Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Nadzieja umiera ostatnia...

Anonymous - 2013-08-18, 21:20

Macie rację wszyscy. Na dzień dzisiejszy nie wyobrażam sobie siebie szczęśliwej bez męża. Czuję się nieszczęśliwa i samotna. Ale to chyba normalne po tym, jak nie tak dawno jeszcze mieliśmy wspólne plany na życie. Jak byłam przekonana, że z tym człowiekiem będę do końca życia i byłam z nim szczęśliwa. W życiu bym nie pomyślała, że tak się to potoczy. Kocham go bardzo i to chyba nie dziwne, że mi go brakuje i tęsknię. Chyba nikt nie bierze ślubu zakładając, że to wszystko runie... Każdy ma jakieś plany, chce stworzyć rodzinę itp.

Wiem, że pewnie Bóg ma wobec mnie swój plan, który ja powinnam przyjąć i być może będzie to coś zupełnie nieoczekiwanego, o czym "w życiu bym nie pomyślała".

Jędrek ja mam to samo - katastroficzne wizje, a czasami wręcz przeciwnie, ogromna nadzieja i wiara, że będzie wszystko dobrze. Taka huśtawka. Tak ja napisałam, ciągle jeszcze się buntuję. Jak rozkapryszone dziecko, jak któraś z dziewczyn wyżej napisała.

Wiem, że to wszystko co mi radzicie, to prawda. Że powinnam tak zrobić. Wiem, że to że nie mam czasu zająć się sobą to moje wymówki. Ja wierzę, że Bóg mi pomoże, że skoro upomniał się o mnie i nie mógł inaczej jak tylko dać mi po głowie, to nie zostawi mnie samej z tym wszystkim. Tylko muszę dojść do etapu, kiedy szczerze i całkowicie będę potrafiła zawierzyć. A na razie mam z tym problem. Mimo, że widzę że dzieją się małe cuda i że staram się. Może też "zły" się wścieka, bo miał mnie prawie w garści a tu nic z tego. Może stąd te zwątpienia i huśtawki nastrojów.

Joasiu moja sprawa rozwodowa składała się z dwóch rozpraw, a od złożenia pozwu do rozwiązania małżeństwa minęło 5 miesięcy. Gdybym na pierwszej rozprawie nie powiedziała, że ja nie chcę rozwodu, to skończyłoby się już na pierwszej. Sędzina "najeżdżała" na mojego męża, nie była przekonana co do jego racji, zresztą każdy kto by mnie zobaczył wtedy taką zapuchniętą i zapłakaną, ledwo potrafiącą coś powiedzieć łamiącym się głosem, musiałby mieć wątpliwości co do "całkowitego rozkładu pożycia". Zaproponowała mediację, ale mąż się nie zgodził. Nic nie udowadniałam, zresztą ona pytała, czy kogoś ma a on zaprzeczył. Ja nie miałam siły walczyć z nim, nie chciałam. Żadnych świadków nie było, tylko my dwoje. Rozwód był bez orzekania o winie, a sędzina jako powód podała, że nasza decyzja o ślubie była niedojrzała. Po pierwszej rozprawie kiedy sąd nie orzekł rozwodu byłam szczęśliwa, myślałam, że to znak, szansa, próbowałam przekonać o tym męża, ale nic to nie dało. Druga rozprawa w moim wydaniu wyglądała podobnie, a że mąż nie zmienił zdania, nawet między jedną a drugą sprawą nie porozmawiał ze mną, no to sąd nie miał wyjścia.

Chciałam Wam przede wszystkim podziękować, za wszystkie słowa, rady i w ogóle za poświęcenie mi czasu. To, że tutaj trafiłam pewnie też ma swój cel. Zanim się w ogóle zalogowałam otwarłam Nowy Testament i znów znak (?) - fragment ponownie o św. Pawle kończący się słowami "Nie bój się, lecz mów i nie milcz. Bo Ja jestem z tobą i nikt się nie targnie na ciebie, aby uczynić coś złego; mam bowiem wiele ludu w tym mieście."

Anonymous - 2013-08-18, 22:40

Olu, czas leczy rany i pomaga spojrzeć na sprawy z innej perspektywy. Stwierdzenie "leczy rany" jest skierowane do Ciebie a ta druga część tyczy się Twojego męża, który pewnie odczuje ciężar swojego uczynku. Pamiętaj, że nie jesteś z tym wszystkim sama, jest z Toba Bóg, który pochyla się nad cierpiącym. Ja zawsze gdy mam cięższy dzień, zwracam się do Boga i czuję jego obecność. Daje mi znaki poprzez życzliwych ludzi i zwierzęta, że jest ze mną i daje mi tym samym radość.

Pamiętaj żeby tu zaglądać!

Anonymous - 2013-08-19, 11:41

Z tymi zwierzętami to trafiłaś w sedno :-D ja kocham zwierzaki, sama mam dwa kocurki, opiekuję się kotką, która niedawno pojawiła się na osiedlu. Zwierzaki dają mi najwięcej radości. Tylko, że ja jestem tzw. nadwrażliwcem i okropnie mnie boli jak widzę takie skrzywdzone, biedne i nie jestem w stanie np. pracować jako wolontariuszka w schronisku, bo non stop bym płakała i wszystkie chciałabym zabrać do siebie.

Echh dziś mam gorszy dzień. Dobija mnie masa problemów jakie mam na głowie. Mam okropnie skomplikowaną sytuację rodzinną z mamą, babcią i wujkiem alkoholikiem i tak naprawdę wszystko jest na mojej głowie. Nie chcę o tym pisać tutaj. Przerasta mnie to, bo nie mam w nikim oparcia. Wiem, mam w Bogu i widzę, że mi pomaga i to wydatnie. Ale boli to, że rodzina mi nie pomaga, a jeszcze przeszkadza i komplikuje. Nie dam się, doprowadzę to do końca choćby nie wiem co, bo za długo wszystko trwa, za długo było zamiatane pod dywan, zaniedbane i olewane. A ja mam dość takiego zachowania. Jestem dziś zła, bo załatwiłam część ważnej sprawy i oczywiście zostałam skrytykowana. Akurat w tej kwestii modlitwa mi bardzo pomogła i dała siłę. Choć oczywiście jak to u mnie, mam momenty załamania, zwątpienia.

Musiałam się wygadać.

Asiu, piszesz, że czas leczy rany. Mnie nadal sytuacja z mężem boli tak samo, mimo że już 1,5 roku ze mną nie mieszka i praktycznie nie mamy kontaktu. Wie o moich problemach, bo one były już wcześniej, ale nie obchodzi go to. Uciekł do łatwiejszego życia. I to też boli. Piszesz też, że odczuje ciężar. W to mi jakoś trudno uwierzyć. Nie chcę żeby było mu źle, nie chcę żeby "pożałował". Nie chcę robić też z siebie ofiary losu.

Mam cały czas nadzieję, że pomożecie mi tutaj dojrzeć, uspokoić się, wyciszyć. Bo mi zaczyna czasem brakować sił na cokolwiek.

Anonymous - 2013-08-19, 14:41

Wydajesz się być dobrą i wrażliwą osobą. A ja zapytam - gdzie szacunek do siebie, poczucie własnej wartości?... Gdzie był mąż gdy przeżywałaś nagłą śmierć twojego taty? Żałoba trwa rok. A ty jeszcze siebie obwiniasz, że byłaś niemiła dla męża. Niepojęte. To on powinien być miły dla ciebie, wspierać i zrozumieć. Wpatrzona jesteś w męża jak w obrazek:) czy to po Bożemu?:) to Bóg powinien być na pierwszym miejscu, a nie drugi człowiek.

Cytat:
Boję się tego co będzie. Boję się tego, że będę do końca życia sama. Boję się, że dowiem się pewnego dnia, że mąż ma nową rodzinę i będzie bolało znów tak samo mocno jak na początku kryzysu. Boję się kolejnej utraty nadziei. Tak po ludzku boję się swoich emocji i tego, że nie będę umiała nigdy nad nimi zapanować.
To znaczy, że nie potrafię do końca zawierzyć Bogu. Wiem o tym. Ciągle za mało we mnie wiary.


Jeżeli będziesz żyła wiarą i nadzieją na jego powrót i nie dopuścisz do siebie myśli, że on może sobie ułożyć życie po swojemu, to zaboli bardzo. Bóg niekoniecznie wróci do ciebie męża, pomyśl o tym, bo sprawiasz wrażenie, jakbyś chciała wymodlić cud. Poczytaj trochę to forum, jak to wygląda u innych osób i moja rada - poszukaj swojego własnego szczęścia, nie związanego z osobą męża. Żyj tu i teraz a nie nadzieją, to i emocje się zmienią.

Anonymous - 2013-08-19, 17:05

Masz rację. Tak, chciałabym wymodlić cud. Na takim etapie teraz jestem. Poczytałam trochę to forum zanim się odezwałam i widzę, że nie ja jedna mam taki cel i że jest sporo osób, którym taki cud udało się wymodlić, oczywiście nie bez pracy nad sobą i swoją wiarą. Chyba o to chodzi w ratowaniu małżeństwa, o to żeby ono przetrwało mimo wszystko. Łaska sakramentu małżeństwa polega m.in. na zdolności do jego ciągłego odradzania się. A ja dzięki temu wróciłam do Boga. Nie traktuję modlitwy jako magicznego zaklęcia, choć jak większość ludzi chciałabym żeby to tak działało. Czuję się bliżej Boga, czuję Jego obecność i pomoc.

Co do męża, to nie jest tak że zupełnie mnie zostawił samą w żałobie. Oboje popełniliśmy mnóstwo błędów. Nie mówię, że tylko ja byłam zła, a on biedny. Czy to źle, że widzę swoje błędy? Kiedyś przeczytałam takie zdanie, że "Proces zmian rozpoczyna się jednak zawsze od wzięcia odpowiedzialności za własną część problemu, ponieważ granice można wyznaczyć tylko tej osobie, nad którą ma się władzę - samemu sobie". Nie usprawiedliwiam męża, ale dlaczego ja mam pisać o tym co on zrobił złego wobec mnie, skoro tego nie zmienię? On powinien się rozliczyć ze swoich błędów, a nie ja jego.

Ja wiem, że macie rację z tym, że powinnam skupić się na sobie i na Bogu. Jak tak wczoraj myślałam sobie wieczorem, to doszłam do wniosku, że ja jestem na etapie mniej więcej jak młody lekarz, który ma wiedzę teoretyczną, ale kompletnie nie ma praktyki. Umie zdiagnozować chorobę i zna metody leczenia, ale nie potrafi ich jeszcze zastosować. Z poczuciem własnej wartości faktycznie u mnie kiepsko.

Ale wiecie co, przecież sam Jezus mówił "Otrzymacie wszystko o co na modlitwie z wiarą prosić będziecie". Więc dlaczego mam mu nie wierzyć? Dlaczego mam tracić nadzieję? Przecież chodzi o to, żeby starać się do samego końca. O wytrwałość. Sama wiele razy na tym forum przeczytałam, że "dla Boga nie ma sytuacji beznadziejnych, ani nic niemożliwego" ;-)

Anonymous - 2013-08-19, 19:07

Ola, masz rację- módl się z wiarą, a z penością otrzymasz wiele łask.
Tutaj wiele osób sie duzo modli i wychodzi im to na dobre :-)
ja gdybym sie nie modliła- pewnie skonczylabym na psychotropach.

własnie jest tak, ze często widzimy juz co jest źle a nie umiemy tego zmienic (albo nam nie wychodzi)
ja oddałam to w modlitwie- i kiedy z wiarą, w ciszy modlę się - Boze pomóz mi to zmienic, to po czasie to sie zmienia (oczywiście staram sie współprcaowac z Bogiem- czyli tez robie swoje :-) )

Ola, działaj- co bedzie to bedzie, ale jedno jest pewne- na Panu Bogu jeszcze nikt sie nie zawiódł, jak nie dostaniemy naszych mężów z powrotem, to dostaniemy inne łaski :-) no i to jest fajne!

Anonymous - 2013-08-19, 19:28

Pamiętaj Olu, "tak jak myślisz, tak też się czujesz"
Anonymous - 2013-08-19, 20:38

majola napisał/a:


Co do Ogniska, to wiem, że najbliższe jest w Rydułtowach. Wiem też, że w ostatni piątek było spotkanie, ale nie miałam jeszcze dość odwagi ani siły, żeby pojechać. Może kiedyś... Jestem dość nieśmiałą i zamkniętą w sobie osobą i mam problem z otwieraniem się przed ludźmi. Dlatego może też forum najpierw.


Dziękuję wszystkim, którzy choć przeczytali moją historię i proszę Was, żebyście czasem wspomnieli o mnie w modlitwie.



Witam serdecznie
Co do ogniska w Rydułtowach to tam można z wiarą o jakiej piszesz WSPÓLNIE MODLIĆ SIĘ i tym świadectwem się wzajemnie pokrzepiać.

Zapraszamy do Ogniska w Rydułtowach
Warto śledzić strone Ogniska , Ola świetnie aktualizuje wszystkie ważne sprawy, więc nic Cię nie ominie...

Niech Pan błogosławi!

Anonymous - 2013-08-20, 08:59

Witajcie,

Chciałam się z Wami czymś dziś podzielić i o coś zapytać.

Od kilku dni mam taki nawyk otwierania codziennie Nowego Testamentu na losowym fragmencie. Gdzieś przeczytałam, że w ten sposób Bóg też odpowiada na nasze pytania czy daje nam wskazówki. Za każdym razem otwieram na fragmencie, który daje mi nadzieję. Raz było to fragment kończący się słowami "bądź dobrej myśli", raz fragment o ukrzyżowaniu i zmartwychwstaniu, raz o tym by żona była posłuszna mężowi itp. Więcej tego było, ale nie będę wszystkiego wymieniać. Wczoraj np. otwarłam na fragmencie gdy grzesznica w domu faryzeusza obmyła Jezusowi nogi swoimi łzami i poczułam jakbym to była ja na mojej ostatniej spowiedzi. Też zalałam się łzami w konfesjonale i żałowałam tak szczerze jak nigdy. Fragment nie wiem czy pamiętacie kończył się słowami "Odpuszczone są grzechy twoje. Wiara twoja zbawiła cię, idź w pokoju". Jak tu nie wierzyć w znaki? :-)

Natomiast dziś otwarłam na liście św. Pawła "Sprawy małżeństwa, bezżeństwa i rozwodu"....
Jest tam napisane tak "tym zaś, którzy żyją w stanie małżeńskim nakazuję nie ja, lecz Pan, ażeby żona męża nie opuszczała. A jeśliby opuściła, niech pozostanie niezamężna albo niech się z mężem pojedna; niech też mąż z żoną się nie rozwodzi."
I dalej:
"(...) I żona, która ma męża poganina, a ten zgadza się na współżycie z nią, niech się z nim nie rozwodzi. Albowiem mąż poganin uświęcony jest przez żonę (...). A jeśli poganin chce się rozwieść, niechże się rozwiedzie, w takich przypadkach brat czy siostra nie są niewolniczo związani, gdyż do pokoju powołał was Bóg. Bo skądże wiesz, żono, że zbawisz męża? (...)".

I siedzę i myślę jak to mam rozumieć? Czy mojego męża mogę zakwalifikować jako "poganina" skoro jest i ochrzczony i był w Komunii św. i nawet bierzmowany? Czy w takim wypadku mam rozumieć, że nie muszę dotrzymywać przysięgi skoro mąż się ze mną rozwiódł? Według mnie to nie ma różnicy, bo dla mnie to jednak był sakrament, tak? Może ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć? Albo wie do kogo się zwrócić?

Nie żebym nagle przestała chcieć dotrzymać przysięgi i polecę szukać nowego męża. Po prostu zaintrygował mnie ten fragment i chciałabym wiedzieć, co Kościół na to.
Czy Bóg przez ten fragment chciał mi powiedzieć "odpuść go sobie"? Bóg przecenia chyba moją inteligencję i zbyt trudne zagwozdki mi daje ;-)

[ Dodano: 2013-08-20, 09:34 ]
Po krótkich rozmyślaniach ja wykombinowałam tylko tyle: że nie mam obowiązku w takim wypadku walczyć "do ostatniej krwi", ale mogę zgodzić się na rozwód, bo mój mąż przysięgał tylko mnie, a nie przed Bogiem. Ale co z moją przysięgą?

Anonymous - 2013-08-20, 10:09

W Kościele Katolickim ten fragment to przywilej pawłowy, ale dotyczy opuszczenia ochrzczonego małżonka, przez małżonka nieochrzczonego. Taka jest interpretacja, więc w Twojej sytuacji nic nie zmienia.

W Protestantyzmie na podstawie tego fragmentu i literalnej interpretacji słów: kto oddala żonę - chyba, że w wypadku nierządu... dopuszcza się rozwiązanie małżeństwa w wypadku zdrady i w wypadku odejścia wiernego od Kościoła.

Anonymous - 2013-08-20, 10:25

Dziękuję Filomeno :-) Tak myślałam, że w mojej sytuacji nic nie zmienia, ale gdybyś mogła odpowiedzieć na jeszcze kilka pytań, byłabym wdzięczna.
Mój mąż jest ochrzczony, tak jak pisałam, jest też bierzmowany, ale deklaruje się jako niewierzący i w tej formule wzięliśmy ślub "katolika z osobą ochrzczoną, ale deklarującą się jako niewierząca". Czy ten przywilej w takim razie dotyczy mojego męża?
Bo z tego co zrozumiałam, to jego istota polega na tym, że taki "poganin" po prostu może mnie opuścić ot tak, a ja nie mogę mu tego zabronić, co jednocześnie nie zwalnia mnie z przysięgi małżeńskiej. Dobrze rozumiem?

Jedno mnie będzie trapić nadal... dlaczego trafiłam na ten właśnie fragment? Co Bóg chciał mi przez to powiedzieć. Że mam nie walczyć o swoje małżeństwo?

Anonymous - 2013-08-20, 10:52

Z tego, co czytam wynika, że na ślub uzyskać musieliście dyspensę o biskupa - czyli małżeństwo jest ważne. Ale na 100% odpowiedzieliby tylko specjaliści od prawa kanonicznego.

Dlaczego ten fragment się otworzył? Nie wiem, mnie również się kilka razy nasunął, ale uważam, że na gruncie prawa kanonicznego ma zastosowanie bardzo rzadko.

Inna rzecz, jak każdy rozważy to we własnym sumieniu.

Anonymous - 2013-08-20, 15:05

Dzięki Filomeno.
Rzeczywiście, mój proboszcz wysyłał papiery do biskupa z prośbą o zgodę na zawarcie przez nas małżeństwa i jest ono ważne.
Dzięki, że przybliżyłaś mi to określenie "przywilej pawłowy", wiedziałam chociaż czego szukać. Z tego co czytam, to raczej nie miałby on w naszym przypadku zastosowania, bo oboje jesteśmy ochrzczeni, więc mój mąż drugi raz nie może przyjąć chrztu. A jest napisane, że może z niego skorzystać osoba, która się nawróciła poprzez przyjęcie chrztu będąca w związku małżeńskim z osobą nieochrzczoną. Po drugie małżeństwo nasze jest ważne w świetle prawa kanonicznego. A po trzecie, to nie ja odeszłam tylko mąż wniósł pozew. Chociaż nie wiem dlaczego jest to interpretowane w ten sposób, skoro w liście była mowa o odchodzeniu męża pogańskiego od żony wierzącej.

Próbuję zrozumieć jakie ten fragment ma odniesienie do mnie, ale nie wiem.

Anonymous - 2013-08-20, 18:00

Majola , w związku że pewnie masz dużo czasu na przemyślenia, a zauważyć można że niedokońca właściwe, proponuje ci jak to mnie mój ksiądz zaproponował, przeoranie "Sumy Teologicznej" Św. Tomasza z Akwinu tom 32 p.tyt. MAŁŻEŃSTWO. To jest raptem 410 str. gdzie znajdziesz wszystkie interesujące cię odpowiedzi. (do ściągnięcia i wydrukowania za darmoche w necie)Wtedy bedziesz wiedziała i czuła dlaczego, poco, z kim, i w imię czego brałaś ślub, do czego się zobowiązałaś i jak masz postępować dalej w życiu.
Czytanie tej księgi zajeło mi 2 miesiące, ale motywacji mam na kilka lat. To nie harlekin, tylko brutalne odpowiedzi na pytania które stawiasz sobie dziś , a niedawno stawiałem sobie sam.
Życzę powodzenia i Pogody Ducha


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group