Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Po roku strasznych błędów. Czy wytrwamy.. boję się.

Anonymous - 2013-09-02, 18:03
Temat postu: Po roku strasznych błędów. Czy wytrwamy.. boję się.
Znamy się 20 lat, po ślubie jesteśmy równo 10 lat. Dwoje dzieci 6 i 4 lata, oboje chciane i wymarzone.

Wrócił tydzień temu do domu i rodziny. Po 10 miesiącach życia z kochanką. I okłamywaniu mnie.

Chronologia:
Rok temu wpadliśmy w głęboką wyrwę. Nasza miłość stopniowo umarła. Przynajmniej pozornie. Ja byłam tak zaślepiona złością, że był mi obojętny. On uznał, że to koniec, a że jego menedżerka wpadła w dziką fascynację nim, to wskoczył bez większych wahań. Zostawił mnie walczącą z domem, pracą i chorym dzieckiem, a sam jeździł do niej co drugi dzień i co drugą noc pod pozorem pracy, racjonalnie mi to tłumacząc. Skreślił mnie jak się potem przyznał. Ja natomiast byłam wciąż wściekła, i jeśli w dodatku jeszcze gdzieś znikał to tylko warczałam w środku : i dobrze! skończy się rozwodem i dobrze. W domu był żle widzianym lokatorem.
Sama nie rozumiałam co robię.
On nie wiem czy rozumiał.

To trwało jesień, zimę i wiosnę.

Dwa miesiące temu przeszłam przemianę. Mając ogromnie naiwną nadzieję, że jednak nie jestem okłamywana, i faktycznie on mnie nie zdradza tylko tak jak mówił "próbował nawiązywać relację ale odpuścił, i teraz ona i tak jest raz z tym raz z tym, i tylko świetnie im się razem pracuje".
Otóż wierząc w to, zaczęłam odbudowywać uschniętą miłość i ratować związek...
Mówiłam ostrzegającym mnie ludziom: no jeśli on mnie naprawdę zdradza, to musiałby być księciem kłamstwa, a przecież go znam i nie jest.
Wypierałam. Zagłuszałam podejrzenia. Łapałam się każdej nadziei. Chciałam wierzyć w jego kłamstwa i robiłam to. Przyjeżdżałam do niego z dziećmi, sypiałam z nim inicjując gorące noce, rozmawiałam, napierałam, i wcale się nie zrażałam że jego odpowiedzi były dziwnie wymuszone. Łudziłam się, że to dlatego że potrzebuje czasu..

Dwa miesiące później stanęłam w całej prawdzie, bo odkryłam jej blog. Uderzona obuchem zachwiałam się.. ale ustałam. Ustałam nawet ten cios, że podczas mojej najczulszej i szczerej reanimacji, też byłam okłamywana. I wtedy własnie wracał ode mnie prosto do niej.

Lecz przez te dwa letnie miesiące odkarmiłam roślinkę miłości na tyle skutecznie, że gdy spełniły się te najczarniejsze scenariusze, te z koszmaru, gdy one stały się prawdą stojącą obok mnie - to miałam dość siły by przyjąć go gdy wrócił na kolanach. Dziękował mi we łzach, mówiąc, że nie starczy mu życia by zadośćuczynić.

To było tydzień temu.
Tłumaczę się, że muszę go bardzo kochać - i tak jest, bo nic innego nie tłumaczy moich działań. Są nieracjonalne.
Przyjęłam go. Na warunkach, które oczywiście zajmą dużo czasu.
Rozmawiam z nim szczerze i uwierzyłam, ze tym razem nie kłamie.
Wierzę, że skończył z nią i nie chce wracać.
Wierzę mu, że jego błagania o możliwość założenia obrączki z powrotem są szczere.
Lgnę do niego z ulgą. Staram się hamować, ale jest w domu piąty dzień, i widzę jak go potrzebuję. Z jaką ulgą chcę odbudowywać stracone lata, stracone czułości. Jak skutecznie zagłuszam to co mi robił. Jak łaknę jego powrotu i zmiany i odbudowy.
Jednocześnie wariuję ze strachu że jednak nie dam rady psychicznie.

Pierwsza sprawa, że nie mogę poradzić sobie z choćby wyobrażeniem seksu. Czułość dotyk - tu na szczęście nie mam blokad. Ale cokolwiek więcej uruchamia w mojej głowie kolorowy film w 3d : z nią i nim. I nie mogę się tego pozbyć.
Świadomość, że być może nigdy się tego nie pozbędę, że ona zawsze będzie z nami w łóżku, przeraża mnie, bo wtedy nie wiem jak podołam.

Druga sprawa jest taka, że ostatnią rzecz (mam nadzieję, że to ostatni cios..) jaką z niego wyciągnęłam, to następujący fakt:
kochał się z nią wielokrotnie bez zabezpieczenia, ponoć wierząc jej informacjom że ona ma kłopoty z płodnością. Ona chciała z nim dziecka i chce nadal (walczy także teraz, dziś, nie złożyła broni). Gdy pytam go: chciałeś dziecka z nią? TO kluczowe.
Odpowiada: Nie. Pytam zatem: to jak wytłumaczysz mi brak zabezpieczenia? Przecież ten czyn kłóci się z twoim słowami. Odpowiada: nie wiem, nie wiem, opętała mnie straszna głupota, nie umiem wytłumaczyć, błagam daj mi zadośćuczynić.


Wynik testu przekazała telefonicznie (negatywny) trzy dni temu. W jakiś sposób kamień spadł mi z serca.
I już sobie z tym prawie poradziłam (np. zaczęłam troszkę spać .. i jeść... i pracować.. i funkcjonować)

Ale dziś kolega doniósł nam, że ex-kochanka walczy dalej, i że będzie go łapać na ciążę.
I uświadomił mi, że przecież ciąża wychodzi czasem dopiero po 3,4 czy piątym teście.

Mąż przyznał się, że..ostatni seks bez zabezpieczeń z kochanką był ok. 2 tygodnie temu. Czyli tydzień przed jego powrotem na kolanach.
Czyli dwa tygodnie po tym, jak podobno powiedział jej, że to koniec, że przemyślał, wraca do żony. A jednak jeszcze raz spali razem. I ten ostatni raz właśnie bez.

Czyli przed nami minimum dwa tygodnie nerwów na ostateczne wyniki. Zakładając, że ona nie będzie ich fałszować, bo to nigdy nie wiadomo.




TO już dla mnie za dużo.
Babranie się w czyichś testach, ta zabijająca mnie niepewnośc, świadomośc, że jeśli dziecko jest, to naprawdę odbudowa małżeństwa mnie przerośnie, i jego też zapewne, mimo że przez te kilka dni tyle osiągnęliśmy.

To wszystko za dużo.

Święta Anno, błagam Cię, wstaw się za mną!!!!!

[ Dodano: 2013-09-02, 18:30 ]
Jeszcze dopisek.

Moja zmiana latem (mimo,że dokonała się w kłamstwie z jego strony, i nieświadomości z mojej strony) była motorem do zmiany która dokonała się w nim.
Dlatego zdecydował się wrócić.


"Gdybyś wtedy tego nie zrobiła, ja bym już z nią pewnie został....."

A ja nie zrobiłabym tej reanimacji, gdybym wtedy znała prawdę.
Chyba nie.

Anonymous - 2013-09-02, 20:24

krawędź nadziei napisał/a:
Ale cokolwiek więcej uruchamia w mojej głowie kolorowy film w 3d : z nią i nim. I nie mogę się tego pozbyć.
- oddaj to Panu Bogu i pros aby te filmy pomału bo może pomału zostały wyeliminowane-jest to kwestia wybaczenia.zadaj sobie pytanie czy ty wybaczyłas męzowi i czy tego naprawdę chcesz-wiąże się to z zamknięciem tgeo tematu i nie wracanie do niego bo to do niczego dobrego nie doprowadzi.przeszłośc nie może zasłaniać tu i teraz.
Wybaczenie to proces długi i czaem bolesny ale bez przebaczenia nie można kroczyć naprzód.
krawędź nadziei napisał/a:
Tłumaczę się, że muszę go bardzo kochać -
- musisz kochać czy kochasz?

krawędź nadziei napisał/a:
Rozmawiam z nim szczerze i uwierzyłam, ze tym razem nie kłamie.
Wierzę, że skończył z nią i nie chce wracać.
Wierzę mu, że jego błagania o możliwość założenia obrączki z powrotem są szczere.
Lgnę do niego z ulgą. Staram się hamować, ale jest w domu piąty dzień, i widzę jak go potrzebuję. Z jaką ulgą chcę odbudowywać stracone lata, stracone czułości. Jak skutecznie zagłuszam to co mi robił. Jak łaknę jego powrotu i zmiany i odbudowy.
Jednocześnie wariuję ze strachu że jednak nie dam rady psychicznie.
- tu napisałaś to co bardzo ważne w waszym małżeństwie i w twojej postawie a swoje obawy i wątpliwości oddaj Bogu i poproś aby to Bóg nimi się zajął.
Piszę do ciebie jak do osoby wierzącej,żyjącej w małżeństwie sakramentalnym - czy tak jest?na jakim miejscu w waszym małzeństwie był,jest Bóg czy ma ON swoje znaczące miejsce w rodzinie? czy tylko jest okazjonalnym symbolem?
krawędź nadziei napisał/a:
Moja zmiana latem
- na czym ona polegała?
Anonymous - 2013-09-02, 22:17

Masakra żeby to to ja tak potrafił , ażeby moja kiedys potrafila tak pieknie jak ty, mmmmmmmmmmmmmmm. Ale było by fajnie.......................
Anonymous - 2013-09-02, 22:25

Dabo napisał/a:
żeby to to ja tak potrafił
wystarczy powiedzieć JA CHCĘ.
proponuję nie używać słowa masakra-ma ono negatywne zabarwienie

Anonymous - 2013-09-03, 09:42

gogol napisał/a:
musisz kochać czy kochasz?

Tak to ostrożnie ujęłam, bo jest we mnie jakiś brak pozwolenia na bezwarunkową miłość w tym momencie. Jakbym robiła coś niewłaściwego: idiotka, naiwna, wierzy mu a jeszcze kocha, wiarołomnego.. Tak pokaleczona a wyciąga rękę, ryzykując znowu - no idiotka. A jednak jest we mnie miłość, czuję ją. Zrozpaczona, opluta, upaprana szambem, zdezorientowana, ale jest, bo bez niej nie dałabym rady.. To ona mnie napędza.

gogol napisał/a:

Piszę do ciebie jak do osoby wierzącej,żyjącej w małżeństwie sakramentalnym - czy tak jest?na jakim miejscu w waszym małzeństwie był,jest Bóg czy ma ON swoje znaczące miejsce w rodzinie? czy tylko jest okazjonalnym symbolem?


Boga było bardzo niewiele. Bardzo powierzchownie. Wracaliśmy do niego czasem, ale byle jak. W końcu zaczęliśmy Go ignorować.
To tędy weszło ZŁO.
Ja dużo się modliłam, ale na pewno zbyt mało. Nie nawróciłam się całkowicie. Mąż obecnie jest od tego jeszcze dalej niż ja. Ale dojrzeje..
Jest w nas pragnienie naprawienia relacji z Bogiem. Mąż zaproponował odnowienie ślubów. Zastanawiam się.
Modliłam się wiele za męża podczas całego tego syfu. Za nasze małżeństwo.
Na pewno to miało jakieś znaczenie.



gogol napisał/a:
- na czym ona polegała?

Moja zmiana polegała na iluminacji.
Zobaczyłam coś jak fleshback: zobaczyłam sytuację w jasnym świetle.
Po raz kolejny mąż zawiózł dzieci do pracy (co uwielbiały), czyli do miejsca gdzie z nią pomieszkiwał. Wróciły rozradowane, wymachując licznymi zabaweczkami od cioci.

I wtedy zobaczyłam wizję mojej przyszłości: raz na tydzień przekazuję mu dzieci aby spędził z nimi weekend, a on zawozi je do niej, do swej ukochanej, do swego raju, tam wszyscy razem spędzają wesoło czas, a potem on mi dzieci oddaje i wraca do niej.

To właściwie były fakty. Bo już tak było.
Teraz ból tego ogromnie mnie przygniata.
Ale wtedy uznałam tę wizję za wizję przyszłości, i że mogę jej zapobiec.
I poświęciłam się zapobieganiu jej.
Chociaż to były fakty, to już się działo, to była teraźniejszość!!!
Przedziwne.

Jeśli nie Bóg tym kierował, to nie mam innego wytłumaczenia.
Bo bez tego mojego złudzenia, chyba nic by nie było.
On by się nie podźwignął z tego błota.

[ Dodano: 2013-09-03, 10:41 ]
Dodam jeszcze.
To co napisałam powyżej, to moja droga do zmiany.
Sama zmiana polegała na uświadomieniu sobie nast. rzeczy:
1. Nie da się zmienić człowieka, bez zmiany siebie.
2. Jeśli zmienię coś w sobie, może się uda.

Ponieważ jako żona miałam sobie do zarzucenia (zresztą on mi to potem potwierdził) głównie obojętność na niego, zimno, manipulację seksem czyli wywalanie go z łóżka gdy kłótnie i konflikty narastały, zarzucanie go pretensjami.
Więc postanowiłam ZAWIESIĆ moje racje na czas odbudowy. I podjąć je gdy już odzyskamy komunikację.
Czułam wciąż że racja jest po mojej stronie, że sprawy które doprowadziły do konfliktu wrócą. Ale postanowiłam zakopać topór wojenny i pierwsza zacząć rozmowę.
Do dziś ją pamiętam.
Spytałam go : czy podoba Ci się to w czym tkwimy? Czy nie chciałbyś tego zmienić?
Był zdumiony.
Potem przyznał mi się, że on mnie już dawno skreślił. Że nagle moje odezwanie się do niego to jakby się trup spod ziemi odezwał.
I długo nie wierzył - tak twierdzi. Ja raczej twierdzę, że długo to on nie mógł wyrwać się z tamtego fascynującego związku, dlatego działał na dwa fronty.

I jeszcze: wybrałam drogę przez łóżko. NIe wiem czy słusznie. Nie pozostał żaden most między nami. A seks był zawsze naszym ratunkiem, choćby chwilowym. Więc odkopałam spod pokładów obojętności moje libido i obudziłam je. Dosłownie. Postanowiłam że dotrę do niego przez łóżko. Żeby odczuł, że co by się nie działo, to już nigdy nie będę manipulować seksem, że dostanie go teraz tyle ile będzie chciał, a nawet mogę dać go więcej, bo teraz ja chcę.

Wszystko to czyniłam wierząc, że pozostał mi wierny.
Jaka byłam ślepa!!!!
Ale zbudowałam ten most między nami.
Ostatecznie on nie wrócił tym mostem.
Chyba wrócił brodząc w wodzie.

Teraz budujemy razem inny most, stabilny.
Na tamten nie mogę teraz patrzeć. Choć na pewno odegrał on dużą rolę. A może nie on, tylko ja sama budując go.... Nie wiem.

Anonymous - 2013-09-04, 00:43

krawędź nadziei napisał/a:
1. Nie da się zmienić człowieka, bez zmiany siebie.
2. Jeśli zmienię coś w sobie, może się uda.
- a to najwazniejszy wniosek jaki sama dostrzegłas i prawda życiowa.-na tym bazuj i oczywiście na odbudowaniu relacji z Bogiem ,na pierwszym miejscu Bóg w rodzinie -inaczej sie nie da :lol: :lol:
krawędź nadziei napisał/a:
Ostatecznie on nie wrócił tym mostem.
Chyba wrócił brodząc w wodzie. ;-)


krawędź nadziei napisał/a:
Teraz budujemy razem inny most, stabilny.
Na tamten nie mogę teraz patrzeć. Choć na pewno odegrał on dużą rolę. A może nie on, tylko ja sama budując go.... Nie wiem.
- a tego sie trzymaj ale zawsze z Bogiem to napewno dasz radę zbudowac most na mocnych fundamentach ,któe wytrzymaja może jeszcze niejedna wichure - bo takie jest życie.
pozdrawiam gabriela.

Anonymous - 2013-09-05, 17:25

W kwestii całkowicie banalnej i przyziemnej - ponieważ był seks bez zabezpieczeń, ponieważ W OGÓLE były intymne kontakty z jakąś obcą osobę - proponuję odkażenie...

Testy, badania... Masz gwarancję, że syfu od tej baby Ci do domu nie przyciągnie? i Ciebie nie zarazi??? W końcu nie wiesz, z iloma i jak tamta baba...

Wiem, że brzmi to okropnie, ale to są konsekwencje. Żebyś jeszcze swoim zdrowiem intymnym płacić nie musiała.

Anonymous - 2013-09-06, 00:07

bajka, oczywiście masz rację.
u mnie to była podstawa. dostałam dziś wyniki badań, przyniesione że tak powiem w zębach.

wspólna głęboka terapia, badania, "czyny nie słowa" oraz wypalenie kontaktów żelazem to były moje warunki (ostatni najtrudniejszy do spełnienia, ponieważ była to głęboka relacja zawodowa.. dwuosobowa działalność)

Dzięki Bożemu Miłosierdziu jestem w innym miejscu niż gdy pisałam pierwszy post. Rozpacz we mnie nie zagłusza wszystkiego.
Przynajmniej na dziś...

Dwa dni temu targana skrajnymi emocjami umówiłam na cito wizytę u seksuologa psychologa. W zasadzie chodziło mi głównie o to jak wyłączyć te przeklęte pornofilmy w głowie.
Okazało się, że dostałam zestaw rad wykraczający poza moje pytanie i rady te umożliwiły mi powrót do życia, i nabranie sił do walki i pracy. Sądzę, że to m.in dlatego, że starałam się jak mogłam zawierzyć ten cały węzeł Jezusowi. Przed wizytą wstąpiłam jeszcze na moment do kościoła..
No i wyszłam z wizyty uspokojona głęboko. Mam już podstawowe narzędzia do walki z obezwładniającym przerażeniem. Przede wszystkim przestałam płakać i obracać nóż w ranie. Jem, śpię, nawet się śmieję czasem. Naprawdę.

Nigdy bym nie przypuszczała, że to powiem, ale psycholog to potrzebny zawód.

Mąż już wie, że terapia będzie niezbędna, wspólna, głęboka i trudna.
Nie ma innego wyjścia.

Będę także pamiętała o Twoich słowach, gogol.
Aby odbudować swoje relacje z Bogiem.
Obym nigdy o tym nie zapomniała.
I doprowadziła kiedyś męża do Sakramentów, jak obiecałam nieudolnie Jezusowi..

Anonymous - 2013-09-06, 00:43

Po pierwszym Twoim poście (zanim doczytałam ostatni) chciałam zasugerować wizytę u seksuologa. Tymczasem sama sobie poradziłaś.

Krawędź nadziei, jesteś mądrą, wspaniałą, fantastyczną kobietą i żoną.

Twoja historia - bardzo podobna do mojej. Schemat, po prostu jakbym widziała te sceny, rozmowy - choć u mnie nie było tak długotrwałego romansu w tajemnicy, mąż "po pierwszym razie" z nią mi powiedział. Ale tło, okoliczności, wszystko podobnie. Choć u mnie....jeśli chodzi o zbliżenia - zupełnie inaczej. Po zakończeniu romansu, mąż mieszkał jeszcze osobno i spotykaliśmy się na "randkach" - kawiarnia, kino, spacery, wycieczki. Do pierwszego zbliżenia doszło po 7 miesiącach, wtedy byłam już pewna, że wrócił do mnie i byłam gotowa na całkowite oddanie siebie tej naszej wzajemnej relacji, z ufnością.

Uważam, że dzięki Bogu, a dokładnie dzięki Nowennie Pompejańskiej ominęły mnie te " pornoobrazy". Błagałam o to, prosiłam o odsunięcie ode mnie wszystkiego, co ma związki z zazdrością, z żalem, że mściwością, z poczuciem straty, z niską samooceną, z upokorzeniem.

Ogromnie się cieszę, że tu jesteś (oczywiście: nie, że przezywasz to, co przeżywasz, ale że z takim przeżyciem przyszłaś tutaj, na Sychar). Wspieram Cię myślami i masz, a właściwie - macie z mężem, moją modlitwę.

Pozdrawiam. :)

Anonymous - 2013-09-06, 02:16

bajka napisał/a:
Masz gwarancję, że syfu od tej baby Ci do domu nie przyciągnie?
- proszę o używanie bardziej delikatnych zwrotów -te zwroty trącaja jak dla mnie wulgaryzmem.Można przecież tę treśc przekazać zupełnie innymi słowami :!:

krawędź nadziei napisał/a:
Obym nigdy o tym nie zapomniała.
I doprowadziła kiedyś męża do Sakramentów, jak obiecałam nieudolnie Jezusowi..
:-D :-D cenne przyżeczenia
Anonymous - 2013-09-06, 14:28

krawędź nadziei napisał/a:
Dwa dni temu targana skrajnymi emocjami umówiłam na cito wizytę u seksuologa psychologa. W zasadzie chodziło mi głównie o to jak wyłączyć te przeklęte pornofilmy w głowie.
Jak wyłączyć?
Napisała Ci Swallow:
Swallow napisał/a:
Uważam, że dzięki Bogu, a dokładnie dzięki Nowennie Pompejańskiej ominęły mnie te " pornoobrazy". Błagałam o to, prosiłam o odsunięcie ode mnie wszystkiego, co ma związki z zazdrością, z żalem, że mściwością, z poczuciem straty, z niską samooceną, z upokorzeniem.
Modlitwa o ŁASKĘ... to właściwa droga...

Pogody Ducha i siły do budowania!!

Anonymous - 2013-09-07, 08:21

gogol napisał/a:
bajka napisał/a:
Masz gwarancję, że syfu od tej baby Ci do domu nie przyciągnie?
- proszę o używanie bardziej delikatnych zwrotów -te zwroty trącaja jak dla mnie wulgaryzmem.Można przecież tę treśc przekazać zupełnie innymi słowami :!:


oczywiście, że można. ale nie potrafiłam o takiej [sy....] sprawie (tutaj nastąpiła samocenzura, żeby ktoś się nie poczuł urażony) owijać bułkę przez bibułkę, jednak wulgaryzmów udało mi się uniknąć, sens oddałam.
urażonych niniejszych przepraszam chociaż winy swojej nie widzę.

Anonymous - 2013-09-08, 09:36

bajka napisał/a:
chociaż winy swojej nie widzę.
:-( :-( a szkoda! chociaz nie o winę tutaj chodzi-każdy zna okreslenia a emocje nie zawsze dają efekt odpowiedniej dyskusji. :-D pozdrawiam.
Anonymous - 2013-09-08, 13:11

najważniejsze, że autorka postu radzi sobie powolutku z sytuacją.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group