Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Nic już nie czuję...

Anonymous - 2013-08-30, 03:45
Temat postu: Nic już nie czuję...
Nie, nie chodzi mi o jakieś motyle w brzuchu. Wiem, że to nie o to chodzi. I nawet może jeszcze kocham ale po prostu... nie widzę już szansy. Tzn widzę jedną ale nie wiem czy kiedykolwiek się zdarzy. I nie mam już siły . I nawet już mi nie zależy. Jestem jak... walnięta obuchem.. nie czuję nic.... jedyne czym się kieruję to to jak moje dzieci mogą mnie ocenić w przyszłości. Tak, jestem bardzo zmęczona.

Proszę tylko o modlitwę. Najbardziej za mojego męża. Żeby miał odwagę poukładać porządnie swoje sprawy. Dla mnie o siłę. I Wiarę.
Dziękuję jeśli ktoś przeczytał.

Anonymous - 2013-08-30, 07:24
Temat postu: Re: Nic już nie czuję...
Andzik napisał/a:

Proszę tylko o modlitwę. ......Dla mnie o siłę. I Wiarę.

Siła i wiara to coś, co zaczęło we mnie rosnąć po codziennym praktykowaniu 3 kroku...
A w ślad za tym zaczęła się pojawiać satysfakcja i chęć do dalszego wysiłku i działania.

Anonymous - 2013-08-30, 11:42

Czasami jest tak, że nie ma nic. I zostaje pustka. Pamietaj, że z nicości Bóg stworzył wrzechswiat. Ty z nicości w sobie możesz stworzyc nową Ciebie.
Anonymous - 2013-08-31, 06:58

Podczytuje ale nie mialam odwagi napisac nic wczesniej .Jednak to co napisalas jest mi bardzo bliskie .
Ja równiez odczuwam pustke,bezsensownosc walki o malzenstwo,brak horyzontu.Gdzies tam w oddali tli sie iskierka ktora co chwila podmuchami jest gaszona.Fale jakie w ostatnim czasie przechodzilam spowodowaly ze musialam zajrzec w glab siebie bo doszlo do tego ze niewidzialam juz nawet sensu ratowania czegokolwiek.Prawda o sobie nienalezala do przyjemnosci.Dziekuje Bogu ze poprzez te doswiadcznia ,zblizyl mnie do siebie.Maz niewidzi problemu,on uwaza ze to ja jestem problemem.Przepychanki ,klotnie ,ciagla krytyka ,spowodowaly ze juz nawet niewiem czy to milosc czy przyzwyczjenie,czy tez strach przed samotnoscia.Kieruje sie wiara-wiara ze dobry Bog moze uzdrowic te chore relacje w naszym zwiazku i ze jeszcze do konca nie wszystko stracone.Modle sie o zmiane myslenia mojego meza i o to by w koncu przyznal ze najwiekszy problem to alkohol z ktorym sobie nie radzi.Modle sie proszac by mi starczylo sil,bo tak szczerze to czuje czarna dziure bez wyjscia i kompletna pustke.
Nie jestes sama,oddawaj to wszystko Jemu-ON potrafi wszystko,dla Niego niema rzeczy niemozliwych.I wierz mi ze ta miłość i wiara potrafi zdzialac cuda.

Anonymous - 2013-08-31, 09:55

Iwono, Bóg pomaga najszybciej tym, którzy chcą sami sobie pomóc :-) Czy robisz coś, aby mężowi "przybliżyć dno"?
Anonymous - 2013-08-31, 10:38

Nirwanna napisał/a:
Iwono, Bóg pomaga najszybciej tym, którzy chcą sami sobie pomóc :-) Czy robisz coś, aby mężowi "przybliżyć dno"?

Dotychczas przed tym sie bronilam.Zmiany u mnie,uswiadomienie sobie calej zlozonosci sytuacji doszlo do mnie dopiero w ostatnich trzech miesiacach.Sama jestem winna-przykrywajac,niwelujac zagrozenia,unikajac konfliktow,uciekajac przed problemem nabawilam sie nerwicy i stanow depresyjnych.Podjete leczenie spowodowalo ze zaczelam rozumiec ze bez terapii nie uporam sie z sytuacja w domu bo podswiadomie meza wybielam i go tlumacze.A przyznam ze przed terapia bronilam sie rekami i nogami.Za duzo zakodowanych mam stereotypow niestety w mojej glowie i spaczona rzeczywistosc.Czy robie cos by przyblizyc dno? nawet niewiem jak to zrobic.Najgorsze dla mnie bylo przyznanie sie ze doprowadzilam do tego ze ta sytuacja trwa.Bo gdybym go nie kryla,gdybym go zostawiala w tym upodleniu moze on by juz wiedzial na jakim jest etapie.Moze zaczalby szukac.Moze zaczalby walczyc.W tej chwili tocze walke sama z soba.Z tym co czuje ,z ciaglymi wyrzutami,z probami uswiadomienia mu ze jest chory i ze przez to jestesmy chorzy wszyscy w tym otoczeniu.Tak szczerze to jedynie wiara w tej chwili pzwala mi trwac.Pozwala mi walczyc ,to On jest dla mnie wsparcie w tych krokach ktore podjelam.To On daje mi te laske i powoli napelnia odwaga.

Anonymous - 2013-08-31, 11:20

Iwona napisała:

Cytat:
Za duzo zakodowanych mam stereotypow niestety w mojej glowie i spaczona rzeczywistosc.


Iwonko, świadomość, że rzeczywistość oglądasz przez "filtr" już jest sukcesem.

Jesteś krok od większości ludzi, którym nawet do głowy nie przyjdzie, że tak jest.

Zatem po takiej wspaniałej konkluzji, czas na Twoje działanie.
Bóg jest Twoim wsparciem ale pewnie chciałby byś powzięła jakieś kroki, najwyższy czas na czyny.
Tym pierwszym niech będzie udanie się na terapię. Nie chce mąż, widać nie jest gotowy.
Ty przeciwnie, zrób więc bez lęku ten pierwszy krok od którego wiele może zależeć. :-)

Anonymous - 2013-08-31, 11:32

kenya napisał/a:
Bóg jest Twoim wsparciem ale pewnie chciałby byś powzięła jakieś kroki, najwyższy czas na czyny.
Tym pierwszym niech będzie udanie się na terapię. Nie chce mąż, widać nie jest gotowy.
Ty przeciwnie, zrób więc bez lęku ten pierwszy krok od którego wiele może zależeć. :-)

Zgadzam się z Kenyą w zupełności. A dodatkowo 12 Kroków też nie będzie złym pomysłem. :-)

Anonymous - 2013-08-31, 12:30

Nirwanna napisał/a:
kenya napisał/a:
Bóg jest Twoim wsparciem ale pewnie chciałby byś powzięła jakieś kroki, najwyższy czas na czyny.
Tym pierwszym niech będzie udanie się na terapię. Nie chce mąż, widać nie jest gotowy.
Ty przeciwnie, zrób więc bez lęku ten pierwszy krok od którego wiele może zależeć. :-)

Zgadzam się z Kenyą w zupełności. A dodatkowo 12 Kroków też nie będzie złym pomysłem. :-)



Te kroki juz podjelam.10 wrzesnia mam ide na wizyte u terapeuty.A 12 kroków-czekam wlasnie na rozpoczecie.
Ja wiem ze czesto sama chec nie wystarczy i potrzebne jest dzialanie.Probuje dzialac-z jakim skutkiem... okaze sie w przyszlosci
I mam nadzieje ze podolam dla dobra mojego małżeństwa i dzieci ktore potrzebuja zdrowej rodziny i zdrowych w niej relacji .Ale przyznam sie bez bicia,ze im blizej tego wszystkiego-tej terapii i konkretnych dzialan -boje sie coraz bardziej i rodzi sie we mnie jakas dziwna bariera.Wierze jednak ze z Boza pomoca podolam

Anonymous - 2013-08-31, 13:01

Cytat:
Dopóki nie uczynisz nieświadomego świadomym,
będzie ono kierowało Twoim życiem,
a Ty będziesz nazywal to przeznaczeniem.


Carl Gustav Jung

Iwonko, pozbądź się obaw, przegoń lęki i patrz optymistycznie na życie.
Nie bój się, terapia pozwoli ci odkryć to co jest głęboko w Tobie ukryte i co nie pozwala cieszyć Ci się życiem.
Bariery nie pojawiają się znikąd, Ty je tworzysz. Zatem czy chcesz sobie samej stać na przeszkodzie?
Dasz radę i będzie dobrze. :-)

Anonymous - 2013-08-31, 14:25

[quote="kenya"]
Cytat:

Bariery nie pojawiają się znikąd, Ty je tworzysz. Zatem czy chcesz sobie samej stać na przeszkodzie?
:-)


Niestety czasem mysle ze walcze z najgorszym wrogiem-wlasnie z samą soba-samodyscyplina,samokontrola,niepozwalaniem sobie na słabość -to jak walka z wiatrakami.I niestety wiem ze te bariery tworze sama.Jednak decyzje co do terapii zostały podjete- i teraz będę dążyć do ich realizacji-i wierzę że mi to pomoże.Pomoże zmienić siebie i relacje w rodzinie.I mam cichą nadzieję że moja zmiana-zmieni mojego męża.

Anonymous - 2013-08-31, 17:54

http://www.gloria.tv/?media=488105 obejrzyj...
Anonymous - 2013-08-31, 18:19

nałóg napisał/a:
http://www.gloria.tv/?media=488105 obejrzyj...

Kto? Ja czy Iwonka ;-)

Dziekuje wszystkim za odpowiedzi i przeczytanie.

Ja tak napisalam ze juz nic nie czuje bo ja walcze zeby to wszystko jakos poukladac juz dluzszy czas i chyba doszlam o punktu, ze ju wszstkiego sprobowalam. Przynajmniej wszystkiego co bylam w stanie wymyslec ;-(. I tez chyba wszystkiego (lub wiekszosci) o czym Wy tu piszecie. Coraz czesciej dochodze do wniosku, ze separacja to teraz najlepsze wyjscie.. i to paradoksalnie tez dla meza jako.... moje wsprcie dla niego.

Anonymous - 2013-08-31, 20:15

Andzik, a napiszesz coś bliżej o sobie i swojej sytuacji? Być może ktoś podsunie Ci wtedy sposób, którego jeszcze nie próbowałaś :-)
Masz gdzieś w pobliżu Ognisko Sycharu?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group