Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Ilu jest tych, którzy wymodlili Łaskę dla porzucającego?

Anonymous - 2013-08-09, 16:39

Mgła, poszłam za Twoją radą i porozmawiałam z Bogiem jak z Tatą. Poprosiłam, żeby mnie ratował - swoją córeczkę, żeby mnie przytulił, żebym poczuła się bezpiecznie, że on się tym zajmie. Na trochę pomaga... Chociaż może to znowu naiwność.
Anonymous - 2013-08-09, 20:33

Filomena
poczytaj
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=8249

i to


z kazanie ks. Pawlukiewicza

"... Jeśli twoje życie pełne było trudności , urazów , masz tylko dwie możliwości :
możesz tkwić w cierpieniu na zawsze, pozostając ofiarą , albo możesz zmienić te doświadczenia w coś wyjątkowego , co wymaga odbycia podróży przez ból i wydostania się na drugi brzeg..."
i jeszcze
J. Eldredga "Święty Romans"i "Podróż pragnień"

mam do wyboru patrzeć na wszystko oczami tego świata , albo po Bożemu.
Błogosławieństwo albo przekleństwo

Pogody Ducha

Anonymous - 2013-08-09, 20:44

Mirakulum, na tym fragmencie księgi Ezechiela często otwierało mi się Pismo Święte w chwilach największej rozpaczy. Równie często na księdze Jonasza...

Widocznie jest wiele znaków, których nie chcę widzieć...

Ja wiem, że to czy cierpię dalej jest moim wyborem, ale kiedy widzę matki rodzin wielodzietnych, dzieci z pełnymi rodzinami na spacerach to boli nadal. Bardzo chciałabym mieć drugie dziecko.

Anonymous - 2013-08-09, 21:07

Filomena napisał/a:
Bardzo chciałabym mieć drugie dziecko.


Sam mam dwoje dzieci i rozumiem Cię doskonale, ale pomyśl - co czują Sycharki, które to czytają, a ich ogromnym bólem i marzeniem jest to aby mieć chociaż to jedno, jedyne dziecko?

Wielką sztuką jest umieć doceniać to co się ma.

Anonymous - 2013-08-09, 21:23

Ich ból jest zapewne jeszcze większy. Natomiast ja się nie licytuję i nie porównuję do innych tutaj. Piszę tylko o swoich emocjach, pewnie równie bliskich tym bezdzietnym. Widok wózka w parku może ranić.

Mnie bolał przecież i widok własnego dziecka, nieświadomego burzy, jaka nad nim się zbiera.

Zawsze ktoś może mieć gorzej niż my. Czy to zmniejsza nasze indywidualne cierpienie?

Anonymous - 2013-08-09, 23:00

twardy napisał/a:
Filomena napisał/a:
Bardzo chciałabym mieć drugie dziecko.

Sam mam dwoje dzieci i rozumiem Cię doskonale, ale pomyśl - co czują Sycharki, które to czytają, a ich ogromnym bólem i marzeniem jest to aby mieć chociaż to jedno, jedyne dziecko?
Wielką sztuką jest umieć doceniać to co się ma.


Pocieszanie się, że ktoś może ma gorzej nie działa....
Gdyby działalo to wystarczyło pomyśleć, że w danej chwli tysiące ludzi cierpi i umiera na raka i czym wobec tego byłyby te wszystkie problemy z tego forum?

Anonymous - 2013-08-10, 00:00

grzegorz_ napisał/a:
Pocieszanie się, że ktoś może ma gorzej nie działa....


Grzegorz - pisz za siebie. Np pisz: na mnie nie działa. Nie generalizuj.

Na mnie tam zawsze działało. Może po prostu nie zdajesz sobie sprawy np. z cierpienia spowodowanego rakiem, nie przeżyłeś nigdy dużego dramatu (czego Ci nie życzę) i nie zdajesz sobie sprawy, że możesz zachorować. W obliczu diagnozy, która daje Ci rok życia, zapewniam na 100%, że marzyłbyś o tym, by wrócić do tego stanu, który jest dzisiaj i mieć takie problemy, jak dzisiaj (kryzys małżeński). Moim zdaniem bardzo ważna jest pewna hierarchia, która pomoże nam wstawać z kolan i zbierać siłę na chwile, kiedy naprawdę będziemy jej potrzebować, bo w tej konkretnej sytuacji (problemy z małżonkiem) damy sobie radę.

Możemy to porównać do cierpień nastolatków, kiedy ich sympatia poprosiła na dyskotece innego do tańca. Nie przeżywaliśmy tego? Ależ owszem, płakało się, pisało wiersze, życie nie miało sensu. Ale wtedy byliśmy nastolatkami i nie wiedzieliśmy, że życie nauczy nas cieniowania emocjami, bo może nas spotkać zarówno to dobre, jak i złe. Jeśli z powodu niewierności męża czy żony powiemy, że nie widzimy sensu życia - cóż powiemy, kiedy nam dziecko zachoruje na raka? To samo? To jest ta sama kategoria? Na tym chyba polega dorosłość, dojrzałość: dajemy sobie radę, podnosimy się.

W serialu "Głęboka woda" jednym z bohaterów odcinka był młody chłopak na wózku inwalidzkim i w dodatku samotny. Przebywał w Domu Opieki Społecznej czy w jakimś ośrodku pomocy dziennej niedaleko szpitala - do końca nie pamiętam. Pamiętam, że był zły na świat, na życie, że jest u progu życia, a wypadek zrobił go kaleką. Wszystkie marzenia prysły, chciał zostać taksówkarzem, musiał włożyć wiele wysiłku, żeby otrzymać pozwolenie na zrobienie prawa jazdy. A przeszkody się piętrzyły - brak pieniędzy na samochód, brak doświadczenia, niepewność i widmo kalectwa jednak. Był zły, że to, co innym przychodzi bez trudu, on musi zdobywać wielkim wysiłkiem, czuł, że to niesprawiedliwe.

W szpitalu odwiedzał znajomą - całkowicie sparaliżowaną, młodą dziewuszkę. Miała syndrom zamknięcia - to taki stan, kiedy myśli masz trzeźwe, ale nie możesz poruszyć nawet powieką. Porozumiewała się ruchem gałki ocznej, która wskazywała na komputerze litery.

No i ten chłopak przyszedł się jej jak zwykle wyżalić, że tu musiał podjechać, tu były schody, tu czuł bezsilność, tyle problemów itd. Ona zaczęła coś "pisać" oczami na klawiaturze. Napisała: zazdroszczę ci.

Siedziała we mnie ta scena bardzo. Myślę, że zawsze jest za co dziękować Bogu, a wyrzekanie, jak to ma się źle i niedobrze, koniec świata świadczy o tym, że troszkę brak nam pokory.

Pozdrawiam. :)

Anonymous - 2013-08-10, 00:36

Swallow,
Cierpienie, troski, to są rzeczy wzgledne.
Oczywiście można piszącym na tym forum powiedzieć "cieszcie się że nie macie raka, zamiast marudzić tutaj , że mąż sobie odszedł", ale czy o to chodzi?

ps. tak się przypadkowo składa , że przez ostatni rok syn mojej siostry (bardzo mi bliski) chorował i zmarł na raka (17lat) więc proszę nie wpadaj w mentorskie tony pod tytułem "co wy tam wiecie o chorobach".

Anonymous - 2013-08-10, 11:58

Swallow, wiadomo, że nasze nieszczęście porównane do innych może niewiele znaczy. Ale człowiek odczuwa tylko to, co jego bezpośrednio dotyczy. Jak u jednego z filozofów: mój ból nie jest twoim bólem.

Mnie zastanawia, jak pewnie wiele osób obecność zła w nas i sens cierpienia.

W mojej sytuacji, gdzie nie ma choroby śmiertelnej, bezrobocia, biedy, przemocy fizycznej, nałogu w zasadzie wszystko jest w porządku z perspektywy obserwatora. Co z tego, skoro mnie boli przewidywana trauma dziecka, widoczne cierpienie moich rodziców i jego, zaprzepaszczenie wspólnej przeszłości i przyszłości, zło, które jest w człowieku, o jakim sądziłam, że jest dobry. We mnie jest po prostu niezgoda na zło i wielki smutek, że to zło jednak jest i to tak blisko.

Oczywiście można porelatywizować, że ja to odbieram jako zło dlatego, że moje plany się nie powiodły, a z perspektywy zewnętrznej mąż ma prawo zmienić zdanie, więc jego czyny nie poddają się ocenie moralnej. A dziecku na zdrowie wyjdzie rozstanie, bo będzie przynajmniej żyło w prawdzie o rodzicach. Piszę o własnych wątpliwościach, które jak widać dotyczą wielu spraw, sensu cierpienia, natury ludzkiej, prawa do oceniania innych, wreszcie istnienia Boga. Inna sprawa, że wczoraj byłam na mszy, nadal się modlę i czuję, że Bóg jest. Ale równocześnie jak to piszę rozum mówi mi, że to może być tylko moje chciejstwo, żeby było mi łatwiej znieść moje obiektywnie wcale nie takie ważne cierpienie.

Dlatego rozum pyta o to, ile osób wymodliło Łaskę...

Anonymous - 2013-08-10, 13:24

Widzę, że nie zostałem dobrze zrozumiany, więc muszę uściślić to co napisałem.

Pisząc:

Cytat:
Sam mam dwoje dzieci i rozumiem Cię doskonale, ale pomyśl - co czują Sycharki, które to czytają, a ich ogromnym bólem i marzeniem jest to aby mieć chociaż to jedno, jedyne dziecko?


nie miałem na myśli żadnego licytowania się, kto ma gorzej, a kto lepiej.

Pisząc tu na forum mam taki nawyk, że zanim nacisnę ten Enter i puszczę w świat to co napisałem, najpierw czytam dokładnie to co napisałem i bardzo często zmieniam częściowo mój wpis. Postępuję tak dlatego że wiem, iż nawet niechcący mogę kogoś skrzywdzić pisząc coś, co mnie na pierwszy rzut oka wydaje się normalne i właściwe.
W zdaniu które przytoczyłem, najważniejszym co chciałem przekazać było zawarte w słowach "ale pomyśl - co czują Sycharki".
Chodziło mi wyłącznie o to, że pisząc coś, nawet mając najlepsze intencje i nic złego na myśli, możemy zrobić komuś przykrość. Na to chciałem Filomeno zwrócić Ci uwagę. I nic po za tym.
Nie odmawiam nikomu prawa do odczuwania swoich własnych problemów jako czegoś najgorszego co nas spotkało. Najgorszego na świecie - dla nas, w tej chwili. Mamy wszyscy do tego prawo i bez znaczenia jest czy ktoś inny ma gorzej czy lepiej.


Napisałem również:
Cytat:
Wielką sztuką jest umieć doceniać to co się ma.


Nie należy doszukiwać się w tym zdaniu drugiego dna, ponieważ go tam nie ma. Człowiek naprawdę jest szczęśliwszy, pomimo wszystkich swoich problemów życiowych, jeżeli potrafi cieszyć się i doceniać to czym Bóg go obdarzył.
To tak jak z tą szklanką napełnioną do połowy. Warto widzieć w swym życiu tę pełną połowę szklanki. A tę drugą, pustą połowę szklanki - oddać Bogu i nie żyć nią.
Wiem, że tak po ludzku człowiek chciałby mieć całą szklankę pełną, ale tak jak napisałem w cytowanym zdaniu - umieć doceniać to co się ma to Wielka sztuka.
Warto się jej uczyć i ja tego próbuję.

Anonymous - 2013-08-10, 16:31

Twardy, w takim razie myśląc co poczują inni powinnam przestać pisać o swoich odczuciach, bo ktoś, kto ma obiektywnie gorszą sytuację (słowo obiektywnie też tutaj należy traktować ostrożnie, bo nikt nie zna całej sytuacji pozostałych piszących, nie zna też ich historii życia, historii rodziny, marzeń, indywidualnej wrażliwości) może poczuć się zraniony...

Niech i tak będzie.

Ja osobiście poczułam się zraniona tym, że zarzucasz mi brak wrażliwości na uczucia innych.

Tylko nadal nie mam odpowiedzi na sens istnienia zła, istnienie Boga, sens modlitwy, sens cierpienia... Tzn. teoretycznie mam, wiem jaka jest argumentacja od strony nauczania Kościoła, ale mnie to nie satysfakcjonuje. I na tym chwilowo zakończę.

Anonymous - 2013-08-10, 17:51

Filomena, pisząc o swoich odczuciach zawsze istnieje możliwość, że możemy kogoś zranić. Nie oznacza to jednak, że nie mamy pisać, ale że pisząc musimy zastanawiać się czy oprócz tego, że opiszemy to co czujemy, nie zrobimy niechcący czegoś co nie jest wcale naszym zamiarem. Chodzi mi o zadanie sobie trudu zastanowienia się nad tym co piszemy. Dotyczy to zarówno mnie, Ciebie jak i innych piszących na forum.
Zdaję sobie sprawę, że to brzmi jak zarzut w stosunku do Ciebie, ale absolutnie nim nie jest.
Piszesz, że poczułaś się zraniona tym, że zarzucam Ci brak wrażliwości na uczucia innych. Jeżeli tak to odebrałaś, to przepraszam Cię - nie było to moją intencją i niczego takiego Ci nie zarzucałem. Pragnąłem jedynie zwrócić Twoją uwagę, że "Twoje słowa mają moc".

Anonymous - 2013-08-10, 18:22

Filomenko, przytulam.
Anonymous - 2013-08-10, 19:19

Swallow, dziękuję.

Twardy, wiem, że słowa mają moc. Pracuję słowem. Mój podpis w profilu dotyczy każdego. Nie oznacza jednak konieczności nadmiernej autocenzury. Przeprosiny przyjmuję.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group