Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Mieszkając z mężem....

Anonymous - 2013-09-07, 18:09
Temat postu: Mieszkając z mężem....
Chciałabym poznac wasze opinie, czy mieszkając z mężem, w częstych pretensjach, awanturach, zazdrości, wzajemnej złosliwości i częstych upadkach udało się komuś poskładac małżeństwo? Czasami myslę, że lepiej było tym, od których mąż się wyprowadził. Ale z drugiej strony wciąż mieszkając z mężem można bardziej mu udowadniac, że człowiek się zmienia.
Nie jest lekko. Kazdy z nas ma swoje przywary, z którymi walczy. Najbardziej boli, kiedy mąż kłamie w sprawie koleżanki, najzwyklejszych głupotach i czesto mój wypracowany spokój jest burzony. I boli strasznie, kiedy mąż mówi, że z taką jak teraz nie chce miec nic wspólnego, a potem, że to ja uciekam ( kilka razy poszłam do mamy mieszkac na kilka dni) najpierw mówi, że nie chce nic ratowac, potem, że to ja nie chcę a on nie wie co ma jeszcze robic. i jak się starac... Ma mi ciągle za złe, że wypominałam mu złą pracę, a potem niby przytula i próbuje szukac innej...
To straszna emocjonalna huśtawka. Kilka dni dobrze, kilka źle... Przestał pisac z koleżanką, o którą byłam zazdrosna, ale okłamał mnie twierdząc, że jej nie było u nas kiedy byłam w pracy, a wiem, że była. Przyjechała po niego, bo miał ich z meżem zawieśc na wycieczkę i potem korzystac z ich auta na wekend. To, że była u nas sama i mój mąż był sam nie podoba mi się to. Ale przełknęłabym, bo wiem, że do niczego nie doszło, ale sam fakt kłamstwa... Po co kłamac?
I czy przyjaźnie damsko męskie są wogóle możliwe, skoro znamy się w 4 a mój mąż i mąż tej kobiety też się kolegują? Nie wiem, mam mętlik w głowie... jak mieszkac z mężem, znosic tą huśtawkę i życ normalnie? A w dodatku ratowac małżeństwo? Bo mąż gdyby chciał odejśc, zrobiłby to dawno. A on jest, stara się choc częściej mu nie wychodzi jak wychodzi, a za swoje porażki obwinia mnie i reaguje kłamstwem lub złością. Czy da się to wogóle poskładac? Najgorsza ta niepewnośc. Mąz zawsze twierdzi, że w gniewie mówi to, co popadnie. I odpowieada na moje warczenie o wyprowadzce lub separacji... Racja, za dużo mordką kłapię, choc i tak mniej. No i te jego czeste powroty nad ranem po wódeczce. A najsmutniejsze stwierdzenie, że na moje pytanie o nas stwierdzi, że mu to obojetne. nawet straszenie separacją nie pomaga.
jak to ugryźc? Mąż jest niesamowicie upartym facetem, jest niczym jak głaz i naprawdę nie wiem, jak z nim rozmawiac by do niego dotarło cokolwiek.
Czy mieszkając z mężem, będąc w kryzysie, w czasie, gdy on woli rozmawiac z koleżanką, jak z żoną da się coś poskładac? ja naprawdę próbuję, zmieniam w sobie wiele... Ale czasami mysle, że to tak, jakby walic głową w mur. A może ja po prostu to źle rozgrywam?

Anonymous - 2013-09-07, 21:36

MonikaMaria3 napisał/a:
To, że była u nas sama i mój mąż był sam nie podoba mi się

Oj osobiście to bym dymu narobił
MonikaMaria3 napisał/a:
Ma mi ciągle za złe, że wypominałam mu złą pracę, a potem niby przytula i próbuje szukac innej...

Innej pracy czy kobiety?,
MonikaMaria3 napisał/a:
I czy przyjaźnie damsko męskie są wogóle możliwe

Dobre, ha, ha
MonikaMaria3 napisał/a:
Racja, za dużo mordką kłapię
A tym tekstem to dałaś mi spory usmiech - fajnie powiedziane :-)
[quote="MonikaMaria3"]No i te jego czeste powroty nad ranem po wódeczce.
To się nie łudź ze bedzie inaczej, niech obowiązkowo zajrzy do AA, musisz to wumuc choć koty na tobie powiesi. Inaczej będziesz czekac aż ten głaz sam się stoczy.
MonikaMaria3 napisał/a:
Mąż jest niesamowicie upartym facetem, jest niczym jak głaz

Powiem ci trochę o pracy w kamieniołomach- wiesz od wieków najcięzsza i najgorsza. Teraz głazy się nawierca co pare centów ,na tyle jaki blok jest potrzebny, w ten otwór wtyka się trotyl, zalewa woskiem albo uszczelniaczem i szybko zmyka samemu...... i ktoś inny robi Bummm!!!
Kiedyś głaz się powoli drązyło w żadszych odstępach wbijało kołek drewniany i podlewało go wodą, żeby napęczniał, każda skała pękała- tylko to było czasochłonne, ale nie było Bumm!!
Możesz użyć trotylu zrobić bumm i zmykać, albo jak to fajnie napisałaś "pokłapać "jak ten kołek drewniany który z czasem każda skałe rozsadzi.

Anonymous - 2013-09-08, 07:20

Czy da się poskładać? Na podstawie siebie powiem nie.
Moniko ja zaczynam od nowa nowe życie. Jestem nowym, innym człowiekiem, żoną. Nowe jest moje małżeństwo, inne. Tamto stare i złe próbuję raz na zawsze zakopać i zdjąć już kir żałobny, bo ileż można trwać w żałobie.

Opiszę Ci co mi się ostatnio przytrafiło. Mieszkam w małej miejscowości i przydarzyło nam się takie szczęście i zaszczyt, że w naszej małej wiejskiej parafii od piątku gościmy relikwie siostry Faustyny Kowalskiej :-D Dziś biskup zabiera je i leci do USA.
Pojechałam w piątek z mamą na Msze. Za tydzień obchodzimy 5 rocznicę ślubu i postanowiłam się wyspowiadać.
Dziwna ta spowiedź była. Mamy nowego wikarego. Nie zna nas w ogóle, a zadał mi banalne pytanie jakby mnie znał najlepiej na świecie.

Czy jestem szczęśliwa?????

Rozryczałam się.
Myślałam długo o tym. I wiesz nie jestem :-(
Całą Msze wycierałam ukradkiem łzy. A moje uszy jak nigdy dotąd chłonęły każde słowo wypowiedziane przez kapłana...

Refren psalmu
Przyjdźcie z radością przed oblicze Pana...

Czułam, że za sprawą Św. Faustyny dostałam niesamowitą łaskę. Chrystus prosił, abym przestała płakać i smucić się. Powierzchownie jestem pogodna i zadowolona, ale gdzieś w środku wyję przeokropnie....

Od niedawna systematycznie odmawiam Tajemnice szczęścia. Jest tam zawarte rozwazanie męki Pańskiej.
Wczoraj ryczałam cały czas. Jezus tak cierpiał, tyle miał ran... A jedynie czego pragnął to zbawić każdego człowieka...
A co ja robię? Użalam się nad sobą, rozdrapuję, czasami pisze scenariusze...
Ileż we mnie pychy, że ja taka biedna i nieszczęśliwa... A czy oby na pewno spotkało mnie takie wielkie nieszczęście???
Zaczynam patrzeć, że to łaska, bo Bóg pokazuje mi jak bardzo mnie kocha.
Może mój krzyż to wielka łaska? Może powinnam cieszyć się z tego?

W tym miejscu pragnę podziękować Elżbiecie za umieszczenie Kwadransu przed Najświętszym Sercem Pana Jezusa. Ela nigdy tak z Bogiem nie rozmawiałam. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela...

Jestem nieliczną na forum, która jest w kryzysie, a małżonek swoim życiem i postawą pokazuje, że zrozumiał swój błąd i naprawia go solidnie z uśmiechem i pogodą na twarzy.
Wiem, że wielu z was na forum chciałoby takiego małżonka. A co ja z tym robię. Tu się cieszę, ale gdzieś w środku boję się, że wszystko wróci. W końcu i takie historie były...
Wniosek. Na pewno za mało ufam Bogu. A może wcale mu nie zaufałam?

Hmmm...
Zdecydowanie w tym kryzysie mam problem ja i to nie z mężem, ale sama ze sobą. Z relacją z Bogiem. Tyle się modlę i cóż z tego???

Mój spowiednik powiedział "Popatrz na krzyż i powiedz Jezu nie rozumie. Nie rozumie czemu umarłeś? Nie rozumie czemu mnie to spotkało? Patrz możesz nic nie mówić."

I tak myślę, że za dużo tych formułek. Czas zacząć rozmawiać z Bogiem i opowiadać mu o sobie.

Od ponad dwóch tygodni przestałam czekać na męża. Czekałam przez 5 lat na słowo kocham, buziaka, przytulenie... Teraz jest mi to obojętne. Owszem jak mąż okaże mi czułość cieszę się, ale przestałam wisieć na nim emocjonalnie. Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy :mrgreen:

A co do Ciebie Moniko to tak jak mądre głowy naszego forum mówią zacznij od siebie ratowanie małżeństwa. Najpierw trzeba wyszkolić ratownika :mrgreen:

Razem? Osobno?
Myślałam podobnie jak ty, że może łatwiej osobno.
Trudne pytanie. Musisz to sama rozważyć. Musisz nabrać dystansu.
A może ty powinnaś dołączyć do Al-anon?

Może to Bóg o ciebie się upomina?

Osobiście nie wierzę w przyjaźnie damsko-męskie. Teraz mój mąż mówi, że on też nie wierzy.

Pozdrawiam

Anonymous - 2013-09-08, 08:31

ja na swoim przykładzie też napiszę że nie nie udało
mój mąż dobrowolnie się nie wyprowadził, żyło mu się wygodnie, z kolei robił takie rzeczy że dalsze życie pod jednym dachem było już nie możliwe
ja długo nie dopuszczałam myśli o tym aby mąż mógł się wyprowadzić, chciałam mieć resztkę kontroli nad nim...takie dziwne myślenie uzależnionej osoby
po jego wyprowadzce nie uratowaliśmy małżeństwa, wręcz posypało się do końca-myślę teraz że tak miało być, swojego małżeństwa nie budowaliśmy na dobrych fundamentach...
nie mam wpływu na to co robi mój mąż, modlę się za niego i za jego kochanki
ale widzę też plusy tego że nie mieszkamy razem :)
stałam się spokojniejsza, mam więcej czasu dla dzieci, przestałam tak obsesyjnie myśleć gdzie jest mąż , co robi (jak z nami mieszkał to moje życie głównie kręciło się wokół tego) mam czas dla siebie, poznanie swoich potrzeb, zbliżyłam się do Boga itp
myślę że to było mi potrzebne

Anonymous - 2013-09-08, 13:40

niezapominajka8 napisał/a:
Od ponad dwóch tygodni przestałam czekać na męża. Czekałam przez 5 lat na słowo kocham, buziaka, przytulenie... Teraz jest mi to obojętne. Owszem jak mąż okaże mi czułość cieszę się, ale przestałam wisieć na nim emocjonalnie. Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy :mrgreen:

A co do Ciebie Moniko to tak jak mądre głowy naszego forum mówią zacznij od siebie ratowanie małżeństwa. Najpierw trzeba wyszkolić ratownika :mrgreen:

Razem? Osobno?
Myślałam podobnie jak ty, że może łatwiej osobno.
Trudne pytanie. Musisz to sama rozważyć. Musisz nabrać dystansu.
A może ty powinnaś dołączyć do Al-anon?

Myslałam też o Al-Anon.
I tak jak Ty ja za sprawą mądrych rad Swallow i Mirakulum zaczynam ratowac siebie, wciąż nie zapominając w modlitwie o sobie, mężu i jego koleżance. Ani o jej mężu i o wszystkich na forum. Więc widzę efekty... We mnie. I w mężu też się przejawiają. Samo to, że Pulikowskiego wysłuchał o przyjaźni damsko męskiej poza małżeństwem dużo dla mnie znaczyło.
No, ale to, że panna była u nas jak mnie nie było, to nie jest właściwe. I jestem o tym przekonana, choc często kłócę się z bratem, który regularnie czyta Biblię i on nie widzi w tym nic złego. Ale to student jest, nie miał jeszcze dziewczyny. :mrgreen:
Zobaczymy co dalej. Ja powiedziałam stanowczo zarówno mężowi jak i jej co o tym myślę. Jeszcze nigdy do niej nie byłam taka stanowcza. To ja ustępowałam i się korzyłam przeświadczona, że moja zazdrośc mnie niszczy, a ona choc młodsza traktowała mnie całkowicie bez szacunku. Najbardziej rozwaliło mnie to, że jak napisałam jej, żę sobie nie życzę jej samotnych wizyt w naszym domu, to ona mężowi, nie mi, napisała, żę nie mam wstępu do jej auta, które mężowi pożyczyła. Jakby mi na tym aucie zależało.... :-P
Ale jestem spokojniejsza, modlę się dużo i uniezależniam od męża. Oby tak dalej, choc kusy nie śpi.

[ Dodano: 2013-09-08, 14:42 ]
Dabo napisał/a:
Możesz użyć trotylu zrobić bumm i zmykać, albo jak to fajnie napisałaś "pokłapać "jak ten kołek drewniany który z czasem każda skałe rozsadzi.


Oj dabo, żebym to ja wiedziała jak lepiej. :-D

Anonymous - 2013-09-08, 16:50

niezapominajka8 napisał/a:
Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy


dokładnie tak :mrgreen:

Anonymous - 2013-09-08, 18:05

Mirakulum napisał/a:
niezapominajka8 napisał/a:
Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy


dokładnie tak :mrgreen:

Mozna mówic, że Boga nie ma, że zapomniał, że uciekł. Ale prawda jest inna, On o nas ciągle pamięta. To my uciekamy.
Czy Bóg jest moim przyjacielem? Nie wiem, bo nie śmiem o takim przyjacielu marzyc. Ale teraz choc czasami boli jakby rozdzierali mi serce, dzieki modlitwie szybko przychodzi ukojenie. Nachodzą głupie mysli, a modlitwa je odgania. I w środku jestem spokojniejsza, choc nie zawsze mi się udaje opanowac. No i usmiecham się częściej, a w świecie jakoś ładniej i jaśniej.
Czy będę z mężm, nie wiem. Dalej jest ciągła huśtawka nastrojów. Ale ja próbuję walczyc, tak jak mówiłaś mi Mirakulum, walczyc o siebie.

Anonymous - 2013-09-08, 20:53

Najpierw trzeba wyszkolić ratownika :mrgreen:

pięknie niezapominajko!!! wszystko nie tylko to co cytuję i podziwiam mądrość, gdybym ja wiedziała wcześniej to co teraz???? wierzę że tak właśnie miało sie stać

[ Dodano: 2013-09-08, 21:55 ]
Jesteś w grupie centrum a więc blisko

[ Dodano: 2013-09-08, 22:03 ]
"Może mój krzyż to wielka łaska? Może powinnam cieszyć się z tego? "

krzyż jest zawsze łaską tylko nam sie wydaje że dostaliśmy za ciężki.
Jak tak patrzę wstecz na swoje życie to zauważyłam, że Bóg mnie przygotowywał do krzyża tylko ja tego wtedy nie widziałam np. przez kilka kolejnych lat przy rozważaniu drogi krzyżowej dostawałam 5 tajemnicę-i kiedyś sie z tego śmiałam a teraz?

Anonymous - 2013-09-09, 15:20

Tak się zastanawiam, czy pragnienie bycia z osobą, którą się kocha to uzależnienie. Nieważne jakbym się starała układać sobie życie sama, to przychodzi dziecko i się pyta "mamo gdzie tata". A ja się zastanawiam jakim prawem on sobie wiedzie komfortowe życie gdzieś tam, imprezy, wolne wieczory, zero obowiązków rodzicielskich...podczas gdy my tu tak bardzo tęsknimy a ja nie mam nawet nocki przespanej ze względu na małe dziecko.

Jeżeli to uzależnienie to nie potrafię się z niego wyleczyć, a pozostają mi tylko wypełnione płaczem wieczory i poranki i brak chęci żeby w ogóle zacząć dzień.

Anonymous - 2013-09-10, 16:46

majuska_a napisał/a:
Jeżeli to uzależnienie to nie potrafię się z niego wyleczyć, a pozostają mi tylko wypełnione płaczem wieczory i poranki i brak chęci żeby w ogóle zacząć dzień.

Rozumiem Cię, ale w tej sytuacji, którą mam teraz to chciałabym, by mój mąż odszedł. Ty kochasz i cierpisz. Nic w tym dziwnego, że tak mocno. Z czasem będzie lżej.

Ja dzisiaj znowu nie wytrzymałam. Mąz po raz kolejny prosił o doładowanie konta orange. Doładowałam. Przyszłam do domu, znowu pisał z kimś. Podejrzewam, że z koleżanką. Powiedziałam tylko, że mówiłeś, że nie piszesz. Dostał szału. Wyzywał mnie, rzucił czymś tam... ja byłam spokojna. Patrzyłam jak się miota... I nadeszła jego siostra. Była mimowolnym świadkiem jego wyzwisk do mnie, kiedy kazał mi i dziecku wy............., że jestem je......, że to, że siamto, że chore mam wymysły...
Siostra meża nie wierzyła, że on taki potrafi byc. Teraz zobaczyła i usłyszała to na własne oczy. Stanęła w mojej obronie, on poszedł do pracy, a mi pociekły łzy... Ale nie z żalu jego, tylko, że muszę mieszkac z takim baranem. Pani Boże daj mi siły... Już się uniezależniłam.... I Tobie się uda Majusko

Anonymous - 2013-09-10, 17:31

Moniko - rozumiem, że były to dla Ciebie trudne chwile, ale to nie usprawiedliwia używania na naszym forum takich słów jakich użyłaś. Postaraj się w przyszłości jednak zapanować nad swoim językiem.
Pozwoliłem sobie wykropkować te dwa wyrazy w Twojej wypowiedzi.

Anonymous - 2013-09-10, 19:16

MonikaMaria3 napisał/a:
Mirakulum napisał/a:
niezapominajka8 napisał/a:
Zaczynam uczyć się, że o moim szczęściu nie decyduje to czy dziś powie mi, że mnie kocha, ale to co ja mam w środku. A w środku ma mieszkać Bóg i to z nim mam się przyjaźnić. Jeszcze nie wiem jak to zrobić, bo nigdy nie miałam takiego fajnego przyjaciela, ale myślę, że mnie nauczy


dokładnie tak :mrgreen:

Mozna mówic, że Boga nie ma, że zapomniał, że uciekł. Ale prawda jest inna, On o nas ciągle pamięta. To my uciekamy.
Czy Bóg jest moim przyjacielem? Nie wiem, bo nie śmiem o takim przyjacielu marzyc


Co o tym myślisz?
"„Nie nazywam już was sługami, gdyż sługa nie wie, co czyni pan. Nazwałem was przyjaciółmi, bo oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Mojego Ojca. Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i postanowiłem, abyście szli i przynosili owoc, i aby wasz owoc był trwały, żeby Ojciec dał wam to, o co prosicie w moje imię. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.”
Na miłości opiera się też przyjaźń z Bogiem. On jest naszym Przyjacielem dzięki autentycznej i stałej miłości do nas. My stajemy się Jego przyjaciółmi, kiedy kochamy Go „całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą” (Mk 12,30)

pozdrawiam+

Anonymous - 2013-09-10, 19:46

twardy napisał/a:
Moniko - rozumiem, że były to dla Ciebie trudne chwile, ale to nie usprawiedliwia używania na naszym forum takich słów jakich użyłaś. Postaraj się w przyszłości jednak zapanować nad swoim językiem.
Pozwoliłem sobie wykropkować te dwa wyrazy w Twojej wypowiedzi.

Przepraszam, masz rację. Ale ja już po prostu czasami nie daję rady. Gdybym tylko mogła odejśc, znalazła tanie mieszkanie, bo on się nie wyprowadzi. To nie jest facet z rzędu tych co mają honor, niestety. Wiele razy i bolesnie przekonałam sie, że w jego sercu już dawno nie ma uczucia do mnie, ani do dziecka, które przecież jest jego.
Cierpię bardzo, cierpienia ofiaruję za dusze w czyścu, ale naprawdę jestem już zmęczona. I nie daję rady.

Anonymous - 2013-09-10, 21:50

MonikaMaria3 napisał/a:
czasami nie daję rady


MonikaMaria3 napisał/a:
Cierpię bardzo


Masz moją modlitwę.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group