Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Nadzieja umiera ostatnia...

Anonymous - 2013-10-10, 19:14

Majola , czy masz kogoś z kim mozesz pogadać , tak po prostu? czy dusisz to wszystko w sobie? mnie bardzo pomaga gdy mogę porozmawiać z kimś z rodziny lub koleżanką. Nawet nie musi mi nic radzić, ale tylko wysłuchać tych moich żalów. Mnie się wydaje ,że jesteś na drodze do jakiejś depresji. Może powinnaś porozmawiać z psychologiem? Trzymaj się mimo wszystko, po nocy zawsze przychodzi dzień i nie ma innej mozliwości ;-)
Anonymous - 2013-10-10, 20:21

Nie mam nikogo z kim mogłabym pogadać. Mam jedną przyjaciółkę, ale ona mieszka daleko. Druga dobra koleżanka też wyprowadziła się do innego miasta. Cała reszta znajomych ma swoje rodziny, swoje życie i nawet jeśli się z nimi spotykam to wolę miło spędzić czas a nie smęcić i psuć wszystkim nastroje. Udaję, że wszystko jest ok.
Leczyłam się kiedyś z depresji i nerwicy. Nadal miewam stany depresyjne i lękowe. To są takie "fazy", które przeważnie po czasie mijają.
W tym momencie ja naprawdę nie widzę dla siebie przyszłości. Nie wiem z czego miałabym się cieszyć. Skręca mnie kiedy widzę dookoła same szczęśliwe pary, rodziny i wiem, że ja nigdy nie będę już tego mieć. I zastanawiam się dlaczego ja? Jak to możliwe, że żona mojego szefa opowiadała mu jak widziała mnie z mężem w sklepie i jak mi zazdrości, bo on taki we mnie zakochany, a potem okazało się, że w tamtym momencie ten mój mąż może i był zakochany, ale już nie we mnie. Piszecie tutaj, żeby żyć własnym życiem, a nie czekaniem czy wspominaniem męża. A ja nie mogę robić tego co lubię, o czym marzyłam bo tego nie da się pogodzić mieszkając z moją mamą. Na własne mieszkanie też nie mam szans na pewno przez najbliższych kilka lat. Czuję po prostu jakby mój mąż zabrał ze sobą wszystkie moje szanse na realizowanie moich marzeń. Za to realizuje nasze marzenia, ale z kim innymi.
Czuję się jakby mnie wciągało jakieś bagno. Jestem w jakimś beznadziejnym impasie i nie potrafię się ruszyć w żadną stronę. Wołam do Boga o pomoc ale nie widzę żadnej wyciągniętej ręki.

Anonymous - 2013-10-11, 00:04

majola pisze:

Cytat:
Czuję po prostu jakby mój mąż zabrał ze sobą wszystkie moje szanse na realizowanie moich marzeń.


nie ma takiej możliwości by ktokolwiek miał taką moc by odebrać nam marzenia i szanse na ich realizowanie poza jednym przypadkiem gdy sami uwierzymy, że tak być może.

Tak myśląc projektujesz swoją przyszłość. To jest kopanie sobie grobu już za życia swojego.
Dopóki nie zrozmiesz majola, że za swoją postawę wobec życia odpowiadasz tylko Ty i nikt więcej, pozytywne zmiany nie nadejdą a ty nieświadomie podążysz w stronę bagna.
To Ty decydujesz którą drogę wybierasz i to Twoja lekcja.

Anonymous - 2013-10-11, 07:00

Majola czytałaś "Błękitny zamek" L.M.Montgomery? Przeczytaj.
Anonymous - 2013-10-11, 07:39

majola napisał/a:
Czuję po prostu jakby mój mąż zabrał ze sobą wszystkie moje szanse na realizowanie moich marzeń.


a kimze jest Twoj maz, ze ma taka moc sprawcza ????????
toz to prawie jak "bog=ojciec"

Anonymous - 2013-10-11, 08:24

kenya, katalotka72, macie oczywistą rację. Ale próbuję sobie wyobrazić, gdy następuje pogorszenie sytuacji po odejściu męża, a co za tym idzie - zamknięcie pewnych możliwości, perspektyw. Czyli następuje kolejna trudna sytuacja. Łatwo się mówi, że wszystko w naszych rękach - jednak dochodzą czasem zewnętrzne niesprzyjające okoliczności i nie wygląda to już tak różowo.
Dlatego tak pomyślałam o tym przypadku, bo znam osobiście kobietę, która po rozpadzie związku ma obecnie niewiele lepszą sytuację (pod pewnymi względami) - nie ze swej winy i na którą nie ma zbytniego (a właściwie żadnego) wpływu. Robi co w swojej mocy dla siebie i dzieci, dba o siebie, nie zaniedbuje kontaktów z Bogiem. Niemniej jej sytuacja jest bardzo trudna i nie do pozazdroszczenia.
Bazując na tej obserwacji napisałam to co wyżej. Bo moje doświadczenie i własna sytuacja w przypadku ewentualnego rozstania wyglądałaby zupełnie inaczej.

Anonymous - 2013-10-11, 08:30

dziewczyno, Ty wyszukujesz same NEGATYWNE sytuacje w zyciu!

to jest jakas niedojrzałość (przepraszam za ten ostry ton)

kazdy tutaj próbuje Cie przekierowac, a Ty nadal "ściagasz" sie na ten fatalny tor
no jesli tak chcesz to trudno....

niemozliwe, zeby nie widziec chocby jednej pozytywnej rzeczy w codziennosci- a Ty nie widzisz nic oprócz trudnosci (nawet wśród innych i w kotku)

Anonymous - 2013-10-11, 08:37

majola, idź do Jezusa wyżal się Mu, rozmawiaj, wyrzuć to co Cię męczy. Zaufaj mu i pozwól się otulić Jego Miłością. On pomoże przejść największe góry...
Anonymous - 2013-10-11, 09:02

ja_tez napisał/a:
majola, idź do Jezusa wyżal się Mu, rozmawiaj, wyrzuć to co Cię męczy. Zaufaj mu i pozwól się otulić Jego Miłością. On pomoże przejść największe góry

Adoracja nawet w milczeniu. Zanim cokolwiek chcesz poweidzieć, przecież On już t wie.
Oczywiście mówić możesz...
Taka jest nasza wiara - mamy Jezusa i On jest najważniejszy, nawet w przypadku małżeństwa sakramentalnego, to On jest w centrum, więc czy zdrowa potrzebujesz lakarza? Decyzję o pójściu do sądu duchownego przegadaj z Jezusem na Adoracji. Może to Twoja droga, nie mam pojęcia, ale wiem też, że nawet szczęśliwe małżeństwo potrafi pójść do sądu duchownego i wnosi sprawę o stwierdzenie nieważności, bo dowiedziało sie o przesłankach. Idź sprawdź przesłanki (= zapytaj księdza sędziego o nie), ale zrób to po Adoracji (przegadaniu z Panem Jezusem, który ten sakrament ustanowił, zapytaj Go o to, czy to Twoja droga). Zobaczysz, że rozmowa z Panem Jezusem i rozmowa z księdzem napełnią Cię spokojem Bożym. Tak sądzę, tak ufam, tak wierzę - że tak będzie. Niech Bóg ma Cię w opiece!

Anonymous - 2013-10-11, 09:07

ja_tez u mnie nastapilo pogorszenie sytuacji przede wszystkim finasowej, maz zostawil mnie z ogromnym niewykonczonym domem, "mila" Tesciowa za sciana, oplatami, ktorych nie jestem w stanie udzwignac, bo zarabiam 900 zl/pol etatu, po latach kryzysu stracilam zdrowie i tak sie to kreci od 2 lat.....
ale co robie ?? nie jecze, wiem, ze za chwile bede "bezdomna", dorabiam gdzie moge, szukam sposobow leczenia bez ponoszenia kosztow, otworzylam sie na ludzi i z zewnatrz czesto przychodzi pomoc, poprzednia zime wspaniali ludzie pomagali mi z zakupem wegla i jakos sie to kreci dzien za dniem....... wiem, ze jest gdzies kres moich klopotow, chorob i trudow, ze moze nie bedzie rozowo, ale bedzie stabilniej i spokojnie..... i ta nadzieja pozwala mi zyc, wstawac kazdego dnia i usmiechac sie do ludzi
pozdrawiam

Anonymous - 2013-10-11, 10:47

Dziewczyny, trzymajcie się ! i nie bójcie się prosić o pomoc. Wokół nas jest mnóstwo ludzi chcących pomagać ,ale skąd mają wiedzieć ,jeśli im tego nie powiemy? Ja naprawdę spotykam się z taką życzliwością, że aż mi się łzy kręcą w oczach... Dziękuję Bogu ,że stawia ich na mojej drodze. "Serce pełne dobra miej i tym dobrem innych dziel." :->

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group