się znajdzie ...
Czyli jest to dla Ciebie komunikat , myślę ,że odpowiedzi znajdziesz na terapii .
Pozdrawiam+

Anonymous - 2013-09-10, 11:35

Pewien znany terapeuta, niezbyt akceptowany przez kościół (choć jest byłym zakonnikiem) twierdzi:

"U alkoholików zaobserwowałem, że pochodzą oni z rodziny, gdzie matka pogardzała ojcem, i gdzie także matka ojca pogardzała swoim mężem. Mamy wtedy długą tradycję odrzucania mężczyzn.
Jeśli przyjrzymy się społecznościom gdzie poziom alkoholizmu jest wysoki, lub w pewnych krajach gdzie jest on znaczny, na przykład w Rosji, możemy zaobserwować, że mężczyźni są pogardzani przez kobiety"

Dość kontrowersyjna teza

Anonymous - 2013-09-10, 11:59

grzegorz_ napisał/a:
Pewien znany terapeuta, niezbyt akceptowany przez kościół (choć jest byłym zakonnikiem) twierdzi:

"U alkoholików zaobserwowałem, że pochodzą oni z rodziny, gdzie matka pogardzała ojcem, i gdzie także matka ojca pogardzała swoim mężem. Mamy wtedy długą tradycję odrzucania mężczyzn.
Jeśli przyjrzymy się społecznościom gdzie poziom alkoholizmu jest wysoki, lub w pewnych krajach gdzie jest on znaczny, na przykład w Rosji, możemy zaobserwować, że mężczyźni są pogardzani przez kobiety"

Dość kontrowersyjna teza



A możesz konkretnie napisać kto to był ten zakonnik?
Ciekawa teza, ale na tezę trzeba też mieć jakieś potwierdzenie.
Mój mąż alkoholik pochodzi z rodziny gdzie mąż całe życie pogardzał swoją żoną...
Tezy może stawiać każdy, nawet ja czy ty, tylko czy mamy do tego odpowiednią wiedzę naukową i kompetencje?

Pozdrawiam. Współuzależniona.

Anonymous - 2013-09-10, 12:44

Róża

Podałem to jako ciekawostkę.
Życie nie jest takie jednoznaczne
skutek=jedna przyczyna.

Poza tym nie ma reguł niepodważalnych, 100%
Mówimy np, że DDA żle sobie radzą w życiu, ale przecież nie wszyscy.

ps. chodzi o B. Hellingera

Anonymous - 2013-09-10, 12:58

grzegorz_ napisał/a:

Mówimy np, że DDA żle sobie radzą w życiu, ale przecież nie wszyscy.

Widzisz ...takie uogólnienia "mówimy"( w zasadzie kto, i czy na pewno chodzi o to ,że sobie nie radzą, czy raczej z czymś konkretnym w swoim życiu) prowadzą do błędnych opinii na dany temat.
Mam przekonanie ,że to nie reguły , co uogólnienia...
Wobec tego jaki jest sens uogólnienia...?

Któregoś dnia bardzo mocno zastanawiałam się nad słowami "wierni w rzeczach małych", w nich nie ma uogólnień, ale szczegóły, jednoznaczność i przejrzystość...
pozdrawiam+


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group