Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Co czuje zdradzający mąż?

Anonymous - 2013-10-18, 10:45

Swallow napisał/a:
Kochanka mojego męża do dnia dzisiejszego z częstotliwością do 25-30 dni (PMS?) pisze do mnie e-maile, w których takiego zrozumienia, o jakim pisze Kenya, właśnie u mnie szuka....


ufff.
Ciężkie, chyba. Bo temat wraca bez końca. Ale pewnie prawda jest taka, że tego nie da się do końca wyciąć z życia żadnej ze stron, niezależnie od tego jak bardzo by się tego chciało.

Często teraz mi się zdarza wsłuchiwać w "Słynny niebieski prochowiec"..
http://www.youtube.com/watch?v=9aRKZFR5imM
i po polsku
http://www.youtube.com/watch?v=zvLocz3vWX4

"cóż mam Ci napisać mój bracie mój kacie
dobrze żeś w drogę mi wszedł"

Pewnie musi minąć 5-10 lat żeby coś takiego się pojawiło.

Anonymous - 2013-10-23, 07:18

Powiedzcie mi, dlaczego tak jest, przecież to nie ja zdradziłam, nie ja odeszłam, skoro ja mam Boga po mojej stronie, dlaczego czuję się tak podle, dlaczego jestem taka przybita, zdołowana...??Czemu nie mogę odzyskać wiary w siebie?Czemu mąż wydaje sie być szczęsliwszy??A ja miotam się i rozpaczam, chociaż powinno być odwrotnie.??!!Na rekolekcjach było wspaniale, chłonęłam każde słowo, ale po powrocie trzeba zmierzyć się z rzeczywistością, wszystko wraca.Jak pomyślę o męzu, jak widzę samochód kochanki przed blokiem (on nim jeździ),to robi mi sie słabo.nie wiem jak sie pozbyć tych okropnych, poniżających uczuć ??
Anonymous - 2013-10-23, 09:17

bosonia napisał/a:
skoro ja mam Boga po mojej stronie, dlaczego czuję się tak podle, dlaczego jestem taka przybita, zdołowana

Mam takie wrazenie od zawsze że im bliżej Boga tym cięzej w najprostszych sprawach, tak jakby pod górkę. Nie chodzi tu tylko o sprawy malżeńskie, ale jak się cofnę do lat szkolnych, czy całego zyciorysu zawodowego, czy choćby znajomych lub rodzinę. Prościej i wygodniej było tak na dystans z Bogiem.
Jednak ,jak przy prostych sprawach łatwiej bez Boga, to ilekroć musiałem się zmierzyć ze sprawami grubszego kalibru(które mnie przerosły) to zawsze ucieczka i pomoc przychodziła właśnie tylko i wylącznie od Boga. Takie kolejne powroty syna marnotrawnego, którego zawsze przyjęto.
bosonia napisał/a:
A ja miotam się i rozpaczam, chociaż powinno być odwrotnie.??!!

A to chyba mściwość i zawiść. Też tak miewam: "Kochanie ty moje jedyne , a za chwilę ; żeby cię szl... trafił i zebyś to i żeby tak , a żeby cię słonko nie grzało". Ciężko czasami :oops:

Anonymous - 2013-10-23, 12:12

Bosonia, to minie. Pamiętam Cię z rekolekcji, rozmawiałyśmy chwilę o cierpieniu. Choć teraz wydaje Ci się to nieosiągalne, pokój i radość przyjdą. Spróbuj w to uwierzyć.
Jezus uleczy i napełni serce pogodą ducha. Twoje myśli, emocje, zachowania uwikłane są teraz w wirowanie wokół zachowania męża, ale życie biegnie. I będą nowe sprawy, inne wydarzenia. Świat i Twoje życie nie kończy się na mężu. Masz piękne dzieci, rozglądaj się za przyjaciółmi (może nowymi?), dbaj o siebie, o pracę. Jeśli znajdziesz czas- może jakaś wspólnota? Zajmuj się czymś natychmiast, jak zasysa Cię smutek czy depresja. Chwile radości i pokoju będą się zdarzały coraz częściej, może będą dłuższe. Tylko daj sobie szansę wyjścia z tego stanu. Resztą zajmie się Jezus.
Wspomnę w modlitwie.

Anonymous - 2013-10-23, 12:20

Bosonia wiem o czym mówisz. Ja też tak miałam. Na rekolekcjach czułam się taka uspokojona, blisko Boga, radość mnie rozpierała. A dziś nawet przed chwilą stanęła mi przed oczami kochanka męża i myśl, że oni są szczęśliwi, są razem. Oj boli bardzo jeszcze. :-(
Anonymous - 2013-10-23, 13:18

Dziewczyny, jak mi było tak ciężko to czytałam to http://sychar.org/jezu-ty-sie-tym-zajmij/ - miałam wydrukowane i nosiłam ze sobą. Mi pomagało. Spróbujcie może?
Anonymous - 2013-10-23, 13:40

po wyroku...
rozwód z winy obu stron, mój były mąż triumfuje, że się nie zgdził wziąć winy na siebie,
że miał rację, że zlą żoną byłam...
to mnie bardzo wkurza, boli... ale się z tym liczyłam...

alimenty 900 (on chciał 700-800), władza rodzicielska - ja

coś się skończyło...
coś się zaczęło... może czas żyć tym nowym i w końcu przestać się oglądać za siebie...

Anonymous - 2013-10-23, 14:01

i jak czytam takie posty to przestaje wierzyc ze to odrodzenie małżeństwa to jest mozliwe... zdarza sie takniewielu wiekszosc nie odtrzymuje takiego cudu... czym sobie trzeba zasłużyc by taki cud otrzymac.. czy to w ogole mozliwe....
Anonymous - 2013-10-23, 14:04

jasmina44 napisał/a:
i jak czytam takie posty to przestaje wierzyc ze to odrodzenie małżeństwa to jest mozliwe... zdarza sie takniewielu wiekszosc nie odtrzymuje takiego cudu... czym sobie trzeba zasłużyc by taki cud otrzymac.. czy to w ogole mozliwe....

Zatem lepiej wierzmy w cud przemiany siebie. To zależy od nas samych.

Anonymous - 2013-10-23, 14:07

cud przemiany siebie.. tak oczywiscie to jest mozliwe.. ale przemiany w jakim kierunku? zeby mi juz przestało zależec.. bo u mnie to w takim kierunku idzie, im wiecej czasu mija tym bardziej zajmuje sie soba i moja relacja z Bogiem dostrzegam coraz wiecej złych rzeczy jakie były w moim małżęnstwie i wiem ze do takiego małżenstwa to ja wracac nei chce...
czyli wsyztsko sie i tak sprowadza do tego by zaakceptowac samotnosc i nauczyc sie zyc w pojedynkę, ja nie mam dzieci wiec zostaja mi jeszcze zwierzaki

Anonymous - 2013-10-23, 14:15

Wiesz tak kiedyś słyszałam, że Pan Bóg najpierw przywołuje do siebie jednego ze współmałżonków. Zatem najpierw z Tobą chciał się spotkać :-) Może popatrz na to jak na łaskę.
Jeśli Ty się uzdrowisz, oczyścisz,będziesz szczęśliwa. Szczęście nie zależy tylko od drugiego czlowieka. To szczęście trzeba znaleść w sobie samym.
A co do naszych współmałżonków: musimy czekać nie czekając. W moim przypadku wiem, że powrotu takiego męża jak w tej chwili jest NIE CHCĘ. A czy skorzysta kiedyś z szansy zbliżenia się do Boga i budowania naszego małżeństwa na skale? To już zostawiam....

Anonymous - 2013-10-23, 14:19

wiem, wiem, ja to wsyztsko wiem, tylko czasami tak po ludzku smutno jest ze spedzi sie to zycie samej, wy mozecie liczyc na dzieci wnuki jakies.. a ja bede smaa, do tego jestem jedynaczka wiec rodzeństwa tez brak... sa przyjaciele ocyzwiście, ale człowiek chce miec cos swojego cos takiego bliskiego i intymnego jak rodzina...
ja oddałam wsyztsko Bogu, powierzyłam mu swoje małżenstwo meza siebie.. odmówiłam pompejańska w naszej intencji, modle sie z aniego codziennie.. i coraz wiecej dni jest w których ciesze sie zyciem na całego i wiem, ze sie juz z nikim nigdy nie zwiaze. czasem mnie troche ta perspektywa przeraza.. tak wiesz po ludzku kobiecemu... człowieczemu.. ze nei bedzie silnego ramienia które mnie przytuli gdy bede tego potrzebowała.. meskiego ramienia

Anonymous - 2013-10-23, 14:21

jasmina44 napisał/a:
czasem mnie troche ta perspektywa przeraza.. tak wiesz po ludzku kobiecemu... człowieczemu.. ze nei bedzie silnego ramienia które mnie przytuli gdy bede tego potrzebowała.. meskiego ramienia

To jest Jaśminko ludzkie, normalne. Ja tez tak czasami mam. Ale próbuj oddać to Bogu, proś, aby to od Ciebie zabrał. A jesteśmy tu po to żeby się właśnie wspierać w tych naszych huśtawkach nastrojów. I to jest piękne, że Bog daje nam tą możliwość.

Anonymous - 2013-10-23, 14:23

bede sie starała:)
jade jutro do Częstochowy podziękowac za wsyztskie dotąd otrzymane łaski i prosić o kolejne:)
za was tez sie pomodle:)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group