Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Chciałabym uratować nasze małżeństwo.

Anonymous - 2013-07-12, 10:18

martusia_1970, mam wrażenie że Jędrek miał na myśli co innego - z sarkazmem opisał, jak czuł i jak odbierał ówczesne (zdecydowane ale zdrowe) zachowanie żony :)
Anonymous - 2013-07-12, 11:09

martusia_1970 napisał/a:
..............a jak byś chciał żeby zachowywała się twoja żona, jakie masz wyobrażenia o waszym związku...

Właśnie wykazuję, że takie jej stanowcze zachowania przyniosły efekty.

[ Dodano: 2013-07-12, 11:11 ]
ja_tez napisał/a:
z sarkazmem opisał, jak czuł i jak odbierał ówczesne (zdecydowane ale zdrowe) zachowanie żony :)

AMEN
I dziś jestem jej za to wdzięczny.
Chociaż wiem, że to Siła Wyższa.... pokazała mi, że jak nie poprosze o pomoc, to nie mam szans z kobietą. Bo z Wenus.... ;)

[ Dodano: 2013-07-12, 11:16 ]
martusia_1970 napisał/a:
Ja teraz nie wiem jak się zachowywać co mówić jakich słów używać, miotam się z tą moją bezsilnością.....

mnie uczyli, żeby mówić, co czuję. Szczerze i bez zahamowań. To jest delikatny sposób.
Na mnie podziałało poniżenie w oczach dzieci. A co na kogo działa to chyba tylko Bóg wie. I dlatego ja codziennie proszę go modlitwą 3 kroku zwłaszcza o to, żeby mnie uwolnił ode mnie samego. Bo moje chore ego się dopomina karmy..... a ja dopiero co zacząłem odzyskiwać ducha. I nie chcę go stracić znowu.

Anonymous - 2013-07-12, 11:38

Napisałaś " nie wiem jak mam rozbić ten gruby pancerz."

Nie rób nic. To nie Ty masz zabiegać, bo to nie Ty odeszłaś. Zajmij się sobą, a męża zostaw emocjonalnie. Wiem, że Cię boli jego samowystarczalność, zwłaszcza gdy wcześniej dbałaś o niego, nawet czasem wbrew jego woli. To jest dorosły człowiek, da sobie radę, a Ty to uszanuj, jeśli tak chce. Może to być również sugestia jakiegoś doradcy, może prawnika, że niby ustała wspólnota małżeńska. Oni, (ci odchodzący) bardzo słuchają się adwokatów. Mój mąż ma teraz kaca i usprawiedliwia się, że musiał mi dokopywać, bo pani adwokat mu kazała! :shock: :-/ Jeśli mam jakąkolwiek wątpliwą satysfakcję z całej tej sytuacji, to tą, że uważam, iż dobrze się dzieje, że mąż nie czuję się fajnie z tym wszystkim, co wyrabiał, żeby uzyskać rozwód, którego i tak nie otrzymał. Może w końcu zrozumie, że sam jest autorem tego całego bagna rozwodowego. Nie zamierzam mu podkładać poduch pod tyłek, żeby teraz mniej bolała opinia o sobie samym. Wiem jednak, że ciągle jeszcze ma wokół siebie, jak on to nazwał "stronników", którzy go utwierdzają w tym, że dobrze robi i że ja swoją niezgodą na rozwód bardzo go krzywdzę. :shock: Spokojnie czekam, aż ból będzie większy od przyjemności, bo tylko wtedy coś może z tym zrobi. A, że to działa, przykładem jest historia Jarka. Chylę czoła przed jego żoną, że potrafi tak skutecznie stawiać granice. Też byłam 10 lat żoną alkoholika, więc doskonale wiem, jak to boli Alkoholicy to manipulanci i trzeba naprawdę siły i pomocy Bożej, aby stawić jej czoła. Ja nie umiałam. I choć mój mąż od 14 lat jest trzeźwym alkoholikiem, to nałogowcem pozostał. Zakręcił tylko butelkę, później był pracoholizm, a co jest teraz, że poświęcił temu rodzinę? Nauczyłam się wreszcie stawiać granice i nie pozwolę się już krzywdzić, ani mną manipulować, bo on musi odzyskać wolność. Jest wolny, nie mieszka ze mną od 2,5 roku, nawet nie wiem gdzie i czy z kimś mieszka. Nie interesuje mnie to. Oczywiście, że boli ta zdrada, bo za taką uważam porzucenie żony i rodziny. a czy jest kochanka, czy nie, to już problem jego sumienia. I na pewno nie będę oskarżać tej ewentualnej kobiety, że zniszczyła moje małżeństwo. Oczywiście, że nie pochwalam romansów z żonatymi mężczyznami, ale to oni dają przede wszystkim sobie takie przyzwolenie na zdradę.To mąż mi ślubował wierność i jeśli ją złamał, to winien jest tylko on. I nie uznaje żadnych usprawiedliwień typu, że żona zła, to mąż musi szukać kogoś innego. Od 5 lat jestem sama, ciężko mi bardzo, tym bardziej, że dzieci też już wyfrunęły z gniazda, ale jakoś nie szukam i nie szukam pocieszyciela. Dlatego Martusiu przede wszystkim wycisz emocje, odsuń się i obserwuj, ale nie kontroluj, swojego męża. To on ma się czuć źle w tej sytuacji, bo to on łamie przysięgę małżeńska, nie ty. Nie okazywanie żonie miłości to już łamanie przysięgi, a co dopiero odrzucenie i porzucenie. Martusiu zajmij się sobą, przemiana tego, co takowej zmiany w Tobie potrzebuje i buduj relację z Bogiem Jezus nie zostawi Cię samej z tym cierpieniem. Wiem, o czym mówię, bo doświadczyłam i nadal doświadczam tej delikatnej i pięknej MIŁOŚCI! :-D

Anonymous - 2013-07-12, 14:11

Mam nadzieję że na mojego męża te moje szczere wyznania podziałają , i uwierzy mi że tak czuję, nie będzie mnie dalej odsuwał tylko mi zaufa.
Przecież każdy z nas miewał chwilę zwątpienia w swoje uczucia, muszę to przetwać, może w końcu otworzy swoje serce.

Anonymous - 2013-07-13, 09:57

martusia_1970 napisał/a:
Przecież każdy z nas miewał chwilę zwątpienia w swoje uczucia, muszę to przetwać, może w końcu otworzy swoje serce.

Ja miałem chwile załamania i rozpaczy. Projekcie mojej wyobraźni i spekulacje na temat co jeszcze może wykombinować moja żona przechodziły granice zdrowego rozsądku. Kiedyś sobie nawet wymyśliłem, że mnie podtruwa.
Mój umysł jest moim największym wrogiem. Odkąd zacząłem pracować nad sobą zauważyłem, że chwila nudy i brak działania powoduje z automatu uruchamianie się u mnie myślenia spekulacyjnego. Na przykład dzisiaj rano nie chciało mi się wstać i tak sobie leżałem ... i leżałem.... i nagle ocknąłem się myśląc, że to się nie dzieje naprawdę, że to sen. Przecież ja byłem w domu wariatów... mam nawrót... i znowu zaczął się wkradać lęk i zwątpienie we własne siły....
Zerwałem się z łóżka....w ustach sucho ........ wypiłem parę szklanek wody duszkiem....wziąłem się za sprzątanie... bo z paru dni w kuchni odkładane było... bo ja bałaganiarz jestem :(... ale dalej się kisi niepokój i serce bije jak opętane.....
No to za telefon i do przyjaciół z AA..... dopiero jak z paroma porozmawiałem to mi przeszło. Zjadłem śniadanie, bo okazało się, że głodny byłem i jestem tu....
I jak skończę to mam plan na dalsze zajęcia.
Nie mogę się nudzić :)

Anonymous - 2013-07-13, 17:03

JĘDREK! na takie nastroje, zastosuj filozofię HALT!

Program H A L T

Program HALT stanowi osiową część filozofii zdrowienia. Hasło powstało od pierwszych liter angielskich słów:
HUNGRY - głodny
ANGRY - rozgniewany
LONELY - samotny
TIRED - zmęczony

Każdy z tych stanów może oddalić alkoholika z drogi zdrowienia tak, że straci z oczu główny cel - Trzeźwość. HALT jest programem jak radzić sobie z zagrożeniem picia w okresie trzeźwienia.
A zatem:
NIE BĄDŹ GŁODNY - starajmy się nie wychodzić z domu bez zjedzenia czegoś. Trzeźwi alkoholicy z doświadczeniem twierdzą, że pokusa na kieliszek zwielokrotnia się gdy jesteśmy głodni, wtedy też często bywamy źli. Organizm człowieka jako laboratorium biochemiczne bardziej domaga się dla alkoholika alkoholu gdy żołądek jest pusty. A zatem jeżeli nie można już z różnych przyczyn zjeść przed wyjściem śniadania - wypij herbatę, szklankę wody mineralnej, soku czy mleka, specjaliści zalecają też coś słodkiego. Wówczas zapotrzebowanie na alkohol znacznie słabnie.

NIE BĄDŹ ROZGNIEWANY - gniew jest naturalnym uczuciem. Jednak zbyt duży poziom złości zaburza w nas funkcjonowanie. Ten stan psychiki jest w większości powodem sięgania po kieliszek - aby osiągnąć odprężenie. Przeciwieństwem gniewu jest wyciszenie, spokój. Czytamy to w pierwszym wersecie Desideraty - "Krocz spokojnie wśród zgiełku i pośpiechu - pamiętaj jaki pokój może być w ciszy" Mówi też o tym program 24 godzin. Spróbuj przeżyć każdy dzień dobrze i nie próbuj załatwić za wiele spraw - bo stąd prosta droga do rozgniewania stresu i być może kieliszka. Doskonałym lekarstwem na gniew jest miłość. Prawdę tę Bill W. zaczerpnął z modlitwy św. Franciszka z Asyżu zaczynającej się od słów : "Pozwól abym, bardziej pożądał pocieszać innych niż sam być pocieszanym".

NIE BĄDŹ SAMOTNY - samotność nie jest najlepszym stanem dla alkoholika w jego drodze trzeźwienia - od samotności bliska droga do frustracji, złości napięcia, rozżalenia. Jako przeciwwagę dla samotności stawia się społeczność AA, oraz swojego sponsora alkoholika z dłuższym stażem trzeźwienia. Między innymi jednym z najważniejszych symptomów nawrotu choroby alkoholowej jest izolacja, samotne uciekanie w świat marzeń, unikanie mityngów, czucie nieuzasadnionych urazów do innych ludzi. Dlatego za wszelką cenę należy unikać bycia samotnym. Również Wiara pierwsza prawda Bila W. mówi o tym, że "Bóg jakkolwiek go pojmujemy jest zawsze z Tobą, nie jesteś sam".

NIE BĄDŹ ZMĘCZONY - trudno oczywiście nie być zmęczonym, ale chodzi o to aby stanu tego nie przedłużać. Istotne jest unikanie zmęczenia fizycznego, ale również psychicznego. Doświadczenie uczy, że alkohol na krótko usuwa zmęczenie. Daje pozorne uczucie lekkości, a wnioski o jego "uzdrowieńczym" i "krzepiącym" działaniu - prowadzą na manowce. Alkohol działa znieczulająco - stąd złudzenie, że usunął nasze zmęczenie. Tylko naturalny wypoczynek: spacer, relaks, umysłowy i fizyczny, sen - dają efekty. Dlatego HALT jest programem, który dobrze jest zapamiętać i wcielać w nasze trzeźwiejące życie.[/center]

Anonymous - 2013-07-13, 19:16

:mrgreen:
Anonymous - 2013-07-13, 21:06

AWS napisał/a:
JĘDREK! na takie nastroje, zastosuj filozofię HALT!

no. Możliwe, że się przemęczyłem ostatnio.... i straciłem nad sobą kontrolę .... znowu...
Niby w dzienniczku uczuć wyszło mi więcej negatywów niż zwykle, ale się nie przejąłem... no i mam :)

Anonymous - 2013-07-16, 09:18

Powiedzcie jak można żyć koło kogoś bez niego. Codziennie widywać się rano i wieczorem,
patrzeć jak mąż nie interesuje się mną, nie zapyta jak się czuję, ja próbuje cały czas.
Są dni ze w ogóle się nie odzywam, innym razem mówię za dużo nie wiem jak mogę sobie pomóc ta cała sytuacja mnie przerasta, jestem za słaba chociaż się staram.
Raz krzyczę, innym razem ryczę. W mojej głowie jest tylko jak mu pomóc. Przecież po takich doświadczeniach można zbudować lepszy związek pod warunkiem że oboje będziemy tego chcieli.

Anonymous - 2013-07-16, 09:41

martusia_1970 napisał/a:
Powiedzcie jak można żyć koło kogoś bez niego. Codziennie widywać się rano i wieczorem,
patrzeć jak mąż nie interesuje się mną, nie zapyta jak się czuję, ja próbuje cały czas.

Tak to ja potrafię, już przerabiałam. I to jest o wiele łatwiejsze niż w sytuacji, jak u mnie obecnie. Gdy mąż niby się interesuje, stara się, pięknie i logicznie o wszystkim mówi (zwłaszcza o naszej trudnych niedawnych momentach) - i wszystko wydawałoby się ok - gdyby nie to, że mimo wszystko nie rezygnuje z kłamstw, ukrywania przede mną rzeczy, których nie powinno się ukrywać przed żoną, a to wszystko ze świętym przeświadczeniem "nieszkodliwości małych kłamstw", "prawem do własnych spraw" i niemalże samouwielbieniem (potęgowanym przez koleżanki, głównie z pracy) nad doskonałością własnej osoby...
Tu dopiero można się załamać.. :-x

Anonymous - 2013-07-16, 09:55

martusia_1970 napisał/a:
Mam nadzieję że na mojego męża te moje szczere wyznania podziałają , i uwierzy mi że tak czuję, nie będzie mnie dalej odsuwał tylko mi zaufa.

Marta jak to czytam, to ręce mi opadają, bo Ty dziewczyno nie słyszysz, co się do Ciebie mówi. Zachowujesz się tak trochę jak Twój mąż. Masz własny scenariusz w głowie, który nazywa się "uratowanie małżeństwa" i żadne argumenty do Ciebie nie trafiają. Podobnie Twój mąż już nie chce małżeństwa i też nic do niego nie trafia, a Tobie się wydaje, że może jeszcze ten, albo inny argument go przekona. I chodzisz za nim i wiercisz mu dziurę w brzuchu, a on jakoś się nie nawraca, tylko jest coraz dalej. Dziewczyno chcesz ratować, to ratuj z głową!

[ Dodano: 2013-07-16, 10:11 ]
martusia_1970 napisał/a:
W mojej głowie jest tylko jak mu pomóc.

Błąd! W Twojej głowie ma być" jak sobie pomóc", bo jesteś w rozsypce, o czym świadczą zachowania:
martusia_1970 napisał/a:
Raz krzyczę, innym razem ryczę.

Marta przestań żyć życiem męża i jego zachowaniami: czy interesuje się Tobą, czy nie. Jak się zainteresuje, to na pewno tego nie przegapisz, bo już on się postara, byś to zauważyła! Na razie pogódź się z tym, że jest inaczej i pokaż w końcu mężowi plecy. Musi odkryć, że nie jest pępkiem świata, że Ty bez niego też potrafisz żyć i być radosna! Mój mąż, jak odchodził ode mnie, to w ogóle nie zwracał uwagi na moje łzy, smutek, dopiero jak po wielu miesiącach zaczęłam być radosna, poważnie się zaniepokoił, jakby ze mną było coś nie tak, że się uśmiecham. Wykrzykiwał, że do końca życia będę po nim płakać! :shock: Tak, jakby on nic nie tracił, tylko ja utraciłam skarb. :shock: Od razu zapaliła mi się :idea: w głowie: hola, hola, ja tez jestem dzieckiem Bożym i mam wartość w Jego oczach, więc nie pozwlę mężowi odbierać mi godności.

[ Dodano: 2013-07-16, 17:40 ]
ja_tez napisał/a:
, ukrywania przede mną rzeczy, których nie powinno się ukrywać przed żoną, a to wszystko ze świętym przeświadczeniem "nieszkodliwości małych kłamstw", "prawem do własnych spraw" i niemalże samouwielbieniem (potęgowanym przez koleżanki, głównie z pracy) nad doskonałością własnej osoby...

Twój mąż chyba niewiele jeszcze zrozumiał. Coś sobie załatwia przez urabianie Ciebie, bo chyba nie chodzi mu o naprawę małżeństwa, skoro dalej kłamie. A może to Ty, poprzez zranienie widzisz więcej, niż jest?

Anonymous - 2013-07-17, 09:24

AWS masz świętą rację ja to wszystko wiem, staram się wyrzucać z głowy te wszystkie czarne scenariusze, ale przychodzę takie chwile że mam wszystkiego dość.! Tu mogę się wyżalić bo nawet jak ktoś mnie skrytykuje za moje postępowanie to jest dla mnie motywujące. Dziękuję:)
Anonymous - 2013-07-17, 09:55

AWS napisał/a:
Twój mąż chyba niewiele jeszcze zrozumiał. Coś sobie załatwia przez urabianie Ciebie, bo chyba nie chodzi mu o naprawę małżeństwa, skoro dalej kłamie. A może to Ty, poprzez zranienie widzisz więcej, niż jest?

Wiesz, prawda chyba leży po środku.
Myślę, że zależy mu na małżeństwie, bo wie ile mógłby stracić, przekonał się, że nigdzie nie będzie mu lepiej. Co sobie urabia? Zapewne chodzi o ciche, bezpieczne gniazdko, taką przystań, do której zawsze się wraca... ale skąd...?
I tak - z jednej strony: ja rzeczywiście zaczęłam być bardziej krytyczna - uważam, że w zaistniałej sytuacji mam do tego prawo - i w związku z tym moja wyrozumiałość i tolerancja się wyczerpały.
Z drugiej strony: jego przeświadczenie o swojej krystalicznej moralności w sytuacji ciągłych kłamstw oraz ukrywania kontaktów z kobietami - niby koleżeńskich, jednak zabarwionych zbyt dużą dozą poufałości, zażyłości, emocjonalności... wg niego to nic złego...
To, co dla męża jest "normalne" w takich relacjach, mi w głowie się nie mieści.
Do tej pory byłam naprawdę tolerancyjna (bo raczej nie miałam powodów do obaw), ale w tej chwili nie zgadzam sie na pewne rzeczy, które mnie ranią, które nie są zgodne z moim kodeksem moralnym.
Co prawda coś się zmienia w tym zakresie, ale nie wiem do końca co z tego wyniknie.
Mąż mi zarzuca zazdrość i chęć zamknięcia w klatce. Jasne, utrata dotychczasowej (zbyt dużej, jak się okazało) wolności, na pewno jest bolesna...
Ale bycie mężem (żoną) zobowiązuje.

Anonymous - 2013-07-17, 10:51

ja_tez napisał/a:
Mi jednak zarzuca zazdrość i chęć zamknięcia w klatce.

Kurcze, skąd ja to znam. Wolnosci im się zachciewa... Przecież żadna z nas nie niszczy ich wolności. Skoro świadomie podjęli decyzję o małżeństwie, niech świadomie przyjmą te ograniczenia. Nikt nie mówi o klatce czy zakazie rozmowy z koleżankami... Ale jeżeli ktoś kłamie i bardziej docenia koleżanki jak żonę to to jest złe. I przeciwko temu się walczy.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group