Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak dotrzeć, dogadać się z żoną czyli ratowanie małżeństwa

Anonymous - 2013-07-24, 13:07

MarWu ja dam ci jeden przykład jak zaczynać zmianę od siebie nie oglądając na drugą stronę. Żona obawia się problemów z alkoholem? Więc idź sto procent w jej stronę i od dzisiaj nie bierz już w ogóle alkoholu do ust, nawet na imprezie. Żeby przynajmniej jeden problem, który ją niepokoi, zniknął całkowicie i bez szans powrotu.
Anonymous - 2013-07-25, 00:59

Jedna napisał/a:
MarWu ja dam ci jeden przykład jak zaczynać zmianę od siebie nie oglądając na drugą stronę. Żona obawia się problemów z alkoholem? Więc idź sto procent w jej stronę i od dzisiaj nie bierz już w ogóle alkoholu do ust, nawet na imprezie. Żeby przynajmniej jeden problem, który ją niepokoi, zniknął całkowicie i bez szans powrotu.

Kolego dość trafna ta uwaga ,koleżanki, ale się za bardzo nie nakręcaj. Potwierdze ci że to działa w 100% Moja żona też miała ojca alkocholika przez którego niby teścowa se klepła jej siore później kilka aborcji, wszystkiemu winien teściu. Teścia zasypali 2 lata temu, te france nawet w d... miały że msza za ojca zamówiona, że pomnik trzeba postawić.
Wszystkiemu winien alkochol!!!!!!
Ja w miare normalny, ze zwykłej familiii.Przez durne zabranianie jakiegokolwiek picia u nas czy rodziców, czy u szwgra nawet, no siara było taką zonę zabierać gdziekolwiek.
W mojej rodzinie do dziś jest teroor że jest K...... to nie maPpicia. A alkochol jes dla ludzi
Potwierzenie jest takie jeżeli faktycznie przestaniesz pić, zyzkasz cuda, bedzie cię chwalić , kochać i wogóle, ale minie pare tygodni i powie ci że ty jeszcze gorszy jesteś jak wcześniej.
ty musisz odstawić te biopaliwa na bok,( nawet dla siebie ) Nie bądź tak pusty jak ja że tylko prosiłem błagałem przepraszałem w nieskończonośc, ona też jest winna!! Powiedz to głośno i wyraźnie niech idzie do specjalisty. Ty jej nie pomożesz.

Anonymous - 2013-07-25, 16:14

Dabo. Alkohol jest dla ludzi, bo zwierzęta nie mają pieniędzy i nie kupują. ;)
Alkohol jest dla ludzi, zdrada jest dla ludzi, złodziejstwo jest dla ludzi, agencje towarzyskie są dla ludzi, zbrodnie są dla ludzi, grzech jest dla ludzi. Wszystko jest dla ludzi, ludzie to robią.
I co z tego?

Alkohol to trucizna. I to jest fakt, a nie jakieś widzimisię czy jakiś mój na przykłąd wymysł. Normalna, zwyczajna trucizna, każdy chemik Ci to powie. Alkohol działa na żywą tkankę w sposób nieodwracalny, można powiedzieć - wypala ją. A utrzymywanie stężenia alkoholu we krwi powoduje nieodwracalne uszkodzenia mózgu. Jeśli ktoś świadomie, z pełną wiedzą na temat tego, co pije - wlewa w siebie choćby i "tylko raz w tygodniu kilka piw" - ma coś z głową, przykro mi. To, że można to kupić w sklepie, nie jest żadnym argumentem. Ktoś na tym zarabia i to grube miliony i jest zadowolony, bo alko uzależnia, czyli klienci pączkują - tak wiernych klientów jak ma przemysł monopolowy mają chyba tylko fabryki papierosów, narkotyków i kasyn.

Czy wiesz, że jeśli ktoś teraz w tych czasach, przy tej wiedzy o działaniu substancji procentowych wyekstrahowal alkohol - to nie byłby on dopuszczony do handlu?


Komuś zależy, by ludzie pili truciznę i sami mówili: "to jest dla ludzi" napędzając kolejnych klientów.

Owszem - Sylwester, wesele, jubileusz - lampka szampana, czy symboliczny kieliszek dla toastu.

Wino lekkie stołowe - kieliszek do kolacji.

Nalewka domowej roboty - na przeziębienie górnych dróg oddechowych.

Ale pić większe ilości alkoholu, upijać się? Picie bez świątecznych okazji? Wymyślanie sobie okazji? Bo mecz, bo awans, bo zwolnili mnie z pracy, bo sąsiadowi dziecko się urodziło, bo wygrałem w konkursie na największą wyhodowaną dynię, bo znalazłem 50 zł, bo zdałem egzamin, bo nie zdałem egzaminu? Ile razy takie okazje się wymyśla, żeby się napić? Nie móc się bawić bez alkoholu? Pić przy dzieciach? (Tato pije, to ja też będę, jak dorosnę. Tato to mój mistrz, będę taki jak on).

Dabo, proszę. Masz swoje jakieś dziwne teorie - ok, ale proszę, nie mieszaj w głowach tym, co chcą coś zrobić ze swoim życiem. To, że teściu-pijak nie ma pomnika, nie ma to znaczenia. Ty się pomódl za niego, on teraz tylko Twojej modlitwy potrzebuje. Nie oceniaj, nie osądzaj, nie krytykuj. Bo fruwasz troszkę nad ziemią, wiesz? W dłoni masz balonik z napisem "pycha". Dużo w Tobie złości, żalu - wiem to i ROZUMIEM, naprawdę rozumiem. Przeżyłam swoje. Ale wierz mi - to szkodzi TOBIE. I tylko Tobie, nie pozwól się temu zjadać od środka. Powiedz sobie stop.

Jedna ma 100% racji. Oczywiście - jeśli żona wymyśla problemy, a alkohol nie jest tu przeszkodą - pewnie znajdzie inny powód. Choć zazwyczaj to nie jest z palca wyssane i wymyślone, nikt bez powodu nie wyciąga argumentu picia, jeśli go nie ma, bądźmy szczerzy.

Ale choćby dla samego siebie, tak jak pisze Dabo, warto odstawić alkohol.

Tylko CAŁKOWICIE. Ot tak. A co - nie stać Cię? MarWru, powodzenia!

Anonymous - 2013-07-26, 09:12

... czytam ten post i przyszła mi taka myśl do głowy. to jest to co wszyscy moi poprzednicy piszą - ZACZNIJ ZMIANY OD SIEBIE.
powiem Ci na własnym przykładzie - u mnie trawa kryzys od ponad 2 lat. była separacja ja tutaj zona na drugim końcu swiata. powrót i teraz ponowna jej wyprowadzka - chyba 3 juz w ostatnim okresie.
za kadym razem psuło się bo ... nie przepracowane problemy wracają. trzeba zaczynac od siebie. ja widzę to po sobie samym i nie mam światełka w tunelu, bo właśnie ona złoyła pozew w sądzie - a mimo to nadal chce pracować nad uratowaniem mego małeństwa - bo KOCHAM ŻONĘ i CH CĘ być wierny przysiędze jaka złoyłem nie tylko na dobre dni - ale szczególnie na te kiedy jest właśnie zle.
Ks. Twardowski napisał: "... w zyciu jest dobrze jak jest i dobrze i zle. kiedy jest tylko dobrze- to niedobrze" - dla mnie te słowa sa duzą podpora.

pamiętam w modlitwie

i UFAJ PANU - duzo wtedy się dzieje dobrego mimo e czasami postrzegam to jako cos czego nie chce. a Pan lepiej wie co dla mnie dobre. ;-)

Anonymous - 2013-08-25, 23:31

i znowu jesteśmy wmartwym punktcie wyjscia... wrocilismy z wakacji 13.08 myslalem ze przyjedziemy do domu ale zona nie chciala wysiasc z samochodu wiec odwiozlem ja do mamy...powiedziala ze potrzebuje jeszcze 2 tygodni. Zgodzilem sie ale teraz gdy termin sie zbliza znowu ona nie chce i nie ma ochoty, ma zle przeczucia i wogole to byly obiecanki cacanki (a na samą myśl o powrocie dostaje palpitacji)... sam juz nie wiem co jeszcze moge zrobic aby jednak wrocila a nasze malzenstwo zostalo uratowane... wakacje mozna zaliczyc do udanych, oczywiscie nie tknalem alkoholu, zresztan wogole nie pije juz dluzszy czas. Problem w tym, że zona nie dostrzega moich starań, Teraz sobie tak myślę, że może ona nie wie jak to powiedziec swojej mamie, że sie wyprowadza? Rozważam, choć byłoby to dla mnie trudne poproszenie teściowej o to by wpłynęła na nią aby wrócila...
Anonymous - 2013-08-26, 10:51
Temat postu: Re: Jak dotrzeć, dogadać się z żoną czyli ratowanie małżeńst
MarWu napisał/a:
Witam!
...........Na początku twierdziła, że to przez moje nadużywanie alkoholu...

Jesteśmy, ze świętokrzyskiego a tu niestety nie działają żadne Wspólnoty Sychar niemniej może moglibyście polecić gdzie można szukać pomocy.

Na dziś wiem, że alkohol zmienił moje postrzegania świata i ludzi.... żony zwłaszcza...

Na początku po odstawieniu alkoholu byłem na Spotkaniach Małżeńskich.... rozdziawiłem gębę, bo przypomniałem sobie początki małżeństwa. Było bardzo miło.... ale głowa nie ta :( Borykam się z nawykami na programie 12 kroków.

[ Dodano: 2013-08-26, 10:55 ]
MarWu napisał/a:
Wydaje mi się, że siebie już zmieniłem....

Myślę, że to adekwatne określenie.
Na programie 12 kroków odkrywam tydzień po tygodniu siebie.
A to podobno program na całe życie.... na całą resztę mojego życia :)

[ Dodano: 2013-08-26, 10:59 ]
Jedna napisał/a:
Żeby przynajmniej jeden problem, który ją niepokoi, zniknął całkowicie i bez szans powrotu.

MarWu napisał/a:
oczywiscie nie tknalem alkoholu

Trzymam kciuki... Można to uznać za test. Kiedy po sugestiach żony na temat mojego picia alkoholu odstawiłem pierwszy raz, wytrzymałem dwadzieścia parę dni....

Anonymous - 2013-09-05, 00:22

Napiszę Wam co tym razem wymyśliła moja uparta żona. Otóż twierdzi, żebym to ja wprowadził się do domu jej mamy. Normalnie nie mam już siły tłumaczyć, że jeśli chcemy zbudować nasze małżeństwo to powinniśmy to robić w "swoim" domu (tzn. wynajętym); że trudno się dziwić mężowi i ojcu, że chce być mężczyzną i mieć swój kąt i prywatność swojej rodziny;że chce płacić swoje rachunki itd... Żona uparła się i powtarza że nienawidzi bloków i tylko tam czuje się bezpieczna... Jakieś sugestie??
Anonymous - 2013-09-05, 19:16

MarWu napisał/a:
Jakieś sugestie??
Tak!!! Zacznij w końcu pracować nad sobą.
Anonymous - 2013-09-05, 22:37

Tolek52 napisał/a:
MarWu napisał/a:
Jakieś sugestie??
Tak!!! Zacznij w końcu pracować nad sobą.

mało odkrywcza za to bardzo ogólna ta sugestia gdyż ową pracę rozpocząłem już dawno i myślę, że mam nawet jakieś osiągnięcia w tym zakresie ale cóż może ktoś jeszcze coś podpowie...

Anonymous - 2013-09-05, 23:58

MarWru - szczerze, po męsku, "jak na spowiedzi".

Rozumiem, że nie pijesz ani kropli alkoholu. Ile dni/tygodni/miesięcy?

Anonymous - 2013-09-06, 01:06

MarWu, przy informacjach z jednej strony ewentualne sugestie są dotknięte błędem. Tak więc i tak muszą być jakoś tam przefiltrowane na potrzeby danej sytuacji. Czy to dla Ciebie faktycznie niemożliwe by zamieszkać z żoną i dzieckiem u jej rodziny? Skoro proponuje, musi mieć też zgodę rodziców. Poczytaj "warto pokochać teściową" i podejmij wysiłek. Może też jakiś kompromis. Skoro mieszkanie Wasze jest wynajmowane, a żona mówi, że do bloku nie chce, to może poszukasz jakiegoś lokum nie w bloku. Oferty wynajmów dzisiaj są różniste. O ile problem alkoholu sprowadzał się do wypicia na 4 imprezach i Ty jesteś w stanie bez alkoholu funkcjonować, to może żonie z matką jest po prostu wygodniej, ma u mamy wikt, opierunek, pomoc przy dziecku. Czy miała to od Ciebie, czy zajmujesz się dzieckiem, sam zabierasz na spacery, etc.? Może żona obawia się, że mieszkając z Tobą będzie znowu sama ze wszystkim? Może problem też tkwi w tym, że nie widzi zmiany w Twoich relacjach z dzieckiem?

Wiele lat temu odwiedziłam znajomą, była młodą mężatką z malutkim dzieckiem. Jak weszłam do niej jej mąż kompletnie pijany leżał na podłodze w kurtce, butach, etc, dziecko obok na ziemi z zabawkami, ona zapłakana pytała czy wiem co się mogło stać z wypłatą, bo dostał dzisiaj a nie ma przy sobie ani grosza, pytała czy ma iść do niego do pracy zapytać. Po tym wyjechała do mamy, tam bywała i żałowała, że nie może zamieszkać, bo na wsi, dużo powietrza dla dziecka, piękna okolica. Z ciężkim sercem wracała do domu, do bloku, do męża. A też nic tam takiego (jak pisałeś) się nie wydarzyło (nikt nikogo nie zdradził ani nie uderzył).

Anonymous - 2013-09-06, 05:44

MarWu napisał/a:
Napiszę Wam co tym razem wymyśliła moja uparta żona. Otóż twierdzi, żebym to ja wprowadził się do domu jej mamy. Normalnie nie mam już siły tłumaczyć, że jeśli chcemy zbudować nasze małżeństwo to powinniśmy to robić w "swoim" domu (tzn. wynajętym); że trudno się dziwić mężowi i ojcu, że chce być mężczyzną i mieć swój kąt i prywatność swojej rodziny;że chce płacić swoje rachunki itd... Żona uparła się i powtarza że nienawidzi bloków i tylko tam czuje się bezpieczna... Jakieś sugestie??
To tylko internet i jednostronna relacja na dodatek ale skoro pytasz....

Imho zonie nie chodzi o bloki a o mame, to przy niej czuje sie bezpieczna. Powinna.... odciac pepowine bo chyba ma z tym problem , z powodu bycia dda czy innego, nie wnikajmy w tym momencie bo.... i tak nie od mowienia jej o tym powinienes zaczac. Czemu? Bo moze byc tak, ze jeszcze bardziej zwieje d Ciebie. Tego chyba nie chcesz....

Co zatem robic? Ty sam zdecydujesz bo Twoje zycie, ja Ci tylko sprzedam co kiedys ktos mi sprzedal. Prawda stara jak swiat ale,.... ;-) . A brzmi: nie zmienisz innych ludzi bo po prostu nie masz takiej mocy. To co mozesz zrobic to zmienic siebie i swoj stosunek do innych przez to i tylko przez to mozesz miec wplyw na zachowanie tych innych. Dlatego racje maja Ci wszyscy, ktorzy Ci mowia, ze musisz zaczac od siebie ;-(.

Czesc problemu na pewno lezy w Twojej zonie ale Ty i tak zacznij od siebie. Ale na porzadnie tym razem. To swietnie, ze poradziles sobie w duzej czesci sam z problemem alkoholu ale jesli doszlo juz do sytuacji przekroczenia granicy (a doszlo z tego co napisales) to nie wystarczy. Moze zaproponuj zonie, ze ona wprowadza sie do Waszego mieszkania a Ty zaraz od razu jutro idziesz do secjalistybz Twoim problemem alkoholowym. I zrob to od razu dzis zadzwon, pojdz, umow sie, wykonaj pierwszy krok. Dzis w piatek, zanim ona spakuje rzeczy. To oczywiscie oznacza ZERO alkoholu juz od teraz. Jestes w stanie zrobic to dla rodziny?

A zonie powiedz, ze mieszkanie kątem u rodzicow jeszcze zadnej rodziny nie scalilo. Jesli macie miec szanse to tylko sami....

Tak ja bym poradzila, decyzja Twoja. Zauwaz tylko, ze jak tyle osob na raz, niezaleznie od siebie nawzajem mowi to samo (czyli zacznij od siebie ale tak serrio) to moze jednak cos w tym jest,.....

[ Dodano: 2013-09-06, 05:50 ]
MarWu napisał/a:
Napiszę Wam co tym razem wymyśliła moja uparta żona. Otóż twierdzi, żebym to ja wprowadził się do domu jej mamy. Normalnie nie mam już siły tłumaczyć, że jeśli chcemy zbudować nasze małżeństwo to powinniśmy to robić w "swoim" domu (tzn. wynajętym); że trudno się dziwić mężowi i ojcu, że chce być mężczyzną i mieć swój kąt i prywatność swojej rodziny;że chce płacić swoje rachunki itd... Żona uparła się i powtarza że nienawidzi bloków i tylko tam czuje się bezpieczna... Jakieś sugestie??
To tylko internet i jednostronna relacja na dodatek ale skoro pytasz....

Imho zonie nie chodzi o bloki a o mame, to przy niej czuje sie bezpieczna. Powinna.... odciac pepowine bo chyba ma z tym problem , z powodu bycia dda czy innego, nie wnikajmy w tym momencie bo.... i tak nie od mowienia jej o tym powinienes zaczac. Czemu? Bo moze byc tak, ze jeszcze bardziej zwieje d Ciebie. Tego chyba nie chcesz....

Co zatem robic? Ty sam zdecydujesz bo Twoje zycie, ja Ci tylko sprzedam co kiedys ktos mi sprzedal. Prawda stara jak swiat ale,.... ;-) . A brzmi: nie zmienisz innych ludzi bo po prostu nie masz takiej mocy. To co mozesz zrobic to zmienic siebie i swoj stosunek do innych przez to i tylko przez to mozesz miec wplyw na zachowanie tych innych. Dlatego racje maja Ci wszyscy, ktorzy Ci mowia, ze musisz zaczac od siebie ;-(.

Czesc problemu na pewno lezy w Twojej zonie ale Ty i tak zacznij od siebie. Ale na porzadnie tym razem. To swietnie, ze poradziles sobie w duzej czesci sam z problemem alkoholu ale jesli doszlo juz do sytuacji przekroczenia granicy (a doszlo z tego co napisales) to nie wystarczy. Moze zaproponuj zonie, ze ona wprowadza sie do Waszego mieszkania a Ty zaraz od razu jutro idziesz do secjalistybz Twoim problemem alkoholowym. I zrob to od razu dzis zadzwon, pojdz, umow sie, wykonaj pierwszy krok. Dzis w piatek, zanim ona spakuje rzeczy. To oczywiscie oznacza ZERO alkoholu juz od teraz. Jestes w stanie zrobic to dla rodziny?

A zonie powiedz, ze mieszkanie kątem u rodzicow jeszcze zadnej rodziny nie scalilo. Jesli macie miec szanse to tylko sami....

Tak ja bym poradzila, decyzja Twoja. Zauwaz tylko, ze jak tyle osob na raz, niezaleznie od siebie nawzajem mowi to samo (czyli zacznij od siebie ale tak serrio) to moze jednak cos w tym jest,.....

Anonymous - 2013-09-06, 07:29

Mar Wu, zakręcić butelkę a zacząć trzeźwieć - to są dwie zupełnie rożne sprawy. Zakręcić butelkę jest całkiem łatwo, zwłaszcza na pewnym etapie (wczesnym), trzeźwienie to zmiana spojrzenia na świat, ludzi i relacje na bardziej realistyczne. Zajmuje dużo więcej czasu. Ale bez tego stosunkowo szybko następi "odkręcenie butelki", jak nie w formie dosłownie butelki, to w innej. Sugestie Andzik są bardzo sensowne.
Anonymous - 2013-09-06, 07:38

Nirwanna napisał/a:
Mar Wu, zakręcić butelkę a zacząć trzeźwieć - to są dwie zupełnie rożne sprawy. Zakręcić butelkę jest całkiem łatwo, zwłaszcza na pewnym etapie (wczesnym), trzeźwienie to zmiana spojrzenia na świat, ludzi i relacje na bardziej realistyczne. Zajmuje dużo więcej czasu. Ale bez tego stosunkowo szybko następi "odkręcenie butelki", jak nie w formie dosłownie butelki, to w innej. ...

Odnośnie innej formy po bezsilności dwuletniej depresji (inaczej dupościsku po zakręceniu butelki), zaczęła wracać pewność siebie, arogancja, urazy do żony, rozdrażnienie na dzieci... no i pomimo tego, że trzy lata nie piłem moja żona z "jakichś nie znanych mi powodów" wyprowadziła się z dziećmi....
Teraz te "nieznane mi powody" uświadamiam sobie przy pracy na czwartym kroku...
Bo między innymi uważałem, że "żona mnie powinna na rękach nosić, bo nie piję"... a fura różnych spraw leżała odłogiem, bo ja skupiałem się na tym, żeby nie pić :(
A nawet nie.... skupiałem się na tym, żeby pokazać, że umiem nie pić.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group