Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Nic już nie czuję...

Anonymous - 2013-08-31, 22:05

Andzik, wszyscy to przeżywaliśmy, nie jesteś sama. każdy z nas przechodzi te etapy. Ja też już nic nie mogę /chyba że wystąpić o separację/ resztę zostawiam BOGU , zawierzyłam MU /Jezu troszcz się TY/, modlę sie za niego ale teraz chyba więcej za siebie. Odpoczywam psychicznie. Ty też dojdziesz do tego zobaczysz; na wszystko potrzeba czasu

[ Dodano: 2013-08-31, 22:11 ]
Wielkie dzięki Panu Bogu za SYCHAR

Anonymous - 2013-08-31, 23:12

Andzik doskonale Cię rozumiem. Też tak mam w swojej sprawie. Wydaje mi się że wszędzie już szukałem, że wiem jak, że zrobiłem co mogłem. Bolało, szukałem, mówiłem i NIC. Nawet myśl o separacji i rozwodzie też boli....Teraz modlę sie tylko o to żeby BOG zaczal działac skoro jest w Sakramencie z nami. Lekcja pokory...
Anonymous - 2013-08-31, 23:23

Tak Tak wielkie dzieki Panu Bogu za SYCHAR

w tych trudnych czasach, kiedy czasem juz nie wiadomo czasem, jak zyć- jest prawdziwa pomoc na tym forum
zaglądam tu od10 miesiecy codziennie

Andzik- bedzie dobrze!

Anonymous - 2013-09-01, 10:21

Nirwanna napisał/a:
Andzik, a napiszesz coś bliżej o sobie i swojej sytuacji? Być może ktoś podsunie Ci wtedy sposób, którego jeszcze nie próbowałaś :-)
Masz gdzieś w pobliżu Ognisko Sycharu?

Nirwanna, Tobje dziekuje za o pytanie:-). A wszystkim za zainteresowanie i wsparcie.

O mojej sytuacji cos wiecej? Coz, tak w skrocie to chodzi teraz glownie o agresje i przemoc psychiczna lub co najmniej jej proby, wlacznie z probami odizolowania mnie od znajomych, kontrolowania korespondencji i wyjsc z domu, byly tez grozby i najgorsZe: proby mieszania maloletnich dziecina i nastawiania dzieci przeciwko mnie. Jak dla mnie to juz samo to odizolowywanie jest patologia a co dopiero gdy i te inne. Coz ja po prostu nie moge pozwolic i nie chce zeby moj dom i dom moich dzieci tak wygladal.
Juz pomijam, ze i ja mam objawy psychosomatyczne a rozne moje istniejace olegliwosci ulegly w ostatnim czasie pogorszeniu (wszystkie jak jeden mąż, na co dzien nie zdajemy sobiebsprawy jaki ogromny wplyw ma na nas stres ;-( ) a prZed powrotem do domu zaczynam odczuwac podenerwowanie. To przeciez te dzieci kiedys beda mialy o to pretensje i do mnie. To jest wlasciwie moje jedyne kryterium wyboru ostatnio. Dobro dzieci.

Odkad to przekroczylo granice zwyklych nieporozumien, probowalam juz poinformowania rodziny. Nie zebym jakos specjalnie wierzyla, ze ktos z nich moze miec wplyw na zachowanie męża ale po prostu w nadziei, ze... wywalenie tego poza nasze cztery sciany jakos pomoze. Pomoglo odrobine ale nie na dobre i nie na tyle zeby mozna bylo zyc ;-(. Potem probowalam terapii malzenskiej choc nie bylo latwo przenac meza. coz... bez oczekiwanych rezultatow. Zamieszany w sprawe jest tez i lekarz.
Jako, ze nje pozjadalam wszystkich roZumow ani nie uwazam, ze jestem aniolem bez skazy ;-) zdecydowalam juz o terapii teraz tylko dla mnie.
Widze, ze moj mąż czyni pewne starania ale jakoze wciaz unika zasadniczego problemu chyba po prostu czas na kubel zimnej wody dl niego. Ja w odroznieniu od Iwonki nigdy nie mialam problemow z wyrazaniem, ze to co sie dzieje jest zle i chore, troche wiec trafila kosa na kamien ale to nie oznacza , ze te zachowania meza mnie mniej dotknely. objawy dlugotrwalego stresu sa jak powyzej. No i musze przede wszystkich chronic dzieci przed jakimkolwiek negatywnym wplywem na nie.
Musze tez oddac sprawiedliwosc i uczciwie przyznac, ze choc mąż jest okropny wobec mnie i wylaczajac oczywiscie te momenty kiedy probuje mieszac dzieciaki, jest dobrym a nawet bardzo dobrym ojcem. Bardzo angazujacym sie w ich codzienne zycie.

Choc zaSadniczo uazam, ze tak powazne problemy powinno sierozwiazywac w realu ale jednak tu napisalam poza tym.. dobre rady zawsze w cenie ;-) bardzo chetnie wiec poslucham jesli ktos ma rzeczywiscie pomysl jak moge ten kubel wylac w inny sposob pozostajac pod jednym dachem. Tym brdziej, ze ewentualna wyprowadzka bylaby i tak bardzo trudna do zorganizowania z uwagi na rozne szczegolne okolicznosci i tez mozliwe ze nie odbylaby sie na spokojnie jesli maz zrealizowalby to co mowil. W szczeolnisci moze jakis pan,, choc niekoniecznie oczywiscie, umialby poradzic jak dotrzec do mezczyzny z przeslaniem, ze musi wziac sie za porzadne leczenie i tez za rozwiazanie swoich spraw z przeszlosci ktore tak bardzo ciaza na terazniejszosci calej rodziny.

Dziekuje kazdemu kto przeczyta i za ewentualne odpowiedzi.

Ognisko czy jest nie wiem, troche watpie ale sprawdzic nie zaszkodzi ;-) . Gdzie mozna przeczytac gdzie one sie znajduja?

Anonymous - 2013-09-01, 10:45

Próbowałaś uczestniczyć w grupach wsparcia dla osób doznających przemocy? np. takiej: http://www.niebieskalinia...jacych-przemocy

Andzik napisał/a:
Potem probowalam terapii malzenskiej choc nie bylo latwo przenac meza. coz... bez oczekiwanych rezultatow. Zamieszany w sprawe jest tez i lekarz.

Jak to - "zamieszany"?

Anonymous - 2013-09-01, 12:59

Andzik,
agresja, przemoc psychiczna, manipulacja a także izolowanie partnera od otoczenia wskazują jednoznacznie jeśli nie na wysoce toksyczny związek to przynajmniej na poważnie zaburzony.

Nie ma cienia wątpliwości Adzik, że "sprawy się same nie ułożą"

zostawiłam wiadomość na pw.

Anonymous - 2013-09-01, 16:19

Andzik napisał/a:
Musze tez oddac sprawiedliwosc i uczciwie przyznac, ze choc mąż jest okropny wobec mnie i wylaczajac oczywiscie te momenty kiedy probuje mieszac dzieciaki, jest dobrym a nawet bardzo dobrym ojcem. Bardzo angazujacym sie w ich codzienne zycie.


Moim skromnym zdaniem, dobry ojciec (i dobra matka), to nie tylko zaangażowanie, zainteresowanie, uczestnictwo w życiu dzieci - ale przede wszystkim (przynajmniej według mnie) wzorce. Wzorce relacji, wzorce rodzinne, wzorce komunikacji. Bo to z tym bagażem nasze dzieci pójdą w świat i będą układały sobie życie, powielając schemat z domu rodzinnego. A będą powielać, bo po pierwsze mogą uznać go za prawidłowy, a po drugie, bo najzwyczajniej w świecie nie będą potrafiły inaczej. Dlatego w przypadku przemocy, zarówno tej fizycznej, jak i tej w "białych rękawiczkach" czyli psychicznej, w momencie, kiedy już zaczyna się manipulowanie dziećmi, o czym wspominasz, zwłoka nie jest wskazana. Dzisiaj dzieci mogą nie cierpieć specjalnie z tego powodu, a ich życie może być według nich dobre i radosne. W zderzeniu ze światem dorosłych, kiedy będą musiały stworzyć związki oparte na trochę innych zasadach, niż wyniosły z domu, będą po prostu nieszczęśliwe.

Zadaj sobie pytanie, czy chciałabyś, aby któreś z Twoich dzieci, żyło w życiu dorosłym, tak jak Ty teraz. Jeśli nie - nie ma na co czekać. Mąż czyni starania - to dobrze, to znaczy, że jest duża szansa na unormowanie relacji.

Trzymaj się ciepło, poproś o wsparcie Ducha Świętego przy podejmowaniu wszelkich decyzji.


Pozdrawiam. :)

Anonymous - 2013-09-02, 04:56

Dziekuje za slowa wsparcia. Dobrze "uslyszec, ze ktos cie rozumie ;-(.

@Awe,
Wiesz mi sie wydaje, ze ja jeszcze cos powinnam zrobic. Cos mezowi pokazac, cos jak to "przyblizenie dna" Nirwanny. Ze wlasnie tylko ja moge meza do czegos naklonic. Bo ja wiem, ze on mnie kocha. Naprawde coraz bardziej sepracja jawi mi sie jako to wlasciwe rozwiazanie. Tylko trudno zrealizowac. Wlasciwie gdyby nie.... pogmatwanie sytuacji juz dawno bym sie wyniosla z dziecmi i pewnie bylibysmy duuuzo dalej na drodze do rozwiazania problemu. Owszem istnieje szansa ze by sie rozwalilo do konca. Ale po pierwsze nigdy i tak nie wiadomo czy koniec definitywny a po drugie i tak chyba bylaby to lepsza sytuacja niz teraz. Na Im mniej zlego pozwolisz w takich sytuacjach tym mniej sie rozpanoszy i tym szybciej zakonczy. Tak zawsze uwazalam. A teraz sama czuje sie czasem jak w potrzasku i zwlekam z roznymi krokami.

@Jarek,
Ano pokory... ;-) . Ja mam od jakiegos juz czasu, bo nie zawsze uwazalam pokore za bliska krewna madrosci ale jeszcze sprzed kryzysu, chyba spore zrozumienie dla tego "niech bedzie wola Twoja" tyle, ze teraz wlasnie, mam takie wrazenie, ze moje dzialanie jeszcze sie nie skonczylo, ze jeszcze cos powinnam.... napisalam o tym nieczuciu nic bo.... w srodku wlasnie nie czuje nic, zadna emocja nie drga gdy mysle o tej wyprowadzce nawet. Nic. Jak nie ja.
A teraz wlasnie czuje, ze to ja powinnam sklonic meza do dzialania. Potem chyba przyjdzie czas na czekanie. Cierpliwosc sie wtedy przyda. I pokora rowniez i owszem. Chocby zeby prosic o laske wybaczenia.... dzis sobie malo wyobrazam ;-( ale pamietam jak juz sama iles tam razy obserwowalam jak zaskakujace i zmienne potrafi byc zycie. A modlitwa ma wielka moc. Naleze do szczesliwcow, ktorzy to wiedza ;-) .

@Bety,
Zalezy co mialas na mysli z tym, ze bedzie dobrze. Ja gdzies tam w srodku mam takie przekonanie, ze spokojniejszy i szczesliwszy czas przyjdzie i coraz wiecej wewnetrznego spokoju tez odnajduje w sobie. Ale jesli chodzilo o to, ze pomiedzy mna a mezem bedzie dobrze, to naprawde nie wiem czy bedziemy mogli byc razem. I to zadne czarnowidztwo, po prostu nie wiem. Maz musialby zaprzestac swojego przemocowego zachowania calkowicie i prawdziwie zrozumiec, ze to bylo bewzglednie zle. To warunek konieczny. Nie wiem czy to kiedys nastapi. Nie dawalam tu juz wszystkich szczegolow ale przyszlo nam stanac twarza w twarz z kilkoma bardzo trudnymi problemami. I to na raz. Chyba po prostu za duzo jak na jedna rodzine. Przynajmniej w jednym czasie.

@Nirwanna,
1) Z niebieskiej linii nie korzystalam bo kontaktowalam sie z innymi lokalnymi organizacjami o podobnym charakterze. To jest w ogole jeden z glownych problemow, ze sprawa w tych kwestiach prawnych moze robic sie miedzynarodowa.
2) Odpowiadajac na pytanie o lekarzu, niektore reakcje meza nie byly po prostu zbyt... zdrowe. Nie od razu i nie zbyt chetnie zgodzil sie na konsultacje ale okazalo sie, ze sie nie mylilam. Dzis wciaz odkrywam o co biega ale juz raczej na pewno moge powiedziec, ze jest w tym jakis czynnik chorobowy czy tam zaburzony. Nie ukrywam tez, ze to mnie troche tez wstrzymuje przed ta decyzja o rozdzieleniu sie choc jest druga strona medalu... Nie moge sobie pozwolic na akceptacje takiego zla. Nawet jak rozumiem przyczyny. Nawet biorac powaznie "na dobre i na zle" a moze zwlaszcza.
Nie wiem jak to jasno wyrazic, po prostu juz wiem, jedyna szansa dla nas jest prawdziwa wewnetrzna odnowa. Uzylabym slowa duchowa gdyby nie to, ze maz jest ateista i jakos mi to zgrzyta.... w kazdyn razie przemiana prawdziwa. I to obojga. Maz ma chyba wieksze problemy i.... ciezsze ale to nie znaczy , ze i ja nie mam czego odnawiac.

@Kenya,
Szczerze dzekuje za duze zaangazowanie i chec pomocy. Jednak nie wiem gdzie wyczytalas w moich slowach, ze uwazam, ze "samo sie ulozy" ;-) . Od dluzszego czasu podejmuje juz rozne i chyba dosc konkretne dzialania ku zmianie ;-) . Mozliwe, ze nie zawsze super dobrze ale... kto to wie co zawsze zrobic.... dobrze posluchac madrych rad ale ja nie potrzebuje rady "czy robic" ale "jak"...

@Swallow,
Dziekuje za zainteresowanie tematem. Oczywiscie, ze pelna zgoda, ze dobry rodzic to tez lub nawet moze przede wszystkim dobry przykld itp. Dlatego napisalam "wylaczajac te proby mieszania". Chcialam po prostu odroznic meza od tych wszystkich niedzielnych czy weekendowych ojcow lub/i takich, ktorzy pobawia sie ale juz nie nakarmia. Skoro wczesniej wieszalam na nim psy, bylam winna te prawde. Bo zanim zaczely sie te problemy z radzeniem sobie z emocjami i agresja byl naprawde chyba najlepszym z ojcow jakiego widzialam w naszym otoczeniu. Bo coz mozesz dac swojemu dziecku lepszego niz siebie i swoj czas? Swoje codzienne zainteresowanie jego klopotami, jego małą a jakze powazna osoba. Moj maz to robil (i nadal robi tylko teraz niktore rzeczy ulegly wypaczeniu), byl, kapal, chodzil na plac zabaw, rozmawial i wielu rzeczy madrze w zabawie uczyl. Codziennie nie od swieta. Rozejrzyjmy sie nie jest az tak wielu zaangazowanych ojcow. Przynajmniej nie na co dzien.
Pozdrawiam

Anonymous - 2013-09-03, 08:27

Andzik napisał/a:
Ognisko czy jest nie wiem, troche watpie ale sprawdzic nie zaszkodzi ;-) . Gdzie mozna przeczytac gdzie one sie znajduja?


Na górze głównej strony forum: :-) Warszawa | Poznań | Żory | Zielona Góra | Bonn | Opole | Gorzów Wlkp. | Trójmiasto | Kraków | Rzeszów | Chicago | Szczecin | Bydgoszcz | Lublin | Wrocław | Rydułtowy | Puławy | Marki | Płock | Legnica | Skierniewice | Rychwałd | Katowice | Radomsko - to wszystko tam to są linki.

W innym wątku napisałaś, że być może dziś przeprowadzisz rozmowę z mężem o wyprowadzce. Mam wrażenie, że napisałaś to trochę pod wpływem emocji, a emocje są złym doradcą.
Natomiast jeśli jednak podejmiesz taką próbę to - 1. powinna być to decyzja dobrze przemyślana i przemodlona, nawet czasowa separacja to sytuacja skrajna. 2. decyzja taka powinna brać pod uwagę skutki skrajnie negatywne (powinnaś mieć już przygotowane rozwiązanie w razie W). 3. powinnaś mieć na uwadze, że mąż się potencjalną wyprowadzką "nie przestraszy", Ty wtedy powinnaś być gotowa na konsekwentne wprowadzanie jej w życie. Czy jesteś na to gotowa?

Anonymous - 2013-09-03, 14:30

Nirwanna,

Dziekuje za odp. W sporym stopniu jestem gotowa. Calkiem pewnie nigdy nie bylabym. Emocje sa i owszem, trudno zeby nie bylo skoro sa w tym dzieci. Ja po prostu obawiam sie ze juz nie bede umiala ich calkiem oc hronic przed tym mieszaniem tatusia zostajac po jednym dachem.

Rozmowa byla juz troche. skupilam sie na kwestii dzieci. Cos nam przeszodzilo. Maz powiedzial zebym spakowala go jesli uwazam, ze tak bedzie lepiej. Nie wiem na ile powaznie to bylo bo nie obylo sie bez zwyklych szantazy emocjinalnych w stylu "od samego poczatku do tego dazysz". Zachowalam spokoj (moj sukces bo aniolem spokoju tez nie jestem) i bardzo jasno udalo sie wylozyc moj punkt widzenia.

Przyznam, ze Mam wielka pokuse spakowac jednak. Ale moze powinnam poprzestac na wyegzekwowaniu wprowadzenia w czyn tych wymagan co do leczenia. Tylko ile razy juz wierzylam w obietnice..... poza tym.... jesli uklad zostanie jak jest pewnie najdalej za kilka dni zalowac . Przy kolejnym wybuchu meza. Czy ja mam w ogole jakis inna mozliwosc wplywu , inna niz pokazanie mu jak to jest bez rodziny? Coraz mniej to widze...
Gdybym miala rodzicow tu blisko juz dawno bym sie sama wyniosla z dziecmi jesli on by nie chial i stamtad z nim rozmawiala... a tak to robi sie to wsystko take powazniejsze i ostateczne.....

Anonymous - 2013-09-03, 14:41

Andzik napisał/a:
Maz powiedzial zebym spakowala go jesli uwazam, ze tak bedzie lepiej.


Czemu to ty masz go pakować ?

Anonymous - 2013-09-04, 09:56

Mirakulum napisał/a:
Andzik napisał/a:
Maz powiedzial zebym spakowala go jesli uwazam, ze tak bedzie lepiej.


Czemu to ty masz go pakować ?
Ano właśnie, cały mój mąż. Pewnie żeby znów na mnie zwalać całą odpowiedzialność. Będzie mógł powiedzieć, że żona go wyrzuciła.

Ja mam dosc, poddaje sie. Znow sie bardzo zle czulam. Tez jestem tylko czlowiekiem. To nie ma szansy. Nie ma przyszlosci.
Dla mnie tkie sprawy sa proste. Bylo cos nie tak ale jesli chcemy sprobowac byc dalej razem, siadamy ustalamy i.... probujemy. Kazdy zauwaza swoja czesc winy i po sprawie. Tzn moze nie po sprawie od razu ale przynajmniej kieunek obrany. Jesli uznajemy ze potrzebujemy pomocy osob trzecich to po te pomoc sie udajemyni tyle.
Nie umiem zrozumiec po co meżowi jego intrygi. Przeciez to one sprawiaja ze tak mnie od niego odrzuca. To przez to nie moge go szanowac. Sprobujcie kochac faceta, ktorego nie szanujecie....
Ja potrzebuje choc troche spokoju bo juz nie daje rady. Powoli to staje sie moim priorytetem zastepujac miejsca ratowania tej rodziny.
Moj maz nigdzie nie widzi swojej winy.
Tymczasem ja juz od jakiegos czasu jestem przekonana, ze tylko jakas gruntowna odnowa nas obojga moze byc tu szansa. Ale on wciaz unika swoego glownego problemu. Nie powiedzial swojemu lekrzowi prawdy o tych sprawach sprzed lat i uzyskal odpwiedz jaka chial. Teraz sie tym podpiera, ze jego lekarz terapie odradza czy odrdzilby gdyby znal cala prawde?
On nie chce nic z tym zrobic i jesli nawet na terapie pojdzie to pójdzie dlatego, ze ja go przymusilam. To nie bedzie mialo sensu. On musi sam zaczac chciec.....


Przepraszam za brak polskich liter.

Anonymous - 2013-09-04, 14:18

Andzik napisał/a:
Ja potrzebuje choc troche spokoju bo juz nie daje rady. Powoli to staje sie moim priorytetem zastepujac miejsca ratowania tej rodziny.


A pewna jesteś, że te dwie sprawy - Twój spokój i ratowanie rodziny nie mają ze sobą nic wspólnego? ;) Żeby kogoś/coś ratować, samemu trzeba być silnym, stabilnym. Inaczej ani sobie się nie pomoże, ani nikogo innego nie uratuje. Myślę, że właśnie odkryłaś jedną z dróg ratowania tej rodziny - najpierw ratowanie siebie: spokój, dystans, opanowanie, rozsądek, stanowcza miłość. Potem bywa o wiele łatwiej stawiać czoła przeciwnościom.
Pozdrawiam. :)

Anonymous - 2013-09-05, 21:29

On musi sam zaczac chciec.....

ano właśnie, i tu jest potrzebny Ci spokój /pokój serca tylko przez Maryję/ i cierpliwość. Ja wiem że to strasznie trudne ale to jeden z etapów naszego wzrastania i pracy nad sobą.Powodzenia!

[ Dodano: 2013-09-05, 21:48 ]
Wlasciwie gdyby nie.... pogmatwanie sytuacji juz dawno bym sie wyniosla z dziecmi i pewnie bylibysmy duuuzo dalej na drodze do rozwiazania problemu.

Ja też taki miałam zamiar; miałam gdzie i z nowego domu do którego wprowadziliśmy sie pół roku wcześniej, ale posłuchałąm rady koleżanki - myślę że posłużył sie nią sam BÓG i dobrze zrobilam ze ja zostalam a jego poprosilam żeby sie wyprowadził albo skończył z kochanką- ale niestety wybrał ją , wiec go spakowałam. Najpierw mialam pokój serca /chyba przez miesiąc mialam w domu relikwie św Rity i ciągła nowenna- potem decyzja/, potem przeżyłam oskarżenia wszystkich wokół, łącznie z najbliższą rodziną /jak to możliwe? taki dobry człowiek? jak moglas to zrobić ? przeciez to jego dom? itd....../ teraz odpoczywamy- zdrowiejemy. Jest mnóstwo trudności technicznych nawet w nowym domu! a mój mąż ? Ona poszła za nim , i teraz wiem to, że jeślibym wyszła z naszego domu to ona by sie tu wprowadziła. Jest bez żadnych zasad! Jeszcze takiej nie spotkałam! ale warta jego-powiedzialam mu to!
trwam w modlitwie, czekam na rozpoczęcie pracy w 12 krokach, a jutro mamy 33 rocznicę ślubu i zamówioną mszę św. oddaję wszystko Bogu, moje błedy też bo tylko on moze wszystko przemienić

[ Dodano: 2013-09-05, 21:51 ]
Wlasciwie gdyby nie.... pogmatwanie sytuacji juz dawno bym sie wyniosla z dziecmi i pewnie bylibysmy duuuzo dalej na drodze do rozwiazania problemu.

Ja też taki miałam zamiar; miałam gdzie i z nowego domu do którego wprowadziliśmy sie pół roku wcześniej, ale posłuchałąm rady koleżanki - myślę że posłużył sie nią sam BÓG i dobrze zrobilam ze ja zostalam a jego poprosilam żeby sie wyprowadził albo skończył z kochanką- ale niestety wybrał ją , wiec go spakowałam. Najpierw mialam pokój serca /chyba przez miesiąc mialam w domu relikwie św Rity i ciągła nowenna- potem decyzja/, potem przeżyłam oskarżenia wszystkich wokół, łącznie z najbliższą rodziną /jak to możliwe? taki dobry człowiek? jak moglas to zrobić ? przeciez to jego dom? itd....../ teraz odpoczywamy- zdrowiejemy. Jest mnóstwo trudności technicznych nawet w nowym domu! a mój mąż ? Ona poszła za nim , i teraz wiem to, że jeślibym wyszła z naszego domu to ona by sie tu wprowadziła. Jest bez żadnych zasad! Jeszcze takiej nie spotkałam! ale warta jego-powiedzialam mu to!
trwam w modlitwie, czekam na rozpoczęcie pracy w 12 krokach, a jutro mamy 33 rocznicę ślubu i zamówioną mszę św. oddaję wszystko Bogu, moje błedy też bo tylko on moze wszystko przemienić


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group