Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Co czuje zdradzający mąż?

Anonymous - 2013-08-03, 11:16

Witam :-) znalazłam chyba właśnie w temacie http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=8566
Anonymous - 2013-08-03, 11:26

Po co wy się dziewuchy katujecie, co on myśli?
Myśli są rózne i zazwyczaj przeczące sobie na wzajem.
Z kądś te myśli się wzieły , ale mimo wszystkko ciągle są.
Mysli ma kazdy, rózne. Niech ktoś z was powie że nigdy , ale to przenigdy ,bedąc w związku nie pomyslał , że może ta, albo tamten byłby lepszy jak to moje ślubne?????
No domyslam się że nie.
Więc wyłaczcie myślenie .
W umowach budowlanych ,jest z reguły tak że dopisuje się aneksy do wszystkiego co klient dodatkowo zarząda, a co wynika z postępu prac. Tych rzeczy nie było wiadomo na początku, bo naprzykład: miałem zmienić tylko płytki, ale cały tynk odleciał , i co? mam dwa dni tynkować za darmo? nie ,wołam więcej, bo tego nie wiedzialem ani ja ani inwestor. A co jak woda też do wymiany i prąd???
Małżenstwo to taka umowa jak z budowlańcem że zrobi ci łazienkę za 2,5 tys. Tyle że on sam nie wie co wyjdzie w trakcie.
Intencje na początku wszystcy mają dobre, klient chce łazienki, gosciu zarobic swoją dniówkę, na koncu wychodzi że trzeba by zapłacić 5tys.
Ale z reguły idzie coś nie tak, to ściany krzywe, to wodę trzeba przerobic, to klient nawymyśla swiatełek w suficie, materiały dostarczane są z opóźnieniem, fachowiec miał wczoraj urodziny szwagra, klient nie ma kasy bo czeka na przelew.
Draka gotowa. Ani zabardzo klient winny ani wykonawca, ale nerwów kupa.
Pytanie czy wykonawca stanie okoniem ,pozbiera graty i powie pani ,bujaj się, czy inwestor bedzie ględził i mu podziekuje; czy może razem stwierdzą że jak się tydzień przeciągnie, ja ci dorzucę , to ja trochę zejdę z ceny i będziemy wszystcy zadowoleni???
Pewnie wiecie co wtedy myśli budowlaniec o inwestorze a inwestor o nim.
Czy to ważne???
Ważne żeby jeden miał kase a drugi ,łazienkę i żeby po tym wszystkim mogli przejśc po chodniku obok siebie.
Myśle że to jakos tak jest z tymi zdradami i niewiernościami.
To się z powietrza nie bierze, człowiek raczej się nie rodzi niewierny.
Jakośik wszystcy się żeniliśmy świadomie, nikt nas nie przymuszał, nie był to małżonek którego jakaś swatka przytargała z daleka.
Znalismy się przed ślubem, raczej większość świadomie się zaręczała, potem z reguły po wielu miesiącach przed ołtarz. To jak, miesiące w nieświadomości, w zauroczeniu???
A że w życiu wyszło że ściany krzywe, czy wode trzeba dorobić,- to albo iśc w zaparte że "umowa była taka panie!!!"- albo negocjować, bo ściany moje krzywe ,ale płytki chcę prosto, wiec dopłacę.
Ilu z nas tak właśnie sobie narobiło. Jadno drugiemu ,tamto zpowrotem, ja jemu jeszcze mocniej, to ja jej tak, masakra, tylko płakać.

Anonymous - 2013-08-03, 11:42

Załamana - podzielam Twoje zdanie. Myślę, że takie osoby nie mogą wybaczyć samym sobie. Mój mąż, kiedy jako powody rozwodu wskazywał niezgodność charakterów itp. i gdy ja próbowałam pokazać mu drogi wyjścia, on skwitował to stwierdzeniem, że nie widzi ze mną przyszłości. Teraz to rozumiem, no bo niby jak budować przyszłość, kiedy jest zdrada o której nikt nie wie. Pamiętam, jak jakiś czas temu, gdy jeszcze nie wiedziałam o zdradzie zadzwoniłam do niego i zapytałam się, czy jest katolikiem? On mi odpowiedział, że tak. Zapytałam się, czy chodzi do kościoła? On mi odpowiedział, że tak. Zapytałam, czy przysięgał na dobre i na złe? On odpowiedział, że tak. Wtedy zapytałam, to dlaczego, gdy pojawia się to złe, Ty uciekasz, nie walczysz? On mi odpowiedział, że wybiera najłatwiejsza drogę. Dodatkowo powiedziałam mu wtedy, że się za niego modlę. On odpowiedział, że on za mnie też. Zrobiłam mu także wyrzut, że nie interesuje go moje zdrowie, to jak się czuje, a on mi tak dziwnie, zupełnie bez sensu odpowiedział pytaniem na pytanie. Stwierdził: "A Ty się zapytałaś, jak ja się czuję?" Zszokowało mnie to. Powiedziałam mu, że jak mam się interesować jego samopoczuciem, skoro to on mnie zostawił. Nic nie powiedział. Powiem Wam, że do marca 2013 roku miałam dość trudny czas związany z moją zawodowa edukacja i byłam pogrążona w nauce, pracy i nic nie zauważyłam żeby mój mąż miał kochankę, chociaż miałam podejrzenia ale ufałam mu. Udawał wtedy bardzo dobrego męża. Po tym gdy w marcu skończyłam swoja edukacje zawodową, myślę że mąż zdał sobie sprawę z tego, że teraz więcej czasu musiałby spędzać ze mną niż z kochanką i wszystko wyszłoby na jaw, a jakby wyszło to wszyscy by się dowiedzieli. Dodatkowo mówił, że chciał mnie zostawić już dawno temu ale chciał żebym spokojnie dokończyła swoja edukację zawodową. Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super, że problemy wypłyną. Wiem, że nie można budować szczęścia na cudzym nieszczęściu, to zawsze się odwraca. Mąż bardzo chciał żebym to ja złożyła pozew. Chciał usłyszeć ode mnie to, że jestem w tym związku nieszczęśliwa i że nie mam sil na jego kontunuowanie i usłyszał to, bo zrobiłam taki zapis w pamiętniku i mu przeczytałam i on chyba doznał wtedy usprawiedliwienia swoich działań i pomyślał, że to może być dobry moment na rozstanie, bo ja jestem już w takim punkcie, że nie widzę szans, a on może zatuszować to co zrobił, gdy ja złożę pozew. Sytuacja skomplikowała się, gdy ja powiedziałam, że pozwu nie złożę. Potem miała miejsce rozmowa telefoniczna, kiedy to zapytałam się go, czy już poczynił jakieś kroki do załatwienia sprawy, w złości powiedziałam, że chce aby to się skończyło i on na dniach złożył pozew myśląc, że to będzie rozwód za porozumieniem stron. Ja oznajmiłam mu jednak, że na rozwód się nie zgodzę, zdziwił się i teraz jeszcze wypłynęła ta zdrada. Mąż od rozstania nie chciała się ze mną spotkać, nie chciał porozmawiać, nie interesował się mną. Pewnie bał się, ze coś zauważę i chciał mnie zniechęcić skutecznie do walki. Teraz też się nie odzywa, mimo ze wie, że ja wiem. Ciężko mi jednak zrozumieć to jak on mógł sprowadzać ja do naszego domu, spać z nią w naszym łóżku, co nim kierowało? Ja będąc w naszym mieszkaniu zawsze mam taka cicha nadzieję, że on kiedyś przyjdzie i będę mogła z nim porozmawiać. Nie czuję już złości ale ciężko jest mi przebaczyć. Chciałabym jednak aby on wiedział, że ja jestem dla niego na dobre i na złe i że jestem w stanie go wysłuchać. Myślę, że Bóg działa i chce aby dobro zwyciężyło zło, chociaż ja nie wierzę zbytnio, że do siebie wrócimy, to zbyt trudna sytuacja, wszystko się posypało. Pozostawiam to Bogu, niech działa.

[ Dodano: 2013-08-03, 11:51 ]
Dabo- jasne wina zawsze leży po środku ale zdrada nie usprawiedliwia niczego, bo nie można w taki sposób uciekać od problemów, trzeba je rozwiązywać. Mój mąż nie umiał rozwiązywać problemów i był wychowywany w przeświadczeniu swojej idealności wiec to ja byłam dla niego tą złą, bo mu jego wady jako pierwsza wytknęłam i chciałam żeby nad nimi popracował. Zdrada pokazała mu jaki jest, co zrobił. Pewnie z czasem dopiero do tego dojdzie. Prawda jest jednak taka, ze jeżeli ktoś nie umie zyć z drugim człowiekiem, nie umie słuchać i rozwiązywać problemów to w nowym związku tez się tego nie nauczy, bo będzie odczuwać to samo.

Anonymous - 2013-08-03, 21:40
Temat postu: Re: Co czuje zdradzający mąż?
joanna83 napisał/a:
.... Czy on ma jakieś wyrzuty sumienia, czy myśli o braku szacunku do mnie i do samego siebie i do swojego ciała? Czy zdradzający faceci w ogóle coś czują do żon które zostawiają, choćby wstyd że tak postąpili?

Uciekałem dotąd od odpowiedzi na te pytania...
Zdradziłem żonę po trzech latach małżeństwa i roku koszmaru braku porozumienia.
Byłem pełen złości, frustracji, żalu, wściekłości na oskarżenia żony... nie potrafiłem zrozumieć o co jej chodzi.... dlaczego tak mi dopieka?.... naciąga i wypacza rzeczywistość....Mój punkt widzenia zupełnie odbiegał od tego co od niej słyszałem. Siedziałem godzinami i piłem alkohol w samotności analizując nawet nagrania z naszych rozmów...
Nie byłem w stanie zrozumieć dlaczego to się dzieje...
Gdy podjąłem decyzję, że idę do.... burdelu.... to nie podjąłem tej decyzji....
Najpierw byłem w knajpie, potem pojechałem po kasę do bankomatu... potem pół nocy łaziłem i szukałem miejsca, w którym byłem kiedyś na kawalerskim kolegi....
Nie znalazłem tego miejsca. Trafiłem do innego. Stało się. Na odchodnym wyszedłem smutny.... bo znowu nie zostały spełnione moje oczekiwania.... i doszedłem do wniosku, że w takim miejscu nigdy nie zostaną spełnione.
A dlaczego nie podjąłem decyzji wtedy? Na dziś uważam, że decyzja o takim kroku zakluła mi się w głowie dużo wcześniej..... nie bez powodu szukałem tamtego miejsca sprzed lat....
Pojawił się pretekst żeby spełnić swoją niegdysiejszą fantazję ...i spełniłem ją.... myślę, że byłem zatruty myślą o płatnym seksie nawet wcześniej niż tamto kawalerskie....
A po? Czułem smutek i przeświadczenie, że to nie to na co czekałem... i nie to co sobie wyobrażałem.... I pomimo tego, że w następnych latach kluły mi się w głowie myśli o .... ciągle wracało to doświadczenie niesmaku i blokowało moje zapędy.

Anonymous - 2013-08-03, 22:38

Jędrek- czyli to był jednorazowy skok w bok, bez uczuć itp.? W sumie to myślę, że facet może mieć obrzydzenie, wyrzuty sumienia po płatnym seksie. Inaczej myślę, jest gdy robi to stale z kochanką za darmo, bo przecież takiemu romansowi towarzyszy uczucie zakochania, zauroczenia drugą osobą. Z początku pewnie niewinne spotkania, rozmowy, poznawanie się, prawienie komplementów i męskie ego wzrasta. Myślę, że mój mąż poznał młodą, atrakcyjna dziewuszkę, która niczego od życia nie chce, tylko zabawy, jest szczęśliwa, radosna, młoda, nie myśli o życiu rodzinnym, o chęci posiadania dzieci, o decyzjach życiowych, nie marudzi, nie jest zmęczona, seks jest doskonały. W domu ma zmęczoną, zapracowaną żonę, która ma problemy, która wymaga i chce by jej pomóc i porozmawiać, seks spowszedniał, nie ma już ekscytacji. Mąż pewnie wini za to, co robi żonę, usprawiedliwia się i brnie dalej w romans i kłamie, kłamie. Taki człowiek chyba nie ma wyrzutów sumienia, bo mu tak łatwo wszystko wytłumaczyć, wszystko jest takie łatwe, z początku z pewnością, bo i do tego romansu, który może przerodzić się w związek trwały też wtargnie rutyna i problemy. w sumie sama sobie odpowiedziałam na swoje pytanie zadane w wątku:)Wkurza mnie to, gdy gdzieś na stronach internetowych czytam, "że zdrada jest wynikiem problemów w małżeństwie, braku komunikacji itp. zdradzacz czuje się zaniedbywany taki, siaki, owaki....." Myślę sobie przecież, że problem mają dwie osoby, z tym że tylko jedna z nich decyduje się na zdradę, druga jakoś ciągnie ten wózek mimo wszystko i zdrada nawet nie przyjdzie jej na myśl, bo tak szanuje swoje ciało i drugiego człowieka, dlaczego więc obarczać winą w równym stopniu dwie osoby? Wkurzają mnie takie wpisy w Internecie. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, ze mój mąż mnie nie kochał i dlatego tak łatwo mu przyszło zdradzić mnie i porzucić dla niepewnej partnerki.
Anonymous - 2013-08-04, 06:13

joanna83 napisał/a:
... Wkurza mnie to, gdy gdzieś na stronach internetowych czytam, "że zdrada jest wynikiem problemów w małżeństwie, braku komunikacji itp. zdradzacz czuje się zaniedbywany taki, siaki, owaki....." Myślę sobie przecież, że problem mają dwie osoby, z tym że tylko jedna z nich decyduje się na zdradę, druga jakoś ciągnie ten wózek mimo wszystko i zdrada nawet nie przyjdzie jej na myśl, bo tak szanuje swoje ciało i drugiego człowieka, dlaczego więc obarczać winą w równym stopniu dwie osoby? Wkurzają mnie takie wpisy w Internecie. Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, ze mój mąż mnie nie kochał i dlatego tak łatwo mu przyszło zdradzić mnie i porzucić dla niepewnej partnerki.

Ja się uczę patrzeć na siebie. W tamtym okresie oskarżałem żonę, że zdradziłem ją przez jej ciągłe podejrzenia, oskarżenia i wyrzuty.... dostała to co chciała. Beznadziejne moje myślenie. Ale to było moje usprawiedliwienie postąpienia wbrew sobie. Takie wypaczenie i zakłamanie pozwalające zamieść moje wyrzuty sumienia pod dywan....
A prawda jest taka, że zszedłem z drogi uczciwej i w miarę godnej kilkanaście lat wcześniej... na dobre, gdy zacząłem uciekać od swoich problemów emocjonalnych w alkohol....
A jak już zszedłem z prostej i uczciwej drogi, to zacząłem sukcesywnie zakłamywać prawdę, szczerość i uczciwość....pojawiły się niedopowiedzenia, przemilczenia, obarczanie winą innych (np. "bo wszyscy piją"), a ostatecznie doszedłem do tego, że łamałem wszystkie 10 przykazań łącznie z życzeniami śmierci i czerpałem garściami z wszystkich grzechów głównych święcie wierząc, że jestem zdrowym, uczciwym i praworządnym obywatelem.... Oddałem w ciągu kilkunastu lat siebie nawet o tym nie wiedząc.... i obarczałem winą wszystkich i wszystko za swoje cierpienia.... i jak już nie miałem gdzie uciekać przed cierpieniem to prawda mnie dopadła w formie przytłaczających wyrzutów sumienia. Przejrzałem i zwątpiłem... w siebie.

Anonymous - 2013-08-04, 09:29

Jędrek- powinieneś być z siebie dumny, za ten szczery rachunek sumienia i przyznanie się do wad i błędów. Myślę, że dojście do takiego wniosku jest początkiem czegoś dobrego w życiu człowieka, mam na myśli początek drogi odbudowy systemu własnej wartości. Myślę, że dopiero wtedy, gdy człowiek zda sobie sprawę ze swoich błędów jest w stanie zacząć walczyć o to, co ważne np. małżeństwo. Ja mam nadzieję, że mojego męża dotknie ręka Boga, a Duch święty napełni jego serce wiarą i ten zrobi sobie szczery rachunek sumienia i będzie czul potrzebę rozmowy ze mną. Obawiam się tylko, że jego rodzina, gdzie wszyscy są rozwiedzeni, nie wierzą w Boga i nie maja systemu wartości go rozgrzeszy i on poczuje się utwierdzony w tym, że dobrze zrobił, ze przecież u niego w rodzinie wszyscy tak robili i jakoś żyją i w rezultacie nic z tego nie będzie. Ja jednak modlę się i jestem otwarta na rozmowę z nim. Przyjęłam jednak zasadę żeby się nie odzywać, już tyle razy wyciągałam rękę i nic. Teraz gdy on już wie, ze ja wiem o zdradzie niech sam to przemyśli i może się odważy. Mąż mieszka z kochanka już od 4 miesięcy, ostatni raz widziałam go 3 miesiące temu. Moim pierwszym z nim spotkaniem może być sprawa rozwodowa:( Sama nie wiem, co mu przed wejściem na salę powiedzieć, czy cokolwiek mówić.
Anonymous - 2013-08-04, 11:51

Joanna83

Myślę o tych słowach, że zdradzający czasem sami nie mogą sobie wybaczyć. To chyba sprawa bardzo indywidualna i trudno to generalizować.
Chyba zależy to od człowieka, jego sumienia, od tego jaka była zdrada, do czego zdolny był zdradzający.
Jeśli był to jakiś głupi jednorazowy " skok w bok", bez uczuć i emocji ( nie usprawiedliwiam tego oczywiście) to chyba zupełnie co innego niż podwójne i długotrwałe życie męża. Oczywiście przy takim skoku w bok można czuć do siebie samego obrzydzenie, niesmak sama nie wiem co jeszcze ale to można wybaczyć jakoś, bo nie ma w tym emocji, zakochania, bliskości.
Ale jeżeli zdrada była świadomym wyborem zdradzającego, jej kontynuowanie długotrwałe jego decyzją, prowadzenie podwójnego życia, kłamstwa, jego wyborem???
Ja również nie chce generalizować i mówię tylko na podstawie swojego męża. On świadomie szukał kobiety do zdrady a gdy wpadła mu w oko ta właśnie zrobił wszystko by ją poderwać, zaciągnąć do łóżka. A metody miał niezłe, udawał przed nią kawalera, wyczekiwał przed jej pracą, ustalił jej adres, wysyłał sms z propozycjami spotkań itp. Ta kobieta wcale nie była za bardzo nim zainteresowana ale jak pies biegał za nią aż dopiął swego. Nawet nie mogę mieć do niej pretensji za bardzo bo weszła w to nie wiedząc, że ma żonę (powiedział jej dużo póżniej), a do łóżka tak szybko go nie wpuściła tylko miesiące mineły. Mój mąż kłamał mi potem, że to był błąd, nie wie jak to się stało, zakochał się w niej, nie umie tego wytłumaczyć i to się stało samo....
Ale prawda jest taka, że to był jego ŚWIADOMY WYBÓR, poznał ją przypadkowo, i sam ustalił jej adres, numer tel, udał wolnego, proponował spotkania a potem następne, cały czas okłamywał ją, że jest sam. Z drugiej strony okłamywał nas przez 1,5 roku codziennie.
No i niestety co jest dla mnie najbardziej bolesne on dla niej zupełnie stracił głowę, nic się nie liczyło wtedy poza nią, była jego skarbem, kochaniem itp. W tym czasie do mnie takie same określenia stosował i kłamał nas ile wlezie. A jak intensywny był to związek dowiedziałam się od nich i z ich korespondencji. Dla mnie w życiu nie był taki czuły jak dla niej. A gdy tylko strzeliła jakiegoś focha to on już cały w gotowości, przepraszał, uspokajał, jechał 100 km byle ją tylko przytulić, uspokoić.
Co do jego żalu, skruchy, po wykryciu zdrady, to nie były szczere uczucia. Myślę, że nie miał innej alternatywy dlatego został, może jeszcze dla dziecka.
Cały czas mówił, że żałuje, że się zmieni, że teraz ja mu pomogę się zmienić, że dzieki mnie powstanie wreszcie....
To były kolejne kłamstwa po których nastapiła kolejna zdrada.

Myślę, że bardzo ważnym czynnikiem działającym na zachowanie zdradzającego po wykryciu zdrady jest to w jaki sposób się ona wykryła i czy byli kochankowie rozstali się "pokojowo".
Jeśli mój mąż nie rozstał by się z kochanką w złości, w zasadzie w stanie wojny, to myślę, że to z nią by został nie z nami.
W zasadzie to jestem tego pewna. Jednak rozstali się z takim hukiem ( to ona mnie poinformowała o zdradzie), że zapałał do niej nienawiścią i pozostanie z nią odpadało. Twierdził, że jej nienawidzi na wieki. Ona z kolei mówiła, że nie chce go już znać i to, że mnie poinformowała jasno dowodzi, że nie chce z nim żadnych kontaktów utrzymywać. Jakoś wtedy na to nie patrzyłam w taki sposób choć mnie zapewniała, że już nie wdziała innej szansy by go wreszcie wygonić. Zreszta poinformowała mnie jeszcze i o innych kobietach z którymi kręcił, spotykał się (mówiła prawdę niestety). Do tego ona nieżle go jeszcze postraszyłą swoim zachowaniem, tak że mu się odechciało wszystkiego i za bardzo się bał że wszyscy się dowiedzą w koło jaki jest.
Gdyby zdrada wyszła na jaw inaczej, wcześniej kiedy był nią totalnie opętany, myślę, że by odszedł. Sam z nią rozważał rozwód (czytałam to) i inne opcje życia.
A tu zdrada się wykryła, dowiedzieli się znajomi, rodzina, ona go wydała, a on nie miał gdzie odejść. Został zatem i udawał, że żałuje, że chce poskładać wszystko a jak mu wybaczyłam i zaufałam zaczął się rozglądać znowu, potem znów kłamać no i znów zdradzać.
Te jego teksty o bagnie, syfie w którym był a przy mnie się z niego podniósł dotyczyły chyba właśnie tego, że dowiedziałam się o wszystkim, że to kochanka mi powiedziała, że spełniła swoje grożby, że go postraszyła nieżle. Wcześniej gdy było między nimi idealnie nie był to dla niego syf tylko coś dla czego warto było ryzykować rodzinę, dziecko. Wtedy myślał tylko jak być z nią, jak z nią wyjechać, jak się z nią przespać. I te emocje które z nią przeżywał były dla niego najważniejsze, nie myślał o nas. To trwało dopóki ona nie wykryła, że ja też oszuuje i z innymi się jeszcze umawia. Wtedy gdy mu zagroziła, że mi powie, jeśli się nie zmieni, że go rzuci, przestraszył się nieżle i dopiero wtedy to stało się niewygodne dla niego. Gdyby się to nie wykryło mógłby tak żyć latami. To mu pasowało. A gdy się wykryło to dopiero zaczł mówić o syfie i bagnie i że to wina tamtej była....

A co do twoich słów odnośnie twego męża:
"Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super,
że problemy wypłyną "

Na pewno masz rację. Z czasem kochanka już nie będzie taką supernowością, budzącą duże emocje. W życiu codziennym raczej to spowszednieje. To tylko kwestia czasu

Dabo,
zgadzam się, że wina za problemy małżeńskie leży zawsze gdzieś tam pośrodku. I ja całkowicie szczerze przyznaję, że nie jestem ideałem, że mieliśmy kryzys, że nie rozmawialiśmy za wiele. Ale problemy należy rozwiązywać a nie od nich uciekać a zdrada nie jest żadnym rozwiązaniem problemów. Mój mąż nie chciał ich rozwiązywać, poszukał sobie najłatwiejszej drogi.

Anonymous - 2013-08-04, 13:12

Magda Kartacz napisał/a:
Joanna83

A co do twoich słów odnośnie twego męża:
"Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super,
że problemy wypłyną "

Na pewno masz rację. Z czasem kochanka już nie będzie taką supernowością, budzącą duże emocje. W życiu codziennym raczej to spowszednieje. To tylko kwestia czasu


Problem w tym niestety, że czasami ta kochanka może niewiernemu spowszednieć ale nie po miesiacu, ale po np 5 latach....
a i w wtedy raczej nie wróci na łono rodzony (bo bedzie to dla niego zamknieta przeszłosc)
tylko poszuka sobie nową "ofiarę"...
Taka bywa brutalna prawda....

Anonymous - 2013-08-04, 13:18

mnie taka postawa zdradzających w sumie nie dziwi

jest to powszechne zachowanie ludzi ,których charakteryzuje brak systemu wartości
ilu na przykład właścicieli psów widząc ,jak te się starzeją-porzucają je bez drżenia serca
,gdzie dla innych jest to niewyobrażalne-nie mieści się to w ich definicji miłości

ile kobiet dokonuje aborcji,a ile to piętnuje bo nie mieści się to w ich def. miłości

ilu mężczyzn dopuszcza się przemocy w rodzinie,kiedy innym nie mieści się to w głowach bo nie taką maja definicję miłości

przykłady można mnożyć

myślę,że właśnie chodzi tu o różne rozumienie miłości

są za pewne tacy,którzy namiastkę miłości(oczywiście w ich mniemaniu)znajdują w domu publicznym

tak sobie myślę,że gdyby księża mocno akcentowali konsekwencje małżeństwa,że NIE WOLNO,ŻE DO ŚMIERCI,ŻE NA ZŁE TAKŻE,gdyby im tak na każdej nauce jęczeli i przestrzegali -namyśl się 100 razy zanim podejmiesz decyzje,to ten czar miłości jaką postrzegają młodzi ludzie prysłby na poziomie przygotowań do ślubu

gdybym ludziom na kursie mówił zbyt dużo o wypadkach komunikacyjnych,o ryzyku śmierci na drodze,o tragediach ludzkich w wyniku wypadku,to pewnie połowa by zrezygnowała i nie miałbym chleba(to trochę brutalne ,ale tak ja to widzę)

dzieci by się nie rodziły w małżeństwach tylko w wolnych związkach-może właśnie ta tendencja ma swoje podłoże w surowych zobowiązaniach wynikających z sakramentu

ciekaw jestem jaki procent dwudziestolatków myśli takimi kategoriami jak większość z nas tu na forum,po doświadczeniach

tym bardziej szkoda mi młodych ludzi mających światopogląd katolicki ,którzy bagatelizowali poglądy kandydata na "druga połowę"

kto z nas w okresie fascynacji drugim człowiekiem wytaczał myśli takiego kalibru-a co się stanie gdy sobie spowszedniejemy?

ludzie,toż to by się MŁODOŚĆ nie udała

smutne to ,ale trzeba na klatę przyjąć ryzyko nieoczekiwanych zachowań drugiej osoby,bo wcale nie muszą myśleć i czuć tak samo

dlatego w oczach wielu czytających to forum "z zewnątrz"-nie ze środowiska ,tyle niezrozumienia,o co oni walczą,znudził/a się to następny( moja żona tak mi powiedziała-nie idziesz chłopie z duchem czasu,masz jakieś poglądy dinozaura)

... mam...,choć chrześcijaństwo podobniesz dinozaurów nie pamięta

Anonymous - 2013-08-04, 13:22

joanna83 napisał/a:
1.Jędrek- powinieneś być z siebie dumny, za ten szczery rachunek sumienia i przyznanie się do wad i błędów. Myślę, że dojście do takiego wniosku jest początkiem czegoś dobrego w życiu człowieka.......
2. Ja mam nadzieję, że mojego męża dotknie ręka Boga, a Duch święty napełni jego serce wiarą i ten zrobi sobie szczery rachunek sumienia i będzie czul potrzebę rozmowy ze mną......
3. Obawiam się tylko, że jego rodzina, gdzie wszyscy są rozwiedzeni, nie wierzą w Boga.....
4. Ja jednak modlę się i jestem otwarta na rozmowę z nim...
5. Moim pierwszym z nim spotkaniem może być sprawa rozwodowa:( Sama nie wiem, co mu przed wejściem na salę powiedzieć, czy cokolwiek mówić.

1. Duma, to niebezpieczne dla mnie uczucie. Może mi się pomylić z pychą...osiądę na laurach ...i koniec.... rozwoju dalszego :)
2. Nie mam oczekiwań w stosunku tego, co i kiedy się powinno stać z innymi ludźmi.... żeby wyszło na moje:( latami tak oczekiwałem i z zawodu szedłem pić.... bo niewiele moich oczekiwań zostało spełnionych...
3. Innych zostawiłem w spokoju. Zająłem się sobą..... Bo jak znowu zacznę sobie puszczać filmy i oceniać co kto nie jest w stanie..... i co to ja nie jestem... no to może przyjść czas, że będę chciał oblać te moje wszystkie doskonałości.... albo z żalu nad całym niedoskonałym światem iść się upić. Robiłem tak już. Jestem otwarty na innych i staram się nie uprzedzać do ludzi. To wszystko nie należy do mnie. Ja mogę zmieniać tylko siebie.
4. Odkąd się modlę za swoją żonę... i rodzinę- jest mi dużo lżej... i rozładowuje to moje urazy wieloletnie... żale...smutki.... tęsknoty za to zabijam działaniem :) Zacząłem od modlitwy przebaczenia...ileś tam miesięcy temu....dawno ....
5. Być może też mnie czeka zapowiedziana przez żonę rozprawa rozwodowa. Co będzie to będzie. Powiedziałem żonie, że się nie zgodzę na rozwód, chyba, że będzie nalegać.... A dziś przywozi mi dzieciaki na dwa tygodnie. I już nie mogę się doczekać...." jutro jest niewiadomą, wczoraj historią"...a ja staram się żyć dniem dzisiejszym.

Anonymous - 2013-08-04, 13:38

grzegorz_ napisał/a:
Magda Kartacz napisał/a:
Joanna83

A co do twoich słów odnośnie twego męża:
"Myślę, że jest zauroczony kochanką, bo ona go docenia, jest dla niego atrakcyjna i nowa. Dodatkowo kłamstwo rodzi kłamstwo i dzięki niemu doszedł tam gdzie doszedł. Mam nadzieję, że ich wspólne codzienne życie z czasem się zmieni i nie będzie takie super,
że problemy wypłyną "

Na pewno masz rację. Z czasem kochanka już nie będzie taką supernowością, budzącą duże emocje. W życiu codziennym raczej to spowszednieje. To tylko kwestia czasu


Problem w tym niestety, że czasami ta kochanka może niewiernemu spowszednieć ale nie po miesiacu, ale po np 5 latach....
a i w wtedy raczej nie wróci na łono rodzony (bo bedzie to dla niego zamknieta przeszłosc)
tylko poszuka sobie nową "ofiarę"...
Taka bywa brutalna prawda....



myślę Grzegorz ,że tak jest na ogół jak napisałeś powyżej,a że są przypadki inne ,to nie znaczy ,że częste-to trzeba MOCNO brać pod uwagę


mój syn bardzo chciał zostać piłkarzem i przekonywał mnie ,że Beckham to ma klawe życie...

Anonymous - 2013-08-04, 13:52

Johan

Wiem, nie ma 100% reguł.
Nawet statystyki przecież nikt nie prowadzi.
Choć jakby patrzeć powrotów po rozwodzie nie jest 50 czy 80%....trzeba też mieć tego świadomość. Ta wiedza jest potrzebna nie po to, aby się umartwiać i tracić nadzieję, ale po to aby zadbać o siebie i nie wypatrywać codziennie "marnotrawnego syna (męża raczej)".

Anonymous - 2013-08-04, 13:55

zgadzam się z Tobą na 100 %

jak będzie wbrew statystykom,cieszmy się i doceniajmy to :lol:

[ Dodano: 2013-08-04, 14:09 ]
myślę więcej-

jeśli w kryzysie małżeńskim doszukiwać się planu Boga,a tak mało jest przypadków powrotów,to muszą być w tym zamyśle zalety znacznie większej wagi,niż to na co oczekuje przeciętny zdradzony czyli na powrót współmałżonka

kto to tam wie?

[ Dodano: 2013-08-04, 14:19 ]
gdyby dzieci prowadzone na zastrzyk przez swoich rodziców rozumiały sens bólu jaki im rodzice serwują,nie złościłyby się tak mocno na zaistniałą sytuację

rozumieją to po latach

być może będzie tak z nami...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group